Po Waszym bardzo pozytywnym odzewie na moje ostatnie zapytania, czas spełniać obietnicę i napisać pierwszy post. Z godnie z tym, co napisałem, pójdę dziś na łatwiznę i poruszę bardzo prosty i mało kontrowersyjny temat, a mianowicie w jaki sposób zdobywamy nasze umiejętności.
Przy czym moja definicja umiejętności to jest nasza zdolność dostarczania konkretnych i pożądanych rezultatów w danej sytuacji. Pamiętacie mój wzór na wartość rynkową? Dziś porozmawiamy o tym pierwszym czynniku i to niekoniecznie tylko w aspekcie kompetencji zawodowych. To samo odnosi się do nowego hobby, itp.
Na początku jak zwykle ważne disclaimers :-)
- Jeżeli ktoś chce zostać kosmonautą, neurochirurgiem itp. to nie jestem pewien, czy poniższy tekst jest w pełni adekwatny. Nasze dzisiejsze rozważania dotyczą przeciętnych zjadaczy chleba takich jak ja, którzy chcą nabyć nowych umiejętności w jakiejś bardziej „przyziemnej” dziedzinie, aby podnieść sobie wartość rynkowa, bądź też przyjemność korzystania z życia.
- Tekst dotyczy osób, mających za sobą zdobywanie pewnego minimum wykształcenia ogólnego, więc raczej nie uczniów i studentów.
- To co piszę jest jak zwykle subiektywne i nie pretenduje do miana prawdy absolutnej. Niemniej moje wieloletnie obserwacje pokazują sporą zależność wyników końcowych od przyjętej strategii i ta opisana zdaje się sprzyjać tym szybkim i pożądanym
W czym rzecz?
Generalnie ucząc się nowych umiejętności możemy skorzystać z 3 narzędzi:
- zdobywać wiedzę teoretyczną na dany temat
- podpatrywać jak robią to ci, którzy daną umiejętność opanowali bardzo dobrze
- próbować samemu w praktyce
Problem polega na właściwym dobraniu proporcji pomiędzy nimi.
Prawie całe polskie szkolnictwo łącznie z tzw. „szkolnictwem wyższym” (dwie najlepsze uczelnie ledwo mieszczą się w pierwszej światowej pięćsetce) zdaje się być oparte głownie na „przerabianiu” teorii i nic dziwnego, że ludzie będący produktem takiego systemu mają bardzo silną tendencję w kierunku wtłaczania w siebie dalszych dawek wiedzy. Można to zaobserwować zarówno u osób, które studia skończyli już dawno, jak i u świeżo upieczonych absolwentów.
Z jednej strony znam kobiety i mężczyzn, którzy mając konkretne osiągnięcia biznesowe lub zawodowe „idą na studia” podyplomowe i co gorsza kontynuują je mimo stwierdzenia faktu, że ładuje im się tam jakąś teorię, często niewiele mającą wspólnego z praktyką. No ale trzeba przecież się „nauczyć”.
Z drugiej strony znane mi są przykłady inteligentnych i zdolnych absolwentów, którzy mając możliwości wystartowania z działalnością ponad 90% czasu zużywają na dalsze czytanie „o sprawie i o świecie” zamiast ruszyć się i zacząć zdobywać własne doświadczenia. Jak coś takiego widzę, to mi ręce opadają :-(
Rozumiem, że takie podejście jest wygodne i pozornie bardzo bezpieczne. Z jednej strony odpowiada to głęboko zakorzenionym przyzwyczajeniom, jak też chłopskiej mentalności nie wychylania się, która wciąż jeszcze dość silnie jest widoczna w narodzie.
Potem tak wielu ludzi dziwi się, że żyją jak żyją a nie jest to życie ich marzeń.
Jak robię to ja?
Jeżeli chcę się nauczyć czegoś nowego, o czym mam raczej mierne pojęcie to prawdopodobnie na początku przeczytam kilka książek na ten temat, porozmawiam i poprzyglądam się jak to robią ludzie, którzy są w tym już dobrzy. Może któryś z nich zostanie nawet moim mentorem?
Kiedy z grubsza orientuję się „jak to się je” i gdzie leżą ewentualne zagrożenia, których warto się wystrzegać, to po prostu próbuje to robić!! I to jak najszybciej!!
W liczbach możemy to mniej więcej wyrazić następującymi proporcjami:
- 20% czasu na studiowanie zagadnienia
- 20% na podglądanie i konsultacje
- 60% na próby własne i uczenie się z błędów
Tak postępuję, kiedy uczę się czegoś całkiem nowego.
Jak uczę się rzeczy, w których jestem już dobry to proporcje wyglądają następująco:
- 10% studiowania
- 10% podpatrywania i konsultacji
- 80 % prób własnych
Kiedy w ramach mojej działalności zawodowej trenuję managerów, to mówię im parę zdań o co chodzi i na co zwracać uwagę, następnie pokazuję samemu jak coś zrobić, całą resztę czasu uczestnicy próbują i ćwiczą sytuacje jak najbardziej zbliżone do rzeczywistych. Potem klienci się cieszą,że jest taka wysoka skuteczność szkolenia :-)
Widzicie pewien wzór postępowania?
Teraz mam małe zadanie dla każdego z Was: Spójrzcie uczciwie jak wyglądają te proporcje pomiędzy studiowaniem, podglądaniem i próbowaniem w wypadku Waszych nowych przedsięwzięć i zastanówcie się, jaki to może mieć wpływ na ich rezultat. Pamiętajcie, że generalnie dostajemy pieniądze za to co umiemy a nie za naszą wiedzę. Uwzględnijcie też, iż w dzisiejszych czasach tzw. Time to market staje się coraz bardziej istotnym i dotyczy to też nas na szeroko rozumianym rynku pracy. W przeciwnym wypadku będziecie musieli liczyć się ze sporym Lost Opportunity Cost, który może zrobić decydująca różnice w jakości Waszego życia. A któż chciałby skończyć na „śmieciówkach”, czy zmywaku? Żadna praca nie hańbi, ale przecież chcemy żyć lepiej.
Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Alex, chyba czytasz w moich myślach – ten post był mi dzisiaj potrzebny ;)) Niestety dokładnie tak jest, i sama się na tym łapię, że często boimy się działać, zanim nie nabierzemy 300% pewności, że coś umiemy. Dlatego czytamy kolejne książki, idziemy na kolejne kursy, a nadal nic z nich nie wynika. Podobno jest to jedną z najważniejszych barier w nauce języków obcych – już rozumiemy, czytamy, wkuwamy kolejne tysiące słówek, ale nadal boimy się mówić, bo przecież „nie umiemy”. Mam wrażenie, że nasz system szkolny nas tak „tresuje”, ponieważ nie nagradza się w nim za próby i błędy, tylko za dobre – to znaczy poprawne odpowiedzi. A przecież w prawdziwych życiu tak mało jest jedynie słusznych i poprawnych odpowiedzi. Jedyne co czasem można zrobić to działać – i ewentualnie te działania korygować. Pozdrawiam
Alexie,
Czytam Twojego bloga od dłuższego czasu. Czasami przewijają się tutaj tematy mówiące o studentach, a takim akurat jestem ja. Tym razem, o ile dobrze zrozumiałem, tekst ma… nie dotyczyć studentów.
Zastanowiło mnie, czemu właściwie nie? PRzytoczę tutaj pewną krótką anegdotę. Pamiętam bardzo dobrze ripostę mojej mamy, pracującej w urzędzie pracy, na moje niegdysiejsze słowa. Rozmawialiśmy akurat o mojej przyszłości, m.in. o tym co bym chciał robić, w jakiej branży siebie widzę, może jakaś własna firma itd. Kiedy zacząłem mówić „Kiedy za dwa albo trzy lata wejdę na rynek pracy…” przerwała mi błyskawicznie słowami „Ty już jesteś na rynku pracy.” Oj dało mi to do myślenia!
Nie czuję się, jakbym miał z tym kłopot. Wręcz przeciwnie. Tamte słowa, w połączeniu z wspomnianym w tym wpisie poście o „wartości rynkowej” są dla mnie od mniej więcej dwóch lat czasu pewnym drogowskazem. Zacząłem wychodzić z założenia, że nie można czekać na zamknięcie jednego rozdziału, aby otworzyć inny. Rzadko kiedy to ja mam wpływ na to, co się wydarzy wokół mnie. Rozdziały naszego życia same otwierają, czy jesteśmy na nie gotowi czy nie.
Oczywiście, sytuacją idealną jest powiedzenie o sobie „sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem”. Wynika to z zakodowanej w ludziach potrzeby sprawowania kontroli. Lecz gdy się nad tym głębiej zastanowimy, ile rzeczy w naszym życiu jest efektem przypadku, który trzeba okiełznać, oswoić lub przyzwyczaić się do niego?
To, o czym chcę powiedzieć, jest apel do wszystkich młodych studentów, a właściwie wszystkich młodych ludzi – działajcie już teraz, na tyle, na ile pozwalają wam czas i środki. Na swoim przykładzie powiem, że nauka życia w tych pierwszych latach w większym świecie jest „kind of tricky”. Czas jest jednolitym zasobem (chyba najbardziej sprawiedliwie rozdzielonym pomiędzy wszystkich ludzi) i rozdzielenie go pomiędzy siebie, swoje studia, praktykę albo pracę, dziewczynę/chłopaka/żonę/męża i znajomych jest naprawdę nie lada rzemiosłem.
Mówię z osobistego doświadczenia. Mam na głowie dwa wymarzone kierunki studiów, naukę dwóch języków obcych – dalsze szlifowanie angielskiego i od podstaw arabskiego, oraz wielu bliskich znajomych, za których ręce mogę w każdej chwili ucinać, a kto wie, czy się w pewien związek nie ładuję. Już teraz normą jest dla mnie pobudka o 07.00 i sen od 01.00. Od lutego (nowego semestru) chcę pójść na praktyki lub do pracy. Powiedzenie sobie „nie ma, że boli” pomaga ;).
I to właściwie tyle, co chciałem zawrzeć. Młodzi tego narodu – zarządzanie własnym czasem jest najlepszą nauką, jaką można pobrać w wieku poniżej 25 lat (sam mam 22). Potem poprzeczka społeczeństwa, rodziny i pracowdawców „magicznie” podwyższa się i mam przeczucie, że wywarcie dobrego pierwszego wrażenia staje się „kind of tricky”.
A co Wy o tym sądzicie?
Pozdrawiam
Bartłomiej Krogulec
Do postu Anny dodam jeszcze, że często takie wałkowanie teoretyczne tematu i ciągłe próby zwiększenia naszej wiedzy „zanim weźmiemy się do roboty” sprawiają, że w większości przypadków pewnie nawet nie dojdziemy do praktyki, bo teoria po drodze kompletnie nas znudzi.
Ja też czasem łapię się na odkładaniu jakiegoś przedsięwzięcia, bo „jeszcze nie pora”, „jeszcze nie umiem”, „zrobię z siebie głupka”. Na szczęście jednak coraz częściej dochodzi do głosu myśl, że jak nie spróbuję, to się nie dowiem, czy faktycznie dana dziedzina mi odpowiada. :)
Pozdrawiam,
Małgosia
Zazwyczaj tylko czytam Twoje posty, ale że dzisiejszy temat jest wyjątkowo ciekawy, postanowiłem coś dla odmiany też napisać.
Ja mam generalnie taki sam system, chociaż zazwyczaj mniej czytam a więcej konsultuję :) (jestem programistą, i ten model nauki jest chyba najbardziej naturalny w tej branży).
Ostatnio mam natomiast problem ze zdobyciem / zweryfikowaniem trochę nietypowej umiejętności, a mianowicie bezstronnego analizowania faktów i opinii. Problem polega na tym, jak zweryfikować, czy źródła z których korzystam nadają się do nauki ?
Jeżeli książki które czytam, albo osoby z którymi na ten temat rozmawiam są stronnicze, to nie zauważę tego nie posiadając najpierw tej umiejętności.
Także z uczeniem się na błędach jest problem, bo jak te błędy zauważyć ?
Chętnie bym usłyszał Twoje zdanie na ten temat…
Witajcie!
Zgadzam się również. I niestety muszę przyznać że podobnie jest i w moim przypadku. Wydaje mi sie, że wynika to zarówno z wychowania „lepiej się nie wychylaj”, szkoły, ale też lęku przed porażkā i braku wiary w siebie.
Alex piszesz:
A któż chciałby skończyć na „śmieciówkach”
Zdaje mi się że ty pracujesz na kontrakt a więc także śmieciówkę, więc nie może to być aż tak tragiczne :-).
Anna
Piszesz: „często boimy się działać, zanim nie nabierzemy 300% pewności, że coś umiemy „
O tak, to jest rozpowszechniony program. Pisałem o tym w poście http://alexba.eu/2008-02-04/rozwoj-kariera-praca/nie-musisz-byc-doskonalym-aby-byc-kochanym/
Ja jak uczyłem się niemieckiego, to zacząłem mówić z tubylcami mając zasób ok. 50 słów :-) Było śmiesznie, ale robiłem potem szybkie postępy, a dziś mimo ciężkiego słowiańsko-austriackiego akcentu uczę niemieckich managerów jak skuteczniej działać w ich języku :-) To też jest argument za proporcjami, o których pisałem w poście.
Bartłomiej Krogulec
Wydzielenie studentów z moich rozważań było celowe. Zanurzyli się oni w przestarzałym systemie, gdzie w wielu wypadkach ani ich sie nie szanuje, ani nie przekazuje wartościowych umiejętności. To trochę tak, jakby ktoś dobrowolnie i świadomie wskoczył do zbiornika z gnojówką, o perfumach porozmawiamy po tym, jak z niego wyjdzie i solidnie się opłucze. Nawiasem mówiąc właśnie przeczytałem ciekawy artykuł na temat polskiej nauki i szkolnictwa wyższego pióra prof. Krzysztofa J. Konsztowicza http://studioopinii.pl/artykul/4644-krzysztof-j-konsztowicz-jesli-nie-to-tylko-stagnacja…
a tam np. taki cytat:
„Dzieje się tak z tej prostej i smutnej przyczyny, że polską nauką kieruje obecnie około 14 000 profesorów, z których połowa ma ponad 70 lat, a reszta znajduje się niewiele przed tą granicą wieku emerytalnego. To pokolenie wyrosło w poprzedniej epoce. Jest odporne na wszelkie zmiany. Nie ma co się temu dziwić, ale narzuca się pytaniem – dlaczego w 20 lat po zmianach gospodarczych ciągle utrzymuje się taki permanentny skansen, za zgodą finansujących to, a nieświadomych podatników? „
Niezależnie od tego, oczywiście w pełni popieram Twój apel, po prostu stosowanie moich rozważań wymaga pewnego minimum swobody decyzji o stosowanych strategiach. Klasyczne polskie studia tego raczej nie dają.
Vila
Piszesz: „Ja też czasem łapię się na odkładaniu jakiegoś przedsięwzięcia, bo “jeszcze nie pora”, “jeszcze nie umiem”, “zrobię z siebie głupka”. „
Ja też tak kiedyś miałem :-) To jest społeczna tresura, którą trzeba przezwyciężyć. Napisze o tym kiedyś w poście o robieniu rzeczy „odjechanych”
Weronika
Jak już to wiesz, to jestes duży krok do przodu. Teraz jeszcze „do roboty” :-)
Sebastian Bigos
Dla mnie „umowa śmieciowa” to jest umowa za stawkę godzinową ponizej pewnego, bardzo przyzwoitego poziomu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mnie najbardziej zniechęca przeglądanie ofert pracy. Jestem świeżo upieczoną absolwentką, bez większego doświadczenia zawodowego. Niestety niewielu pracodawców chce zatrudnić kogoś bez doświadczenia zawodowego, mimo zapału do pracy. Bardzo często wymaga się nie tylko wykształcenia kierunkowego, ale również kilku lat doświadczenia w danej branży. Sama pracuję w rekrutacjach i często nie mogę wziąć pod uwagę kandydatury młodego człowieka, który ma w sobie pasję, ale nie pracował jeszcze w zawodzie. Dostaję jasne wytyczne od pracodawcy i ich się trzymam. Czasami, żeby odnieść sukces potrzebujemy odrobiny szczęścia i życzliwych ludzi, którzy zaryzykują i pozwolą nam uczyć się na własnych błędach w praktyce. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby czekać bezczynnie na cudownego pracodawcę, który powie: „Chcę ciebie, wszystkiego się u mnie nauczysz”, ale też taki apel do pracodawców: dajcie szansę młodym ludziom na zdobywanie doświadczeń, niekoniecznie tylko magistrom, którzy od kilku lat pracują, ale przede wszystkim tym, którzy naprawdę chcą coś robić. Nie pożałujecie, inwestycja na pewno się zwróci. :)
Cześć wszystkim. Alex fajne jest to, że czytając Twojego bloga ma się szerokie spojrzenie na poruszaną przez Ciebie tematykę w kolejnych postach. Wskazówkę w jaką drogę pójść celem pozyskiwania umiejętności praktycznych odnajduję w poprzednich postach, gdzie pisałeś między innymi o byciu zuchwałym, poszukiwaniu mentora i w wielu wielu innych. Dzięki za to, bo mam wrażenie, że to się układa w pewną całość.
Co do przeglądania ofert pracy (było to poruszane w powyższych komentarzach)to dostrzegam pewną prawidłowość. Uważam, że znaczna część firm traktuje te ogłoszenia jako formalność, a prawdziwych pracowników szukają w nieco inny sposób, który pozwala im odnaleźć poszukiwane umiejętności. Ma się to nijak do naszego systemu nauczania o czym Alex pisałeś, ale pozwala rekrutować osoby, które zapewnią im (tym firmom)rynkowy sukces. Co mam na myśli?
Przede wszystkim chodzi Bdb umiejętności komunikacyjne oraz bycie liderem/autorytetem/ekspertem – swobodne gadanie z ważnymi osobami (dyrektorami), bycie osobą z którą oni chcą rozmawiać, którą uważają za człowieka: uczciwego, zaufanego, zaradnego, otwartego z którym ciekawie się rozmawia. Nie chodzi mi tu o opowiadanie dowcipów, lecz bardziej o rozmowy coachingowe, takie nakierowane na rozwiązania, na pomaganie rozmówcy w rozwiązywaniu jego problemów.
Do tego duża pewność siebie i wysokie poczucie własnych kompetencji, wiedzy, umiejętności w obszarze którym się zajmujemy. Rozmawiając z prezesem największej firmy, czy też z managerem struktur europejskich powinieneś zachowywać się jak podczas rozmowy równy z równym. Rozmawiając z prezesem Microsoftu masz się zachowywać jakbyś był prezesem Google.
3. Umiejętność zamieniania wiedzy i produktów na pieniądze, czyli sprzedaż i umiejętności doskonalenia sprzedaży. Żeby zarabiać dla firm pieniądze, musisz znać się na sprzedaży i eliminowaniu problemów jakie mają ludzie w tym obszarze.
Witam Wszystkich .
Edyta podnosisz tutaj bardzo ważną kwestię .
Pracodawcy szukają ludzi którzy „pasują do wzorca „. Gotowego człowieka którego jak można z marszu wstawić w miejsce w które potrzebują .
Człowieka którego ktoś już nauczył tego czego ja będę od Ciebie wymagał. To wygodne i samolubne zarazem ale nie zdają sobie sprawy że odsiewają jednocześnie wielu ludzi którzy mogliby zmienić losy ich firmy . Nie dają ludziom szansy choćby na rozmowę w której wiele razy usłyszeliby że nie jestem w tym dobry ale chętnie popracuję za darmo przez miesiąc i będę się starał .
To przerażające zjawisko na Polskim rynku pracy .
Swoją drogą ciekaw jestem zdania Alexa w tej sprawie :)
Bardzo logiczne jest to, co Alex twierdzi. Posłużę się przykładem kolegi, który nie zdobył wykształcenia uniwersyteckiego, nie zna języków, nie dba o „samorozwój”. Proporcje, które podał Alex, zupełnie pasują mi do tej sytuacji. A dokładnie etap „pasja – trochę teorii – podglądanie (wejście w środowisko/ważne) – próby własne – (wejście w środowisko/ ważne)- pierwsze zlecenia w tym środowisku – mała praca – wygodna kariera w korporacyjnej sieci, nieźle płatna na tym stanowisku (nie dyrektor, ani manager chociaż stawkę ma porównywalną). Bardzo cenne, co powiedział dziś Alex. Umiejętności, a nie kolejne sztywne fakultety, które na obecnym polskim rynku, nie mają i nie będą miały po prostu wzięcia.
„Z drugiej strony znane mi są przykłady inteligentnych i zdolnych absolwentów, którzy mając możliwości wystartowania z działalnością ponad 90% czasu zużywają na dalsze czytanie „o sprawie i o świecie” zamiast ruszyć się i zacząć zdobywać własne doświadczenia. Jak coś takiego widzę, to mi ręce opadają :-(”
A mi opadają ręce na hasła ZUS, PIT, CIT, VAT, biurokracja, itp ;)
Alex,
Podane przez Ciebie proporcje dotyczące efektywnej pracy w sytuacji,kiedy nic się na dany temat nie wie lub kiedy już trochę się wie,bardzo mnie przekonały i dziękuję, że ponownie „na wprost” odarłeś mnie ze złudzeń i utartch przekonań. Tych w mojej głowie.Zwłaszcza. Przeczytałam już naprawdę wiele książek, obejrzałam wiele filmów, posłuchałam mądrzejszych od siebie, a nadal to wszystko nie sprawiło,że jestem tam, gdzie chcę być. Nie próbuję, z góry wiem, że mi się nie uda, zakładam,że inni na pewno wiedzą lepiej, bo coś robię, więc wiedzą, nie boją się. I mózg mnie słucha. I przytakuje mi, mówi: poczekaj jeszcze do ….kiedyś, wtedy będzie ten moment. A to przecież w ogóle nie tak. Dziękuję, że o tym przypomniałeś. Zaczęłam czytać książkę R. Krolla, „Wolni i zniewoleni”, przez przypadek, wybiegając kilkanaście stron do przodu, otworzyłam na fragmencie: „warto mierzyć wysoko, nawet jeszcze wyżej,bez ograniczeń.Rzućmy sobie wyzwanie,celując w Księżyc,Saturna, Syriusza – nie popełnimy błędu.Nawet jeśli nie trafimy,to i tak znajdziemy się między gwiazdami”.
Zachęcam wszystkich do zaimportowania w siebie, tego co napisałeś, dziś i wcześniej, to wszystko jest. Blisko.
pozdrawiam serdecznie,
Ania
Takie podejście, o którym pisze Alex jest baaardzo skuteczne. W kilku przykładach, kiedy mi się przydał, choć od razu zaznaczę, że nadal zdarza mi się obawiać „rzucenia na głęboką wodę” :) Nota bene pływanie też jest tu świetnym przykładem – nie da się go nauczyć w teorii i na sucho a także podpatrując.
Dawno temu zdarzyło mi się nie mieć planów na wakacje. Sesja w przedterminach z głowy zaskakująco wcześnie, rozstanie z chłopakiem, studencka bida w portfelu i zero planów. Po ostatnim egzaminie rozmawiałam z moim przyjacielem, który do Londynu wyjechał 2 lata wcześniej. Wobec braku mojego pomysłu powiedział: „praca dla ciebie jest, jeśli chcesz, pożyczę ci kasę na bilet, przyjeżdżaj”. Była środa wieczór. W sobotę około południa po dwudziestogodzinnej wycieczce wysiadłam na dworcu Victoria dwie godziny przed czasem. Pierwsza myśl, „Co ja tu do licha robię?!, Druga „no dobra, nie będę tu siedzieć jak idiotka dwóch godzin i czekać aż mnie przyjaciel odbierze”. I tak uzbrojona w SMS z adresem i angielski, którego praktycznie nie było zaczęłam pytać ludzi o drogę, obsługę automatów, bilety, jak się ich używa, przesiadki, przystanki i pomoc w niesieniu po schodach mojej okropnie ciężkiej walizki :) Kolejne dwa dni spędziłam z współlokatorami-anglikami łamaną angielszczyzną wrzucając im co bardziej męskie tematy, żeby się mogli wygadać a ja osłuchać i rozpoznawać co dziesiąte znane mi słowo. A potem… potem poszło. Do dziś mój angielski nie jest imponujący – jednak pracuję nad tym ciągle i jeszcze się nie zdarzyło abym potrzebowała go użyć i miała „blokadę”. Jak się przeżyje „how ticket” to już nic niestraszne.
Drugi przykład to moja pierwsza „poważna praca”. Pełny etat kogoś w rodzaju telemarketera na dziennych studiach. Umiałam tyle, co nic, wszystkiego uczyłam się właśnie na błędach, pod czujnym okiem bardziej doświadczonych. Teorii było 20 minut, 20 minut obserwacji i podsłuchiwania, potem było „jesteś wygadana, dzwoń do klienta i mów!” Dokładnie cztery rozmowy zajęło mi zanim złapałam ogólny zarys tego co i jak. W sumie 20 minut licząc komentarze współpracowników. W sumie godzina – oszczędność czasu do bólu. Teorię doczytywałam sobie później, raczej w formie „aha, tak to się nazywa” i odkrywania, dlaczego coś, co działa w ogóle działa.
Jak sobie przypomnę ten dyskomfort tuż przed pierwszym pytaniem i pierwszą rozmową z klientem… to natychmiast przypomina mi się również satysfakcja z tego jak czułam się minutę później, i jak kiedy opanowałam te umiejętności całkiem dobrze.
Swoją drogą fajnie przy tej okazji sobie to przypomnieć, zwłaszcza, że jestem na etapie „intensywnego skakania na głęboką wodę” :) Więc jak wspominałam – bardzo na czasie. Dzięki :)
Przy okazji zaś:
@ Edyta – nie zgodzę się, że aby zacząć pracować, zdobyć „pierwsze szlify” potrzeba szczęścia. Przecież ludzi i firmy, o których piszesz można znaleźć i wcale nie jest o to tak trudno, o ile się szuka i naprawdę zależy. No chyba że oczekuje się, że kliknięcie trzysta razy „wyślij” z szablonu to wystarczający wysiłek.
@ Bartosz – pytałeś o zdanie Alexa, ale nie mogę się powstrzymać żeby nie skomentować.
Co robią ci „ludzie, którzy mogliby zmienić losy firm tych pracodawców” żeby szansę dostać? Wysłanie CV w odpowiedzi na ogłoszenie i czekanie, aż ktoś wyłowi taką perełkę to chyba nie jest najlepsza droga…
A z drugiej strony, jeśli ktoś ich odrzuca, mimo że pokazali, jaką mogą zrobić różnicę to chyba tylko dziękować takim „złym” przyszłym-niedoszłym pracodawcom. Najwyraźniej do siebie z taką „perełką” nie pasują, więc lepiej, że od razu jest jasność i każdy może iść w swoją stronę, a „perełka” znaleźć lepsze miejsce dla siebie.
Michał – to może nie patrz? Przecież tylu ludzi zna się na tym świetnie i oferują swoje usługi właśnie po to, aby tobie nie opadały ręce. Po co zaprzątać sobie tym głowę? A nawet powiem ci, ponieważ temat dla mnie na czasie, że to wcale nie kosztuje tak strasznie dużo :)
Pozdrawiam serdecznie
Emilia „Kocimiętka”
@Emilia
Ależ to nie było narzekanie, raczej oczekiwanie na odpowiedź (a może i post?) na temat tego, jak skutecznie unikać haraczu potrafiącego każdy pomysł przemienić w ruinę :)
Fajnie jest ryzykować i robić coś fajnego, ale kiedy mafia (inaczej tego nazwać się nie da) próbuje wejść butami i zabrać Ci jak najwięcej, bez względu czy się wiedzie czy nie, trzeba szukac innych rozwiązań (mają rozwiązać możliwość z unikaniem podatku posiadając firmę na Cyprze – zgroza…)
Emilia gratuluję odwagi, otwartej głowy i dzięki temu wielu bezcennych doświadczeń czyniących Cię coraz silniejszą :)
Ciekawy post. Rzeczywiście powinno to być rozpowszechnione działanie, bo jak nauczyć się jeździć samochodem, z czytania czy podglądania z pozycji pasażera?
Umiejętności miękkie jak sprzedaż, które trenuje Alex sądzę że są najważniejszą rzeczą, która osoba w młodym wieku aspirująca do posiadania wysokiej wartości wolno rynkowej – powinien szkolić. Oczywiście pytanie jak to robić? Myślę, że każdy powinien znaleźć swoją drogę:-) podpatrując jak to robią inni;-).
Czytam powyższe wpisy i jak widać, zdania są podzielone, co oczywiście jest bardzo odbrym sygnałem. Część osób czuje się nieco rozżalona,że nie dzieje się w Ich życiu, tak jak tego chcą. Znam to uczucie, ale przepracowałam je w sobie. Łatwiej jest szukać winnych naszych porażek na zewnątrz, zwalniamy się wtedy z odpowiedzialności. Tymczasem tak naprawdę niemal wszystko zależy od Nas, od determinacji, orientacji na cel i motywacji. Po sprawdzeniu wszystkich scenariuszy – Ich wina, moja wina, wiem, że jeśli coś idzie nie tak jak bym tego chciała, oznacza to dla mnie, że źle się do tego przygotowałam,nie oceniłam ryzyka, nie doceniłam przeciwnika. I wtedy – zaczynam raz jeszcze, z różnym skutkiem, ale z przekonaniem,że na moje szczęćie -odpowiedzialność jest we mnie. Trudniej się do tego przyznać, ale efekt końcowy jest znacznie przyjemnieszy niż poczucie – znowu w życiu mi nie wyszło…:
pozdrawiam serdecznie,
Anna Krajewska
Witam,
Zaczynam odczuwac coraz wiekszy szacunek do teorii i sadze ze jest ona bardzo wazna. Ale moim zdaniem warto rozwazyc uczenie sie poprzez praktyke a wieksza ilosci teori ma byc tylko potem, nie odwrotnie. Jakos tak wyszlo ze ostatnio pracujac na codzien praktycznie odczuwam coraz wieksza chec siegniecia po ksiazki teorytyczne. Czesc z tych ksiazek to praktycznie pozycje poruszajace podobne rzeczy jak te ktore czytalem na studiach. Z ta roznica ze dzis ta teoria ma sens. Rozumiem ja teraz po latach praktyki (a praktyki wcale nie bylo duzo,tylko 4 lata) znacznie lepiej niz kiedys, jednoczesnie nie przyjmuje jej jako prawdy objawionej,czesto mam zastrzezenia ale jednak czesto czuje przed przeczytaniem kilku ksiazek na jakis temat tak jakbym mial duzo duzo fajnych cegielek, a juz po wglebieniu sie teorytycznym to wszystko otrzymuje jakas spojnosc, jak sciana z tych ze cegiel. Wlasnie stad wyciagnalem wniosek ze najpier praktyka a wtedy teoria:)
Edyta
Piszesz: „Mnie najbardziej zniechęca przeglądanie ofert pracy. „
Zniechęca do czego?
Trochę nie na temat, ale: jesli jesteś przekonana, że wytyczne pracodawcy nie sa słuszne, to dlaczego go nie przekonasz odpowiednimi argumentami?
Kamil Szympruch
Piszesz: „ mam wrażenie, że to się układa w pewną całość. „
Oczywiście, bo to są części pewnego spójnego systemu podejść. To, że to nie jest tak oczywiste na blogu wynika z mojego bałaganiarskiego podejścia do tematów :-)
Dalej: „znaczna część firm traktuje te ogłoszenia jako formalność, a prawdziwych pracowników szukają w nieco inny sposób, który pozwala im odnaleźć poszukiwane umiejętności „
Sprawa jest nieco bardziej złożona, ale omówienie jej teraz wykraczałoby znacznie poza zakres postu.
BartoszCz
Piszesz: „Człowieka którego ktoś już nauczył tego czego ja będę od Ciebie wymagał. To wygodne i samolubne zarazem …”
a nie sądzisz, tak patrząc na to trzeźwo, że to dość racjonalne?
Dalej piszesz: „To przerażające zjawisko na Polskim rynku pracy . „
Równie przerażającym jest burza, czy fakt, że jak wejdziesz na ruchliwa jezdnię t moga Cie rozjechać. Możesz takich rzeczy się bać, albo wziąć pod uwagę w Twoich działaniach
Romana
Piszesz: „Umiejętności, a nie kolejne sztywne fakultety, które na obecnym polskim rynku, nie mają i nie będą miały po prostu wzięcia. „
Niestety jeszcze tak do końca nie jest. Mamy sporo skansenów z ubiegłej epoki, gdzie ważne są inne rzeczy. No ale kto chciałby naprawdę w czymś takim pracować?
Michał
Piszesz: „A mi opadają ręce na hasła ZUS, PIT, CIT, VAT, biurokracja, itp „
No to masz poważny problem, bo w tej czy innej formie są to nieuniknione składniki działalności gospodarczej, chyba, że robisz coś „na czarno”, czego długofalowo nie polecam
Anna
No to wszystko jasne :-) Do roboty!! :-) :-)
Powodzenia!
Emilia Ornat
Dziękuję za jak zwykle ciekawy komentarz :-)
Michał
Z całym szacunkiem, jak nie zmienisz podejścia to bedziesz miał „pod górkę” w życiu.
Piszesz jak, nie obraź się, tani populista opisując rzeczy występujące w chyba każdej europejskiej gospodarce. Jaka mafia próbuje zabrać Ci jak najwięcej?? Są określone przepisy podatkowe i w ich ramach możesz zawsze starać się płacić mniej. Pamiętasz, że przeniosłem się do Polski z powodów podatkowych? :-) Bo tutaj tak mało muszę płacić PIT i ZUS?
Masz firmę na Cyprze, że tak się o ta możliwość boisz?
Anna Krajewska
Jestes na dobrej drodze, powodzenia w kontynuacji!
Antek
|Ciekawy punkt widzenia :-) Trochę tylko widzę pewną sprzeczność w stwierdzeniu: „..odczuwam coraz wieksza chec siegniecia po ksiazki teorytyczne. Czesc z tych ksiazek to praktycznie pozycje ….”
Czyli może nie jest to teoria, lecz podglądanie jak robi to lepsi od nas? W wypadku np. Programowania może to mieć taką formą
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex – nie sądzę bym znowu miał tak pod górkę, sam dużo od życia nie wymagam, ot błękitnego nieba i dobrych wiatrów w żagle :)
Chciałem tylko poruszyć przenośnią pewną kwestię które gnębią Polaków (pomijajac już moje poglądy polityczne, stąd odniesienie do mafii :) ). Czy Polska jest oby dobrym miejscem na start działalności przez młodego człowieka? Ludzie tutaj nie mają zaufania do władzy, boją się, że zostaną wyrolowaniu tu czy tam. Niewątpliwie stoisz na dobrej pozycji, bo masz wyrobioną porządną markę, ale większość osób tutaj nie posiada tak bogatego doświadczenia i naturalnym jest pytanie – gdzie warto inwestować? Bo na pytanie „kiedy?” odpowiedź jest raczej prosta i zawarta w temacie – jak najszybciej.
Pozdrawiam! :)
Nie praktyczne a praktycznie. Ale to i tak chyba niepoprawnie. Po chwilowym zastanowieniu stwierdzilem ze moj jezyk polski w tym poscie nie byl poprawny. Mialem calodzienne spotkania i rozmowy w jezyku rosyjskim, chcialem skomentowac Twoj post od razu. Niestety czasami gdy „przelaczam sie“ z jednego jezyka na drugi mam taki problem ze moge mowic w 3 jezykach jednoczesnie nawet niezupelnie zauwazajac ze uzywam jednoczesnie zwrotow z roznych jezykow.W tym wypadku to chyba bylo z rosyjskiego „Практически», co jest rusycyzmem. W jezyku polskim musialem napisac „wlasciwie“ albo po prosto „Czesc z tych ksiazek to pozycje” itd.
W kazdym badz razie, sadze ze masz racje piszac ze w programowaniu czasami trudno rozpoznac gdzie jest praktika a juz tym bardziej gdzie jest teoria a podgladanie jak to robia inni.
Bardzo mnie interesuja dalsze posty, ten o schematach i podtrzymywaniu kontaktow chyba bedzie ciekawy:)
Pozdrawiam,
Antek
Witam,
przypomina mi się pierwsza praca – dostęp do literatury mocno ograniczony, 50% stanowiło podglądanie jak to robią inni 50% testowanie po godzinach, wieczorami. Efekt sprzęt do naprawy ale nasze umiejętności szybko przyrastały.
Starsi pracownicy najczęściej ignorowali nasze prośby o wytłumaczenie czegoś, lub wręcz wrogo nas traktowali; był jeden wyjątek i do tej osoby dziennie ustawiała się kolejka prosząca o chwilę rozmowy.
Temat na czasie. Właśnie otworzyłam komuś biznes, kto czekał i płacił za wynajęty lokal od kwietnia tego roku. Zrobiłam to w 5 dni od otrzymania koncesji. Wiecie za co dostałam po głowie? Ten ktoś nie potrafił nadążyć. Jego plan zakładał 5 miesięcy przygotowań – mój 5 dni. On chciał mieć wszystko poukładane. Ja układam w międzyczasie. Nie wierzył, że to możliwe.
Boi się popełniania błędów, a to one najszybciej uczą.
Jeszcze jeden przykład. Dzieci. Zostawcie sprzęt dziecku – duże prawdopodobieństwo, że
go trzeba będzie naprawiać, ale za jakiś czas okaże się, że dziecko lepiej się nim posługuje. Praktyka – czyni mistrza.
Agnieszka Jankowska
Uwielbiam przysłowia i aforyzmy. Dlatego, gdyż są sprawdzone i prawdziwe. Zawierają w sobie mądrość setek pokoleń. Wydaje się, że niejednokrotnie nauka stara się po prostu objaśniać te reguły w naukowy sposób, dochodząc do wniosku, że są prawdziwe jak np. „wg wiary waszej niechaj wam się stanie” czy „co posiejesz, to zbierzesz” itd. Co się tyczy tego postu, to przypomniał mi się cytat z Konfucjusza: „Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem”.
Pozdrawiam
Łukasz
Bartłomiej Krogulec – Gratulacje, że w tak młodym wieku wiesz gdzie chcesz iść i coś robić ze swoim czasem. Niemniej jednak, uważaj i nie popadnij w błędne myślenie, że „możesz więcej”. Zarządzanie czasem nie polega na pakowaniu jeszcze jednej rzeczy kosztem czasu na sen. Sen, tak jak i jedzenie, odpoczynek czy spacer po lesie są niezbędne, żeby utrzymać wysoki poziom umysłowy. Sen poniżej ok. 7 godzin dziennie (różnie to wygląda u różnych osób, ale 7godz. jest dość standardowe) obniża zdolności umysłowe. Wydaje nam się, że cały czas robimy, przemy do przodu. Ale tak faktycznie, to jesteśmy coraz mniej efektywni.
Zarządzanie czasem to raczej umiejętność wybrania tych „właściwych” rzeczy, którym chcemy poświęcić swój czas.
Tak więc apel do Ciebie – przyglądnij się swojemu planowi dni i poszukaj co można z niego usunąć. Co się stanie jeśli zrezygnujesz z jednego kierunku studiów? Co zyskasz?
Podobnie np. z językiem…
„Nie ma, że boli” nie jest najlepszą praktyką na długie dystanse. Lepiej mniej, a lepiej…
Ostatnio mam okazję do praktykowania ze świadomością niepełnego przestudiowania zagadnienia na dany temat i przyznaję, że jest to dla mnie stresujące, ale też bardzo mobilizujące. Nieustannie walczę też w tej sytuacji z moim perfekcjonizmem (na co dzień lubię poznać zagadnienie z wielu stron, poznać różne opinie, żeby potem móc wypracować swoje optymalne rozwiązanie, a nie mam teraz na to aż tyle czasu).
Pozdrawiam,
Agata
Dziękuję za post, który systematyzuje pewne obserwacje jak to robią dzieci przy zdobywaniu nowych umiejętności
przecież one wogóle nie poświęcają czasu na teorię, czasami spojrzą na mentorów-rodziców jako inspirację i jazda do testowania :)
myślę, że dużo się nie pomylę jak stwierdzę, że u nich proporcje są 0%, 1% i 99% praktyka
dziwnym trafem z wiekiem te proporcje się odwracają aż do wynaturzenia w naszym systemie szkolnym
btw dobry artykuł który podlinkowałeś na blipie, dzięki podwójne
Alex,
Czy mógłbyś zdefiniować, co masz na myśli pod słowem 'teoria’ szczególnie jako przeciwieństwo 'praktyki’? Występujesz silnie emocjonalnie przeciwko 'tłoczeniu jakiejś teorii’, a ja mam problem ze zrozumieniem, o czym mówisz.
Ja znam następującą definicję. Gdy ktoś mi mówi: 'Mam dość teorii, chcę praktyki’, zwykle ma na myśli: 'Nie chcę zrozumieć tematu, męczy mnie myślenie, chcę jak małpka naciskać odpowiednie przyciski i szybko być bogaty’. Aż chciałoby się krzyknąć: 'Pomyśl chwilę, zanim polecisz na oślep!’.
Mam nadzieję, że nie o to ci chodziło!
Szanowny Alex,
jest wiele przyczyn dlaczego takim uproszczeniem ujęcie tematu kształcenia możesz sprawić krzywdę tym, którzy decydują się teraz wybrać swoją drogę rozwoju. Z tezą o jakichkolwiek słusznych (nawet zblizonych) proporcjach praktyki i teorii można się tak samo zgodzić jak totalnie nie zgadzać.
Żyjemy w XXI wieku, w którym umiejętności społeczne stały się bardziej istotne niż kiedykolwiek, co sam wyraźnie zresztą zaznaczasz w wielu swoich postach. Budowanie wiedzy opartej na teoretycznych podstawach jest często jedyną szansą jakiegokolwiek wejścia w praktykę w wielu, wielu dziedzinach wiedzy. I doprawdy nie chodzi mi o kwestie dyplomów niezbędnych do praktycznego poruszania się w temacie. Chodzi jednak o to, że nie znając pewnej konwencji teoretycznej nie będziesz w stanie komunikowac się skutecznie z innymi praktykami, ani choćby korzystać z narzedzi, które przez wiele lat stworzyła cywilizacja. Tym samym, bez dobrego przygotowania teoretycznego zamiast uczenia się na błędach skazujemy się po prostu na błądzenie. Ważne jest przy tym, że notoryczne błędy i powolne postępy potrafią drastycznie zabić motywację do rozwoju, wcale nie mniej niż samo czytanie teorii.
Po drugie, zgodnie ze znanym powiedzeniem 'działanie wrogiem myślenia’, zakasając rękawy i podejmujący wysiłek uczenia się na błędach, wielu ludzi zapędza się w swojej pracy i o ironio nawet osiągając sukces utwierdza się w przekonaniu, że teoretyczne podstawy nie mają takiego znaczenia. Na dłuższą metę jednak koszt podejścia 'odkrywcy’ jest niemal zawsze wyższy niż opierania swoich osiągnięć praktycznych na fundamentach teoretycznych. Sęk w tym, że już dziś istnieje wiele dziedzin, w których zrobinie jednej sensownej praktycznej rzeczy wymaga wysiłku wielu ludzi, którzy sprawnie operują teorią. Notabene, współczesna cywilizacja już dziś usiłuje rozwiązywać zresztą problemy, które jeszcze nie istnieją, bądź takie, które rozwiązuje się dłużej niż wynosi cykl życia jednego pokolenia. Jak wyobrażasz sobie podejście do takich problemów w sposób jakkolwiek praktyczny?
Dlatego bądąc wykształconym inżynierem, i posiadając też w tej samej dziedzinie niemałe doświadczenie praktyczne, a będąc równoczesnie odkrywcą w muzyce, bardzo chciałbym żeby w ogóle odejść od pojęcia 'przeciętnego zjadacza chleba’. Każdy musi indywidualnie drążyć swój temat i oceniać swoje szanse na osiągnięcie celu. Jeśli człowiek nie podejmie się wysiłku takiej oceny, cel zawsze będzie tylko wynikiem bliżej nieokreślonych zbiegów okoliczności. Myślę, że bardzo istotne jest jednak określenie celu, jego dokładnego kształtu podczas edukacji. Dopiero wtedy można odnaleźć odpowiednie narzędzia do jego realizacji. Inaczej to cele będą podporządkowane narzędziom, co w psosty sposób może wypaczyć wartość i zniweczyć wysiłek.
Pozdrawiam,
Stan.
Witam wszystkich
To mój pierwszy post na tym blogu i na początek chciałabym odnieść się do postów Gracjana i St.
Jestem zaskoczona, że po przeczytaniu tego artykułu i komentarzy w dyskusji nadal chcecie – jakby to powiedzieć – uogólniać słowa Alexa. Przekaz Alexa wydaje się mi dość jasny i konkretny. Czytając ten post zrozumiałam, że pod hasłem „teoria” nie kryje się „jakaś teoria” jak to stwierdził Gracjan tylko teoria, która jest niezbędnym minimum by przejść zaraz do praktyki. Najważniejsze by nie zaburzyć proporcji: teorii i podpatrywania trochę, dużo więcej praktyki i weryfikacji. Nikt tutaj nie neguje, że teoria jest niepotrzebna, przeciwnie, jej minimum jest niezbędne by przystąpić do praktyki lub zaznaczyć 'czarne dziury niebezpieczeństw’, które warto by było ominąć.
To samo z grupą docelową: „przeciętny zjadacz chleba” będzie chyba reprezentował przedstawicieli zawodów powszechnie wykonywanych oraz osoby, którym zależy na podniesieniu jakości życia. Chyba nie chodzi tu o rozgraniczenie na zawody „mniej lub bardziej prestiżowe” czy też interdyscyplinarność danej osoby.
Gracjan, gdy osoba mówi: „mam dość teorii chcę praktykę” ja bym inaczej zinterpretowała. Po pierwsze broni się przed wtłaczaniem kolejnej wiedzy czując panikę, że oddala się od wystartowania z praktyką, po drugie uważa, że ma wystarczającą ilość wiedzy by przejść do praktyki (czyli wierzy w siebie i chce spróbować), po trzecie jest odważna by od razu przenosić wiedzę na praktykę a nie czekać w nieskończoność wmawiając sobie, że jeszcze za wcześnie na własne próby jak większość społeczeństwa. Oczywiście zakładamy, że mówi to osoba „sensowna” czyli nie maruda, która tylko narzeka w „polskim piekiełku”, tylko osobnik, który na prawdę chce coś zmienić/nauczyć się czegoś nowego.
Tyle moich spostrzeżeń co do interpretacji. Zostaje weryfikacja Alexa.
Jeśli chodzi o to czy ten artykuł jest dla studentów to mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że tak! Sama jestem studentką i faktycznie „pole swobody decyzji” jest ograniczone ale nie całkowicie zabrane! Ważne jest by idąc na studia zdawać sobie z tego sprawę i wykorzystywać ten zakres jaki jest nam dany. Ja tak zrobiłam, zebraliśmy pasjonatów naszego kierunku, otwarliśmy „koło naukowe” bo tylko pod takim szyldem była możliwość zawiązania naszej formacji ale oprócz „wtłaczania sobie dodatkowej wiedzy” (co jest nieodzowne) i podpatrywaniu innych chcemy przede wszystkim przejść jak najszybciej do praktyki czyli nawiązać kontakt z naszym przyszłym rynkiem pracy i zbadać go „po swojemu”. Uzbrojeni w taką wiedzę połączoną z praktyką mamy zamiar być z dala od grupy absolwentów, którzy żalą się, że nie ma dla nich pracy po skończeniu studiów. Oczywiście spotkaliśmy się z „gnojeniem” i „zawiścią” innych studentów, którzy utrzymują, że „przecież jeszcze nic nie wiemy” a chcemy działać ale nasze idee i pomysły są chyba po za ich rozdzielczością patrzenia, bo też im się wydaje, że chcemy „wyrzucić teorię” co jest przecież w naszym przypadku absolutnie niesłusznym założeniem. Możliwe, że niektórzy czytając moje słowa pomyślą „biedni idealiści- przecież life is brutal” ale mamy jedną przewagę: wcale tak nie uważamy! I to chyba może zdecydować o naszej sile by właśnie „się wychylić” i samym zorganizować sobie praktykę skoro system edukacji pod tym względem często kuleje.
Pozdrawiam
Sylwia
Sylwia,
Też na początku tak zinterpretowałem ich słowa tak jak Ty. Potem jednak wyszło na jaw, co te osoby miały naprawdę na myśli. Okazały się one być (jak to ładnie nazwałaś) nie-sensownymi osobnikami.
Czytając posta Alexa po raz kolejny, stwierdzam, że „20% czasu na studiowanie zagadnienia” to i tak sporo i niektórzy powinny dojść do tego poziomu. Przy takim postawieniu sprawy post równie dobrze mógłby mieć tytuł „Zadbaj o wiedzę zanim zaczniesz działać”.
Jednak nadal nie rozumiem, dlaczego post dla nie-studentów, nie-kosmonautów, nie-neurochirurgów, zaś dla przeciętnych zjadaczy chleba nabywających umiejętności w przyziemnych dziedzinach mówi cokolwiek o studiach podyplomowych i cytuje (w komentarzu) profesora starającego się zreformować polską działaność badawczą (jak to się prof. uda, to dopiero będzie dystans od przyziemnych umiejętności i chleba!).
Z drugiej strony, jeśli ktoś poszedł na studia podyplomowe, żeby „nabyć nowych umiejętności w jakiejś bardziej „przyziemnej” dziedzinie” no to rzeczywiście bez sensu zrobił. Tylko o jakich studiach teraz mówimy?
Z moich studiów najbardziej przydała się w pracy i w życiu… algebra! Taka czysta, teoretyczna algebra. Dlatego tak bronię tej teorii! Życie potrafi zaskoczyć, prawda?
Pozdrawiam,
Gracjan
Gracjan, moze zanim zdecydujesz sie pomoc komus w ten sposob ustal kim ta osoba jest (zakladam, ze otaczasz sie juz gronem sensownych osob i jedynym problemem jest rozpoznanie nowych-sprobuj moze selekcji Alexowej).
Co do artykulu na temat szkolnictwa w Polsce to prawda jest,ze oporna kadra profesorska wstrzymuje jakiekolwiek zmiany i ogranicza zakres dzialan poczawszy od wykladowcow nizszego szczebla a konczac na studentach, ale tak jak juz wspomnialam, trzeba robic swoje obok. Moj zawod wymaga ukonczenia studiow wiec traktuje je jako jeden z przystankow na drodze do niego i robie wszystko by byl on mily. Pomaga w tym gromadzenie pozytywnych ludzi na tym kierunku wokol siebie.
Przepraszam za brak polskich znakow ale mialam dostep tylko do takiej klawiatury.
Sylwia
dopiszę, że cała metoda nie wyklucza podejścia iteracyjnego
teoria-konsultacje-praktyka-dalsza teoria(jesli potrzebna…)-dalsze konsultacje-praktyka
i to w proporcjach też się zmieniających:
20%-20%-60%-19%-19%-62%…10%-10%-80%… :-)
to zagadnienie jest dyanmiczne wielowymiarowo z możliwością korygowania błędów i nabierania nowych doświadczeń przy każdej pętli
tekst „St.” „Stana” „Stanisława”? z często używanymi „słowami-wytrychami”:
„Żyjemy w XXI wieku…” „współczesna cywilizacja …” świadczy w moim odczuciu bardziej o jego obrazie świata i próbie powoływania się na zewnętrzne abstrakcyjne autorytety przy argumentwaniu i obronie jego metody
Stan pomijasz przy tym ważną i prostą zarazem kwestię – ograniczoność naszego czasu tu i teraz oraz możliwość eksperymentowania i badania co nas tak naprawdę kręci przez długi czas
Sądzę, że brnięcie w jedną specjalność na tzw całe życie w dość dynamicznym otoczeniu jaki obserwujemy na codzień jest pułapką
Gracjan, co do
„Czy mógłbyś zdefiniować, co masz na myśli pod słowem ‘teoria’ szczególnie jako przeciwieństwo ‘praktyki’? Występujesz silnie emocjonalnie przeciwko ‘tłoczeniu jakiejś teorii’, a ja mam problem ze zrozumieniem, o czym mówisz”, to pozwól, ze dołożę swoje „trzy grosze”, zanim Alex Ci odpowie. Jak ja to widzę?
Czasem spotykam absolwenta czy studenta np. bliskiej mi dziedziny, jaką jest PR i media relations czy dziennikarstwo. Ten ktoś ma wiedzę teoretyczną: wie wszystko o PR, wie, co jest ważne w relacjach z mediami. Wie, ale nigdy tego nie robił. Ktoś inny zna mało teorii, ale w praktyce zdobył umiejętności i choć nie wyrecytuje żadnej definicji i nie będzie mówił fachowym językiem PRowca, to będzie po prostu skuteczny.
Czasem ktoś ma wiedzę teoretyczną, więc uważa, ze jest gotów i skoro uzyskał wiele piątek na egzaminach i dyplom z wyróżnieniem, to jest bardzo, bardzo gotowy i świetny w tym zawodzie. Staje w redakcji i … okazuje się, ze wiedzieć dużo o tym jak napisać dobry tekst, jak powinien być on skonstruowany, jak zbierać materiały etc (czyli wiedza teoretyczna), to coś zupełnie innego, niż zrobić to (praktyka). Nie pisał tekstów, a jedynie się uczył o tym, jak one powinny być napisane. I nie daje rady, teksty są kiepskie. Więc dana osoba może uznać, że jak pójdzie na dodatkowe studia podyplomowe, zrobi kolejne ze dwa szkolenia i przeczyta kolejne x książek na temat tego, jak dobrze pisać, to będzie lepszy. Tymczasem on będzie po prostu więcej wiedział (teoria). A jeśli usiądzie i będzie poprawiał swój tekst pod okiem doświadczonego i mądrego człowieka, a potem pisał kolejne, poprawiał, pisał dalej, poprawiał kolejne rzeczy, to nabierze umiejętności praktycznej.
Ktoś inny chce nauczać. Może latami studiować metodykę nauczania dzieci czy dorosłych, pisać super konspekty, z celami, metodami etc i być super teoretykiem, a gdy wyjdzie przed grupę ludzi, to okaże się, że teoria teorią, ale brak mu praktyki. Więc może lepiej zamiast studiować kolejne rzeczy i dalej wtłaczać w siebie teorię – wiedzę o tym, jak uczyć, lepiej zacząć nauczać i doskonalić się w tym w działaniu, sprawdzać, co działa, a co nie, szukać własnego stylu działania, sprawdzać, co jest bardziej skuteczne, podglądać, jak robią to inni i próbować to stosować, modyfikować do własnego stylu etc.
Alex przy okazji pisze o potrzebuje zdobycia podstawowej wiedzy przed wyruszeniem na „pole doświadczeń”.
Różnica między teoria a praktyką to w moim przekonaniu jak różnica między studiowaniem teorii literatury a umiejętnością pisania książek. Z pierwszego nie wynika umiejętność drugiego, jedno też nie wyklucza drugiego. Pewne jest natomiast że drugiego (umiejętności pisania) nie nauczysz się studiując pierwsze (teorię literatury), a jedynie konsekwentnie pisząc kolejne artykuły, książki, krok po kroku, doskonaląc umiejętności wraz z każdą napisaną stroną.
Pozdrawiam, Ewa W
Alex, cieszę się że poruszasz tak oczywiste, ale i ważne sprawy. Podany przez ciebie sposób działania jest świetnym rozwiązaniem w każdej dziedzinie naszego życia. np. W moim przypadku eksperymentuję na samej sobie. Zauważyłam całkiem niedawno, że mam pewien problem ze swoimi emocjami. Zdobyłam wiedzę na ten temat, jak narazie jedynie z ciekawych stron takich jak ta ale planuje zakupić sobie odpowiednią literaturę. Pewne rady juz wprowadzam w czyn. To działa. Tylko krok po kroku zgodnie z własnymi mozliwościami. Tak jak pisałeś ” na początek 50 słów” Podejrzewam, że młodym osobom brakuje wytrwałości. Oczekują efektów- tu i teraz a zwykle tak się nie da. Pracuję od 20 lat w państwowej firmie za raczej marne pieniądze i trudno tu liczyć na awans, ale to nie do końca o to chodzi. Trafiaja do mnie ludzie, którzy z różnych powodów znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Muszę się wykazać wieloma umiejętnościami i to właśnie praktyczymi. Moja firma funduje nam szkolenia ale ich poziom, nie jest najlepszy i to głównie z powodu niewielkiej ilości warsztatów. Dostajemy sygnał- jest fajna medoda pracy z czlowiekiem – a dalej …. jak samemu nie zaczniesz wprowadzać teorii w praktykę to nikt ci nie pomoże. Zaczęłam od siebie bo ktoś kto zajmuje się pomaaniem powinien umieć najpierw pomóc sobie. Pozdrawiam i czytam dalej. Warto
Byłem chwilkę wyłączony (skomplikowane leczenie kanałowe :-( ) więc obszerniej odezwe się wkrótce.
Teraz za pamieci: jeśli ktoś jest naprawdę żądny wiedzy to polecam:
http://www.khanacademy.org/
http://ocw.mit.edu/index.htm
Jak już teoria, to od najlepszych.
Wesołych Świąt
Alex
Wesołych po Świętach,
Jednej rzeczy mi w podanych 3 punktach bardzo brakuje: refleksja. Myślę, że Alex zalicza refleksję jako część praktyki, jednak bezrefleksyjna praktyka może być gorsza niż jej brak. Dlatego przy barku nacisku na „dobrą praktykę” wolę wyraźnie podkreślić rolę refleksji.
Jest dobre słówko pochodzące używane w IT, gdzie refleksję nad podjętymi działaniami, ich efektywnością i podjęcie decyzji co do ew. zmian w dalszej praktyce zwykło nazywać się retrospekcją (w IT ma to słówko szersze znaczenie niż w słowniku).
W każdym razie, byle jaka „praktyka” nie wystarcza i ten temat również na blogu się pojawia np. w opisie 1 roku doświadczenia powtórzonego 10 razy. Temat poprawnej praktyki jest sam w sobie ciekawy. Pewnie większość ludzi nie potrzebuje jej w tak skrajnej postaci jak Tiger Woods (ojciec od małego ( < 2 lata) pilnował czy poprawnie robi zamach, poprawiając go, lata później z trenerem uczył się robić zamach jeszcze lepiej od nowa – zajęło mu 2 lata dopracowania nowego zamachu by mieć widoczne efekty), John Williams (doskonały technicznie gitarzysta klasyczny, ojciec nie pozwalał mu przez lata ćwiczyć bez nadzoru, oraz dłużej niż 0,5h – dalej tyle ćwiczy, jest to bardzo mało według standardów ;)) czy Mozart… Jeśli jednak nie planujemy być najlepsi na świecie(szkoda zdrowia) to najprostszym sposobem by praktyka była wystarczająco poprawna jest późniejsza refleksja – analiza naszych działań. Tu w zależności od charakteru można sobie rozmawiać ze współpracownikami, pytać się innych o feedback, oglądać film (np. jak ktoś się uczy sportu) skreślać punkty, wypełniać ankietę, zadawać pytania w stylu: czy robiliśmy to jak chcieliśmy, jeśli nie to dlaczego? czy robiliśmy zgodnie z teorią, czy efekty był zgodne z teorią, jeśli tak to co miało tu największą rolę, jeśli nie to czemu, czy teoria jest błędna? niepełna? czy nasze wykonanie jest nie prawidłowe? czy coś innego miało wpływ na efekty? negatywny? pozytywny? czy można to wykorzystać w praktyce? jakie działania trzeba zmienić, przy jakich pozostać, co można spróbować następnym razem…
Jest nad czym się zastanawiać, większość pytań jest zupełnie nie potrzebna ;) chodzi głównie o postawę sprawdzania czy to co robimy przynosi efekty i korygowanie naszych działań za równo analizując efekty jak i same działania (wiele naszych działań jest nieświadoma, a same efekty nie w pełni zależą od naszych działań ;) ). Szybko przechodzi w nawyk.
Pozdrawiam po dłuższej przerwie,
Krzysztof Kowalczyk
Gracjan, Ewa
przy okazji lektury tekstu Alexa oraz waszych komentarzy przyszła mi do głowy pewna anegdota, przeczytana swego czasu w książce Johna Adair.
Anegdota mówi o roztargnionym profesorze, który dawał wykłady swojemu synowi na temat jazdy na rowerze. Opowiadał bardzo barwnie, często żywiołowo okraszając wszystko barwnymi zdjęciami ze swojej dwukołowej podróży po Alpach. Wszystko to zainteresowało chłopca i rozbudziło zapał do sportu rowerowego ale o dziwo profesor zapomniał o darowaniu synowi wspomnianego roweru.
Myślę, że różnice między teorią a praktyką każdy z nas rozumie doskonale. Przeglądanie „manuala” zawsze jest konieczne przed podjęciem czynności „bojowej” ale pamiętajmy o proporcjach. Te Alexa mogą być drogowskazem i co najważniejsze, kupujmy rowery!
pzdr
BW