Kilka dni temu przeglądając komentarze, które automat skierował do moderacji trafiłem na bardzo obszerny i szczerze napisany tekst. Tak jak w kilku innych przypadkach wcześniej, trochę szkoda mi było, aby przeszedł niezauważony. Dlatego skontaktowałem się z Autorem, a on zgodził się na jego publikację jako post gościnny. Myślę, że ta historia może zainteresować wielu z Was, więc zapraszam do lektury.
____________________________________________________________
Pamiętam jak ponad rok temu przeczytałem ten post na temat filmu “Up in the air”. Mając w pamięci spostrzeżenia Aleksa obejrzałem ten film. Doszedłem do podobnych jak autor wniosków, dodatkowo pomyślałem: “Chyba nie potrafiłbym się odnaleźć w sytuacji nagłej utraty pracy”. Nie przeczuwałem, że już za kilka dni będę musiał się zmierzyć z takim właśnie wyzwaniem.
Do tamtego dnia pracowałem nieprzerwanie niemalże od momentu ukończenia technikum. Pierwsza praca w niewielkiej firmie w rodzinnej miejscowości pozwoliła mi na praktyczną naukę zawodu. Jednocześnie zaocznie studiowałem. Po trzech latach i zdobyciu tytułu licencjata rozpocząłem studia magisterskie, jednakże dość szybko je przerwałem. Uznałem, że studia te nie dają mi potrzebnej wiedzy praktycznej. Wydaje mi się, że od tamtego momentu praktyczne zdobywanie wiedzy zaczęło u mnie dominować nad przyswajaniem suchej teorii.
Po sześciu latach zmieniłem pracodawcę. Zmiana ta była dość dużą w moim życiu. Przeprowadziłem się około 300 kilometrów od domu, zamieszkałem zupełnie samodzielnie i nowa firma była ogromna w porównianiu z poprzednią (dość powiedzieć, że dział, do którego dołączyłem, był mniej więcej tak liczny jak poprzednia cała firma). Pojawiły się nowe obowiązki, większa odpowiedzialność i praca w dużym, międzynarodowym środowisku.
Od początku radziłem sobie całkiem nieźle. Pomimo tego, że zawsze miałem (i mam nadal) tendencję do niedoceniania własnej wiedzy i umięjętności, szefostwo jak i koledzy z zespołu mnie doceniali. W dziewiątym miesiącu mojej pracy otrzymałem propozycję awansu na kierownika zespołu, w którym pracowałem. Podjąłem to wyzwanie i jak się później okazało poradziłem sobie z nim nie najgorzej. Oczywiście było trudno, najczęściej bardzo trudno. Brak doświadczenia managerskiego, niecały rok w dużej firmie to moim zdaniem było zbyt krótko, żeby poznać mechanizmy i ludzi potrzebnych do efektywnej pracy managera, oraz firma przechodziła okres dość dynamicznego rozwoju, także pracy był ogrom.
Z sukcesami, ale i potknięciami, przepracowałem tak ponad trzy lata. W pewnym momencie połamałem nogę na tyle paskudnie, że zostałem na zwolnieniu około 4 miesięcy. Jednakże nawet w tym czasie starałem się zdalnie pomagać kolegom z pracy. Nie stanowiło to dla mnie problemu – robiłem to co lubię i pracowałem ze zgranymi ludźmi. W czasie mojej nieobecności gdzieś w centrali firmy zapadły jednak decyzje, które wpłynęły później na moją karierę.
Ze zwolnienia wróciłem będąc już w innym zespole, z nowym szefem. Mój dotychczasowy zespół został praktycznie rozformowany. Ja dalej miałem stanowisko managerskie – z innymi ludźmi, częścią starych i kilkoma nowymi obowiązkami. Zmieniła się moja terytorialna odpowiedzialność – z kilku krajów do jedynie Polski. Systematycznie też coraz więcej starych odpowiedzialności było transferowane z mojego zespołu do zespołów w zagranicznej centrali firmy. Oznaczało to mniej więcej połowę pracy mniej, z tą samą pensją. Żyć nie umierać, prawda? Jednak nie dla mnie.
Z mniejszą ilością obowiązków i odpowiedzialności zaczynałem się najzwyczajniej w świecie… nudzić. Nie czułem już tej ekscytacji z nowych wyzwań, których powoli coraz bardziej brakowało. Także z nowym szefem (z którym wcześniej byliśmy na równorzędnych stanowiskach) i jego szefem, nie najlepiej się dogadywaliśmy. Główne róźnice płynęły ze sposbu zarządzania zespołem. Mój szef próbował mi narzucić własny styl, z którym za nic w świecie się nie identyfikowałem ani nie czułem komfortowo. Wzbudzanie strachu jako główne narzędzie zarządzania to jednak nie mój świat…
Sytuacja taka trwała rok i skończyła się rozmową, po której na mocy porozumienia stron przestałem świadczyć swoją pracę na rzecz dotychczas zatrudniającej mnie firmy. W pierwszym momencie byłem lekko zszokowany, później odczułem jakby delikatną ulgę. Następnie poczułem się jak w filmie “Up in the air”: nie wiedziałem co dalej.
Blog Aleksa znałem wtedy mniej więcej ponad rok. Przeczytałem mnóstwo wartościowych rad. W momencie straty pracy nastąpiła gorzka konstatacja: dlaczego wielu z nich nie wprowadziłem w życie, kiedy był na to czas? Rozmyślałem o swojej niskiej wartości rynkowej, o praktycznie nieistniejącej sieci kontaktów. To na pewno nie ułatwia znalezienia nowej pracy. Najbardziej jednak martwiłem się o swoje finanse.
Miałem wtedy niewielki fundusz rezerwowy. Byłem na początku jego tworzenia, dlatego można przyjąć, że praktycznie jego nie miałem. Na szczęście firma rozstając się ze mną wypłaciła mi odprawę. To plus ekwiwalent za niewykorzystany urlop (ponad jednomiesięczne wynagrodzenie) pozwalało mi myśleć o egzystencji przez kilka kolejnych misięcy. Za te pieniądze mógłbym oszczędnie żyć przez około półtora roku… gdyby nie kilka nieprzemyślanych decyzji z przeszłości.
Nie wdając się w szczegóły: miałem (i dalej mam) ogromne obciążenia kredytowe. Nie jest to trzydziestoletni związek hipoteczny z bankiem, jednak wysokość zadłużenia i miesięcznych spłat są równie, jeśli nie bardziej dotkliwe. W poprzednim akapicie napisałem o nieprzemyślanych decyzjach z przeszłości – jednak nie powinienem używaź takiego eufemizmu. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że moje przeszłe decyzje finansowe, które doprowadziły mnie do obecnej sytuacji były po prostu głupie. Mam jedynie nadzieję, że tę praktyczną lekcję zapamiętam na zawsze i kiedy niedługo wyjdę na prostą, to już nie powtórzę swej młodzieńczej głupoty.
Dodając do powyższego jeszcze poważną chorobę i ponad miesięczny pobyt w szpitalu i rehabilitację maluje się niezbyt optymistyczny obraz. O dziwo, kiedy byłem w szpitalu, moja beznadziejna sytuacja dodawała mi sił. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej opuścić szpitalne mury, aby “na zewnątrz” aktywnie szukać zatrudnienia. Mimo kiepskiej sytuacji zdrowotnej nie straciłem optymizmu i utrzymałem wysoki poziom energii. Mam poczucie, że pomogło mi to w rehabilitacji. Czyniłem szybkie postępy, co dziwiło również lekarzy i rehabilitantów. To również dodawało mi sił na przyszłość.
Oczywiście będąc w szpitalu pracowałem nad aktualizacją swojego CV i odpowiadałem na ogłoszenia. Jednakże na pierwsze odpowiedzi i zaproszenia na rozmowy musiałem czekać troszkę dłużej. Jedna z rekrutacji była niezmiernie obiecująca. Firma przypadła mi do gustu, ja firmie również. Rekrutacja co prawda się przeciągała (sezon urlopowy, potrzeba znalezienia odpowiedniego dla mnie kontrkandydata do przedstawienia ostatecznych dwóch kandydatów Zarządowi, itp.). Z kolejnych rozmów rekrutacyjnych wyciągałem na tyle pozystywne wnioski, że stwierdziłem: to jest to! Chyba tylko cudem nie zostanę przyjęty.
Po trzech miesiącach od rozpoczęcia rekrutacji taki cud jednak się zdarzył. Firma, pomimo wysokiej oceny moich umiejętności, postanowiła nie zatrudniać managera z zewnątrz, tylko wypromować swojego obecnego pracownika. Nie miałem o to pretensji – sam tak zostałem wypromowany kilka lat wcześniej, więc doskonale rozumiałem decyzję. Pretensje miałem do siebie. Postawiłem na tę firmę wszystko i nie brałem udziału w innych rekrutacjach. Przeżyłem szok chyba jeszcze większy niż przy rozstaniu się z poprzednim pracodawcą. Nad swoją głupotą mogłem tylko załamać ręce…
Dalsze poszukiwania trwały do grudnia. W końcu udało się! Znalazłem zatrudnienie praktycznie w ostatnim momencie przed końcem moich pieniędzy. Co prawda stanowisko kierownicze, ale o zupełnie innym profilu i w innej branży niż dotychczas pracowałem. Co prawda w trakcie rozmów włączyła mi się lampka ostrzegawcza – przeczuwałem, że nie będę pasował w tej niewielkiej firmie – lecz sytuacja, w której byłem zmusiła mnie do zignorowania sygnałów ostrzegawczych. Przyparty do muru poszedłem na duże ustępstwa co do płacy i tak z początkiem roku zacząłem nową pracę.
Moje nowe obowiązki były całkiem ekscytujące, współpracownicy sympatyczni. Jedynym minusem było podejście właścicieli firmy (a więc moich szefów) do wielu spraw, głównie finansowych. Sprawdziły się niestety moje obawy z rozmów rekrutacyjnych. Postanowiłem jednak zacisnąć zęby i niemalże na siłę przekonać się, że może wcale nie jest tak źle, jak to wygląda. Błąd. Po trzymiesięcznym okresie próbnym znów zostałem bez pracy. Na początku tych trzech misięcy miałem kilka telefonów z zaproszeniami do rekrutacji, jednak odmówiłem – przecież miałem nową pracę i chciałem być lojalny wobec nowego pracodawcy.
Teraz jestem znowu w bardzo obiecującej rekrutacji, na kilka innych ogłoszeń odpowiedziałem, jednak bez odzewu. Czas na przemyślenia i wprowadzenie zmian we własnym życiu. Chcę się podzielić wnioskami, do których doszedłem. Może komuś wydadzą się one przydatne:
- Najlepszy czas na szukanie nowej pracy jest wtedy kiedy jeszcze mamy starą. W mojej sytuacji powinienem bardziej aktywnie rozglądać się za zmianą w momencie, kiedy przestała mi się podobać dotychczasowa praca i kiedy zauważyłem pierwsze niepokojące sygnały (niedopasowanie z nowym przełożonym). Owszem, odpowiadałem na ogłoszenia, jednak robiłem to jakby od niechcenia.
- Mając jeszcze pracę i widząc, że przestaje mi się podobać, mogłem bardziej skoncentrować się na swoich pasjach, zajęciach dodatkowych. Mogłem skupić się na nich pod kątem potencjalnego czerpania z nich dochodu. Kto wie, może w ten sposób wkroczyłbym na nową życiową ścieżkę, która dałaby mi więcej satysfakcji i, przy okazji, lepszą jakość życia. Czyż takiej przemiany nie przeszedł przypadkiem kiedyś autor tego bloga?
- Miej plan awaryjny. “Jakoś to będzie” i “jestem dobry, na pewno znajdę pracę” to nie jest plan awaryjny! Co jeśli akurat będzie kryzys na rynku pracy? Czy Twój plan awaryjny (jeśli go masz) przewiduje takie sytuacje?
- Finanse, głupcze! Z perspektywy czasu nie uważam za mądre związania się z bankami relatywnie dużymi kredytami. Ogranicza to moją możliwość znalezienia pracy – oprócz wydatków związanych z wynajęciem mieszkania i bieżącym utrzymaniu, ciągle przy negocjacjach płacowych muszę myśleć o comiesięcznych, niemałych ratach. Poza tym przeznaczanie dużej części wypłaty na spłatę obciążeń, których można było uniknąć, negatywnie wpływa na jakość życia.
- Pozytywne jest to, że utrzymałem optymizm i pewien wysoki poziom energii. Gdybym się załamał, to na pewno wpłynęło by to negatywnie na moje możliwości poszukiwania pracy. Oczywiście pozytywne nastawienie nie zastąpi planu awaryjnego…
- Wyciągaj wnioski i stosuj je w praktyce. Jeśli coś się nie sprawdziło (postawienie wszystkiego na jedną tylko rekrutację) to nie powtarzaj tego w przyszłości (tej lekcji jeszcze do końca nie odrobiłem…).
Moja obecna sytuacja daleka jest od optymistycznej. Nie załamuję sie jednak jeszcze. Niedługo z niej wyjdę bogatszy o nowe, dość ekstremalne doświadczenia. Mam nadzieję, że tym razem zostałem na tyle mocno kopnięty w tyłek, że tym razem przeprowadzę niezbędne zmiany w moim życiu, żeby zabezpieczyć się na przyszłość przed takimi przypadkami.
Wiem, że popełniłem przydługi tekst do dość starego wpisu. Jednak poczułem taką wewnętrzną potrzebę: potrzebę podzielenia się własnym doświadczeniem, a także bardzo egoistycznę potrzebę “wygadania się”. Jeżeli ktoś chce skomentować, bądź udzielić mi rady na podstawie tego tekstu – proszę bardzo. Możecie być bezpośredni i dosadni – nie obrażam się za zasłużoną, mocną krytykę.
Nie czuję się do końca komfortowo tak otwarcie opisując swoją głupotę. Dlatego pozwolę sobie na zachowanie anonimowości. Jest to moja pierwsza wypowiedź po dwóch latach czytaniach bloga. Na pewno się kiedyś ujawnię w innym temacie, gdzie będę miał trochę pozytywniejsze (dla mnie) treści do przekazania.
PS. W poniedziałek, 9 maja, byłem na spotkaniu z Aleksem na SGH. Warto było. Mimo, że Alex mówił w dużej mierze o rzeczach, które już opisał na blogu, wysłuchanie go na żywo było bardzo interesującym doświadczeniem. Czasem bolesnym, biorąc pod uwagę moją sytuację, ale bardzo cennym.
Pozdrawiam,
Mr. X
____________________________________________________________
Mr. X (imię i nazwisko znane Alexowi) – 32-letni specjalista i manager IT. Próbujący wielu różnych rzeczy w życiu – jednak nie tak wielu jak by chciał. Wśród jego zainteresowań są między innymi: przemawianie publiczne, mowa ciała, poprawianie jakości życia. To ostatnie, jak na razie, z marnym skutkiem. (to jest opinia Mr. X – nie moja)
Witaj Mr.X,
miło przeczytać Twój post i Twoje przemyślenia i doświadczenia.
Jesteś w dobrym punkcie swojego życia.
Młody, bagaż doświadczeń, które analizujesz i z których wyciągasz wnioski. To dobrze.
Pomimo niedogodności, które się pojawiają idziesz dalej. Tak trzymaj :-)
Spójrz na zdarzenia z życia z tzw.meta poziomu ( robisz to) co dobrego wniosły w moje życie, jakich czynów nie powtórzę.
Ja pytam Ciebie … co to jest sytuacja optymistyczna ?
Pozdrawiam słonecznie
KrysiaS
Wiem, że pod tym wpisem może pojawić się wiele komentarzy, w których będzie napisane: „jak mi przykro”, „powodzenia”, „jakoś wszystko się ułoży”. Ja chyba nie będę tak miły, bo mam za sobą podobne doświadczenia. Jak to mówi Larry Winget: „Wszystko co w życiu masz i wszystko czego nie masz, to Twoja wina” – uwielbiam to zdanie.
Lubię czytać takie artykuły, bo pokazują, że ich autorzy są świadomi swoich błędów, ale zamiast narzekać i biadolić na: los, rząd, Boga, kościół, sytuację ekonomiczną, wychowanie itd. biorą odpowiedzialność za swoje życie, podciągają rękawy i biorą się do roboty. O to właśnie chodzi.
Nie można jednocześnie narzekać i rozwiązywać problemu. Biadolenie nie rozwiązało jeszcze żadnego problemu!
Przyszedł czas, żeby posprzątać bałagan, rozwiązać problemy i działać z lepszymi rezultatami. To trudne
Pozdrawiam!
Bartek
Witaj,
Z Twego postu, innych postow oraz swego doswiadczenia moge powiedziec ze jest jedna jedyna najwazniejsza rzecz ktora wplywa na to jak czujemy sie po straceniu pracy. To sa finanse. Po prostu trzeba miec odpowiednia ilosc pieniedzy. Jak sie ma sume wystarczajaca zeby przezyc 1 rok lub wiecej ( a nie jak radza instytucje finansowe 6 miesiecy) to mozemy czuc sie swobodnie. Oczywiscie bardzo wazna jest wartosc rynkowa i kontakty ale wazne niezapominac i o poduszcze finansowej, ktora mozemy stworzyc relatywnie szybciej niz kontakty i wartosc rynkowa. Po prostu mamy za co sie odzywiac i gdzie zyc wiec mozemy sobie pozwolic na bledy. Pieniadze daja czas ktory pozwala np. zwiekszac wartosc rynkowa (np. mozno nauczyc sie jakis jezyk obcy). Zrobiles kilka bledow, np. byles zbyt skoncentrowany na jednej firmie. Ten blad naprawde nie bylby taki bolesny gdybys mial wiecej pieniedzy.
Wogole stracenie pracy traktuje jako wazne pozytywne doswiadczenie zyciowe oraz wazna czesc mojej kariery. Moze brzmi to bezsensownie ale sadze ze to jedna z lepszych rzeczy jaka mi sie wydazyla w pracy:) rozumiem ze miales kredyt i problemy zdrowotne wiec moze tobie nie bylo tak fajnie,ale jak ja stracilem prace to to bylo nawet wesolo. Za swoje odlozone pieniadze moglem przezyc 1,5 roku, nie mialem zadnych zabowiazan finansowych, nie mialem zony lub dziecka. Uswiadomilem sobie jak duzo sie nauczylem. Moze Twoja sytuacja jest troche inna,ale napewno cos mamy wspolnego.Moze nieuswiadamiasz sobie jak duzo wygrales? Oto czego sie nauczylem i jakie plusy widze w utraceniu pracy:
0.Ta grobowa cisza podczas kolejnego masowego zwolnienia w biurze.Wszyscy patrza w monitor,nieodwracajac wzrok. I te kilka osob ktore do mnie podeszly z herbata, dawaly rekomendacje, proponowaly pomoc. Wlasnie te osoby potem zaczalem zapraszac na piwo z czego powstala luzna grupka milych osob. Paradoksalnie, ale wlasnie zwolnienie pozwolilo mi znaaacznie podniesc poziom swoich kontaktow oraz zweryfikowac ich wartosc.
1. Trzy miesiace urlopu:) Moglem to sobie pozwolic wiec nawet nie szukalem przez 3 miesiace pracy:) Te codzienne poranne przejazdzki rowerem:) Niezle poprawilem swoja forme fizyczna.
2. Gdy sie ma stala prace,niezawsze wie sie jakie kompetencje sa najwazniejsze.Rozmowa kwalifikacyjna prawde ci powie:) Czasami bolesna ale jednak prawde. Gdy na 4 miesiac zaczelem szukac pracy bardzo szybko zmodyfikowalem kierunek swego rozwoju. Nadal to co lubie, ale pewne akcenty troche inaczej. Gdybym niestracil pracy,to nadal te „akcenty” bylyby rozstawione zle i byc moze bylyby rozstawione zle dlugie lata.Od tej pory ciagle trzymam reke na pulsie rynku pracy.
3. Gdy tracisz prace rozumiesz ze swiat jest duzy, firm jest duzo i nic sie nie zamyka w obszarze jednego biura. Bardzo szybko sie czlowiek uodparnia na wplyw korporacji,ta cala retoryke :”my, nas, zrobimy, razem przejdziemy przez te trudnosci” itd.. Oczywiscie zdrowa lojalnosc i zaangazowanie dla pracodawcy to jest dobra rzecz, ale dobra rzecza jest rowniez troche zdrowej ostroznosci i lekki dystans do tych prob wmowienia ze wszyscy w biurze jestesmy jedna wielka rodzina i zawsze nia pozostaniemy.
4. Znalezenie pracy w czasie kryzysu ( w moim kraju on byl znacznie bardziej odczuwalny niz w Polsce) nie jest latwe. W 23 (Tobie chyba nieaktualne:) ) lata raczej nie ma sie duzej pewnosci siebie. Po straceniu pracy,znalezieniu nowej oraz nieskorzystaniu z pomocy finansowej rodzicow lub kogokolwlek innego poczulem sie hmm.. nie chlopcem a mezczyzna? Pewnosc siebie wzrosla kilkakrotnie. Wewnetrzny spokoj tez. Po prostu wiesz ze mozesz wiecej niz wczesniej oczekiwales i ze potrafisz sam przeciwstawic sie przeciwnosciom losu.
5.W kazdym zwolnieniu jest blad zwalnianego pracownika. Jezeli pracodawca byl nieodpowiedni trzeba bylo znalezc innego a nie czekac zwolnienia. Jezeli pracodawca byl ok, to znaczy ze pracownik nie byl ok, albo przynajmniej moze i byl ok ale nie byl wystarczajaco dobry, gorszy od swoich kolegow bo przeciez jego wybrali do zwolnienia a nie tych kolegow. Nie byl jedyny na liscie. Tak juz jest w 99% wypadkow. Spojrzenie na siebie w lustro, przyznanie sie przed soba w tym,znalezienie i poprawienie tych bledow rowniez zwieksza pewnosc siebie, lepiej rozumiesz ze za swoje zycie po pierwszy odpowiedzialny jestes ty sam i ty sam masz wplyw na niego. To rowniez dodaje wewnetrznego spokoju.
6. Chyba najwazniejsze! Spojrz wokol, ludzie biora kredyty, boja sie stracic prace. sa do niej tak przywiazani ze niemoga sobie wyobrazic co by zrobili gdyby te prace stracili.W czasie kryzysu lub po prostu ciezszej sytuacji u pracodawcy czuje sie niepewnie,przezywaja stres. Po prostu sie boja. Ja juz nie musze sie bac a i Ty jak rozwiazesz swoje problemy tez nie bedziesz musial. Ludzie ktozi stracili prace jezeli zrozumieli swoje bledy i zrobili prace domowa moga czuc sie spokojniej i swobodniej. Wiem co to znaczy stracic prace,wiem jak sie ja szuka, wiem co jest wazne bo juz raz mialem taka sytuacja i popelnilem duzo bledow. Drugi raz bledy sie juz nie popelni,a pozatym jak sie zrobi prace domowa to prawdopodobienstwo ze drugi raz zwolnienie sie powtorzy jest znacznie mniejsze. a nawet jak powtorzy to juz bedzie inaczej bo bedziesz przygotowany(np, poduszka finansowa,zbilansowanie aktywow i kredytow,ciagle badania rynku, rozwiniete kontakty itd). To co juz jest znajome nie jest takie straszne. Ja juz mam taka sytuacja za soba i juz boje sie utraty pracy znacznie mniej niz koledzy obok, wpatrzeni w monitor,liczacy swoje kredyty i na mysl o straceniu pracy reagujacy prawie panika. Mniej sie boje zycia i czuje sie spokojnie i pewnie:)
Czyli, zwolnienie mi dalo baaardzo duzo, zwiekszyla sie moja wartosc rynkowa, kontakty. Mowie to szczerze.
Zycze Ci szybkiego rozwiazania swoich problemow, oraz bardziej optymistycznego spojrzenia na zaistniala sytuacje!:)
do Bartka i Antka,
Wasze przemyslenia sa dosc trafne, wskazuja wiele punktow wartych przemyslenia, ale… No wlasnie, brakuje mi w nich przyslowiowej „ludzkiej twarzy”. Tolernacji dla bledow jako czegos naturalnego na kazdym etapie rozwoju zawodowego i osobistego, a nie tylko na starcie i akceptacji dla niekoniecznie bycia najlepszym.
Z wieloma komentarzami na tym blogu sie zgadzam. W wielu z nich powtarza sie czesto cos z czym nie moge sie zgodzic. Jest to stwierdzenie, ze”nie mam zony, dzieci, zobowiazan i jest mi latwiej”. Ja mam i meza i dziecko i zobowiazania i w moim przypadku nic nie dzialalo na mnie tak motywujaco jak dziecko wlasnie. To, co dla jednych jest ograniczeniem dla innych moze byc otwarciem nowych horyzontow.
Witaj Alma,
Nie wiem dlaczego sadzisz ze nieakceptuje i nietoleruje bledow. Akceptuje jak najbardziej,dosyc spokojnie sie do nich odnosze. Wszyscy jestesmy ludzmi. Troche gorzej z bledami ktore sa powtarzane, te zaakceptowac jest mi trudniej, jak u siebie,tak i u innych. Rowniez nie daze do bycia najlepszym, wystarczy mi jezeli bede po prostu bardzo dobry:)
Dziecko jest ograniczeniem. To nieznaczy ze dziecko to zlo i trzeba ich unikac:) Nieplaczmy motywacji i ograniczen. Dziecko ogranicza i motywuje. To jak dwuszalowa waga. Z jednej strony ograniczenia ktore zwezaja nasze mozliwosci, z drugiej strony rezultat jakichs naszych czynnosci ktore rozszerzaja mozliwosci. Jezeli dzieki motywacji zrobisz cos (samej motywacji bez dzialania niewystarczy) co zwiekszy Twoja swobode, np. zwiekszysz rezerwe finansowa,to szala sie wyrowna i wszystko bedzie ok. Innymi slowy na wszystko swoj czas i swoje miejsce oraz odpowiednie zachowania do sytuacji. Gdy sie ma dzieci trzeba byc ostrozniejszym, ale zone i dzieci napewno chce miec oraz niesadze ze to cos zlego. Przykro mi jezeli odnioslas odwrotne wrazenie z mojego komentarza.
Pozdrawiam,
Antek
Antek
Z pewnością w każdym trudnym doświadczeniu można znaleźć pozytywy, bo jak mówi pewne powiedzenie nawet, gdy wydaje Ci się, że sięgnąłeś dna…może się okazać, że jest jeszcze ktoś pod Tobą…
Zatem może tak być, że dla każdego z Nas co innego jest tym dnem. Warto mieć to na uwadze.
Szersza perspektywa pozwala mi też polemizować z Twoimi zapisami- głównie w punkcie 5. Jestem w stanie zgodzić się, że tak, mogą być takie przypadki jak piszesz ale nie tylko. Sam proces zwolenień najczęściej nie jest zero-jedynkowy, czyli zostają dobrzy a odchodzą źli. Uważałabym na taką generalizację. Zwykle proces taki jest bardziej wieloznaczny, niż się wydaje.
Podaję przykłady innego klucza zwalniania ludzi w dużych korporacjach:
– wysoka pozycja i wysoka pensja,
– za wysokie kompetencje do organizacji (organizacja nie ma gdzie wykorzystać pracownika),
– wiek jeszcze nie przedemerytalny ale dojrzały,
– niemeryttoryczny klucz wyboru do zwolenień,
– ludzie posiadający specjalistyczne kompetencje, które obecnie firma nie wie jak wykorzystać bo właśnie zmieniła strategie produktu/ usługi (przykład ludzi pracujących „w okienku” z Klientem przy przejściu firmy na internetowy kontakt z Klientem)
Oczywiście zawsze można powiedzieć, błąd, że nie przewidziałeś/ łaś tego, że nie byłeś czujny/a itp., ale to już oddzielny temat i znacznie szerszy.
Podsumowując, może trochę przewrotnie, w korporacji trwa gra interesów wielu ludzi i wielu grup. Podobnie jak i z awansami, nie zawsze osiągają je najlepsi, tak i ze zwolnieniami, nie zawsze odchodzą najgorsi.
Świadomość tej gry i tego systemu (jak on działa, jakie są mechanizmy itp.) pozwala działać w takich systemach/ ignorować takie systemy lub też budować swoje systemy i wprowadzać je.
Decyzja należy do każdego z nas. Myślę, że często o taką decyzję właśnie chodzi.
Mr.X życzę Ci podjęcia takiej decyzji i pójścia jej drogą. Trzymam kciuki!!
Witam,
Postanowiłam się podzielić swoimi doświadczeniami z poszukiwaniem pracy. Poprzednią pracę rzuciłam w styczniu 2010, bo miałam serdecznie dość (praca po 20h/dobę przed komputerem). Pracuję w finansach, znam języki obce, mam doświadczenie – myślałam, że szybko coś znajdę. Kryzys przecież już się kończy.
Nowej pracy szukałam już jakieś pół roku, ale po rezygnacji miałam zdecydowanie więcej czasu. Całymi godzinami przeszukiwałam internet i wysyłałam po 20 CV tygodniowo. I cisza. Odłożone pieniądze zaczęły się kurczyć a pracy nie ma. W końcu znalazłam :) hurra. Po pół roku wysyłania CV i chodzenia na spotkania.
Czego się nauczyłam w trakcie „bezrobocia”:
1. Headhunterzy owszem mogą zweryfikować naszą wartość rynkową, ale w trakcie rozmów spotykałam się przeważnie z osobami tuż po studiach, które z kartek czytały mi pytania dotyczące finansów. Nie miały pojęcia o co pytają. Nie rozumiały moich odpowiedzi, ale decydowały czy przechodzę do następnego etapu!
2. Z kilku rozmów wyszłam z płaczem, myśląc że się do niczego nie nadaję. Wysłuchałam od pracowników firm rekrutujących, że jestem „niezmotywowana” i wyraźnie nie chcę nowej pracy. Taka opinia wynikała między innymi z cytuję „mówienia zbyt cicho i odpowiadania zwięźle na pytania”. Najwyraźniej powinnam krzyczeć nie na temat :).
3. Jeżeli rozmawiałam z kimś z managementu finanasowego firm sytuacja się zmieniała diametralnie. Rozmówcy byli bardzo zadowoleni z rozmowy i przeważnie zainteresowani dalszą współpracą. Niestety większość firm rekrutuje przez Headhunterów, więc takich rozmów było mało.
W końcu dostałam pracę w renomowanej firmie, gdzie usłyszałam, że byłam o wiele lepsza od pozostałych kandydatów i dosłownie zmiotłam rywali.
Podsumowując – trzeba znać zasady gry w danej branży i dostosować zachowanie do danego etapu gry. Nie należy się też zrażać jeżeli ktoś powie, że nie mamy kwalifikacji, bo może ta osoba nie umie ich po prostu poprawnie ocenić.
Mr.X – powodzenia, nie poddawaj się! :)
Pozdrawiam,
Ewa
Uważam ten wpis za bardzo pozytywny. Czemu?
Autor przekazał swoje doświadczenia i otwarcie pisze, że wyciągnął z nich lekcje, zamiast zaszyć się w ciemnym kącie z piwem w dłoni. Świetna robota! Mr. X w wielu przypadkach powinien być wzorem do naśladowania – nie jego błędów, a postawy.
Gratuluję! Z pewnością niektórzy z nas usłyszą o jego spektakularnych sukcesach.
@Mr. X – tylko jedna rzecz z mojej strony: Jesteś dla siebie zbyt surowy. Błędy się zdarzają, a nawet więcej – są naturalną drogą do sukcesu. Zapamiętaj lekcje i zostaw złe uczucia za sobą, to już przeszłość, a przed sobą masz znacznie ciekawsze rzeczy, skup się na nich. Mam nadzieję, że pewnego dnia będzie mi dane pracować z takim szefem :)
Hej Antek,
Nie napisalam, ze nie akceptujesz bledow, tylko ze czytajac komentarz Twoj jak i Twojego poprzednika mialam wrazenie malej tolerancji dla nich wyikajacego z dosc czarno-bialego widzenia problemu np. kiedy stwierdziles, ze w zwolnieniu zawsze jest czesc winy pracownika. W tej kwestii moglabym sie podpisac pod komentarzem Katarzyny.
Co do tematu dziecka i ograniczen. Z mojego punktu widzenia dzieci jako ograniczenie najbardziej postrzegaja ci, ktorzy ich nie maja, albo z roznych powodow nie sa zadowoleni z faktu ich posiadania.
o generalnie wszystko moze byc ograniczeniem i dzieci nie sa tu jakims specjalnym przypadkiem. Niemal wszystko w zyciu moze ograniczac, albo dawac kopa do dzialania. Oczywiscie wszysko zalezy od punktu widzenia i moj opiera sie na dosc czestej dyskryminacji na rynku pracy z powodu posiadania dziecka, bo ono z zalozenia dla wielu pracodawcow jest obciazeniem i dowodem na to, ze nie bedziesz rozwijajacym sie pracownikiem. Co w wielu przypadkach jest kompletna bzdura – ale zalozenie pojawia sie z automatu, zwlaszcza u mlodej bezdzietnej kadry zarzadzajacej. To z kolei bezposrednio przeklada sie na szanse na zatrudnienie. Kazdy moze miec w temacie swoje zdanie, ale uwazanie go za oczywistosc i uniwersalna prawde zdecydowanie mi sie nie podoba.
Polecam “Company Man”, warty obejrzenia obok “Up in the air”.
Jako komentarz i uzupełnienie tego postu dodam od siebie, że warto jest przeczytać sobie listę błędów poznawczych, razem z konkretnymi objaśnieniami poszczególnych błędów na Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_błędów_poznawczych
Zapoznanie się z nią, oraz powtarzanie lektury raz na jakiś czas, uświadomiło mi kiedyś, że je popełniałem i ustrzegło przed powtórkami.
P.S. Jeśli nie stanowi to dla kogoś problemu, to w angielskojęzycznej Wikipedii lista jest pełniejsza i lepiej opisana: http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_cognitive_biases
Może jeszcze krótko dlaczego.
1. Niechęć do zmiany pracy: Efekt posiadania, Niechęć do straty.
2. Zaciskanie zębów i trwanie w nieprzyjemnej pracy: Efekt potwierdzenia, Racjonalizacja zakupu, Efekt wspierania decyzji.
3. Wybór nowej pracy: Selektywna percepcja, Zasada podczepienia.
Sam nie będę rzucał w nikogo kamieniem, bo jestem winien głównie drugiej pozycji.
Naprawdę warto podejść introspekcyjnie i analitycznie do poważnych decyzji. Czasami sam się klepię w czoło z komentarzem „gupi, gupi, gupi” jak się przyłapię na czymś z tej listy. :-)
A ja napisze przewrotnie z małym podsumowaniem.
Bardzo ochoczo zakładamy, że zmiany zachodzą wyłącznie skokowo. Co chcę przez to powiedzieć?
Tak bardzo wierzymy w tę opinię (i chcemy wierzyć), że obserwujemy świat jako zbiór stałych obiektów. Gdy patrzymy na świat materialny widzimy ruch (np. ludzie biegają, samochody jeżdżą). Gdy na niematerialny – stałe obiekty.
Podświadomie patrzymy na abstrakcje jak na wyrazy, które ją opisują: Wyraz się nie zmienia, to również i zjawisko, które opisuje.
Co jakiś czas przychodzą zmiany i burzą porządek. Następują kłopotliwe zmiany i niewygodne działania. Mimo to, tak jak samym okiem nie widzimy drgania cząsteczek, tak nadal nie zauważamy, że każda osoba, instytucja, organizacja się zmienia – w każdym najmniejszym ułamku sekundy, tak jak każda rzecz na poziomie cząsteczkowym. Dlaczego o tym piszę?
Zamiast uczyć się żyć w zmianach, uczymy się adaptować do pewnego stanu i zamieniamy się w „automat”. Żyjemy pewnym schematem, pozwalamy zanikać umiejętnościom związanym ze zmianami. W pewnym momencie znowu dajemy się zaskoczyć zmianom, cierpimy, znajdujemy nowe miejsce, adaptujemy i tak dalej w koło.
Niestety ciężko jest zmienić ten fundament. Lata praktykowania tego sposobu robią swoje. Dlatego tak często się przyłapujemy na złych zachowaniach, mimo planu pracy nad nimi. Próbujemy naprawiać i dostosowywać, zamiast budować na dobrym fundamencie.
Na koniec polecam przeczytać niepozorną książkę: „Kot ukradł mój ser?”. Pomoże popracować nad podejściem do zmian.
Oczywiście tytuł to: Kto ukradł mój ser? :)
Jako ciekawostka: Właśnie otrzymałem maila z konkretną propozycją wsparcia w znalezieniu pracy dla Mr. X :-)
Przekazałem Autorowi
Pozdrawiam
Alex
Alma,
Nie chce rozmawiac o dzieciach bo nie o to w tym poscie chodzi. Dziekuje Ci za spostrzezenie oraz moze poprzestanmy na tym ze mamy to wspolne iz oboje dzieci lubimy:)
Alma, Katarzyna,
nie bede sie spieral, chyba bylem zbyt kategoryczny mowiac ze w 99% wypadkow w zwolnieniu winny jest pracownik. Faktycznie swiat nie jest czarno bialy, w firmach ciagle trwaja rozne gry, moga byc niemerytoryczne zwolnienia, lub po prostu jak mowila Katarzyna zmienila sie strategia i czlowiek o danych umiejetnosciach nie jest potrzebny(choc to jak i wiekszosc innych rzeczy mozno przewidziec). Ale nadal twierdze ze moze nie w 99proc ale w wiekszosci zwolnien jest czesc winy (takie chyba zbyt mocne slowo) pracownika. Czesc przykladow Katarzyny napewno mnie nieprzekonala, bo mozno bylo przewidziec,dopasowac sie lub po prostu chociazby przygotowac sie na zwolnienie. Sadze ze warto po zwolnieniu siasc z kartka i wypisac co robilismy zle lub niewystarczajaco dobrze. Jezeli dojdziemy do wniosku ze wszystko robilismy dobrze to nie ma problemu, ale jezeli znajdziemy jakies braki to tez dobrze, bedziemy mogli to poprawic:) Sadze ze czesto te braki znajdziemy.
Antek
Zamykając temat dzieci – znam niestety firmę, która zwalniała kierując się między innymi kwestią posiadania dzieci i… zwolniła samotne matki.
Gdybym poszła Twoim tokiem rozumowania spytałabym:
jak miały to przewidzieć?
co konkretnie zawiniły?
To oczywiście mocne ptania i zadałam je nie po to, żebyś na nie odpowiadał.
Odnosząc się do Twojego ostatniego wpisu mam wrażenie, że piszesz o swoich przekonaniach a nie o rzetelnych, sprawdzonych danych. To zmienia postać rzeczy.
Pragnę też zauważyć, że wyraźnie podkreśliłam, że przedstawiam inne, niż Ty wskazałeś kryteria zwolnień i że kwestia przygotowania się/ przewidzenia tego jest tematem na inny post.
Odnosząc się do Twojej kwestii winy (moim zdaniem nieadekwatne słowo)- to nie wina, lecz decyzje jakie osoba podjęła będąc w danej organizacji. To jest dokładnie to, o czym pisze Mr.X. A że proces podejmowania decyzji może być różny u różnych osób będacych w podobnej sytuacji, mamy różne tego konsekwencje.
Zachęcam do szerszego spojrzenia na pewne procesy bo wtedy mniej jest wartościowania a więcej ciekawych odkryć.
Antek a co w sytuacji ewidentnej dyskryminacji pracownikow z roznych powodow?
Jak moga przewidziec zwolnienie, jak jemu przeciwdzialac? Poza oczywisie sprawa w sadzie juz po zwolnieniu. Sa grupy szczegolnie podatne na dyskryminacje i trudno im radzic, zeby wciaz szukaly innego pracodawcy. Czesto oznacza prace na gorszych warunkach. Zdarza mi sie wspierac osoby z roznorodnych mniejszosci (etnicznych, seksualnych, z przewleklymi schorzeniami, z trudniejszym startem) i w ich przypadku sam fakt bycia mniejszoscia juz ogranicza ich mozliwosc wyboru i decyzje.
A wracajac do temtu postu. Latwo jest ocenic decyzje jako zle z perspektywy czasu. Dobrze jest wyciagac z nich nauke. Ale z drugiej strony, dobra decyzja podjeta w danym momencie z uwzglednieniem wszystkich znanych okolicznosci moze za jakis czas okazac sie najwiekszym bledem. Oczywiscie mozliwa jest rowniez odwrotna sytuacja. Trudno w takim kontekscie mowic o czyjejs winie.
Tomaszu,
Piszesz o bledach poznawczch. Ja bym raczej uzyla okreslenie tendencje poznawcze. Slowo blad zaklada pewna nieprawidlowosc, cos czego nalezy unikac. Schematy wspomniane przez Ciebie to naturalne mechanizmy,ktore rozwinely sie w naszym mysleniu bo w wielu sytuacjach sa przydatne. Ja proponuje refleksje zamiast negacji.
Chłopie! Masz dopiero 32 lata. Jeszcze długa droga przed Tobą, powoli i konsekwentnie do celu. Nie rozpamiętuj. Powodzenia
Jako ciekawostka: Właśnie otrzymałem maila z konkretną propozycją wsparcia w znalezieniu pracy dla Mr. X :-)
Magia Alexa i jego bloga :D
Sam napisałem: „Właśnie otrzymałem maila z konkretną propozycją wsparcia w znalezieniu pracy dla Mr. X”
Sprawa ma już obiecujący ciąg dalszy. Niezależnie od wyniku końcowego poproszę potem jej uczestników o zgodę na opisanie na blogu, bo to bardzo dobry przyczynek do postów:
http://alexba.eu/2007-03-11/rozwoj-kariera-praca/jak-wybic-sie-w-zyciu-cz-1/
http://alexba.eu/2007-03-16/rozwoj-kariera-praca/pare-uwag-o-wychylaniu-sie/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję bardzo wszystkim za komentarze.
Największe moje podziękowania należą się Aleksowi: za zamieszczenie mojego komentarza w formie postu gościnnego. Jest to dla mnie niesamowita nobilitacja.
KrysiaS,
piszesz: „Ja pytam Ciebie … co to jest sytuacja optymistyczna ?”
W moim obecnym rozumieniu optymistyczna sytuacja będzie kiedy naprawię swoje finansowe błędy. Czyli po prostu spłacę kredyty. To jest w tym momencie moją ogromną bolączką. Duże obciążenie kredytami znacznie ogranicza moją swobodę manewru. Układam sobie plan jak najszybszej spłaty zadłużenia, jednak potrzebuję do tego stabilnego źródła dochodu. W mojej sytuacji i rozumieniu sam się skazuję na bycie „galernikiem” (przez jakiś czas oczywiście). Na pewno nie jest to dla mnie poprawa jakości życia, ale cóż… wynika to z moich decyzji i muszę teraz sobie z tym poradzić.
EwaT,
Twoje doświadczenia z firmami rekruterskimi są zbieżne z moimi. Zdarzyło mi się, że byłem pytany o konkretne umiejętności techniczne, których znajomość miałem ocenić na skali od 1 do 10. Tylko, że nie byłem w stanie znaleźć jakiegokolwiek poziomu odniesienia. Rekruterka nie miała nawet pojęcia o co pyta!
Pomijam już kwestie czasami występującego całkowitego braku profesjonalizmu (w mojej ocenie) i traktowania kandydatów jak swego rodzaju towaru. Najlepszym przykładem jest informacja zwrotna, która miała być mi udzielona najpóźniej trzy tygodnie po spotkaniu – minęło pół roku a ja wciąż czekam. Uprzedzę pytania: moje maile pozostały bez odpowiedzi. Tak samo dwie czy trzy próby kontaktu telefonicznego.
Jest to postępowanie całkowicie niezrozumiałe dla mnie: być może taka firma rekrutacyjna straciła potencjalnego przyszłego klienta!
Grzegorz,
piszesz: „[…] Jesteś dla siebie zbyt surowy.”. Pewnie masz rację. Z popełnionych błędów bierze się doświadczenie. Trudno jednak jest mi zrezygnować z surowości wobec siebie, będąc jeszcze w trudnej sytuacji. Niedługo, kiedy moje życie się poprawi, pewnie nabiorę dystansu i zacznę dostrzegać więcej pozytywów niż obecnie. I to właśnie będzie doświadczenie, które pozwoli mi zrozumieć, że porażki są nieodłączną częścią dążenia do sukcesów.
Alex napisał w komentarzach o mailu z propozycją wsparcia w znalezieniu pracy dla mnie oraz, że sprawa ma obiecujący ciąg dalszy. Pozostaje mi tylko potwierdzić :)
Pozdrawiam,
Mr. X
Katarzyno,
Cieszy mnie ze jeden z 7 przezemnie wymienionych pozytywnych punktow pierwszego zwolnienia wywolal szeroko dyskusje.
Dla mnie Twoje pytania wcale nie sa takie mocne, raczej takie zwykle. Nie rozumiem po co zadajesz mi pytania na ktore nie oczekujesz odpowiedzi. To jakis sposob manipulacji? Moze po prosto odpowiedz na nie jest dla Ciebie oczywista? Dla mnie taka nie jest,wszystko zalezy od sytuacji. Moze po prostu chcesz zebym to przemyslal, czy tez to jakis chwyt niemerytoryczny? W kazdym badz razie takie pytania chyba niesprzyjaja dyskusji.
Zreszta, juz przyznalem ze sa sytuacje gdzie niepopelniono bledow(zamienmy slowo wine slowem blad,lepiej pasuje. brak ostroznosci lub uwagi rowniez nazywam bledem) ale bylo zwolnienie. Teraz chcesz mnie przekonac „bardziej” ?:)
Pisze o rzeczach ze swego doswiadczenia i postrzegania swiata. Ty piszesz o rzetelnych sprawdzonych danych i faktach?
Dosc daleko odeszlismy od tematu postu. W kazdym badz razie nie wzkazywalem kryterii zwolnien. To Ty probowalas wskazac kryteria zwolnien ktore wykluczaja blad pracownika . Ja tylko mowilem ze warto poszukac u siebie bledow, bo jest duze prawdopodobienstwo ze je znajdziemy. To ze kwestia przygotowania sie/przywidzenia tego jest tematem na inny post postanowilas Ty i szczerze mowiac nie bardzo mi sie chce do tego dostosowac. Zgadzam sie ze probowa przewidzenia to szeroki temat. Zreszta na ten temat na blogu Alexa juz byl post.Ale dla mnie to ze ktos nieprzewidzial tego ze moze zostac zwolniony moze (choc nie musi) byc pewnym bledem, Ja rozmawialem wlasnie o bledach w szerokim tego slowa znaczeniu,wiec nie rozumiem czemu mam brak przewidzenia wykluczyc z dyskusji.
Dziekuje za Twoje zachecenie do szerszego spojrzenia na pewne procesy. Sprobuje skorzystac. Ze swej strony zachecam do wartosciowania tego co nas otacza. To ze bedziemy oceniac swoje decyzje, ze bedziemy wiedziec i rozumiec co dla naszego zycia jest dobre lub zle, tez moze prowadzic do bardzo interesujacych odkryc.
Alma,
Juz przyznalem ze sa sytuacje gdzie niepopelniono bledow. W wymienionym przez Ciebie przykladzie dyskryminacja moze ( choc nie musi) byc jedna z takich sytuacji. Smutne ze ludzie nie widza w innym po pierwsze czlowieka a juz potem wszystkiego innego. Spotykalem sie w swoim zyciu z dyskryminacja. Czasami da sie ja przewidziec,wtedy mozno poszukac lepszego pracodawcy. W swoim otoczeniu widze coraz wiecej pracodawcow gdzie dyskryminacji nie ma. Miejmy nadzieje ze ilosc takich pracodawcow ciagle bedzie sie zwiekszac i wymienione przez ciebie mniejszosci beda mogly pracowac bez problemow wlasnie dla takich firm.
Calkowicie sie zgadzam z drugim akapitem Twego komentarza.
Tomasz Sterna,
Ciekawy link:)
A tak ogolnie ciesze sie ze Mr. X otrzymal obiecujaca propozycje wsparcia w poszukiwaniu pracy. Tak trzymac!:)
Bardzo, bardzo ciekawy wpis. Jako osoba znajdująca się w dość podobnej sytuacji do Mr X’a dorzucę jedną swoją radę może dość zabawną: otóż warto zadbać od kondycję fizyczną mi bardzo się przydało podczas morderczego maratonu rozmów kwalifikacyjnych – parę rozmów w ciągu tygodnia w różnych miastach polski :)
Druga sprawa to traktowanie kandydatów do pracy. Podziwiam Mr X’a za cierpliwość – ja zawsze podczas rozmowy pytam się o termin odpowiedzi jeśli w danym terminie nie otrzymam odpowiedzi próbuję otrzymać odpowiedź kontaktując się mailowo bądź telefonicznie a jeśli i to nie pomoże to firma trafia na moją czarną listę. Zawsze zastanawia mnie to czemu tak mało firm odsyła informację o nie udanej rekrutacji?
Adam,
poruszyłeś ważną według mnie kwestię: „czemu tak mało firm odsyła informację o nie udanej rekrutacji?”
Pewnie niejeden rekruter czy HRowiec odpowie, że otrzymują taką liczbę zgłoszeń, iż nie są w stanie odpowiedzieć każdemu. Inni zasłonią się tym, że trudno indywidualnie każdemu odpowiedzieć podając przyczynę odrzucenia jego aplikacji. Jeszcze może usłyszysz, ze w firmie nie ma takich procedur.
A ja widzę to tak: to po prostu brak szacunku dla ludzi.
Nawet jeśli ktoś wybiera z 300 aplikacji, to ma adresy mailowe tych aplikujących i wystarczy hurtem wysłać info (z ukrytymi adresami rzecz jasna)typu: „informujemy, że zakończyliśmy proces rekrutacji na stanowisko X. Wszystkim aplikującym dziękujemy za zainteresowanie” itp, itd.
To niewiele czasu i niewiele wysiłku. Powinno być standardem. Powinno…
Dla bardziej zabieganych rekruterów – wystarczyłoby na stronie internetowej zamieścić info w zakładce praca, że proces się zakończył. można nawet podać, kogo się wybrało. I sprawa załatwiona.
Do tego jeszcze pozostaje pytanie, czy dane zebrane do procesu rekrutacji zostają w firmie w ich bazie (na co nie wyrażamy zwykle zgody, bo pod aplikacja jest zwykle klauzula o zgodzie na przetwarzanie danych dla potrzeb rekrutacji i powinno się tę zgodę odnosić wyłącznie do danej rekrutacji), czy też zostaną „zniszczone”.
Wiele lat temu, w czasie „przedinternetowym” zwyczaj wysyłania listów z taką informacja i do tego dopisek, ze dane zostają w bazie danych firmy, gdyby prowadzono kolejną rekrutację, był zdecydowanie powszechniejszy.
Wiem, bo docierały do mnie takie listy.
teraz, gdy procesy rekrutacyjne niejednokrotnie bardzo się przeciągają w czasie – taka informacja wydaje się jeszcze ważniejsza.
Firmy prześcigają się w zabiegach mających na celu budowanie swojego wizerunku, a zaniedbują tak podstawowe rzeczy, które ten wizerunek psują.
Pozdrawiam, Ewa
Miło było przeczytać Twoją historię Panie X. Nie widzę powodu ani potrzeby by Ci współczuć albo pocieszać. Po lekturze dominującym uczuciem u mnie był podziw i hmm.. otucha. Podziwiam Cię za to, że zdołałeś zachować zapas pozytywnej energii a otuchy dodaje mi fakt, że sam postrzegam się jako osoba pozytywnie naładowana i Twoja historia daje mi nadzieję, że w razie kłopotów ta energia wystarczy nawet gdy nie będę miał innego wsparcia (np. finansowego). Nie wiem jakie myśli miałeś w głowie wcześniej ale ujęło mnie, że w tekście nie piszesz o swoich pretensjach do firmy, tylko analizujesz siebie i swoje postępowanie, wyciągasz wnioski i działasz. Ja też uważam, że „zamiast narzekać na ciemności lepiej zapalić kaganek”.
Jeszcze raz gratuluje i życzę powodzenia.
Mój pierwszy komentarz po pół roku czytania bloga. Ja dziekuje Ci za ten post. Też popełniłam kilka błędów w swoim życiu, znalazłam się i znajduję bardzo głęboko wiadomo gdzie, ale czytając Twój post pomyślałam, ze skoro Tobie się udało to dlaczego mnie ma się nie udać? Trzeba mieć w sobie wiare i plan. Dziękuję, że napisałeś swoje wnioski- skłaniają do myślenia :)
Poza tym uważam, że najważniejsze to dostrzeganie błędów, uczenie się na nich, wyciaganie wniosków i nie dopuszczenie, żeby drugi raz popełnic ten sam błąd. Każda sytuacja czegos nas uczy, każda praca coś nam daje, musimy tylko umieć to „coś” dostrzec i wyciągnąć to co najlepsze dla nas.
Nie skrytykuję Cie, bo „niech pierwszy rzuci kamień ten, który jest bez winy” ja nie jestem. Trzymam mozno kciuki za to, żeby Ci się udało, za to żebyś był szczęśliwy i usatysfakcjonowany swoim życiem.
Powodzenia!!!
P.S. to tak na gorąco, pomyslę trochę i odezwe się jeszcze.
Jak to jest Alex, że za każdym razem kiedy myślę o czymś intensywnie a moja pewność siebie spada do zera, odpowiedzi i entuzjazm znajduje właśnie tu? Pozostaje gratulować – zaangażowania, wytrwałości i chęci działania.
Cóż, widać jednak Wasze rady choć cenne i trafne nie zawsze trafiają na podatny grunt, gdyby tak przecież było, nie szukałabym kolejnych zastrzyków motywacji, a raczej opowiadała o sukcesach. Pozwolę sobie opowiedzieć trochę o sobie, głównie dlatego że też czuje potrzebę swoistej „spowiedzi” własnej głupoty i niekompetencji. Jeśli ktoś byłby chętny skomentowania mojego wpisu, konstruktywnie, krytycznie – będę wdzięczna.
Kończę właśnie studia ekonomiczne, mam 23 lata i ogromne poczucie straconych szans. Większość z Was powie że to nie problem, przecież świat stoi przede mną otworem, a ja dopiero zaczynem. Też uległam temu złudzeniu. Do momentu aż pojechałam wczoraj na rozmowę kwalifikacyjną do pewnego świetnego programu stypendialnego oferującego studentom 2 tygodniową szkołę letnią, a później interesującą praktykę. Na początku (do programu wybieranych jest 30 osób z około 2000), uważałam że bynajmniej nie będąc geniuszem, nie mam po co się tam pchać. Jednak, po rozmowie z przyjacielem, byłym stypendystą, postanowiłam wysłać aplikację, nie licząc zbytnio na sukces. Jakie było moje zdziwienie i … stres, gdy dostałam zaproszenie do II etapu rekrutacji. Dalej uważałam że to program dla geniuszy, ludzi wybitnych, mniej więcej o erę słoneczną ode mnie. Przygotywałam się jednak do tej rozmowy, czytając najnowsze informacje giełdowe, powtarzając podręcznikową wiedzę i licząc że może jakimś cudem „uda mi się” albo przynajmniej spotka mnie ciekawe doświadczenie. I pojechałam. Ta wydarzenie zupełnie przewartościowało moje myslenie o sobie, otworzyło mi oczy na to, jak na własne życzenie skazuje się na bycie zwykłym przeciętniakiem, nielubiącym swojej pracy i dalej „nie wiedzącym co chce w życiu robić”.
Okazało się, że w programie nie biorą udziału ludzie nie z tej planety. Są to normalni, inteligentni młodzi ludzie szukający swojej szansy w życiu, bardzo sympatyczni, z którymi swobodnie o wszystkim rozmawiało się od pierwszych minut. Jak jest między nami róznica w takim razie? Ot – oni prowadzą życie aktywnie, nadają mu bieg. Z drugiej strony ja, pozwoliłam zupełnie żeby moje przepływało koło mnie, ewentualnie bardzo delikatnie nadając mu kierunek poprzez zmianę kierunku studiów, wybór ciekawego tematu magisterki…. Ot, standardy. A przecież miałam tak dalekie plany i ambicje.. Chciałabym przyticzyć Wam parę przykłądów tego, jak pozwoliłam żeby KAŻDA przeszkoda, udaremniała moje próby zrobienia czegoś znaczącego, z czego mogłabym być dumna. Zapisując się do studenckiego stowarzyszenia miałam pomysł, żeby zaprosić Alexa na spotkanie z nami, studentami w Poznaniu już 2, 3 lata temu. Czy ten pomysł zrealizowałam? Nie. Bo brakowało mi zaangażowania współkolegów, bo bałam się że nie zapewnie Alexsowi odpowiedniej frekwencji, bo w końcu „przewodniczącemu” koła pomysł nie do końca się podobał. Drobne kwestie? Tak. A jednak rozbiły dobry przecież pomysł w drobny mak przed nawet początkiem ! Przykre prawda? Jakiś miesiąc później, jadąc do Katowic, przypadkowo poznałam młodego chłopaka, który zupełnie niespodziewanie okazał się być jednym z pierwszych w Polsce ludzi promujących „fair trade”, a jednocześnie członkiem interesujących kół naukowych. Natychmiast zrodził się między nami pomysł konferencji pod tym, niewiele wtedy jeszcze dla studentów znaczącym, terminem. Po chwili wymieniliśmy się kontaktami, porozmawialiśmy o możliwościach i kształcie konferencji, po czym pełni nadziei ruszyliśmy w swoje strony. Co z tego wyszło? Nic. Powód – brak wsparcia ze strony kolegów z koła.. Czy to jednak była na prawdę ich wina? Zupełnie nie. Moja. Bo to był mój pomysł, i tylko ja mogłam pokonać wszystkie, drobne przecież, przeciwności i go zrealizować. Zamiast w dwa lata później słuchać o podobnych organizowanych eventach. Takich przykładów jest wiele, pozwoliłam na to żeby moje życie sobie płynęło. Bez kierunku, celu, wytrwałości. Bo przecież jestem inteligentna i „dopiero zaczynam”. Wczorajsza rozmowa uświadomiła mi wszystkie te moje porażki i stracone szanse. Pozwoliłam żeby najbardziej kreatywny i swobodny etap mojego życie upłynął na robieniu bezwzględnego minimum. Przykre, ale prawdziwe.
Jednak, chcę tu podkreślić, jak bardzo jestem za nią wdzięczna za to wczorajsze doświadczenie. Dlaczego? Bo potrząsnęło mną, uświadomiło że marnuje cenne minuty życia idąc w kierunku, w którym wcale nie chcę iść. I jak bardzo żyje na powierzchni swojego życia, gdy wiem, że stać mnie na dalece więcej. Tylko kto chce słuchać o przeczuciach, gdy nie idą za nimi działania i efekty ?? Są jeszcze inne pozytywne kwestie – dowiedziałam się wczoraj, ze ja naprawdę chcę zajmować się rynkiem kapitałowym, giełdą, inwestowaniem, czuje że mogłabym być częścią tego świata. Dlaczego? Bo czytanie i uczenie się o tym nigdy mnie nie nudzi, bo czasem z fascynacją śledzę działania spółek, bo jakoś czuje , ze to jest moje miejsce. Do programu się nie dostanę, bo sama bym siebie nie przyjęła po wczorajszym kiepskim wystąpieniu i przy konkurencji tych wszystkich świetnych, młodych ludziach zaangażowanych w tematykę rynku.
Jeszcze raz pragnę podkreślić, że podsumowanie jest jednak jak najbardziej optymistyczne ! W końcu dowiedziałam się co chcę robić w życiu, pozostaje tylko przekonać innych do tego żeby dali mi szanse. Dalej jestem młoda, bez zobowiązań finansowych i wiem jedno – nie mam już ani minuty do zmarnowania. Jeśli jednak jest ktoś kto czyta ten wpis, a znajduje się w takiej pozycji jak ja 3 lata temu, niech wie że świat dla nas stoi otworem i dobrymi chęciami, ale trzeba po nie zdecydowanie sięgać. I prośba do Was, tych starszych, zaangażowanych mentorów – potrząsajcie młodymi, może być brutalnie, czasami tylko to bywa skuteczne. Na początek zapraszam do potrząsania mną, każda krytyka może pomóc mi zmienić kierunek i utrwalić się w przekonaniu ż e warto walczyć.
Pozdrawiam,
Iga
Alma, ciekawe spostrzeżenie.
Zauważ, że po angielsku ten termin to „cognitive bias”. „Bias” słownik definiuje jako:
n C/U 1. (diagonal line) ukos, skos; odchylenie. 2. (favourable/unfavourable prejudice) uprzedzenie; nastawienie. 3. (testing error)błąd, systematyczny; obciążenie.
Czyli w zgodzie z Twoją interpretacją.
Niemniej w Polsce przyjęło się mówić o „błędach poznawczych”. Można pospekulować skąd to „uprzedzone” tłumaczenie w polskim języku. ;-)
Niestety kiedy tłumaczenie, nawet nietrafne, przylgnie, trudno jest to odkręcić.
Niech będzie to moje pierwsze pojawienie się na blogu, którego odkryłem dopiero niedawno i jeszcze sporo mi zostało z historycznych tematów do przeczytania, ale do których staram się w wolnej chwili wrócić :) Temat samorozwoju jest dla mnie o tyle interesujący, że uważam, że aby iść do przodu muszę się rozwijać.
Jeśli chodzi o historię Mr X, to jestem pełen podziwu dla niego, bo ja nie wiem, jakbym zareagował w chwili obecnej na takie wydarzenie. Myślę, ze na pewno gorzej, bo na dzień dzisiejszy jestem na etapie myślenia, żeby mi się coś takiego nie przydarzyło. Nie mam żadnego planu zapasowego, poduszki powietrznej a mam zobowiązania. Wiem, że znalezienie pracy nie będzie łatwe – zastanawiałem się nad zmianą już jakiś czas temu i przy obecnym stanowisku poziom moich oczekiwań finansowych powoduje, że nie widzę firmy, dla której moje umiejętności byłyby na tyle cenne. Nie wiem też co mógłbym innego robić, bo lubię to co robię i patrząc na comiesięczna pensje jestem w tym dobry… I to powoduje, że kompletnie nie wiem w jakim kierunku powinienem się rozwijać.
ciekawie się czyta aż łza się w oku kręci, że takie sytuacje powodują stres :-)
oczywiście na własne życzenie – wszelkie zobowiązania jakie mamy w życiu są na własne życzenie i potem ewentualny strach o nie
a zaczyna się od błahostek – że muszę mieć to i to bo … inni mają, bo czuję się z tym lepiej itd
tu kredycik, tam kredycik
a wszystko się sprowadza do poczucia wartości którą trzeba budować i to jest aktywo a nie zobowiązanie, kaptał własny – mając zdrowe poczucie wartości mniej potrzebujemy, lepiej wykorzystujemy zasoby na budowanie wartości rynkowej, mamy ostrzejsze wolne spojrzenie
i teraz od nas zależy na którym etapie się zatrzymamy z zaciąganiem zobowiązań, to są nasze decyzje a niektóre są naprawdę długoterminowe
tak więc Mr X – szybka lekcja, nie ty jeden ją przechodzisz ale następni mogą się z niej podstawowej rzeczy nauczyć – jak najmniej zobowiązań i to wszelakich
bez nich łatwiej rozwijać pasje które mogą w przyszłości dać zarabiać
a zobowiązania które za nami się ciągną są przeróżne:
zobowiązania wobec rodziców – powinienem robić to i to, bo tak mi powiedzieli np studiowanie
fajny nowy samochod na kredyt
jakieś mebelki
kredyt hipoteczny
ślub
dzieci
standardowy długoterminowy model wtłoczony nam w procesie wychowania a mało kto zapyta się: po co?
Do Tomasza,
Pewnie i czesciowo stad bierze sie moje „inne” rozumienie „bledow” poznawczych, ze i pracuje i o psychologi mysle glownie po angielsku.
Ogolnie nie lubie w dyskusji uzywania okreslenia „blad” czy „zla decyzja”, bo zakladaja one istnienie idealnie dobrych, bardziej trafnych decyzji. Poza nielicznymi przypadkami osob, ktore potrafia przewidywac przyszlosc i kontrolowac zachowania innych cala reszta zyje w warunkach wiekszej lub mniejszej dosc nieprzewidywalnej zmiennosci. Zamiast analizy „bledow i potkniec” wole zwiekszanie tolerancji dla nieprzewidywalnosci i rozwijanie mozliwie maksymalnej elastycznosci.
Obok bledow czy tez nastawien poznawczych istnieja jeszcze nieracjonalne przekonania. Przekonanie o posiadaniu kontroli i zdolnosci do podejmowania zawsze najlepszych decyzji i posiadaniu kontroli nad zyciem jest dla mnie tak samo nieracjonalne jak przekonanie o zupelnym ich braku.