Podyskutujmy o kilku konkretnych przykładach uzurpowania sobie prawa do czegoś ,które bardzo negatywnie wpływa na nasze relacje z wieloma ludźmi.
Zacznijmy od dość powszechnego i bardzo problematycznego przypadku, o którym w komentarzu pod poprzednim postem wspomniała Ewa W.
Omawiana sytuacja ma miejsce wtedy wtedy, kiedy ktoś, nie będąc do tego w żaden konkretny sposób zobowiązany robi dla nas coś dobrego. Jeżeli ten dobry uczynek się powtarza, to wiele osób zaczyna zachowywać się, a przynajmniej myśleć, jakby spełnianie go było obowiązkiem tego darczyńcy. A to jest poważny błąd, zwłaszcza w stosunku do ludzi, którzy sami osiągnęli coś w życiu i normalnie mogliby być dla nas cennym źródłem wiedzy i zasobów. Ludzie Ci zazwyczaj:
- nie są zdesperowani, aby ktoś za wszelką cenę ich lubił.
- żyjąc w sporym oderwaniu od wielu konwenansów i programów społecznych doskonale zdają sobie sprawę, kiedy robią coś wyłącznie z własnej, dobrej i nieprzymuszonej woli.
U takich jednostek, kiedy są skonfrontowane ze wspomnianą roszczeniową postawą automatycznie uruchamia się program szybkiej selekcji. Nawet jeśli w drobniejszych sprawach nie oznacza to od razu „odstrzelenia” takiego znajomego, to gotowość zrobienia czegoś dla niego spada drastycznie. Zabawne jest to, że większość delikwentów nawet tego nie zauważa. Wyjaśnienie jest bardzo proste. Są oni przyzwyczajeni do typowego poziomu możliwości i życzliwości w swoim otoczeniu, a ten jest z mojego puntu widzenia zazwyczaj niewielki. Wchodząc w bliskie i przyjacielskie relacje z osobami takimi jak ja, ktoś taki rzadko w pełni zdaje sobie sprawę, z czego w razie potrzeby może skorzystać. A ja oczywiście też nie „przechwalam się” tym :-) Czyli może być tak, że ktoś przyzwyczajony do wsparcia max. 5, poznawszy mnie szacuje to, co może otrzymać ode mnie na maksymalnie 10, podczas, gdy tak naprawdę jest to 200!! Nic dziwnego, że jeśli te możliwości zostaną mu zabrane, to taka osoba sobie takiej straty nawet nie uświadomi. A ja w myśl mojej zasady „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” tez się z tym nie będę wychylał! Ale teraz pomyślcie, biorąc pod uwagę, że nie jestem jedynym takich człowiekiem na świecie, jak często coś podobnego się zdarza i co w naszej bardzo konkurencyjnej rzeczywistości taka strata oznacza. Ile potencjału do pójścia w górę jest marnowane tylko z powodu ubzdurania sobie, że nam się coś należy!! Po to właśnie pisze ten post.
Czy wyraziłem się jasno i przyda się to komuś?
W następnych odcinkach podam parę mniej oczywistych wariantów takiego zachowania, a teraz zapraszam do dyskusji
PS: Jestem dość zmęczony, audio będzie jutro
W pełni się z Tobą Alex zgadzam.
Od razu przychodzi mi na myśl postawa większości ludzi w Polsce: „Dlaczego powinienem dostawać pieniądze od państwa (polskiego)? Bo jestem biedny i mi się należy!”, a nic nie robią aby ten stan rzeczy zmienić. Smutne to bardzo.
Pozdrawiam,
Konrad
Witam!
Chcialbym po pierwsze podziekowac Tobie Alexie, za wiedze, ktora sie dzielisz. Czytam od paru miesiecy Twojego bloga i sie dzisiaj ” wychylam”. A co do tresci postu, to tez sie zgadzam. Duza czesc od dziecka jest przyzwyczajanych do spelniania wszelkich zachcianek. A potem rodzice nie daja rady z wlasnymi pociechami. ktore krzycza” bo ja chce!”. Nie mamy prawa do niczego.
Witam,
Piszesz Alex „Czyli może być tak, że ktoś przyzwyczajony do wsparcia max. 5, poznawszy mnie szacuje to, co może otrzymać ode mnie na maksymalnie 10, podczas, gdy tak naprawdę jest to 200”. Ta dysproporcja w ocenie wielkości wsparcia jest uderzająca.
Moim słabym punktem jest sprawna selekcja. Im bliższa znajomość tym większą mam tolerancję do wszelkiej roszczeniowości. Muszę to przemyśleć, bo straciłam dużo czasu próbując takim osobnikom tłumaczyć (włącznie z tłumaczeniem się)- ale nic nie osiągnęłam (typowa konsultacja bez zlecenia).
Agnieszka Jankowska
Dla mnie abstrakcja jest że mi się coś należy od kogoś, albo od państwa itp Nawet jak komuś pomogłem to nie wyobrażam sobie że teraz mógłbym wymagać czegoś, można czasem liczyć na coś ale wymagać chyba, że się coś wcześniej jasno ustaliło.
Alex – chciałbym Cię prosić o większą aktywność w pisaniu artów na bloga – pytanie czy mam prawo do tego ? Myślę że w tej formule czytelnik – coach/bloger/pisarz mam:) Jak Ty odbierasz taką prośbę ?:) Miłego czasu i dobrej pogody na wyspie!:)
Zgadzam się z postem tym i poprzednim.
Mam wielu dobrych przyjaciół dla których zrobiłbym wszystko… ale nie lubię wymuszania i tłumaczenia się dlaczego czegoś nie zrobię…
Osoby które to rozumieją nadal są moimi przyjaciółmi… osoby, które tego nie rozumieją i nie zrozumiały bezpośredniej rozmowy, robiły dziwne aluzje czy cokolwiek – no cóż… szybka selekcja
Wyrobienie w sobie pewnej asertywności jest jednak trudne. Natomiast wydaje mi się, że ludziom z wysoką kulturą osobistą nie trzeba się tłumaczyć dlaczego się czegoś nie zrobi – oni rozumieją, że czasem się nie da, nie chce czy cokolwiek.
Inną sprawą, że sam – nadal – mam problemy z proszeniem o przysługi lub pomoc, ponieważ nie chcę nikogo stawiać w głupiej sytuacji, że będzie musiał mi odmówić. Staram się zawsze zaznaczyć, że jak nie może mi pomóc to ok – no big deal – ale widzę, że ludzi czasem to męczy. Dobrze więc jak pomysł „pomocy” wyjdzie od nich albo jest to sytuacja win-win – wtedy w ogóle nie ma problemu.
No i zawsze zostaje jeszcze rodzina, której czasem ciężko odmówić…
Pozostaje trzymać się i pamiętać zasadę – robię tylko to na co mam ochotę, a nie dlatego, że ktoś mnie prosi lub czegoś „oczekuje”.
Witam,
to mój pierwszy komentarz na tym blogu. Trafiłem tu przypadkiem, z agregatu blogów finansowych (o giełdzie, walutach itp.) i zorientowałem się, że temat blogu jest raczej o szkoleniach i… życiu (?), ale posty tak mnie zafrapowały, że chyba zostanę na dłużej i poczytam więcej. Mnóstwo tu ciekawych materiałów i inteligentnych wypowiedzi Czytelników.
Napisałem ten komentarz, ponieważ w jednym z postów Alex napisał: „Wychylajcie się!”, co jest zgodne z moją życiową zasadą :-)
pozdrawiam
Wojtek Suchomski
Swoją drogą – Alex napisał pod poprzednim postem, że nie przytaczamy przykładów kiedy „to my oczekujemy czegoś od innych”.
Pomijając fakt, że raczej nic nie oczekuję (prywatnie, bo o oczekiwaniach wobec pracodawcy i szefa to całkiem inny temat), chciałbym poruszyć temat idący dalej – zrozumienie takich ludzi, ich zachowania i walki z tym.
Moim zdaniem podstawowy błąd popełniają rodzice, kiedy wychowują swoje dzieci wyręczając ich bardzo często we wszystkim. Przygotowują jedzenie, sprzątają za nich, załatwiają wszystkie sprawy, przywożą, odwożą, dają pieniądze… słowem nie uczą nic! Jeżeli ktoś z natury nie czuje „zewu wolności”, woli być „prowadzony za rączkę” i otulony „bezpiecznym kloszem” … to ma później problemy w życiu dorosłym.
Sam ostatnio zachorowałem razem z żoną i spędziliśmy tydzień lecząc się w domu. Moja mama z którą rozmawiałem przez telefon wręcz narzucała mi, że przyniesie mi zakupy do domu, bo czy „na pewno mam wszystko czego mi trzeba”?
Pomijam już fakt, że sama nie czuła się najlepiej – długo musiałem jej tłumaczyć, że mam wszystko, a jak nie to wsiadam w samochód i pojadę do sklepu bo nie umieram, tylko mam grypę.
Szkoda, że nasi bliscy (w sensie bliskiej osoby) często nieświadomie czynią nam krzywdę, mimo że chcą dobrze :-)
Konrad Dudek
Ludzie o których wspominasz w komentarzu są naprawdę biedni, ale nie ma to nic wspólnego z pieniędzmi.
Zoloo
No tak, rodzice mają swój udział w kształtowaniu takich postaw u dzieci, ale my jako dorośli powinniśmy jak najszybciej przejąć nad tymi ostatnimi kontrolę.
Agnieszka
Piszesz: „ Im bliższa znajomość tym większą mam tolerancję do wszelkiej roszczeniowości. „
Nawiązujesz do ciekawego zjawiska, które tez zaobserwowałem: wielu ludzi mylnie sadzi, że im bliższa znajomość, tym więcej postawy roszczeniowej mogą pokazać. Napisze o tym post, bo to zabija wiele relacji z ciekawymi ludźmi.
MaciejD
Piszesz: „Nawet jak komuś pomogłem to nie wyobrażam sobie że teraz mógłbym wymagać czegoś, można czasem liczyć na coś ale wymagać chyba, że się coś wcześniej jasno ustaliło. „
Jeżeli liczysz na coś bez wcześniejszych ustaleń (poza wyjątkami wyliczonymi w poście) to w gruncie rzeczy też jest to „wymaganie” tylko w mniejszej intensywności :-)
Krzysiek S
Piszesz: „Mam wielu dobrych przyjaciół dla których zrobiłbym wszystko „
Uważaj z takimi stwierdzeniami, bo w oczach ludzi takich jak ja podkopują one Twoją wiarygodność. Czy dla Twoich przyjaciół zabiłbyś własną matkę, albo popełnił samobójstwo??
Rozumiesz co mam na mysli?
Wojtek S.
Witaj na naszym blogu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam!
A ja chciałabym zapytać o sytuację, której w żaden sposób nie potrafiłam wyjaśnić przesłaniem tego postu, ani kilku podobnych.
Gdy napisałam do Ciebie kilka miesięcy temu, uzyskałam odpowiedź mailową (a nawet telefoniczną), że chętnie zajmiesz się moim mailem po powrocie z pewnych warsztatów i nastąpi to w przeciągu „najbliższych dni”.
Ucieszyłam się – a jakże, ale od tamtego momentu cisza. Nie ukrywam, że mnie to zdziwiło. Tym bardziej, że moje oczekiwanie wiązało się z pewnego rodzaju obietnicą, którą złożyłeś DOBROWOLNIE i najprawdopodobniej ŚWIADOMIE. Czy mylnie odczytałam zobowiązanie?
Chętnie dowiem się, jak traktować taki rodzaj zachowania w kontekście chociażby powyższego wpisu.
Pozdrawiam Ciebie Alex i wszystkich Czytelników, dla których ten blog był – tak jak dla mnie – wielkim życiowym odkryciem!
Magda
Po pierwsze, niezależnie od przyczyn przykro mi, ze taka sytuacja wystąpiła.
Z drugiej strony spójrzmy jak to wygląda w moich oczach:
Wysyłasz mi maila (nie pamiętam już o co chodziło) w bardzo gorącym okresie mojego życia. Mimo tego kontaktuję się z Tobą uprzedzając zapewne, że jestem ekstremalnie zajęty (bo tak było w tamtym okresie) i zajmę się (takie były moje słowa?) Twoją sprawą w ciągu następnych dni. Potem nie otrzymujesz niczego ode mnie.
Możliwe przyczyny mogą być bardzo różne, niektóre potencjalnie zależne ode mnie, inne nie. Ty masz zarówno mój mail, jak i numer telefonu (jeśli jak piszesz do Ciebie oddzwoniłem) i mimo tego kilka miesięcy milczysz…
Teraz piszesz mi taki komentarz publicznie pod tym postem. Uważasz to za mądre? Naprawdę myślisz, że przy takim podejściu będę szczególnie zmotywowany do przeszukania starej korespondencji i zajęcia się tą sprawą? Nawiasem mówiąc zrobiłem „search” i Twoja oryginalna wiadomość po prostu zniknęła z mojej skrzynki, prawdopodobnie przy przeprowadzce ze starego providera poczty na gmail.
Czy po takim załatwieniu sprawy masz szanse, że kiedykolwiek w moim czasie wolnym zajmę się za darmo jakąkolwiek Twoją sprawą, odpowiedz sobie sama.
Pozdrawiam
Alex
Magda poruszyła ciekawy aspekt, niezależnie od przykładu, którego użyła ;-)Nie będę teraz osądzać, czy zrobiła to właściwie, czy nie (mnie rozśmieszył i proponuję obrócić to w żart).
Ale wracam do sedna mojej wypowiedzi, a właściwie pytania, które postawiła już Magda. W jakim stopniu można oczekiwać od osoby, z której mamy początkującą relację, że spełni to, co sama potwierdziła czy zaproponowała? Czy mamy prawo być rozczarowani, kiedy mimo naszego przypomnienia, nie dzieje się nic z tego, o czym wcześniej była mowa między nami?
Roma
Magda w moim odczuciu popełniła bardzo poważny błąd, nie ma tu o czym żartować.
Przy Twoich pytaniach musisz doprecyzować o jaką sytuację chodzi.
Gdzie zaczyna się „początkowa relacja”?
Czy dana osoba potwierdziła (jak?) czy też sama coś zaproponowała? W tym pierwszym przypadku możliwe jest nieporozumienie co do meritum potwierdzenia.
Pytasz: „Czy mamy prawo być rozczarowani, kiedy mimo naszego przypomnienia, nie dzieje się nic z tego, o czym wcześniej była mowa między nami?”
Ja zanim zareaguje najpierw staram się ustalić, co się naprawdę stało, szczególnie jeśli mówimy o komunikacji elektronicznej, a nie face to face.
Jeżeli sytuacja jest jednoznaczna (ktoś chciał mi wyświadczyć przysługę i z jakiegoś powodu nie chce lub nie może) to o ile nie spowodowało to u mnie dodatkowych strat lub komplikacji (a to jest możliwe tylko jeśli sprawa jest poważna i była między nami jednoznaczna umowa), to macham na to ręką. Tak jak napisałem w tytule postu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich,
Ja z kolei dawno temu, nie pamiętam dokładnie, może jakieś 2 lata temu, napisałam wspólnie ze znajomym maila do Alexa i mam nadzieję, że mój mail przepadł bez śladu. Moje podejście do wielu spraw bardzo się zmieniło od tego czasu i powiem szczerze, że teraz sama nie odpowiedziałabym sobie na tego maila gdyby był zaadresowany do mnie :D
Wracając do tematu, dzisiaj doświadczyłam dobrego uczynku – znajoma podwiozła mnie któryś raz do domu, za co zawsze dziękuję jej z uśmiechem. Czasem mnie podwozi, czasem nie, nigdy nie zachowuję się ani nie mówię w sposób, który wywierałby na niej jakąkolwiek presję by to robić. Ja też się z tym dobrze czuję i doceniam to, że robi coś dla mnie z wlasnej inicjatywy. Nie wyklucza to oczywiście możliwości zapytania się czy może mnie podwieźć gdybym np. bardzo się śpieszyła, ale standardowo jeżdżę autobusem. Rozmawiając z nią wspomniałam o moich planach nagrania płyty LP i podsunęła mi pomysł związany ze zdobyciem funduszy (na poprzednią płytę EP zbierałam fundusze przez rok, odmawiając sobie praktycznie wszystkiego, więc na LP musiałabym zbierać 3 lata, a to niezbyt ciekawa perspektywa :) – jeśli pomysł będzie miał pozytywny finał to jakość mojego życia znacznie wzrośnie albo zacznę zbierać na teledysk :). Pozdrawiam,
Agata S.
Witam
Krzysiek – to nie jest tylko częściowy błąd (zachowanie rodziców wobec dzieci) ale według mnie ogromny, te dzieci nie mają gdzie sprawdzić same siebie, popełnić mały błąd, dostać złą ocenę. To my rodzice wychowujemy tak kolejne pokolenia. To my musimy się sami zmienić.
Nie tak dawno sama złapałam siebie na takim postępowaniu.
Pozdrawiam
Agnieszka Jankowska
Witam,
@Roma
„Czy mamy prawo być rozczarowani, kiedy mimo naszego przypomnienia, nie dzieje się nic z tego, o czym wcześniej była mowa między nami?”
Moim zdaniem w przypadku spraw na których nam zależy (w przeciwnym przypadku szkoda czasu) zanim się rozczarujemy należy dokładnie sprawdzić czy aby na pewno mamy właściwy ogląd sytuacji.
Dla przykładu. Rozmowa telefoniczna z przedstawicielem jakiejś firmy:
-(On)….
-(Ja)….
-(On) A czy byłby pan zainteresowany…
-(Ja) W tym momencie niestety nie.
I tu niechcący (robiąc coś w między czasie) nacisnąłem czerwoną słuchawkę i rozmowa zakończyła się.
W sekundę po tym zdarzeniu robiłem zakład sam ze sobą czy mój rozmówca zadzwoni ponownie wszak ja nie mogłem tego zrobić – numer telefonu z którego dzwonił był zastrzeżony.
Jak myślisz zadzwonił???
Nie. Najprawdopodobniej założył, że mało kulturalnie rzuciłem słuchawką….Jeśli był początkującym telemarketerem pewno poczuł się rozczarowany, a rzeczywistość była zupełnie inna. Ot, psikusy postrzegania rzeczywistości.
@Agnieszka
„To my rodzice wychowujemy tak kolejne pokolenia. To my musimy się sami zmienić.”
Masz absolutną rację. Nie jest usprawiedliwieniem wszechobecna opieka państwa rozciągająca się na coraz to nowe obszary naszego życia, ani nawet to, że minister edukacji wie lepiej czego należy uczyć Twojego i mojego dziecka :-). Przepraszam za OT.
Pozdrawiam
mario
Alex,
Dziękuję za komentarz oraz „search”, jak również nie usunięcie mojego komentarza (dla Ciebie pewnie to norma i standard na blogu, a jednak wciąż zadziwia, w porównaniu z wieloma innymi blogami).
Powiem krótko: zdecydowałam się na wpis tutaj, bo wiedziałam, że na blogu nie odpuszczasz :) i wcześniej, czy później odpisujesz (i nie pomyliłam się). W tej chwili zależało mi już tak naprawdę tylko na tej odpowiedzi, bo – jak sam zauważyłeś – nikt, kto chciałby liczyć na Twoją pomoc w przyszłości, nie wystawiłby Ci takiego komentarza.
Wracając do sytuacji naszego kontaktu: oczywiście, że napisałam do Ciebie po niedługim czasie przypominając się (w załączeniu poprzednie wiadomości), ale również bez rezultatu. Telefon, mówisz? Cóż, nękanie telefonami tak zajętego człowieka z powodu nie najpilniejszej sprawy na świecie dotyczącej obcej dla Ciebie osoby, uznałam za pomysł chybiony. Czy w tym podejściu tkwił mój błąd?
Zniknięcie wiadomości ze skrzynki? Cóż, mogło się zdarzyć i teraz nie ma sensu do tego wracać (zwłaszcza, że na Twoim komputerze nie został żaden ślad), natomiast chętnie bym się dowiedziała, co Ty zrobiłbyś na moim miejscu – to tak na przyszłość dla mnie i pozostałych Czytelników, na okoliczność wypadków losowych przerywających łączność z Alexem :)
Magda,
przeczytałam Twoje: „Cóż, nękanie telefonami tak zajętego człowieka z powodu nie najpilniejszej sprawy na świecie dotyczącej obcej dla Ciebie osoby, uznałam za pomysł chybiony.”.
Tak sobie pomyślałam, że często niepotrzebnie zakładamy sobie pewne ograniczenia i chcąc z jednej strony partnerskiej relacji, zachowujemy się w sprzeczności do partnerstwa.
W tym przypadku widzę takie rozwiązania:
– Dzwonisz licząc się z tym, ze dana osoba może nie mieć czasu w tym momencie lub możliwości rozmawiać, zatem przedstawiasz się szybko i pytasz, czy możesz zająć minutę. I jeśli tak – to zajmujesz tę minutę, chyba ze dostajesz od rozmówcy przyzwolenie na dalej (jak w tym wystąpieniu publicznym, o którym Alex pisał wcześniej); jeśli uzyskujesz info, ze teraz nie, to pytasz kiedy możesz zadzwonić.
– Wysyłasz sms z przypomnieniem, ze rozmawialiście o tym i o tym i czy i kiedy możesz zadzwonić, jeśli to nadal aktualne.
Z mojego doswiadczenia to bardzo dobrze działa.
Wczoraj w ten sposób wysłałam sms do mojej przyjaciółki, z którą chciałam coś skonsultować. Napisałam, ze chciałabym prosić o minutę konsultacji w takiej a takiej sprawie i pytanie, czy i kiedy dla niej byłoby najlepiej.
Oddzwoniła godzinę później. Ja zadałam dwa pytania wcześniej przygotowane, uzyskałam odpowiedź i nie zabrało to nam nawet minuty.
Zadzwoniła w takim czasie, kiedy mogła. Gdyby nie oddzwoniła, to zadałabym to pytanie smsem, z prośbą o podpowiedź (kiedyś dostałam bezterminowe przyzwolenie, by pytać ja o różne sprawy z jej dziedziny)
Pozdrawiam, Ewa
A mnie swoja drogą ciekawi, jak w opisanej przez Magdę sytuacji Alex Ty byś się zachował – na pewno takie masz, czy wtedy stosujesz zasadę „odstrzelenia” czy dalej drążysz temat? Pewnie zależy to od tego, jaką wartość dla Ciebie ma odpowiedź.
Jednak chciałem poruszyć pewien aspekt stykania się z roszczeniowością. Problem jest nieco szerszy, i dotyczy w ogóle konieczności (czy na pewno?) stykania się i załatwiania pewnych spraw (?) z ludzmi określanymi w pewnych kręgach jako „zombi” lub „lemingi”. Jak sobie radzić z powstającą frustracją, zmęczeniem i niechęcią do tego typu ludzi? Z racji zawodu jestem zmuszony z nimi się stykać, w życiu prywatnym też czasem trzeba. Myslę czy nie zmienić zawodu, ale to nie rozwiąże problemu – zawsze na takich trafię. Robię się bardzo aspołeczny, a każda koniecznośc dostosowania się do np. języka (sposobu przekazu) jest dla mnie męczarnią. Ludzie przyzwyczajeni do manipulacji, nie widzą nawet jak można by inaczej. Tłumaczyć – nie ma sensu, i tak nie zrozumieją. A trzeba przez nich „przejść”. Trzeba stosować różne „sztuczki”, ale płacę za to swoim rozstrojem nerwowym.
Agata S.
Ładne i miłe (!) poproszenie kogoś o dobry uczynek jest zazwyczaj OK, ja też tak robię. Ważne jest tylko, aby nie stało się to upierdliwe (czyli nadmiernie częste), a w wypadku odmowy trzeba z uśmiechem w duszy (a nie tylko na twarzy!!) powiedzieć „rozumiem, nic nie szkodzi”
Agnieszka
Wyobraź sobie, że mimo iż jest to z założenia blog dla ludzi młodych, to coraz częściej otrzymuję maile od Czytelników po 50-siątce, z podziękowaniami za zwrócenie uwagi na błędy wychowawcze spowodowane fałszywym zrozumieniem miłości rodzicielskiej.
Mario
Piszesz: „zanim się rozczarujemy należy dokładnie sprawdzić czy aby na pewno mamy właściwy ogląd sytuacji. „
To jest bardzo słuszne podejście. Twój przykład z telemarketerem niekoniecznie odpowiada stanowi faktycznemu, bo tamten człowiek mógł na podstawie doświadczenia skalkulować, że bardziej mu się opłaca zainwestować czas w telefon do kolejnego potencjalnego klienta, niż do tego, który w trakcie rozmowy się rozłączył.
Magda
Piszesz: „Dziękuję za komentarz oraz “search”, jak również nie usunięcie mojego komentarza …”
To z komentarzem jest przecież oczywiste, oprócz oczywistego spamu prawie wszystko co piszecie i dociera do serwerów :-) ukazuje się na blogu (może jeden komentarz na miesiąc jest blokowany ze względu na bardzo nieodpowiedni język lub zawartość oraz brak możliwości skontaktowania się z jego autorem – niedziałający lub nieprawdziwy adres email)
Wracając do naszego kontaktu:
Napisałaś: „..wiedziałam, że na blogu nie odpuszczasz i wcześniej, czy później odpisujesz (i nie pomyliłam się). W tej chwili zależało mi już tak naprawdę tylko na tej odpowiedzi ..”
Ten eksperyment okazał się potencjalnie bardzo kosztowny. Spójrz na to tak:
Z wielu tysięcy Czytelników tego blogu przeważająca większość, podobnie jak Ty nie zna mnie osobiście. W tej grupie może w sumie kilkadziesiąt osób ma mój numer telefonu, czyli znacznie bardziej bezpośrednie i osobiste możliwości nawiązania kontaktu ze mną. O wartości takiej, w pewien sposób szczególnej relacji ze mną nie będę teraz tutaj pisał, bo ktoś zarzuci mi zarozumialstwo :-) ale parę osób odczuło juz poważną różnice w ich życiu, bo w odpowiednim momencie zadzwonili do mnie :-)
Ty, po Twoim wczorajszym komentarzu pozbawiłaś sie takiej możliwości. Dziś wygląda to w Twoich oczach na sprawę bez znaczenia i życzę Ci, aby tak pozostało w przyszłości.
Pytasz: „co Ty zrobiłbyś na moim miejscu „
Wysłałbym uprzejmego sms-a. SMS-y są jednej strony najmniej inwazyjne, bo odbiorca może je przeczytać w pasującym mu czasie a z drugiej mamy potwierdzenie, czy doszły.
Ewa W.
Robię bardzo podobnie do Ciebie
Adam
Pytasz: „jak w opisanej przez Magdę sytuacji Alex Ty byś się zachował „
Odpisałem już Magdzie, może napiszę cały post na ten temat.
Dalej mam z Twoim komentarzem poważny problem, bo kompletnie nie wiem o co Ci chodzi.
Użyłeś określenia „z ludzmi określanymi w pewnych kręgach jako “zombi” lub “lemingi”. „
Określenia „zombie” użyłem na tym blogu tylko raz dokładnie opisując co mam na myśli (był taki post „Czy Twoja firma robi z Ciebie zombie”. Słowa „leming” nie znajdziesz tutaj i poza jego słownikowym znaczeniem http://pl.wikipedia.org/wiki/Leming nie rozumiem o co Ci chodzi. Proszą wyrażaj się jasno w języku polskim, to miejsce ma pewna klasę, której nie chcę obniżać
Pozdrawiam
Alex
@Alex – najwyrażniej nie jesteśmy zawsze w tych samych kręgach :). W tej konkretnej sytuacji potraktujmy określenie „leming” jako synonim osoby krańcowo różnej od wzorca, który sam starasz się osiągać – czyli będzie to osoba bezrefleksyjna, z roszczeniową postawą, podła i wykorzystująca każda sytuacją tylko na swoją korzyść, praktycznie zawsze ze szkodą dla innych. Dośc dobrze, choć z pewnym uproszceniem, można to odnieść do mentalności chłopa pańszczyżnianego, którą już opisywałes.
Przykład1: chcesz kupić pewną rzecz od takiego człowieka. Mimo jasnej umowy, ciągle spotykasz się z próbami obejścia, oszukania i wykorzystania. Oczywiście dajesz opór, ale asertywny komunikat nie ma sensu, bo i tak nie jest odbierany. Jedyne co działa i odbiorca rozumie, to gierki typu „kto komu da większą zagwozdkę”. Otwarty styl komunikacji, próby win-win odczytywane są jako słabość i wykorzystywane.
Przykład2: jesteś specjalistą od IT i działasz dla klientów wewnętrznych. Zostaje zgłoszony problem. Idziesz, i okazuje się że użytkownik chce na Ciebie przerzucić swoje własne obowiazki. NIe zapłacą Ci dodatkowo za ich wykonanie. Próba naświetlenia sytuacji nie znajduje zrozumienia, bo jedyne co taki cżłowiek chce usłyszeć, to „zrobię to za Ciebie i nie musisz się martwić”. Każda inna odpowiedź jest ignorowana.
Mówiąc kolokwialnie – męczy mnie ludzkie chamstwo. Działanie na zasadzie „cham się uprze i mu daj” – jak z tym żyć?
A tak dla wyjaśnienia – „zombi” lub „leming” to dla osób z kręgu nowoczesnego survivalu określenie osoby, ktora jako część bezwolnej masy opanowanej przez tv i reagującej na najniższe instynkty, będzie dla osób przygotowanych na kryzysy głównie gospodarcze lub związane z katastrofami zagrożeniem – chociazby przez próby okradania. I faktycznie nie używałeś takiego określenia.
Adam
Dziękuję za wyjaśnienie, teraz mamy bazę do normalnej dyskusji :-)
Porozmawiajmy o przykładzie pierwszym.
Piszesz: „chcesz kupić pewną rzecz od takiego człowieka. Mimo jasnej umowy, ciągle spotykasz się z próbami obejścia, oszukania i wykorzystania. „
Tutaj sprawa jest prosta, żyjemy w świecie nadmiaru, jak nie ten dostawca, to inny :-)
W niemieckim jest na to piękne magiczne słowo „Storno” – wycofanie zamówienia.
Po co tracić czas i zdrowie?
Punkt 2 jest nieco obszerniejszy i byłby tutaj off topic, więc zaraz napisze krótki post na ten temat
Pozdrawiam
Alex
@Magda
Będziemy się myliły – w ciągu ostatniego roku komentowałam niektóre posty Alexa używając takiego samego nicka.
@Magda
Już nie będziemy się myliły, bo pod tym postem niniejszy jest moim ostatnim komentarzem, wiec „zwalniam” Ci nicka :)
@Ewa W., Alex
Dziękuję za podanie propozycji rozwiązania podobnych sytuacji. W przyszłości na pewno się przyda. Jak to mówią: „człowiek uczy się przez całe życie, a i tak umrze głupi”… Ehh ;)
Pozdrawiam i czekam na post, który być może się pojawi na ten temat (jak wynika z odpowiedzi udzielonej Adamowi), zupełnie przypadkowo sprowokowany moim „potencjalnie kosztownym eksperymentem”.
M.
Adam,
widzę w Twoim opisie „zombie” czy też „lemingów” dużą liczbę ocen – piszesz o nich jako osobach „podłych”, „bezrefleksyjnych” i „wykorzystujących”, z którymi kontakty są dla Ciebie na tyle przykre, że jak mówisz, doprowadzają Cię do rozstroju nerwowego.
Jak napisał Alex, wycofanie się z zawierania kontraktów z dalece niekompatybilnymi partnerami jest jednym z wyjść. Jeśli nie zawsze jest to możliwe, osobiście staram się uświadomić sobie moje własne emocje – np. odczuwamy gniew, złość czy może także pogardę i strach (które odnajduję w użytych przez Ciebie sformułowaniach; popraw mnie, jeśli się mylę) – ale też przekonania i oceny, co często pomaga mi jaśniej ocenić motywy działania drugiej osoby. Może się okazać, że męczący kontrahent nie ma złej woli, tylko niskie umiejętności społeczne i nie potrafi w inny sposób zadbać o swoje interesy. Mogę w takim wypadku albo pomóc mu poczuć się bardziej komfortowo, próbując jego potrzeby np. nazwać i zapewnić, ze mam je na względzie, albo – w przypadkach relacji nie rokujących nadziei na win-win – stanowczo obstawać przy warunkach umowy, mając świadomość, ze nie będę w przyszłości chciała ponownie robić interesów z tą osobą. Ważne jest dla mnie uświadomienie sobie MOICH emocji, ocen i założeń – czasem pomaga mi świadomość, że mam znikomy wpływ na zachowanie drugiej osoby, a czasem przeciwnie – świadomość mnie w danej sytuacji pomaga mi na nią wpływać i okazuje się, że nie muszę zrywać kont(r)aktu, który w pierwszej chwili wyglądał bardzo nieciekawie. A już na pewno pomaga mi świadomość, ze mam wpływ na moje zachowanie, które zależy ode mnie, a nie od drugiej osoby (od której nie mam w końcu prawa oczekiwać, że będzie się zachowywać zgodnie z moimi standardami czy że będzie dbać o mój komfort – może, ale nie musi).
Ciekawi mnie jednak również drugi z podanych przez Ciebie przykładów, gdyż także stykam się niekiedy z klientami (częściej zewnętrznymi) usiłującymi wymusić dodatkowe i nieodpłatne usługi już w trakcie trwania umowy, kiedy poniosłam koszty związane z jej realizacją i zerwanie jej byłoby dla mnie bardzo trudne lub też chcę się z niej wywiązać ze względu na inne związane z tym wartości, a klient naciska i negocjacje nie odnoszą skutku.
Alex, chętnie przeczytam post na ten temat z nadzieją na wskazówki, które pomogą mi (i pewnie nie tylko mnie) podejmować lepsze decyzje. Póki co, mam poczucie, że zbyt często idę na ustępstwa i pozostaję z poczuciem dyskomfortu (sytuacja w moim odbiorze przestaje być win-win).
Pozdrawiam,
yves
Magda vs. Alex Genialne – Alex zawalił sprawę winna jest Magda. Alex przeproś dziewczynę zaoferuj jej darmowe konsultacje napraw co zepsułeś.
Pozdrawiam.
Magda (1)
Dlatego proponuję, aby do imienia dostawić chociaż pierwszą literę nazwiska albo cokolwiek innego :-)
Magda (2)
Prosze bardzo
Yves
Właśnie napisałem post obiecany Adamowi, niestety dotyczy on klientów wewnętrznych.
Zapraszam na http://alexba.eu/?p=2342
Pozdrawiam serdecznie i idę na plażę :-)
Alex
Mik
Możesz sobie tak myśleć, to niczego nie zmieni.
Life is hard! Kto nie czyta uważnie nie skorzysta.
PS: tak się bałeś podać prawdziwy adres mailowy?? :-) :-)
Pozdrawiam
Alex
@yves – dzięki za komentarz, jest bardzo pomocny. Oczywiście za każdym razem staram się uświadomić swoje uczucia, jak również zastanowić się nad drugą stroną medalu. Z tego co pisałeś nie odczuwam tylko strachu :)
I jak tak sobie o tym myslę, to wydaje mi się że problem polega na moich oczekiwaniach – skoro kogoś traktuję fair, chciałbym tego samego. Rozumiem dlaczego ktoś tak robi (bo jak piszesz ma ogólnie gdzieś „braki”) ale we mnie siedzi potrzeba zmiany świata na lepsze – ot, taka trochę DonKichoteria :). NIby wiadomo, że to bez sensu, ale zawiedzione nadzieje pozostają.
Alex piszesz :
„Uważaj z takimi stwierdzeniami, bo w oczach ludzi takich jak ja podkopują one Twoją wiarygodność. Czy dla Twoich przyjaciół zabiłbyś własną matkę, albo popełnił samobójstwo??
Rozumiesz co mam na mysli?”
Nie no oczywiście, że nie! Użyłem tego jako figury retorycznej bardziej. Pomijając fakt, że w tym momencie w którym by o to poprosili przestaliby być moimi dobrymi przyjaciółmi.
Ale masz rację – nie powinienem przesadzać z tymi deklaracjami.
@Alex i Magda-gate
Ja to widzę jako praktyczne zastosowanie zasady Alexa dotyczące szybkiej selekcji ludzi, z którymi się stykamy.
Oczywiście nasza wiedza na temat tego zdarzenia jest prawie żadna, ale wygląda na to, że Alex coś obiecał, ale najpierw nie mógł, potem zapomniał i padł ofiarą problemu z pocztą. Magda poczuła się zlekceważona i postanowiła „przypomnieć się” publicznie. Alex uznał to za publiczny zarzut niesolidności, niedopuszczalny przy tak niesymetrycznej relacji (jednostronna pomoc) i uznał że należy uciąć kontakt. Kropka, finito, koniec tematu.
Możemy uznać to za niesprawiedliwe, ale zapewne skuteczne w unikaniu kłopotów w przyszłości.
@Mariusz
IMHO selekcji dokonała raczej Magda zanim zdążył to zrobić Alex. Możemy tylko gdybać jakie potencjalne niepowetowane straty poniósł w związku z tym Alex.
Post Magdy na forum potraktowałabym jako informację zwrotną, przekazaną może niezbyt elegancko, ale w taki sposób, żeby nie zaginęła w korespondencji e-mailowej (co jak czytaliśmy się zdarza). Ja wolałabym wiedzieć, że przytrafiło mi się coś takiego, żeby podjąć jakieś kroki mające na celu zapobieżenie takim sytuacjom w przyszłości w sprawach większej wagi. Złamanie obietnicy danej Magdzie oraz zaginięcie korespondencji e-mailowej może żadnych bezpośrednich i namacalnych strat Aleksowi nie przynieść, ale gdyby to samo dotyczyło ważnego klienta, mogłoby skończyć się inaczej.
Mariusz T.
Po pierwsze nie ma żadnego Alex-Magda gate :-)
Nieprawda jest, że padłem ofiarą problemu z pocztą :-) To Magda padłą ofiarą swojego błędnego podejścia, co widać po rezultatach końcowych.
To dobry przykład, jak pewnych rzeczy NIE załatwiać.
Magda Lena
Piszesz: „Post Magdy na forum potraktowałabym jako informację zwrotną ….”
Naprawdę uważasz to za dobry pomysł, kiedy ktoś ma do mnie numer telefonu??
Dalej: „..gdyby to samo dotyczyło ważnego klienta, mogłoby skończyć się inaczej. „
W takich przypadkach to ja jestem odpowiedzialny za sprawdzenie, czy ważne wiadomości dotarły do drugiej strony i wierz mi, nie robię tego przez publiczne postowanie :-)
Na marginesie, moja dotychczasowa polityka, kiedy ktoś mi nieznany przesyła mi problem i chce abym zajął się nim za darmo brzmi: „poczekaj aż będę miał na to czas i wolna głowę” i czasem rzeczywiście trwa to trochę.
Wolałabyś to zmienić na „przekonaj mnie najpierw, abym w ogóle się chciał tym zająć”?
Byłoby to bardzie user friendly?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex
Zasadniczo zgadzam się z tym, co napisałeś w tym poście. Jeśli pominąć formalne umowy, nikt nie ma wobec mnie żadnych obowiązków i wszystko, co dla mnie zrobi to prezent, przysługa i dotyczy to również najbliższych. Nie zmienia to faktu, że wobec pewnych relacji mam określone oczekiwania i jeśli nie zostaną one spełnione to uruchamiam to, co nazywasz programem „selekcji”. Miewam czasem problem z tym czy i jak informować zainteresowanych, że jest coś w naszej relacji, co mi nie odpowiada, co może doprowadzić do jej zakończenia, jeśli się nie zmieni.
@Alex
>>>>Piszesz: „Post Magdy na forum potraktowałabym jako informację zwrotną ….”
Naprawdę uważasz to za dobry pomysł, kiedy ktoś ma do mnie numer telefonu??
Czy był to dobry pomysł może ocenić tylko Magda. Ja nie znam szczegółów. Skoro było już za późno, co dla niej za różnica czy dała Ci o tym znać w taki, czy inny sposób. Obraziłeś się na nią? Przecież nie zmyśliła tej sytuacji, żeby Ci dokuczyć? Ja widzę bardzo wiele pożytków z omówienia tej sytuacji na Twoim blogu, zarówno dla potencjalnych potrzebujących, jak i dla Ciebie.
>>>>W takich przypadkach to ja jestem odpowiedzialny za sprawdzenie, czy ważne wiadomości dotarły do drugiej strony i wierz mi, nie robię tego przez publiczne postowanie
Wierzę. Pisałam o sytuacji, kiedy jakaś ważna wiadomość (np. od klienta) nie dociera do Ciebie. Klient, tudzież potencjalny klient, jak najbardziej może odezwać się do Ciebie e-mailowo, a jak widać zdarza Ci się po prostu pominąć/zapomnieć/nie zauważyć/zgubić (czy cokolwiek miało miejsce w przypadku drugiego, przypominającego e-maila Magdy) taką wiadomość.
Jako klient byłam w takiej sytuacji wiele razy i jeśli po przypominającym e-mailu nikt się do mnie odezwie w rozsądnym czasie ma marne szanse na współpracę ze mną.
>>>Wolałabyś to zmienić na „przekonaj mnie najpierw, abym w ogóle się chciał tym zająć”? Byłoby to bardzie user friendly?
Jeśli to drugie gwarantowałoby, że faktycznie zrobisz to, do czego się zobowiążesz w rozsądnym czasie, to zdecydowanie byłoby to moim zdaniem bardziej user friendly. Nie każdy problem może czekać, a zapewne Ty nie jesteś jedynym człowiekiem na Ziemi, który mógłby pomóc. Mając jasność można próbować szukać pomocy u kogoś innego.
Ta sytuacja przypomniała mi ten jeden raz, kiedy skorzystałam z polecanej przez Ciebie biblioteczki. Zachwycił mnie ten pomysł i pomyślałam sobie, że to wspaniale mieć za darmo dostęp do tych książek. Ale samo zarejestrowanie się i wypożyczenie jednej książki zajęło w sumie prawie 3 miesiące i to nie dlatego, że o sobie nie przypominałam – wysłałam w tej sprawie ok. 10 e-maili (zajmował się tym w Twoim imieniu ktoś inny). Nie traktuj tego w żadnym wypadku jako wymówki. To fantastycznie, że dzielisz się swoją biblioteką, dla niektórych ludzi może to być jedyna możliwość dotarcia do niektórych pozycji. Jednak w moim przypadku skorzystanie z Twojej uprzejmości wymagało takiego zachodu, że „taniej” mi wychodzi kupić sobie książkę w Amazon mając pewność, że dostanę ją za trzy dni. Gdybym wiedziała, jak to w praktyce wygląda oszczędziłabym kłopotu i sobie, i osobie, która się wtedy tym zajmowała.
Magda Lena
Pisanie publicznej „skargi”, kiedy nie wiadomo co się stało i ma się numer telefonu drugiej strony jest zawsze złym pomysłem, a dokładnie z taką sytuacja mieliśmy do czynienia. Opisałem ja w komentarzu, jako ostrzeżenie jak nie należy pewnych rzeczy robić, może komuś się to przyda.
W sprawie procedury postępowania z prośbami o bezpłatną pomoc od nieznanych ludzi piszesz:
„Jeśli to drugie gwarantowałoby, że faktycznie zrobisz to, do czego się zobowiążesz w rozsądnym czasie, to zdecydowanie byłoby to moim zdaniem bardziej user friendly. Nie każdy problem może czekać, a zapewne Ty nie jesteś jedynym człowiekiem na Ziemi, który mógłby pomóc.”
Mówisz i masz :-) Umówmy się w takim razie, że od natychmiast masz szczególne traktowanie. W wypadku otrzymania od Ciebie jakiejś prośby albo przekona mnie ona natychmiast, że warto się nią zająć, albo zostaje skasowana i zapomniana, zgoda? :-) Zawsze możesz szukać pomocy u kogoś innego.
Co do Biblioteczki to opóźnienia wynikały przeważnie z długiej kolejki czytających, co wielu osobom o małym budżecie nie przeszkadzało. Potem mieliśmy kłopot z software i do dziś w obliczu innych spraw brak było zasobów, aby to naprawić, a sprawa nie jest trywialna.
Pozdrawiam
Alex
Czytam ostatnie komentarze i szczerze mówiąc jestem mocno zadziwiona (!) i lekko zdegustowana.
Jak widać łatwo stać się bardzo rygorystycznym i wymagającym wobec kogoś, kto pro bono robi dużo i jeszcze więcej, a samemu iść po linii najmniejszego oporu i z postawą roszczeniową.
Ciekawe, że to właśnie przy poście „Nie masz prawa (prawie) do niczego” – szkoda, bo treść postu właśnie skłania do refleksji, jak mogę inaczej uzyskać ważne dla siebie rzeczy od kogoś, bez postawy roszczeniowej.
O czym dokładnie piszę?
Magda wybrała w moim przekonaniu fatalną formę komunikacji w sprawie, która była ważna, a uzyskawszy tu podpowiedź, jak można lepiej – wybrała rezygnację („zabieram zabawki”), zamiast wybrać dojrzalsze i potencjalnie bardziej otwierające na przyszłość rozwiązanie. Pomyślałam o tym, że w podobnej sytuacji, pewnie wysłałabym sms i przeprosiła Alexa za nietrafioną formę (rozumiem, że nie działała ze złych intencji). Poprosiłabym o możliwość rozmowy i wyjaśnienia „niezręczności”, zadzwoniła, jeśli Alex by się zgodził.
Takie rzeczy czasem się zdarzają w życiu, zarówno w biznesie, jak i poza nim – ważne, co z tym robimy dalej…
Kto stracił tu i teraz i kto na przyszłość?
Alex? Nie sądzę. :-) Magda? Tak, bo jeśli nawet sprawa stała się nieaktualna, to straciła potencjalną możliwość korzystania z tych 190% możliwości, których właściwie nawet nie jesteśmy świadomi, o czym Alex pisał w jednym z ostatnich postów.
Dyskusja wokół tego mnie zadziwiła, bo zabrakło tej refleksji: co kto traci w efekcie tej komunikacji i na czym komu zależy. Kto ma w tym „biznes”, żeby się dobrze i skutecznie skomunikować.
Alex wskazał, że w przypadku klientów to on pilnuje. To też wskazówka…
Jest kilka sposobów na ustalenie skutecznej komunikacji. Ja jak umawiam się np. na przesłanie do mnie mailem ważnej/ terminowej informacji, to proszę o sms potwierdzający wysłanie. Jak go w umówionym terminie nie dostaję – podejmuję działania.
Jeśli z kolei mnie zależy na tym, żeby skorzystać z czyjejś pomocy, to skrótowo mówiąc – uczę się (i praktykuję, choć bywają wyjątki), że to ja powinnam zrobić co w mojej mocy, żeby się dopasować, a dopiero potem podejmować ewentualne negocjacje, a nie wymagać dopasowania do mnie.
Uczę się właśnie na błędach – cudzych i własnych. Ja też – zdarzało mi się – robiłam wymówki komuś, że się nie domyślił, nie podjął działania na moja rzecz, tymczasem to ja nie podjęłam żadnego – nawet żeby o tym jasno i otwarcie powiedzieć, zapytać , poprosić etc. To brak pokory i refleksji „kto , co /potrzebuje, daje, korzysta, traci”.
„Strzelanie fochów” nie posuwa nas do przodu. Odrobina pokory przydaje się nie tylko w biznesie, a postępowanie na zasadzie „Na złość mamie odmrożę sobie uszy” jest według mnie… dziecinne i z pewnością nie prowadzi do celu najkrótszą drogą.
Lena z kolei odnosi się do biblioteczki i pisze:
„samo zarejestrowanie się i wypożyczenie jednej książki zajęło w sumie prawie 3 miesiące […] – wysłałam w tej sprawie ok. 10 e-maili (zajmował się tym w Twoim imieniu ktoś inny).” Oczekiwanie innego efektu przy takim samym działaniu to strata czasu. Po trzecim mailu skorzystałabym z możliwości skomunikowania się inaczej – choćby pisząc zapytanie w biblioteczce. Gdyby mi bardzo zależało na czasie, to skorzystałabym z opcji „call me”, która jest tu pod zdjęciem. Poza tym gdy czytam zasady korzystania z biblioteczki to czytam też, ze książki są w obiegu, co daje mi info, że czasem mogą być przestoje.
Dalej Lena pisze: „[…]w moim przypadku skorzystanie z Twojej uprzejmości wymagało takiego zachodu, że “taniej” mi wychodzi kupić sobie książkę w Amazon mając pewność, że dostanę ją za trzy dni.” – słuszne podejście. Wszak biblioteczka jak pisał Alex została założona dla tych, których nie stać (!) na taki zakup.
Jednak sam sposób napisania o tym kojarzy mi się z „zabieram zabawki…”.
Pozdrawiam, Ewa
@Krzysiek S Opisałeś sytuację choroby swojej i żony oraz chęci narzucania „pomocy” przez mamę. Podsumowałeś: „Szkoda, że nasi bliscy (w sensie bliskiej osoby) często nieświadomie czynią nam krzywdę, mimo że chcą dobrze”
Masz rację z tym wyrządzaniem krzywdy i dlatego ujęłam słowo pomoc w cudzysłów. Dość często w takich przypadkach głównym motywem działania naszej mamy czy teściowej nie jest wcale chęć pomocy (choć w takie szatki jest to ubrane), ale właśnie nieuświadomiona chęć udowodnienia sobie i światu, że są komuś potrzebne. Niestety robią to często w taki sposób, że obniżają poczucie wartości tego, komu pomagają. Jest to przekaz typu „Daj ja to zrobię, bo ty jesteś do niczego i sobie nie poradzisz”. Stąd bierze się ta krzwyda, którą wyrządzają tymi „dobrymi chęciami”.
Witam,
Wypowiedź MagdaLeny: “Ja widzę bardzo wiele pożytków z omówienia tej sytuacji na Twoim blogu”, jak również kilku innych Czytelników, którzy komentujaąc sytuację podkreślali, że nie znają szczegółów, skłoniły mnie do ich ujawnienia (skoro już analizować i uczyć się na cudzych błędach, to warto mieć komplet danych, prawda?). Z powyższych komentarzy wynika też, że ocena całego zajścia (tak to nazwisjmy, skoro dla Alexa nie ma żadnego “gate”) nie jest jednoznaczna, nie całkowicie czarno-biała, a sądzę, że po moich wyjaśnieniach dla wszystkich zabierających głos w tej sprawie stanie się jasne, gdzie leży wina, kto popełnił błąd itp. Co z kolei może się okazać dla Was cenną wskazówką na przyszłosść o tym, jak nawiązać kontakt z Alexem i (co może ważniejsze) utrzymać go.
Zacznę od początku. Zanim napisałam do Alexa, przestudiowałam blog od deski do deski, upewniłajaąc się, czy aby na taki temat Alex się już nie wypowiadał, przeczytałaąm inne teksty, które były choć częściowo powiązane z moją sprawą – wszystko po to, aby nie zawracać Alexowi głowy niepotrzebnie. Przeczytałam też, na jakie wiadomości chętnie odpowiada, dlatego ujęłam w swojej wiadomości m.in. przyzwolenie na upublicznienie problemu na blogu (gdyby uznał, że omówienie tematu zainteresuje większe grono odbiorców), podałam swój numer telefonu i godziny, w których można do mnie dzwonić (zgodnie z tym, co Alex często podkreśla, że niektóre sprawy można z powodzeniem załatwić w krótkiej rozmowie). Zadzwonił jeszcze tego samgo dnia(!), którego wysłałam swojego maila i przekazał (co już wiecie), że zajmie się nim w najbliższych dniach.
Nie ukrywam, że byłam zaskoczona z powodu tak szybkiej reakcji, biorąc pod uwagę liczne grono Czytelników i przypuszczalne ciagłe próby ich kontaktów z Alexem. W pierwszej chwili poczułam się tak, jakbym “złapała Pana Boga za nogi” (odpowiedział akurat mnie), ale po ochłonięciu uznałam, że nie nastaąpiło nic niezwykłego, bo w kontaktach z Alexem tak to właśnie działa: jeśli jest się uważnym czytelnikiem i stosuje się zasady, o kórych On pisze, to skomunikowanie się z Nim nie będzie więszym problemem. Przy czym “nic niezwykłego” rozumiem tu jako “nie niemożliwego”, bo oczywiście sam fakt poświęcenia mi uwagi przez Alexa traktuję jako miły prezent i wyróżnienie).
Co było dalej? Odczekałam pewien czas nie ponaglając, później na blogu wyczytałam, że Alex zaczął swój Gypsy Time i zawiesił aktywność na blogu. Tym bardziej pomyślałam, że nie jest to najlepszy moment, żeby Mu zawracać głowę. Swojego maila z przypomnieniem wysłałąm dopiero w momecie, gdy pojawił się ponownie na blogu (sądząc, że właśnie od tej pory znów ma czas dla Czytelników). Gdy nie uzyskałam odpowiedzi nadszedł moment, w którym padłam ofiarą swojego “błędnego podejścia”, które podkreślił Alex.
Możecie wierzyć, lub nie ale problem z pocztą był w tamtym momencie ostatnim, jaki by mi przyszedł do głowy (jako użytkowniczka niezawodnego gmaila zwyczajnie na to nie wpadłam). Moje wnioskowanie poszło więc w innym kierunku. Pomyslałam, że Alex na pewno miał dobre chęci, skoro dobrowolnie mi odpowiedział, ale moja sprawa musiała zostać zapomniana w gąszczu innych, znacznie ważniejszych. I właśnie dlatego “odgrzalam” ten temat właśnie pod tym wpisem. Uznałam bowiem, że nie mam prawa wymagać od Alexa dotrzymania obietnicy, ale korciło mnie, żeby dowiedzieć się, dlaczego tak zostałam potraktowana. Pamiętajcie, że nie brałam pod uwagę “zaginięcia” mojej wiadomości. Co więcej, sugerując się moim własnym podejściem do traktowania “spraw do załatwienia” (zaznaczam maile, na które zamierzam odpowiedzieć, w ten sposób nie mam możliwości ich przegapić) uznałam, że Alex najwidoczniej w toku bieżących spraw, moja została zostawiona na bliżej niekokresślony czas (tymczasem upłynęło już kilka miesięcy, żeby nie powiedzieć, że prawie rok).
W tym momencie pewnie chcielibyście wiedzieć, dlaczego nie napisałam sms’a. Odpowiedź jest prosta. W całym moim 26-letnim życiu wśród ludzi, w środowiskach, w których przebywałam, sms był/jest traktowany jako forma kontaktu równie zawodna, jak mail (można odebrać, odczytać i zapomnieć), jak równiezż pokutowało przekonanie, że jeśli ktoś ma jakiś interes, to powinien zadzwonić, bo napisanie sms’a naraża na koszty adresata (musi odpisać), a to niewłaściwe, bo jeśli ja mam sprawę, to ja ponoszę koszty itp. Dlatego za najmniej inwazyjną formę przypomnienia uznałam wiadomość mailową (z marnym skutkiem, jak widać).
Teraz, dzięki Waszym komentarzom, już wiem, że nie wszędzie sms jest formą kontaktu niemile widzianą. To dla mnie ogromna nauka. Jak zauwżyła Ewa W., uczymy się nie tylko na cudzych błędach i sukcesach, ale i (niestety) na swoich. W moim przypadku zdecydowanie niestety, bo mimo iż milczenie Alexa spowodowało w mojej sytuacji odnalezienie innych strategii zaradczych w ówczesnym problemie (całkiem niezłych), to jednak po to przecież pisałam do Niego, żeby uzyskać podpowiedź “jak zrobiłby to Alex”.
Teraz po przeczytaniu Waszych podpowiedzi najbardziej boli fakt, że rozwiązanie było tak blisko, a moja bezsilność i brak pomysłów doprowadziły mnie do napisania Alexowi środowego komentarza. Wnioski wyciągnięte z tej lekcji na pewno zapamiętam na długo.
To tyle z mojego punktu widzenia. Nie łatwo było mi to napisać i przyznać przed sobą, Alexem i Wami, że spaprałam sprawę. Jednak na tym blogu w ciągu ostatnich lat znalazłam tak wiele nauk (z opisanych błędów Czytelników), że jesli mój “case” uchroni kogoś przed podobnymi błędami, to warto było go opublikować.
Dziękuję za Wasz udział w dyskusji.
Pozdrawiam,
M.
Ewa W zgadzam się z tym co napisałaś, że „łatwo stać się bardzo rygorystycznym i wymagającym wobec kogoś, kto pro bono robi dużo i jeszcze więcej, a samemu iść po linii najmniejszego oporu i z postawą roszczeniową ”. Wydaje mi się, że osoby, takie jak Alex, które robią coś dla innych nie oczekując nic w zamian często spotykają się z taką postawą roszczeniową, szybko się przyzwyczajamy do tego co dobre. Sama niedawno „odstrzeliłam” taką osobę, która traktowała to, że jej dosyć często pomagałam jako coś co się jej należy i za pomocą fochów i kłamstw próbowała mną manipulować. Mnie się wtedy automatycznie uruchamia niechęć do robienia czegokolwiek dla takiej osoby. Niestety po takich sytuacjach moja wiara w ludzi maleje, na szczęście Alex pisze tego bloga ;) co pozwala mi myśleć, że są jednak ludzie, którzy doceniają bezinteresowne wsparcie.
W mojej opinii najlepszym sposobem na uzyskanie tego co chcę, w przypadku gdy jest to zależne od tego, czy druga strona zechce poświęcić mi czas, jest zrobienie wszystkiego aby jej to ułatwić, w końcu to mój interes. Ja tak postępuję i większość spraw udaje mi się załatwić.
Pozdrawiam,
@ska
Alex określił komentarz Magdy mianem publicznej „skargi”. Nawet jeśli intencje Magdy były zupełnie inne, to faktycznie część osób mogła odnieść wrażenie, że Magda chce się poskarżyć.
Dla mnie jest to powód do refleksji – już troszkę abstrahując od casusu Magdy – że często nie potrafiąc samodzielnie załatwić własnych spraw, angażujemy w te sprawy osoby trzecie.
Początkowo rodziców (skarżące na siebie rodzeństwo), później nauczycieli (…proszę pani, a on mnie ciągnie za włosy), by skończyć na przełożonych w pracy.
Wydaje mi się, że wiele osób przybiera postawę: nie mam odwagi porozmawiać z Tobą w cztery oczy, ale ponieważ poczułem/-am się dotknięty/-a, to teraz proszę, tłumacz się! (przed rodzicem, nauczycielem, szefem, gronem czytelników, etc.)
Kolejny efekt braku pewności siebie to umniejszanie siebie i własnych spraw.
Magda sądziła, że jej sprawa jest nieistotna, inne sprawy są ważniejsze i dlatego nie ma prawa ponownie zwracać się do Alexa – jak widzimy rzeczywistość często różni się od naszych domysłów, dlatego warto te różne przypuszczenia weryfikować. Oby bez palenia za sobą mostów ;)
Witajcie.
Po przeczytaniu postów w sprawie Alex vs. Magda, muszę dodać parę słów, inaczej się nie da. Będzie to bardzo obiektywna ocena tejże sytuacji. Alex, Ty w swoich postach zachowujesz się jak „rozkapryszone” dziecko, natomiast Magda jak mała dziewczynka której odbiera się lizaka którego jeszcze w istocie nie dostała… Krótka dygresja którą zepewne podzieli wielu czytelników..
Przechodząc do meritum przedmiotowej sprawy, oczywistym faktem jest, że zawiodła droga komunikacji pomiędzy Alexem i Magdą, ale głównie dlatego iż zawiodła zwyczajna życzliwość ludzka z jednej i drugiej strony.
Alex zapomniał, zignorował,(stracił tego e-maila) a może nie miał czasu na odpowiedni kontakt z Magdą – nie dając jej tego w wyraźny sposób do wiadomości, natomiast Magda z czystej przekory dokonała ataku publicznego.
Podkreślam że jedno i drugie zachowanie jest haniebne.
Osobiście pracuję w sporej jak na polskie warunki kancelarii prawniczej i proszę mi wierzyć, że przez pięć lat nigdy nie zaginął, zniknął żaden e-mail od klienta, co w naszej profesji jak wiadomo mogłoby to prowadzić do tragicznych konsekwencji obciążająch firmę a dotykających klientów.
Zmierzam tym postem również do tego, iż w naszej sprawie zagrało własne ego oraz złe emocje Alexa i Magdy. Konflikt bezsprzecznie ma podłoże emocjonalne. Pamiętajmy, że każdy kontakt dwóch ludzi wnosi jaką wartośc do życia drugiego. Prawdą będzie jeśli napiszę że na tym konflikcie tracą obydwie strony, bo Magda nie skorzysta z twojej wiedzy i punktu widzenia, ale również Ty Alex, bo nie wiesz z czym się Magda zwraca może wyniknie z tego jakiś kontrakt bądź cokolwiek innego „dodatniego”.
OK. to na tyle, apeluje o więcej życzliwości o pokory, bo to stanowi o naszej wyjątkowości a nie tylko ilość czystej wiedzy. I pamiętajcie nie ma ludzi nie zastąpionych, bolesne i prawdziwe.
Pozdrawiam
Ewa W
Piszesz: „Czytam ostatnie komentarze i szczerze mówiąc jestem mocno zadziwiona (!) i lekko zdegustowana. „
Mnie to nie dziwi, bo wodze takie reakcje na co dzień, może niekoniecznie aż tak wyraźnie.
W przeciwieństwie do Ciebie nie jestem też zdegustowany, po prostu szkoda mi ludzi, bo na takiej postawie specjalnie daleko nie zajadą o własnych siłach, a nie każdy ma bogatych i ustosunkowanych rodziców.
Co do reszty, to zgadzam sie z tym, co napisałaś
Katarzyna Skawran
Piszesz: „Dość często w takich przypadkach głównym motywem działania naszej mamy czy teściowej nie jest wcale chęć pomocy (choć w takie szatki jest to ubrane), ale właśnie nieuświadomiona chęć udowodnienia sobie i światu, że są komuś potrzebne. „
Bardzo celna uwaga! Co zrobić, jeśli chcemy się tego pozbyć, a nie mamy zamiaru zrywać całkowicie kontaktu?:
1) przestudiować serie postów o tresurze :-)
2) zrobić to samo co Architekt w Matrixie – stworzył ZION aby kanalizować wszelkie bunty w systemie i mieć nad nimi kontrolę. Znajdźmy jakąś piaskownice dla takiej osoby, w której może ona się wykazać :-)
No ale to troche off topic
Magda (od gate :-))
Nie będę szerzej komentował Twojego komentarza, poza uwagą, że tez zaznaczam maile do załatwienia, a nawet otrzymują one odpowiednie etykiety. Niektóre z nich potem muszą swoje odczekać, to inna sprawa :-)
Twój niestety wsiąkł podczas migracji z gmx do gmail, to jest znak, że nie wszystko powinienem robić samemu
Pozwolisz że publicznie podziękuję Ci za wczorajszy sms, mam nadzieje, że odpowiedz, mimo mojego dużego zmęczenia przyszła szybko i była przyjazna :-)
Piszesz: „Wnioski wyciągnięte z tej lekcji na pewno zapamiętam na długo. „
To jest bezcenne i o to mi chodziło. Przecież nie jestem na Ciebie zły :-)
Joanna
Piszesz: „Niestety po takich sytuacjach moja wiara w ludzi maleje …”
Ja to robię inaczej: wywalam takiego człowieka z mojego życia a potem mówię, „gdzie jest następny warty tego, aby dla niego coś zrobić?”
Dalej: „najlepszym sposobem na uzyskanie tego co chcę, w przypadku gdy jest to zależne od tego, czy druga strona zechce poświęcić mi czas, jest zrobienie wszystkiego aby jej to ułatwić, „
Bardzo słuszne zalecenie, ja tez tak postępuję
Marciniasty J.
Dziękuje za ciekawy komentarz
Tomas
Zadziwiasz mnie.
Prawie nic nie wiesz o całej sytuacji jako takiej, a dajesz sobie prawo do ferowania wyroków i to wcale o to nie proszony.
Dziwi mnie tym bardziej, jeśli jak piszesz pracujesz w sporej kancelarii prawnej, choć mogę ewentualnie sobie wyobrazić stanowisko, na którym i taka postawa mogłaby od biedy być tolerowana. Nie kopiemy leżącego, więc powstrzymam się od pisania jakie.
Piszesz: „Podkreślam że jedno i drugie zachowanie jest haniebne. „
Przyjmij przyjacielską radę: poczytaj trochę klasycznej polskiej literatury, to może nabierzesz lepszego wyczucia językowego, do jakich sytuacji odnosi się słowo „haniebny”. Na razie wygląda, jakbyś edukacje językową ograniczył do słuchania kilku kiepskich w sumie polityków, a to nie wróży dobrze na przyszłość.
W kontekście klimatu Twojej całej wypowiedzi apel: „apeluje o więcej życzliwości o pokory „ brzmi jak dobre zalecenie dla Ciebie samego.
Pamiętaj biblijne „nie sądź, abyś nie był osądzony”
Pozdrawiam
Alex
Po pierwsze – Alex – rewelacyjne posty. Bardzo zresztą prawdziwe.
Z jednej strony bardzo staram się nie „rozpieszczać” ludzi którym pomagam i zamiast ryby dostają wędkę, z drugiej kilka razy byłam na własne życzenie w sytuacji, kiedy ktoś czegoś ode mnie oczekiwał tylko dlatego, ze zrobiłam coś kilka razy wcześniej. Na własne życzenie – bo były to rzeczy których robienie dla kogoś było dla mnie tak fajne i tak przyjemne, że robiłam to po prostu chętnie i niejako sama wpakowywałam się w sytuację w której „oczywiste jest ze to należy do mnie”. Oczywiste dla wszystkich tylko nie dla mnie, bo ja działałam w trybie „wolontariat” :) I kiedy okazywało się, że nie mam czasu, ochoty albo zwyczajnie coś innego było ważniejsze – co było dla mnie zupełnie naturalne i oczywiste, ze przecież mogę tego nie robić, bo coś nie jest moim obowiązkiem tylko dobrą wolą – dostawałam niespodziewanie „po uszach”. I przyznam, ze pierwszych kilka razy musiałam się nieźle nagłowić o co chodzi :) Miałam wtedy naście lat – a u mnie w domu nawet na wypełnianie codziennych obowiązków rodzice się UMAWIALI, również ze mną :)
Ciekawie było odkryć, że dla niektórych z faktu, ze wykonasz coś kilka razy wynika, że to twój zasmarkany obowiązek :) I tych niektórych jest całkiem sporo w dodatku!
Ciekawie było kilka lat później, kiedy już zaczęłam pracować i kiedy z wieloma ludźmi łączyły mnie obowiązki też u siebie „wyłapać” taką roszczeniowość. I powiedzieć potem samej sobie „nic ci się nie należy kochana, nikt nic nie musi. Co najwyżej może, i ma święte prawo powiedzieć NIE.”. Zdarzało mi się za taką głupią postawę przepraszać. Teraz dokładam wszelkich starań aby takiego niefajnego podejścia było jak najmniej.
Przyznaję również, że z zaciekawieniem obserwuję dyskusję na temat sytuacji Magdy. Moje zdanie nie ma tu żadnego znaczenia, więc sobie je daruję, bo nie powiem nic co nie zostało już powiedziane na temat sprawy jako takiej. Odnoszę się do tego tylko dlatego, że post Thomasa wywołał u mnie zaskoczenie:
@ Thomas – wypunktowałam kilka stwierdzeń z Twojego postu, w nawiasach zamieszczam moje uwagi.
1. „Będzie to bardzo obiektywna ocena tejże sytuacji” ( dlaczego obiektywna i co stanowi o obiektywiźmie? Ja tu widzę tylko TWOJĄ subiektywną ocenę… )
2. „Alex, Ty w swoich postach zachowujesz się jak “rozkapryszone” dziecko, natomiast Magda jak mała dziewczynka której odbiera się lizaka którego jeszcze w istocie nie dostała…” ( „zachowujesz się jak” nie zmienia tego w merytoryczny argument )
3. „oczywistym faktem jest, że zawiodła droga komunikacji pomiędzy Alexem i Magdą, ale głównie dlatego iż zawiodła zwyczajna życzliwość ludzka z jednej i drugiej strony” ( bierzesz „oczywiste fakty” i wyprowadzasz z nich swoją tezę „głównie zawiodła życzliwość” – a przecież komunikacja sobie a życzliwość sobie, rozdzielnie, bez implikacji )
4. „natomiast Magda z czystej przekory dokonała ataku publicznego” ( może przeoczyłam, ale Magda nie pisała chyba że post pojawił się z przekory, pisała raczej, ze z ciekawości i nie miała na celu ataku )
5. „Konflikt bezsprzecznie ma podłoże emocjonalne. ” ( konflikt? bezsprzecznie? moim zdaniem meritum DYSKUSJI był konkretny przypadek, ale mogę się oczywiście mylić )
6. „Prawdą będzie jeśli napiszę że na tym konflikcie tracą obydwie strony” ( moim zdaniem to tylko twoja opinia, a nie prawda w sensie zawsze słusznego stwierdzenia, bo o tym kto i co o ile cokolwiek traci raczej decydują zainteresowani )
Zwracam na to uwagę, bo poraziła mnie kategoryczność Twojej wypowiedzi i jej ton… Inni Czytelnicy wyrażali swoje opinie, ty piszesz z pozycji „wszechwiedzy”, dość autorytarnie. Mam wątpliwości, czy to aby na pewno zasadne i na miejscu…
Pozdrawiam ciepło
Emilia
Tomas po punktujących uwagach Emilii:
niezależnie od całej dyskusji oraz case wesoło mi się zrobiło jak usłyszałem całą serię „oczywistych prawdziwości”:
„muszę … inaczej się nie da… bardzo obiektywna ocena…zachowujesz się jak ….. dygresja którą zepewne podzieli wielu czytelników….
Przechodząc do meritum …. oczywistym faktem jest, że …. ale głównie dlatego iż ……….
zrobił …ł ….ł …a może nie zrobił……. natomiast ….czystej przekory dokonała ……….
Podkreślam…….. jest haniebne.
Osobiście pracuję w sporej jak na polskie warunki kancelarii prawniczej i proszę mi wierzyć, że ….. nigdy nie …….ł, …..ł ……. co w naszej profesji jak wiadomo ……..
Zmierzam tym postem również do tego, iż w NASZEJ sprawie ………. bezsprzecznie ma podłoże …. Pamiętajmy, że …. Prawdą będzie ……….
OK. to na tyle, apeluje o…. I pamiętajcie ……. bolesne i prawdziwe.”
przypomina mi to cały mechanizm wieloletniego wychowania – wyciąganie jakiś wniosków z jakiś postawionych tez, które miały być tak prawdziwe :-)
a wystarczy czasami zrobić na odwrót albo poeksperymentować i dzieją się rzeczy niemożliwe
moja osobista jakość życia bardzo wzrosła po tym, jak przestałem uważać cokolwiek za oczywistego a dodając do tego brak prawa do żądania od innych czegokolwiek i na odwrót ta jakość dalej się poprawia :-)
czego sobie i innym życzę
pozdrawiam
Witek
@Ewa W
>>> Oczekiwanie innego efektu przy takim samym działaniu to strata czasu. Po trzecim mailu skorzystałabym z możliwości skomunikowania się inaczej – choćby pisząc zapytanie w biblioteczce.
Zanim się zarejestrowałam nie miałam możliwości zamieszczać żadnych zapytań w biblioteczce. Moje e-maile w większości nie pozostawały bez odpowiedzi – problem był nie w braku komunikacji, a w kwestiach technicznych, które jak zrozumiałam z wypowiedzi Alexa, nie zostały rozwiązane do dziś. Biblioteczka w ogóle jeszcze działa? Ja nie mam możliwości się zalogować.
>>>>Gdyby mi bardzo zależało na czasie, to skorzystałabym z opcji „call me”, która jest tu pod zdjęciem. Poza tym gdy czytam zasady korzystania z biblioteczki to czytam też, ze książki są w obiegu, co daje mi info, że czasem mogą być przestoje.
Nie zależało mi bardzo na czasie. Korzystałam też, o ile dobrze pamiętam, z jakiegoś komunikatora (skype?). Nie twierdzę, że stało się cokolwiek niezgodnego z regulaminem.
>>>. Wszak biblioteczka jak pisał Alex została założona dla tych, których nie stać (!) na taki zakup.
W regulaminie Biblioteczki nic na ten temat nie znalazłam. Gdzie Alex o tym pisał?
>>>>Jednak sam sposób napisania o tym kojarzy mi się z „zabieram zabawki…”.
Co masz na myśli?
Magda Lena
„W regulaminie Biblioteczki nic na ten temat nie znalazłam. Gdzie Alex o tym pisał?” – wpisz w wyszukiwarkę na tym blogu słowo „biblioteczka” i znajdziesz kilka postów dotyczących właśnie biblioteczki, zasad etc.
Co do „Co masz na myśli” – nie ignoruję pytania, niemniej w tej chwili mam bardzo terminowe rzeczy, a odpowiedź na pytanie, co mam na myśli pisząc o takim a nie innym swoim skojarzeniu, wymagałaby analizy tekstu i procesu mojego kojarzenia, co w tej chwili zdecydowanie nie jest dla mnie priorytetem. :-) I odbiega już daleko od wątku tego postu.
Pozdrawiam, Ewa
Magda Lena
„Ta sytuacja przypomniała mi ten jeden raz, kiedy skorzystałam z polecanej przez Ciebie biblioteczki. Zachwycił mnie ten pomysł i pomyślałam sobie, że to wspaniale mieć za darmo dostęp do tych książek…Nie traktuj tego w żadnym wypadku jako wymówki…”
Polecam spojrzeć każdemu na to inaczej.
Zauważmy, ze ZA DARMO mamy dzięki niej – i Ty też masz – dostęp do TYTUŁÓW :-)
co przykładając do zasady Pareto zastanawiam się, że może wyczerpywać więcej niż 80% sukcesu w tej materii :-)
Kiedy porównam to do DARMOWEGO spisu na przykład lektur szkolnych to robi mi się conajmniej wesoło :-)
„Biblioteczka w ogóle jeszcze działa?”
Sam w dużej mierze replikowałem w interesujących mnie dziedzinach taką biblioteczkę i pożyczam innym wedle potrzeb i zawsze po zwrocie pojawia się pytanie skąd mi taka książka wpadła w ręce bo co kolejna to lepsza :-)
jak myślicie – czy ma to wpływ na ilość czytelników bloga? :-)
w sumie nie o ilość chodzi… jaki to ma wpływ na jakość życia mojego otoczenia i last but not least jakość mojego osobistego życia :-)
pozdrawiam optymistycznie
Witek