W komentarzu do postu „Konkurencja na dwa fronty cz.2” AniaR zadała nam parę pytań, nad którymi warto osobno podyskutować. Zapraszam Was w tym poście do wymiany Waszych doświadczeń i opinii. Może w ten sposób powstać coś równie ciekawego i przydatnego jak dyskusja „Na ile programiście przydają się studia”
Pytania AniR:
- czy sądzicie ze warto planować karierę zawodową ?
- czy jest to realizowane przez młodych ludzi?
- czego według Was oczekują oni od rynku pracy i od przyszłych (obecnych) pracodawców, biorąc pod uwagę, że jednak dużo wykształconych wyjeżdża realizować się za granicą?
- czy pracodawcy w Polsce biorą pod uwagę to, żeby inwestować w rozwój?
Zakładam, że w tym ostatnim pytaniu Ani chodziło o rozwój pracowników.
Zapraszam Was teraz do dzielenia się własnymi doświadczeniami i obserwacjami. w komentarzach. Ja jak znajdę chwilę i przemyślę trochę ten temat też obiecuję wrzucić tam moje trzy grosze
1) Czy sądzicie ze warto planować karierę zawodową ?
>>> Tak, warto. Jak można osiągnąć coś, czego się nie zaplanowało? :) Nawet żeby wygrać w totka trzeba najpierw zaplanować które wybierzemy ;)
2) Czy jest to realizowane przez młodych ludzi?
>>> Jest. Na przykład przeze mnie (jako 20-latek mogę stanowić jakiś-tam-odsetek-statystyczny :D) – mam zaplanowaną ścieżkę kariery na kilka lat do przodu i jak na razie z małymi odchyleniami zmierzam do celu :)
3) Czego według Was oczekują oni od rynku pracy i od przyszłych (obecnych) pracodawców, biorąc pod uwagę, że jednak dużo wykształconych wyjeżdża realizować się za granicą?
>>> Rozwoju. Młodzi, tacy jak np. ja, czy moi koledzy i koleżanki na studiach marzymy o tym, żeby się rozwijać, ale nie na topornych zasadach. Jeśli chcemy zachować świeżość naszych pomysłów, musimy bazować na rzeczach innowacyjnych, unikać utartych schematów, referencji traktowanych na zasadzie „ktoś to zrobił i ty też MUSISZ”. Rozwój dotyczy zarówno sfery zawodowej, jak i płac. Nie wyobrażam sobie po skończeniu studiów zarabiania 800 zł na rękę – może to pycha, ale uważam, że to co przechodzę na studiach jest warte więcej niż minimalna pensja ;)
4) Czy pracodawcy w Polsce biorą pod uwagę to, żeby inwestować w rozwój?
>>> Nie. Pracodawcy w Polsce (tutaj opieram się też na zdaniu innych osób, z którymi rozmawia(łe)m na podobne tematy) szukają jedynie „mini-maxa” -> dać minimum, wymagać maksimum. Zdają się nie widzieć tego, że pracownik, w którego się inwestuje i jednocześnie daje możliwość wykorzystania nowych umiejętności nie będzie szukał innego pracodawcy. Zamiast tego asekuracyjnie podnoszą poprzeczkę (wymogów), jednocześnie starając się płacić pracownikowi jak najmniej, co oczywiście prowadzi z czasem do zmiany pracodawcy, na lepszego ;)
Może moje zdanie jest trochę „cierpkie” i mam jedynie nadzieję, że trafiłem na tę mniejszość ludzi którzy mają niemiłe zdanie ;)
1. czy sądzicie ze warto planować karierę zawodową ?
>>TAK! Tutaj w ogóle nie ma o czym dyskutować według mnie.
2. czy jest to realizowane przez młodych ludzi?
>>Patrząc na ludzi na studiach, na znajomych to nie wiedzą jeszcze co chcą robić, na studia poszli po to, bo „wypada”. Tutaj stawiam odpowiedź NIE, chociaż osobiście mam zaplanowaną karierę, wiem co chcę robić za 10 lat, nawet i za 20. Mam plan, którego staram się trzymać.
3. czego według Was oczekują oni od rynku pracy i od przyszłych (obecnych) pracodawców, biorąc pod uwagę, że jednak dużo wykształconych wyjeżdża realizować się za granicą?
>>Osobiście polecam założyć własną firmę:) Pracodawcy moim zdaniem wymagają przede wszystkim doświadczenia – sucha teoretyczna wiedza ze studiów w branży informatycznej jest już niewystarczająca. Młodzi ludzie szukający pracy natomiast wymagają godziwej pensji, co w Polsce będzie naprawdę trudne do zrealizowania przy ZUSach, podatkach itd. Duże firmy sobie poradzą ale Małe i Średnie Przedsiębiorstwa już niestety nie zawsze – według mnie oczywiście:)
4. czy pracodawcy w Polsce biorą pod uwagę to, żeby inwestować w rozwój?
>>NIE. Pracownik musi sam zrobić wszystko, aby się rozwijać, dokształcać, uczyć.
1. Warto. Ale trzeba wiedziec czego sie w zyciu chce.
2. Osobiscie nie znam nikogo w moim wieku czy mlodszego, kto mialby zaplanowana sciezke kariery.
3. Ja i moi koledzy z pracy oczekujemy od obecnego (i zapewne przyszlych) pracodawcy wspierania i dbania o nasz rozwoj. Mimo 1,5 roku pracy w obecnej firmie nie zostalismy wyslanie na zadnego szkolenie, codziennie wykonujemy te same, nudne zadania. Mam nadzieje, ze w niedalekiej przyszlosci uda mi sie znalezc pracodawce, ktory bedzie przeciwienstwem obecnego.
4. Hmm… Obecny pracodawca, jak juz napisalem, nie interesuje sie za bardzo rozwijaniem swoich pracownikow. Jednak z rozmow ze znajomymi z wiekszych i mniejszych firm wiem, ze sa firmy, ktore jednak inwestuja w pracownikow. Moze i mi bedzie dane tego doswiadczyc;)
1. Tak. Tu się chyba wszyscy zgadzamy. To nie dotyczy tylko kariery zawodowej lecz całego życia. Zawsze trzeba mieć jakiś cel, do którego dążymy.
2. Tu bywa różnie – to zależy od człowieka. Ci bardziej ambitni naturalnie realizują swoje plany życiowe, zawodowe. Częściowo mogę się więc zgodzić i z Krzyśkiem i z Pawłem :)
3. Przede wszystkim przyzwoitych zarobków. Otwarcie granic w związku z naszym wejściem do UE spowodowało (na szczęście), że skończyły się czasy w których można było pomiatać pracownikiem – młodym czy starym. Coraz częściej daje się zauważyć, że firmy zaczynają zmieniać to podejście, dbać o pracownika, pensje pomału idą do góry. Oczywiście jeszcze dużo w tym kierunku musi się zmienić, ale jesteśmy na dobrej drodze. Wracając jeszcze do punktu: uważam, że oprócz finansowych satysfakcji młody pracownik ceni najbardziej możliwość rozwoju, awansu, dostępu do szkoleń oraz stabilności zatrudnienia.
4. Na ten punkt już chyba częściowo odpowiedziałem trochę wcześniej.
Odpowiadam na te pytania z perspektywy osoby z 7 letnim już doświadczeniem zawodowym, po 2 kierunkach studiów, studiach podyplomowych i stażu w firmie zagranicznej… Jutro mam 3… urodziny i…?
1. Wszyscy się tu zgadzamy, że planowanie jest niezbędne. Bo przecież trzeba po prostu wiedzieć dokąd się zmierza, bez tego będziemy jak człowiek we mgle, gdzieś idziemy, ale nie wiemy dokąd, mogąc się nawet cofać… Bez planowania po kilku latach nie będziemy w stanie sobie odpowiedzieć na pytanie czy to jest czego chciałam/em, czy tu chciałam/em być.
2. Na studiach nie miałam pojęcia jak ma wyglądać moja ścieżka kariery… za to na 3 roku studiów wiedziałam już, że te studia, na których jestem, zupełnie nie są dla mnie, ale ukończyłam je. Już w czasie studiów rozpoczęłam staż za granicą i dzięki temu odkryłam dziedzinę, w której chciałam i nadal chcę się realizować. Zatem nie zawsze już na studiach trzeba wiedzieć co chce się robić w przyszłości, czasem życie samo przynosi nam rozwiązania.
3 i 4. Jako młody pracownik oczekiwałam przede wszystkim rozwoju, nigdy priorytetem nie były dla mnie stanowiska. Zawsze zależało mi na tym co robię, czy sprawia mi to przyjemność, czy pozwala się rozwijać czyli czysta satysfakcja z tego co robię (mam to szczęście, że nigdy nie musiałam myśleć przez pryzmat pieniędzy, więc może to co piszę to jest jakaś utopia). Wydawało mi się zawsze, że jeśli zależy mi na czymś i będę z całych sił starać się robić to najlepiej jak potrafię to wystarczy. Ale niestety dorosłe życie jest brutalne, bywa, że forma przerasta treść. Na krótką metę powiecie? Niestety nie zawsze, praca z toksycznymi ludźmi, na których niestety można natrafić w swym życiu zawodowym, potrafi obalić nawet najbardziej stabilne podstawy motywacji w osiąganiu wyznaczonego celu.
W Polsce istnieją pracodawcy, którzy inwestują w ludzi, takim przykładem jest moja firma, która opłaciła mi studia podyplomowe, ale co z tego jeśli nie ma odwagi pójść o krok dalej i nie pozwala mi wykorzystywać tego co się na tych studiach nauczyłam. Jeśli ktoś chce być prekursorem w jakiejś dziedzinie i to jest jego ścieżka kariery to musi być odporny na niezrozumienie, na niesłuchanie i na podcinanie skrzydeł… Na pewno wiele zależy od człowieka od jego motywacji, samozaparcia i umiejętności komunikacji, ale czasem zwykli ludzie są przeszkodą.
Nie chcę brzmieć pesymistycznie, bo z natury jest osobą niesamowicie pogodną, podobno zawsze „mam banana na twarzy”:) i entuzjastyczną, chodzi mi tylko oto, że „twardym trzeba być a nie miętkim” w realizowaniu swoich celów, dlatego tak ważne jest ich wyznaczenie i nie wolno pozwolić, aby inni ludzi niszczyli Twoje dążenia i ideały.
1. Czy warto ?? z pewnością. Ale biorąc pod uwagę szereg zmian zachodzących we współczesnym świecie, ciężko przewidzieć jak może wygladąć „pozycja” człowieka na rynku pracy. Wydaje mi się, że zmiany zachodzące na rynku pracy oraz zmiany narzędzi wykorzystywanych do niej są tak olbrzymie, że przez ostatnie 10-15 lat zmieniło się więcej niż przez cały okres istnienia świata … no dobrze rynku pracy i kariery:)
2. Tylko niewielka część młodych wie co chce robić w przyszłośći. Większość podczas studiów szuka swojego miejsca, swojej niszy, i z większymi lub mniejszymi sukcesami stara się to rozwijać. Wydaje mi się, co nie jest odkryciem, że studia dają wiele człowiekowi ale głównie na płaszczyźnie rozwoju ogólnego i intelektualnego. Jeśli zaś chodzi o przygotowanie do kariery zawodowej … lepiej to przemilczeć:)
3. Młodzi oczekują tego, iż zostaną zatrudnieni, przeszkoleni, dostaną pewne miejsce pracy za przyzwoite pieniądze oraz co chyba najważniejsze szanse rozwoju i poszerzania swojej wiedzy oraz kompetencji. Co najgrosze większość nie jest w stanie zacząć pracy w Polsce gdyż brak im doświadczenia, po które wyjeżdzają (często w trakcie studiów) za granicę, w ramach stażu lub praktyki.
4. Pracodawców w Polsce można podzielić na dwie grupy: mających kapitał zagraniczny i nie mających. Często w tym pierwszym przypadku siłą rzeczy („zachodnie” podejście do pracy oraz pracownika) pracownika traktuje się kompleksowo, z naciskiem na rozwój oraz poszerzanie kompetencji oraz stwarzanie szans rozwoju i awansu. W przypadku polskich firm oraz polskiego rynku pracy, pomimo iż obserwujemy znaczące zmiany na dobre, wciąż brakuje poczucia, iż to pracownik, czyli „dobro intelektualne” jest najcenniejszym elementem.
Pozdrawiam:)
Dziękuje za odpowiedzi:) nie sądziłam ze ten temat aż tak się rozwinie :)
Chciałbym podzielić się także miomi obserwacjami. Co po niektórzy moi znajomi jak im mówię o tym co zaplanowałam (w ramach kariery zawodowej) po prostu uśmiechają się ponieważ większośc nie wie o czym mówię, nie zastanawiają się w ogóle nad tym, mimo że także kończa studia (głównie wydział informatyczny) lub już skończyli. Niektórzy chcieliby być tzw. wiecznymi studentami i do końca życia pozostac na garnuszku u rodziców. Z jednej strony próbuję zrozumieć takie zachowanie biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczna, alee jak dla mnie jest to po prostu lenistwo.
Za 800zł też nie chciałabym pracować, ale większość pracodawców własnie tak traktuje ludzi po studiach, z tego co zauważyłam. Mozliwe że mam trochę wygórowane plany, ale lepiej mieć takie i lekko zejść w dół niż zaczynać bez poczucia własnej wartości.
Oczywiście znam wielu takich, którzy ambitnie podchodzą do sprawy :) i zaczynaja życie zawodowe wraz z momentem rozpoczęcia studiów w danym kierunku lub nawet wcześniej, nawet poprzez rozwijanie kontaktów z odpowiednimi ludźmi. Oni wiedzą czego chcą i to realizują bez względu na to czy ich pracodawcy wspierają ich czy nie. Takie czasy że o wszysto trzeba walczyć, nikt za nikogo nic nie zrobi.
To jest tylko to co ja zauważyłam
:)
Dokładnie tak jest, że nic samo nie przychodzi i nikt za nikogo nic nie zrobi. I im wcześniej uświadomimy sobie, że bardzo wiele zależy od NAS SAMYCH a nie od kogoś określonego lub bliżej nieokreślonego, tym większa szansa osiągnięcia naszych celów. Stare przysłowie „każdy jest kowalem swego losu” (czuję się teraz jak poseł Cymański:))) jest bardzo proste w wymowie i nie traci na aktualności. Mimo, że jak pisałam nie zawsze jest łatwo, ale najważniejsze to chcieć i otrzepywać się szybko po upadkach:)
Ad.1 Trzeba mieć plan, żeby go osiągnąć.
Ad.2 W większości młodzi nie posiadają planu. Zastanawiają się nad tym dopiero po skończeniu studiów, co jest oczywiście absurdem. Myślę, że wynika to z niedojrzałości – faktycznie przy podejmowaniu studiów kierujemy się raczej tym gdzie poszli znajomi, gdzie jest łatwiej, gdzie jest bliżej i taniej. Może to i lepiej, ponieważ fakty mówią same za siebie: Niewielki procent znajduje pracę w wyuczonym zawodzie. Zresztą sama powiedz dlaczego poszłaś na te a nie inne studia :)
Ad.3 Oczekuje możliwości rozwoju – wielu o tym pisało, nie chce więc po nich powtarzać.
Ad.4 Odnoszę wrażenie, że w większości pracodawca chce wyciągnąć z nas jak najwięcej, natomiast samemu dać jak najmniej. Oczywiście są firmy, które skierują nas na darmowe szkolenia, kursy i tak dalej, jest ich jednak nadal za mało.
Rozróżnić jednak trzeba jednak podejście na studiach do podejścia w pracy jako pracownika. To, że nie mam ambicji na wysokie oceny w szkole wcale nie świadczy o tym, że nie mam ambicji zawodowych, albo że nie sprawdzę się jako pracownik. Ocena to tylko ocena, Twój obraz w oczach nauczyciela. Mi nie zależy na ocenie nikogo bo jestem na tyle pewny siebie, że nie dbam o to co kto o mnie myśli. Pracodawca tez nie może być aż tak głupi, żeby sugerować się jedynie papierkiem ze studiów. Zapewniam, że jestem o wiele bardziej kreatywny i ambitny niż większość studentów z wysokimi średnimi. Czy ktoś jest w stanie to zauważyć przy dawaniu mi pracy? To się okaże. Póki co mam zamiar wyjechać za granicę, zarobić na małe mieszkanie i zebrać pieniądze, które zainwestuję. W co? Nie wiem. Minie kilka lat zanim te pieniądze zarobię, więc zmienią się trochę realia, ja sam się bardzo zmieniam na przestrzeni lat, widzę to po sobie, że to co mnie rajcowało kilka lat temu, teraz kompletnie mnie nie rusza. Ostatecznie nie myślę więc nad karierą zawodową, aż w takim stopniu jak prawdopodobie Ty, ale czas pokaże jak wszyscy skończymy. Nie da się jednak ukryć, że najważniejsze w życiu to pasja, zdrowie i najbliższi. Powodzenia.
1.tak
2.tak
3.dobrej pensji, szefa mentora, kultury pracy
4.tak
Trochę się czepiam, ale moim zdaniem blog ten powinnien nas uczyć szeroko rozumianej komunikacji i profesjonalizmu.
Większość pytań w formie zamkniętej do których formatu się dostosowałem ;)
Artur Jaworski
Hello,
=> czy sądzicie ze warto planować karierę zawodową ?
„Jesli nie wiesz dokad zmierzasz, kazda droga cie tam zaprowadzi” – takie podejscie wydaje sie interesujace, skoro gdzies sie jednak w koncu dojdzie… Tylko co odpowie mlody czlowiek na 'interview’ na pytanie 'dlaczego chce wykonywac prace X?’ :)
Niech te plany ewoluuja, niech ludzie poznaja nowe rzeczy i przez doswiadczenie decyduja o swoich dalszych losach, ale niech to robia wg pewnej ogolnej i bardziej ponadczasowej 'koncepcji’, o czym ponizej.
=> czy jest to realizowane przez młodych ludzi?
Moja perspektywa patrzenia na temat jest zblizona do Iwony, bo tez mam juz pare lat pracy za soba. Patrzac na swoje doswiadczenia i na losy mlodych ludzi zaczynajacych swoje zawodowe kariery zaobserwowalem, ze sa oczywiscie tacy, ktorzy to robia i tacy, ktorzy ida na tzw. 'zywiol’.
Roznica wg mnie jest taka, ze ci, ktorzy maja 'koncepcje na siebie samego/sama’ radza sobie znacznie lepiej – robia ciekawsze rzeczy, dostaja wiecej odpowiedzialnosci i kompetencji, szybciej awansuja, sa brani do udzialu w projektach wykraczajacych poza ich normalne obowiazki itd.
Wazna rzecza jest, by okreslic sobie tutaj co jest przyczyna, a co skutkiem. Moim zdaniem posiadanie tej 'koncepcji’ wynika z wewnetrznej motywacji do osiagniecia pewnego pozadanego stanu w przyszlosci, a sama koncepcja jest 'srodkiem’ do osiagniecia tego stanu. Niektorzy po prostu nie maja wizji tego pozadanego stanu. Ci posiadajacy 'koncepcje’ maja jednoczesnie motywacje, ktora sprawia, ze szybciej sie ucza, wkladaja w prace wiecej zaangazowania itd. Widza w tym, co robia nadrzedny CEL.
Druga rola 'koncepcji’, nawet jesli jest okreslona tylko w bardzo ogolnym zarysie, to filtrowanie przez pryzmat uzytecznosci wszystkich potencjalnych zadan, ktorych podejmujemy sie na drodze zawodowej i nietylko. Ma sie wtedy jasne kryterium oceny, by nie marnowac czasu i stwierdzic: „Nie, to nie dla mnie – nie przybliza mnie to do mojej wizji siebie”.
Trzeci powod, dla ktorego warto koncepcje miec, to mozliwosc zaplanowania sobie prawidlowo wlasnego rozwoju. I nie chodzi mi tutaj o to, zeby wiedziec po ktorych stanowiskach w hierarchii firmy dochodzi sie do tego wymarzonego!!! (tak spora czesc osob planuje swoje kariery, jak widze) Moim zdaniem, wazniejsze jest zrozumiec jaki zestaw wiedzy, doswiadczen i umiejetnosci jest potrzebny, by byc skutecznym w swojej docelowej roli i tak inwestowac swoj czas, by te obszary doskonalic. Reszta przychodzi zazwyczaj sama. W dobrych firmach na szczescie jest tak, ze ostatecznie do glosu dochodzi nie ten, co krzyczy najglosniej, tylko ten, kto ma cos do powiedzenia :)
I na koniec tego watku o 'koncepcji’ chcialbym podkreslic przewage tego podejscia od dosc typowego okreslenia sobie, ze „chce sie zarabiac 25 k PLN na stanowisku dyr. Marketingu”. Posiadanie koncepcji samego siebie jako managera, informatyka, czy architekta bedzie bardziej produktywne i korzystne w dlugim okresie. Na koniec dnia, swojej satysfakcji nie bedziemy oceniac przez pryzmat tytulu na wizytowce i wplywow na konto (wiem, bo doswiadczylem), tylko na podstawie tego, czy mamy frajde z tego, co robimy i czy jestesmy w tym dobrzy lub najlepsi.
=> czego według Was oczekują oni od rynku pracy i od przyszłych (obecnych) pracodawców? (pomijam watek 'zagraniczny’)
Tutaj troche namieszam odnoszac sie do czesto wymienianego slowa „rozwoj”. Spotkalem sie z licznymi przypadkami ludzi, ktorym tylko wydaje sie, ze maja plan wlasnej kariery (koncepcje), a chcac sie „rozwijac” nie maja zielonego pojecia jak to slowo wypelnic trescia. „Rozwoj” to wygodne slowo, by okreslic swoje motywy, np. przy zmianie pracy na ta, gdzie dostanie sie 1000 PLN wiecej.
Spotykam sie z mlodymi osobami, ktore maja czesto chybione oczekiwania wobec pracodawcy i roszczeniowa postawe typu „ja jestem wspanialy(a), ciesz sie, ze dla Ciebie pracuje, nie bede zajmowac sie pierdolami, bo jestem stworzony(a) do wyzszych celow, a tak w ogole, to nie wiem dlaczego to ja jestem podwladnym, a ty szefem”…:) Przypomnijcie sobie film „Karate Kid” i sposob szkolenia za pomoca pedzla i szczotki – czy byl skuteczny? Tylko kto dzis chce sie uczyc biznesu w ten sposob? :))
Potrzeba duzo pokory, by w pelni skorzystac z tego, co daje nam PRAWDZIWY rozwoj. Praca w dobrej firmie to mozliwosci uczenia sie od najlepszych specow w branzy i chloniecia pelna geba JAK DZIALA SKUTECZNA ORGANIZACJA (procesy, procedury, modele, struktura, kultura, case studies on-the-job itp.). Zadne szkolenia, kurso-konferencje i inne bajery tego nie zastapia. Zamiast rozwazan „Z KIM” lub „NAD CZYM” chcielibysmy pracowac za pol roku, bo tam mozna sie nauczyc ciekawych rzeczy, czesto slyszy sie narzekania, ze „firma nie zapewnia mozliwosci rozwoju, bo nie wysyla na szkolenie”. Mam pewnosc, ze nie dotyczy to osob na tym forum, ale rozejrzyjcie sie dookola, czy widac podobne symptomy :)
Witam. Po raz pierwszy komentuję, choć czytam Twojego bloga już od pewnego czasu. Cóż, zawsze można tutaj znaleźć coś ciekawego. :)
A teraz odpowiedzi na pytania:
1. czy sądzicie ze warto planować karierę zawodową ?
Najpierw należałoby ujednoznacznić znaczenie czynności planowania. Jeśli ma to być stawianie sobie konkretnych celów tak, aby zaspokoić swoje pragnienia, to jest to ok. O ile ktoś nie traktuje tego planu jako kwestii życia i śmierci.
Innym sposobem, według mnie nawet lepszym od poprzedniego jest skoncentrowanie się na tym, co jestem w stanie robić i naszkicowanie jakiegoś ramowego planu zakładającego więcej, niż jedną drogę. Poprzedni punkt jest nieco zbyt liniowy i może zawężać pole widzenia.
Chyba nie muszę wspominać o tym, że te plany jeszcze nieraz będą się przekształcać.
Niestety, szkoły (póki co, liceum, a więc o studiach niewiele mogę powiedzieć) mają zwyczaj koncentrowania uwagi na półśrodku, jakim jest zdanie egzaminu, a wizja przyszłości, którą roztaczają rozmywa się zaraz po zakończeniu kolejnego etapu nauki.
Ogólnie, lepiej jest mieć jakiś plan, niż nie mieć żadnego. ;)
2. czy jest to realizowane przez młodych ludzi?
Precyzyjnie zaplanowana kariera? Ciężko byłoby ją stworzyć bez doświadczenia. Szkielet dalszego rozwoju? Tak, to jest wykonalne, ale najpierw trzeba poczekać, aby samemu poznać siebie, co w praktyce nie jest takie łatwe.
Mam wrażenie, że wśród młodych panuje przekonanie, że bez pełnej wiedzy o tym, co chcesz robić nie masz się po co zabierać za wykonywanie tej czynności (szkolna logika – tylko jedna poprawna odpowiedź). Chyba dlatego planowanie kariery (albo chociaż próby) powoli zaczyna się popularyzować. Bo tak szybciej i większe szanse na dobrą pracę. Z drugiej strony, zastanawiam się, jak wiele osób planuje tylko dlatego, bo inni tak robią…
No i realizowanie swojej koncepcji nadaje pewien cel w życiu, a sądzę, że znajdą się i tacy, którzy naprawdę nie wiedzą, czego chcą. Jestem skłonny twierdzić, że w wieku ok. 18 lat (a w tym wieku znajduję się ja i moi rówieśnicy) takich osób jest nawet całkiem pokaźna grupa.
3. czego według Was oczekują oni od rynku pracy i od przyszłych (obecnych) pracodawców, biorąc pod uwagę, że jednak dużo wykształconych wyjeżdża realizować się za granicą?
Dużo (czyli tyle, żeby jeszcze zostało na uprawianie hobby), łatwo (m. in. to, żeby nie było zbyt dużo stresu i PITA) i przyjemnie (bo fun musi być!). A jeśli jeszcze praca będzie stała i da możliwości samorealizacji – nic tylko brać! :)
Ważną sprawą jest także to, aby pracodawca nie traktował pracownika jako towaru, który można szybko wymienić. Chyba właśnie dlatego wielu wykształconych wyjeżdża za granicę – uważają, że tam będą mieli szansę na stałą pracę z godziwym wynagrodzeniem, lub takie wynagrodzenie, by zapewnić sobie zapas na wypadek utraty pracy.
4. czy pracodawcy w Polsce biorą pod uwagę to, żeby inwestować w rozwój?
Raczej niewiele jestem w stanie powiedzieć.
Myślę, że inne spojrzenie na sprawę może dać tutaj ukazanie pewnego kontekstu – pogłosek, które zdarzało mi się słyszeć, a które pośród osób bez doświadczeń mogą stanowić za źródło informacji i mieć dość duży wpływ na nie:
– trudno jest zapewnić sobie dobrą pracę w Polsce (czego efektem są masowe migracje)
– organy ustawodawcze nie dążą do polepszenia sytuacji
– media ukazują prawdę (czyli same afery i porażki), co prowadzi do ogólnego niezadowolenia
– nauka i wygrywanie wyścigu szczurów jest jedynym rozwiązaniem, by dobrze wystartować
– zresztą i tak wiele rzeczy uda Ci się załatwić tylko wtedy, gdy będziesz miał `plecy’
Nietrudno zauważyć, że zbyt pozytywne to te pogłoski nie są.
Na samym początku serdecznie witam nowe aktywne Czytelniczki i Czytelników.
Iwonie śpiewam wirtualnie „Happy birthday to you..” :-)
Cieszę się, że pojawia się tyle wypowiedzi i to pochodzących od osób w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami. To jest pozytywna cecha tego, co Amerykanie nazywają „diversity”, a co przy właściwej komunikacji daje między innymi znaczne rozszerzenie horyzontów każdego uczestnika.
Wracając do meritum, to osobiście widzę jeden naprawdę delikatny temat, a mianowicie kwestię stawiania sobie celów. Sprawa jest na tyle ważna, że o jednym z ich aspektów napiszę osobny post (bo wszelkie nieprecyzyjności z mojej strony mogłyby okazań się szkodliwe dla czytelnika). Drugim, który u paru z Was pojawiał się, a który warto szczególnie wyeksponować, jest kwestia planowania kariery zawodowej (co było oryginalnym pytaniem Ani) versus planowania życia w ogóle. Ryzyko koncentrowania się na tym pierwszym i zaniedbania tego drugiego jest takie, że możemy odnieść sukces zawodowy (cokolwiek by to miało znaczyć), a jednocześnie nasza odczuwalna jakość życia może być bardzo kiepska, przynajmniej w stosunku do tego, co byłoby możliwe. W matematyce powiedzielibyśmy o osiągnięciu lokalnego maksimum, ale chybieniu tego maksimum absolutnego, którego należałoby szukać przy całkiem innych wartościach argumentów funkcji :-)
W życiu dość często obserwuję takie zjawisko, sam zresztą też kiedyś byłem jego ofiarą i przed tym chcę Was przestrzec.
To powiedziawszy, myślę, że na ogół jakiś plan kariery zawodowej jest lepszy niż kompletny brak koncepcji, zwłaszcza dla tych z Was, którzy widzą swoją przyszłość we wspinaniu się po szczeblach w dużych, międzynarodowych korporacjach. Tam właściwe studia, postgraduate, CV i tym podobne czynniki mogą odgrywać bardzo dużą rolę (choć znam też sporo wyjątków). Po drugiej stronie spektrum znajdują się nowocześni odpowiednicy wolnych samurajów (takich jak ja :-)) którym za planowanie kariery wystarcza parę ogólnych założeń i kryteriów, plus oczy otwarte na sposobności i wola ciągłego doskonalenia tego co robisz.
Kilku z Was poruszyło też ważny temat ciągle zmieniającej się rzeczywistości, co trzeba koniecznie uwzględnić we wszelkich dalekosiężnych planach. Tutaj mam niestety wrażenie, że większość młodych ludzi (zapewne z nieświadomości) planuje i podejmuje długoterminowe działania tak, jak gdyby nigdy nie miałoby być poważniejszych zmian gospodarczych, demograficznych i tym podobnych. To jest często błąd takiego typu, jaki np. popełniło wielu ich rodziców, czy dziadków zakładając, że będą dobrze pracować w PRL-u a na starość delektować się spokojnym życiem na emeryturze.
Jeśli chodzi o realizację, to bywa z tym różnie i nie jest to tylko domeną młodych ludzi. Czasem mam wrażenie, że sporo osób ma w głowie taki „hamulec sukcesu”, który niemal automatycznie zaczyna działać wtedy, kiedy akurat należałoby się, mówiąc kolokwialnie, sprężyć i zrobić coś konkretnego. Skrajnym przykładem niech będzie parę osób, które mając wszelkie predyspozycje do pracy w branży otrzymały ode mnie następującą propozycję: Przez rok będą otrzymywać bezzwrotne „stypendium” pozwalające na utrzymanie się przy życiu (na szczęście dla mnie z jednym wyjątkiem te osoby nie mieszkały w Warszawie :-)), oraz pełny dostęp do mojej biblioteki, notatek i oczywiście mojej wiedzy. W zamian zobowiązywały się one przez 6 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu intensywnie się uczyć, a po wystartowaniu w biznesie robić etyczne rzeczy. Żadnych innych, jak to mówią Amerykanie „strings attached”. Teoretycznie była szansa życiowa (ja jako sprzedawca gazet mogłem kiedyś bezpłatnie korzystać z systemu komputerowego i literatury i to po 3 miesiącach wystarczyło, aby wystartować moją nową karierę), ale żaden z tamtych projektów nie zakończył się sukcesem, choć każda z osób uczestniczących znacznie poprawiła swoją sytuację. Zamiast działania otrzymywałem bardzo dobre usprawiedliwienia, wytłumaczenia a czasem wręcz pretensje. OK, to było ładnych parę lat temu, ale czy postawa ludzi w Polsce aż tak bardzo się zmieniła?
Mamy bez wątpienia pewną bardzo dobrą elitę (niezależnie od wieku, chwilowego wykształcenia czy stanu posiadania – chodzi o postawę wewnętrzną), co do reszty mam moje wątpliwości.
Jeśli chodzi o oczekiwania od rynku pracy, to jak już wielu piszących wspominało, są one niezwykle zróżnicowane i tutaj nie będę Was powtarzał.
Tak samo z firmami, większość rzeczywiście nie podejmuje skutecznych działań w kierunku rozwoju pracowników (bo wysłanie kogoś na tanie, dofinansowane (60-80%) z Unii szkolenia rzadko jest jako takie postrzegane), wiele nie podejmuje żadnych (!!!), nieliczne robią z tego bardzo ważny priorytet. I myślę, że jako młody człowiek warto poszukać tych ostatnich, bo znowu nie chodzi o chwilowe maksimum (aktualne zarobki), lecz o coś znacznie więcej. Niektórzy z Was też już o tym pisali.
Tyle moich 3 groszy, dziękuję dotychczasowym Komentatorom za podzielenie się z nami a wszystkich innych zapraszam, aby zrobili to samo :-) To przecież żaden problem!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mam kilka dodatkowych pytań….
Jakie pytania powinniśmy sobie zadać planują swoją karierę?
Kiedy powinniśmy zaplanować swoją karierę i kiedy jest na to za późno i czy może być za późno?
Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić?
pozdrawiam
M
Moze warto podejsc do planowania kariery jak do budowania marki, czyli uwzglednic takie rzeczy jak:
– pewna unikatowa kombinacja korzysci, jakie ma miec pracodawca z zatrudnienia nas / albo Klient z pracy z nami
– czym sie bedziemy wyrozniac na rynku pracy (differentiate or die…)
– jak chcemy sie pozycjonowac w stosunku do 'konkurencji’ na rynku pracy (czy chcemy byc tania sila do zadan podstawowych, czy poruszac sie w obszarze wysoka cena-wysoka jakosc :)
itd. itp.
Przeczytalem wczoraj genialny cytat, ktory otwiera oczy na to, ze bez konsekwentnie realizowanego „planu” juz niedlugo ciezko bedzie miec wymarzona prace:
„In China, when you are one in a million – remember that there are thirteen hundred other people just like you.”
Juz dzisiaj konkurujemy ze studentami z Indii, Chin o najlepsze stanowiska. Ciekawe, czy w 'zglobalizowanym’ swiecie za 5-10 lat bedziemy w stanie osiagnac cokolwiek bez PLANU :)
gdzieś słyszałam, ze sobą należy zarządzać tak jak swoją (najlepszą) firmą :) AniaR s.a. :)
Martyno
Witamy na naszym blogu :-)
Zapewne inni Czytelnicy dodadzą wiele interesujących punktów widzenia, ja napiszę kilka od siebie.
Zacznijmy od końca:
„Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić? „ – to pytanie pobudziło mnie do napisania odpowiedzi, która rozrosła się do całego postu (bo zapewne wywoła intensywną dyskusję :-)
Tutaj napiszę całkiem krótko: wypróbuj praktycznie różne rzeczy w życiu, zanim podejmiesz wiążące decyzje. Jak to skutecznie i bezpiecznie zrobić znajdziesz w poście, który opublikuję za chwilę.
„Kiedy powinniśmy zaplanować swoją karierę i kiedy jest na to za późno i czy może być za późno?„ – przede wszystkim po tym, kiedy przynajmniej w przybliżeniu wiemy co nas naprawdę „kręci”. Kiedy jest na to za późno? No cóż, kiedy leżymy na łożu śmierci, to może to być rzeczywiście za późno. We wszystkich innych momentach naszego dorosłego życia możesz to zrobić, choć w miarę upływu czasu i postępów w „stabilizacji” Twojej sytuacji życiowej może to być coraz trudniejsze. Na wszelki wypadek precyzuję, że stabilizacja sama w sobie nie jest zła, trzeba sobie tylko zdawać sprawę, że jak wszystko w życiu, ma ona swoją cenę, którą musimy zapłacić.
„Jakie pytania powinniśmy sobie zadać planują swoją karierę? „ – pierwsze nawiązuje do początku mojej odpowiedzi. Zbadaj, co podoba Ci się tak bardzo, że robiłabyś to chętnie nawet za darmo. Ja to wiesz, to wtedy możesz zadawać sobie pytania, które np. zaproponował Kuba.
Idę dokończyć tamten post, a Tobie życzę owocnych przemyśleń.
Pozdrawiam
Alex
Kuba
Jeśli jesteśmy już przy planowaniu kariery (co powinniśmy zrobić po ustaleniu, czego tak naprawdę pragniemy w życiu), to rzeczywiście Twoje propozycje są bardzo dobrym początkiem. W razie potrzeby możemy go rozwinąć, z tym że ja teraz zajmę się dokończeniem tego postu, który wspomniałem wcześniej.
To „Chińskie zagrożenie” to jeden z czynników, które powinniśmy mieć na oku planując długoterminowo co chcemy robić. Na razie bardziej dotyczy ono produkcji niż szeroko rozumianych zaawansowanych usług (znam spektakularne wpadki w przypadkach tych ostatnich). Dla przykładu wiesz dokładnie co i jak robię, sprobuj zastąpić mnie nawet tysiącem tanich Chińczyków, czy Hindusów :-)
Cała tajemnica polega na dostarczaniu konkretnych rezultatów i byciu w tym dość unikalnym dostawcą, co polecam każdemu Czytelnikowi.
O zagrożeniach, które należy wziaść pod uwagę można znowu napisać długi post, tylko kiedy znajdę na to czas? :-)
AniuR
Napisałaś: „gdzieś słyszałam, ze sobą należy zarządzać tak jak swoją (najlepszą) firmą „
Nieco upraszczając zagadnienie (bo dla nas, jako indywidualnych ludzi istnieje wiele ważnych odczuć i emocji, o których trudno mówić w wypadku firmy), to dokładnie tak jest. Jak chcecie to mogę ten temat rozwinąć, ale uprzedzam, że może dla niektórych Czytelników prowadzić do bolesnych konkluzji. Na pewno tego chcecie?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
[Dla przykładu wiesz dokładnie co i jak robię, sprobuj zastąpić mnie nawet tysiącem tanich Chińczyków, czy Hindusów]
Nawet nie bede probowal! :) Tego, co i jak robisz nie mozna zautomatyzowac, czy outsourcowac nawet miliardem Chinczykow :) Ze swojego doswiadczenia uwazam, ze nie ma po prostu innej osoby, ktora mogla by Cie zastapic :)
Tutaj jednak dotykamy tematu nie tylko „JAK” planowac kariere, tylko „JAKA” kariere dla siebie zaplanowac, zeby odnalezc sie na zglobalizowanym rynku pracy. Nie ulega watpliwosci, ze Ty zaliczasz sie do kategorii „UNTOUCHABLES” i w odpowiedzi na pytanie „JAKA” kariere zaplanowac nalezy szukac sposobu na znalezienie sie w tej grupie.
Chodzilo mi o 2 rzeczy:
– patrzac na trendy w USA, ilosc studentow z Indii i Chin, ktorzy koncza tam najlepsze uczelnie z najlepszymi wynikami rosnie geometrycznie, a i same uczelnie (zwlaszcza techniczne) z obu tych krajow przestaja ustepowac nawet takim slawom jak MIT => uwzglednijmy fakt, ze w obu tych krajach lacznie jest ponad 2 miliardy ludzi, a srednia wieku bardzo niska i juz widac w jakich warunkach o pewne zawody beda konkurowac mlodzi ludzie z innych krajow na globalnym rynku pracy :)
– z powodu zachodzacych zmian czesc zawodow albo zniknie, albo zostanie zautomatyzowana, albo bedzie wykonywana za 50% srednich obecnych cen jak np. prosta ksiegowosc, ktora juz nawet polskie firmy outsourcuja do Indii; „JAK” znalezc sie we wlasciwej grupie?
Pozdrawiam,
Kuba
Kuba
Dziękuję za miły komplement, choć z tym miliardem to naprawdę przesadziłeś :-)
Co chciałem powiedzieć podając mój przykład jest to, że długoterminowo odpowiedź na pytanie „JAKA kariera” jest znacznie ważniejsza od odpowiedzi na pytanie „JAK planować”. I to nie tylko ze względu na międzynarodową konkurencję, lecz też na tak „prozaiczną” kwestię, jak osobiste zadowolenie.
Z tym „UNTOUCHABLES” to też niezupełnie jest tak, bo rożne rzeczy się zdarzają. Ważne jest, aby zawsze mieć coś ciekawego w rękawie :-)
Te dwie kwestie, które poruszasz w drugiej części komentarza powinny sporo ludzi nie tyle przestraszyć, ile skłonić do intensywnego myślenia o sprawach, które naprawdę zadecydują o ich jakości życia i to już za parę lat. Jak tak zaglądam na różne polskie srony internetowe, to ku mojemu zdziwieniu stwierdzam, że mało kto się tym na poważnie zajmuje.
Jeli chodzi o pytanie „JAK znaleźć się we właściwej grupie”, to pierwszą częścią szukania odpowiedzi powinno być to, co pisuję w następnym poście. Potem możemy podyskutować o następnach
Pozdrawiam
Alex
Alex wrote:
>Są też osoby, które zdobywanie pozycji życiowej zaczynają od kupowania na kredyt mieszkania, bo tak robą wszyscy wokoło. Osobiście uważam to za kiepską strategię (jeśli chcecie mogę ten temat rozwinąć), ale OK, to jest ich życie, ich decyzja.>
Jestem zainteresowany rozwinięciem tego wątku. Nie mam aktualnie kredytu, ani chęci w obecnej sytuacji kupowania czegokolwiek w Warszawie, ale ciężko dyskutować mi z argumentami moich znajomych: „Zamiast wynajmować mieszkanie za 1500 PLN miesięcznie, biorę kredyt i rata jest tej samej wysokości a po 30 latach jestem właścicielem nieruchomości”
Dla uproszczenia mówię tu o zakupie na rynku wtórnym, czyli nie ryzykujemy współpracą z nieuczciwym developerem.
Dla wielu osób oczywisty jest fakt: zamiast nabijać kasę temu od którego wynajmuję, ponosząc ten sam miesięcznie koszt pieniądze lokuję w swojej nieruchomości.
Pozdrawiam radośnie
Artur Jaworski
1. czy sądzicie ze warto planować karierę zawodową?
ZAWSZE!!! Nie mając obrazu siebie za kilka lat nie wiesz jakich wyborów dokonywać. Obraz ten nie musi być jawnie zdefiniowanym stanowiskiem w konkretnej firmie – wystarczy wiedzieć gdzie chce się dojść oraz gdzie jestem. A jak do tego jeszcze uda się określić optymalną drogę dojścia, to już jest super.
Mała uwaga: optymalna droga i tak najprawdopodobniej w rzeczywistości będzie meandrować – bo taka jest rzeczywistość ;)
2. czy jest to realizowane przez młodych ludzi?
Z moich obserwacji: bardzo rzadko.
Sam też nie jestem wyjątkiem. Tak na prawdę, pierwsze próby planowania pojawiły się u mnie dopiero na 4 roku. Wtedy postanowiłem, dla kogo chcę pracować i mniej więcej w jakim obszarze funkcjonalnym. A z powodów różnych, moja droga zakręca przez bardzo różne, często odmienne od siebie stanowiska :) Ale cel swój widzę i wiem, że się do niego zbliżam.
3. czego według Was oczekują oni od rynku pracy i od przyszłych (obecnych) pracodawców, biorąc pod uwagę, że jednak dużo wykształconych wyjeżdża realizować się za granicą?
Wg. mnie to oczekują cudów. Najlepiej bez zaangażowania własnego.
Oczywiście wiem, że są wyjątki, ale patrząc na obecne pokolenie lat 19-24, to po prostu mi łapki opadają. Oni chcą wszystko od razu. I trudno jest wyjaśnić takiemu, że dyrektorem marketingu nie zostaje się od razu po studiach.
4. czy pracodawcy w Polsce biorą pod uwagę to, żeby inwestować w rozwój?
Niewielu, ale TAK! Akurat ja na swojego pracodawcę nie narzekam, wręcz chwalę go pod niebiosa :)
Pozdrawiam późną nocą,
MJK
Przyjechalam do USA zaraz po maturze, 1.5 roku temu. Super! Spelnilam swoje marzenie. Najpierw pracowalam jako babysitter, a obecnie od 8 miesiecy jako recepcjonistka w salonie fryzjerskim na Manhattanie. I niby wszystko jest swietnie bo mam prace,fajnych wspolpracownikow,znajomych,New York w ktorym ciagle cos sie dzieje to jednak brakuje mi czegos od zycia. Rodziny. Moja siostra niedlugo urodzi pierwsze dziecko, wszyscy sa podekscytowani. Kuzyni sie zenia. A gdzie w tym wszystkim jestem 'ja’?! No wlasnie, na Skype albo na zdjeciach. Dziwnie sie z tym czuje. Coraz czesciej dopada mnie depresja bo zastanawiam sie co mnie w zyciu bardziej cieszy. Nowe ciuszki ktore ide co chwile kupuje czy tez chwile spedzone z rodzina. Stad tez NIE WIEM CO ZROBIC ZE SWOIM ZYCIEM. Bo jest mi dobrze w NY i zarazem zle bo jestem tu tylko sama. I tak sie bije z myslami, a ta bitwa wcale przyjemna nie jest……zwlaszcza majac lat 21.
Nati
Jeśli jesteś „na Skype albo na zdjęciach” to może po prostu jedną nogą zostałaś w przeszłości?
Może warto zacząć budować własne życie, według własnych wyobrażeń? Takie, aby jego przeżywanie wypełniało Cię bez reszty?
Jeśli piszesz o byciu tylko samą w wielomilionowej metropolii, to dla mnie brzmi to dziwnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@nati: Brakuje Ci rodziny bo: siostra rodzi dziecko, wszyscy są podekscytowani, kuzyni się żenią. To miłe, dzielić z innymi ich radości, ale nie jesteś swoją rodzącą siostrą, wszystkimi podekscytowanymi i żeniącymi się kuzynami. Co więcej, nie jest wykluczone, że oni myślą tak: „ja tu rodzę”, „my się tu ekscytujemy”, „my się tu żenimy”, a nati – wolna jak ptak – realizuje swoje marzenia w Ameryce. Fajnie byłoby być na jej miejscu.
Jak napisał Alex jedną nogą zostałaś w przeszłości i nie namawiałbym Cię do zrywania tych więzów, ale czy napewno wykonałaś drugą nogą krok w przyszłość?
Witam!
Wszystkie odpowiedzi będą oparte o moje myślenie i subiektywne obserwacje jakie poczyniłem. Obserwacje też nie były prowadzone na grupie reprezentatywnej, więc wyniki warto przefiltrować:
Ad 1 i 2. Podobnoż warto, lecz ciężko jest to zrobić mając ok. 20 lat. W tym czasie wiele osób jest na studiach, które wybrało bo ktoś poradził, bo ktoś inny jest, bo w gazecie napisali, że za 5 lat będzie brakować ileś tysiecy informatyków i tak naprawdę nie wiedzą co będą robić. Obserwując kolegów i koleżanki z dawnych studiów (za rok bym kończył dwa kierunki), to widzę, że tylko mała część z nich zaczyna realizować się w tym co studiują, mała część idzie w innym kierunku, a reszta nie ma pojęcia co tak naprawdę będzie robić. Osobiście poprzestałem planowanie w wieku 21 lat, bo:
– za wiele razy zmieniałem plan,
– bo plan, który wykonywałem, przestawał być kuszący,
– bo sam nie wiem, co w życiu chcę robić
Jedyny mój plan to taki, że do 30 roku życia będę siedział w domu, uczył się ciekawych rzeczy we własnym zakresie, spotykał ciekawych ludzi i z nimi rozmawiał, praktykował we własnym zakresie różne rzeczy, a pracował tylko wtedy, gdy w pracy będę miał możliwość nauczenia się czegoś, co akurat będzie mnie interesowało. Dopiero w 30 urodziny ruszę do pracy, aby zarabiać na życie – być może będzie to kasa w hipermarkecie jeśli nie odnajdę siebie w ciekawszej dziedzinie. Obecnie rozesłałem kilka CV na ciekawe stanowiska (działy HR), w którym najważniejszy jest dopisek: „mogę pracować za DARMO”, a stanowiska takie, gdzie będzie kontakt z ludźmi i możliwość rozwijania umiejętności komunikacji, trochę coachingu.
Ad 3. Wielu moich znajomych oczekuje pieniędzy i nawet nie chodzi o stabilność zatrudnienia, a o pieniądze i nazwę stanowiska. Są osoby, które nie zamierzają zajmować się tym, co studiowały, a wyjechać za granicę, zarobić pieniądze i wrócić. O sobie napisałem w „Ad 1 i 2”. Myślę, że młodzi ludzie więcej dawaliby z siebie, gdyby w Polsce istaniała możliwość zakładania i prowadzenia firmy za grosze (zwolnienia z ZUS itp.) tak, aby łatwo przetrwać początek. My, młodzi, boimy się niepowodzenia na starcie, które zostawi nas z wielkim długiem i tak naprawdę brakiem doświadczenia w CV.
Ad 4. Od pewnego czasu obracam się wokół pewnej małej firmy. Gdy tylko zrezygnowałem ze studiów (Informatyka), to automatycznie dwie najwładniejsze osoby dały mi praktycznie szlaban na wejście do tej firmy. Tak naprawdę zmazane zostało to, kim jestem, co tam zrobiłem i co umię, a wyciągnięty fakt, że nie będę miał „tytułu inż.” przed nazwiskiem i wyższego wykształcenia. Myślę, że w 100 tys. mieście młody człowiek powinien rozwinąć się sam a przychodząc do pracy umieć wszystko – pracodawca płaci za wykonywaną pracę teraz i tu, a nie za efekty w przyszłości. Jedyny rozwój jaki pracodawca zapewnia to chyba tylko takie szkolenie lub studia, aby był papierek – nie ważne są umiejętności.
Komentarz utrzymany w dość pesymistycznym nastroju, zapewne ze względu na to, że skończył się mój wiosenny, 2 miesięczny okres wysokiej motywacji (sam z siebie). Następny dopiero od września ;) chyba, że po drodze nadarzy się jakaś motywująca sposobność :)
Pozdrawiam,
Orest
@Orest
a.d.3 – takie możliwości przecież istnieją, szczególnie dla absolentów studiów wyższych. Co nie zmiania faktu, że w przypadku prowadzenia poważnej działalności, bardziej uciążliwe bywają formalności lub po prostu nieskuteczne prawo (niesolidni dłużnicy itp) niż groszowa opłata na ZUS (fakt faktem – i tak za duża, bo nic z niej nie ma). A ze ktoś oczekuje pieniędzy – cóż, nie można w nieskończoność (o ile w ogóle) kozaczyć za pieniądze rodziców. O przepraszam – niektórzy mogą… pytanie tylko, czy wypada…
Piotr:
Co do formalności i nieskutecznego prawa to się zgadzam. Co do możliwości pozyskania środków na rozwój działalności gospodarczej również. Wspominasz o absolwentach… cóż, takowym nie będę :) Są różnego rodzaju fundusze unijne oraz programy, które mogą dostarczyć ciekawej gotówki na opłacenie ZUS przez rok, na założenie działalności i jej rozwój. Jednak z rozmów z innymi wnioskuję, że jest bardzo ciężko takie środki otrzymać – formalności i formalności.
„Kozaczyć za pieniądze rodziców”? No tak. Współcześnie (wspieram się spojrzeniem Penelope Trunk) człowiek osiąga dojrzałość w wieku ok. 30 lat. Nie ma więc w tym nic złego, aby do „trzydziestki” żyć na koszt rodziców. Sam z tego korzystam, co pozwala mi na uczenie się i sprawdzanie co mi w życiu odpowiada, a nie na skupianiu się na pieniądzach :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
@Artur
Czy ja dobrze zrozumiałem ? Czy i gdzie w Warszawie można kupić mieszkania przy tak niskich ratach ? W znanych mi przypadkach mówimy o kwotach przynajmniej dwukrotnie wyższych. Jeżeli faktycznie tak jest, to ja się ani trochę nie dziwię – taki zakup prawdziwa okazja. Której przez najbliższe 30 lat raczej już nie będzie…
Orest
Napisałeś : „Nie ma więc w tym nic złego, aby do “trzydziestki” żyć na koszt rodziców.”
Obawiam się, że się mylisz. Jeżeli ktoś w wieku powiedzmy ponad 24 lat nadal pasożytuje na innych (rodzina, społeczeństwo) będąc przy tym zdrowym na ciele i umyśle, to wcale nie jest cool i taka osoba zawsze będzie traktowana z pewną rezerwą przez takich ludzi jak np. ja (nie bierz tego osobiście, to ogólna prawda).
Wszystko jedno co na ten temat pisze pani Trunk, która teraz zdaje się ma inne poważne problemy.
Jak będę miał więcej czasu, to napiszę serię postów o kastach w dzisiejszym społeczeństwie, i jednym z kryteriów podziału jest odpowiedź na pytanie „kto Cię utrzymuje?”. Każda odpowiedź inna niż „ja sam” powoduje „beeeep!!!, wrong answer” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Przestrzegam Cię przed używaniem zwrotu „ogólna prawda” ;)
Nie żyję na koszt rodziców spełniając wszystkie moje zachcianki z ich portfela. Żyję na koszt rodziców („beeeep” ;) ) w sensie, że mieszkam u nich i żywię się na ich koszt. Resztę moich potrzeb zaspokajam na własny koszt, takie jak wyjazdy, dostęp do wiedzy (książki), kupno telefonu, komputer, sprzęt muzyczny, rower, aparat itp. Mógłbym zacząć pracować, lecz osoba w moim wieku (22), niestudiująca, bez „wykształcenia” ma dość spore ograniczenia jeśli chodzi o wybór ciekawej pracy z pieniędzmi. Nie mam zamiaru pracować dla pieniędzy, a drobne rzeczy (przy komputerach) robię z przyjemności i a przy okazji mam z tego jakieś środki na swoje potrzeby, czasem na jakąś potrzebę rodziców :)
Jak więc ma się pracowanie za darmo do tego co piszesz w komentarzu wyżej? Pracując za darmo ktoś mnie musi utrzymywać, chyba, że pracuje się w dwóch miejscach – w pierwszym dla pieniędzy, w drugim dla nauki. Obecnie kieruję swoją energię na zdobycie pracy dla nauki, za darmo, więc nie będę „cool”. Pieniądze będę mi potrzebne dopiero po 30-stce, bo tyle daję sobie czasu na naukę.
Nie dbam o bycie „cool”. Wolę nie być „cool” a móc się swobodnie rozwijać. Mam wiele przykładów osób wokoło, gdzie w wieku 18 lat „zmuszeni” byli iść w świat i samemu się utrzymywać – żadna z nich nie jest teraz taką osobą, jaką ja bym chciał być w przyszłości (nie chodzi o stanowisko, majątek, a o poziom „szczęśliwości”).
Chętnie poczytam serią postów, o której piszesz :)
Pozdrawiam równie serdecznie,
Orest
Orest
Po pierwsze mój komentarz dotyczył ludzi w wieku ponad 24 lat.
Po drugie, pisząc o pracy za darmo miałem na myśli pracą gdzie się coś uczysz i zdobywasz kontakty. To nie wyklucza utrzymywania się z innego zajęcia. W moim przypadku tym innym zajęciem było sprzedawanie gazet. Dlatego dziś szanuję np. młodych ludzi pracujących w KFC, czy też nastolatków sprzedających kwiaty przy hipermarketach (50 zł dziennie)
Po trzecie, z Twoim życiem rób co uważasz za słuszne
A propos bycia cool w powyższym znaczeniu: takiemu człowiekowi prędzej pomogę postawić coś na nogi (też finansowo), niż komuś, kto nie zaznał trudu utrzymania się. Temu drugiemu brakuje ważnego doświadczenia biznesowego!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie,
Ciekawy jestem jak w praktyce sprawdzi się strategia Oresta, trzymam za nią kciuki jednakże warto znać i akceptować ograniczenia, jakie się z nią wiążą. Z doświadczeniem życiowym jest podobnie jak z aplikacjami komputerowymi, trzeba się ich uczyć używając.
Każde prawdziwie doświadczenie zawodowe możne nieoczekiwanie zaowocować w przyszłości, więc to co robimy kosztem „prawdziwej pracy” powinno długofalowo przynieść większe korzyści. Ja z perspektywy po trzydziestce nie wybrałbym takiej strategii.
Alex o jakich kłopotach Penelope piszesz ?
Pozdrawiam, Artur
Alex:
Być może wbiję sobie przysłowiowy „gwóźdź do trumny” pisząc publicznie, że nie potrzebuję wsparcia innych osób – wychowanie w duchu „umiesz liczyć, licz na siebie”. Co prawda staram się zmieniać swoje przyzwyczajenie, lecz jeszcze długo nie przekonam się do pozyskiwania wsparcia finansowego. Może i ogranicza mnie to w działaniu, dlatego koncentruję się na tym, co mogę zrobić bez pieniędzy.
Kilka dni temu, wysyłając CV, gdzie napisałem o możliwości pracy za darmo, zastanawiałem się jak sfinansować sobie sprawę dojazdów do przyszłej pracy oraz resztę wydatków związanych z pracą. Założyłem możliwość drugiej pracy nawet na kasie w hipermarkecie, po kilka godzin tygodniowo – wariant praca w jednym miejscu dla nauki i kontaktów, w drugim dla pieniędzy (na sfinasfowanie tej nauki). Jeśli jednak nie będę „zmuszony” do pozyskiwania tych środków, to nie będę marnował mojej energii i mojego potencjału na pracę przy kasie… niezależnie od mojego szacunku do takich pracowników. Konformizm? Trochę tak.
Nie chciałbym, aby rozmowa zeszła na rozmowy typu „ulubiony kolor”: mnie się bardziej podoba zielony, Tobie czerwony – ja bym przekonywał Ciebie, że nie masz racji, bo zielony jest łagodniejszy, uspokaja, jest śliczny, a Ty mnie starał się przekonać do czerwonego, bo to kolor sportowego samochodu, płachty na byka itp. :)
PS: Do 24 roku życia jeszcze 2 lata. Zauważając mój przeskok „do innej ligi” w ciągu ostatniego pół roku, a szczególnie ostanich dwóch miesięcy (odkąd jestem czytelnikiem Twojego blogu) to patrzę pozytywnie na najbliższą przyszłość :)
PS 2: Zainspirowałeś mnie do napisania postu u mnie odnośnie życia na koszt rodziców – kiedy warto (wolno) a kiedy nie. Pozbieram troszkę myśli, aby był uporządkowany.
Pozdrawiam,
Orest
Hej,
Czytając jeszcze raz swój komentarz, zauważyłem, że trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem
Czyli jeżeli ktoś świadomie nie decyduje się na zbieranie doświadczeń poprzez pełną samowystarczalność przed 30 musi mieć naprawdę coś atrakcyjnego, aby w większym stopniu rozwinąć swoją osobę.
Pozdrawiam, Artur
Artur:
Będąc w gimnazjum wydawało mi się, że po maturze to powinienem otrzymać rentę lub emeryturę i czekać do śmierci. Na początku studiów, że po otrzymaniu dyplomu praca i dopiero śmierć. Teraz, gdy dotarłem do przewidywań, że przede mną jeszcze ok. 80 lat życia, każda z wcześniejszych strategii odpada. Dałem sobie czas na dojrzewanie, na „socjalizację” do 30 roku życia. To i tak ok. 70 lat pracy zawodowej, bo nie zamierzam spocząć na emeryturze.
Nie wiem, czy ja mam coś naprawdę atrakcyjnego. Być może rozwijałbym się bardziej przy utrzymywaniu siebie samego… tego nie jestem w stanie stwierdzić, bo wybrałem wariant „przedłużenia okresu dojrzewania”. Dwóch na raz nie jestem w stanie realizować :)
Pozdrawiam,
Orest
@Orest
W jednym komentarzu piszesz: „Nie żyję na koszt rodziców spełniając wszystkie moje zachcianki z ich portfela. Żyję na koszt rodziców (’beeeep’) w sensie, że mieszkam u nich i żywię się na ich koszt.”
W następnym komentarzu piszesz: „Być może wbiję sobie przysłowiowy 'gwóźdź do trumny’ pisząc publicznie, że nie potrzebuję wsparcia innych osób – wychowanie w duchu 'umiesz liczyć, licz na siebie’.”
Wiesz, nie rozumiem, co piszesz. Jeżeli Twoja egzystencja opiera się na wsparciu finansowym rodziców (mieszkanie, jedzenie), to jak możesz mówić, że nie korzystasz ze wsparcia innych ludzi? Myślę, że nie ma się czego wstydzić, ale trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Bill Gates porzucił studia i wyruszył do Alberqueque zakładać Microsoft mając zawsze możliwość powrotu do Seattle do bogatych rodziców. To znakomita sytuacja do prowadzenia odważnych eksperymentów biznesowych.
@Orest: Zastanawia mnie cała filozofia Twojego podejścia, a w szczególności:
1) Pogląd jakoby obecnie ludzie dojrzewali w wieku 30 lat. Myślę, że jedni dojrzewają w liceum (tak, jak mój kolega ze szkoły średniej, który rzucił naukę w klasie maturalnej i zajął się biznesem – dziś jest szanowanym deweloperem), inni później, a jeszcze inni wcale.
2) Pogląd, że w dzisiejszym, zmiennym świecie, pełnym niespodziewanych okazji, można przeznaczyć 8 najlepszych lat na naukę. Po 30-ce spada poziom entuzjazmu i skłonności do ryzyka, często pojawia się rodzina, zmieniają się priorytety i cele. Nie jestem wrogiem planowania, lecz 8 lat, to szmat czasu.
Ponadto, jeśli jesteś osobą zdyscyplinowaną możesz wpaść w pułapkę swojego planu (tak, jak kiedyś ja) i odrzucać inne ciekawe możliwości tylko dlatego, że są niezgodne z planem.
TesTeq:
Masz rację – obnażyłeś moją niekonsekwencję. W poprzednim komentarzu zapomniałem o pewnym epizocie, gdy przed pójściem na studia oznajmiłem rodzicom, że idę do pracy a studiować będę zaocznie. Rodzice nie wyrazili zgody na taki system, bo „masz się uczyć a nie pracować – na pracę będziesz miał jeszcze czas”. Wtedy nie śmiałem polemizować, dziś nadal się uczę, choć nie na studiach i nie śmię zrezygnować z wygody, jaką zapewnia mi mieszkanie u rodziców.
Wątpię, abym aż do trzydziestki żył na koszt rodziców (nawet częściowo), bo już dziś mam dużo determinacji, aby podjąć ciekawą pracę, która może w niedalekiej przyszłości zapewnić mi środki na całościowe utrzymanie samego siebie. Niemniej zakładam taką opcję jak życie do 30-stki na koszt rodziców.
Nie wstydzę się tego, że żyję przy „ciepłym talerzu zupy u mamy”. Otwarcie o tym piszę, choć przez wielu teraz będę postrzegany jako „mamisynek” bądź „ciepłe kapcie”. Zadziwiające, jak pasjonując się PR’em nie dbam o swój PR ;)
Jeszcze jedna rzecz, przez którą jest chyba ta różnica w naszych poglądach. Kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu była inna rzeczywistość. Alex, zdobywałeś doświadczenie za granicą, więc chcąc nie chcąc „musiałeś” się utrzymywać samemu – stąd ta sprzedaż gazet. Bill Gates wyruszył do Alberqueque, bo zapewne w Seattle nie miał możliwości zakładania Microsoftu. Ja mogę rozwijać się będą w domu rodziców.
W czym więc mój model postępowania jest „gorszy” lub „lepszy” od Twojego modelu Alex, modelu Bill’a Gates’a czy innych? (abstrahując od tego jak jestem postrzegany przez innych)
(trochę na siłę staram się, aby dyskusja przebiegała w ramach wyznaczonych przez AnięR)
PS: Co do komentarza z przed chwili:
Ad 1. Ilość wiedzy i doświadczeń, jakie należy zebrać przed „wyruszeniem w świat” jest nieporównywalnie większa, niż jeszcze kilka lat temu. Taki trend rysuje się od dawna – jeszcze dwa, trzy wieki temu kobieta w wieku 18 lat to była stara panna. Teraz mężatka w wieku 18 lat to szczyt ekstrawagancji i nieodpowiedzialności. Czy warto więc walczyć z trendem i na siłę mnie i innych „udojrzalać”? Jak zawsze są osoby, które wyłamują się z trendu – czasem z lepszym a czasem z gorszym skutkiem. Mam zamiar się z niego wyłamać, lecz tylko z lepszym skutkiem :)
Ad 2. Na to pytanie już wyżej częściowo odpowiedziałem. Jestem niesamowicie uświadomiony jeśli chodzi o priorytety i cele w życiu, w odniesieniu do moich rówieśników. Ja wystrzegam się popadnięcia w pracę, rodzinę i zobowiązania finansowe. Ty i Alex być może potrzebowaliście więcej czasu na to, aby się uświadomić w kwestii priorytetów (Alex pisał w jednym z komentarzy, że dopiero w wieku 30 lal zdał sobie sprawę, czego od życia oczekuje). Daję sobie prawo do popełnienia błędu i z pełną świadomością wad i zalet obrałem ten kierunek.
Odnośnie pogrubienia się zgodzę. Zauwarzyłem już dwie zmarnowane okazje, gdzie je mylnie odrzuciłem, bo wydawało mi się, że mają się nijak do moich celów. Cóż… zbieram bagaż doświadczeń :)
W ramach życia na koszt rodziców idę wyszykować obiad dla rodziny :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
Witam i pozdrawiam wszystkich – to moj pierwszy post na blogu
Ja natomiast ruszylem w swiat w wieku 19 lat – 6 lat temu. Byla to trudna decyzja – czulem, ze rzucajac studia „marnuje sobie zycie”, nie spelniam oczekiwan rodzicow, kolegow, spoleczenstwa. Na poczatku oczywiscie bylo ciezko. Pracowalem za grosze sprzatajac w hotelu. Po 2 miesiacach dostrzegl mnie wlasciciel, docenil moj niezly angielski i umiejetnosci „komputerowe” i przeniosl mnie do biura. Dalej pracowalem za grosze, ale bardzo duzo sie uczylem. Zobaczylem od srodka jak wyglada zarzadzanie taka organizacja. Wlasciciel, ktory mnie polubil zawsze chetnie odpowiadal na setki moich pytan. „Dlaczego nie zatrudnisz managera i nie pojedziesz na Hawaje?”, „Dlaczego nie placisz rachunkow direct debitem, tylko za wszystko placisz 'recznie’?”, „Dlaczego zawsze masz aktywne ogloszenie, ze szukasz ludzi do pracy, nawet jesli akurat nikogo nie potrzebujesz?” i wiele, wiele innych. Co ciekawe, nie zgadzalem sie z bardzo wieloma biznesowymi decyzjami szefa – wydawaly mi sie nielogiczne, przynoszace straty i calkowicie sprzeczne z moja intuicja. Po jakims czasie zaczalem dostrzegac sens jego dzialan – moja jednowymiarowa analiza bardzo czesto byla bledna. Obslugujac klienta (przede wszystkim operatorow turystycznych) zdobylem bardzo cenne umiejetnosci miekkie.
Czasem zastanaiwam sie czy bylbym szczesliwszy, gdybym zostal w domu i skonczyl studia „jak pan Bog przykazal”. Z drugiej strony prowadze bardzo ciekawe zycie, od 19 roku zycia jestem calkowicie samodzielny finansowo i sprobowalem wielu roznorodnych zajec. Wiem teraz jak chce spedzic zycie. Nie wiem, czy gdybym zostal w Polsce i skonczyl studia tez moglbym to powiedziec.
> 1. czy sądzicie ze warto planować karierę zawodową?
Plan jak najbardziej sie przydaje, o ile nie jestes jego niewolnikiem. Pamietaj, ze w kazdej chwili mozesz taki plan zmodyfikowac, czy calkowicie z niego zrezygnowac. Skad wiesz, czy w polowie na przyklad 5-letniego planu nie odkryjesz nowej pasji? Moim zdaniem najlepsza jest strategia Alexa – miej oczy szeroko otwarte, i badz gotowy na zlapanie nadazajacej sie okazji. Badz elastyczny, by moc (jesli tego chcesz) w kazdym momencie wykonac ostry zyciowy zwrot.
> 2. czy jest to realizowane przez młodych ludzi?
Mysle, ze wiekszosc mlodych ludzi jest bardzo zagubionych. Z jednej strony ciazy na nich bardzo duza spoleczna presja pojscia na studia bezposrednio po maturze, z drugiej najczesciej nie wiedza czym chcieliby sie w zyciu zajac.
> 3. czego według Was oczekują oni od rynku pracy i od przyszłych (obecnych)
> pracodawców, biorąc pod uwagę, że jednak dużo wykształconych wyjeżdża
> realizować się za granicą?
Ja oczekuje mozliwosci rozwoju i partnerskiego podejscia. Jesli tego nie ma, zmieniam prace.
> 4. czy pracodawcy w Polsce biorą pod uwagę to, żeby inwestować w rozwój?
Nie mam pojecia – nigdy nie pracowalem w Polsce.
Pozdrawiam serdecznie,
Kazik
Witaj Kazik!
Szczerze dziękuję za Twoją historię. Zapamiętam ją i uwzględnię, gdy będę myślał o modyfikacji mojej strategii. Przedstawiłeś konkretne korzyści z wybrania takiej drogi… to bardzo cenne dla mnie :)
Pozdrawiam serdecznie,
Orest
@Kazik Friedrich: Znakomita historia. Najważniejsze, że na każdym kroku zdobywałeś doświadczenia i wyciągałeś z nich wnioski.
Co do studiów, to nie widzę nic złego w społecznej presji dotyczącej pójścia na studia, natomiast bardzo martwi mnie, że wiele osób marnuje ten czas i po studiach jest w punkcie wyjścia. A mogliby być ekspertami w jakiejś dziedzinie z praktyką odbytą w kilku firmach lub w przedsięwzięciach uczelnianych.
Re: sens studiowania
Latwo policzyc, ze jesli studiowanie zajmuje Ci 20h w tygodniu, to koszt uzyskania tytulu magistra wynosi ok 3900 godzin. Moim zdaniem warto to sobie uswiadomic przed podjeciem studiow. Czego moglbys sie nauczyc przez 3900 godzin? Ilu jezykow? Jak gleboko mozna wglebic sie w dowolny temat przez ten czas?
Pasja mojej kolezanki, ktora konczy wlasnie etnologie jest taniec. Bardzo zaluje, ze nie poswiecila mu wiecej czasu. Uwaza, ze teraz jest za pozno, nie ma czasu sie tym zajac. Bardzo interesuja ja inne kultury, kraje. Czy nie bylaby szczesliwsza, gdyby poswiecila caly ten czas na nauke tanca? Na przyklad w Argentynie?
Moim zdaniem zycie jest za krotkie, by zajmowac sie sprawami, ktore sa wazne dla _innych ludzi_.
-> Orest
widze, ze jestes bardzo przywiazany do swojego planu :)
takze nie bede z nim dyskutowal, powiem tylko co uwazam za najwazniejsza zalete wyprowadzenia sie z rodzinnego domu: uzyskanie kontroli nad wlasnym zyciem. bo to ja podejmuje decyzje jak zyje, kiedy i z kim sie spotykam, jak sie ubieram, kiedy spie, co i kiedy jem, itd. Ja i tylko ja o tym decyduje. musze powiedziec, ze to jest fantastyczne uczucie! :) a w ramach bonusu poczucie wlasnej wartosci rosnie z kazdym kolejnym rachunkiem za mieszkanie. czlowiek wypelnia przelew i z usmiechem mysli o pracy wykonal w ostatnim miesiacu. rozglada sie po swoim miejscu na ziemi i wie, ze bylo warto.
co do 'frame of mind’ jaki towarzyszy wyprowadzce to porownalbym to do nauki jazdy samochodem na placyku i wyjazdu w miasto. niby to samo, kieruje sie samochodem przeciez. tylko ze na placyku nie ma mozliwosci przekroczyc predkosci, wybrac innej drogi, nie ma mozliwosci wejsc w kontrolowany poslizg ani wyjsc z takowego. doswiadczenia zupelnie innej klasy.
-> Kazik
czy zakladasz, ze przez te 4k godzin czlowiek nic nie robi?.. oczywiscie mowie o sytuacji, gdy studiuje sie zgodnie z zainteresowaniami. mysle, ze w 'sensie studiowania’ nie chodzi o czas, ale o to czy jest sie ze soba szczerym w kwestii wyboru. i jesli do szczerej decyzji dodamy 'gramotność’ w wyborze uczelni to studia maja wielka szanse okazac sie udana inwestycja.
-> Kazik
ucieklo mi to w poprzednim komentarzu: Twoja historia buduje! czytalem ja z przyjemnoscia! :)
TesTeq, Kazik, Rafał:
Studia uczą… co prawda czegoś innego niż się powszechnie sądzi (napisałem o tym artykuł na eioba.pl czy chociaż w formie postów na blogu). Mnie nauczyły trzech najważniejszych rzeczy, o których tam można przeczytać. I to duży plus studiowania. Wielką jednak wadą studiów, niezależnie od kierunku czy uczelni (a nawet wadą polskiego systemu edukacji: gimnazjum, szkoły średniej) jest to, że system szkolny zabija w człowieku chęć poznawania, uczenia się. Jakby na studiach się człowiek nic nie nauczył, to pół biedy. Lecz gdy zabija się chęć uczenia się samemu, to jest to duży minus studiów.
Jakby tak, Kazik, przeliczać studia na godziny, to coś to może uświadomić. Teoretycznie moi znajomi spędzają na studiach po 20 godzin (zegarowych) na zajęciach na uczelni, lecz ja poświęcając się nauce, tego co lubię, tylko ok. 10 do 15 godzin tygodniowo zapamiętuję więcej i mam więcej wiedzy użytkowej – ja to wykorzystuję zaraz po nauczeniu się i przez dłuższy czas; im wpada coś do głowy i wypada. W sumie to oni tracą czas lub po prostu marnują go :)
Rafał:
Nie jestem sztywno przywiązany do mojego planu. Z perspektywy tego tygodnia już widzę, że jest on kiepski, a poza tym będzie mi go trudno wykonać :) Wpadłem na kilka ciekawych pomysłów, które chcę wdrożyć na dniach (dziś ze spacerku przegonił mnie deszcz). Jeśli chociaż część uda się wykonać, to pewnie przed 25 rokiem życia będę na swoim. Ten plan to bardziej jeden z możliwych wariantów, tak abym po 25 roku nie załamał się, że ja jeszcze na kociołku mamusi i że nikt mnie nigdzie nie chce. Lubię zbierać doświadczenia różnych ludzi i sam wybierać drogę, która mi najbardziej odpowiada. Cenię więc Twoją opowieść, opowieść Kazika i opowieść TesTeq’a. Każda czegoś mnie uczy, z każdej coś dobrego wyciągnę dla siebie.
Co do wolności w domu, ubierania się jak chcę, spię o której chcę itp., więc nie muszę się wyprowadzać, bo mam to tutaj w domu – może czasem brak mi własnego kąta, gdzie mógłbym swobodnie! porozmawiać przez Skype.
Ciekawy przykład z placykiem. Nie obawiam się wyjechać na miasto… choć teraz wydaje mi się, że jestem jak ten pies, co przez 9 lat biegał tylko na długość łańcucha. Gdy mnie spuszczono (pełnoletność) to nadal biegam, jakbym ten łańcuch miał na szyi. Ojj… chyba będę miał o czym rozmyślać dziś w nocy… :)
Pozdrawiam Was serdecznie,
Orest
Studia?
Nigdy nie żałowałem, że studiowałem elektronikę na Politechnice Warszawskiej.
Miałem doskonałych kolegów w grupie, i kilku wykładowców, którzy podsycili moją żadzę wiedzy (i to nie tylko w wąskim apekcie technicznym). Byli też oczywiście ludzie, którzy odrabiali pańszczyznę, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Jedynym ograniczeniem, jakie odczułem, były biurokratyczne blokady w możliwościach wyboru przedmiotów obieralnych.
-> Orest
jesli chodzi o nauke to jak dla mnie nie tyle 'studia maja wade’, co po prostu wybrales nie najlepsza uczelnie.
nawiazujac do wyprowadzki to chyba nie dosc jasno sie wyrazilem, wyjasnie wiec: nie chodzilo mi o wolnosc, chodzilo mi o kontrole nad swoim zyciem i wynikajaca z tego koniecznosc wziecia odpowiedzialnosci za to co sie w nim dzieje. wolnosc to bardzo mily efekt dodatkowy odwaznej decyzji.
a co do samej wolnosci to faktycznie jest jeszcze jeden 'bonus’. mowisz, ze teraz masz jej wystarczajaco?.. czy chcesz powiedziec, ze domownicy nie mieliby nic przeciwko tygodniowej imprezie na kilkadziesiat osob?.. albo, z drugiej strony, ze obecnosc domownikow nie bedzie ograniczeniem gdy mowa o kolacji przy swiecach?.. to oczywiscie retoryczne pytania :)
TesTeq, Rafał:
Co do uczelni, to różnie można trafić – ja trafiłem (wybrałem taką) gdzie na ćwiczeniach mówiono mi o rzeczach, które mają wątpliwą jakość użytkową (na kierunku zarządzanie przedsiębiorstwem). Na Informatyce byłem już na etapie wyboru tematu pracy inżynierskiej – jeden temat bardzo ambitny, drugi średnio ambitny a trzeci odtwórczy (nieambitny). Promotor doradzał wybór nieambitnego, bo nie wierzył, że mógłbym zrobić pierwsze dwa, że miałbym problemy… że on woli tendencyjne tematy. U mnie więc bardzo zniechęcali do uczenia się rzeczy poza programowych (gdy przedstawiałem inne, skuteczniejsze metody w zarządzaniu, a ćwiczeniowiec: „Panie Oreście, ja wiem, ale ja mam taki podręcznik, tak muszę uczyć i nie chcę grupie zamieszania robić”) lub do poznawania, gdy mój ambitny temat pracy inżynierskiej był niemile widziany przez promotora. Z opowiadań, rozmów i komentarzy (chociażby tutaj, na blogu) odnoszę wrażenie, że wiele jest takich „niszczących” uczelni. Napewno są też dobre uczelnie, o których też czasem słyszę.
Co do własnego mieszkania to wiem co masz na myśli. Będę chciał być na swoim, gdy będę tego potrzebował. Nie mam potrzeby „imprezowania”, nie potrzebuję świec. Teraz mam trochę inne potrzeby, które mogę zaspokajać mieszkając z domownikami. Zastanawiałem się dwa miesiące temu nad wyjazdem do innego miasta, na stancje… lecz stwierdziłem, że to nie zwiększy mojej swobody, bo teraz mam tyle ile mi potrzeba :)
Jakby tak człowiek miał zdobywać wszelkie doświadczenia, to powinienem w wieku 18 lat wziąć pleczak, wyruszyć świat, przejechać Europę za 5 €, zatrzymać się w swoim miejscu na ziemii, wykonywać tysiące różnych prac, rozmawiać z ludźmi z dziesiątek krajów itd. Za kilka lat opiszę Wam moją drogę – może będzie ciekawa, może nie, lecz napewno mnie wielu rzeczy nauczy :)
Pozdrawiam,
Orest
PS: Nie planuję szczegółowo – nigdy planów nie realizuję tak, jak pierwotnie zakładałem. Wolę warianty wyboru, różne możliwość. Narazie idę taką ścieżką, za jakiś czas pewnie zmienię (już zmieniam). Zmierzam tam, gdzie jest coś ciekawego.
Orest
Orest pisze: „Promotor doradzał wybór nieambitnego, bo nie wierzył, że mógłbym zrobić pierwsze dwa, że miałbym problemy… że on woli tendencyjne tematy.”
Dlaczego promotor nie wierzył w Twoje możliwości? Czy dałeś mu ku temu jakiś szczególny powód? Czy po prostu nie odróżniał Cię od „szarej masy leniwych studentów”? A może rzeczywiście był tylko złośliwym, zakompleksionym, gnębiącym innych, sfrustrowanym człowiekiem?
TesTeq:
Nic z tych rzeczy. Promotor chyba nie chciał dyplomanta, który potrzebowałby sporo konsultacji, który zabierałby dużo czasu. Nad tym już się nie rozwodzę – przeszłość :)
Witam, od dłuższego czasu przeglądam tego bloga, i postanowiłem opisać swój problem. Otóż zawsze decyzje podejmowane były za mnie i byłem rozpieszczany, co za tym idzie, stałem się pozerem bez własnego „ja” i swojego zdania. Jak dotąd udało mi się zrazić do siebie wszystkich i stracić cały szacunek jakim kiedykolwiek ktoś mnie obdażył, głównie poprzez puszczanie słów na wiatr i moje pozerskie zachowanie, nie wiem co chce robić w życiu, wiem tylko, że mam dość takiego życia i chce odnaleźć siebie i w przyszłości marzę o tym aby związać się z branżą muzyczną. Czy macie dla mnie jakieś rady??;/.Pozdrawiam ciepło
Will-B
Witaj na naszym blogu :-)
Sam widzisz, że nie jest dobrze z Tobą, ale poważnym plusem jest to, iż zdajesz sobie z tego sprawę. Może dla eksperymentu przez pewien czas spróbujesz zachowania bardziej luźnego w stosunku do samego siebie? Bardziej być sobą?
Poza bierze się często z tego, że nie wierzymy, iż gdybyśmy pokazali się światu tacy jacy jesteśmy to byłoby to wystarczające. jest tak tez u Ciebie?
Przemysl to sam, tak na początek
Pozdrawiam serdecznie
Alex
hmm a co jeśli ktoś tak długo nosił maskę, że już nie wie którym sobą jest??. Pozdrawiam. Dzięki za odpowiedz
Will-B pisze: „hmm a co jeśli ktoś tak długo nosił maskę, że już nie wie którym sobą jest??”
A którym sobą chcesz być?
myślę, że tym który kocha naturę, lubi się śmiać, uwielbia muzykę i z nią wiąże swoją przyszłość, ale i musi być czasem twardy i stanowczy. A tu jest problem bo jedno od drugiego odbiega, i często chcąc być stanowczy jestem chamski
Will-B Says: „często chcąc być stanowczy jestem chamski”
Po pierwsze – wspaniale, że zastanawiasz się nad sobą – z tej mąki będzie chleb!
Po drugie – w wielu przypadkach „chamstwo” jest oznaką bezradności. Reagujemy agresją, gdy boimy się, że przegramy starcie, że nasze argumenty są zbyt słabe. Wniosek? Należy popracować nad argumentami.
argumenty mam dobre, ale nie zawsze wierze w to co mowie
Hej, przeczytałam uważnie Waszego bloga. Super tematyka. Osttanio zastanawiam się, co chciałabym robić w zyciu. Mam 24 lata.. kończę studia (lingwistyka) na zagranicznej uczelni.
Jeszcze kilka miesięcy temu miałam plan, wiedziałam, że chce wrócić do Polski, znaleźć pracę w firmie etc., zajmować się tłumaczeniami.
W tym moemencie nie mam zielonego pojęcia, co tak naprawdę chcę robić. Przyznam szczerze, że kierunek moich studiów trochę mnie ogranicza zawodowo. Gdybym pewnie konczyła jakis kierunek z ekonomii, prawa itd, miałabym więcej możliwości pracy…
Kiedyś chciałam pracować jako tłumacz, ale kiedy miałam praktyki i tłumaczyłam teskty, zrozumiałam, że jest to dla mnie praca za nudna. Jestm bardzo energiczną osobą, dużo podróżuje, czasami wyjeżdzam sama, nie boję się ryzyka, uprawiam baardzo duzo sportu. Kocham być w ruchu, w lekkim napięciu/stresie. Oczywiście stres z umiarem (żeby nie osiwieć:)
Jednak od pewnego czasu wątpie w to, że znajdę pracę marzeń. Sama nie wiem, jak sukać tej pracy. Nie wiem tak naprawdę, czym chcę sie zajmować w przyszlości. Może konkretne rady? Chcę mieć plan, ale żeby mieć plan, tzreba mieć cel..Ja na tym etapie jeszcze go nie mam..