W ostatnich 2 postach cyklu zajęliśmy się stosunkowo łatwym tematem zdobywania umiejętności praktycznych. Nawiasem mówiąc ciekaw jestem ilu z Was zmotywowały one do analizy i przede wszystkim zmiany podejścia do tego ważnego tematu? :-)
Od dzisiaj zajmiemy się czymś trudniejszym, a mianowicie „umiejętnością nawiązywania oraz podtrzymywania bliskich i serdecznych relacji z innymi ludźmi „
Na początek koniecznie przeczytajcie uważnie następujące posty:
http://alexba.eu/2006-04-03/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-czy-jestes-milym-czlowiekiem/
http://alexba.eu/2007-03-30/rozwoj-kariera-praca/optymalna-strategia-postepowania-z-innymi-ludzmi/
http://alexba.eu/2008-10-29/szacunek-i-zaufanie-u-innych/promien-slonca/
http://alexba.eu/2007-12-07/rozwoj-kariera-praca/tu-i-teraz/
http://alexba.eu/2007-12-04/rozwoj-kariera-praca/feedback-korzystanie/
http://alexba.eu/2007-10-28/rozwoj-kariera-praca/pytaj-bez-strachu/
Nawiasem mówiąc, jak chcecie podyskutować na któryś z powyższych tematów, to proszę zróbcie to pod odpowiednim postem, nie tutaj !!
Zastosowanie wskazówek tam zawartych da Wam już sporą przewagę nad wieloma ludźmi wokół nas, których umiejętności socjalnych nie waham się przyrównać do młócki cepem na klepisku :-)
Powyższe posty to jest oczywiście przedszkole tego, co jest możliwe i zaczynając od dziś będę w miarę możliwości i ograniczeń (blog w internecie zamiast bezpośredniego pokazania) rozmawiał z Wami o różnych, często subtelnych elementach, które mogą zrobić ogromną różnicę w Waszych kontaktach z innymi ludźmi. Niektóre będą się Wam wydawać błahe lub dziwne, ale to one często są tą „różnicą, która robi różnicę” w naszych relacjach z otoczeniemi, a co za tym idzie i w jakości naszego życia. Warto podkreślić, że sama wiedza o nich będzie bezużyteczna, o ile nie będziecie tego stosować we własnym życiu, a do tego trzeba nabyć praktycznych umiejętności.
Jeśli ktoś nie jest zdeterminowany do tego, to może sobie oszczędzić czas, który przeznaczyłby na czytanie i pójść np. do kina :-)
Porozmawiajmy więc o stwierdzeniu zawartym w tytule.
W moich kontaktach z innymi generalnie stosuję zasadę, że poza:
- bardzo ogólnymi i dość minimalistycznymi elementami wzajemnego przyzwoitego traktowania się oraz
- rzeczami do których ktoś zobowiązał się w ramach jednoznacznej umowy
nie mam prawa oczekiwać od kogoś innego określonych działań czy zachowań. Kropka.
Oznacza to, że:
- pominąwszy przypadki wyliczone powyżej nie wywieram presji na innych aby coś konkretnego dla mnie zrobili, szczególnie jeśli wiązałoby się to z kosztami lub wyrzeczeniami z ich strony
- jeśli ktoś robi cokolwiek dla mnie, co wykracza poza te powyższe dwa przypadki, to traktuję to jako prezent i jestem temu człowiekowi po prostu wdzięczny
Moim ulubionym nastawieniem i stwierdzeniem jest:
„Chcę, abyś działał/a zgodnie z Twoim najlepszym interesem. Jeśli będzie to w sprzeczności z naszymi dotychczasowymi ustaleniami, to renegocjujmy je.”
Co to daje?
- brak presji z mojej strony daje ludziom ogromny luz przy wchodzeniu ze mną w relacje wszelkiego rodzaju. To powoduje, że mam z bliźnimi bardzo szeroką gamę tych ostatnich, do wielu nigdy by nie doszło, gdyby ludzie ci mieli chociaż cień podejrzenia, że pójdą za nimi jakiekolwiek dodatkowe oczekiwania lub wymagania z mojej strony. Nie muszę tłumaczyć, jak bardzo wzbogaca to moje życie, nie tylko konto bankowe :-)
- ponieważ traktuję większość tego, co robią dla mnie inni ludzie jako prezent i jestem im za to autentycznie wdzięczny, to jakoś otrzymuje coraz więcej i więcej, często wcale o to nie prosząc. Myślę (i gdzieś czytałem nawet o takich badaniach), że my ludzie od małego mamy gdzieś głęboko zakorzeniony taki program robienia czegoś dobrego dla innych, tylko musi to być docenione i nie może być wymuszone czy też nadużyte. To może tłumaczyć to zjawisko
Poprzestańmy na razie na tych dość ogólnych stwierdzeniach, aby dać Wam możliwość swobodnej interpretacji i przyjrzenia się jak robicie to dotychczas. W następnym odcinku przyjrzymy się konkretnym przypadkom z życia, a w międzyczasie zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Cześć wszystkim!
Alex, czy daleki jestem od prawdy uważając Twoje słowa:
„jeśli ktoś robi cokolwiek dla mnie, co wykracza poza te powyższe dwa przypadki, to traktuję to jako prezent”
za kolejny sposób na tworzenie sobie dobrej atmosfery w życiu?
Podejrzewam, że to podejście bez tworzenia sztucznych zobowiązań to dobry sposób na uwolnienie się wrażenia, że ktoś jest nam coś winien. Dodatkowo (stosując np. Twoją poradę o byciu miłym) zapewniamy sobie w zamian częste prezenty wspomniane w cytacie.
Ciekawe, co zatem robisz gdy ktoś nie wywiązuje się ze swojej części umowy. Np. zwleka z uiszczeniem opłaty za Twoją usługę.
Zastanawia mnie podejście w przypadkach, gdy grupa osób decyduje się robić coś mniej lub bardziej pro publiko bono, po czym część osób regularnie nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Z jednej strony można zrozumieć, że mają swoje bardzo ważne sprawy zawodowe i prywatne, jednak przy większych projektach, często na ich wkładzie opiera się dotrzymanie założonych terminów.
Jak skutecznie radzić sobie w przypadkach, gdy z jednej strony zobowiązali się do pewnych rzeczy, a z drugiej była to ich nieprzymuszona wola i nie czują się zobowiązani do np. dotrzymania terminu? Często nawet nie informują o opóźnieniu.
Oczywiście taką współpracę można zakończyć, ale często jest się przez to po kilka miesięcy do tyłu, bo tę pracę jednak trzeba wykonać. Jak więc skutecznie w takich wypadkach postępować?
„…nie mam prawa oczekiwać od kogoś innego określonych działań czy zachowań. Kropka.”
Ale co to znaczy określone działania czy zachowania? Bo czy na przykład określonym zachowaniem nie jest podtrzymywanie kontaktu bądź inicjowanie wspólnych działań? Piszę o tym, bo sam wspomniałeś, że w relacjach oczekujesz „wspólnego wiosłowania” :-)
Ciekawy post Alexie. Zawarłeś w nim kilka spostrzeżeń, które pokrywają się z moimi. Za znakomitą puentę uważam za to stwierdzenie:
„Myślę (i gdzieś czytałem nawet o takich badaniach), że my ludzie od małego mamy gdzieś głęboko zakorzeniony taki program robienia czegoś dobrego dla innych, tylko musi to być docenione i nie może być wymuszone czy też nadużyte.”
Doświadczam tego ciekawego zjawiska ostatnio dość często, stąd spostrzeżenie to wydaje mi się być bliskim. Dodam tylko, że jeśli ktoś jednak przekroczy granicę i wymusza bądź nadużywa tejże dobroci, zazwyczaj dość szybko zmienia się nasza percepcja i jednocześnie rośnie opór wewnętrzny przed dalszym, tym razem już nawet nie obdarowywaniem, a robieniem czegokolwiek dla takiej osoby. Tak to działa przynajmniej w moim wypadku.
Pozdrawiam serdecznie
„nie mam prawa oczekiwać od kogoś innego określonych działań czy zachowań. Kropka.”
To bardzo, bardzo korzystnie wpływające na życie założenie… pod warunkiem konsekwentnego stosowania. Jedynie słowo „oczekiwać” ja bardziej rozumiem jako „oczekiwanie z lekkim wymuszeniem” lub „oczekiwanie przekładające się na świadome lub podświadome komunikowanie o tymże oczekiwaniu”. Może to rozróżnienie to z igły widły, a może większa rozdzielczość?
„Chcę, abyś działał/a zgodnie z Twoim najlepszym interesem. Jeśli będzie to w sprzeczności z naszymi dotychczasowymi ustaleniami, to renegocjujmy je.”
…a to muszę zacząć stosować świadomie :-)
„i gdzieś czytałem nawet o takich badaniach”
…może u Cialdini’ego – kto nie czytał polecam
Pozdrawiam wszystkich
Maksymilian Barnaś
Pytasz: „..Twoje słowa:
“jeśli ktoś robi cokolwiek dla mnie, co wykracza poza te powyższe dwa przypadki, to traktuję to jako prezent”
za kolejny sposób na tworzenie sobie dobrej atmosfery w życiu?„
Te słowa opisują pewną moją postawę. Prowadzi ona do dość dobrych rezultatów w wielu aspektach kontaktów międzyludzkich i dlatego ją opisałem. Dobra atmosfera, to przyjemny efekt uboczny
Artur N.
Pytasz: „co zatem robisz gdy ktoś nie wywiązuje się ze swojej części umowy. Np. zwleka z uiszczeniem opłaty za Twoją usługę. „
Zazwyczaj zakładam błąd ludzki i spokojnie zwracam na to uwagę. W mojej długiej karierze jako coach i konsultant zdarzyło się to zaledwie kilka razy i to była typowa przyczyna. Prywatnie czasem ktoś nadużywał mojego zaufania i wtedy oznacza to dla takiej osoby spore kłopoty. Może niekoniecznie od razu, ale prędzej czy później prawie każdy taki delikwent „nawija mi się pod lufą”, a wtedy jestem dość bezwględny.
JuliuszF
Pierwszy krok w takim przypadku byłoby renegocjowanie. Poza tym oczywiście „downgrade” osób, na których nie można polegać
Paweł B.
Piszesz: „bo sam wspomniałeś, że w relacjach oczekujesz “wspólnego wiosłowania” „
Przeczytaj dokładnie co napisałem w tamtym poście :-) Ja od czasu do czasu obserwuję, czy ktoś wiosłuje razem ze mną i odpowiednio dostosowuję moje postępowanie. Łapiesz tę różnicę? Jest dość oczywista.
Marta
Napisałaś: „.. jeśli ktoś jednak przekroczy granicę i wymusza bądź nadużywa tejże dobroci, zazwyczaj dość szybko zmienia się nasza percepcja i jednocześnie rośnie opór wewnętrzny przed dalszym, tym razem już nawet nie obdarowywaniem, a robieniem czegokolwiek dla takiej osoby. Tak to działa przynajmniej w moim wypadku. „
Nie tylko w Twoim przypadku. Do tego u każdego ta granica, po przekroczeniu której dana osoba odbiera to jako „nadużycie” może być bardzo różna. Dlatego właśnie trzeba ładnie poprosić, jeśli druga strona nie chce, to mówimy „rozumiem, nie ma sprawy”, a jak chce to „dziękuję bardzo”
Mario
Jak napisałem „oczekiwanie” to miałem na myśli właśnie oczekiwanie, bez zaproponowanych przez Ciebie dodatków. Mówimy o pewnej wewnętrznej postawie.
Na pewno nie czytałem tego u Cialdiniego, z całym szacunkiem jego staroci już dawno nie miałem w rękach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex napisales : ,,my ludzie mamy gdzieś głęboko zakorzeniony taki program robienia czegoś dobrego dla innych, tylko musi to być docenione i nie może być wymuszone czy też nadużyte… ,, jestem o tym przekonana po ostatnich doswiadczeniach, teraz obserwuje jak ludzie ktorzy naduzyli wszelkich ,,zasad,, i zaufania ;
chcac zyskac w nieczystej grze stracili wszystko . Za to czego sie nauczylam ,,zaplacilam,, bardzo duzo
i zastanawiam sie w dalszym ciagu jak odzyskac wiare w ludzi(najblizszych);
mozna odbudowac kazdy biznesowy uklad ale czy mozna ocalic ,,te najistotniejsze pierwiastki,, powiedzmy czlowieczenstwa; Alex wydaje mi sie ze twoja postawa moze swiadczyc o tym ze mozna i ze warto .
Dziekuje ze piszesz.
@Alex:
„Mówimy o pewnej wewnętrznej postawie.”
Rozumiem.
„z całym szacunkiem jego staroci już dawno nie miałem w rękach”
Uważasz to za Starocie ze względu na czas czy treść?
Pozdrawiam
Mario
rozpoczelam wszystko od nowa , bo w momecie kiedy mialam coraz wiecej ,,mozliwosci,, mialam coraz mniej ,,praw,, zafundowala mi to najblizsza osoba z ktora wspolpracowalam;
o maly wlos a nie bylo by odwrotu ;
stracilam bardzo duzo ale nauczylam sie dzieki temu jak dzialaja bardzo trudne do wygrania ,,uklady,,
zajelam sie praca charytatywna, nieoczekiwalam zadnych korzysci ale w pewien sposob powstal mechanizm ktory otwiera wszystkie ,,drzwi,, ciezko mi to wytlumaczyc ale wszystko o czym piszesz Alex sprawdza sie w rzeczywistosci, mi pomogla ,,intuicja,, ale jesli ktos chcialby prubowac zrobic cos ze swoim zyciem i wydostac sie z ,,pulapek,, ktore sa na nas zastawiane caly czas, my sami rowniez kopiemy pod soba dolki….. > trzeba tylko to w pore zauwazyc , ten blog zwraca uwage i popdpowiada w ktorym kierunku patrzec;
mocno dopinguje wszystkim ktorzy chca zrobic cos dobrego zarowno dla siebie jak i dla innych, powodzenia
Mila
Piszesz: „zastanawiam sie w dalszym ciagu jak odzyskac wiare w ludzi(najblizszych) „
Widze tutaj sprzeczność. Jak osoba, do któej nie masz zaufania może być Ci bliska?
Czyba że popełniasz błąd opisany przeze mnie w poście
http://alexba.eu/2010-12-11/szacunek-i-zaufanie-u-innych/osoba-bliska-czy-blisko-spokrewniona/
Mario
Czytałem te książkę zaraz po ukazaniu się (w USA) i to byo tak dawno, że już nie pamiętam kiedy. Jest powód, dla którego nie znajduje się ona w Biblioteczce na liście zalecanych.
Do wszystkich
Ciekawe dla mnie jest to, że nie pojawiły się na razie głosy o tym, jak to MY uzurpujemy sobie jakiekolwiek prawa u innych, a to właściwie jest głównym tematem postu i niezwykle często spotykanym „grzechem” w stosunkach z innymi :-)
Czyżby nikt tego nie widział?
Pozdrawiam serdecznie juz z kolejnego Gypsy Time
Alex
Alex
Piszesz „Ciekawe dla mnie jest to, że nie pojawiły się na razie głosy o tym, jak to MY uzurpujemy sobie jakiekolwiek prawa u innych(…)”. Co dokładnie masz na myśli? Czy chodzi o to, że podawane przykłady i pytania dotyczyły wyłącznie sytuacji, gdy ktoś bezprawnie oczekiwał czegoś OD NAS?
Maksymilian,
powiem Ci jak ja to rozumiem:
Chodzi o moją własną postawę i refleksję nad tym, czy JA (a nie inni wobec mnie)oczekuję od innych czegoś, do oczekiwania czego nie mam prawa (ewentualnie od czego oczekiwanie to u mnie zależy i w jakich okolicznościach się pojawia).
To dotyczy zarówno działań, jak i postawy, czasu, opieki, wsparcia, prowadzenia, pomocy, zrozumienia – tysiące rzeczy, których oczekujemy lub nie i uważamy to za uprawnione. A gdy tego nie dostajemy – czujemy się zawiedzeni, źli, mamy pretensje (ciche lub wprost), żale etc., że oczekiwania nie zostały przez kogoś spełnione. Czasem przez ten pryzmat oceniamy innych.
Prosty przykład: Jeśli jestem chora, to zastanawiam się, jak sobie zorganizować tu i teraz, żeby mieć wszystko co niezbędne. Nie oczekuję, ze ktoś przyjdzie i zrobi mi zakupy. Jeśli sama absolutnie nie mogę tego zrobić, to proszę kogoś, zakładając jednakże, ze może (ma prawo) mi odmówić. Bo nie mam prawa tego wymagać. Ale jeśli ktoś się zgodzi lub sam zaproponuje, to się cieszę, przyjmując tę pomoc jako swego rodzaju podarunek.
Jeśli ktoś daje mi upominek, to nie oznacza, że przy najbliższej podobnej okazji czy okoliczności należy mi się kolejny. Ani ten pierwszy ani kolejny mi się nie należy i nie mam prawa go oczekiwać. Mam pełne prawo się ucieszyć i podziękować. Do tego prawo mam.
Ja dość często się nad tym zastanawiam, zależy mi na tym, by doskonalić się w tym nie uzurpowaniu sobie prawa, a jednocześnie uczę się prosić i akceptować np. odmowę.
Dla mnie to nie jest łatwa sztuka, ale pracuję nad tym. Czasem z radością obserwuję, że jest dobrze, a czasem sama jestem sobą zdegustowana. I to jest wtedy dla mnie sygnał do dalszej pracy nad sobą.
Pozdrawiam, Ewa
c.d.
Dopowiem jeszcze do poprzedniego komentarza:
Jeśli coś dostajemy od kogoś jeden raz 9zaprasza nas do kina i za to płaci bo chce), zaprasza nas do siebie, podwozi do pracy, etc, to sam fakt ze ktoś zrobił to raz czy wiele razy nie oznacza, że przysługuje mi prawo domagać się tego czy egzekwować od tego momentu. Największą pułapką jest to, że kilkakrotne powtórzenie się danej sytuacji prowadzi nas na manowce i zaczynamy „się uprawniać”, uważać, ze tak ma być, ze nam się to po prostu należy, ze to naturalne, etc, a to bardzo nieprawdziwe. Nie mamy prawa do tego, dopóki tego ktoś nam nie zechce dać (nie chodzi tylko o rzeczy materialne, o czym już pisałam).
Przepraszam, że tak na raty
Ewa
Witam,
Przede wszystkim dziękuję za świetny post :-)
Jak zwykle – skłonił mnie do myślenia i zastanowienia się jakie są moje doświadczenia w tej kwestii.
I muszę przyznać, że ciągle (choć coraz rzadziej) zdarza mi się:
– robić plany, w których zakładam z góry aktywny udział innych osób (coś w rodzaju – „fajnie byłoby pojechać na weekend do Gdańska – zarezerwuj hotel i znajdź kogoś, kto zajmie się kotem”)
– oczekiwać entuzjastycznych reakcji w sytuacji, gdy robię coś nieoczekiwanego dla kogoś (np: „przygotowałam super kolację, jak to nie jesteś głodny?” – z uwagą, że raczej nie robię kolacji i zjedzenie czegoś wcześniej zazwyczaj jest oznaką rozsądku).
Od jakiegoś czasu staram się wyłapywać takie zachowania zanim je popełnię, bo naprawdę potrafią wiele zepsuć :-)
Chciałabym się jeszcze odnieść do tego zdania: „Chcę, abyś działał/a zgodnie z Twoim najlepszym interesem. Jeśli będzie to w sprzeczności z naszymi dotychczasowymi ustaleniami, to renegocjujmy je.” – jest bardzo dobre, chociaż moim zdaniem problem w większości przypadków tkwi w tym, że ustalenia/umowa pomiędzy stronami nie istnieją, albo też nie zostały nigdy dostatecznie jasno określone.
pozdrawiam,
Elżbieta
Witam
Pierwsze wrażenie, to wpis oczywisty, ale po chwilowym zastanowieniu zauważam, że dotyka tego, czego wielu ludzi często nie robi, ja też.
Raczej nie mam konkretnych oczekiwań, więc nie odczuwam niedosytów. Z drugiej strony, chyba nie wyłapuję skutecznie wszystkiego tego za co należy podziękować. Czyli takie zakamuflowane oczekiwanie „naturalne”, wynikające z nieuprawnionych przyzwyczajeń.
Ewa W. pisze:
„Największą pułapką jest to, że kilkakrotne powtórzenie się danej sytuacji prowadzi nas na manowce i zaczynamy “się uprawniać”, uważać, ze tak ma być, ze nam się to po prostu należy, ze to naturalne, etc, a to bardzo nieprawdziwe. Nie mamy prawa do tego, dopóki tego ktoś nam nie zechce dać…”
i dlatego zawsze należy podziękować, za pierwszym i 100-nym razem!
Dziękuję i pozdrawiam
Tomek
Maksymilian Barnaś
Myślę, że Ewa W wystarczająco dobrze opisała o co chodzi
Ewa W
To co opisałaś jest niezwykle ważne i mój następny post miał być na ten temat :-) Teraz muszę się sprężyć i go trochę rozbudować :-) Dziekuję
Elżbieta
Dziękuję za dobre przykłady.
Piszesz potem: „moim zdaniem problem w większości przypadków tkwi w tym, że ustalenia/umowa pomiędzy stronami nie istnieją, ….”
Pozwolę się z tym nie zgodzić. Większość problemów powstaje właśnie dlatego bo jedna, albo obydwie strony uzurpują sobie praw, których tak naprawdę nie mają.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tomasz Ciamulski
Napisałeś: „i dlatego zawsze należy podziękować, za pierwszym i 100-nym razem!”
Każdy, kto poprzebywał ze mną trochę wie, że dokładnie tak robię i to niezależnie od „statusu” społecznego drugiej osoby.
Wczoraj, zmęczony i zniecierpliwiony byłem jedynym pasażerem autobusu z lotniska, który po odebraniu biletu i reszty powiedział kierowcy „gracias”
Pozdrawiam Cie z miejsca, gdzie dyskutowaliśmy patrząc na ocean :-)
Alex
Witam,
napisałam: „ustalenia/umowa pomiędzy stronami nie istnieją, albo też nie zostały nigdy dostatecznie jasno określone”. Dokładniej – strony nie umawiały się w bezpośredni sposób, czego mogą od siebie oczekiwać, w związku z czym uzurpują sobie prawa, których nie mają.
Spróbuję wyjaśnić na przykładzie: „Jesteśmy razem, więc to jasne, że nie możesz umawiać się do kina beze mnie”. Dla jednej ze stron związek oznacza, że wyjścia bez partnera są niedopuszczalne, dla drugiej – niekoniecznie. Dopóki obie strony nie określą jasno czego mogą od siebie oczekiwać będą wpadać w tego typu pułapki :-)
pozdrawiam,
Elżbieta
Elżbieta,
piszesz: „“Jesteśmy razem, więc to jasne, że nie możesz umawiać się do kina beze mnie”. Dla jednej ze stron związek oznacza, że wyjścia bez partnera są niedopuszczalne, dla drugiej – niekoniecznie.”
To w moim odczuciu jest właśnie przykładem, ze jedna strona uzurpuje sobie prawo do wyłączności na wyjście do kina (wyłącznie ze mną masz prawo isc do kina, bo jesteśmy parą). A kto nam daje prawo ograniczać drugą osobę, nawet bardzo bliską? Ok, jeśli ta druga osoba sama z siebie chce chodzić do kina tylko z Tobą.
Nawet jeśli macie takie same upodobania jeśli chodzi o filmy.
Zgadzam się z Alexem, ze to nie kwestia umów, ale uzurpowania sobie prawa do dysponowania drugim człowiekiem lub 'posiadania go” na wyłączność.
Pozdrawiam, Ewa
Ewa W.
Alex pisze:
„poza (..) rzeczami do których ktoś zobowiązał się w ramach jednoznacznej umowy
nie mam prawa oczekiwać od kogoś innego określonych działań czy zachowań”
i później – „Chcę, abyś działał/a zgodnie z Twoim najlepszym interesem. Jeśli będzie to w sprzeczności z naszymi dotychczasowymi ustaleniami, to renegocjujmy je.”
Chciałam tylko zauważyć, że bardzo często nie ma wcale „dotychczasowych ustaleń”. Jest domyślna umowa „jesteśmy razem” z tytułu której jedna strona rości sobie więcej praw, niż druga.
Nie wiem czy to tylko moje doświadczenia – ale mam wrażenie, że takie myślenie jest dość powszechne (ewentualnie było powszechne – kilka lat temu dużo czasu zajęło mi tłumaczenie, że to, że mój mąż spędza wakacje beze mnie, nie oznacza kompletnego rozkładu naszego małżeństwa :-) – byłam zdziwiona, że dla tak wielu osób to, że dajemy sobie prawo do spędzania czasu osobno, było trudne do pojęcia).
Jak się nad tym dłużej zastanawiam, to myślę, że im bliższa osoba tym łatwiej uznać bezpodstawnie, że mamy do niej szczególne prawa.
pozdrawiam,
Elżbieta
„im bliższa osoba tym łatwiej uznać bezpodstawnie, że mamy do niej szczególne prawa”
wyjmując to „bezpodstawnie” jako pułapkę
może jest na odwrót:
im mniej mamy (rościmy sobie) praw do danej osoby tym ona może być nam bliższa?
jako warunek konieczny :)
pozdrawiam
Witek
Ewa W.
Przede wszystkim dziękuję za taki bogaty w przykłady komentarz. Zazdroszczę Ci umiejętności prostego opisywania takich zawiłych tematów :)
Pytając w komentarzu miałem jednak co innego na myśli. Sądziłem, że mój pierwszy komentarz dotyczył tematyki, którą Alex uważał za nietkniętą. Teraz jednak przyznaję, że Alex miał od początku rację.
Elżbieta,
dziękuję Ci za Twoją odpowiedź na mój komentarz. Wiesz, teraz zwróciłam uwagę w cytowanym przez Ciebie fragmencie postu na „w ramach jednoznacznej umowy”. I pomyślałam, ze „umowa małżeńska” (ślub)zdecydowanie nie należy do tych jednoznacznych :-), „jesteśmy razem” tym bardziej. Więc lepiej, zdrowiej zachować ostrożność w uzurpowaniu sobie praw. A przy tej okazji – w kwestii zawierania nawet tych jednoznacznych umów – Alex wielokrotnie pisze o niepodejmowaniu długoterminowych zobowiązań (a tym jest umowa, ze np. będziemy do kina chodzić zawsze tylko razem i nigdy osobno, bo one bardzo ograniczają, a bywa, że z czasem nie są mozliwe do wywiązania się z niej.
Dziękuję Ci za Twoje spostrzeżenia.
Ewa
Ewa W.
Miło mi :-)
Zgadzam się z Tobą, że umowa małżeńska jest zdecydowanie niejednoznaczna :-) i lepiej zachować ostrożność w uzurpowaniu sobie praw do drugiej osoby na takiej podstawie. Jeśli chodzi o długoterminowe zobowiązania – uważam, że jeśli chce się je podjąć należy sprawę dobrze przemyśleć :-) Jak większość ważnych spraw w życiu :-)
Witek
Powiedziałabym: Im mniej mamy praw do drugiej osoby tym bardziej musimy być uważni w kontaktach z nią (w sensie: musimy brać pod uwagę pragnienia, cele, ograniczenia drugiej osoby, starać się :-) skoro nic nie jest nam dane na zawsze). Wygląda na solidną podstawę dobrego związku, prawda?
pozdrawiam serdecznie :-)
Elżbieta
Pamiętam, że pod jakimś postem wywiązała się podobna dyskusja. Od tamtego czasu przebudowałam nieco swoje myślenie nt. oczekiwań w stosunku do moich dzieci („powinny doceniać, że tyle dla nich robię, tak się poświęcam”).
Dziś szokuję znajomych, którym mówię, że wcale nie oczekuję, że one (tzn. dzieci) np. zajmą się mną na starość, „spłacą swój dług”. Nie mają żadnego długu.(Kilka razy usłyszałam w związku z tym pytanie: to po co masz dzieci?) Dlatego też uznałam, że nie chcę się dla nich, ale dla innych również, „poświęcać”, jeśli nie jest to sprawa życia lub śmierci. Ku mojemu zaskoczeniu – tym bardziej moje dzieci „planują” bycie ze mną :) Z drugiej strony z takim podejściem („mam prawo oczekiwać od ciebie…”)wciąż zmagam się z oczekiwaniami mojej mamy. Jednak moja konsekwencja w podejściu: „chętnie zrobię coś dla ciebie; ale jak będziesz mną manipulować/naciskać – nie zrobię tego, co chcesz” powoli przynosi rezultaty i w efekcie mamy coraz lepszą relację.
W kontekście tego postu przypomniała mi się biblijna przypowieść o tym, jak pewien gospodarz zorganizował przyjęcie i zaprosił gości, ale nikt nie przyszedł. Zaprosił wobec tego innych: przechodniów, służbę, którzy nie zawiedli .:)
Elżbieta
Napisałaś: „Powiedziałabym: Im mniej mamy praw do drugiej osoby tym bardziej musimy być uważni w kontaktach z nią (w sensie: musimy brać pod uwagę pragnienia, cele, ograniczenia drugiej osoby, starać się ”
Ja dokładnie tak robię za wyjątkiem starania się :-) http://alexba.eu/2011-03-12/szacunek-i-zaufanie-u-innych/nie-staraj-sie-za-bardzo/
Anet.
Piszesz: „Dziś szokuję znajomych, którym mówię, że wcale nie oczekuję, że one (tzn. dzieci) np. zajmą się mną na starość, “spłacą swój dług”. Nie mają żadnego długu.(Kilka razy usłyszałam w związku z tym pytanie: to po co masz dzieci?)”
Dlatego bawi mnie, jak wiele osób mówi o dzieciach jako najlepszej inwestycji :-) To jest z jednej strony głupie, a z drugiej nieetyczne.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Ja zazwyczaj staram się być dla ludzi (zwłaszcza tych najbliższych) atrakcyjnym towarzystwem :-) – ale masz rację, że nie należy z tym przesadzać…
Dziękuję Wam za ciekawe wypowiedzi.
Zastanawiam się czy postawę o jakiej tu dyskutujemy można też przenieść na grunt zawodowy i czy to się sprawdzi na dłuższą metę. Wydaje mi się że od miejsca pracy każdy czegoś oczekuje np. Dalszego rozwoju zawodowgo i finansowgo i w tym wypadku przyjęcie postawy, żeby za wszystko tylko dziękować i nic więcej nie chcieć może być niedobre. I tylko dodam, że moje oczekiwania wynikają z jedynie ustnego zobowiązania drugiej strony, które teraz już traktuje jako niezłą bajkę i nie zamierzam w to wierzyć.
A co do inwestycji w dzieci – kiedy ja używam tego zwrotu to myślę to samo, kiedy mówię że inwestuję w człowieka, w ludzi , że to daje mi siłę i dużo radosci i mase doznań lepszych niż rzeczy materialne. Choć dziecka nie mam i nie wiem czy takie traktowanie jest uprawnione.
Pozdrawiam
W kolejnej myśli zaczynam odbiegać nieco w stronę tematu pochodnego, który ma źródło w oczekiwaniach.
Alex, piszesz:
„Wczoraj, zmęczony i zniecierpliwiony byłem jedynym pasażerem autobusu z lotniska, który po odebraniu biletu i reszty powiedział kierowcy “gracias””
Na logikę można powiedzieć, że kierowca nie miał innego wyjścia niż obsłużyć Ciebie, bo jest w pracy i jest to jego obowiązek. Niemniej jednak, przy życzliwym podejściu obu stronom robi się „lepiej”. Robimy to też dla siebie.
Nieuprawnione oczekiwania mogą dużo popsuć w relacjach z innymi ludźmi. Skrupulatne wyłapywanie wszystkiego tego co nam się przydaża i co inni dla nas robią, bez rozróżniania czy nam to się należy czy nie, daje nam coś więcej. Dostrzegając wszystko to co dostajemy od świata mamy poczucie lepszej jakości życia. Warto więc nie wpadać w tryb sztywnego konsumenta/odbiorcy i pomóc samemu sobie dostrzegać całe dobro jakie pojawia się w naszym życiu oraz docenić je. Podziękować w myśli lub bezpośrednio – gdy mamy do czynienia z drugim człowiekiem.
Alex, dziękuję za ten wpis. Pomógł mi uświadomić sobie coś więcej w swoim życiu.
Pozdrawiam Cię z najbardziej deszczowego miejsca podczas zimy. Pracuję nad możliwością dłuższego zimowania w lepszych okolicznościach przyrody :)
Tomek
Hej Tomek,
Piszesz: „Na logikę można powiedzieć, że kierowca nie miał innego wyjścia niż obsłużyć Ciebie, bo jest w pracy i jest to jego obowiązek. Niemniej jednak, przy życzliwym podejściu obu stronom robi się “lepiej”. Robimy to też dla siebie.”
Fakt, robimy to też dla siebie, ale nie może to być pozbawione odrobiny myślenia i koncentracji na innych. Ludzie, którzy myślą o innych, to ludzie szczęśliwi, pełni nadmiaru, bez tego nie ma miejsca na życzliwość w stosunku do innych, bo w całości koncentrujemy się na sobie.
Piszesz: „Warto więc nie wpadać w tryb sztywnego konsumenta/odbiorcy i pomóc samemu sobie dostrzegać całe dobro jakie pojawia się w naszym życiu oraz docenić je. Podziękować w myśli lub bezpośrednio – gdy mamy do czynienia z drugim człowiekiem.”
Fajne, ja na przykład jak jem kolację w domu, to myślę z wdzięcznością o tych wszystkich osobach, dzięki którym jest to możliwe. Myślę z uznaniem o wysiłkach piekarza, który upiekła chleb, o kierowcy, który go rozwiózł i pani z kasy, która mi go wymieniła za papierki z logo Narodowego Banku Polskiego.
Dzięki temu moja życzliwość wzrasta, jej przeciwieństwem jest napięcie. Im więcej życzliwości tym mniej miejsca dla napięcia.
Piszesz też: „Pozdrawiam Cię z najbardziej deszczowego miejsca podczas zimy. Pracuję nad możliwością dłuższego zimowania w lepszych okolicznościach przyrody”
Dla mnie pogoda jest zawsze wspaniała, tylko czasem po prostu trudniej to zauważyć.
Pozdrawiam, Artur
Cześć Artur
Piszesz: „Dla mnie pogoda jest zawsze wspaniała, tylko czasem po prostu trudniej to zauważyć.”
Są też granice wykraczające poza nasze postrzeganie, tu biologiczne – pewna dawka światła słonecznego jest niezgędna do dobrego funkcjonowania, a jeszcze więcej bardzo wskazane :)
Pozdrawiam serdecznie, Tomek
Wchodzimy w relacje z rożnymi osobami, czasem nie mając za bardzo wyjścia, np. z członkami rodziny swojego partnera życiowego.
Jeśli chodzi o zakres „zobowiązań” w takich relacjach, to różnie tu bywa. Nie zawsze da się go ustalić.
Pół biedy, gdy trafimy na osoby wrażliwe i po prostu bystre, rozwijające się, gorzej jak na kogoś, kto wie swoje i nie dopuszcza do siebie innego punktu widzenia, tkwiąc w zabetonowaniu hierarchii rodzinnych, lub próbując sobie innych podporządkować/kontrolować (nie uświadamiając sobie tego).