Jedną ze specjalności naszych Rodaków jest używanie wielu słów w egzaltowany i niezgodny z ich pierwotnym znaczeniem sposób. To ma, w zamyśle mówiącego, szczególnie silnie wpłynąć na słuchaczy i w tym naszym kraju często niestety odnosi zamierzony (i manipulacyjny) skutek. Dziś jednak nie będziemy pastwić się nad nadużywaniem takich słów jak „bohater”, „polegli”, „zbrodnia” i tym podobnych, czy też nazywaniem „stekiem” kotleta mielonego z wieprzowiny, lub „szynką” produktów, które możemy nabyć w większości hipermarketów :-)
Przyjrzyjmy się za to czemuś pozornie o wiele bardziej banalnemu, a jednak w rezultacie prowadzącemu nas do nie zawsze najlepszych decyzji, a mianowicie użyciu słowa „bliscy” i jego najwyższej gradacji „najbliżsi”.
Często słyszę lub czytam zdania podobne do następujących:
„Swoją drogą ciekawe, że często to osoby bliskie (np. rodzice) podcinają nam skrzydła. „
„Moi bliscy nie akceptują moich wyborów życiowych”
„Ludzie mi bliscy aktywnie przeszkadzają mi z drodze do celu”
„Moi najbliżsi demotywują mnie swoimi komentarzami”
Wiecie co wtedy myślę?
Że ktoś tutaj potężnie pomylił pojęcia, przy czym ten błąd, nawet jeśli jest bardzo powszechnie popełniany ciągle jednak pozostaje błędem.
Wystarczy zastanowić się nad rozróżnieniem następujących określeń:
- osoba z nami blisko spokrewniona lub spowinowacona
- osoba rzeczywiście nam bliska
W tym pierwszym przypadku kryterium są więzy krwi (rodzice, brat, siostra), lub więzy prawne (mąż, żona, teść, teściowa). To jest dość proste w definicji i interpretacji
Ten drugi przypadek, osoby nam bliskiej jest źródłem wielu problemów, bo mnóstwo ludzi zakłada, że to jest to samo co osoby z tej pierwszej grupy, a to jest moim zdaniem spora pomyłka.
Zacznijmy więc od tego, kogo nazywam osobą mi bliską.
Abym ja kogoś określił w ten sposób potrzebne jest jednoczesne spełnienie następujących warunków:
- ta osoba musi mnie dość dobrze znać i to w różnych aspektach życia
- ta osoba musi autentycznie akceptować moje podejście do życia, wartości, które wyznaję i moje prawo do ich wyboru. Nawet jeśli sama wyznaje całkiem inne!!
- ta osoba musi szczerze i otwarcie ze mną komunikować
- ta osoba musi mi naprawdę życzyć osiągnięcia szczęścia i sukcesu w życiu według moich kryteriów
I dokładnie takie same warunki muszą być spełnione z mojej strony.
Dopiero wtedy określam kogoś „osobą mi bliską”.
Jakie z tego co napisałem powyżej wynikają praktyczne wnioski:
- nikt nie staje się taką osobą automatycznie z powodów genetycznych, prawnych lub geograficznych!
- „bliskość” jest czymś dynamicznym, zmieniającym się i ewoluującym. Może się zdarzyć, że ktoś mi bliski po pewnym czasie takim być przestaje i jest to naturalna kolej rzeczy, wynikająca między innymi z różnych kierunków rozwoju, zmian w potrzebach którejś ze stron itp.
- z poprzedniego punktu wynika też, że brak bliskości nie jest „wyrokiem” na zawsze. Może sie zdarzyć, że w relacji z kimś brakuje jednego albo nawet kilku elementów aby uznać ją za bliską. Z czasem te elementy sie pojawiają in nagle „BUM!!” mamy osobę, która jest nam bliska.
Do tego co napisałem powyżej koniecznie trzeba dodać dwa punkty komentarza:
- to jest moja osobista definicja bliskości, oczywiście możecie mieć dowolną inna :-) Trzeba jednak przyznać, że oferuje ona ciekawe spojrzenie na tę kwestię, nieprawdaż?
- w oczywisty sposób bliskość nie jest czymś zero-jedynkowym lecz posiada bardzo szeroką gradację
- pisząc o tych 4 czynnikach mam na myśli to co istnieje i jest obserwowalne w rzeczywistości a nie jakiekolwiek ustne deklaracje danej osoby!!
Dla zainteresowanych mam jeszcze małe ćwiczenie:
Weźmy kilka osób z naszego otoczenia, o których zwykliśmy mówić „moi bliscy” i oceńmy jak wygląda każdy z wymienionych przeze mnie „czynników bliskości”:
- A – znajomość Twojego prawdziwego „ja” w skali od 0-5
- B – akceptacja Twojego podejścia do życia i prawa wyboru w skali 0-5
- C – otwartość i szczerość w komunikacji z Tobą w skali 0-5
- D – życzliwość Twoim zamierzeniom i planom w skali 0-5
Potem wyliczmy „współczynnik bliskości” wg. Alexa:
B_alx=A*B*C*D
Zróbmy to dla naszych rodziców, dzieci, partnerów życiowych i zobaczmy jaki wynik w skali od 0 (kompletny brak bliskości) do 625 (maksymalna możliwa bliskość) otrzymamy.
Powtórzmy dla bliskich znajomych, przyjaciół, klientów, kochanków i kochanek :-)
W prywatności własnego umysłu zastanówmy się nad rezultatami. Reszta to już Wasza prywatna sprawa.
Ja jestem bardzo zainteresowany co o tym wszystkim myślicie i jakie jest wasze zdanie na ten temat. Dlatego zapraszam do dyskusji w komentarzach, myślę że będzie bardzo ciekawa, bo i temat jest niezwykle istotny.
______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Dzięki za uzmysłowienie mi tej różnicy, na dobrą sprawę nie miałem o tym pojęcia.
Mam nadzieję że niska wartość współczynnika bliskości wg. Alexa może świadczyć o bardzo ostrych wymaganiach, a nie tylko o braku bliskich osób. Szczerze mówiąc nawet sam względem siebie nie uzyskałem maxa.
Patrząc bardzo uczciwie na ludzi wokół mnie i na Twoje „czynniki bliskości” uświadamiam sobie, że nie mam ludzi bliskich wokół siebie. Sam wobec mojej 10 lat młodszej siostry staram się być bliski (spełniając wysoko punktowo ABCD). Poza tym, tak samo staram się podchodzić wobec innych ludzi. Co nie zmienia faktu, że sam bliskich osób wobec mnie nie mam koło siebie. Co z tego, że ktoś dostanie 4 v 5 przy 1 z czynników, jak przy pozostałych ma zero?! Mam 25 lat i jestem w takim zakręconym czasie, liczę że w swoim życiu trafię na ludzi mi bliskich :] ps dzięki Alex za kolejny fajny tekst. Tymczasem wracam do czytania dużo starszych postów :)) pps tradycyjnie 1 btw – Alex nie myślałem o tym żeby jakiś tygodnik robił przedruk Twoich postów? Pewnie Angora by się zgodziła (najlepiej sprzedający się tygodnik w Polsce).
o jest moja osobista definicja bliskości, oczywiście możecie mieć dowolną inna Trzeba jednak przyznać, że oferuje ona ciekawe spojrzenie na tę kwestię, nieprawdaż?
Niesamowicie ciekawe rozważania, podobnie zresztą, jak we wszystkich postach. Nigdy prędzej nie próbowałem nawet dokonać podziału między osobami 'bliskimi’ i 'blisko spokrewnionymi’. U mnie to do tej pory funkcjonowało 'to’ dość podobnie, z tym że faktyczną bliskość oceniałem wyłącznie dla osób nie spokrewnionych ze mną (blisko spokrewnione osoby miały gwarantowany 'pewnik’). Tylko czy faktycznie należy się nad brakiem w ten sposób określanej bliskości wśród spokrewnionych osób przejmować? Czy warto dokonywać takich podziałów? W czym one pomogą?
Bardzo możliwe, że ciężko mi odpowiedzieć sobie na te pytania ze względu na względną młodość, pewnie za kilkadziesiąt lat każdemu z czytelników łatwiej będzie ocenić czy takie podziały mają sens. Wydaje mi się, że osoby bliskie głównie więzami krwi (np rodzeństwo, które ma zupełnie inne spojrzenie na świat i priorytety) nadal są bardzo ważne w życiu… pytanie tylko, czy czasem nie działa na nas toksycznie.
Witam
Alex, to bardzo ciekawe o czym piszesz.Nawet nie będę tego obliczać,bo wiem jaki będzie wynik.Nie wiem czy kiedykolwiek użyłam słowa bliski.Chyba tylko- bliski ciału.Ja nawet nie używam słowa przyjaciel,wolę dobry znajmy/a.
Arek ma tak jak ja ,nawet sama względem siebie nie mam maxa.
Pozdrawiam, Joanna.
Wyobrażasz sobie Macieju jakie emocje w społeczeństwie wywołałyby psoty Alexa rozpropagowane na dużą skalę ;] Ja sam jestem ciekaw i przyłączam się do Twojej sugestii…
Po przeczytaniu postu wysłałem go swoim bliskim i „bliskim” i jestem sam ciekaw ich reakcji… czy będzie lincz czy refleksja :D Obawiam się, że nawet się nie pofatygują i nie przeczytają.
PS. Alexie czy możesz zdradzić jakąś informację o Twojej książce, a dokładnie o stanie jej realizacji? ;]
Dziękuję za ten post. Zrobiłem sobie ćwiczenie i jeśli chodzi o moją rodzinę, to faktycznie wygląda to bardzo, bardzo słabo :-)
Z drugiej strony mam w swoim otoczeniu osoby, które na skali wypadają dość wysoko. Dobrze jest mieć takie narzędzie do ewaluacji znajomości, to wartościowe. Dzięki niemu mogę dodatkowo jeszcze precyzyjniej oszacować w których miejscach mogę moje relacje poprawić. Roześle je swoim znajomym!
Zaraz będę ewaluować pozostałe relacje.
Swoją drogą Alex wiesz co mnie fascynuje? Twoje zasady, jakimi kierujesz się w życiu, różnego rodzaju współczynniki i wzory! Na blogu jak dotychczas ujawniłeś kilka współczynników/wzorów/zasad Alexa, ciekawi mnie bardzo ile ich jest, czego jeszcze dotyczą i w jaki sposób do nich doszedłeś. Jeśli faktycznie jest ich więcej, to na ile planujesz podzielić się nimi z nami, Czytelnikami? :-)
Pozdrawiam!
Aleksie,
tak na początek chciałabym pogratulować świetnego bloga :) To naprawdę miło, że masz taki życzliwy stosunek do ludzi :) Wczoraj zajrzałam tu pierwszy razi i wygląda na to, że znalazłam miejsce w Sieci, w którym zatrzymam się na dłużej :) Ciekawych postów i komentarzy jest tu całe zatrzęsienie.
Co do bliskości, to Twoje spostrzeżenia są bliskie :) mojemu oglądowi rzeczy. W sensie, że rodzina na skali bliskości nie musi być umiejscowiona tuż obok mnie. W moim przypadku np. przez długi czas bliższa mi (bardziej rozumiejąca i życzliwa) była moja niedoszła teściowa niż mama, nie mówiąc o ojcu. Zapamiętałam zdanie, które gdzieś przeczytałam, że wybieramy sobie takich przyjaciół, jaką chcielibyśmy mieć rodzinę – bliskie nam osoby możemy wybrać, rodziny nie. Takie podejście może pomóc w wyzbyciu się/zmniejszeniu poczucia żalu, które nieraz się odczuwa w stosunku do np. rodziców.
Zrobiłam sobie ćwiczenie z obliczeniem stopnia bliskości kilku ważnych dla mnie ludzi. Okazuje się, że mam kilka osób, którym pozwoliłam się do siebie zbliżyć. I bardzo się z tego cieszę, bo pracuję od jakiegoś czasu nad otwieraniem się na ludzi. Dla mnie ta chęć otwarcia jest kluczowa, bo inaczej nie dostrzeżemy i nie docenimy możliwości bycia blisko z innymi.
I jeszcze sobie myślę, że bliscy nam ludzie nie muszą być stale i intensywnie fizycznie obecni w naszym życiu. Mam przyjaciółkę z innego kraju, którą widuję raz na rok, dwa lata, mailujemy do siebie dość nieregularnie, a jednak to jest jedna z najbliższych mi osób, ciągle obecna w moich myślach. Na mojej skali bliskości plasuje się podobnie jak inna przyjaciółka, z którą rozmawiam prawie codziennie i widuję się bardzo często. Mocno bliski jest mi też człowiek, który był moim nauczycielem (w pewnym sensie przewodnikiem, bo na taką osobę go sobie wybrałam). W sferze komunikacji werbalnej powiedzieliśmy sobie nie tak dużo, w sferze emocjonalnej nasze drogi gdzieś się krzyżują i nie zmieni tego fakt, że ktoś obiektywnie mógłby powiedzieć, że mało się znamy, bo nie rozmawiamy ze sobą dużo, nie wiemy wszystkiego, ale to nie musi oznaczać, że nie odczuwamy podobnie i jakoś to między sobą rozeznajemy, nie zgłębiając tego jakoś szczególnie, po prostu odczuwamy wielką radość gdy się widzimy raz na jakiś czas, zawsze w gronie innych i pisząc do siebie maile.
Dla mnie wyznacznikiem bliskości jest też poczucie wdzięczności, takiej prostej i głębokiej – dziękuję, że ta osoba jest i za każde z nią spotkanie. Nie zawsze tak jest, że o tym pamiętam i fajnie jest sobie to uzmysłowić, np. przy okazji czytania bloga :)
Bardzo dobry post! Alex, zgadzam się z tym co napisałeś w dużej mierze. Piszesz: „nikt nie staje się taką osobą automatycznie z powodów genetycznych, prawnych lub geograficznych!”. Mam podobne odczucia w tej kwestii. Z moich osobistych przemyśleń mogłabym dodać jeszcze, że czasami rodzina / krewni poprzez swoje nazbyt emocjonalne podejście w pewnych kwestiach mogą nieświadomie eliminować się z możliwości uzyskania statusu osoby bliskiej w tym znaczeniu które opisujesz. Często bywało tak, że w mojej hierarchii bliskości rodzina stała na drugim bądź trzecim planie podczas gdy na pierwsze miejsca w szeregu wysuwały się osoby, poznane przypadkiem na danym etapie mojego życia.
Przychylam się także do Twojej wypowiedzi na temat dynamiki całego procesu stawania się osobą bliską. Zdążyłam już poznać ten aspekt bliskiej relacji i moje doświadczenia potwierdzają, że relacja z bliską osobą może ulec tymczasowej bądź stałej degradacji (takie mocne poluzowanie więzi między ludźmi). Dziś nie uważam tego za nic złego bądź nadzwyczajnego, choć przyznam się, że musiało upłynąć sporo czasu zanim pojęłam i zaakceptowałam tę logikę. Mam też kilka doświadczeń w próbach podtrzymywania takich bliskich więzi w ich niezmienionej formie na siłę, podczas gdy one same w naturalny sposób ulegały osłabieniu. U mnie prowadziło to do sporej dozy frustracji, dlatego żyje mi się znacznie lepiej odkąd przyjęłam dynamikę w tym aspekcie za coś naturalnego.
Z punktów, które wymieniłeś jako cztery czynniki bliskości za najważniejsze dla mnie uważam pkt. A i C. Punkt D poddałabym drobnej modyfikacji tak, aby brzmiał on: „życzliwość dla Twojej osoby”. Dlaczego? Zdarzyło mi się kilkukrotnie, że bliska osoba potrafiła sprawniej dostrzec pewne słabe punkty w moich planach i dzięki dobrej argumentacji i wskazaniu na moje luki percepcyjne pierwotne zamierzenia ulegały przeobrażeniu na czym w efekcie skorzystałam. Ta właśnie życzliwość bliskiej osoby w stosunku do mnie powodowała, że jej wskazówki miały dobroczynny wpływ na efekty końcowe moich poczynań.
Pozdrawiam serdecznie
Dobrze Alex, że poruszyłeś pobocznie temat relacji z „najbliżej spokrewnionymi”, opierając się na Twojej definicji bliskości. Skoro brat/siostra nie muszą być osobami bliskimi, lecz jedynie blisko spokrewnionymi to czy uważacie, że pomimo to powinniśmy dokładać wszelkich starań by z bratem/siostrą mieć jak najlepszy kontakt i relacje (starań, których nie podjęlibyśmy z innymi osobami zakładając, że te dobre relacje możemy spokojnie znaleźć u innych)?
Paweł Kuriata,
według mnie wskazana symetria, a przynajmniej zbliżony poziom starań. W żadnej relacji, czy prywatnej, czy rodzinnej, czy zawodowej nie jest dobrze, jak jedna strona czyni wysiłki (zależy jej) a druga nie.
Trudno stworzyć dobrą relację, gdy ktoś tego nie chce lub jest mu to obojętne.
W relacjach więzów krwi, tych bliskich, jest jeszcze coś, co Alex nazwał „pomocą humanitarną” ale to już zupełnie inna kwestia.
Żeby też być tu w prawdzie, to dopowiem, że dla mnie nie jest to wcale łatwe w realizacji w odniesieniu do osób blisko spokrewnionych. Sama się tego uczę, by w tym zakresie działać zgodnie z tą symetrią. Mój wypracowany nawyk „starania się” mi przeszkadza :-) i zaprzestanie starań od czasu do czasu wywołuje poczucie winy. Wtedy zadaję sobie pytanie, czym się różnimy, że to właśnie ja mam się starać? Może to chęć bycia tą „dobrą” czyli moja pycha? A tak „na zdrowy rozum” – mamy taką samą wartość, telefony działają w obie strony, droga do siebie jest taka sama, więc i relacja powinna być symetryczna. Warto dać na wstrzymanie. I ku zdziwieniu moze się okazać, ze druga strona tego nawet… nie zauważy…
Mozna pokazywać (przez bardzo określony czas) pokazywać: chcę, popatrz jak to się robi, próbować „wychować”, można porozmawiać.
Potem warto odpuścić i dawać dokładnie tyle, ile się dostaje.
U mnie bywa tak, że czasem im ja staram się bardziej, to druga strona stara się mniej – jakby cała odpowiedzialność za relację leżała tylko po mojej stronie.
To złe według mnie, więc wciąż się uczę. I nawet mam osiągnięcia, choć postępy nie idą w takim tempie, jak bym tego chciała (nie we wszystkich relacjach) :-) I nie jest to łatwa lekcja do odrabiania (dla mnie).
Kiedyś Alex napisał post (nie znajdę go teraz) o tym, czy dzwonimy do ludzi czasem tylko po to,żeby zapytać, co u nich, czy dzwonimy dla nich, czy też tylko dla siebie (gdy mamy interes). To taki dobry sprawdzian symetrii relacji.:-)
Ewa
Zgadzam się z tym w 100%. Osoba, która wydaje nam się bliska wcale nią nie jest. Trzeba to potrafić odróżnić. Ale zastanawia mnie dlaczego w Twojej skali bliskości jest zakres 0-5, a nie 1-5. Może się przecież zdarzyć, że któryś z Twoich 4 punktów dostanie notę = 0 (choć tak naprawdę to też jest kuriozalne, jeśli chodzi o osobę bliską) więc wynik współczynnika bliskości Alexa będzie równy 0 co przekreśla wszystkie inne wyniki pozostałych 3 punktów. Jeżeli się mylę proszę o wyjaśnienie.
Po raz kolejny widzę coś, co mogę natychmiast zastosować do oceny moich relacji z innymi i odwrotnie.
Wprawdzie strasznie nie lubię sprowadzania takich rzeczy jak ludzkie relacje do obliczeń matematycznych, ale z czystej ciekawości zrobiłem sobie taką tabelkę i zaraz policzę jak wyszło.
Same jednak czynniki, które trzeba w zasadzie ocenić uważam za niezwykle ważne aspekty wszelakich relacji. Mam osobę, z którą staję się coraz bliższy (od innych się oddalam) i jak napisała wyżej Joanna eR – staram się otwierać do ludzi – niech poznają mnie jakim jestem i albo zaakceptują albo się odsuną.
W ten sposób w miarę łatwo będę mógł wyselekcjonować grono osób, z którymi wolę przebywać i takie, które traktuję nieco bardziej oficjalnie i utrzymuję głównie formalne kontakty.
Na razie jednak muszę popracować jeszcze nad kompletnie otwartym mówieniu innym o uczuciach, bo często mam z tym problem – żyję mało-miejsko-wiejskim środowiski i wszelakie wzmianki na temat uczuć wywołują reakcje raczej negatywne lub podejżliwość.
Co do samej definicji bliskości to faktycznie również używam tego słowa zamiennie z „blisko spokrewniony” lub „rodzina”, od dziś jednak zacznę się nad tym zastanawiać. Lubię po prostu używać języka precyzyjnie (często mi się obrywa jak kogoś pytam o to co miał na myśli lub, żeby sprecyzował).
Paweł Kuriata,
Zadałeś ciężkie pytanie – czy trzeba dokonywać wszelkich starań by z bratem/siostrą mieć jak najlepszy kontakt? Znajomi/przyjaciele niejednokrotnie będą pojawiać się i znikać w życiu – z rodzeństwem idzie się przez życie, może czasem ścieżki są równoległe, a kierunki przeciwstawne – jednak gdy życie znokautuje, to chyba właśnie na nich będzie można najbardziej liczyć. Może to kwestia rodziny w jakiej się człowiek wychowuje, może mój pogląd na tą kwestię wygląda tak a nie inaczej, gdyż z rodzeństwem mam w miarę przyjazne układy. Czasem pojawiają się zwarcia, jednak nie wyobrażam sobie odmówienia pomocy czy odmówienia zostania podporą dla najbliższych w sytuacjach kryzysowych – bez względu na to czy wkładali dużo starań aby utrzymać kontakt i nasze relacje. Czy powinienem wymagać tego od nich? Jeśli te więzi dobrze funkcjonują, to myślę, że warto je pielęgnować. Byłbym ostrożny z nachalnym narzucaniem się na siłę – nie wszyscy muszą mieć takie priorytety i odczuwać dokładnie takie same potrzeby jak my…
Arek
Proszę bardzo, wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tej różnicy, dlatego napisałem ten post.
Wartość jest wartością, to od Ciebie zależy jakie poprzeczki potem postawisz ludziom, z którymi chcesz mieć bliżej do czynienia.
Maciej
Piszesz: „Patrząc bardzo uczciwie na ludzi wokół mnie i na Twoje “czynniki bliskości” uświadamiam sobie, że nie mam ludzi bliskich wokół siebie. „
To się zdarza, szczególnie w młodym wieku i dopóki nie stanie się to stanem permanentnym to nie jest takie krytyczne. Ważne, aby z braku bliskości nie wmawiąc sobie, że pewne osoby posiadają cechy, które sa tak naprawdę naszym życzeniem. W ten sposób unikamy wielu nieprzyjemnych rozczarowań.
A propos Twojego btw :-) Nie starałem się nigdy o tu. Kiedyś Dziennik pisał parę rzeczy w oparciu o moje posty, to wszystko.
Osobiście wolę rozpowszechnianie tego wśród Koleżanek i Kolegów internautów. Jak możesz tu coś zrobić, to proszę bardzo :-)
Robert Grubba
Zadałeś kilka istotnych pytań:
„czy faktycznie należy się nad brakiem w ten sposób określanej bliskości wśród spokrewnionych osób przejmować? „
Oczywiście że nie, tak samo jak bezcelowym jest przejmowanie się, że akurat pada deszcz. Z drugiej strony warto mieć wiedzę, aby do kategorii „osoby bliskie” nie wrzucać ludzi, którzy tacy wcale w stosunku do nas nie są. To oszczędza nam wielu rozczarowań i kłopotów
„Czy warto dokonywać takich podziałów? „
Musisz na to sobie sam odpowiedzieć. Ja wolę widzieć rzeczywistość ostrzej i klarowniej.
„W czym one pomogą? „
Patrz odpowiedź na Twoje pierwsze pytanie.
Joanna
Piszesz: „nawet sama względem siebie nie mam maxa. „
Może warto by było kiedyś dojść do takiego stanu (maxa) :-)
Grzegorz Bednarczyk
Piszesz: „Wyobrażasz sobie Macieju jakie emocje w społeczeństwie wywołałyby psoty Alexa rozpropagowane na dużą skalę ;] „
Wystarczy zobaczyć reakcję na niektóre moje wypowiedzi wśród Czytelników
Masowe potępienie byłoby pewne, choć….. w gruncie rzeczy prowadzę od lat bardzo dobre życie będąc przyzwoitym człowiekiem, nie przepracowując się, płacąc normalne podatki itp. Rozsądny człowiek musiałby właściwie zadać sobie pytanie „do cholery, jak ten Alex to robi???”
A ja o tym otwarcie piszę na tym blogu :-)
Do PS: Książka co chwilę przegrywa zżyciem lub aktualnymi postami na blogu :-) Ale proces powoli toczy się dalej, w sumie mam tutaj materiału na parę pozycji :-)
Alek
Piszesz: „Twoje zasady, jakimi kierujesz się w życiu, różnego rodzaju współczynniki i wzory! „
To niezupełnie jest tak :-)
W życiu kieruję się przeważnie kombinacją intuicji i logicznego myślenia nie zapominając też całkiem o uczuciach :-)
Czyli nie chodzę z listą zasad, lub tabelą współczynników w głowie. Do tego mam o wiele za słaba pamięć :-) Te tworzę, aby innej osobie w miarę łatwo i przystępnie przekazać pewien obraz sytuacji, albo jak ja w danej sytuacji myślę i działam. Podobnie było z tym wzorem na B_alx
Podczas długiego i bardzo urozmaiconego życia nazbierało mi się tego trochę, ale nie wszystkie nadają się do publikacji, zwłaszcza jak nie można wykluczyć, że będą to czytać ludzie idący przez życie ze ściśniętymi pośladkami :-) Byłaby straszna awantura!! :-) Zobacz jakią dyskusję wywołało moje niewinne 5 Postulatów Alexa w poście o pocałunku księżniczki :-)
Joanna eR
Witaj na naszym blogu :-)
Dziekuję za miłe słowa!
Ciekawe jest to spostrzeżenie „wybieramy sobie takich przyjaciół, jaką chcielibyśmy mieć rodzinę – bliskie nam osoby możemy wybrać, rodziny nie. „
Słyszałem to w Austrii w ostrzejszej formie: „przyjaciół możesz sobie wybrać, a jak masz członka rodziny, który jest sk…ynem. to nie masz na to wpływu”
Zgadzam się z Tobą, kiedy piszesz: „bliscy nam ludzie nie muszą być stale i intensywnie fizycznie obecni w naszym życiu. „ choć w przypadku bliskiej mi kobiety wolę też bliską fizyczną obecność nie tylko w życiu ale i w nas :-)
Bardzo ciekawym jest stwierdzenie: „Dla mnie wyznacznikiem bliskości jest też poczucie wdzięczności, takiej prostej i głębokiej – dziękuję, że ta osoba jest i za każde z nią spotkanie. „ musze przemyśleć, czy tak jest bezwarunkowo zawsze.
Pozwólcie, że do pozostałych komentarzy odniosę się później
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Pozwolę sobie na małą dygresję odbiegającą całkowicie od głównego tematu postu – chciałam już o tym wcześniej wspomnieć przy okazji i tu ona mi się nadarza :-)
Alex, piszesz: Rozsądny człowiek musiałby właściwie zadać sobie pytanie „do cholery, jak ten Alex to robi???”
A ja o tym otwarcie piszę na tym blogu :-)”
To że opisujesz własne postawy i pewne schematy postępowania na blogu wcale nie gwarantuje, że takiego czytelnika jak np. ja nagle olśni w cudowny sposób i dzięki temu zdobędę pełny know how niezbędny do zrozumienia i odkrycia tego jak Ty rzeczywiście 'to’ robisz :-). Skąd takie przemyślenie? Dopiero po niedawnym spotkaniu czytelników przekonałam się jak niewielkim odzwierciedleniem osobowości i Alexa są treści publikowane na blogu. Dopiero spotkanie Cię w rzeczywistości uzupełniło i skorygowało wcześniejszą projekcję mojego umysłu na ten temat i sądzę że żaden pisemny, nawet opasły manual nie byłby w stanie tak wiernie oddać esencji rzeczywistości. Cała pułapka z tekstem pisanym polega na tym, że czasem może być on niezależnie od treści sprytnie przetłumaczony przez nasz umysł i zaadaptowany do naszej wizji rzeczywistości utrzymując nasz odbiór nadal na błędnym poziomie. Może aby lepiej to zobrazować porównam działanie naszego umysłu do czegoś w rodzaju osobistego kompilatora. Dane wejściowe (treści pisane) są dla każdego takie same a jednak każdy rzutuje je sobie na swój obraz rzeczywistości tak, żeby informacja która do niego dotarła jakoś funkcjonowała :-) (to bardzo amatorski przykład biorąc pod uwagę że branża IT jest mi praktycznie nieznana). Stąd wniosek, że nawet jeśli otwarcie piszesz o niektórych sprawach na blogu to wcale nie jest to warunkiem wystarczającym do tego aby inni potrafili to zaimplementować w swoim własnym życiu. Dlatego nadal pytają: „Alex, jak ty to robisz?” :-)
Przy okazji, jeszcze dodam, że wersja audio postów robi w tej kwestii dużo dobrego i uzupełnia mi niedobory wywołane 'suchym’ tekstem
Pozdrawiam
Alex
Dziękuję za wyjaśnienie. Natchnęło mnie żeby zapytać o to kiedy jakiś czas temu czytałem komentarze i natknąłem się między innymi na „współczynnik Alexa nr 8b” (ALX8b=przyrost przyjemności wynikający z wejścia w relacje z daną osobą / maksymalny spodziewany przyrost kłopotów z tym związanych) w komentarzach pod postem „Nie sądź, abyś nie był osądzonym” :-)
Moim zdaniem oryginalnym pomysłem na książkę (książeczkę?), zapewne dość mocno kontrowersyjną, byłby taki zbiór wzorów, współczynników i twierdzeń Alexa dotyczących różnych sfer życia :-)
Dyskusję pod ostatnim postem o bajkach czytałem :-)
Co dokładnie masz na myśli gdy piszesz „ludzie idący przez życie ze ściśniętymi pośladkami”? :-)
Wracając do posta – myślałem jeszcze o tym, aby na własny użytek do wzoru na bliskość dodać punkt E – to, co druga osoba wnosi wartościowego (poza tym, co w pozostałych punktach) do naszej relacji. Z drugiej strony chyba nie jest to tak do końca wymierne. I w zależności od tego z kim mamy relację będzie się to różnić.
Marta
Piszesz: „że czasami rodzina / krewni poprzez swoje nazbyt emocjonalne podejście w pewnych kwestiach mogą nieświadomie eliminować się z możliwości uzyskania statusu osoby bliskiej”
Czasem jest to też uzurpowania sobie jakichkolwiek praw przez te osoby, nieprawdaż?
Piszesz o „życzliwości wobec danej osoby”
Dla mnie nie ma sprzeczności z tym co napisałem w punkcie „D”, bo nie wyklucza to udoskonalenia moich planów i zamierzeń, pod warunkiem że ja sam tego chcę.
Paweł Kuriata
Pytasz: „ czy uważacie, że pomimo to powinniśmy dokładać wszelkich starań by z bratem/siostrą mieć jak najlepszy kontakt i relacje? „
Moja odpowiedź brzmi „Nie”, wszelkich starań nie. Jeżeli powiesz o staraniach w rozsądnym zakresie to będzie ona brzmiała „tak”.
Ewa W
Poruszasz kwestię „symetrii starań”. To jest spory temat, który od dawna czeka u mnie na publikację, bo jak zwykle mam parę prowokacyjnych tez :-)
Marcin
Piszesz: „Ale zastanawia mnie dlaczego w Twojej skali bliskości jest zakres 0-5, a nie 1-5. „
odpowiedź jest bardzo prosta: jak pisałem w poście każdy z tych czterech czynników jest koniecznym, aby można było mówić o bliskości w moim zrozumieniu tego słowa.
Sam piszesz potem: „Może się przecież zdarzyć, że któryś z Twoich 4 punktów dostanie notę = 0 (choć tak naprawdę to też jest kuriozalne, jeśli chodzi o osobę bliską) więc wynik współczynnika bliskości Alexa będzie równy 0 co przekreśla wszystkie inne wyniki pozostałych 3 punktów. „
Dokładnie tak jest!!
Wojtek Bogacz
Piszesz: „strasznie nie lubię sprowadzania takich rzeczy jak ludzkie relacje do obliczeń matematycznych ..”
Ja tez nie :-) Jak napisałem powyżej jest to tylko pomocnicze narzędzie, aby przybliżyć Czytelnikowi którego nie znam osobiście i być może nigdy nie widziałem na oczy o co mi chodzi.
Piszesz dalej: „żyję mało-miejsko-wiejskim środowiski i wszelakie wzmianki na temat uczuć wywołują reakcje raczej negatywne lub podejżliwość. „
Rada Alexa: Zmień sobie środowisko na inne!! Nie od parady mamy polskie przysłowie „z kim poprzestajesz, takim się stajesz”
Robert Grubba
Piszesz: „z rodzeństwem idzie się przez życie, może czasem ścieżki są równoległe, a kierunki przeciwstawne – jednak gdy życie znokautuje, to chyba właśnie na nich będzie można najbardziej liczyć. „
Na podstawie jakich danych to piszesz?
W praktycznym życiu bywa bardzo różnie i to nawet bez złej woli którejkolwiek ze stron.
Marta
Piszesz: „To że opisujesz własne postawy i pewne schematy postępowania na blogu wcale nie gwarantuje, że takiego czytelnika jak np. ja nagle olśni w cudowny sposób i dzięki temu zdobędę pełny know how niezbędny do zrozumienia i odkrycia tego jak Ty rzeczywiście ‘to’ robisz ’
Masz rację, gwarancji nie ma!!! Z drugiej strony to jest według mnie najlepszy sposób aby znacząco zwiększyć prawdopodobieństwo, że przynajmniej część spośród tysięcy Czytelników tego blogu wykorzysta moje doświadczenia do zrealizowania swoich własnych marzeń. Dlatego to robię!!
Zgadzam się też z Toba, kiedy piszesz: „..nawet jeśli otwarcie piszesz o niektórych sprawach na blogu to wcale nie jest to warunkiem wystarczającym do tego aby inni potrafili to zaimplementować w swoim własnym życiu. „
Wystarczającym nie, ale koniecznym na pewno :-)
Do tego w komentarzach jestem przecież bardzo otwarty na pytania wszelkiego rodzaju.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Po odniesieniu postu do mojej rodziny, wyszedł osobisty jej podział na 4 grupy.
Jeśli chodzi o blisko spokrewnionych, tylko kilka osób z rodziny dostaje pełnie starań (3 osoby), potem według zasady pareto dla kilku następnych osób i na końcu dla reszty krewnych zdublowane pareto. To były trzy grupy pozytywne, czwarta jest negatywna, osoby z tej grupy mogą liczyć na mój wysiłek w kwesti unikania i nieutrzymywania kontaktu.
Staram się mieć pozytywne relacje z większością rodziny przy jak najmniejszym ZBĘDNYM zaangażowaniu, precyzyjnie mówię o tej części która nie jest mi bliska oprócz pokrewieństwa.
Nie ma neutralnych bo ci dostają z góry minimalny kredyt wysiłku. Rodzina to organizacja podobna do innych i psując kontakt z kimś można zmarnować wysiłek na kontakt z kimś innym.
Z bliskimi relacje są zdecydowanie bardziej dynamiczne bez kotwicy pokrewieństwa. Bycie w jednej rodzinie daje zawsze jakiś punkt zaczepienia, trochę jak w pracy spotykasz niektórych czy chcesz czy nie, ale to praca w dużej firmie i da się ich unikać albo przenieść do innego oddziału.
Przekładając to na twój wzór siedem lat temu zacząłem znajomość która powędrowała na poziom 500 i sukcesywnie rosła do dziś do około 580-600. W wieku 20 lat to jest długa znajomość. Tymczasem intensywność kontaktu raz była wyższa raz niższa.
Co prowadzi do wniosku, że wzór całkiem słusznie pomija ilość inwestowanego czasu, a ten jest jak słońce za oknem raz mamy w nadmiarze czasami w ogóle nie przebija przez chmarę(chmurę) obowiązków. Nawiązując do twojego wpływu na śnieg za oknem.
PS: W punkcie D chyba dobiłem 6-punktów.
Pozdrawiam Enitaplap
Alex pisze:
“ta osoba musi mi naprawdę życzyć osiągnięcia szczęścia i sukcesu w życiu według moich kryteriów”.
Bardzo trafnie, uważam.
Już kiedyś moja siostra, którą zaliczam w poczet moich serdecznych przyjaciół, zwróciła mi uwagę, że przysłowie: “prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie” jest fałszywe. Przemyślałam to sobie i rzeczywiście, sama często pomagam ludziom którzy są mi emocjonalnie obojętni lub nawet takim, za którymi nie przepadam. Zdarzyło się tak. Wierzę że istnieje równowaga w przyrodzie i że kiedyś ja będę w potrzebie to może ktoś obcy mi pomoże, więc to nie do końca tak bezinteresownie;)
Definicja przyjaźni powinna brzmieć: “Prawdziwych przyjaciół poznajemy w szczęściu”. To oni opijają wraz z nami nasze sukcesy. A po drodze trzymają kciuki i nie oceniają naszych wyborów. Tu nie chodzi wcale o fizyczną pomoc, ale właśnie o życzliwość która od nich płynie.
Pozdrawiam,
Dorota
Doroto,
Nie do końca zgadzam się z tym co napisałaś o “prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”, że bardziej prawdziwe jest “Prawdziwych przyjaciół poznajemy w szczęściu”.
Jak było dobrze i byłam szczęśliwa to było wielu bardziej i mniej 'bliskich’. Kiedy życie się trochę posypało ci 'bliscy’ zniknęli. Nie wszyscy oczywiście, ale część z nich. Na ich miejsce pojawiły się obce osoby, które miały dużo dobra dla mnie i stały się bliskie do dziś. Potrafimy razem się cieszyć, śmiać i płakać.
Często obca osoba ma więcej do zaoferowania nam niż ktoś kogo nazywamy 'bliskim’, nie znaczy to źle o tej obcej osobie tylko o tym, że tak zwany 'bliski’ nie zasługuje na naszą bliskość.
Teraz jest lepiej i 'bliscy’ próbują wkraść się ponownie do mojego życia aby jak to napisałaś opijać wraz z nami nasze sukcesy. Jakie sukcesy? Gdzie byli kiedy ich potrzebowałam? Obecne sukcesy opijam z bliskimi mi obcymi :).
Alex
Dziękuję za blog i za ten temat.
Czy wśród kryteriów bliskości nie brakuje życzliwego traktowania mnie, dobrej i pozytywnej relacji? Wydaje się, że przy takiej formule osoba spełniająca jej wymagania, czyli dobrze mnie zna, akceptuje moje podejście do życia, otwarcie i szczerze komunikuje, prawdziwie życzy mi mojego szczęścia, może jednak być dla mnie np. niemiła lub gorzej i wciąż kwalifikować się do grupy bliskich. Natomiast dla mnie już jest osobą dalszą :) .
LinDianWu
Justyna,
Myślę, że wiele osób poda ci chusteczkę i będzie cię pocieszało kiedy będzie Ci źle, nie tylko przyjaciele. Generalnie mam wiarę w ludzi, jednak są tacy którzy lubią się karmić cudzym nieszczęściem, ich problemy stają się przez to mniejsze. Przy okazji mogą przemycić kilka swoich rad i poczuć się ważne, lub mieć wpływ na twoje życie.
Za to ilu ludzi tak naprawdę autentycznie się ucieszy słysząc, że dobrze ci się wiedzie, bez zazdrości czy zawiści? Mam nadzieję, że wielu:)
Ja mogłam nie raz liczyć na moich przyjaciół, nawet płakać im do słuchawki. Natomiast ważniejsze jest dla mnie poczucie, że oni dobrze mi życzą, że wolą mnie widzieć szczęśliwą i widząc mnie zadowoloną z życia sami też się cieszą. Jest to bezinteresowne i działa w dwie strony.
Ostatnio w pracy usłyszałam ciekawą definicję przyjaźni: “Bądźmy przyjaciółmi. Ty mi teraz pomożesz, ja ci pomogę w przyszłości”. Zaśmiałam się i powiedziałam, że to nie przyjaźń, to biznes:) Czy słusznie?
Właściwie, ja nie mam takich oczekiwań, że przyjaciele muszą mi pomagać. Wystarczy że są obok bez względu na to ile o mnie wiedzą:) Jeśli ktoś ma problem to ludzkim odruchem jest mu pomóc, niezależnie od tego jak bliska jest to osoba. Dlatego myślę, że nie jest to miernik przyjaźni. Ludzie pomagają sobie też czasem z litości, z obowiązku, z poczucia winy.
Natomiast jeśli coś ci się uda, odniesiesz sukces, masz dobry okres w życiu, to osoby bliskie potrafią cieszyć się z tego szczerze i bez zawiści.
No dobrze, jeśli jest to spektakularny sukces finansowy to będą też tacy, którzy chcą coś uszczknąć dla siebie lub pogrzać się w blasku chwały, ale ja mówię o zwykłych radościach życia: dostałaś lepszą pracę, zarabiasz więcej, schudłaś 10 kilo i wyglądasz wspaniale, rzuciłaś palenie, miałaś udane wakacje, itp.
To takie moje przemyślenia. Nie będę robiła sobie tabelek odnośnie moich przyjaciół, bo po prostu wiem kto jest mi bliski:) Ale metoda Alexa jest bardzo obrazowa.
Cezar,
mój ulubiony pan od komunikacji mawia: “Żyrafy wcale nie są miłe, to szakale są miłe”. Bycie dla nas miłym jeszcze nic nie oznacza. Przyjaciel miły być nie musi. Może powiedzieć: “Przestań beczeć, weź się w garść!” Za to ten “miły” powie: “Och biedactwo, ty to masz pecha, jaki ten świat dla ciebie okrutny”. Zależy co chcesz usłyszeć.
Pozdrawiam,
Dorota
Alex rozwijasz kolejny niezwykle istotny temat bliskości i naszych relacji z najbliższym nam otoczeniem.
Ja właśnie ze względu na spokrewnienie z moją rodziną (co nie co na ten temat już pisałem), uciekłem po prostu jak najdalej na studia wybierając stolicę, chcąc zacząć nowe autonomiczne życie.
Powód był prozaiczny, planowanie z góry za mnie jak powinno wyglądać dalsze moje życie (czyli praca w rodzinnej firmie ojca lub braci, studia w mojej miejscowości) to nie było to o czym marzę.
Zdecydowałem się więc na krok, który oznaczał zupełnie nowe życie, bez klosza i wsparcia finansowego rodziny itd. w kosztownej stolicy (nie było łatwo bez grosza przy duszy).
Miałem więc wybór zostać i żyć spokojnie, nie martwiąc się o nic, ale w ten sposób skazując swoje życie na pewnego rodzaju z góry narzucony automatyzm z którego wiem, że już ciężko było by się wydostać.
Wielki pozytywem jest to, że podejmując tą decyzję, poznałem swoją księżniczkę i naprawdę bliską mi osobę (przyjaciela, który spełnia kryteria wg. Alexa), a co najważniejsze jest przy tym szczery aż do bólu wytykając mi wiele błędów co dodatkowo mnie motywuje. Właśnie obustronną szczerość i otwartość w naszych relacjach cenie sobie najbardziej. Niestety rzadko w dzisiejszych czasach potrafimy słuchać i przyjmować krytyczne uwagi od innych i się dodatkowo z nimi zgadzać (chyba w naszej ludzkiej psychice jest mechanizm wyparcia, który przysłania nam realny obraz). Dużo łatwiej przychodzi nam krytykować.
Na koniec dodam taką refleksję od siebie. Przyjaciel rozwinął dobrze prosperujący biznes, gdzie ze wstydem (i zdziwieniem w tamtym czasie) przyznam, że z początku mu tego mocno zazdrościłem. Z czasem jednak potrafiłem wypracować w sobie mechanizm w którym obecnie cieszę się z osiąganych przez niego sukcesów i kibicuje mu z całego serca.
Jeśli miałbym szukać genezy dlaczego taki byłem, to jest to niestety dom rodzinny. W którym osoby, którym się w życiu udawało były za plecami obgadywane i krytykowane, gdzie twarzą w twarz były przyjaciółmi rodziny (dwulicowość do potęgi). To był chyba kluczowy powód za tym aby ten dom opuścić i tak też się stało…
Grześ, braciszku… ponieważ jestem Ci osobą bliską, a nie tylko z Tobą spokrewnioną to nie dość,że przeczytalam – razem z Karolem- to absolutnie nie będę Cię linczować :)
PS oddaj śrubokręt :)
Z kryteriami sie zgadzam.
Owo pomylenie pojec co ciekawsze nie wystepuje we wszystkich jezykach.
Np. w angielskim jest wyrazna dystynkcja: w rozmowach ludzie mowia „I was always very close with my family” albo „I was never close with my family” i oddaje to dokladnie sprawe.
Na okreslenie stopnia pokrewienstwa uzywa sie „my close relatives” i odnosi sie to do stopnia pokrewienstwa. Zreszta, wszystkich oprocz rodzicow, rodzenstwa i dzieci okresla sie mianem „cousins”.
Wydaje mi sie, ze taka dystynkcja przeklada sie na realne zycie. W Polsce faktycznie wiele ludzi zaklada i bierze to jako default: rodzina jest mi (powinna!!!) byc najblizsza.
W USA (gdzie mieszkam od 11 lat) nie spotkalam sie z podobnym podejsciem.
Krag ludzi wsrod ktorych sie obracam zdaje sobie sprawe z dystynkcji. Zwykle mowia „I love my mother/father BUT…”.
I to „ale” zwykle jest opisem braku ktorego z punktow, ktore Alexie wymieniles.
Enitaplap
Ciekaw jestem jak określasz od którego punktu zaangażowanie jest zbędne?
Dorota
Piszesz: „ “Prawdziwych przyjaciół poznajemy w szczęściu”. „
Co powiesz na: „Prawdziwych przyjaciół poznajemy w szerokiej gamie sytuacji życiowych” ?
Właśnie dlatego wprowadziłem punk pierwszy moich kryteriów
林典武 LinDianWu – Cezar Chiny
Witaj na naszym blogu :-)
To i tak daleko jesteśmy czytani? :-)
Piszesz: „osoba spełniająca jej wymagania, czyli dobrze mnie zna, akceptuje moje podejście do życia, otwarcie i szczerze komunikuje, prawdziwie życzy mi mojego szczęścia, może jednak być dla mnie np. Niemiła „
Wiesz, ja w życiu jeszcze nie spotkałem się z taką kombinacją :-)
Może dlatego, że jak ktoś jest dla mnie niemiły to bardzo szybko traci sposobność bliższego poznania mnie :-)
Michał
Rozpoznanie niekorzystnego otoczenia i ”usunięcie się” z niego to często początek bardzo interesującego życia
Agnieszka Bednarczyk
Piszesz: „oddaj śrubokręt”
Co to za załatwianie spraw rodzinnych na tym blogu!!?? :-) :-)
Futrzak
Ja też doszedłem do moich wniosków w USA bazując na angielskim :-)
Jak widać podróże kształcą a znajomość języków to już w ogóle :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
„… jak ktoś jest dla mnie niemiły to bardzo szybko traci sposobność bliższego poznania mnie” – pisze Alex.
Może to całe szczęście.
Dla tej osoby. :)
Alex
Od jakiego poziomu zaangażowanie jest zbędne? Określanie takiego punktu występuje tylko wobec części rodziny. Z dalszą częścią rodziny z którą nie jestem zbyt blisko staram się utrzymać pozytywne relacje. Nie jednak widzę też potrzeby polepszania relacji ani zwiększenia intensywności, bo nie mam ochoty. Ten powód jest wystarczający a jego przyczyny bywają różne.
Taka sytuacja powoduje, że każdy zbyt uciążliwy wysiłek w utrzymywaniu kontaktu staram się eliminować bo nie jest wart moich nerwów. Zbyt uciążliwy, niewspółmierny do moich chęci więc zbędny.
Jeśli jednak oprócz uciążliwości w kontakcie nie mam osobistej urazy do takiej osoby staram się mimo wszystko chociaż przy okazji być życzliwym.
Można wpaść na spotkanie kilku osób z rodziny i pic kilka rzeczy na tym samym ogniu.
Zasadniczo odnosi się to do trzeciej grupy z mojego poprzedniego komentarza.
Pozdrawiam.
Andrew
Piszesz: „Może to całe szczęście.
Dla tej osoby.”
Rozwiń proszę tę myśl
Enitaplap
Dziękuję za wyjaśnienie, choć nie wiem po nim dużo więcej niż wcześniej :-)
Pozdrawiam
Alex
Rozwijam myśl:
Odczucie „miły” czy „niemiły” przypisane do całości osoby, jest tak naprawdę subiektywną reakcją człowieka,który ocenia kogoś innego.
Mam przyjaciół, dla których czasem bywam „niemiły” – bo wyrażam inne zdanie, mam inne poglądy w danym temacie, a czasem daję krytyczną informację zwrotną. Nie kończą jednak ze mną przyjaźni tylko dlatego, że w danym momencie czują się niekomfortowo z moją uwagą, komunikatem. Nie oceniają mnie, że jestem „niemiły” i w związku z tym urywają ze mna relację bliskości.
Podobnie jest też w moim stosunku do tych osób. Gdy mają inne zdanie czy wyrażają krytkę wobec moich zachowań, najpierw się wkurzam oczywiście, ale gdy potem sobie o tym myślę, to widzę, jak jest to twórcze i czasem naprawdę mądre. I jeszcze bardziej ich lubię. Choć nie są dla mnie zawsze mili i często nie zgadzają się z tym, co mówię czy robię.
Gdy czytam Twoje posty, mam takie poczucie, że z łatwością szufladkujesz i oceniasz ludzi. Ja w relacji z Tobą nie czułbym się komfortowo – obawiając się, że moje inne zdanie w danym temacie przeniesiesz na całą moją osobę i uznasz, że jestem „niemiły”, a więc nie warto ze mną kontaktu utrzymywać.
Dlatego napisałem, że może to całe szczęście dla osoby, z którą zerwiesz kontakt – bo nie będzie narażona na nagłe postawienie granic w relacji z Tobą, zerwanie jej, gdy np. zajmie inne stanowisko niż Ty.
Taka uwaga z mojej strony. Wydaje mi się, że ostateczny wynik równania należy porównywać względem pozostałych które otrzymamy, a nie względem możliwej wartości maksymalnej (625). Wynika to z tego, że każdy indywidualnie określa oceny cząstkowe – dla jednej osoby ocena „3” może oznaczać odpowiedź „całkiem nieźle”, a dla innej to tylko „przeciętnie”.
Zastanawiam się także, jaką ocenę wystawić osobie, która w jakiejś dziedzinie ma raczej obojętny stosunek wobec nas. Szczególnie w przypadku kolegów i znajomych trudno wyważyć odpowiedź na pytanie „Na ile akceptuje moje działania i prawo wyboru” – jeżeli jest mu to obojętne, to dostaje ocenę pięć czy zero? :)
Andrew
Bardzo dziękuję za rozwinięcie Twoich myśli. Teraz zastanawiam się, czy odpisać w komentarzu, czy zrobić z tego cały post, bo temat jest większy niż mogłoby się wydawać.
Dam Ci znać tutaj
Adam Kubiczek
Jak już wspomniałem, nie jest to precyzyjny wzór matematyczny, raczej pewna wskazówka do przemyśleń, bo wszystkie oceny będą tak czy inaczej subiektywne.
Dalej:”..“Na ile akceptuje moje działania i prawo wyboru” – jeżeli jest mu to obojętne, to dostaje ocenę pięć czy zero?”
U mnie oczywiście zero :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex napisał:
„Na ile akceptuje moje działania i prawo wyboru” – jeżeli jest mu to obojętne, to dostaje ocenę pięć czy zero?”
Dla mnie nie jest całkiem jasne jakim sposobem można całkowicie akceptować czyjeś działania, samemu mając zupełnie inne zapatrywania, jednocześnie będąc szczerym i nie będąc obojętnym wobec czyjegoś działania.
Czy Twoim zdaniem wyrażenie krytycznej opinii na temat czyjegoś (pojedycznego) działania (nawet jeśli akceptuje się w zupełności oczwiste prawo tej osoby do podjęcia suwerennej decyzji) oznacza już brak akceptacji dla jej działań i decyzji?
Alex.
Nigdy swoich przemyśleń i ich przyczyn drogą pisemną całkowicie obcej osobie. Lubie słowo pisane, czytać.
Tworzenie to ni moja działa, ale pracuje nad tym.
Tak Alex, z pewnością temat jest szerszy, głębszy, więc czekam na Twój post w odpowiedzi na moje zasygnalizowanie tematu, w jaki sposób osądy o innych mogą tworzyć mury, blokady w komunikacji, zrywać więzi, niszczyć relacje, zniechęcać do wyrażania swojego zdania itd.
Mam to szczęście, że jestem z kobietą (od 12 lat z tą samą!), dzięki której poprzez ciągłe obwinianie mojej Mamy, nie zerwałem z nią więzi. To moja Żona pokazała mi, jak można mieć swoje zdanie, realizować swoje plany, a jednocześnie akceptować i rozumieć to, że moja Mama może mieć inne poglądy na to, jak powinienem żyć. Bliskość w pozornie kiedyś bliskiej (poprzez tylko więzy rodzinnne) relacji z Mamą została zbudowana na nowo, Choć nie oznacza to, że nadal często mamy inne zdanie, a czasem zarówno ja bywam „niemiły” dla Mamy, jak i ona bywa „niemiła” dla mnie.
Myślę, że pochopnie kogoś można skreślić z listy bliskich bardzo szybko. I całe życie gdzieś szukać „rodziny zastępczej” – akceptacji, miłości, bliskości, zrozumienia, docenienia itp… W ten sposób ludzie np. trafiają do sekt, uzależniają się od silnych autorytetów. Pytanie – czy odnajdują tam bliskość, której całe życie szukają i potrzebują? I czy może wobec tego nie byłoby dla nich lepiej, gdy zamiast testować członków własnej rodziny wg kryteriów „kogo odrzucić, a kogo zostawić na liście bliskich”, poszukać sposobu, aby się do nich w jakiś sposób zbliżyć?
Witam,
jak zwykle trafne spostrzeżenie :-)
Wydaje mi się jednak, że pomieszanie pojęć, widoczne w przytoczonych na początku postu zdaniach wynika z konieczności rozwiązania problemu, jaki mamy w kontaktach z naszymi blisko spokrewnionymi bliskimi, tzn:
– czy szukać prawdziwej bliskości (w rozumieniu Alexa) w rodzinie czy odciąć się od krewnych, a skupić na przyjaciołach?
– jak zachowywać się w stosunku do mamy/ojca, którzy wprawdzie dobrze nam życzą, ale mają zupełnie inne poglądy na to jak dobre życie powinno wyglądać, a o naszym dorosłym życiu nie wiedzą zbyt wiele?
– jak wyłączyć z tematów poruszanych z rodzicami ten najbardziej drażliwy? (np. nie chcę mieć dzieci);
– jak pogodzić brak bliskości w rozumieniu Alexa z pewnymi obowiązkami, które mogą na nas spaść w związku z posiadaniem bliskich krewnych? (np. mam w najbliższej rodzinie osobę niepełnosprawną, z którą nigdy nie osiągnę bliskości ale czuję się za nią w pewnym stopniu odpowiedzialna).
Tych pytań jest więcej – wypisałam tylko te, które pierwsze przyszły mi na myśl – czy mógłbyś Alexie podzielić się swoimi doświadczeniami/przemyśleniami w tych kwestiach? Dokonanie podziału na bliskich i rodzinę jest pomocne przy definiowaniu problemu, ale do znalezienia satysfakcjonującego rozwiązania jeszcze daleko…
Witajcie,
odnoszę wrażenie, że komentarze wędrują w innym kierunku niż treść postu glównego.
Z tego co ja rozumiem, Alex zwraca uwagę na to, by mechanicznie i bez zastanowienia nie nazywać bliskimi osób, które bliskie nie są a lączą nas jedynie więzy krwi. Taka umiejętnosc rozwrózniania pozwala nam na adekwatne do tegpo relacje, reakcje etc.
Nie chodzi o to, by „kasować” tych niebliskich a jedynie spokrewnionych i odcinać się. Nie chodzi w poscie takze i o to czy szukac bliskości i gdzie jej szukać -wśród przyjaciól czy krewnych i powinowatych. Pomijam, ze „szukanie bliskości” jakoś dla mnie brzmui malo fajnie, ale to już rozważania, które znacznie wykraczają poza zakres tego postu.
Chodzi jedynie o to, by zadać sobie pytanie, kto jest moim bliskim a kto jedynie spokrewnionym i poszukac w sobie kryteriów, które pozwalałyby to sprawdzić.
Świadomosć wynikająca z takiej wiedzy i rozeznania może nam pomagać w podejmowaniu rożnych decyzji dotyczących wlasnego życia.
Pozdrawiam, Ewa
Magda
Piszesz: „Dla mnie nie jest całkiem jasne jakim sposobem można całkowicie akceptować czyjeś działania, samemu mając zupełnie inne zapatrywania, jednocześnie będąc szczerym i nie będąc obojętnym wobec czyjegoś działania. „
Naprawdę to takie trudne??? No to masz jeszcze „room for improvement” :-)
Dla mnie, dopóki tamta osoba nie usiłuje mnie „nawrócić” na swoje poglądy i tak samo akceptuje że mogę mieć własne to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.
Pytasz: „Czy Twoim zdaniem wyrażenie krytycznej opinii na temat czyjegoś (pojedycznego) działania (nawet jeśli akceptuje się w zupełności oczwiste prawo tej osoby do podjęcia suwerennej decyzji) oznacza już brak akceptacji dla jej działań i decyzji? „
To zależy :-) Ja, poza sprawami życia i śmierci nie udzielam feedbacku nieproszony. Jak ktoś pyta, to jest OK
Enitaplap
Niestety nie zrozumiałem o co Ci chodziło. :-(
Andrew
Piszesz: „Myślę, że pochopnie kogoś można skreślić z listy bliskich bardzo szybko. „
masz rację, to jest możliwe. To co obserwuję w życiu wokół mnie to odwrotne zjawisko, „trzymanie kogoś na liście” zbyt długo.
Twój postulat aby „ gdy zamiast testować członków własnej rodziny wg kryteriów “kogo odrzucić, a kogo zostawić na liście bliskich”, poszukać sposobu, aby się do nich w jakiś sposób zbliżyć? „ jest bardzo pozytywny.
Jednakże pojawiają się dwie kwestie:
aby cokolwiek „poprawić” dobrze jest wcześniej uświadomić sobie stan aktualny
w tym zbliżeniu „do tanga trzeba dwojga”
Elzbieto
Dziękuję za katalog pytań do odpowiedzenia, ale to już jest co najmniej jeden nowy post :-)
Może go zaraz napisze :-)
Ewa W
Piszesz: „odnoszę wrażenie, że komentarze wędrują w innym kierunku niż treść postu glównego. „
Masz rację :-)
Pieknie podsumowałaś to słowami: „Chodzi jedynie o to, by zadać sobie pytanie, kto jest moim bliskim a kto jedynie spokrewnionym i poszukac w sobie kryteriów, które pozwalałyby to sprawdzić. „
Ja jak zwykle wdaję się w dyskusje też na tematy poboczne, ale mam nadzieję że to nie szkodzi :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Ja też siebie nie zrozumiałem po przeczytaniu.
Po twoim następnym wpisie znalazłem podobieństwo z tobą, nie pisze, a oddzwaniam.
„Nigdy swoich przemyśleń i ich przyczyn drogą pisemną całkowicie obcej osobie nie próbowałem opisać. Lubie słowo pisane, czytać.
Tworzenie to ni moja działka, ale pracuje nad tym.”
Tak to miało brzmieć.
A poprzednie wyjaśnienia to jak pokazywanie cieni na ścianie, cień ten sam a układ rąk inny,naprawdę dobry cytat z „Achai” Ziemiańskiego, o ile dobrze pamiętam.
Alex, napisałeś:
>>>Dla mnie, dopóki tamta osoba nie usiłuje mnie „nawrócić” na swoje poglądy i tak samo akceptuje że mogę mieć własne to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.
Oczywiście można uogólniając tak to podsumować. Ja raczej nie mam problemu z kontaktem z osobami o całkiem innych poglądach, w takim sensie, że sama jestem mało wrażliwa na „presję”. Nawet jeśli dostrzegam, że ktoś próbuje mnie konwertować, chętnie rozmawiam na ten temat i odpowiadam na pytania i nie odczuwam tego jako przykrości, oczywiście o ile nawracanie ogranicza się do kulturalnej rozmowy i wymiany poglądów, a nie jestem fizycznie czy podstępem zmuszana do zrobienia czegoś, na co nie mam ochoty.
Moje pytanie dotyczyło tego, jak się zachować, żeby nie urazić czy nie zrazić do siebie innych osób przez swoje zachowanie, które oni mogą odebrać jako wywieranie presji, próbę nawracania. Kiedy kogoś o coś proszę, jestem tak samo przygotowana na jego zgodę jak i na odmowę; kiedy o coś pytam, rozumiem, że odpowiedź zależy od woli pytanego. A tymczasem okazuje się, że już prośba czy pytanie może kogoś urazić czy zostać odebrane jako wywieranie presji.
Magda
Widzę, że generalnie podchodzimy do sprawy podobnie.
jesli chodzi o Twoje pytanie: ” jak się zachować, żeby nie urazić czy nie zrazić do siebie innych osób przez swoje zachowanie, które oni mogą odebrać jako wywieranie presji, próbę nawracania. ” to trudno na nie ogólnie odpowiedzieć, bo ludzie są bardzo różni.
Ja staram się nie być wścibskim, nie nawracać nikogo, w miarę delikatnie komunikować itp. Jeżeli mimo tego partner czyje się urażony i nie można tego wyjaśnić prostą rozmową, to po prostu nie pasujemy do siebie i już. Resztę znasz „ponad sześć miliardów ludzi na ziemi…” :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Chyba od zawsze miałem świadomość tego rozróżnienia, ale nie potrafiłem tego tak fajnie i zgrabnie sformułować :). Dzięki. Pozwoliłem sobie podlinkować u siebie: http://www.ap.krakow.pl/~raj/notka.php3?id=274
musze patrzec na ludzi !ostrzej!
lepiej bedzie jak szybko sie ,ogarne,
nowy etap juz rozpoczelam.
Miła
Napisałaś: „musze patrzec na ludzi !ostrzej!”
Może na początek wystaczy patrzeć bez uprzedzeń (w jakąkolwiek stronę) i schematów (np. pokrewieństwo krwi= osoba bliska)?
Pozdrawiam
Alex
nigdy nie chcialam budowac wokol siebie muru, chociaz przyznam sie ze mialam ochote, ale mur zaslanialby mi tak wiele , (na krotki czas zamknelam sie, odizolowalam – pozwolilo mi to przemyslec wiele istotnych drobiazgow)
wsplpraca z roznymi ludzmi pozwolila mi uwolnic sie od strachu i zlosci;
(doswiadczenia sa bezcenne)
/teraz uwazniej bende obserwowac ,relacje,
Dzień dobry. Ciekawe podejście do sprawy. Podoba mi się ten tok rozumowania. Rozświetliło to w pewnym stopniu moje myśli na temat rodziny, brata i mojego poczucia braku wsparcia z ich strony. Oczywiście nie zawsze i nie do końca, ale mimo wszystko poczucie braku było. Na szczęście mam kochającą i rozumiejącą kobietę, i co najważniejsze zaprzyjaźniłem się ze sobą, i ta przyjaźń sprawia mi wiele radości. Faktycznie, osób bliskich możemy szukać lub po prostu je znaleźć wśród ludzi z „zewnątrz” rodziny. Dotychczas punktem odniesienia w moich planach, poczuciu wartości, akceptacji siebie była reakcja osób ze mną spokrewnionych. Wielokrotnie zastanawiałem się dlaczego tak często czuję zazdrość z ich strony. To powstrzymywało mnie przed działaniem… Niemniej jednak to już przeszłość. Cieszę się, że mogę Pana słuchać na YouTube. Ciekawie Pan mówi i ciekawe porusza tematy. Z wyrazami szacunku życzę miłego dnia. I przede wszystkim dziękuję. Grzegorz