Kochaj/polub, zmień albo porzuć :-)
Większość z Was w tej czy innej formie słyszała o tej zasadzie i na pewno wielu z Was stosuje ją w codziennej praktyce (prawda??? :-))
Całe podejście „Love it, change it or leave it” ma oczywiście znaczenie w wypadku czegoś, co nam przeszkadza. W oczywisty sposób, jeśli coś jest po naszej myśli, przynosi nam subiektywnie odczuwalne korzyści tu i teraz, a wręcz dostarcza przyjemności, to „kochamy to” :-)
Problem zaczyna się wtedy, jeśli coś nam nie odpowiada. Mam nadzieję, że wśród Czytelników tego blogu niewiele jest osób, które w takiej sytuacji myślą „takie jest życie” i cytując H.D.Thoreau „prowadzi życie w cichej desperacji” znajdując się w bardzo nieprzyjemnym stanie zawieszenia i bezsilności! Reszta zapewne proaktywnie próbuje zmienić istniejące okoliczności, albo podejmując działania w celu zmiany niepożądanego czynnika, albo po prostu porzucenia istniejącego stanu rzeczy i poszukania innej opcji. To jest znacznie skuteczniejsze od wspomnianego zrezygnowanego poddawania się, niemniej jest tu możliwe pewne ulepszenie, które na przestrzeni lat ogromnie przyczyniło się do poprawy jakości mojego życia w każdym jego aspekcie :-)
Moja wersja (i kolejność działań) brzmi:
- Ignore it !!!
- love it,
- leave it (ulubiona opcja, jak coś mi bardzo nie pasuje :-))
- change it,
Ten pierwszy punkt oszczędził mi w przeszłości mnóstwo energii, czasu i innych zasobów!
Stosowanie go w praktyce nie jest jednak sprawą całkiem trywialną, dlatego pozwólcie, że wyjaśnię to nieco szerzej.
Prawdopodobnie każdy z Was też ma taki filtr, kiedy uznajemy sprawy nawet niezbyt nam pasujące za niewarte naszego zachodu a nawet uwagi i przestajemy się nimi przejmować. Problem polega na tym, że u wielu ludzi ten filtr jest:
- albo źle ustawiony i w rezultacie przejmujemy się (i zajmujemy) czymś wyłącznie dlatego, bo tak jesteśmy przyzwyczajeni i/lub tak wytresowałonas społeczeństwo i różne jego instytucje.
- albo został ustawiony w czasach, kiedy mieliśmy inne potrzeby oraz obraz świata i pozostawiony w takim stanie do dziś
W rezultacie, zamiast skoncentrować się na tym, co posuwa nas do przodu, dostarcza radości i energii wiele osób marnotrawi czas i środki, które można by lepiej wykorzystać gdzieś indziej na przejmowanie się i próby zmiany czegoś, co właściwie można by zlekceważyć i pominąć. To szczególnie dotyczy większości młodszych Czytelników, bo ta grupa wiekowa ma najsilniejsze skłonności do nieuświadomionego poddawania się programom i oczekiwaniom otoczenia. W tym temacie warto też zajrzeć do postu http://alexba.eu/2011-02-09/rozwoj-kariera-praca/nasza-osobista-wolnosc-2/
Oczywiście decyzja co z rzeczy, które nam nie pasują możemy (a nawet powinniśmy) ignorować jest trudna i każdy z Was musi podejmować ją osobiście, to przecież chodzi o Wasze indywidualne samopoczucie. Tutaj nie liczcie na to, że ktoś przyjdzie i powie Wam dokładnie gdzie postawić granice.
Jedyne, co mogę zrobić, to kilka rad jak sobie ten wspomniany wcześniej filtr eksperymentalnie ustawiać tak, aby pasował do osób, którymi dziś jesteście. Jeśli mówimy o eksperymentowaniu (a innej dobrej drogi nie ma) to zajrzyjcie wcześniej do postu http://alexba.eu/2012-12-03/rozwoj-kariera-praca/3-zasady-eksperymentowania-dla-pokolenia-y-i-nie-tylko/ aby niechcący nie zrobić sobie krzywdy.
Eksperyment polega na tym, aby w różnych sytuacjach życiowych spróbować zignorować elementy, które nam przeszkadzają (najlepiej jeden naraz, choć czasem można to zrobić hurtem :-)) koncentrując się jednocześnie na pozytywnych aspektach tego, co aktualnie przeżywamy lub robimy. Obserwujcie jak się przy tym czujecie, może okaże się, że rezultat końcowy jest tylko minimalnie gorszy od sytuacji idealnej. Jeśli rzeczywiście jakiś czynnik bardzo nam przeszkadza, to trudno, teraz już wiemy na pewno i czas na kolejne doświadczenie. Warto przy tym zauważyć, że zgodnie z zasadą Paracelsusa, która mówi: „wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną – to tylko kwestia dawki” dobrze jest poeksperymentować też z różnymi „dawkami” czynnika przeszkadzającego. W rezultacie możemy dokładnie ustawić sobie filtr tak, aby kompletnie ignorować „porcje” z którymi możemy żyć, a wszystko inne potraktować w myśl zasady zacytowanej w tytule. Jaka oszczędność czasu i dobre wykorzystanie potencjalnych sposobności!! :-)
Mam dla Was do tego kilka, częściowo zabawnych przykładów, które, aby nie przedłużać tego tekstu przytoczę w następnym poście jeśli będzie Was to interesować.
Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach uprzedzając, że temat wcale nie jest taki łatwy i oczywisty, na jaki wygląda. Ja zajmuję się takim eksperymentowaniem ponad 20 lat i bardzo podobają mi się rezultaty, więc z czystym sumieniem mogę napisać że warto.
„Ignore it !!!”
Becouse probably it’s just doesn’t matter :)
Fajny temat, nie powiem – bardzo mi bliski :)
Osobiście ten filtr włączył mi się gdzieś w okolicach 2giej gimnazjum, no ale już taki typ jestem :) Również jakiś czas temu książka „Rework” wniosła sporo do mojego życia zawodowego (i poniekąd osobistego również), dlatego mogę ją polecić (to nie jest reklama!).
Zauważyłem dwa główne problemy. Pierwszy leży w wyborze niewłaściwych rzeczy – w tym przypadku na siłę próbujemy robić coś, co nie ma większego sensu, tracąc na to czas i energię. Drugi to niepotrzebne zagłębianie się w szczegóły – tu jest o tyle gorzej, że często jesteśmy przekonani co do słuszności tego co robimy, albo włożyliśmy już tyle wysiłku, że boimy się zmienić tor czy nawet porzucić cały efekt naszej pracy.
Wydaje mi się jednak, że duża ilość eksperymentowania z czasem pozwala nam rozwiązać oba problemy, a porzucanie efektów czy zmiany kierunków stają się codziennością.
Przydatne dla ludzi, którzy myślą zarówno o bogatym życiu osobistym, jak i również własnym biznesie.
Pozdrawiam :)
Michał
Kolejny bardzo ciekawy wpis, Alex.
Warto zauważyć, że przytoczone przez Ciebie cztery możliwości postępowania są, co najmniej, neutralne i żaden z nich nie zawiera złych emocji czy intencji – to bardzo ważne!
4. Change it – jedna z najbardziej niewdzięcznych czynności, która nie tylko nie jest łatwa, ale również najbardziej pracochłonna ze wszystkich. Dodatkowo nie jesteśmy w stanie przewidzieć jej efektów i skutków. Stąd zasłużone miejsce „poza pudłem”. ;-)
3. Leave it – jedna z prostszych możliwości, której sporo osób po prostu nie dostrzega/nie chce dostrzegać. „Brąz” jak najbardziej zasłużony.
2. Love it – w tym przypadku często zadaję sobie pytanie „dlaczego to mi przeszkadza?” oraz „co mogę zrobić (i czy warto to zrobić!) żeby to zmienić?”. Po bliższym przyjrzeniu się danej sprawie może się okazać, że nie tylko nasza perspektywa była „skrzywiona”, ale że przeoczyliśmy wiele ciekawych szans i możliwości. Do tej mieszanki na pewno przyda się postawa proaktywna, czyli wychylenie się przed szereg – właśnie jestem w trakcie takiego działania i już na samym początku efekty są zaskakująco pozytywne! :-D
1. Ignore it – cokolwiek byśmy nie zrobili, to jesteśmy tylko ludźmi i nie jesteśmy w stanie zająć się/doglądnąć wszystkiego. Tutaj przyda się skorzystanie z zasady Pareto lub… delegowania zadań, np… na szefa (będąc nawet na niższym stanowisku – sprawdzone, działa!). :-D
Co w przypadku jeśli coś musimy wykonać (nasze obowiązki zawodowe) i nie możemy tego delegować? Ja zawsze staram się wybadać tą delikatną granicę pomiędzy „jest wporzo” a „to trzeba jednak poprawić”. To pozwala zaoszczędzić dużo czasu, który można przeznaczyć na ciekawsze zajęcie (np. wykraczające poza nasze obowiązki służbowe). :-)
Sposób z ignorowaniem różnych przeszkadzających nam rzeczy uważam za interesujący, tym bardziej gdy połączymy go z Twoimi Alex radami eksperymentowania. Na pewno będę to próbował. I będę też czasami patrzył na to, kiedy to co mi przeszkadza, jest sygnałem dla mnie, którego nie chcę zignorować, bo może być interesujący dla mojego dalszego rozwoju. Załóżmy sytuację, że kogoś nieświadomie krzywdzę i ignorując sygnały dochodzące do mnie, będę kontynuować to nieświadome czynienie komuś bólu, tak? Z drugiej strony zakładam, że takie sytuacje są raczej łatwe do wyłapania, kwestia wprawy :)) I korzystając z wspomnianych przez Ciebie sposobach eksperymentowania (żeby sobie samemu nie wyrządzić krzywdy społecznej, finansowej czy zdrowotnej) raczej nic poważniejszego się nie zdarzy. Powtarzam: chętnie wypróbuję ten sposób! A w eksperymentowaniu – jak sam piszesz w punkcie 3. – sprawdźmy, czy eksperyment wyszedł czy nie.
@Alex, jakby z Twojej listy usunąć pozycję 4 to by prawie był buddyzm.
Z postem jako całością zgadzam się w 100%. Sam eksperymentuje z bardzo podobną postawą od jakichś paru lat. Myślę, że wyjazd z kraju mi to wydatnie ułatwił. Lądowanie w zupełnie innym środowisku z zupełnie innymi wartościami, planami życiowymi itd. itp. zmusza wręcz do przedefiniowana swoich oczekiwań.
Witam,
dziękuję, Alex, za kolejny, bardzo ciekawy wpis.
Temat faktycznie ciekawy oraz … trudny!
Ze zgrozą obserwuję (także u siebie :-)), iż u wielu osób w sytuacji gdy coś „mi nie pasuje” najczęstszym zachowaniem jest „change it”. Ponieważ zmiana innych ludzi / warunków otoczenia nie zawsze jest łatwa, przyjemna oraz (a może przede wszystkim) skuteczna, często prowadzi to do frustracji oraz „życia w cichej desperacji”. Próbując w nieumiejętny sposób zmienić innych (ich zachowanie, postawy, przyzwyczajenia, ect.) można doprowadzić łatwo do konfliktu i pogorszenia relacji.
Po analizie kilku moich 'case-ów’ z ostatnich dni z jeszcze większą niż poprzednio zgrozą doszedłem do wniosku, że przynajmniej połowa z tych sytuacji spokojnie mogłaby zostać potraktowana wg. zasady „ignore it”, choć jeszcze wczoraj było to nie do pomyślenia :-) No cóż, trzeba będzie zmienić złe nawyki ….
Alex, jeśli możesz, proszę przedstaw na blogu przykłady o których wspomniałeś w poście. Myślę, że może być to dla wielu osób bardzo interesujące.
czym właściwie różni się „Ignore it” od „Leave it”?
Zapewne jest jakiś niuans, którego nie wyłapuję i przyjmując którąś z tych strategii postąpiłbym w zasadzie tak samo.
Pawel
Zgadzam się z Tobą – wyjazd z kraju (w formie wakacji, stażu czy emigracji) może ułatwić przestawienie filtrów, o których pisze Alex. Nie od dziś wiadomo, że podróże i spotkania z innymi kulturami poszerzają horyzonty właśnie. Przykłady z mojego „arabskiego podwórka” – po wielu miesiącach frustracji nauczyłem się ignorować bezmyślne wyczyny tutejszych kierowców (np. próby skręcania z prawego pasa w lewo na 4-pasowej jezdni!). Co ciekawe (i zaskakujące nawet dla mnie) – coraz częściej w takich sytuacjach dobrze się bawię i zacząłem takim kierowcom kibicować (po lekturze tego wpisu widzę to jako zmianę opcji „ignore it” w „love it”). Na zmianę zachowań kierowców w obcych krajach, jak wiele innych rzeczy, nie mam absolutnie żadnego wpływu, a opcja „leave it” z powodu takich błahostek nie wchodzi u mnie w grę.
Uważam, że podróże to jedna z najlepszych okazji na eksperymentowanie z naszymi filtrami. Można się przy obserwowaniu własnych reakcji nieźle bawić. A jeśli eksperyment jest nieudany, to zawsze mamy do wyboru inne opcje, zwłaszcza „leave it”.
Alex,
Mam nadzieję, że znajdziesz czas na podzielenie się z nami swoimi przykładami :)
Pozdrawiam
Ze swojej strony dodałbym tu jeszcze jedną, bardzo rzadką (przynajmniej taka powinna być) strategię – destroy it (ostateczne rozwiązanie). Czasem może wydarzyć się sytuacja, którą nazwałbym pożarem życiowym. Pomijając to, czym taka sytuacja może być i że lepiej zawczasu jej zapobiegać, porównam ją do pożaru domu. Kiedy zaczyna się palić, stosując pierwsze trzy z opisanych w poście strategii, chcąc nie chcąc, możemy się pożegnać z naszą chałupką. Czwarta natomiast raczej nie ma zastosowania, chyba, że widząc rozpoczynający się pożar stwierdzamy: „o pali się, zatem zmieniam chałupę”. Jeżeli natomiast nie chcemy zmieniać domu, to musimy zareagować i jak najszybciej zniszczyć (w sensie ugasić) pożar.
Oczywiście strategia destroy it ma wydźwięk negatywny, chociaż sama w sobie nie musi taka być. Nie musi taka być, ale trzeba być bardzo ostrożnym przy jej zastosowaniu, gdyż trudno przewidzieć jej skutki. Tak jak napisałem na początku, służy tylko i wyłącznie jako ostateczne rozwiązanie, po wyczerpaniu innych możliwości, gdy poprzednie strategie kompletnie się nie sprawdzą.
Kapsel, tak jak ja to zrozumiałem: leave it = nie mogę pokochać / zmienić swojej pracy – rzucam ją. Ignore it = słabo zarabiam – ale czy właściwie pieniądze są aż takie ważne, zignoruję ten fakt. :)
@jot – taka logika ma sens, natomiast gubię go wtedy w porównaniu ignore it/love it – bo de facto będą powodować ten sam efekt (różniący się tylko własnymi emocjami co do istniejącego stanu)…
Po kilku dniach obserwacji i korzystania z idei „Ignore it” zauważam, że do tej pory moim numer jeden było „Change it”. Nie ukrywam, że reagowanie na problemy poprzez „Change it” nie jest jednak aż tak dobrym rozwiązaniem.
Jestem w trakcie eksperymentowania i obserwuję te eksperymenty.
Najczęściej gdy mi coś nie odpowiada, to próbuję to zmienić. Niekiedy jest tak, że próby zmiany danej sytuacji w znacznym stopniu pozbawiają mnie energii, że zaczynam akceptować dany stan rzeczy (to jeszcze nie jest „love it”). Tak sytuacja doprowadza do tego, że zaczynam przed samym sobą tworzyć wytłumaczenia np. Nie jest aż tak źle, inni przecież mają gorze.
Co do „ignore it” to w tym przypadku mam pewne obawy, czy aby zignorowana rzecz/sytuacja/etc. nie powróci ze zdwojoną siłą. Tak jak to bywa z problemami w śwecie komuterów. Zignorowany problem może w każdej chwili pojawić się pozostawiąc po sobie więcej szkód i nieprzyjemnych konsekwencji aniżeli miałbym problem usunąć dużo wcześniej.
@kapsel
Możesz napisać skąd jesteś? Nick którego używasz wydaje mi się być bardzo znajomy :)
Po czasie jeszcze stwierdzam, „ignore it” w jakimś sposobie jest chyba jedną z „fundamentalnych prawd” tego bloga. Alex ciągle mniej lub bardziej wprost pokazuje, czym prze/za/jmować się nie warto i nawet trochę też mi już weszło w krew…
@KrzysiekP – co tu się kryć – z tej strony Sławek Borowy :)
Witam
Punkt nr 1 tzn. „Ignore It” jest w nas zakorzeniony bardzo mocno, bo wg mnie większość ludzi kierując się lenistwem, biernością w sposób automatyczny ignoruje zdarzenia, osoby i okazje z naszego życia. Sęk w tym, że robimy to nieświadomie bez oglądania się na konsekwencje.
Pozostałe punkty wymagają od nas już znacznie wiekszego zangażowania, szczególnie Love It :)
Pozdrawiam
Jarek
– Oczywiście decyzja co z rzeczy, które nam nie pasują możemy (a nawet powinniśmy) ignorować jest trudna i każdy z Was musi podejmować ją osobiście, –
Niewątpliwie ułatwieniem jest zaufanie do siebie. Kiedy ufamy sobie – nie 'rozkminiamy’, ale czując co jest dla nas dobre – tak robimy. Czy jest różnica wynikająca z płci, czy mężczyźni np. mają inaczej – nie wiem. Ciekawa jestem.
„Ignore it” – ciągle się tego uczę. Takie podejście dodaje energii i skupia myśli na przyszłości.
Jarek Bednarz napisał: „…wg mnie większość ludzi kierując się lenistwem, biernością w sposób automatyczny ignoruje zdarzenia, osoby i okazje z naszego życia. Sęk w tym, że robimy to nieświadomie bez oglądania się na konsekwencje.” Ja zupełnie inaczej zrozumiałam powyższy post. Czy nie chodzi w tym wszystkim o to, żeby nie nadawać większego znaczenia sprawom, które nie są tego warte? Zignoruj, kochaj, zmień lub porzuć – to podejścia związane z wyborem. Żeby móc wybierać, trzeba być świadomym co odrzucamy, a co, mimo wad, zostawiamy i idziemy z tym czymś dalej, w stanie takim, jakie to coś jest, bez przeprowadzania rewolucji. Tutaj „ignore it”, moim zdaniem, może oznaczać: wysoką zdolność przystosowania się do warunków, tolerancję, wybaczanie sobie i innym, nie dodawanie znaczenia nawet bardzo przykrym przeszłym zdarzeniom (bo przecież nikt nie jest ideałem) lub też nie przejmowanie się zachowaniem typu A osoby X, której zachowania: B,C,D… są w stanie zrekompensować nam zachowanie A i to z nawiązką :).
Pozdrawiam,
Magda
Magdalena
Jak rozumiesz wysoką zdolność przystosowania się do warunków, czy chodzi Ci o to co napisałaś dalej (toleracja…) czy o coś innego?
Pozdrawiam
KrzysiekP
piszesz:
„Co do “ignore it” to w tym przypadku mam pewne obawy, czy aby zignorowana rzecz/sytuacja/etc. nie powróci ze zdwojoną siłą. Tak jak to bywa z problemami w śwecie komuterów. Zignorowany problem może w każdej chwili pojawić się pozostawiąc po sobie więcej szkód i nieprzyjemnych konsekwencji aniżeli miałbym problem usunąć dużo wcześniej.”
Ja tu widzę różnicę pomiędzy zignorowaniem sytuacji, a zignorowaniem problemu. Ja np. mogę zignorować fakt, że kobieta, która mi się podoba ma 44 lata, ale nie zignoruję problemu, że muszę opłacić kolejny semestr studiów. Tu chodzi raczej o to, że ignorujemy to co nam przeszkadza, a tak naprawdę nie jest dla nas ważne, czyż nie? Polecam eksperymentowanie – Alex o tym pisał.
Pozdrawiam serdecznie,
Kuba
Ev,
Pisząc o zdolności przystosowania się do warunków, myślałam o dostosowaniu się do czegoś, co mi nie bardzo pasuje i gdybym mogła wybierać, zastąpiłabym to czymś innym. Przykład: wynajmuję lokum, które, poza jednym mankamentem, spełnia wszystkie moje wymogi, natomiast jedna wada (może to być np. kolor ścian, którego nie lubię i wolałabym inny, ale ten, który jest, nie drażni mnie aż tak bardzo, więc ten kolor toleruję) jest na tyle nieistotna, żeby z jej powodu rezygnować z wynajmu, a lokum ma dużo innych zalet, które sprawiają, że ogólna moja satysfakcja jest wysoka. Tolerancja ma tu więc, według mnie, zastosowanie w bardzo uproszczonej formie, gdyż dotyczy świata materialnego. Nie w każdym przypadku jednak szeroko pojęta tolerancja jest równa przystosowaniu się. Czasami oznaczać może tylko przyjęcie czegoś do wiadomości. Wtedy nie ma potrzeby specjalnego opowiadania się za wyborem – gdy np. czyjeś poglądy są inne niż moje, ale nie wpływają na jakość relacji.
Pozdrawiam,
Magda
Nurtuje mnie jedna bardzo wazna kwestia. A mianowicie motywacja i determinacja w dzialaniu. Co jezeli odpuszczmy sobie, bo nam sie po prostu nie chce. Co jezeli po rezygnacji ze studiow, ktore robimy bo czujemy presje otoczenia, okaze sie ze tak jak na studiach nie chcialo nam sie czegos robic, to tak samo bedzie z naszymi planami „marzen” na np.zalozenie biznesu. Jakie sa wasze opinie na ten, jak bardzo nasza motywacja do dzialania i konsekwencja zalezy od tego co robimy a w jakim stopniu od tego jacy jestesmy. Tylko mowiac 'nie chce sie’ nie chodzi mi o to ze cos lekcewazymy, tylko ze nie potrafimy sie za to zabrac i kontynuowac dzialania.
Tomek P,
To jest według mnie tak: Jeśli uswiadomisz sobie, ze:
– od Ciebie zależy Twoje życie i Ty jesteś za nie odpowiedzialny
– bez Twojego udziuału nic sie nie zdarzy
– Jeśli ruszysz d… to dasz sobie przynajmniej szansę,
to albo chcesz, albo Ci sie nie chce. proste. Nikt za Ciebie chciec nie bedzie. I nie ma znaczenia, czy „tacy jesteśmy”, czy „mamy brak motywacji”. To jest kwestia decyzji i „ruszenia tyłka”. Mozesz dorabiać ideologię, szukać usprawiedliwień, etc. Ale lepiej sie skupic na działaniu. A jak sie nie chce, to przestac udawać przed sobą :-)
Pozdrawiam, Ewa
Magdalena
Bardzo dziękuję
Tomek P
Odszukaj Pasję, swoją własną prywatną Pasję. Najpierw uwierz, ze jest. Może zakopana, gdzieś przykryta oczekiwaniami, presją otoczenia. Jest na pewno, każdy ją ma. A potem uwierz, że możesz ją realizować. Każdy może.
Pozdrawiam
Ewa
Ewa W,
-wiem, że ode mnie zależy
-wiem że bez mojego udziału nic się nie zdarzy
-wielokrotnie z takim podejściem zaczynałem i kończyłem porażka- ale nie taką spektakularną. Po prostu nagle w biegu codziennych spraw, gdzieś się te projekty…gubiły. I po jakimś czasie pojawiał się jedynie wstyd i małe załamanie.
Ale bardzo ważne jest żeby dobrze zdefiniować to, o czym mówimy:
-chodzi o projekty robione w 100% z własnej inicjatywy
-których motywujące efekty mogą pojawić się długo po rozpoczęciu pracy
-do których nikt inny nie będzie motywował, czy nawet nadzorował
-które wymagają podjęcia codziennych działań, często trudnych, ale zawsze ważna jest systematyczność
„to albo chcesz, albo Ci sie nie chce. proste. Nikt za Ciebie chciec nie bedzie. I nie ma znaczenia, czy “tacy jesteśmy”, czy “mamy brak motywacji”. To jest kwestia decyzji i “ruszenia tyłka”.”
I tutaj się nie zgodzę. Jeżeli nie masz takich odczuć co do siebie, to znaczy, że jesteś w gronie osób które albo znalazły się w sytuacji/środowisku, które umożliwiły takie działanie, albo działałaś odpowiednią strategią, która Ci to umożliwiła.
Z moich obserwacji wynika, że:
-są ludzie którzy nie mają z tym większych problemów
-mają z tym problemy, które są widoczne, bo próbują dużo zrobić, ale nic im nie wychodzi
-osoby które maja z tym problem, ale nie jest to dla nich problemem, bo nie podejmują się żadnych inicjatyw
I teraz mój problem, czy pytanie jest proste: jak bardzo na taki stan rzeczy mogą wpłynąć np. studia. W sensie, czy jeżeli na studiach idzie nam średnio, to czy to oznacza że w prowadzeniu biznesu też będzie nam szło średnio? Czy jeżeli będziemy robić coś w czym będziemy widzieli 100-stu procentowy sens to ta motywacja powinna się pojawić, oczywiście porzucając ten czynnik przeszkadzający.
Tomek P,
„Po prostu nagle w biegu codziennych spraw, gdzieś się te projekty…gubiły. ” – Tomek, one się same nie gubiły. Ty je gubiłeś, bo być może skupiałeś się na wielu innych aktywnościach,nie sprawiało Ci to przyjemności lub z innych powodów, ale ważne, ze Ty je gubiłeś, a nie one się gubiły. Więc pytanie jest takie: co mogę zrobić, żeby się przestały gubić?
Napisałeś że potrzebna jest systematyczność. A czy systematyczność jest czymś, co jest Twoje? Bo ja np. nie jestem systematyczna i wolę podejmować działania, które takiej systematyczności nie wymagają. A jesli ona jest nieodzowna i chcesz zrobić to, co zaplanowałeś, to masz info, żeby pracować nad systematycznością. Czasem trzeba się do czegoś zmusić – pisząc kartkę ku pamięci, nastawiając codziennie alarm na określoną godzinę, etc. Niekiedy trzeba się zmusić do działania przeciw swojemu „niechceniu”. Szczególnie gdy efekty są odroczone. Przypominać sobie codziennie, po co to robię i dokąd zmierzam, wyobrażając sobie efekt końcowy. Nawet gdy się ma pasję, czasem przychodzą chwile zwątpienia i niechęci.
Napisałeś: „czy jeżeli na studiach idzie nam średnio, to czy to oznacza że w prowadzeniu biznesu też będzie nam szło średnio?”
A jak Ty sam o tym myślisz? To naprawdę ważne, bo zwykle działamy zgodnie z naszymi wyobrażeniami. Jeśli masz przekonanie, ze tak, to tak pewnie będzie… A według mnie jedno nie ma z drugim na ogół większego związku.
Z kolei – jak piszesz – jeśli do tej pory podejmowałeś próby, które marnie się kończyły, to warto poszukać przyczyn – albo za mało prób, albo trzeba znaleźć inny jeszcze sposób, albo kogoś, kto pomoże, a może cel należy nieco zweryfikować? Warto wyciągnąć lekcję z tego, co poszło nie tak, czyli zastanowić się, gdzie mógł być błąd i zabrać się do roboty już z tą nową wiedzą.
Dalej pytasz: „Czy jeżeli będziemy robić coś w czym będziemy widzieli 100-stu procentowy sens to ta motywacja powinna się pojawić”.
A może inaczej: zastanowić się, co Cię kręci, co naprawdę lubisz, potem zgodnie z tym poszukać czegoś, co możesz robić i co ma sens. Motywować Cię będzie samo zadanie, działanie. Ale i tak jak znam życie nie obejdzie się bez kryzysów, a wtedy pomocna jest po prostu konsekwencja, zewnętrzne „przymusy” i „przypominajki” lub ludzie, którzy potrafią dodać wiary w powodzenie i przypomnieć sens.
Pozdrawiam, Ewa
Alex,
rozumiem, że w przypadku problemów, taka jest kolejność opcji, które bierzesz pod uwagę. Ciekawy jestem przykładu sytuacji, w której opcja „ignore it” nie wchodzi w grę, ale „love it” już tak.
Jak dotąd dużo spraw ignorowałem. Patrząc na nie z perspektywy czasu, w większości przypadków nie żałuję. Zwłaszcza tych, na które i tak miałem niewielki wpływ.
pozdrawiam,
Mariusz P
Mariusz P.
Proszę podaj mi przykład takiej sytuacji, abym wiedział, do czego mam się odnieść
Pozdrawiam
Alex
Pytałem o przykład sytuacji, w której nie udało się zignorować problem, ale udało się go „pokochać”, ponieważ różnica pomiędzy jednym a drugim podejściem wydawała mi się trudna do uchwycenia. Po zastanowieniu, myślę, że to pasuje do takiej sytuacji: zaczynając studia miałem niewiele pieniędzy na życie. Zignorować tego nie mogłem, bo wymagało to ode mnie odpowiednich działań, np dużej ostrożności w gospodarowaniu środkami. Ale miało to bardzo pozytywne aspekty, np 4 współlokatorów, wspólne organizowanie środków na różne przedsięwzięcia. W liceum chodziłem na „siłownię” w drewnianej szopie, gdzie dwaj moi koledzy samodzielnie wytopili hantle z ołowiu i pospawali ławeczkę ;)
Ignorowałem różne pomniejsze sprawy, np naukę wg standardowego toku nauczania, na rzecz zajęć dodatkowych. Miałem szczęście trafić na dwóch bardzo dobrych nauczycieli, którzy robili dużo ponad normę dla uczniów na różnego typu zajęciach dodatkowych oraz potrafili z tymi uczniami złapać kontakt.
Pisząc o sprawie, na którą nie miałem wpływu, miałem na myśli ból po stracie bliskiej osoby. W tym przypadku ignorowaniem nazywam skupianie się na tym co dobre w życiu, wdzięczności wobec ludzi, którzy to dobro wnieśli, zamiast skupiania się na tym co boli.
Ja znam troche inna wersje tego powiedzenia, ale pewnie chodzi o to samo: 'If you don’t like it, change it. If you can’t change it – accept it’.
Julia
Jesli uwaznie przeczytasz mój post, to zobaczysz, że są to całkiem różne wypowiedzi, szczególnie z punktu widzenia ekonomii uzytych środków :-)
To mój pierwszy komentarz na blogu, więc chciałabym się ze wszystkimi przywitać. Bywam tutaj od kilku miesięcy i w końcu postanowiłam dołączyć do grona komentujących. Jednak na początku dziękuję Tobie Alex za stworzenie miejsca, w którym możliwa jest rzeczowa dyskusja na tak wysokim poziomie, gdzie ludzie pomagają sobie i przede wszystkim się szanują – nie sądziłam wcześniej, że to jest możliwe w polskim Internecie. Przeczytałam już dużą część postów i zwykle tak bywa, że po przeczytaniu Twojego tekstu i komentarzy robię sobie przegląd – jak to działa w moim życiu? Niestety najczęściej nie wypada to najlepiej, ale dzięki temu cały czas pracuję nad sobą i podnoszę sobie poprzeczkę. Dzisiaj trafiłam na temat, który znam z doświadczenia – często korzystam z zasady – IGNORE IT. Może to wynika z faktu, że do życia zawsze podchodziłam i podchodzę optymistycznie, tzn łatwo jest mi ignorować sprawy które jakoś tam przeszkadzają, bo we wszystkim doszukuje się pozytywnych stron. Jeśli znajduję się w jakiejś sytuacji, w której nagle coś zaczyna mnie denerwować robię spis plusów i minusów – jeśli plusów jest więcej, lub są lepsze jakościowo odpuszczam sobie, staram się nie skupiać myśli na tym co mnie irytuje, staram się przenieść je na inny tor. Zwykle do działa i myślę, że to fajna umiejętność, bo dzięki niej wiele zadań jesteśmy w stanie doprowadzić do końca i zobaczyć efekty podjętych działań. Często dopiero z perspektywy czasu widzimy, że nie warto się czymś przejmować, że tak naprawdę to co wczoraj wydawało nam się wielkim problemem dzisiaj jest błahostką.
Pozdrawiam,
Ula
Hej Alex, hej Czytelnicy,
a więc to już około miesiąc po przeczytaniu tego postu.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony zmianami, które zaobserwowałem. Eksperymentowałem (nadal to robię) z 'ignore it’, które wcześniej w mojej głowie nie miało miejsca. Moje wcześniejsze podejście było 'change it’ i skutkowało frustracją oraz zaprzątaniem sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami.
Dziękuję Alex za podzielenie się tym postem z nami.
Pozdrawiam,
Jakub
PS.
Teraz robię to co lubię :).