Pytanie postawione w tytule jest na pozór bardzo dziwne :-) Jak można związek z partnerem/partnerką przyrównywać do pojazdów??
Okazuje się że można, a w niektórych sytuacjach nawet trzeba :-)
Spójrzmy najpierw jaka zasadnicza różnica istnieje między tymi rodzajami środków lokomocji, a mianowicie:
- Samochód sam z siebie i bez żadnego wysiłku z naszej strony stoi na kołach . Aby go przewrócić trzeba specjalnych warunków i umiejętności
- Motocykl, od momentu kiedy złożysz podpórkę wymaga cały czas poświęcenia pewnej uwagi i wysiłku, aby się nie przewrócił
Jakie wynikają z tego implikacje:
Jadąc samochodem możesz skoncentrować się w 100% na delektowaniu się podróżą, czy też pozwolić sobie w czasie jazdy na różne uprzyjemniające ją czynności od jedzenia i picia począwszy na czułościach ze współpasażerką / współpasażerem skończywszy :-) Nawet długa podróż w tych warunkach jest przyjemnością i docieramy do celu zrelaksowani.
Na motocyklu musimy cały czas pilnować utrzymania równowagi inaczej grozi nam niebezpieczna wywrotka. Jazda motocyklem to może być emocjonujące wyzwanie, ale na dłuższy dystans wady są oczywiste, a podobne emocje mozemy mieć np. samochodem terenowym.
Jak tak rozglądam się wokół siebie, to widzę że na tym świecie musi być mnóstwo zwolenników dwuśladów, bo ciągle czytam, bądź slysze, jak ktoś „walczy o związek”, „pracuje nad związkiem”, „ratuje związek”. Przyznam się sam, że w młodych latach też zajmowałem się takimi „motocyklowymi” relacjami, w międzyczasie wiem że można inaczej. Czy to jest lepiej czy gorzej, to oczywiście jak zwykle sprawa każdego z nas, ważna jest świadomość, że mamy wybór.
Zapewne dla niektórych Czytelników odpowiedź na pytanie zawarte w tytule będzie inspirująca, pamiętajcie tylko że zadajecie je sobie na Waszą odpowiedzialność :-)
Miłej niedzieli!!
Oj zapędziłeś się drogi Autorze i to bardzo! Takie porównania są tak samo bez sensu jak porównanie czy lepszy jesy Windows czy Linuks. Jedni powiedzą, że w samochodzie nie ma żadnego podziwiania widoków, bo nie czujesz wiatru we włosach i dla nich motor jest najlepszy. Mnie to porównanie nie dało nic do myślenia w kwestii związków. Jedyne co mi przyszło do głowo to to, że zwyczajnie nie lubisz motocykli :)
I odnoszę ciche wrażenie, że coś Ci związki na odcisk nadepnęły, sądząc po opiniach jakie na ich temat umieszczasz u siebie ;-)
Pozdrawiam
walth
Walth
Wiedziałem, że ktoś coś takiego napisze :-)
Gdybyś dokładniej przeczytał to zdanie: „Czy to jest lepiej czy gorzej, to oczywiście jak zwykle sprawa każdego z nas, ważna jest świadomość, że mamy wybór.” to zobaczyłbyś, że nie twierdzę który jest lepszy. Problem polega na tym, że wielu ludzi postępuje, jakby o tej drugiej możliwości nic nie wiedzieli i może ktoś wyciągnie z tego postu więcej niż Ty (właśnie godzinę temu poruszyłem ten temat na spotkaniu i dla mojego rozmówcy było to interesujące spojrzenie na zagadnienie).
Aby postawić sprawę jasno: uwielbiam być w relacjach z przedstawicielkami płci przeciwnej i ostatnie dwadzieścia lat spędziłem na intensywnym i wielowątkowym studiowaniu tego tematu. To co piszę na ten temat to jest dzielenie się doświadczeniami przez entuzjastycznego praktyka, a nie przeciwnika :-)
Pozdrawiam
Alex
PS: Nie mam nic przeciwko motocyklom, stwierdziłem tylko, że na dłuższe podróże praktyczniejszy jest samochód :-)
No więc:
Przepraszam Cię bardzo, ale jedno zdanie nie zmienia całości wypowiedzi, w której jednak piszesz o plusach samochodu i minusach motocykla nie pisząc nic o minusach samochodu i plusach motoru :) Nie uważasz, że czytelnik, w tym wypadku ja, może odczytać to jako jednostronne postawienie sprawy?
Znam ludzi, którzy uwielbiają długie podróże motocyklem więc IMHO porównanie lekko chybione, ale naciągnąć można ;-)
Cóż, faktycznie nie umiem z tego porównania wyciągnąć za wiele, to fakt. Ale to już kwestia tego, co trafia do mnie a co do Ciebie. Zostawmy to w spokoju :)
Nie piszę nigdzie, że jesteś przeciwnikiem relacji z przedstawicielkami płci przeciwnej, pisałem o związkach – formalnych czy też mniej, ale związkach, o których – mam wrażenie – masz kiepskie zdanie.
Wydaje mi się, że w Twoim wpisie brakuje sensu, tego, co chcesz przekazać. Samo opisanie jazdy samochodem i jej zalet oraz wad jazdy motocyklem na tych samych trasach nie usprawiedliwia porównania związków do tychże pojazdów.
Naprawdę powinieneś rozwinąć swoją wypowiedź :) Przynajmniej dla jednego jej czytelnika – mnie :D
P.S.
Ale najbardziej nietrafiony – bez urazy, bo nie jest to złośliwe – jest fragment:
Nigdy nie jeździłeś na rowerze? A jak jeździłeś to naprawdę nie patrzyłeś na drogę, drzewa i inne uroki tylko skupiałeś się na tym, żeby nie upaść?
Motocykle są tylko do jeżdżenia po trudnym terenie? Nie można nimi spokojnie i wygodnie pokonać długich tras? W samochodzie nie zdrętwieją Ci plecy czy nogi, nie rozbolą 4litery po przejechaniu dłuższej drogi?
Napisałeś również, że wady motocykla są oczywiste, a jego wątpliwe zalety można odczuć również w samochodzie (terenowym) ;)
To porównanie jest dość nieudane, w sumie wystarczyłby przedostatni akapit, który sam przedstawia o co Ci chodzi.
Walt
No cóż, jeśli odczytałeś to jako jednostronne postawienie sprawy to niewiele już na to poradzę :-)
Może w takim razie wyjaśnię „łopatologicznie” o co mi chodziło, w ten sposób unikniemy dalszej dyskusji na tematy motoryzacyjne :-)
Jak tak patrzę na związki wokół mnie (a obracam się w bardzo różnych kręgach), to bardzo wiele z nich wymaga ciągłej „troski” i wiele różnych działań, aby funkcjonowały. Sporo ludzi zużywa całkiem pokaźną część swojego czasu i energii (o nie zawsze pozytywnych emocjach nie wspominając) na to, aby ich związek w ogóle trwał. Wielu z tych ludzi robi to, bo nie uświadamia sobie sytuacji, w której się znajdują, bądź myśli, że po prostu tak musi być.
Prawda jest taka, że istnieją związki, o które sensu stricto nie musisz specjalnie dbać, bo tak dobrze pasujecie z partnerem, że bycie razem jest najnaturalniejszą i najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem. Nie musisz nikogo przekonywać, nic udowadniać, po prostu delektujesz się wspólnym życiem i tym co robicie razem. Dziś dla mnie tylko ten ostatni rodzaj związku ma w ogóle sens, niemniej w przeszłości zaliczyłem sporą ilość tych problematycznych, i to tylko dlatego, że nie byłem świadom, że w realnym życiu można też inaczej.
Jeśli w rezultacie lektury tego postu choć jeden człowiek wpadnie na to wcześniej to już było warto go napisać :-)
Jeśli chodzi o moje zdanie o zwiazkach w ogóle, to sprecyzuję Twoją wypowiedz: Mam kiepskie zdanie o kiepskich związkach. O związkach, które trzyma się na siłę razem, mimo że dawno przestały (jeśli kiedykolwiek były) być źródłem energii i inspiracji dla zainteresowanych, o związkach, w których jeden partner żyje (niekoniecznie ekonomicznie) na koszt drugiego, w których czyjć rozwój osobisty hamowany jest „dla dobra związku” cokolwiek miałoby to znaczyć. Nasze życie na tej planecie jest zbyt cenne, aby marnować ten czas na takie relacje.
To powiedziawszy uznaję oczywiście, że ktoś inny może mieć na ten temat odmienne zdanie – jak zwykle zresztą :-)
No i teraz jest dla mnie jasne co miałeś na myśli :)
Zwyczajnie nie zrozumiałem porównania do samochodu i motocykla, nota bene nadal go nie rozgryzłem :) ale łopatologiczne wyjaśnienie do mnie przemawia. Nie ma się z czym niezgodzić. O miłość należy dbać, co nie oznacza wyżeczeń i cierpienia, bo zakup kaiwtka czy miłość w oczach nie jest problemem jak jest, tak jak piszesz, czymś naturalnym bycie z tą osobą.
sharnik
Napisałem że te wady są oczywiste przy pokonywaniu długich dystansów :-)
Myślę, że po napisaniu mojego powyższego komentarza możemy odejść od tej motoryzacyjnej metafory :-)
Walt
musze po prostu troche popracować nad moimi metaforami, szczególnie jak jestem piszę dość zmęczony innymi sprawami :-)
@Alex fakt – szukaj mentora metaforowego ;-)
A tak na poważnie to faktycznie zmęczenie może nieźle nam namieszać i można napisać/powiedzieć coś takim skrótem myślowym, że czytając to następnego dnia sami nie będziemy wiedzieli o co nam chodziło. Znam ten ból :)
Uczepiliście się tego motora i samochodu, zamiast wzbić się na metapoziom i spróbować wczuć się w to, co autor miał na myśli.
Równie dobrze można by zwrócić uwagę na zdanie „na tym świecie musi być mnóstwo zwolenników dwuśladów”, w którym zapewne chodziło o motor, chociaż motory są jednośladami (a dwu-kołowcami), natomiast samochody są dwuśladami (czterokołowcami zazwyczaj).
Doskonale rozumiem, o co chodzi, bo sam jestem świeżo po takiej 3-letniej, milon-kilometrowej przejażdżce motorem i zgadzam się z Tobą Alex.
Być może jednak z tematem, który poruszyłeś jest tak, jak z nauką jazdy na rowerze (uwaga – metafora ;) ) – nie da się nauczyć jazdy na nim czytając nawet najbardziej szczegółową instrukcję z kartki, trzeba tego spróbować na własnej skórze…
A ja tutaj musze sie nie zgodzic z Walt’em.
Do mnie te metafory trafiaja jak najbardziej. Ba… wrecz dodaja myslom przedstawionym przez Alex’a bardziej metafizyczny aspekt. Pozwalaja tez spojrzec na egzystencje z innego wymiaru. Pomijam sprawy motoryzacyjne, bo jedni lubia nowe, szybkie, czerwone zas inni stare, zabytkowe, zielone. Kwestia gustu, a tutaj Alex przeciez pisze o czyms innym.
Alex tak 3maj!
@MaCC no właśnie dlatego, że ta metafora do mnie nie trafiła poprosiłem Alexa o łopatoligiczne wyjaśnienie tego zagadnienia :) Teraz już wszystko jasne nawet dla mnie.
BTW.
mojego nicka pisze się „walth’em” z „h” :)
Jarek
masz rację z tym jedno- dwusladem :-) Może nie powninienem pisać jak jestem po serii szkoleń i spotkań, tylko najpierw się wyspać :-)
Zadnej jazdy nie da się nauczyć z kartki i dobrze popróbować różnych „pojazdów”. Przed długoterminowymi decyzjami warto tylko wiedzieć, że są różne „kategorie” i o to chodziło mi w poście.
Walth
Obowiązkiem autora jest pisanie tak, aby wszyscy Czytelnicy mogli to zrozumieć. W tym kontekżcie odbieram Twoje pytania jako OK, dzięki temu mogłem podjąć działania po których pewne minimum moich intencji rozumieją (mam nadzieję) wszyscy.
Pozdrawiam
Alex
@Alex
nie wiem czemu, ale po prostu ta metafora akurat do mnie nie trafiła, dlatego tak się „wzburzyłem” ;-) w komentarzach. Generalnie rozumiem (chyba) co miałeś na myśli chociaż jakoś nie umiem do końca tego zaakceptować, ale to już kwestia różnego patrzenia na świat i różnych doświadczeń.
hej Alex! :) mnie porownanie do samochodu rowniez niezbyt odpowiada! sprobuj wytlumaczyc mlodemu facetowi, ze piekna buzia i figura to nie wszystko… stanie co najwyzej na tym, ze o gustach sie nie dyskutuje ;)
hmm… moze mozna takie zwiazki udane inaczej porownac do dwuosobowej firmy architektonicznej? do projektowania domu z kims kto ma podobny (lub rozny) gust?.. jakosc wspolpracy widac golym okiem :)
Walth
Wszystko jest w porządku, po to mamy komentarze, aby wszystko wyjaśnić :-)
Raf
Ja nikomu nie tłumaczę że piekna buzia i figura to nie wszystko :-) Niezależnie od preferencji zawsze można znaleźć atrakcyjne kobiety z którymi masz budujące relacje. Trzeba tylko dobrze poszukać i ……. samemu się u takiej partnerki zakwalifikować :-) No, ale to już inna historia, warta całej serii postów.
jazda na motorze jest interesująca, ale na dłuższych dystansach potrafi wykończyć, tym bardziej jeśli z niego spadniesz i nieźle ucierpisz.
Wydaje mi się, że 'jazdę na motocyklu’ w związku popierają tylko te osoby, które jeszcze z niego nie spadły (lub nie jechały na ścigaczu:)), albo nie zdały sobie sprawy jak taka jazda potrafi męczyć i niszczyć.
Ja także odbyłem i to niedawno podróż pięknym motocyklem (początkowo zafascynowany), na którym złamałem sobie na szczęście tylko jedną nogę, ale niewiele brakowało, a skończyłoby się tragiczniej. Na szczęście to przeszłość i powiem Wam jedno – „motocykl” – nie dziękuję:)
Alex,
Tylko jak rozpoznać od początku , że akurat w dany związek będziemy musieli zbyt dużo zainwestować, poświęcić? Przecież na początku związku bardzo często dochodzi do kompromisów, takich, o których się nie dyskutuje, a w późniejszym etapie mogą okazać się problematyczne. Na przykład wiążę się z o 10 lat starszym ode mnie mężczyzną i muszę zaakceptować tą różnicę wieku, fakt, że wiele rzeczy, które są dopiero przede mną on już przeżył i ma do nich spory dystans, jest o wiele bardziej stateczny, pewny swojej wartości, gdyż miał już okazje to sobie udowodnić i zawodowo i w życiu prywatnym. Na starcie więc muszę zaakceptować fakt, że jestem w porównaniu z nim niedojrzała, że będę w pewnym sensie jak córka, którą będzie instruował, pouczał, chcąc oczywiście pomóc.
Ok., początkowo akceptuję bez większych oporów bo jestem w euforii, ale później, zaczyna mi przeszkadzać jego pomocna dłoń, nieomylnego z racji doświadczenia partnera, jemu może przeszkadzać moja nadal niedojrzała, z racji wieku, postawa, może się również okazać, że ze względu na swój wiek nie potrafi nawiązać kontaktu z małymi dziećmi, nie czuje się dobrze w roli ojca, nie potrafi nadążyć za rozbieganymi dzieciakami, irytuje się itp. No i wizja, ja lat 40 on 50 – matka i dziadek, czar pryska. Ja jeszcze jestem gotowa, otwarta na wyzwania , szaleństwa, on już nie.
Jak można te wszystkie rzeczy przewidzieć odpowiednio wcześnie, żeby uniknąć przykrych doświadczeń. Przecież na początku jest zawsze kolorowo. Co zrobić, żeby odpowiednio wcześnie zareagować na niepokojące sygnały i przewidzieć to wszystko, co na początku nawet nie chce się przewidywać?
I tak, na początku, zgodnie z zastosowaną przez Ciebie metaforą, możemy jechać wspólnie samochodem i kończyć już na motocyklu:).
Margot
Może warto, zanim wejdziesz z kimś w jakikolwiek związek, poznać się odrobinę, tak aby można było wiele rzeczy oszacować. Jak masz trochę doświadczenia w relacjach z innymi to możesz bardzo szybko zidentyfikować osoby, które będą wymagały „high maintenance” :-) Wtedy trzeba szybko biec w swoją stronę :-)
Jeśli wiążesz się z człowiekiem o 10 lat starszym (lub młodszym) to istniejące różnice mogą być komplikacją, albo wzbogaceniem takiej relacji. W tym pierwszym wypadku lepiej poszukać sobie bardziej pasującego partnera, w tym drugim nie ma problemu.
Tak, czy inaczej otwarta komunikacja zarówno z samym sobą, jak i z partnerem jest tutaj konieczna.
Uśmiechnąłem się czytając to, co napisałaś o związku 40 letniej kobiety z 50 letnim mężczyzną :-)
Czy wiesz, że na ogół tego typu relacje są bardziej bezproblemowe niż np. 30 letnia kobieta z czterdziestolatkiem? A określenie dziadek wywołało u mnie uśmiech od ucha do ucha (nie tylko zresztą u mnie :-))
Wracając do Twojego pytania, to abstrahując od tych wspomnianych wcześniej znaków ostrzegawczych trzeba po prostu obserwować jak nam się wspólnie podróżuje. Jeśli nagle stwierdzisz, że ze wspólnego samochodu odpadły dwa koła to trzeba coś z tym zrobić, bo taka jazda jest jeszcze trudniejsza niż na motocyklu.
Pozdrawiam serdecznie
„dziadek” Alex :-)
hej,
Dzisiaj pierwszy raz na Twoim blogu.
Blogi kojarzą mi się z ekshibicjonizmem, wodolejstwem, grafomanią.
A tu zaskakujący wyjątek. Piszesz ciekawie i praktycznie – dzięki za to!
Łapię się na tym, że już drugą godzinę czytam Twoje teksty i komentarze do nich. Część z nich w kolejności achronologicznej, co daje czasami ciekawy efekt:
Choćby takie zestawienie Twoich tekstów:
Powyżej piszesz w komentarzu 1.10.2006 (rok temu) „Prawda jest taka, że istnieją związki, o które sensu stricto nie musisz specjalnie dbać, bo tak dobrze pasujecie z partnerem, że bycie razem jest najnaturalniejszą i najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem. Nie musisz nikogo przekonywać, nic udowadniać, po prostu delektujesz się wspólnym życiem i tym co robicie razem. Dziś dla mnie tylko ten ostatni rodzaj związku ma w ogóle sens, niemniej w przeszłości zaliczyłem sporą ilość tych problematycznych, i to tylko dlatego, że nie byłem świadom, że w realnym życiu można też inaczej.”
W sierpniu 2007 wysyłasz posta o „Seryjnej monogamii”, który jest z kolei pochwałą nietrwałych, luźnych związków bez zobowiązań.
Czy mogę prosić o komentarz?
Antek
Witaj na naszym blogu :-)
Mój komentarz jest bardzo prosty :-) W tym starszym blogu wyraziłem moje podejście do kwestii związków, w tym późniejszym opisałem powszechne (znacznie powszechniejsze niż się wydaje) zjawisko seryjnej monogamii. Seryjna monogamia nie oznacza zresztą pochwały związków bez zobowiązań, lecz jedynie pokazuje, że w bardzo wielu relacjach nawet dobrze początkowo dopasowani partnerzy mogą „rozjechać się” w swoim rozwoju w różnych kierunkach. Potem jedni zaciskają zęby i robiąc coraz więcej kompromisów „walczą o związek”, inni uwalniają się wzajemnie aby znaleźć bardziej pasujących partnerów.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję za szybką odpowiedź.
Nie zamierzam rozdzielać włosa na czworo, czy też Cię zanadto prześwietlać ze spraw osobistych.
Skoro jednak przedstawiasz się jako Life-Mentor, a ja piszę z pozycji potencjalnego czeladnika ;), to zauważam:
Twierdzę, że w obydwu tekstach wyrażasz swoje podejście do kwestii związków – wbrew temu co piszesz, że post „Seryjna monogamia” to jedynie opis zjawiska. Znalazłem w nim takie Twoje zdanie: „Patrząc na te wszystkie możliwości i podobnie jak większość z Was nie mając szczęścia do tego, aby moja pierwsza partnerka była już tą na całe życie, postrzegam SERYJNĄ MONOGAMIĘ JAKO TĘ FORMĘ, KTÓRA NAJBARDZIEJ MI ODPOWIADA [podkreślenie moje – a.]”.
Widzę w zestawieniu z cytatem z mojego poprzedniego komentarza jednak sporą niespójność.
Antek
To dobrze że poruszasz kwestie, które w Twoim odczuciu są niejasne, lub niespójne. Po to mamy komentarze na tym blogu :-)
A teraz do rzeczy:
Przytoczony przez Ciebie cytat nie stoi w sprzeczności do tego, co napisałem.
Uważna lektura całego postu „Seryjna monogamia” pokazuje, że wyliczyłem tam pięć innych alternatyw, po czym krótko stwierdziłem, że nie mając (jak znakomita większość ludzi) szczęścia na trafienie na właściwego partnera „od razu” wolę seryjną monogamię od innych wymienionych tam możliwości. To było moje nastawienie do przedstawionego tematu, cały pozostały post opisywał zjawisko społeczne. Czytelnicy tego blogu zazwyczaj oczekują oprócz opisu różnych zjawisk też przedstawienia choć jednego zdania z mojego punktu widzenia i zazwyczaj to robię. Tak było też i w tym przypadku.
O co dokładnie Ci chodzi?
Pozdrawiam
Alex
Pozdrawiam serdecznie
Alex
O zrozumienie Twojej wizji świata.
Czytałem dzisiaj dużo Twoich tekstów. Były dla mnie jasne, czasami porządkujące, a czasami inspirujące. Znalazłem jednak takie, których mi „nie pasowały do obrazka”.
A że jednym z motorów mojego działania jest chęć zrozumienia ludzi o innym spojrzeniu – dopytuję o te niejasne fragmenty.
Czy mogę wiedzieć jak rozumiesz pojęcie Life-Mentor?
Antek
Właśnie dlatego zadałem Ci pytanie powyżej :-) Aby odpowiedzieć na pewne rzeczy muszę dość dokładnie wiedzieć o co chodzi rozmówcy. No więc o co dokładnie chodziło Ci w poprzednich komentarzach? :-)
Jeśli chodzi o pojęcie Life Mentor to zapraszam np. do przeczytania tego postu
( tam jest parę decydujących zdań) a najlepiej wszystkich o tagu mentor
Life-Mentor udostępnia podopiecznemu wiedzę i kontakty w sprawach życiowych (a nie tylko zawodowych)
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Dzięki, zapoznam się.
Odpowiadając na Twoje pytanie: Powtórzę: Jako kandydat na czeladnika badam spójność myślenia kandydata na Mentora.
;)
pozdrowienia,
antek.
Alex’ie,
czytajac nagłowek pomyslałem o zwiazkach:
– /samochodowych/ czyli tych, w ktorych jest wiecej miejsca – obok pary
siedza jeszcze inne osoby, od ktorych dany zwiazek 'czerpie’ wartosci
-/motocyklowych/ w ktorych sa tylko dwa miejsca, zwiazek zamkniety
na otaczajacy go swiat
zastanawiajace, ze nie o tym ten post
Breakevenpoint
Witaj na naszym blogu :-)
Dodałeś ciekawy punkt widzenia, który zresztą można kombinować z moim. Jeśli to zrobimy to prawdopodobnie najgorsza jest kombinacja motocykl-motocykl, czyli kiedy mamy związek o który trzeba „walczyć”, aby go utrzymać przy życiu, a jednocześnie zamknięty na otaczający świat. To pożałowania godna sytuacja, który niestety też dość często się zdarza (chwila!!! sam kiedyś w takiej byłem!!! na szczęście bardzo dawno temu :-))
Pozdrawiam serdecznie
Alex
to ja chyba jadę hulajnogą!
Witaj imienniczko :D
To ja terenowym autobusem kabrioletem ;).
Obie Moniki
Proszę objaśnijcie nieco Wasze metafory :-)
Pozdrawiam
Alex
Witaj Alexie,
Mówisz masz :D
Metafora dotyczy w moim wypadku życia osobistego.
Terenowy : Życie niesie mnóstwo wyzwań i ciekawych przeżyć, które często sami prowokujemy – trzeba mieć bardzo dobre i wytrzymałe zawieszenie oraz dużą moc silnika, żeby temu sprostać. Stoi mocno na wielu kołach, sam z siebie – praktycznie nigdy nikomu jeszcze nie udało się nim zachwiać a co dopiero przewrócić.
Autobus: wielu ludzi uczestniczy w naszym życiu, niektóre osoby są niezmienne inne wysiadają lub wsiadają na przystankach. ( z tyłu mamy przyczepiany motocykl -bardzo stabilny – jak mamy dość to wsiadamy i uciekamy na trochę ;) )
Kabriolet : nikt z nas nie lubi oglądać świata przez szybę. Raczej poznajemy go ” całym sobą ” – ze wszystkimi dobrymi i niedobrymi tego konsekwencjami :).
Pozdrawiam Cię serdecznie
o, wszystkie moniki to fajne kobity :)
e, z hulajnogą jak to z hulajnogą – niewygodnie, wolno, jak nie upał to ulewa… ;)