Po wielu wojażach i doświadczeniach czas znów na pisanie na blogu i interesujące dyskusje z Wami. Zastanawiałem się, czy zacząć od tematów biznesowych, czy też bardziej dotyczących naszego życia prywatnego i postanowiłem dokończyć istotny temat, o którym już wielokrotnie myślałem, a mianowicie jak właściwie różni ludzie budują swoje relacje z płcią przeciwną. Napisałem „różni ludzie” a właściwie powinienem napisać „my”, bo obserwacje wykazują, że bardzo wiele osób mnie w to wliczając, na jakimś etapie życia stosowało, bądź stosuje każde z wymienionych poniżej podejść.
Co to za podejścia?
Oby wyjaśnić co mam na myśli będę posługiwał się bardzo uproszczonym modelem, w którym czerwony lub niebieski okrąg symbolizują zakres cech charakteru i zainteresowań życiowych każdego z partnerów. Dla uproszczenia założyłem też, że te zakresy są równe, choć w życiu mamy zazwyczaj do czynienia z bardziej skomplikowanymi konstelacjami.
Zacznijmy od najbardziej chyba romantycznej wizji dwóch połówek, które w oceanie życia szukają się długo, aby wreszcie wzajemnie się „dopełnić” i stworzyć jakąś „całość”, do tego może jeszcze niepodzielną.
W tej koncepcji nie podobają mi się dwie rzeczy:
- Określenie „połówka” symbolizuje coś, co z natury rzeczy nie jest kompletne. Jeżeli uważam się za niekompletnego człowieka co jest absurdalną koncepcją – przeważnie jesteśmy dalecy od doskonałości, ale jeżeli żyjemy i funkcjonujemy w społeczeństwie, to każdy z nas jest „całością”. Odmienne postrzeganie prowadzi łatwo do wniosków „bez ciebie jestem nikim” i tym podobnych konkluzji niekorzystnych dla poczucia własnej wartości.
- W wypadku ludzi efekt złączenia połówek bardziej kojarzy mi się z Frankensteinem niż z harmonijną jednostką :-)
Taka relacja znacznie lepiej wygląda w ckliwych romantycznych filmach niż później w życiu. Oczywiście zdarzają się też ludzie, którzy tę frazę o „dwóch połówkach” gdzieś zasłyszeli i potem bezrefleksyjnie „klepią” dalej, ale i to nie jest dobrym sygnałem.
Drugi rodzaj relacji jest bardzo rozpowszechniony.
Polega on na tym, że dwoje ludzie stwierdza, że pod wieloma względami pasują do siebie (obszar zakreślony na żółto) i decydują się wejść w relację która mniej czy bardziej zakłada „uwspólnienie” wszystkich zakresów, też tych, w których nie ma naturalnego dopasowania „na dzień dobry”. Następuje próba połączenia światów obydwu partnerów i zrobienia z tego jednej, wspólnej całości (zakreślonej kolorem zielonym). To nie jest rzeczą prosta i często jest źródłem konfliktów lub prowadzi do wielu, czasem daleko idących kompromisów. A ten tak wychwalany w Polsce kompromis ma tę cechę, że żadna ze stron nie jest z nim naprawdę szczęśliwa. Jak nie wierzycie to rozejrzyjcie się dokładniej na ulicy lub wśród znajomych :-) Ile widzicie par, które uśmiechnięte i z tym charakterystycznym błyskiem w oku, trzymając się za rękę idą przez życie?
Dodatkowa trudność, to naturalna konieczność postawienia bardzo wysokiej poprzeczki w sprawie zbieżności charakterów, zainteresowań itp. u obydwu stron. To powoduje, że wiele osób stosujących to podejście w swoim życiu więcej czasu spędza na poszukiwanie tego teoretycznie „idealnego” partnera, niż na praktykowaniu ciekawych relacji damsko-męskich :-) A to czasem prowadzi do problemu małego Kazia, co w konsekwencji odcina nas od wielu przyjemności (w szerokim tego słowa znaczeniu, nie tylko chodzi tutaj o seks!), lub prowadzi do podejmowania decyzji, które wyglądałyby inaczej, gdybyśmy mieli lepsze rozeznanie „rynku” :-)
Trzeci rodzaj relacji, który po latach nie zawsze dobrowolnych eksperymentów :-) uważam za najlepszy dla mnie (co niekoniecznie oznacza najlepszy dla Ciebie Czytelniku!) ma postać następującą:
Dwoje „kompletnych” i świadomych siebie oraz swoich potrzeb (zarówno tych dotyczących brania jak i dawania) partnerów stwierdza, że istnieje pewien wspólny obszar charakterów, zainteresowań i potrzeb zaznaczony na rysunku kolorem żółtym. Ten obszar, w którym sprawy toczą się względnie bezproblemowo i wzbogacająco dla obydwu stron staje się całą relacją. Pozostałe obszary pozostają w gestii odpowiednio A i B, choć oczywiście drugi partner, jeśli chciałby i jest w stanie je poeksplorować, to jest mile widzianym gościem. Taka, pozornie „ograniczona” relacja ma istotne zalety takie jak np.:
- Ponieważ zawartością relacji są elementy, które stosunkowo bezproblemowo działają, to odpada konieczność intensywniejszej „pracy nad związkiem”, a uwolniony czas i energię można zużytkować przyjemniej i produktywniej. Kiedyś wspominałem już o tym w metaforze o motocyklu i samochodzie :-)
- Z powodu opisanego powyżej, tym co jest naszą relacją możemy delektować się „na maxa”
- Sam proces dobierania się jest znacznie uproszczony, bo jeżeli będziemy unikali przypadków patologicznych o których pisałem w postach „Stabilność emocjonalna” i „No hassle in my castle” to właściwie jakiekolwiek pokrywanie się obszarów A i B wystarczy do wystartowania z danym człowiekiem relacji opartej na tych wspólnych elementach. *) Uwaga, patrz uzupełnienie pod postem
Dzięki temu możemy wchodzić w związki z osobami np. bardzo różnymi od nas, a to niesie ze sobą potencjał znacznego rozszerzenia naszych horyzontów. To ostatnie zdanie piszę z własnego doświadczenia, które uważam za niezwykle cenne dla mnie, nawet jeśli po drodze zdarzały się różne komplikacje wynikające zresztą głownie z pomieszania opisywanego aktualnie podejścia z poprzednim. - Ta forma relacji jest często jedyną, jaką możemy mieć z całkiem sporą grupa ciekawych ludzi. Pisałem o tym w poście „Wolisz 100% przecietności, czy 10% czegoś super?„
- W razie, gdyby relacja z jakichkolwiek powodów się skończyła, to znacznie prościej jest uporządkować wszystkie sprawy w takim układzie, niż w tym poprzednim, nie mówiąc już o „dwóch połówkach”. A obserwacje wskazują, że z czasem większość związków ulega co najmniej daleko idącej „metamorfozie” i ich zakończenie jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Nawet jeśli miało by się to odbyć według niemieckiego powiedzenie „lepszy bolesny koniec, niż ból bez końca”
Zdaje sobie sprawę, że takie postawienie sprawy może wywołać sprzeciw u wielu z Was, niemniej możemy sobie przecież podyskutować tez i na taki temat.
Zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.
*) Uzupełnienie 28.09 – trochę za bardzo uprościłem te kryteria. W praktyce sprawdzam jeszcze, czy dana osoba nie robi czegoś, co mogłaby być dla mnie niebezpieczne np. działalność przestępcza, narkotyki itp.
Dobry wieczór
Interesującego dokonałeś podziału Alexie. Mógłbyś przedstawić jak wygląda według Ciebie sprawa „ducha” w ostatniej relacji?
Witaj Alex,
ciekawy temat poruszyłeś, jak zwykle zresztą;].
Zgadzam się z Tobą, że trzeci model jest najlepszy i staram się wchodzić w relacje tego typu. Mimo to, czasami zauważam u siebie bezwiedne dążenie do drugiego modelu.
Nie wiem czy to za sprawą jego rozpowszechnienia, czy może innych czynników, jednak muszę się czasem reflektować.
Tym bardziej dobrze mieć taką „przypominajkę” czego szukam w kontaktach międzyludzkich, u Ciebie na blogu;].
Pozdrawiam serdecznie,
Leszek
Witaj Alex,
Zgadzam się Alex w stu procentach, że model trzeci to wyjście najlepsze i najbardziej rozwojowe – z psychologicznego punktu widzenia również. Tak jak piszesz: każdy jest na swój sposób pełną jednostką. Takie podejście daje nam autonomię, a zarazem więź z partnerem. Wilk syty i owca cała :).
Taki model pozwala nam docierać te części jabłka, które są podatne na ścieranie, tego czego się nie da utrzeć i dopasować można i nawet warto dotrzeć na tyle ile się da, wiedząc oczywiście, że nie da się tak zupełnie.
Jeśli pozwolisz wyślę Ci na pocztę model, w którym są jeszcze uwzględnione rodziny poszczególnych osób. Mam na to pewną swoją koncepcję.
Daj znać czy jesteś zainteresowany „zaśmiecaniem” Twojej skrzynki :D
Pozdrawiam wszystkich serdecznie :)
Marcin
Alex, napisałeś:
„Zastanawiałem się, czy zacząć od tematów biznesowych […]”
Jak dla mnie, ostatni punkt, który tak ciekawie opisałeś na swojej liście, pokazuje fajną koncepcję także do relacji biznesowych.
Czerpać i dawać to, co bardzo dobrze odpowiada obydwu stronom. Nie musimy na siłę zabiegać ani udawać relacji w obszarach, z którymi nie jest nam po drodze, jednocześnie pozostawiając je otwarte dla innych.
Często, między wierszami, wspominasz o potrzebie specjalizacji w pewnych wąskich obszarach. Myślę, że rzeczywiście, zarówno w życiu, jak i pracy, świadomość własnych potrzeb i możliwości dawania jest podstawą do budowania i wzmacniania relacji.
Bardzo dziękuję za post i czekam na więcej. :)
Pozdrawiam!
Sokole Oko
A dla mnie osobiście jest to temat nudny do bólu. Może dlatego, że nie powiedziano nic odkrywczego, tylko jakoś tam „naukowo” opisano.
Model z dwoma połówkami nie ma prawa istnieć – w takim związku każdy traci swoją odrębność, swoją osobowość, swoją inność – a to są cechy, które nas na początku zainteresowały. Jak one znikają to zaczynamy się zastanawiać co w tej osobie widzieliśmy. W biznesie – to jest to co odróżnia jedną firmę od drugiej (np. Google od Yahoo!”)
Model kompromisu (win-win?) też nie ma prawa istnieć – jeżeli idziemy na kompromis w każdej, nawet najważniejszej (ideowej) dla nas sprawie to… patrz wersja 1. I jak napisano – żadna ze stron nie jest do końca zadowolona.
Jedynie model trzeci jest sensowny, ale oczywiście raz tych cech wspólnych jest raz więcej,a raz mniej (i raz więcej po jednej stronie – a raz po drugiej).
Bo przecież w ludziach pociąga nas to, że są inni niż my – ważne tylko, aby podróżować mniej wiecej w tym samym kierunku, bo inaczej nasze drogi się rozchodzą w pewnym momencie. Ale czy nie warto poznawać kogoś, tylko dlatego, że będziesz możesz nigdy więcej go nie zobaczyć?
Witam Autora i Czytelników.
W zasadzie zgadzam się ze wszystkim co napisałeś w tym wpisie oprócz… pierwszego modelu. Tzn. ja to widzę nieco inaczej, a mianowicie nie tak, że są to dwie połówki dające całość. Dla mnie ta „połowa” to tylko uproszczenie pozwalające na plastyczne opisanie związku (no bo łącząc dwie połowy mamy idealną całość, bardziej plastycznie tego się nie da pokazać). Ja to jednak widzę tak, że są to dwie kompletne osoby, które po połączeniu dają sobie nawzajem jakąś wartość dodaną. Każda z nich staje się silniejsza walorami tej drugiej osoby. Często takie połączenie to coś więcej niż zwykła suma tych dwóch osób. Oczywiście to co napisałem nieco zmienia Twoje założenia co do pierwszego modelu, ale biorąc pod uwagę, że sam napisałeś, że nie ma ludzi „niekompletnych” to dosłowne patrzenie na te „połówki” jest absurdem.
PS. Nie wiem czy nie zagmatwałem – przepraszam – ale atak choroby skutecznie ogranicza moje zdolności do jasnego wyrażania swoich myśli.
Agnieszka Ryczko
Proszę sprecyzuj co dokładnie nazywasz „sprawą ducha”
Leszek Kotlicki
Piszesz: „Zgadzam się z Tobą, że trzeci model jest najlepszy…”
Uważaj, ja wyraźnie ograniczyłem, że jest najlepszy dla mnie. To nie przesądza, czy jest on najlepszy w ogóle.
To bezwiedne dążenie do drugiego modelu też przerabiałem – to chyba dają znać silne przyzwyczajenia z lat poprzednich.
Marcin Grąbkowski
Piszesz: „Takie podejście daje nam autonomię, a zarazem więź z partnerem….”
Wyzwanie polega tylko na tym, że szczególnie wśród młodszych roczników przeważa ten model drugi i pierwszy.
Jeśli coś masz to śmiało pisz, nie zapomnij tylko o podaniu numeru telefonu, bo często łatwiej mi oddzwonić niż napisać
Sokole Oko
Piszesz: „..ostatni punkt, który tak ciekawie opisałeś na swojej liście, pokazuje fajną koncepcję także do relacji biznesowych.”
To jest w biznesie oczywiste, chcąc napić się piwa niekoniecznie musimy starać się mieć udziały w browarze, czy też mieszać się do jego zarządzania :-)
W życiu prywatnym zajęło mi to trochę czasu aby metoda prób i błędów dojść do tego, co mi pasuje.
Nie bardzo rozumiem dygresji o specjalizacji w odniesieniu do tego tekstu. Wyjaśnij to proszę bliżej
Krzysztof
Piszesz: „A dla mnie osobiście jest to temat nudny do bólu”
Tak może być :-)
Proszę powiedz co w moim tekście ma jakiekolwiek ślady „naukowości”, zwłaszcza jeśli podkreślam jego subiektywność?
O tych dwóch pierwszych modelach piszesz, że nie maja prawa istnieć, co niestety kłóci się zarówno z moimi obserwacjami jak i wcześniejszymi doświadczeniami. Proszę wyjaśnij to bliżej.
Obawiam się, że Twoje stwierdzenie „Bo przecież w ludziach pociąga nas to, że są inni niż my..” też moim zdaniem nie ma charakteru uniwersalnej zasady. Zdarzały mi się relacje damsko-męskie wynikające z bardzo podobnego podejścia do niektórych jej aspektów :-)
Ghoran
Oczywiście, że „połówka” to uproszczenie, ale niestety wiele osób używa takiego określenia co wpływa na ich postawę i postępowanie. Jak mi ktoś mówi „szukam swojej drugiej połówki” to natychmiast pytam „uważasz się za coś niekompletnego?” a potem uważnie słucham co przyjdzie z drugiej strony. Odpowiedź „tak” to ryzyko poważnych kłopotów w przyszłości, zwłaszcza jeśli dojdzie do bliższej relacji, a kiedyś trzeba będzie się rozstać.
PS: Szybkiego powrotu do zdrowia :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Witajcie
Alex, nie wiem czy pamiętasz jak na jednym z power walk poruszony był temat relacji. Wtedy również zapytałam (nie pamiętam czy bezpośrednio Ciebie) jak w powiedzmy modelu trzecim mają się sprawy duchowe, tj. przywiązania, może nawet uczucia?
Myślę, że ważna jest całkowita szczerość w odczuciach, co jest bardzo ważne, żeby takowa relacja miała funkcjonować.
Jakie Ty masz zdanie?
Alexie, trzy przedstawione tutaj modele, zupełnie zgadzają się i to według takiej kolejności, z relacjami jakie ja przeżyłem.Patrząc na to można dojść do wniosku, że w ten sposób relacje dojrzewają i nabieramy świadomości co chcemy ( rozwijamy się ). Niektórzy zatrzymują się na danym etapie i występują wtedy różne problemy o których wspomniałeś.
Bardzo fajnie, że znów jesteś online :) Czekam na posty o tematyce biznesowej.
Pozdrawiam :)
Trochę „z przymrużeniem oka”:
Ciekawy temat, choć wg mnie jego poruszenie jest bardziej stwierdzeniem faktu, niż odkryciem naukowym ;-) – przyznaję rację o wielkiej subiektywności postrzegania tego faktu. Wg mojej subiektywnej opinii tylko ostatni model funkcjonuje. Pierwszy mógłby się sprawdzać tylko w stosunku do ludzi ułomnych („See No Evil, Hear No Evil”), drugi tak naprawdę jest zakłamanym modelem trzecim (istnieje tylko w świecie idealnym). Tak naprawdę każda para żyje na zasadzie „ukwiału z rakiem pustelnikiem”. Przy czym wspólny cel to niekoniecznie stworzenie czy wychowanie potomstwa, no bo choćby para ludzi o tej samej płci… no właśnie, dlaczego w twoim tytule ograniczyłeś się do relacji „damsko-męskich”? Przecież pary (a w niektórych stanach USA również „pary małżeńskie”) mogą być tej samej płci. Czyżby ukryta dyskryminacja? (Koniec „z przymrużeniem oka”)
„Jak mi ktoś mówi “szukam swojej drugiej połówki” to natychmiast pytam “uważasz się za coś niekompletnego?””
Świetnie pytanie! Zmusza drugą osobę do refleksji.
Arek
Mam jeszcze takie pytanie, w szczególności do Alexa, ale także czytelników:
Czy możliwe jest mieszkanie razem pod jednym dachem i prowadzenie „wspólnego domu” i życie wg. modelu 3? Czy też nie musi to mieć nic do rzeczy, bo istotne jest szanowanie granic, przestrzeni i prywatności partnera?
Arek
Arek,
Ja bym do tego „wspólnego domu” dołożył kredyt hipoteczny na 30 lat. Nic chyba tak nie „spaja” związków jak kredyt.
pozdrawiam, Artur
Artur,
z moich obserwacji ani wspólne gospodarstwo (wspólne mieszkanie ze sobą o którym pisze Arek)), ani kredyt nie są spoiwami.
Wspólny kredyt w wielu przypadkach po latach bliższy jest kajdankom, a wspólne lokum – celi więziennej. A przecież związek to nie jest coś „za karę” :-).
Są też kobiety (być może i mężczyźni – tego nie wiem), które uważają, że nic tak nie spaja związku (także w znaczeniu zapewnienia jego długotrwałości), jak dziecko.
Dowodem na niesłuszność takiego przekonania jest choćby liczba kobiet po rozwodach wychowujących dzieci z tych związków, które miały być takie „spojone”. I liczba pozwów w sądach o podział majątku (bo „się spoił” a ludzie nie).
Według mnie ważniejsze od „jak długo” jest „jak” – jakość bycia razem.
Wspólne kredyty i wspólne mieszkanie nie są żadną gwarancją uzyskania dobrej jakości relacji. Wspólne dzieci też nie dają takiej gwarancji :-), a w niektórych przypadkach są drogą do zmiany tej jakości na gorszą.
Skazańcom jest zwykle gorzej niż tym, którzy są wolni. Skazywanie się na bycie z kimś (bo wspólne gospodarstwo, bo kredyt, bo dzieci) jest gorsze według mnie (i szkodliwe)od bycia ze sobą z wyboru.
A wybór oznacza tak samo prawo do bycia jak i niebycia razem, o czym warto pamiętać.
Ewa
Agnieszko Ryczko,
napisałaś w odniesieniu do modelu 3:
„Myślę, że ważna jest całkowita szczerość w odczuciach, co jest bardzo ważne, żeby takowa relacja miała funkcjonować.”
Nie jest dla mnie jasne (a chciałabym Cię rozumieć), co masz na myśli pisząc „całkowita szczerość w odczuciach” i jak by się ona miała przejawiać?
Dla mnie fundamentem dla 3 modelu (pewnie i dla obu pozostałych) jest akceptacja danego modelu przez obie strony (akceptacja rozumiana jako zadowolenie z niego, a nie jako konieczność z braku innej możliwości).
Według mnie sfera doznań duchowych, emocji, uczuć może spokojnie mieścić się właśnie w tym wspólnym obszarze w modelu 3. Jeśli one są (czy pojawiają się) w takiej relacji, to jest przecież na nie miejsce.
Przy okazji: mam wrażenie, że wiele osób uważa, że uczucia (niezależnie od tego czy i jak je nazywamy) między partnerami muszą być silnie powiązane z oddawaniem lub zawłaszczaniem (niekiedy posiadaniem)całej przestrzeni życiowej i czasu.
Oczekiwanie czy wyobrażenie,że „jeśli mnie kochasz, to musisz mnie brać z całym dobrodziejstwem inwentarza” jest według mnie błędne :-)i jest wynikiem mocno zakorzenionych stereotypów.
Pozdrawiam, Ewa
Witam po dosyć długiej przerwie, Alex. ;-)
Stosunki damsko-męskie to chyba jeden z tych tematów (obok ekonomii czy logicznego myślenia), który powinien być _obowiązkowo_ wykładany już w szkole podstawowej. Akurat wtedy, kiedy ludzie dorastają i zaczynają „szukać”, co samo w sobie jest już błędem (logicznym?). Gdyby tak było, to nie tylko oszczędziłoby to im kłopotów czy rozczarowań (które potrafią wyssać z człowieka całą energię), ale pozwoliłoby w pełni cieszyć się życiem, być bardziej twórczym, efektywnym (dzięki dostatkowi energii). Dlaczego nikt tego nie robi?
Jeśli chodzi o różne podejścia do zagadnienia relacji damsko-męskich, to niemało osób doświadczyło i wciąż doświadcza prezentowane tu etapy. Problem w tym, że sporo z nich nie wyszło poza pierwszy czy drugi model. Czy to źle czy dobrze? Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. :-)
Trzeci model wydaje się najbardziej sensowny i logiczny. M.in. dlatego, że przebywając cały czas w swoim towarzystwie bardzo często takie osoby zamykają się (ogólnie mówiąc) na świat zewnętrzny, nowe znajomości i nowe doświadczenia. A właśnie te nowe doświadczenia powinny być, moim zdaniem, czymś, co spaja dwie osoby, jest inspiracją, wnosi powiew świeżości do związku. Nie mówiąc już o tym, że warto zachować dla siebie pewną przestrzeń, w którą druga osoba nie ingeruje (czy to ze względu na brak zainteresowania, czy wcześniejszych ustaleń).
Oczywiście, to wszystko jest łatwe tylko w teorii. Aby się udało w praktyce potrzebne są do tego dwie osoby dosyć stabilne emocjonalnie i o ugruntowanym charakterze. A znalezienie takiej osoby (specjalnie nie piszę „drugiej połowy”) wcale nie jest takie proste.
Pozdrawiam. :-)
P.S. Krzysztof – może i temat nudny (dla Ciebie), ale warty przypomnienia, przemyślenia, wyciągnięcia wniosków (o ile wcześniej nie zostały wyciągnięte). Zwłaszcza, że niemało osób nawet nie ma świadomości w tym temacie, przyjmując to co dał im los (i dosłownie, i w przenośni) za coś naturalnego i oczywistego.
P.S.2. Ze swojej strony mogę polecić książkę Robin Norwood pt. „Kobiety, które kochają za bardzo”. Wbrew tytułowi jest to dosyć interesująca lektura zarówno dla kobiec, jak i dla mężczyzn. Choć niełatwa.
Ohh zapomniałem: a prospos wiązania się w pary. Tutaj jest mały dość ciekawy artykulik:
http://www.charaktery.eu/artykuly/Milosc-Przyjazn-i/840/Świety-rytual-czy-swistek-papieru/
Najbardziej uderzył mnie ten fragment:
„MARIA DE BARBARO: – Myślę też, że młode osoby mają dziś inny stosunek do czasu. Wydaje się im, że mają jeszcze dużo czasu przed sobą. Wydłuża się ten obszar swobodnej młodości, w której nie musi się wydarzać nic poważnego, takiego jak małżeństwo.
Bywa to przyczyną dramatów. Spotykam często pacjentki, które czuły się takie swobodne i młode. Wciąż miały czas. Nie chciały być jeszcze żonami, matkami, lecz właśnie dziewczynami. A potem, gdy mają trzydzieści parę lat i związek z kimś im się rozpadł, są przestraszone, co się z nimi stanie. Czy kiedykolwiek będą matkami. I czują, że dały się oszukać złudzeniom, że wciąż są dziewczynami.”
Witam po przerwie Alex :)
Model nr. 3 jest oczywisty, choć trudno będąć często wychowanym na romantycznych filmach, piosenkach, książek, zdać sobie z tego sprawę.
Tym bardziej, że panuje również moda na kredyt lub dziecko jako spoiwo związku. Często jednak to spoiwo szybku krzuszeje.
A odpowiedź na oświadczenie osoby „szukam drugiej połówki” jest znakomita. Pozwolę sobie ją stosować :)
Ewo,
Napisałas:
„Przy okazji: mam wrażenie, że wiele osób uważa, że uczucia (niezależnie od tego czy i jak je nazywamy) między partnerami muszą być silnie powiązane z oddawaniem lub zawłaszczaniem (niekiedy posiadaniem)całej przestrzeni życiowej i czasu.”
Zgadzam się z Tobą.
Ewo,
Nie bez powodu użyłem cudzysłów wokół wyrazu spaja ;)
pozdrawiam, Artur
Całą relację damsko-męsko można by opisać jako zmieniający się układ w czasie. Nie zdziwiłbym się gdyby model 1 z czasem przestał odpowiadać obu osobom i zmienił się w model 2 lub 3. Często pierwsze/licealne/gimnazjalne miłości są właśnie totalnym zatraceniem (model 1) i czasami udaje im się wyjść poza ten schemat i stworzyć coś bardziej zrównoważonego.
Tutaj dochodzę do sedna sprawy. Ludzie się zmieniają i chyba tempo oraz częstotliwość tych przełomowych zmian wpływa zasadniczo na trwałość związku.
Jedna z osób w relacji może najprościej w świecie z niej 'wyrosnąć’.
Wypadałoby chyba szukać ludzi którzy krytycznie patrzą na swoje życie i są gotowi do zmian.
Nie podoba mi się natomiast podejście 'ucieczkowe’. W pewnym momencie wypada już zacząć walczyć o związek. Inaczej z nikim nigdy nie uda się stworzyć stabilnej relacji. Trwała, długotrwała relacja z kimś jest chyba jednym z bardziej satysfakcjonujących elementów życia. (że nie wspomnę z ewolucyjnego punktu widzenia to jesteśmy tutaj by przekazać swoje geny dalej)
Jeśli cały czas będziemy uciekać z relacji bo coś się psuje to obudzimy się z 40 na karku i spora dziura emocjonalną. Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności i bez poczucia bezpieczeństwa.
To mój pierwszy komentarz tutaj mimo, że czytam chyba od 3 lat. Mam nadzieje że nie ostatni :)
Witam wszystkich :-)
Pozwolę sobie zgodzić się z Aleksem w części dotyczącej modelu pierwszego (moim zdaniem to utopia) oraz drugiego (moim zdaniem to prosta droga do frustracji) i nie zgodzić się co do modelu trzeciego. W założeniu ograniczenie relacji z drugim człowiekiem do tych elementów, które nas łączą prowadzi do nawiązania satysfakcjonującego związku z drugim człowiekim i ogranicza konieczność uciążliwej pracy nad związkiem. Moim zdaniem równie dobrze można na tej zasadzie stworzyć nudny związek, w którym jedyną łączącą relacją jest wspomniany wyżej kredyt lub dziecko, a właściwe życie każdej z uczestniczących w tym związku osób toczy się gdzie indziej.
Różnica moim zdaniem tkwi w świadomości z jaką podchodzimy do tworzenia relacji. Niektórzy ludzie zaczynają z wygórowanymi oczekiwaniami budowanymi w oparciu o romantyczne filmy a kończą w relacji dom-praca-dzieci-kredyt i zastanawiają się (albo się właśnie nie zastanawiają), gdzie podziały się ich marzenia. Inni budują swoje związki ze świadomością, że absolutne połączenie dusz jest niemożliwe, więc z góry ograniczają się do tego, co w danej relacji jest dla nich najwartościowsze – dzięki temu mogą być szczęśliwi – dopóki funkcjonuje ten element relacji.
Powinnam jeszcze napisać jaki jest moim zdaniem fundament dobrego związku. Zgadzam się, że nie jest to kwestia wybrania najbardziej do nas pasującej osoby, ale z drugiej strony ważne jest wybranie osoby, która podziela najistotniejsze dla nas w życiu wartości.
Zgadzam się, że nie ma sensu dążenie do ścisłego połączenia mojego życia z życiem drugiej osoby, ale z drugiej strony realizując swoje pasje biorę pod uwagę to jak wpłyną na mój związek.
To czym różni się moje podejście od podejścia Alexa to stosunek do pracy nad związkiem (myślę, że ten element jest konieczny – chociaż przypuszczam, ze różni nas definicja pracy nad związkiem – nazwałabym ją raczej pielęgnowaniem relacji) i do zakończenia zwiazku – ja nie biorę pod uwagę tego, że może się on skończyć. Uważam, że są związki, które kończą się wyłącznie w chwili śmierci jednego z partnerów – zaliczam do nich relacje z własnymi rodzicami, dziećmi oraz rodzicami własnych dzieci. Najciekawsze w moim związku jest to, jak zmienia się w czasie – i jak my oboje zmieniamy się pod wpływem wszystkiego, co przynosi życie.
Elżbieta wyraziła dokładnie moje przekonania w kwestii związków. Też zgadzam się z jej oceną pierwszych dwóch typów relacji. Trzeci uważam za zbyt idealną wizję, ponieważ sprawia ona wrażenie, że udany związek nie wymaga pracy, wystarczy tylko znaleźć odpowiednią osobę, u której ileś cech się pokrywa z naszymi, a w reszcie dajemy sobie wzajemnie wolność.
W praktyce udany związek wymaga pracy, bo te odmienne cechy wcześniej czy później zaczną się zazębiać. Ważne jest jednak to, by pracować nad związkiem a nie nad partnerem (bo wtedy mamy model drugi), a poza tym pracować nad nim wspólnie. Podstawą zatem udanego związku musi być udana komunikacja i dialog między partnerami. I faktycznie, np. moje doświadczenie pokazuje, że pary, które ze sobą szczerze rozmawiają, mają łatwiej a ich związki są bardziej satysfakcjonujące, mimo dzielących różnic.
Marcin i cytat z „MARII DE BARBARO”
Myślę, że kluczowy jest tu zwrot
„Spotykam często pacjentki”.
Jak się szuka szczęśliwego piwosza to trzeba pójść na Oktoberfest, a nie do poradni AA.
Szczęśliwej singielki nie znajdziemy na kozetce terapeuty w poradni.
Witajcie
Elżbieta napisała:
Zgadzam się z całą Twoją wypowiedzą. Zwłaszcza ze stwierdzeniem, że to jest pielęgnowanie relacji. Ktoś kiedyś napisał, że miłość nie jest nam dana raz na zawsze, ale że trzeba cały czas ją pielęgnować – jak ogródek. Jeśli zbyt długo będziemy odpoczywać, robaki nam ten ogródek zniszczą.
Maciek napisałeś:
„W praktyce udany związek wymaga pracy, bo te odmienne cechy wcześniej czy później zaczną się zazębiać. Ważne jest jednak to, by pracować nad związkiem a nie nad partnerem (bo wtedy mamy model drugi), a poza tym pracować nad nim wspólnie.”
Dokładnie tak jak mówisz, pracować nad związkiem, a nie partnerem. To chyba najczęściej popełniany błąd. Tak to już jesteśmy skonstruowani, że o wiele łatwiej przychodzi nam szukanie problemu poza nami.
RobertP napisałeś:
„Szczęśliwej singielki nie znajdziemy na kozetce terapeuty w poradni.”
Coś w tym jest. Problem myślę polega na tym, że te pacjentki były tymi szczęśliwymi singielkami, ale ze względu na takie, a nie inne podejście wpadły w mały kłopot po rozstaniu.
Witajcie
Ewo, tak właściwie ubrałaś dokładnie w słowa to, co chciałam przekazać mówiąc o „szczerości w odczuciach”. We wspólnym „obszarze” może być miejsce na wspólne doznania duchowe, jednak nie musi… Myślę, że dość istotne jest by obie strony dokładnie wiedziały jak się mają ich uczucia, odczucia w stosunku do partnera, czy mieszczą się we wspólnym obszarze (ja to rozumiem jako: czy odczucia odnośnie relacji są podobne).
Napisałaś: „Przy okazji: mam wrażenie, że wiele osób uważa, że uczucia (niezależnie od tego czy i jak je nazywamy) między partnerami muszą być silnie powiązane z oddawaniem lub zawłaszczaniem (niekiedy posiadaniem)całej przestrzeni życiowej i czasu.”
Gdy byłam sporo młodsza jeden raz popełniłam błąd z rodzaju „wypełniania całej przestrzeni życiowej”. Od tamtej pory na szczęście mam inne nastawienie, choć obserwuję w bliskim otoczeniu podobne sytuacje. Niestety (a właściwie „stety” :) ) miałam okazję poznać paru mężczyzn, którzy wyznając tę zasadę, chcieli mnie niejako w złotej klatce, jednak po dość szybkim czasie zorientowali się, że nie jestem żółtym kanarkiem ;)
Pozdrawiam
@Alex
Temat jest dla mnie nudny, ponieważ dość nietypowo podchodziłem do związków – przed poznaniem mojej żony trwały one nie dłużej niż miesiąc. Po prostu okazywało się po jakimś czasie, że albo mi, albo drugiej osobie nie pasuje i dawaliśmy sobie spokój.
Żonę znam 8 lat (od 2 lat jesteśmy małżeństwem) i jakoś nam się nie nudzi… Trafił swój na swego :-).
Co do „naukowości” chodziło mi tylko o sposób prezentacji i pewne oczywiste uproszczenie. Nie czepiam się tego (i nawet rozumiem taką potrzebę). Po prostu w relacjach damsko-męskich (zresztą ogólnie towarzyskich) działałem „na wyczucie” i może dlatego takie dywagacje są dla mnie obecnie trochę nudne. Zresztą odbyłem już bardzo dużo rozmów z różnymi osobami na ten temat.
Co do „nie mają prawo istnieć”.
Oczywiście, także moje doświadczenie pokazuje, że istnieją. Ale moim zdaniem to prędzej czy później coś się w tych relacjach psuje, coś pęka i zarówno model 1. i 2. dążą do modelu 3.
I jeszcze:
„Zdarzały mi się relacje damsko-męskie wynikające z bardzo podobnego podejścia do niektórych jej aspektów ”
Tak, ale zawsze jest pewien element „inności”, coś na co my nie mamy odwagi, coś co nas pociąga, co nas inspiruje. Elementy wspólne zawsze są – raz jest ich mniej, raz więcej i w pewnych aspektach pewnie trudno tego uniknąć (np. jaki jest kompromis gdy jeden z partnerów chce mieć dzieci, a drugi kategorycznie nie chce ich mieć?). Ale są też elementy inności. I dobrze, bo to jest budujące i ciekawe. Ja poprzez coraz lepsze poznawanie mojej żony (zresztą zanim ją poznałem, myślałem, że to ja jestem „wariatem”) poznaję także siebie. Czasem ciężko się zastanowić, dlaczego zachowujemu się tak, a nie inaczej – łatwiej obserwować drugą osobę i zastanowić się, dlaczego ona postępuje inaczej niż my.
Agnieszka Ryczko
Ten trzeci model też może prowadzić do bardzo intensywnych uczuć, ze względu na jego charakter w przeważającej większości pozytywnych.
Kwestia przywiązania wymagałaby najpierw dokładniejszej definicji – co to właściwie jest? Inaczej ryzyko błędnej interpretacji jest dość duże, dlatego nie odpowiadam na razie na te część Twojego pytania.
Piszesz o „szczerości w odczuciach”, masz na myśli w stosunku do samego siebie? W stosunku do innych możemy raczej mówić o „otwartości w okazywaniu uczuć”
Jwojtas
Może tak być, że te trzy podejścia tworzą pewną ścieżkę ewolucji naszych relacji. U mnie tak było, ale niekoniecznie musi to być uniwersalne u każdego.
RysiuM
Nie wypowiadam się o parach jednopłciowych z braku osobistych doświadczeń w tym zakresie, a to ma być blog praktyka :-)
Arkadiusz Zieliński
Piszesz: „Świetnie pytanie! Zmusza drugą osobę do refleksji”
Niekoniecznie, zobacz sam :-) Niektórzy będą zdziwieni, a nawet oburzeni, że je zadałeś.
Pytasz: „Czy możliwe jest mieszkanie razem pod jednym dachem i prowadzenie “wspólnego domu” i życie wg. modelu 3”
Nie mam odpowiedzi, której mógłbym udzielić z poczuciem pewności że tak jest. Znam parę, która funkcjonując na podobnej zasadzie prowadzi dom i wychowuje wspólne dziecko, ale jak to naprawdę wygląda to nie wiem.
Ja, odkąd postanowiłem funkcjonować według tego trzeciego podejścia mam mieszkanie w którym (na stałe) mieszkam tylko ja i nie zamierzam tego zmieniać.
Artur Jaworski
Piszesz: „Nic chyba tak nie “spaja” związków jak kredyt”
Chyba nawet czytałem artykuł na ten temat :-)
Rozumiem, że to spajanie piszesz z przymróżeniem oka :-)
Ewa W
W pełni zgadzam się z tym, co napisałaś Arturowi
Bardzo ładnie napisałaś: „“jeśli mnie kochasz, to musisz mnie brać z całym dobrodziejstwem inwentarza” jest według mnie błędne :-) i jest wynikiem mocno zakorzenionych stereotypów”.
Wielu ludzi na takie stwierdzenie „musisz” wzrusza ramionami i myśląc „muszę prędzej czy później umrzeć i to wszystko” zaczyna się rozglądać wśród pozostałych paru miliardów ludzi :-)
Paql
Byłoby pięknie, gdyby tajników relacji damsko-męskich zaczęto uczyć w szkole choć mam moje wątpliwości kto miałby to naprawdę dobrze robić.
Do takich rzeczy trzeba doświadczenia (czyli popełnienia odpowiedniej ilości głupstw i błędów) a nie wiedzy książkowej.
Marcin Grabkowski
Dziękuje za link. Aż mam ochotę ustosunkować się do wielu stwierdzeń tamtego artykułu w osobnym poście.
Arkadiusz Józefowicz
Witaj na naszym blogu :-)
Na samym początku muszę trochę z Tobą podyskutować :-)
Piszesz: „W pewnym momencie wypada już zacząć walczyć o związek. Inaczej z nikim nigdy nie uda się stworzyć stabilnej relacji”
Czy to ma oznaczać, iż wyobrażasz sobie, że o jakiś związek powalczymy a w nagrodę dostaniemy stabilna i trwała relację??
Obawiam się że życie nie funkcjonuje w ten sposób.
Dalej stwierdzasz: „Trwała, długotrwała relacja z kimś jest chyba jednym z bardziej satysfakcjonujących elementów życia.”
Zgoda pod warunkiem, że cena płacona za taką relacje nie jest zbyt wysoka.
Niezupełnie podoba mi się określanie sytuacji, kiedy stwierdzam, że dana relacja mi nie odpowiada „ucieczką”. Spróbuj to słowo zastąpić „rozsądnym działaniem” a zobaczysz jak zmieni Ci się percepcja.
Tak samo, kiedy stwierdzasz: „Jeśli cały czas będziemy uciekać z relacji bo coś się psuje to obudzimy się z 40 na karku i spora dziura emocjonalną.”
Piszesz to z własnego doświadczenia? Ja mam ponad 50 lat i nie obserwuje u siebie „dziury emocjonalnej”, a patrząc na ostatnie 20 lat moich relacji damsko-męskich, to mimo mnóstwa czasem bolesnych i/lub kosztownych błędów nie zamieniłbym tych wrażeń i doświadczeń na żadne inne.
Ciąg dalszy moich odpowiedzi wkrótce….
Arkadiusz,
napisałeś:
– “Jeśli cały czas będziemy uciekać z relacji bo coś się psuje to obudzimy się z 40 na karku i spora dziura emocjonalną.”
– “W pewnym momencie wypada już zacząć walczyć o związek. Inaczej z nikim nigdy nie uda się stworzyć stabilnej relacji”
Istnieje niebezpieczna pułapka w takim podejściu:
Można bowiem wnioskować, że aby być pełną w znaczeniu emocjonalnym osobą (bez „dziury emocjonalnej”) i tworzyć stabilny związek trzeba w którymś momencie powiedzieć sobie „stop, zostaję w tym związku bez względu na to, czy mi w nim dobrze czy źle” i bez względu na cenę wytrwać w związku nawet niesatysfakcjonującym…
Warto brać też pod uwagę, że zakończenie relacji nie jest tożsame z ucieczką z relacji!
A „walka o związek” (w odróżnieniu od np. pielęgnowania dobrych relacji) to według mnie złe i bardzo szkodliwe sformułowanie.
Jeśli wypiszecie słowa kojarzące się z walką, to będą to m. in.: agresja, cierpienie, zmaganie, siła, konflikt, przegrany, straty, ranni, zabici, zwycięzca, przegrana, wygrana, remis…
To chcecie zapraszać do swojego związku? To ma go zbudować i cieszyć w nim?
W efekcie walki są wygrani i przegrani. Czy jak „powalczę o związek” z partnerem (bo z kim innym miałabym walczyć, z losem?), to go pokonam i będzie super? Niekoniecznie, bo będę wtedy dzielić życie z przegranym… Dla mnie to brzmi bardzo smutno.
Zamiast walczyć o związki lepiej tworzyć dobre relacje!
Pozdrawiam, Ewa
Dzień dobry wszystkim!
Myślę sobie, że jest jeszcze jeden rodzaj relacji damsko-męskiej, a w zasadzie miłości. Relacji, która skutecznie opiera się schematom psychologii ewolucyjnej, racjonalnym analizom, transakcjom win-win i temu podobnym. Miłości, która jest jak czyste jezioro i ciepła, sierpniowa noc. Miłości, która nie pyta o nic. W tej miłości muszą się spotkać, na pewnym etapie swojego życia, dwa ciała i dwie pokrewne dusze. Nie spajają się w jeden element, bo są istotami wolnymi i pełnymi. Nie tworzą a priori zbioru wartości wspólnych. Tworzą za to nową wartość, byt uczuciowy i nieuchwytny, który nie uszczupla ich jestestw. W tym związku elementy codziennego życia nie wysuwają się na pierwszy plan: są, ale tylko niektóre z nich, twórczym dopełnieniem metafizycznych imponderabiliów. Te zaś miałkie i banalne czynniki, które mogą związkowi szkodzić są pomijane lub – o ile są konieczne do funkcjonowania – traktowane rutynowo. Nie znaczy to bynajmniej, że racjonalne, przyziemne komponenty są nieważne z punktu widzenia jakości związku. Wręcz przeciwnie, właśnie w nich przejawia się ów geniusz miłości, choć każdy z tych składników związku jest mu podporządkowany.
Taką miłość nazwałbym miłością romantyczną z wybranymi elementami racjonalnymi.
Elżbieta
Piszesz: „W założeniu ograniczenie relacji z drugim człowiekiem do tych elementów, które nas łączą prowadzi do nawiązania satysfakcjonującego związku z drugim człowiekiem i ogranicza konieczność uciążliwej pracy nad związkiem. Moim zdaniem równie dobrze można na tej zasadzie stworzyć nudny związek, w którym jedyną łączącą relacją jest wspomniany wyżej kredyt lub dziecko, a właściwe życie każdej z uczestniczących w tym związku osób toczy się gdzie indziej.”
Oczywiście, że tak może być :-) Nawet najlepsze składniki można użyć do przygotowania nudnego i mało pożywnego posiłku :-)
Czy to źle świadczy o składnikach?
Słusznie zauważasz: „Niektórzy ludzie zaczynają z wygórowanymi oczekiwaniami budowanymi w oparciu o romantyczne filmy a kończą w relacji dom-praca-dzieci-kredyt i zastanawiają się (albo się właśnie nie zastanawiają), gdzie podziały się ich marzenia.”
Będę się cieszył, jeśli lektura tego blogu uchroni choć jednego Czytelnika przed taka koleją losu.
Napisałaś: ” realizując swoje pasje biorę pod uwagę to jak wpłyną na mój związek.”
Co powiesz na moje, dokładnie odwrotne podejście, a mianowicie takie dobieranie związków i relacji, aby pozytywnie wpływały one na realizacje moich pasji? Czy jest coś w tym złego? Nie jest to bardziej sensowne, zwłaszcza z długofalowego punktu widzenia?
Różnimy się też w kwestii kiedy mówisz: „ja nie biorę pod uwagę tego, że może się on (związek) skończyć.”
Ja zdaje sobie sprawę, że każdy związek w danej formie kiedyś się kończy i traktuje to jako naturalny proces. To powoduje chęć jeszcze intensywniejszego przeżywania pozytywnych relacji, dopóki trwają. Co jest w tym złego?
Maciek
Zgadzam sie z Tobą w kwestii „moje doświadczenie pokazuje, że pary, które ze sobą szczerze rozmawiają, mają łatwiej a ich związki są bardziej satysfakcjonujące, mimo dzielących różnic.”
Co do reszty… to sam wiesz :-)
RobertP
Bardzo dobre porównanie :-)
Marcin Grąbkowski
Obiecałem ustosunkować się do tamtego artykułu w osobnym poście, więc teraz tylko krótko.
Piszesz: „Problem myślę polega na tym, że te pacjentki były tymi szczęśliwymi singielkami, ale ze względu na takie, a nie inne podejście wpadły w mały kłopot po rozstaniu.”
W oryginalnym artykule było: „A potem, gdy mają trzydzieści parę lat i związek z kimś im się rozpadł, są przestraszone, co się z nimi stanie.”
Wiesz kiedy w takiej sytuacji jesteś przestraszony/a? Kiedy nie miałeś/łaś w życiu wystarczająco dużo okazji do nabrania praktycznego doświadczenia w nawiązywaniu bliskich relacji z płcią przeciwną bo zamiast po prostu powymieniać ewidentnie niepasujących partnerów spędziłeś/spędziłaś kilka lat na bezsensownej „pracy nad związkiem”. Tylko dlatego, bo media i filmy sugerują, że tak trzeba???
Agnieszka Ryczko
Piszesz: „Niestety (a właściwie “stety” :) ) miałam okazję poznać paru mężczyzn, którzy wyznając tę zasadę, chcieli mnie niejako w złotej klatce,..”
To nie jest tylko męska specjalność :-)
Panie tez lubią fajnych facetów (towar deficytowy na rynku) wsadzać do klatki, nawet niekoniecznie złotej :-)
Krzysztof
Piszesz: „…dość nietypowo podchodziłem do związków – przed poznaniem mojej żony trwały one nie dłużej niż miesiąc. Po prostu okazywało się po jakimś czasie, że albo mi, albo drugiej osobie nie pasuje i dawaliśmy sobie spokój.”
Bardzo rozsądne podejście, powiedz to tym specjalistom od „walki o związek” :-)
Co do reszty, dziękuję za wyjaśnienie Twojego punktu widzenia.
Ewa W
Dziękuję za bardzo ciekawa wypowiedź
Pozdrawiam wszystkich
Alex
dart,
Brzmi nieźle, acz nie w brzmieniu istota.
Czy możesz przełożyć ten filozoficzno-poetycką wypowiedź na bardziej zrozumiały komunikat posługując się jednoznacznymi i zrozumiałymi pojęciami?
Pozdrawiam, Ewa
Witam :-)
Alex
Pytasz, czy fakt, że nawet z najlepszych składników mozna stworzyć beznadziejne danie świadczy źle o składnikach – odpowiadam – nie świadczy, ale potwierdza moją tezę, że świadomość włanego działania ma duże znaczenie – tak samo przy gotowaniu jak i tworzeniu związków.
Pytasz: „Co powiesz na moje, dokładnie odwrotne podejście, a mianowicie takie dobieranie związków i relacji, aby pozytywnie wpływały one na realizacje moich pasji? Czy jest coś w tym złego? Nie jest to bardziej sensowne, zwłaszcza z długofalowego punktu widzenia?” – Na początku chciałabym podkreślić, że w żadnym elemencie mojej wypowiedzi nie chciałam oceniać Twojego podejścia, a tylko skupiłam się na wyliczeniu różnic wynikających z moich osobistych doświadczeń. Nie widzę niczego złego w Twoim podejściu, chociaż z długofalowego punktu widzenia moje wydaje mi się bardziej sensowne i właściwe dla mnie. Zauważ, że w moim związku zdecydowałam się wychować dzieci, a jest to wieloletni proces, więc jestem zainteresowana długotrwałą relacją. Twoje podejście mogę wypróbować w relacjach z innymi ludźmi i myślę, że może to być ciekawe doświadczenie :-)
Jeśli chodzi o zakończenie związku – masz rację mówiąc „każdy związek w danej formie kiedyś się kończy” jednak w przypadku wyliczonych przeze mnie związków dla mnie istotne jest, żeby jedną formę w sposób naturalny zastąpić kolejną – także wartościową, podobnie jak dzieje się to w przypadku relacji z dorastającym dzieckiem.
I na koniec – ponieważ traktuję swój związek jako ten „na resztę życia” staram się przeżywać go jak najintensywniej – ponieważ nie chciałabym któregoś dnia obudzić się obok człowieka, z którym nic mnie nie łączy. Jak dotąd to podejście się sprawdza – mam na koncie ponad 16 lat satysfakcjonującej relacji z drugim człowiekiem. Trudno powiedzieć czy umiałabym równie udany związek stworzyć z innym człowiekiem – jak dotąd nie miałam ochoty próbować – ale ogólnie jestem przekonana, że byłabym szczęśliwa także jako singielka :-)
Moim zdaniem „walka o związek” pojawia się wtedy, gdy związek przechodzi ewolucję i zmienia się jeden model w drugi (oczywiście ewolucja może być tymczasowa i po jakimś czasie wrócić do poprzedniego stadium).
Wydaje mi się, że taka walka pojawia się wtedy, gdy dwójka ludzi zaczyna się sobą nudzić, jakieś nawyki zaczynają drugą osobę denerwować itd. Tak bywa najczęściej w pierwszym i drugim modelu, kiedy brakuje świeżości, nutki tajemnicy i wolności.
Wtedy pojawia się temat „walki o związek”, czyli zmiany dotychczasowych przyzwyczajeń, standardowych zachowań. Podczas „walki” ;) pojawiają się często elementy trzeciego modelu. Niestety bywa, że po chwilowej poprawie następuje powrót do tego co było wcześniej.
Gdyby założyć, że taki odwrót nie nastąpi to można byłoby uznać, że walka o związek może być bardzo dojrzałym objawem. Objawem, który świadczy o zmieniających się potrzebach partnerów i umiejętności dostosowywania podejścia do związku tak aby nadal ich wzbogacał i uskrzydlał.
Niestety tak świadome podejście obu osób zaangażowanych w związek stosunkowo rzadko występuje w naturze.
Alex,
Napisałeś: „Nie bardzo rozumiem dygresji o specjalizacji w odniesieniu do tego tekstu. Wyjaśnij to proszę bliżej.”
Specjalizacja zawodowa, ale także prywatna – zainteresowania, podejście do ludzi. Kiedyś dość mocno naginałem się do partnerów – praca, życie. Jednak, z czasem, owa elastyczność wyszła mi bokiem.
Dziś już wiem, że najlepiej robić to, co się lubi i potrafi najlepiej, a naginać siebie w określonych sytuacjach – gdy widzę perspektywę korzyści.
Być może, powyższe wygląda trywialnie, ale takie miałem, nierzadko bolesne, doświadczenia. :)
Pozdrawiam ciepło!
Sokole Oko
Sokole Oko,
napisałeś: „[…] a naginać siebie w określonych sytuacjach – gdy widzę perspektywę korzyści”.
Co rozumiesz pod „naginać siebie”?
bo to zdanie o naginaniu siebie dla przyszłych korzyści zabrzmiało mi niemal jak „dla korzyści mogę zrobić wszystko” – rozumiem, że nie o to Ci chodzi? :-)
Pozdrawiam, Ewa
Ewa W.,
Wspominając, „[…] naginać siebie w określonych sytuacjach […]”, miałem na myśli tylko określone sytuacje.
Co do korzyści, to czerpie je już z samego przebywania z ludźmi, którzy mają swoje pasje i rozwijają siebie, zamiast zmieniać otoczenie.
Nie robie już „wszystkiego” dla partnera, ostatnio nawet mało. Druga strona nie musi być w pełni usatysfakcjonowana, jeżeli ma to realizować moim kosztem. :)
Pozdrawiam!
Sokole Oko
Sokole Oko
ok, teraz jasne, dziękuję :-)
Ewa
Ewo, wezwany przez Ciebie do tablicy, stawiam się grzecznie :).
Dziękuję za cenną uwagę, rzeczywiście napisałem trochę nie na temat i w stylistyce niezgodnej z racjonalnym tematem poruszonym przez Aleksa. Alex pisał o namacalnych aspektach związku, a ja poszybowałem gdzieś w niebiosa.
W związku z tym, nie chcąc tu śmiecić off-topami, pozwól proszę, że do metafizycznych faktorów relacji miłosnej, odniosę się na Twoim blogu, przy okazji stosownej notki.
Pozdrawiam, Darek
dart,
Nie odebrałam Twojego komentarza jako off-top, a jedynie język i forma komunikacji sprawiły, że nie jest dla mnie jasny Twój pogląd, zatem trudno mi z nim dyskutować i trudno się zgadzać. Stąd poprosiłam o bardziej zrozumiały i konkretny przekaz.
Na przykład zdanie „Te zaś miałkie i banalne czynniki, które mogą związkowi szkodzić są pomijane lub – o ile są konieczne do funkcjonowania – traktowane rutynowo.” Przez kogo są tak traktowane? Co to są dla Ciebie te miałkie i banalne czynniki (konkretnie)?
To co dla jednych miałkie i banalne – dla innych takie nie jest. A to tylko fragment Twojej wypowiedzi.
Zapraszam Cię oczywiście na mój blog :-)i do komentowania.
Wprawdzie nie mam w planach poruszania kwestii związanych z uczuciem miłości w relacjach i prowadzenia dyskusji o „metafizycznych faktorach relacji miłosnej”, niemniej wszystko może się zdarzyć. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Kiedyś, przejęta ideą „dwóch połówek”, bardzo się stresowałam, bo bałam się, że np. nigdy nie odnajdę tej drugiej, albo co będzie, jak się pomylę? Warto więc dodać, że 1. podejście jest stresogenne:)Z tym podejściem zrobiłam porządek przed swoim ślubem. Uświadomiłam sobie po prostu, że ta koncepcja zaprzecza podstawowemu prawu-wolności wyboru. Pracując z młodymi ludźmi, którzy zamierzają się pobrać, dzielę się tym swoim odkryciem. Są bardzo zdziwieni i nieco rozczarowani.
Cieszę się, Alex, że na tym blogu o wiele więcej osób ma szansę spotkać się z tym podejściem.
Ciąg dalszy pisany z ekspresu Warszawa-Berlin
Elżbieta
Nie odbierałem Twoich wypowiedzi jak oceny :-)
Piszesz: „..chociaż z długofalowego punktu widzenia moje wydaje mi się bardziej sensowne i właściwe dla mnie. „
Jeżeli tak uważasz, to tak jest, tym bardziej że z Twojego dalszego tekstu wynika, że w tych Twoich przedsięwzięciach jesteś zadowolona z rezultatów, a to przecież bardzo bardzo istotne kryterium oceny. Moje gratulacje!
Ja, przy zupełnie innych założeniach życiowych pozostanę przy moim.
Mówisz: „ponieważ traktuję swój związek jako ten “na resztę życia” staram się przeżywać go jak najintensywniej – ponieważ nie chciałabym któregoś dnia obudzić się obok człowieka, z którym nic mnie nie łączy. „
Ja też staram sie przeżywać relacje (nie lubię słowa”związek”, bo to od wiązania – wolałbym określenie „uskrzydlacz”) jak najintensywniej, przy czym zwracam uwagę, aby dla obydwu stron były to pozytywne przeżycia. Jeżeli przestają, to po jakiś rozsądnych próbach poprawy sytuacji …. już wiesz co robię :-)
W ten sposób nie grozi mi budzenia się obok osoby, z którą mnie nic pozytywnego nie łączy.
Stwierdzasz: „ogólnie jestem przekonana, że byłabym szczęśliwa także jako singielka „
Wielkie brawa, wreszcie kobieta, która jest 16 lat z kimś bo naprawdę chce, a nie dlatego bo boi sie „samotności”
Jeszcze raz gratulacje!
Kasia
Moim zdaniem „walka o związek” ma miejsce albo wtedy, kiedy partnerzy w jakimś zakresie nie całkiem pasują do siebie a mimo tego przynajmniej jedna strona próbuje wtłoczyć ten zakres w obszar wspólnej relacji, albo kiedy rozwój partnerów doprowadził do takiego niedopasowania.
W tym drugim przypadku można albo walczyć o związek, albo uświadomić sobie gdzie jest ten nowy obszar wspólny i z niego stworzyć nową relację. Dość typowe przemiany tego rodzaju, to z pary miłosnej robi się para ludzi, którzy chętnie robią wspólny biznes (bo ciągle mają wzajemne zaufanie do umiejętności i uczciwości partnera), spotykają się na ciekawych rozmowach (bo pasują do siebie intelektualnie), lub po prostu uprawiają tylko ze sobą seks, bo akurat na tej płaszczyźnie wyśmienicie zaspokajają wzajemne potrzeby. Możliwości jest bez liku, po co walczyć o coś co pozostało tylko w wyobrażeniach?
Sokole Oko
Ciągle mam kłopot z połączeniem określenia „specjalizacja” z naginaniem się do potrzeb innych ludzi :-)
Anet.
Piszesz: „Kiedyś, przejęta ideą “dwóch połówek”, bardzo się stresowałam, bo bałam się, że np. nigdy nie odnajdę tej drugiej, albo co będzie, jak się pomylę? „
Nie Ty jedna :-) :-)
Do tego u wielu ludzi dochodzi poczucie mniejszej wartości, jeśli długo tej „połówki” nie moga znaleźć. Może ta cała dyskusja ulży komuś pod tym względem :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Masz rację Alex, będę uważniej czytał i formułował swoje myśli;].
W między czasie widzę, że ciekawa rozmowa się rozwinęła.
Pozdrawiam,
Leszek
Alex,
Dzięki za zwrócenie uwagi – mnie także czegoś zabrakło w mojej wypowiedzi. :)
Wracając do „specjalizacji” i naginania się – z perspektywy czasu. Ze względu na duży potencjał komunikacyjny, zawierałem kiedyś duże ilości znajomości, bez przesiewania ludzi przez sito. Byłem na tyle elastyczny – z własnej woli – aby sprostać potrzebom innych. Kiedy z garnka zaczał wylewać się kwas, postanowiłem coś zmienić – lepiej wybierać.
Wracając do Twojego punktu trzeciego i relacji z partnerem życiowym…
Specjalizuję się w nawiązywaniu i utrzymywaniu kontaktów z ludźmi. Robię to zawodowo (praca), co wynikło z komunikacyjnych potrzeb charakteru – cięzko jest to rozdzielić. Mam pewną pasję, o której wiedzą moi dobrzy znajomi, partner oraz niektórzy kontrahenci. Oni także mają swoje, niekoniecznie takie same. Dzięki temu możemy się nawzajem inspirować.
Z powyższego powodu, w życiu prywatnym, stawiam na pasje – sprzedawanie ich ludziom oraz czerpanie z innych pasji. Nie trzeba na siłę szukać podobieństw pomiędzy partnerami. Oczywiście, dobrze jest, gdy są pewne wspólne elementy, jednak same zarażanie pasjami jest bardzo ciekawym procesem. Ze zdrowej pasji bije optymizm – tego warto doświadczać.
Co prawda, ostatni słowo pasja stało się niezłym chwytem marketingowym, jednak w miarę rozgarnięty człowiek jest w stanie wyczuć, czy to nie jest przynęta na zwierza. Dzięki kontaktowi z prawdziwymi pasjonatami, zacząłem fotografować, pisać teksty, szukać nowych dróg. Inspiracje przychodzą głównie ze środowiska zróżnicowanego. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Sokole Oko
Ewo, w związku interesują mnie następujące pola (nazywam to sobie roboczo EIIRE):
– eros.
– intymność,
– intelekt,
– rozwój,
– emocje.
Reszta ( najczęściej są to właśnie te miałkie i banalne rzeczy, z powodu których związki się rozbijają) nie wchodzi, moim zdaniem, w skład relacji romantyczno-racjonajnej. Inne ważne osoby (dzieci, rodzina, znajomi) i rzeczy (pieniądze, dobra materialne) nie są elementami związku, co nie oznacza, że są lekceważone. Po prostu funkcjonują poza nim.
dart,
bardzo Ci dziękuję za ten komentarz :-)i dla mnie czytelne przedstawienie Twojego poglądu.
Ja nie nazwałabym tej „reszty” miałkimi i banalnymi rzeczami – jak Ty to robisz. :-) Nie zmienia to faktu, że bliskie mi jest Twoje podejście (tak przynajmniej wnioskuję z tego, co przeczytałam teraz).
To, co określasz jako rzeczy miałkie i banalne – nie należy do związku czy relacji, choć w wielu przypadkach (w praktyce wielu związków) ma na związek wpływ (jaki – to od nas zależy).
O tym pisał Alex m. in. w poście „Związek a zarobki partnerów” (http://alexba.eu/2009-08-25/rozwoj-kariera-praca/zwiazek-pieniadze/) czy w poście „Kwestie materialne…” (http://alexba.eu/2009-09-06/rozwoj-kariera-praca/zwiazek-pieniadze2/), gdzie m.in. czytamy:
„Jeśli spojrzymy na całe spektrum możliwych interakcji z bliskim człowiekiem, z którym mamy romantyczną relację, to możemy podzielić je na dwie dość odmienne od siebie płaszczyzny:
•Płaszczyzna uczuciowo-emocjonalna : miłość, bliskość, ciepło, zrozumienie, dobra komunikacja, intymność, pieszczoty, dobry seks itp.
•Płaszczyzna materialno-finansowa: kwestie utrzymania się, zakupów, mieszkania, kredytów, wspólnoty gospodarczej wszelakiego rodzaju itp.”
W tych obszarach wskazanych przez Ciebie jako należących do związku nie wszystko według mnie też musi być w całości zbiorem wspólnym. Bo np. nie wszystkie zainteresowania muszą być wspólne, kierunki rozwoju także mogą być różne, emocje nie zawsze muszą być identyczne etc. :-)
Według mnie to, co teraz napisałeś, wcale nie jest w konflikcie z opisanym przez Alexa modelem 3. a nawet jest temu bardzo bliskie.
W pełni podzielam Twoje podejście, że są obszary, sprawy czy rzeczy, które należą do oddzielnie każdego z partnerów i to, co należy do relacji, związku. :-) Nie warto tego mieszać.
Pozdrawiam, Ewa
Witaj Alex po krótkiej (albo i nie) przerwie.
Moje podejście do związków w bardzo znaczącej mierze pokrywa się z Twoim, na co wpływ ma pewnie także i to, że ten blog w wielu sprawach znacząco otworzył mi oczy.
Jako uzupełnienie Twojego artykułu dodam, że ten post tyczy się związków typowo tymczasowych, nie mówiąc krótkich. Ja nie wyobrażam sobie za to, aby sprawdzał się w związkach małżeńskich, które z definicji mają występować jako wieczne (a jak jest naprawdę to inna kwestia). W każdym razie chciałbym podkreślić to, że Twoje podejście sprawdza się bardzo dobrze, kiedy naszym celem jest czerpanie przyjemności ze związku przez jakiś czas, a nie układania sobie razem życia (mam tu na myśli wspólny dom, wspólne finanse, dzieci itd.)
Czy uważasz, że takie podejście sprawdzić się może we wszystkich typach związków?
Paweł Kuriata,
piszesz do Alexa:
„chciałbym podkreślić to, że Twoje podejście sprawdza się bardzo dobrze, kiedy naszym celem jest czerpanie przyjemności ze związku przez jakiś czas, a nie układania sobie razem życia (mam tu na myśli wspólny dom, wspólne finanse, dzieci itd.)”.
Pozwól zatem na kilka ważnych pytań:
Co jest celem tegoż „układania sobie razem życia” według Ciebie?
Albo inaczej: Co to znaczy mieć „ułożone życie” z kimś? Gdybyś mógł to określić bardziej szczegółowo, jakie jest według Ciebie to „ułożone życie”?
Czy czerpanie przyjemności jest w centrum czy na marginesie tego życia?
Przy okazji:
Bardzo często młodym ludziom starsi(głównie rodzina) doradzają: „ożeń się, ułóż sobie życie z jakąś fajną dziewczyną, ustatkuj się” lub podobne. Ale mało kto zastanawia się, co to znaczy „ułóż sobie życie” i to „ustatkuj”. Tym bardziej przy okazji takich postów, jak ten post Alexa. warto sobie określić, co kryje się pod takimi powtarzanymi sformułowaniami i co to znaczy w kontekście całego życia. Bo z wielu komentarzy można wnioskować że (w uproszczeniu) przyjemności to tylko w krótkotrwałych relacjach, a dom, mieszkanie i wspólne gospodarstwo (bez przyjemności) – to na całe życie. Ale skoro bez przyjemności, to po co?
Pozdrawiam, Ewa
Paweł Kuriata:
jeszcze jedna ważna sprawa: „w związkach małżeńskich, które z definicji mają występować jako wieczne” – to w związkach małżeńskich, które z definicji mają występować jako wieczne” – to założenie jest prawdziwe tylko w odniesieniu do związków małżeńskich ludzi wierzących, których religia tak wnosi. Nie ma to zupełnie zastosowania w przypadku par wiążących się ślubem cywilnym. Przeczytaj sobie choćby treść zobowiązań przy ślubie cywilnym.
Ewa
Dziękuję za odpowiedź Ewo.
Pisząc swój komentarz nie wiedziałem jakich dokładnie słów użyć, aby dokładnie określić co mam na myśli.
Napisałaś:
„Bardzo często młodym ludziom starsi(głównie rodzina) doradzają: “ożeń się, ułóż sobie życie z jakąś fajną dziewczyną, ustatkuj się”” I właśnie chodzi mi o ludzi, którzy dokładnie takie podejście do związków dziedziczą od rodziców, a później sami je przekazują swoim dzieciom.
Oczywiście, że można czerpać przyjemności mając wspólne gospodarstwo, dzieci i ogólnie dużo wspólnych rzeczy. Jednak taki związek staje się wiążący i wyjście z niego staje się dość trudne, a nawet bardzo trudne w przypadku dzieci, które się razem wychowuje.
Trzeci model Alexa rozumiem jako dzielenie się w związku tym, co nie jest kłopotliwe, a jedynie czystą przyjemnością, nie wymagającą „pracy” nad związkiem. W tym modelu pozostaje dość znaczna sfera życia, która zupełnie związku nie dotyczy. Nie wiem czy sie jasno wyraziłem, mam nadzieję, że tak.
Ewo, czy Ty odebrałaś mój komentarz jako krytykę związków małżeńskich? Jeśli tak, to wcale tego nie chciałem wyrazić.
Przy okazji, że piszę do Ciebie, to poruszę kwestię Twojego wcześniejszego komentarza.
Napisałaś:
„A “walka o związek” (w odróżnieniu od np. pielęgnowania dobrych relacji) to według mnie złe i bardzo szkodliwe sformułowanie.
Jeśli wypiszecie słowa kojarzące się z walką, to będą to m. in.: agresja, cierpienie, zmaganie, siła, konflikt, przegrany, straty, ranni, zabici, zwycięzca, przegrana, wygrana, remis…”
Czytając tą wypowiedź i biorąc pod uwagę Twoje wcześniejsze, nie tylko z tego postu, mam wrażenie, że niektóre sformułowania niepotrzebnie bierzesz pod lupę. Przyglądając się naszemu językowi doszedłem do wniosku, że nie warto w niektórych tworach tegóż języka rozważać każdego zdania słowo po słowie. Dla przykładu, „próby spełzły na niczym” raczej nie ma jakiegoś określonego logicznego sensu. Po co zajmować się słowem „pełzać” jak nie ma ono tutaj żadnego znaczenia?
Z walką o związek jest podobnie, uważam, że jest to sformułowanie metaforyczne. Sam traktuje to jako walczyć o związek=pracować nad związkiem. Nie rezygnować od razu, po pierwszej hossie. Dlatego nie zgadzam się z Tobą, że walka o związek to sformułowanie krzywdzące.
Pozdrawiam. :)
Paweł,
dziękuję za szybką reakcję na mój komentarz. Pytasz „czy Ty odebrałaś mój komentarz jako krytykę związków małżeńskich?” – nie i mam wrażenie, że mój komentarz do Ciebie niczego takiego nawet nie sugeruje :-)
W komentarzu do dart’a napisałam wcześniej „są obszary, sprawy czy rzeczy, które należą do oddzielnie każdego z partnerów i to, co należy do relacji, związku. :-) Nie warto tego mieszać.”. Dart zresztą ładnie te obszary wyodrębnia. Ja tutaj dodam – nawet jeśli się prowadzi wspólne gospodarstwo domowe:-)(czego akurat ja nie jestem orędowniczką).
Jeśli celem małżeństwa (związku formalnego czy prowadzenia wspólnego gospodarstwa) nie będzie wspólne dorabianie się (szeroko rozumiane), a radość wspólnych doznań, przyjemność z relacji (nie tylko fizyczna a i intelektualna czy duchowa), to schemat 3 Alexa wtedy jest według mnie realizowalny (możliwy do realizacji).:-)
Wymaga to jednak refleksji i przemyślenia zanim wejdzie się w taki związek. Zakładanie, że „jakoś się ułoży”, „takie jest życie”, „popracujemy nad tym”, a jak trzeba to „powalczymy o związek” :-) według mnie jest poważnym błędem.
Co do słów – są słowa czy zwroty, których wiele osób używa bezrefleksyjnie („bo tak się mówi”), a w moim odczuciu warto używać języka świadomie. Bo to, co i jak mówimy często dość mocno rzutuje na nasz sposób działania i energię, jaką dysponujemy. Ale to oczywiście tylko mój pogląd i moje doświadczenie. :-)
W odniesieniu do walki pisałam, że „szkodliwe” a nie „krzywdzące”, a to różnica. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Witam,
Ogolnie to sie zgadzam z wypowiedzia Alexa, tez podoba mi sie trzeci rodzaj zwiazku. Jednak sadze ze wazne jest zdanie Alexa ktore mowi ze :”życiu mamy zazwyczaj do czynienia z bardziej skomplikowanymi konstelacjami.” Podany model jest dosc duzym uproszczeniem. Sadze tak poniewaz „Ten obszar, w którym sprawy toczą się względnie bezproblemowo i wzbogacająco dla obydwu stron staje się całą relacją” nie jest takie latwe do zrealizowania. Chyba najczesciej problemem tu moze byc wspolne zycie lub dzieci gdy trzeci model moze wbrew woli byc czesciowo zmieszany z drugim. Np. po prosto mam ze swoja partnerka rozne poglady na wychowanie potomstwa choc w innych obszarach zycie swietnie nam sie wiedzie. Oczywiscie rozumiem i akceptuje ze mozno niechciec dzieci ale ja chce:)
A wiec model popieram,bardzo mi sie podoba ale w praktyce moze byc ciut trudniej.
Alexie,
czytam Cie od dluzszego czasu. Ten wpis, hmm… swietny jak wiekszosc. Po dekadzie doswiadczen i przemyslen w tej materii, smiem twierdzic, ze doszedlem do identycznych stwierdzen. Z No1 slusznie wskazujesz na slowo „polowka”. Tego nie rozgryzlem, choc mowilem o tym innymi slowami. Duza czesc ludzi uzywa tego slowa w odniesieniu do calej calosci. W No 3 doszedlem do polowy tego co napisales, w z wiazku z czym przyspieszyles proces „dochodzenia do doskonalosci” :). Pozdrawiam serdecznie, ps. jesli mozliwe, napisz kiedy bedzie bieganie po wwie na mail, jestem zainteresowany :-)
Witam.
Bardzo ciekawy artykuł zmuszajacy do zastanowienia.
Nurtuje mnie co rozumiecie (Alex, czy inni uczestnicy dyskusji) pod słowem strefa wolna. Bez problemu zgodziłbym się, żeby moja partnerka miała jakies hobby, w którym ja bym nie uczestniczył (jeśli ona np. jeżdzi ekstremalnie na rowerze górskim, sprawie jej to przyjemność i „wyluzowuje ją” to OK. Trudno żeby ja z nią to realizował, gdybym po 15 minutach lekkiej jazdy miał dość. Rozumiem, ze kobieta chce sie realizować zawodowo i powinna to robić (choc wiadomo, ze trzeba nie można przez to olewac rodziny). Ale nie potrafiłbym zgodzić sie, aby moja partnerka chodziła np. sama (bez ze mnie) na jakieś nocne imprezy, albo spotykała się z innymi meżczyznami (nie widze opcji, żeby ona miała w sferze intymnej kogos innego, choćby „przelotnie”) i oczywiście vice-versa.
Na szybko myśle, ze dla mnie najlepsza byłaby hybryda 2 z 3. Jest część wspólna, którą możemy czerpać na maxa, cześc „uwspólniona” na drodze kompromisu i cześć wolna (choć o której druga strona wie i poprostu ją akceptuje)
Jak widac moja hybryda jest blizsza 2 niż 3 i gdybym miał wybierać miedzy 2 i 3 wybrałbym 2. Ale zastanawia mnie w jaki sposób mój tok myslenie implikuje problemy….
Marco,
Strefa wolna, w moim rozumieniu, jest to obszar przeznaczony dla każdego partnerów z osobna, na realizację swoich indywidualnych potrzeb, gdzie niekoniecznie jest nam po drodze z partnerem.
Dla jednego człowieka to będą studia, kurs czy warsztaty. Ktoś inny pójdzie do kina ze znajomymi, na gatunek filmu, którego nie lubi partner. A niektórzy wolą się zaszyć w domu czy lesie.
Natomiast nie bardzo rozumiem Twoich obaw, o nocne imprezy partnerki. Sugerujesz, że mogłaby tam znaleźć kogoś innego – na jakiej podstawie?
Pozdrawiam ciepło,
Sokole Oko
Dla mnie także temat związków już nieco nudzi, aczkolwiek cieszę się z nowego wpisu i możliwości podyskutowania :)
Odnosząc się do stwierdzenia, że „istnieje pewien wspólny obszar charakterów, zainteresowań i potrzeb” przyznam, że nie do końca rozumiem. W zasadzie to każdą z tych trzech rzeczy rozpatruję osobno i w zupełnie inny sposób.
Jeśli chodzi o sferę zainteresowań, hobby, zajęć to jak najbardziej ilustracja numer trzy dobrze oddaje także moje podejście. Jeśli jeżdżę konno to osoby, z którą jestem nie będę za sobą ciągać na stadninę, jeśli nie ma o tym zielonego pojęcia i woli swoj czas spożytkować na inne zajęcia, choć oczywiście jeśli będzie chciała mi towarzyszyć „to jest mile widzianym gościem”. Bardzo cenię sobie możliwość spędzania czasu sama ze sobą realizując swoje pasje i pomysły. Pamiętam pary z liceum, które chciały robić wszystko razem, cały czas poświęcać sobie, zabierać siebie nawzajem wszędzie, gdzie się da. A jak się nie dało to rezygnowali. Śmieszno- straszne. A różnorodność w sferze zainteresowań rzeczywiście bardzo wzbogaca. Dzięki drugiej osobie można obcować z czymś nowym, nauczyć się wiele, dowiedzieć, spędzać wspólnie czas w ciekawy sposób. Choć to w zasadzie tyczy się każdej bliższej relacji, nie tylko związku.
Natomiast nie bardzo wiem, w jaki sposób mogłabym wnieść tylko niektóre z moich cech charakteru do związku. W czyjejś obecności mam być tylko tą pół sobą, którą ten ktoś w pełni akceptuje? Nie wydaje mi się, by cechy charakteru to było coś, czym można tak dowolnie żonglować. Przynajmniej ja bym nie czuła się z tym ani dobrze ani w porządku. Zdecydowanie jestem za tym, by swoją osobowość odkrywać w pełni.
Co do sfery potrzeb to cóż, chyba właśnie stąd wzięło się to utarte powiedzenie o drugiej połówce. O osobie, która w pojedynkę zaspokoi nasze potrzeby z wielu dziedzin. Dość naiwne podejście i, niestety, rozpowszechnione. Uważam, że zaspokojenia swoich potrzeb jak najbardziej należy szukać poza związkiem (poza pewnymi wyjątkami wcześniej ustalonymi jak np. potrzeby seksualne). Po to, by być osobą bardziej spełnioną, szczęsliwą, co naturalnie na zadowolenie w związku się przekłada. Chociaż jeżeli już decyduję się na związek z kimś to taka osoba zaspokaja raczej więcej moich potrzeb niż mniej.
Wizualnie widziałabym te grafy nieco bardziej dynamicznie. Ludzie jako kółeczka, powoli zbliżają się do siebie, natrafiając na różne „fanty” i decydując, czy znajdą się one w sferze wspólnej, czy osobnej. Jeśli ta sfera wspólna z czasem miast rosnąć zaczyna maleć, wtedy warto się zastanowić, czy nie powiedzieć sobie do widzenia i przeobrazić nieco relację.
Nieco trywialnie opisane, ale oddaje sens tego, co mam na myśli ;)
Witam.
@ Sokole Oko.
>>>Natomiast nie bardzo rozumiem Twoich obaw, o >>>nocne imprezy partnerki. Sugerujesz, że mogłaby >>>tam znaleźć kogoś innego – na jakiej podstawie?
Tak. Dokładnie o to mi chodzi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której moja partnerka idzie na imprezę na noc, a ja zostaje w domu. W takiej sytuacji chyba bym ze stresu gryzł ściany. Na jakiej podstawie, poprostu nocne kluby są miejscem „do podrywania”,że ktoś się nam podoba fizycznie (nawet jeśli jesteśmy w związku), wiec po co stwarzać takie sytuacje… . Uważam podobnie jak Diana Cz. „trzeb jak najbardziej należy szukać poza związkiem (poza pewnymi wyjątkami wcześniej ustalonymi jak np. potrzeby seksualne).” Być może moje obawy są trochę staroświeckie… Mam np. spoko koleżankę, która nie wyobraża sobie rezygnacji z nocnych wypadów będac z kimś w związku, dla mnie taka sytuacja jest kategorycznie nieakceptowalna (oczywiście implikuje to fakt, że ja gdybym był w związku po nocach sam bym nie chodził).
Jeśli chodzi o sfere wolną, jako warsztaty, studia itp. to jak najbardziej, nawet jestem za, bo to wniesie wiele dobrego do związku (inny punkt widzenia, wiedze, doświadczenie, które pomogą mi ujrzeć być może pewne rzeczy inaczej). Nie miał bym nawet nic przeciw wypadą partnerki na imprezy „integracyjne z pracy”, gdzie towarzystwo jest mieszane i tylko dla ludzi z „wewnątrz”.
Pzdr.
Marco,
Napisałeś: „nocne kluby są miejscem “do podrywania”,że ktoś się nam podoba fizycznie (nawet jeśli jesteśmy w związku), wiec po co stwarzać takie sytuacje… .”
Miejsc i okazji do podrywania jest znacznie więcej – dla jednych klub to miejsce zabawy, dla innych – przygodnego seksu. Podrywać można nawet w parku czy w sklepie.
Jeśli Twoja partnerka będzie miała ochotę na przygodę seksualną, to i tak znajdzie okazję. To nie „okazja czyni złodzieja” ale „złodziej znajduje okazję”.
Tymczasem Ty ograniczasz , gdzie ona może bywać, a gdzie nie. To jest według mnie wyrazem braku zaufania i braku szacunku.
Może lepiej się zastanowić, czy i na ile ufasz swojej partnerce, a jeśli nie ufasz, to czy ma sens bycie razem.
Pozdrawiam, Ewa
Witam.
@Ewa
Zgadzam się z stwierdzeniem To nie “okazja czyni złodzieja” ale “złodziej znajduje okazję”. Jednak uważam także, że wszystkie problemy, która widzi kobieta (także te w sferze seksualnej jesli wystepują) powinna przedstawić swojemu partnerowi, a problem musza oni WSPÓLNIE rozwiązać. IMHO chora jest sytuacja, że jedno tłumaczy „przygodę seksualną” tym, że coś się nie układa. Taka przygoda musi implikować koniec związku bez wyjątku. Takie tłumaczenie to tak jakby ktoś tłumaczył sie, że zabił kogoś na ulicy, bo go szef w pracy wkurzył….
„Tymczasem Ty ograniczasz , gdzie ona może bywać, a gdzie nie. To jest według mnie wyrazem braku zaufania i braku szacunku”
Kompletnie się z Toba nie zgadzam. Jeśli jest to dla mnie ważne ona winna to zrozumieć. Tym bardziej, że sam stosowałbym się to tej samej zasady. Mysle, ze jest to raczej oznaka troski o zwiazek niz braku szacunku. Absolutnie nie uważam, ze jest to „uwięzienie kobiety”, czy oznaka chęci żadzenia. Gdybym widział, że ją coś denerwuje w moim postepowaniu starałbym się to zmienić, a nie wmawiał, że to jest „norma”. Tą „normę” własnie ustala sie wspólnie i dla każdej pary jest ona inna. Czasem nawet skrajnie inna. Jako przykład inności podam Ci przykład z mojego zycia. Jeden z kolegów z pracy był w związku małżeńskim, z kobieta z która miał dzieci. On i Ona mieli tez dzieci z poprzednich małzeństw. On miał kochankę, z która spedzał niektóre weekendy, a jego żona to akceptowała i nie miała nic przeciwko temu (tylko, żeby nie zaniedbywał przez to dzieci). IMO taka relacja jest skrajnie patolgiczna. Z tym nastawieniem nie powinno się zakładać rodziny, anie wchodzi w relacje o charakterze uczuciowym z kimkolwiek, co po co??
„Może lepiej się zastanowić, czy i na ile ufasz swojej partnerce, a jeśli nie ufasz, to czy ma sens bycie razem.”
Rozmawiamy niestety hipotetycznie, gdyz jestem sam.
Pozdrawiam,
Marco.
Paweł Kuriata piszesz
„Oczywiście, że można czerpać przyjemności mając wspólne gospodarstwo, dzieci i ogólnie dużo wspólnych rzeczy. Jednak taki związek staje się wiążący i wyjście z niego staje się dość trudne, a nawet bardzo trudne w przypadku dzieci, które się razem wychowuje.”
Uważam właśnie takie stwierdzenie za błędne i robiące głównie dużą krzywdę właśnie tym dzieciom.
Znam ileś par, gdzie rozwód rodziców i ułożenie przez nich życia osobno zrobił dobrze dzieciom, bo zobaczyli/lub mają szansę zobaczyć, że związek 2ch ludzi może być szczęśliwy. Inaczej wynoszą złe wzorce i sami je w swoim dorosłym życiu powielają.
Znam też dzieci z niektórych takich związków, którzy teraz jako dorośli bardzo się cieszą z rozwodu rodziców z tych w/w powodów.
Jeden dobry psychiatra powiedział, że do niego przychodzi bardzo dużo dzieci z małżeństw, które zostały ze sobą głównie z powodu tychże dzieci. I co ciekawe, w zdecydowanej większości winią za swój stan matkę, że nie odeszła, ze tkwiła w tym..
Dające do myślenia.
Pozdrawiam,
Olga
Osobiscie uwazam, ze trzeci rodzaj to opis przyjazni. Tez zwiazek. Jezeli uznamy,ze przyjazn jest najwyzsza forma milosci, to „schemat”, chociaz bardzo uproszczony, wydaje sie trafnym.
Pozdrawienia z Wloch – stad brak przepieknych polskich ogonkow i kropeczek;-)
Justyna
arco, piszesz: „Ale nie potrafiłbym zgodzić sie, aby moja partnerka chodziła np. sama (bez ze mnie) na jakieś nocne imprezy, albo spotykała się z innymi meżczyznami (nie widze opcji, żeby ona miała w sferze intymnej kogos innego, choćby “przelotnie”) i oczywiście vice-versa.”
Jakie rodzaju spotkania masz na myśli? Czy chodzi wyłącznie o spotkania intymne, seksualne, czy rozpatrujesz to jakoś szerzej?
(W zasadzie akceptuję i preferuję zaspokajanie swoich potrzeb seksualnych wyłącznie w związku, gdy w nim jestem, ale gdy się głębiej zastanowić to nie wiem dlaczego tak jest. Czym potrzeby seksualne różnią się od innych? Czemu są traktowane na „specjalnych warunkach”? Dlaczego nie mam nic przeciwko, by osoba, z którą jestem szukała innych partnera do rozmów/sportu/hobby/itp., ale nie do seksu? Z czego wynika taka zaborczość ludzi w sferze intymnej?)
Moim zdaniem wyjścia czy spotkania z kimkolwiek innym w żadnym wypadku nie przeszkadzają w związku. Albo ktoś jest uczciwy i lojalny wobec mnie bez względu na to, czy przebywa obecnie w moim towarzystwie i gdzie, albo nie jest. A jeśli mam obawy co do uczciwości partnera to znaczy, że nie jest to partner dla mnie. Nie wiem w jaki sposób „unikanie okazji” i stawianie ograniczeń (chociażby i za obupólną zgodą) w kwestii spotkań i wyjść miałoby podnieść poziom uczciwości wobec mnie u partnera.
Nie wiem jak jest w Twoim przypadku, ale dotąd z taką postawą spotkałam się u ludzi, którzy na informację „idę na kawę z Markiem/Leszkiem/Jurkiem/Alexem” reagowali pełną oburzenia serią pytań „kto to jest? skąd go znasz? co cię z nim łączy?”, co dla mnie zdecydowanie nie jest w porządku.
Szczerze mówiąc uważam, że to byłoby nawet urocze, gdyby mój przyszły partner poszedł do klubu, gdzie flirtował z kimś innym i potem żartowalibyśmy sobie razem z tego i rozmawiali o tym.
@ Diana
„Jakie rodzaju spotkania masz na myśli? Czy chodzi wyłącznie o spotkania intymne, seksualne, czy rozpatrujesz to jakoś szerzej?”
IMHO nocne wypady implikują prawdopodobieństwo kontaktów intymne. Zdaję sobie prawe, że niekonicznie musi to jak piszesz ” podnieść poziom uczciwości wobec mnie u partnera”. Jednak u mnie by tak właśnie było.
„gdy się głębiej zastanowić to nie wiem dlaczego tak jest. Czym potrzeby seksualne różnią się od innych? Czemu są traktowane na “specjalnych warunkach”? Dlaczego nie mam nic przeciwko, by osoba, z którą jestem szukała innych partnera do rozmów/sportu/hobby/itp., ale nie do seksu? ”
Przepraszam, że odpowiem pytaniem na pytanie. Czemu jęsli ktos Cię wkurzy nie dajesz mu w morde (mimo, że w danym momencie masz na to ochotę)?? Chodzi o zasady (moze moje są „nietrendy”
IMO jesli ktoś potrafi zaspakajac swoje potrzeby seksualne nie będac w związku (że je odczuwa jest rzeczą naturalna fizjologicznie), ma małe szanse na nie zdradzania będac w nim. Jesli ktoś miał nawyk „umawiania się” na sex będzie to robił nawet będac z kimś. Z drugiej strony jak myślisz ile osób tak robi będac w stałym związku lub nie bedac?
„Szczerze mówiąc uważam, że to byłoby nawet urocze, gdyby mój przyszły partner poszedł do klubu, gdzie flirtował z kimś innym i potem żartowalibyśmy sobie razem z tego i rozmawiali o tym.”
A co byś zrobiła, gdyby filtrowanie przyniosło efekt i poszedłby z nią do łóżka? Albo stwierdziłby, ze ona jest w tej chwili
„ciekawsza”. Weź pod uwage, że z biegiem czasu w związku pojawia sie monotonia w każdej sferze. Nie ma możliwości byc w kims zauroczony, zakochany na zabój do końca zycia. Jednak ta monotoanie IMO nie moze doprowadzić, że tego, że któs ma kochankę, bo w tym momencie traci w mojej opini sens cała zabawe w związek….
Pzdr, Marco.
Wreszcie mam chwilę, aby przełączyć się na język ojczysty i zabrać głos tutaj :-)
Na początku ważna uwaga: Kilkoro z Was stwierdziło, że temat relacji damsko-męskich jest dla was nudny i to jest oczywiście istotny sygnał dla mnie. Mimo tego jeszcze troche na ten temat popiszę, bo moje obserwacje wykazują, że nieuświadomienie sobie tego, jak złożony temat to bywa i jak różne są ludzkie podejścia do niego powoduje, że bardzo wiele mądrych i wrażliwych osób jest z tego powodu nieszczęśliwych. Sam wiem jak bardzo profitowałbym, gdyby 20 lat temu ktoś zwrócił mi uwagę na pewne sprawy, do których musiałem dochodzić metoda dość kosztownych i nieprzyjemnych błędów. Jeżeli ktoś może skorzystać z takich doświadczeń i dyskusji, nawet dochodząc do całkiem odmiennych wniosków niż ja, to myślę że warto.
A teraz do rzeczy :-)
Sokole Oko
Piszesz: „Ze względu na duży potencjał komunikacyjny, zawierałem kiedyś duże ilości znajomości, bez przesiewania ludzi przez sito. „
ja też tak robię :-) różnica pojawia się w nastepnym kroku: „Byłem na tyle elastyczny – z własnej woli – aby sprostać potrzebom innych. „
Ja tutaj dokonuję szybkiej selekcji :-)
Wspominasz „..dobrze jest, gdy są pewne wspólne elementy, jednak same zarażanie pasjami jest bardzo ciekawym procesem. „
Zgoda, pod warunkiem że jest to dobrowolne i wynikające z wewnętrznych potrzeb ob ydwu stron
Paweł Kuriata
Piszesz: „..ten post tyczy się związków typowo tymczasowych, nie mówiąc krótkich. „
Zdefiniuj prosze co rozumiesz przez związek tymczasowy a co przez jego przeciwieństwo :-)
Powołujesz sie na małżeństwo. W świecie zachodnim ok 50% małżeństw się rozwodzi (w Polsce trochę mniej) a z tej pozostałej połówki wiele związków zdegenerowało sie do wspólnoty gospodarczej itp.
Dalej wspominasz: „Twoje podejście sprawdza się bardzo dobrze, kiedy naszym celem jest czerpanie przyjemności ze związku przez jakiś czas, a nie układania sobie razem życia (mam tu na myśli wspólny dom, wspólne finanse, dzieci itd.) „
W moim trzecim podejściu też układasz sobie życie i to ze znacznie większym prawdopodobieństwem dłuższego trwania szczęśliwej relacji niż w tych dwóch pierwszych.
Czy do tego potrzebny jest wspólny dom? Po co wspólne finanse???? To tylko komplikuje proces wyszukiwania partnera i zwiększa ryzyko komplikacji nie dając w zamian jakiś znaczących korzyści z punktu widzenia jakości związku. Dzieci komplikują to jeszcze bardziej.
Ewa W
Teraz przeczytałem Twój wnikliwy komentarz, dziekuję
Zdania: „Bo z wielu komentarzy można wnioskować że (w uproszczeniu) przyjemności to tylko w krótkotrwałych relacjach, a dom, mieszkanie i wspólne gospodarstwo (bez przyjemności) – to na całe życie. Ale skoro bez przyjemności, to po co? „
sa super :-)
Paweł Kuriata
Pozwól, że wtrące moje 3 grosze do Twojej odpowiedzi Ewie W „Czytając tą wypowiedź i biorąc pod uwagę Twoje wcześniejsze, nie tylko z tego postu, mam wrażenie, że niektóre sformułowania niepotrzebnie bierzesz pod lupę. „
Takie branie pod lupę zarówno wyrażeń, które używamy sami, jak i tych używanych przez innych jest bardzo cenne (oczywiście nie robimy tego 24/7 :-)) Pozwala to np. odkryć różne nieuświadomione programy i założenia rozmówcy
To jest bardzo obszerny temat wykraczający poza ramy tego postu.
Twoja metaforyczna „walka o związek” tez wiele mówi o podejściu i rodzajach działań, które gotów byłbyś podjąć. Dla niektórych osób stwierdzenie „jestem gotów walczyć o nasz związek” może być odstraszające, zdajesz sobie z tego sprawę?
Antek
Piszesz: „Sadze tak poniewaz “Ten obszar, w którym sprawy toczą się względnie bezproblemowo i wzbogacająco dla obydwu stron staje się całą relacją” nie jest takie łatwe do zrealizowania. „
Ten trzeci model jest bardzo łatwy do zrealizowania, bo obejmuje sprawy, które niejako tocza się same :-) Wyzwaniem jest znalezienie partnerów do takich relacji, bo większość społeczeństwa, zwłaszcza ludzie przed 40 ma kompletnie odmienne, często niestety dość nierealistyczne wyobrażenia o naturze długotrwałych relacji międzyludzkich.
Osito
Pytasz: „jesli mozliwe, napisz kiedy bedzie bieganie po wwie na mail, jestem zainteresowany „
Na razie jestem w rozjazdach a do tego mam małą kontuzję stopy. Wpisz się na listę sms-owa Power Walk
Marco
Piszesz: „Na szybko myśle, ze dla mnie najlepsza byłaby hybryda 2 z 3. „
Wiesz, że hybrydy dziedziczą nie tylko zalety każdego z jednostkowych składników, ale też i wady? W praktyce te wady czesto niestety przeważają, dlatego zalecam ostrożność przy takich eksperymentach.
Piszesz: „Ale nie potrafiłbym zgodzić sie, aby moja partnerka chodziła np. sama (bez ze mnie) na jakieś nocne imprezy, albo spotykała się z innymi meżczyznami (nie widze opcji, żeby ona miała w sferze intymnej kogos innego, choćby “przelotnie”) i oczywiście vice-versa. „
Dobrze, że wprowadzasz takie ograniczenia dla obydwu stron :-) To wcale nie jest takie oczywiste, bo są ludzie, którzy biorą sobie wszelka możliwą wolność w związku, ale biada jeśli partner/ka chce skorzystać z tego samego.
Jeżeli znajdziesz partnerką o identycznych poglądach (w praktyce, nie w teorii :-)) to masz już dobry poczatek. Z drugiej strony są relacje, gdzie solowe wyjścia na różne imprezy są normalne i akceptowalne przez oboje partnerów. Dotyczy to też osób związanych małżeństwem i wychowujących dzieci. Sam znam takie pary i to w różnym wieku.
Jeśli chodzi o strefę wolną to ładnie wytłumaczył to Sokole Oko
Diana Cz.
Dziekuję za wnikliwą analizę :-)
Pisząc „istnieje pewien wspólny obszar charakterów, zainteresowań i potrzeb” nieco uprościłem mając na myśli te wszystkie aspekty bycia człowiekiem, które pasują u obydwu partnerów. Zależało mi na podkreśleniu, że chodzi tutaj o dopasowanie w wielu aspektach, stąd też wylądowały tam charaktery. W żadnym wypadku nie miałem na myśli „W czyjejś obecności mam być tylko tą pół sobą, którą ten ktoś w pełni akceptuje? „
Zgadzam się z Twoją wypowiedzią „Dość naiwne podejście i, niestety, rozpowszechnione. Uważam, że zaspokojenia swoich potrzeb jak najbardziej należy szukać poza związkiem ..”
Jest to oczywiście kwestia porozumienia sie obojga partnerów.
Jesli chodzi o te rysunki, to jak juz wspomniałem sa one pewnym uproszczeniem, ale chodziło o przekazanie pewnych ogólnych koncepcji.
Piszesz: „Jeśli ta sfera wspólna z czasem miast rosnąć zaczyna maleć, wtedy warto się zastanowić, czy nie powiedzieć sobie do widzenia i przeobrazić nieco relację. „
Po co? Dopóki istnieje ta strefa wspólna, to mamy przecież relację, która wzbogaca obie strony. To nie musi być jedyna relacja dla każdego z partnerów :-)
Marco
Sam piszesz: „Mam np. spoko koleżankę, która nie wyobraża sobie rezygnacji z nocnych wypadów będac z kimś w związku, dla mnie taka sytuacja jest kategorycznie nieakceptowalna „
Czyli ludzie mają po prostu bardzo różne nastawienia i zamiast je zmieniać u innych wystarczy po prostu poszukać takie osoby, których podejście nam odpowiada, nieprawdaż?
Piszesz: „Jeśli jest to dla mnie ważne ona winna to zrozumieć. „ Nie gniewaj się, ale to jest bardzo optymistyczne założenie, zwłaszcza jeśli mówimy o długotrwałej relacji.
Spójrzmy dalej na Twoją wypowiedź: „Gdybym widział, że ją coś denerwuje w moim postepowaniu starałbym się to zmienić, a nie wmawiał, że to jest “norma”. „
A gdyby tym denerwującym ją elementem w związku było Twoje zakazywanie jej solowego chodzenia na imprezy? Też starałbyś się zmienić? :-) Z Twoich wypowiedzi wcale to nie wynika.
Dalej wspominasz o parze dorosłych ludzi: „On miał kochankę, z która spedzał niektóre weekendy, a jego żona to akceptowała i nie miała nic przeciwko temu (tylko, żeby nie zaniedbywał przez to dzieci). „
Piszesz o nich: „IMO taka relacja jest skrajnie patolgiczna. Z tym nastawieniem nie powinno się zakładać rodziny, anie wchodzi w relacje o charakterze uczuciowym z kimkolwiek, co po co?? „
Z całym szacunkiem, kto daje Ci prawo tak kategorycznego osądzania ludzi, którzy będąc w pełni władz umysłowych zawarli porozumienie będące OK dla wszystkich zainteresowanych???
Polecam przemyślenie słów z Biblii „Nie sądź abyś nie był osądzonym”.
Piszę to z własnego doświadczenia, bo jak byłem dość młodym facetem, to też tak osądzałem według arbitralnie przyjętych kryteriów i było to dla mnie bardzo szkodliwe.
Doceniam (naprawdę!!) Twoją otwartość kiedy piszesz: „Rozmawiamy niestety hipotetycznie, gdyz jestem sam”
Znam taka sytuację, przeczytaj proszę jeszcze raz moje ostatnie zdanie z poprzedniego akapitu
Pozdrawiam wszystkich
Alex
@Alex
„Wiesz, że hybrydy dziedziczą nie tylko zalety każdego z jednostkowych składników, ale też i wady?”
Zdaje sobie z tego sprawe, mimo to musze eksperymentować i szukać najlepszego rozwiazania (niestety jego znalezienie nie jest uzależnione tylko ode mnie).
„Jeżeli znajdziesz partnerką o identycznych poglądach (w praktyce, nie w teorii ) to masz już dobry poczatek.”
Jednak sprawdzenie tego na początku w praktyce jest bardzo trudne (przynajmniej ja jeszcze nie znalazłem na to sposobu). Dla mnie wymaga to czasu, który nie zawsze jest mi dany.
„Czyli ludzie mają po prostu bardzo różne nastawienia i zamiast je zmieniać u innych wystarczy po prostu poszukać takie osoby, których podejście nam odpowiada”
Dokładnie tak zrobiłem, choć na początku nie było to dla mnie aż tak oczywiste.
„Z całym szacunkiem, kto daje Ci prawo tak kategorycznego osądzania ludzi”
Masz rację nie mam takiego prawa i powinniem nad tym pracować, żeby zrozumieć, że to co jest dobre dla mnie nie musi być dobre dla innych. Świadczy to w pewnym sensie o „wąskości” moich horyzontów. Nietety.
„Doceniam (naprawdę!!) Twoją otwartość”
Jestem tutaj anonimowy :) A zrozumienie swoicjh potrzeb w sferze damsko-meskiej i ich spełnienie jest rzeczą kluczową do osiagnięcia szczęscia.
Dzięki rady.
Ciekawa dyskusja i ciekawy blog.
Alex, chciałbym Ci zadać jedno pytanie. Na ile uniwersalne są rady, których udzielasz dotyczące budowania związków? Konkretyzując; czy jest możliwe zastosowanie ich w skali całego społeczeństwa i prawidłowe funkcjonowanie tegoż społeczeństwa w długiej perspektywie, na przykład kilku pokoleń?
Bardzo jestem ciekaw Twojej opinii.
Pozdrawiam,
Marcin
@ Marco
„IMHO nocne wypady implikują prawdopodobieństwo kontaktów intymne.”
No własnie moim zdaniem nie. Nie bardziej niż jakiekolwiek inne zajęcia. Traktuję je na równi ze spotkaniami w pracy, hobby, wyjściami ze starymi przyjaciółmi lub czymkolwiek innym. Albo rozumiem, że ktoś jest ze mną, bo chce i nie zamierza utrzymywać kontaktów intymnych z innymi i ufam tej osobie w tym względzie, albo nie i czynniki takie jak sposób spędzania czasu i pora wyjść nie ma żadnego znaczenia.
„Jesli ktoś miał nawyk “umawiania się” na sex będzie to robił nawet będac z kimś.”
Nie wiem w jaki sposób to z siebie wynika. Nie rozumiem, skąd taki wniosek. Dla mnie nie jest to jednoznaczne. Jeśli jestem sama i chcę się z kimś „umawiać na seks” to się umawiam, a jeśli jestem w związku i nie chcę to się nie umawiam, to dwie różne sprawy, dwie różne decyzje.
„Z drugiej strony jak myślisz ile osób tak robi będac w stałym związku lub nie bedac?” I znów powraca wielokrotnie przewijające się pytanie co rozumiesz pod pojęciem stały związek. I jakie taki rodzaj związku rości sobie prawo do „wyłączności seksualnej”, a do innych nie. Próbuję znaleźć coś, co to od siebie odróznia.
„A co byś zrobiła, gdyby filtrowanie przyniosło efekt i poszedłby z nią do łóżka? Albo stwierdziłby, ze ona jest w tej chwili
“ciekawsza”. Weź pod uwage, że z biegiem czasu w związku pojawia sie monotonia w każdej sferze. Nie ma możliwości byc w kims zauroczony, zakochany na zabój do końca zycia. Jednak ta monotoanie IMO nie moze doprowadzić, że tego, że któs ma kochankę, bo w tym momencie traci w mojej opini sens cała zabawe w związek….”
A w mojej opinii „zabawa w związek” jak to nazywasz traci sens, gdy wkrada się owa monotonnia w każdej sferze.
A przyczyn „pójścia do łóżka” partnera z kimś innym nie upatrywałabym w mojej tolerancji wobec jego flirtowania, tylko w jego decyzji, na którą ja, ani żadne ograniczenia w tej materii wpływu nie mają. A gdyby się dana osoba okazała się ciekawsza ode mnie jak najbardziej by mnie to cieszyło, że mojemu partnerowi dane było ją poznać. Świat jest pełen ciekawszych ludzi od nas samych i wspaniale, kiedy można ich spotkać. Próba odgrodzenia partnera od wchodzenia w bliższe relacje z ludźmi, którzy okazaliby się ciekawsi ode mnie w obawie o utrzymacie związku świadczy chyba nie najlepiej o nas samych i naszym zaufaniu wobec drugiej osoby.
@ Alex
„Zależało mi na podkreśleniu, że chodzi tutaj o dopasowanie w wielu aspektach, stąd też wylądowały tam charaktery. W żadnym wypadku nie miałem na myśli „W czyjejś obecności mam być tylko tą pół sobą, którą ten ktoś w pełni akceptuje?””
Dziękuję za wyjaśnienie :) Mimo uproszczeń, które usiłowałam omówić, rozumiem główną myśl i się z nią zgadzam.
„Po co? Dopóki istnieje ta strefa wspólna, to mamy przecież relację, która wzbogaca obie strony. To nie musi być jedyna relacja dla każdego z partnerów”
Osobiście wolałabym, żeby „strefa wspólna” z osobą, z którą jestem w związku była dosyć spora. Gdy zaczyna być coraz mniejsza, wolałabym przejść na relację czysto przyjacielską. Ale to kwestia indywidualna. Niepotrzebnie uogólniłam.
Alex napisałeś:
„Czy do tego potrzebny jest wspólny dom? Po co wspólne finanse???? To tylko komplikuje proces wyszukiwania partnera i zwiększa ryzyko komplikacji nie dając w zamian jakiś znaczących korzyści z punktu widzenia jakości związku. Dzieci komplikują to jeszcze bardziej.”
Odpowiedź na pierwsze dwa pytania oczywiście brzmi z mojej strony – nie!
Swoją wypowiedzią chciałem zwrócić uwagę na to, że mnóstwo osób (przynajmniej z moich obserwacji podejść ludzi, którzych znam) często ma podejście monogamiczne – partner jest potencjalnym partnerem na całe życie ze wspólnym majątkiem, finansami i w odpowiednim czasie dziećmi. Oczywiście wiele związków, choć z założenia mają być „na całe życie” rozpada się (jak wspomniałeś około 50% małżeństw) – jednak ja mówię o założeniach, a nie realizacji praktycznej tych założeń.
Jak wspomniałeś Twoje podejście zazwyczaj przynosi lepsze relacje=często dłuższy związek, jednak czytając Twój post mam nieodparte wrazenie, że jest to podejście dobre, jednak dla ludzi z monogamicznym nastawieniem niewykonalne.
@Alex i Ewa W
„Czy to ma oznaczać, iż wyobrażasz sobie, że o jakiś związek powalczymy a w nagrodę dostaniemy stabilna i trwała relację??”
Wydaje mi się że co próbowałem powiedzieć to, że w pewnym momencie należałoby wejść w odpowiedni kanał komunikacyjny i spróbować rozwiązać problemy niż rzucić wszystkim i szukać szczęścia z inną osobą. Nie oszukujmy się, na świecie nie ma ideałów i faktem jest że im lepiej kogoś poznamy tym bardziej wzrasta szansa na zobaczenie danej osoby w negatywnym świetle. Poznamy drugą osobę w sytuacjach 'przy murze’ kiedy to wychodzi z człowieka więcej prawdy.
I teraz pytanie: zakładając, że o danej osobie wiemy bardzo dużo (pozytywnych i negatywnych rzeczy) to dlaczego mielibyśmy uciekać z relacji i szukać szczęścia z inną osobą? Od pewnego momentu jesteśmy winni drugiej osoby odrobinę (większa lub mniejszą) dbania o dobrą relację.
Swego czasu zaczytałem się w następującym artykule: http://en.wikipedia.org/wiki/Triangular_theory_of_love
Z niego próbowałem sobie kilka spraw zanalizować i 3 składnik, commitment (czyli zobowiązanie) to ten składnik, którego mi czasami brakuje w tutejszych rozważaniach.
Wydaje mi się że gdy znajdziemy odpowiednią osobę, u której wykryjemy zdolność do krytycznego spojrzenia na rzeczywistość oraz własne ja to jest to najważniejsza cecha jakiej można szukać u partnera. Chęć do wspólnej ewolucji gwarantuje dynamikę. Gdy zaś mamy ruch to nawet jeśli stworzymy toksyczna relacje (model 1) nic nie stoi na przeszkodzie by zamienić ją w model trzeci. Musimy jednak tego chcieć oboje. Wtedy mamy okres walki i nowego ustalania porządku. Słowo walka zastąpmy reorganizacją, brzmi lepiej.
Dodatkowo zobowiązanie to doskonały przykład wspomnianej tutaj liny asekuracyjnej. Nie wymagam od nikogo trwania w toksycznym związku ale rzucenie drugiej osobie liny asekuracyjnej to w pewnym momencie nasz moralny obowiązek.
W mojej opinii bez zobowiązania nie będzie poczucia bezpieczeństwa w związku. Wiem także, że poczucie bezpieczeństwa potrafi rozleniwić ale to już temat na osobny artykuł.
No a z 40 letnim doświadczeniem to rzeczywiście wyraziłem się zupełnie nie precyzyjnie. Moja wina. Wydaje mi się tylko, że do czegoś takiego może dojść.
Alex,
Marco pisze: „Zdaje sobie z tego sprawe, mimo to musze eksperymentować i szukać najlepszego rozwiazania (niestety jego znalezienie nie jest uzależnione tylko ode mnie).”
Naprawdę wierzysz że młody człowiek (taki do 40) jest w stanie sensownie skorzystać z takich postów?
Lub inaczej zbudować uskrzydlacza bazując na Twoich doświadczenia, nie mając podobnych własnych?. Czy da się to zrobić bez zebrania paru blizn, bez przechodzenia przez wszystkie podejścia?
Piszesz: „Sam wiem jak bardzo profitowałbym, gdyby 20 lat temu ktoś zwrócił mi uwagę na pewne sprawy, do których musiałem dochodzić metoda dość kosztownych i nieprzyjemnych błędów.”
Jakie konkretnie sprawy masz na myśli ?
Może większym problemem jest trwanie w toksycznych relacjach i sama tak często w komentarzach wymieniana „walka o związek” niż techniczne umiejętności sprawnego doboru partnera.
No cóż, po raz kolejny mogę napisać, że te posty o związkach do mnie nie trafiają, ale wierze że wiesz co robisz.
Nie mam jeszcze 40 lat, ale bazując na moim przypadku widzę, że w pewnych tematach po prostu trzeba się pokaleczyć, a uskrzydlacze do takich należą.
Trochę mi to przypomina naukę pływania bez wchodzenia do basenu. Dla jednych takie posty będą oczywistą oczywistością, dla innych kompletną abstrakcją. Jakoś czuję, że nie ma tych pośrodku, no ale to tylko moje subiektywne odczucia.
Pozdrawiam, Artur
@ Diana Cz.
Widzę, że wywiązała się ciekawa wymiana zdań, będąca pochodną naszych rozbieżnych osądów.
„No własnie moim zdaniem nie. Nie bardziej niż jakiekolwiek inne zajęcia.”
OK. Jestem w stanie się z Tobą zgodzić, że tak jest w przypadku większości kobiet. Jednakże moje podejścia do tej sprawy jest mocno zakorzenione we mnie (po prostu, za dużo widziałem na tego typu „imprezach”), abym umiał to zmienić. Choć być może byłoby to możliwe.
„Dla mnie nie jest to jednoznaczne. Jeśli jestem sama i chcę się z kimś “umawiać na seks” to się umawiam, a jeśli jestem w związku i nie chcę to się nie umawiam”
Widzisz dla mnie rzeczą niemożliwą jest utrzymywanie kontaktów cielesnych z kobietą, z którą nie jestem związany emocjonalnie. Czy moje podejście jest dziwne?
Czuje też dystans do kobiety, która takie praktyki stosuje – potrafi iść „do łóżka” bo jej się podoba i tyle. Zdaję sobie sprawę, że znaczna większość zarówno kobiet jak i mężczyzn nie będąc z związku takie kontakty seksualne utrzymuje. Czyż nie jest tak?
„ I znów powraca wielokrotnie przewijające się pytanie co rozumiesz pod pojęciem stały związek”
Związek, w którym jestem związany z kobietą emocjonalnie a później fizycznie. Jak pisałem wyżej innych relacji nie preferuje. Jest dla mnie ważniejsze zaspokojenie potrzeb emocjonalnych niż fizycznych.
„A w mojej opinii “zabawa w związek” jak to nazywasz traci sens, gdy wkrada się owa monotonnia w każdej sferze.”
Wydaję mi się mało prawdopodobne by monotonia się nie wkradła po np. 20 latach małżeństwa.
„ gdyby się dana osoba okazała się ciekawsza ode mnie jak najbardziej by mnie to cieszyło, że mojemu partnerowi dane było ją poznać. „
U mnie takie doznanie spowodowałoby stan depresyjny.
@ Arkadiusz Józefowicz
„Chęć do wspólnej ewolucji gwarantuje dynamikę. Gdy zaś mamy ruch to nawet jeśli stworzymy toksyczna relacje (model 1) nic nie stoi na przeszkodzie by zamienić ją w model trzeci. Musimy jednak tego chcieć oboje.”
Dla mnie jest to oczywiste. Nigdy nie spotkamy idealnego partnera. A związku musi dość do zrozumienia potrzeb drugiej osoby i swoich na tym tle. W niektórych sprawach może to być coś na zasadzie akceptacji przez obie strony sfery wolnej (jak w modelu 3) w innych dopasowania (jak w 2). Kluczową prawą IMHO jest szczera i częsta rozmowa na temat wspólnych problemów w samym ich zarodku i chęci ich rozwiązania, która jest najlepsza dla związku (kompromis) a właśnie ludzie „krytycznego spojrzenia na rzeczywistość oraz własne ja” moja z tym znacznie łatwiej.
@ Artur Jaworski
„Naprawdę wierzysz że młody człowiek (taki do 40) jest w stanie sensownie skorzystać z takich postów?”
Masz świetne wyczucie. Do 40 brakuje mi półtorej dekady :) Dla mnie każda opinia jest bardzo ważna nawet jeśli się z nią nie zgadzam. Pokazuje mi inny punkt widzenia, dzięki niej mogę choć troszkę zajrzeć w umysł człowieka o innych doświadczeniach niż ja.
Zgadzam się z Tobą, że punkt widzenia pewnych spraw jest pochodną bagażu doświadczeń, które przychodzą z czasem.
„Czy da się to zrobić bez zebrania paru blizn, bez przechodzenia przez wszystkie podejścia?”
IMO warto być ostrożnym w zbieraniu doświadczeń w sferze emocjonalnej z kobietami. Ja taką ostrożność zachowuję, jednak przyznam, że szczęścia mi to nie przynosci… Z drugiej strony wątpię by parę „życiowych kopniaków” od niewłaściwych dla mnie kobiet by mi coś dało, no bo co mogło by mi dać. Ja wiem czego ja potrzebuje i co jestem w stanie dać….. .
„Jakoś czuję, że nie ma tych pośrodku, no ale to tylko moje subiektywne odczucia.”
IMHO nie wszystko jest „zerojedynkowe”, szczególnie jeśli dotyczy złożonej natury istoty ludzkiej.
Pozdrawiam.
Marco.
Justyna
Piszesz: „Osobiscie uwazam, ze trzeci rodzaj to opis przyjazni. „
Jeżeli założymy, że przyjaźń może obejmować intensywne odczucia bliskości i bardzo gorący seks to zgadzam sie z Tobą :-)
Marco
Sam zauważasz „Weź pod uwage, że z biegiem czasu w związku pojawia sie monotonia w każdej sferze. „
Jeżeli tak jest, to jaki sens ma budowanie związków „na zawsze” i podejmowanie w nich trudno odwracalnych decyzji?
Marcin
Pytasz: „Na ile uniwersalne są rady, których udzielasz dotyczące budowania związków? Konkretyzując; czy jest możliwe zastosowanie ich w skali całego społeczeństwa i prawidłowe funkcjonowanie tegoż społeczeństwa w długiej perspektywie, na przykład kilku pokoleń? „
Na początek zwróć uwagę, że ja tutaj głównie opisuje rózne modele i dzielę sie moimi doświadczeniami. Aby udzielić komus rady wykraczającej poza ogólne „unikaj wchodzenia w zobowiązania z których trudno jest się wycofać” musiałbym więcej wiedziec o danej osobie. Tej wiedzy, jesli chodzi o znakomitą wiekszość Czytelników nie mam.
Wracając do Twojego pytania, czy możliwe jest zastosowanie mojego podejścia do całego społeczeństwa, to szczerze wątpię. Zbyt silne jest zaprogramowanie przez otoczenie i siła tradycji. Moim zamiarem nie jest też zmiana społeczeństwa jako całości, lecz danie materiału do przemysleń jednostkom, którym chce się szukać i mysleć. Akceptując, że w tym mysleniu moga dojść do wniosków odmiennych od moich. W kontekście kilku pokolen, to w ogóle pasuję :-)
Diana Cz.
Piszesz: „Próba odgrodzenia partnera od wchodzenia w bliższe relacje z ludźmi, którzy okazaliby się ciekawsi ode mnie w obawie o utrzymacie związku świadczy chyba nie najlepiej o nas samych …”
Słuszna uwaga :-)
Paweł Kuriata
Stwierdzasz: „czytając Twój post mam nieodparte wrazenie, że jest to podejście dobre, jednak dla ludzi z monogamicznym nastawieniem niewykonalne. „
Dlaczego??? Przeczytaj choćby ten post http://alexba.eu/2007-08-16/rozwoj-kariera-praca/seryjna-monogamia/
Arkadiusz Józefowicz
Oczywiście że problemy można i czasem należy rozwiązać, pod warunkiem że nie powstaje ich zbyt dużo. Nie ma to nic wspólnego z ucieczką z relacji :-)
Artur Jaworski
Pytasz: „Naprawdę wierzysz że młody człowiek (taki do 40) jest w stanie sensownie skorzystać z takich postów? „
To nie jest kwestia mojej wiary, znam kilka takich osób osobiście, niektóre przed 30. :-)
Dalej pytasz : „Jakie konkretnie sprawy masz na myśli ? „
Na przykład to, co opisywałem w postach o stabilności emocjonalnej, czy „No hassle in my castle”
Stwierdzasz: „Trochę mi to przypomina naukę pływania bez wchodzenia do basenu. „
Nawet gdyby tak było, to wskazówki typu nie wskakuj na główkę do basenu w którym nie ma wystarczająco dużo wody mogą być niezmiernie cenne :-)
Ze względu na duże zróżnicowanie Czytelników blogu musze zaakceptować fakt, że moje posty
Jeszcze raz Marco
Napisałeś co prawda do Diany, ale pozwól mi na kilka słów.
Stwierdziłeś: „Widzisz dla mnie rzeczą niemożliwą jest utrzymywanie kontaktów cielesnych z kobietą, z którą nie jestem związany emocjonalnie „
Gdzie w tym stwierdzeniu zaczyna się związek emocjonalny? Jeżeli jest to już poczucie wzajemnej sympatii, to Twoje zachowanie wcale nie jest dziwne.
Dalej stwierdzasz dość słusznie: „Wydaję mi się mało prawdopodobne by monotonia się nie wkradła po np. 20 latach małżeństwa. „
No właśnie, więc po co tak odległy horyzont czasowy?
Martwi mnie Twoje stwierdzenie: „U mnie takie doznanie spowodowałoby stan depresyjny. „
Jeżeli ktoś uznaje inna osobe za bardziej atrakcyjną od nas (niezależnie od tego w jakim zakresie) to oznacza to tylko, że z punktu widzenia tego człowieka ktoś inny bardziej „pasuje” Nie mówi to jeszcze nic negatywnego o Tobie jako osobie!!
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Witam wszystkich,
Arkadiusz Józefowicz napisałeś:
„Od pewnego momentu jesteśmy winni drugiej osoby odrobinę (większa lub mniejszą) dbania o dobrą relację.”
Nie zgadzam się z tym słowem winni. Niczego nie jesteśmy winni drugiemu człowiekowi. Związek z drugim człowiekiem to wybór, świadomy wybór, to też podjęte świadomie zobowiązanie. Myślę, że dobrze obrazuje to powiedzenie: „Nie muszę, ale chcę z Tobą być”. Nic Ci nie jestem winien, ja po prostu chcę z Tobą być. Jeśli druga strona ma podobną filozofię to jest to bardzo dobry grunt do pogłębiania relacji.
Alex, odpowiadasz Marco:
Marcoę
Sam zauważasz „Weź pod uwage, że z biegiem czasu w związku pojawia sie monotonia w każdej sferze. „
Jeżeli tak jest, to jaki sens ma budowanie związków „na zawsze” i podejmowanie w nich trudno odwracalnych decyzji?
Nie wiem Alex, ale z mojego punktu widzenia, to za bardzo się skupiliśmy na tejże monotonii. Wygląda to jak dziwne monstrum związkowe, które ZAWSZE! musi nadejść. Otóż nie musi. Możemy tej monotonii przeciwdziałać na różne sposoby, każdego dnia, a jeśli nie każdego dnia to raz na jakiś czas, aby wybijać związek ze zbytnich schematów. Tego rodzaju postu mi brakuje (no chyba, że zapomniałem o jakimś poście tego typu) postu, w którym omawialibyśmy sposoby „odświeżania” relacji, wybijania go z kolein nudy i zbytniego przyzwyczajenia. To moim zdaniem byłoby bardziej konstruktywne i dające ciekawe pomysły innym, jak pielęgnować relację.
O właśnie, a może wpis na temat sposobów na pielęgnowanie relacji ? :)
Pozdrawiam
Marcin
@Alex
„Jeżeli tak jest, to jaki sens ma budowanie związków „na zawsze” i podejmowanie w nich trudno odwracalnych decyzji?”
Jak pisałem jestem trochę out-of-date. Mając lat powiedzmy 40, chce mieć stabilną rodziną – kochająca żonę, dzieci itp.. Zdaję sobie sprawę, że z tą monotonie będzie trzeba próbować rozwiązać wspólnie, tak samo jak z innymi problemami „stażowych” małżeństw. Nie widzę możliwości, abym w takiej sytuacji przyszło mi myśleć o związku z inną kobietą (np. z powodu jakiś problemów do rozwiązania w małżeństwie, czy w życiu). Nie widzę też opcji szukania kontaktów fizycznych po za związkiem, o czym już pisałem. Tego samego oczekuje od partnerski życiowej . Co myślisz, Alexie, o tym? Przeczy mój tok myślenie temu:„unikaj wchodzenia w zobowiązania z których trudno jest się wycofać” . Z tego zdanie wynika, że będąc w związku małżeńskim trzeba mieć osobne finanse (intercyza, rozdzielność). Jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić.
„Gdzie w tym stwierdzeniu zaczyna się związek emocjonalny? Jeżeli jest to już poczucie wzajemnej sympatii”
Po prostu musi mnie łączyć z tą kobieta jakieś uczucie, musi być to osoba z która chce być. Nie umiałbym utrzymywać kontaktów fizycznych z kobieta tylko dla tego, że mi się podoba. Czy to jest dziwne?
„No właśnie, więc po co tak odległy horyzont czasowy”
Plany w zyciu dzielę na krótkoterminowe ( z określoną datą) oraz pięcioletnie. Na dłuższym horyzoncie mam tylko szkic, a w tym szkicu jest właśnie rodzina w relacjach o których pisze wyżej.
„Jeżeli ktoś uznaje inna osobe za bardziej atrakcyjną od nas … Nie mówi to jeszcze nic negatywnego o Tobie jako osobie!!”
Oznacza także, że nie jesteś z osoba, z która chcesz być. Dla mnie to równoznaczne z czymś negatywnym „o mnie”.
@
„…monotonii. Wygląda to jak dziwne monstrum związkowe, które ZAWSZE! musi nadejść. Otóż nie musi.”
Obyś miał racje.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich.
Witam!
Sporo kontrowersji przewija sie wokół kontaktów seksualnych. Przełomowym wydarzeniem społecznym było rozpowszechnienie skutecznych środków antykoncepcyjnych i prezerwatyw, które dało nowe możliwości w kształtowaniu relacji. Wielowiekowa tradycja zdaje się mieć z tym spory problem. Ale to też się zmieni, tak jak obserwujemy pozytywne zmiany wokół ogólnego traktowania kobiet z góry.
Przed antykoncepcją bardziej zrozumiała była wyłączność w kontaktach seksualnych, bo poważne konsekwencje w postaci niechcianej ciąży czy chorób były bardzie prawdopodobne. Wielu ludzi nadal racjonlizuje poprzednie podejście, pomimo zaniku istotnych podstaw. Tradycja jest silna.
Z pozdrowieniami
Tomek
Tomku, napisaleś:
„bardziej zrozumiała była wyłączność w kontaktach seksualnych, bo poważne konsekwencje w postaci niechcianej ciąży czy chorób były bardzie prawdopodobne.”
Sprawdź sobie proszę, jak kosmiczne są dane dotyczące chorób wenerycznych i zakażeń drogą płciową choćby w Wilkiej Brytanii. Tak jak wróciła gruźlica, tak i choroby weneryczne – i nie dotyczą one już biedoty i nizin społecznych, ale młodych, dynamicznych, wyksztalconych ludzi…
Dla mnie pewne ograniczenia wynijają choćby z higieny fizycznej i psychicznej. Zdecydowanie jestem zwolenniczką jednego partnera(w danym przedziale czasowym – zależnie od czasu trwania tej bliskiej relacji). Zapewniam Was, że jeden dobry kochanek wystarczy.:-)I jak to mawial mój profesor od gry na instrumencie – „nie chodzi o dlugość smyczka tylko umiejętnosć gry”.
Monogamię rozumiem jako jeden partner w dnym czasie, ale niekoniecznie na cale życie. O tym pisze Alex w „seryjnej monogamii” i nie tylko. Ludzie – bywa – z siebie „wyrastają”.
pozdrawiam, Ewa
Arkadiusz Józefowicz piszesz:
„Wydaje mi się że co próbowałem powiedzieć to, że w pewnym momencie należałoby wejść w odpowiedni kanał komunikacyjny i spróbować rozwiązać problemy niż rzucić wszystkim i szukać szczęścia z inną osobą.”
Oczywiście masz rację, ale chyba nikt tutaj nie popiera uciekania przed rozwiązywaniem problemów. Rzecz chyba w tym, że jeśli problemy do rozwiązania (co kosztuje wszak nasz czas i energię) zaczynają przewyższać przyjemność płynącą z bycia razem i to przez dłuższy okres, bez perspektyw na poprawę oraz przy „normalnych okolicznościach” (nie wydarzyło się nic konkretnego i zewnętrznego co do tej negatywnej zmiany w relacji doprowadziło lub wpłynęło na stan fizyczny/psychiczny/emocjonalny/sytuację rodzinną/materialną jednej z osób oraz co ma charakter przejściowy) i mimo naszych starań i zabiegań, to rozstanie można rozpatrywać także jako rozwiązanie i wielu przypadkach jedno z najkorzystniejszych.
“Od pewnego momentu jesteśmy winni drugiej osoby odrobinę (większa lub mniejszą) dbania o dobrą relację.”
Moim zdaniem jedynie wtedy, gdy jest to wynikiem wcześniejszych ustaleń zaakceptowanych przez obie strony. W przeciwnym razie nie mam prawa oczekiwać czegoś w zamian za to, co dałam z własnej, nieprzymuszonej woli.
Marco, piszesz:
„Widzisz dla mnie rzeczą niemożliwą jest utrzymywanie kontaktów cielesnych z kobietą, z którą nie jestem związany emocjonalnie. Czy moje podejście jest dziwne?”
Nie jest dziwne, sama mam takie samo ;) Swoją wypowiedzią chciałam jedynie zwrócić uwagę na to, że czyjeś zachowanie w jednej sytuacji nie determinuje określonego zachowania w zupełnie innej. To, że ktoś sypia z kimś będąc nie będąc w związku wcale nie implikuje, że gdy już w niego wejdzie to będzie szukał zaspokojenia seksualnego poza związkiem.
Alex,
Napisałeś:
„[…] ja też tak robię różnica pojawia się w nastepnym kroku: „Byłem na tyle elastyczny – z własnej woli – aby sprostać potrzebom innych. „
Ja tutaj dokonuję szybkiej selekcji”
W pełni zgadzam się z Tobą – dlatego to ja czytam Twój blog, a nie odwrotnie. :) Nie ukrywam, że umiejętność dokonywania szybkiej selekcji cały czas trenuję w praktyce.
Już wiem, jaki zrobiłem błąd, w swoich wcześniejszych wypowiedziach. W skrócie – przez kilka lat zajmowałem się sprzedażą bezpośrednią, której koncepcja jest zna wielu ludziom, zwłaszcza młodym (okolice akwizycji, MLM): oferowanie produktów i usług, bazując na najbliższych znajomych. Z perpektywy czasu, przyznaję, że mieszanie ze sobą życia prywatnego i zawodowego, nie jest dobrym pomysłem, mimo że opiera się na wspólnym narzędziu – poszerzanie kontaktów międzyludzkich.
Dalej napisałeś:
„Wspominasz „..dobrze jest, gdy są pewne wspólne elementy, jednak same zarażanie pasjami jest bardzo ciekawym procesem. „
Zgoda, pod warunkiem że jest to dobrowolne i wynikające z wewnętrznych potrzeb obydwu stron”
Jak najbardziej, nie wyobrażam sobie narzucania pasji partnerowi życiowemu czy dobremu znajomemu – komukolwiek. Zauważyłem, że ludzi z pasjami nie trzeba do niczego namawiać, nawet do dzielenia się nimi. To się dzieje automatycznie – wystarczy ciekawość świata oraz uśmiech na co dzień.
Od pewnego czasu mam zajawkę do szukania ludzi z pasją do zarabiania pieniędzy, aby się od nich nauczyć pożytecznych umiejętności. Aż dziw bierze, jak oni potrafią o tym opowiadać – i nikt ich do tego nie zmusza! :)
Pozdrawiam serdecznie!
Sokole Oko
A co Pan sadzi o zjawisku przetwarzania energii seksualnej w osiaganie sukces(transmuting sex energy), ktore nakreslil Napoleon Hill? Jakiekokolwiek ciekawe przemyslenia? Wskazowki jak to osiagnac?