Wczoraj obejrzałem w TVN program „Teraz My” z udziałem byłego ministra Balickiego i minister Kopacz. Dyskusja dotyczyła kwestii kupienia przez rząd szczepionki na „świńską grypę”. Nie jestem ekspertem od epidemii, więc nie będę się tutaj wypowiadał kto merytorycznie miał rację (choć z pewnością nie zaszczepię się na grypę, która jest słabsza od sezonowej, do tego szczepionką zrobioną na „łapu capu”). Interesujące było, jak pan Balicki dość mętnymi argumentami, stosując chwilami oklepaną metodę zdartej płyty argumentował jak ta szczepionka jest potrzebna i bezpieczna. W pewnym momencie autorzy programu (brawo za pomysł!!!) położyli na stół przygotowany zestaw do szczepienia na świńską grypę proponując Balickiemu, aby się zaszczepił w trakcie programu. Gdybym był na miejscu tego pana i był rzeczywiście przekonany do tego co on mówił, to natychmiast podwinąłbym rękaw i poprosił panią Minister (też jest lekarzem) o zaszczepienie mnie. Co zrobił pan Balicki? Zaczął wykręcać się, że szczepienie to musi być w gabinecie i i że tam zaprasza aby zaszczepić się na grypę sezonową (nie świńską!!). Nie wiem czy to był to rezultat wewnętrznego braku przekonania do „zalet i bezpieczeństwa” szczepionki, czy tez inne, ale od tego momentu stracił on dla mnie wiarygodność!! Nagranie dyskusji znalazłem tutaj, zobaczcie cz.1 w okolicach 7:40
Dlaczego o tym piszę? Bo wynikają z tego dla nas dwa ważne wnioski:
- Jeżeli ktoś podaje się, albo nawet jest uznawany za wielki autorytet, to nie powinno to stanowić dla nas przeszkody w powiedzeniu mu „Sprawdzam!”. Kiedyś społeczeństwo wychowywano w nabożnym wręcz nastawieniu do „tych lepszych”, co w wielu sytuacjach widać nawet dzisiaj. Im prędzej pozbędziemy się tego programu tym lepiej. Święte Księgi Chrześcijaństwa, Judaizmu i Islamu mówią „jest jeden Bóg” i to jest maksymalna ilość, którą powinniśmy (w zależności od przekonań religijnych) akceptować. Wszystkie inne postacie przed nami, niezależnie od ich przebrania i zachowania to są po prostu ludzie, ludzie w gruncie rzeczy tacy jak my. Oczywiście są jednostki wybitne, które osiągnęły coś ponadprzeciętnego, ale to nie jest żaden powód aby traktować ich jak bogów, zwłaszcza poza ścisłą dziedziną ich specjalizacji (np. dobry aktor zachwalający lokatę bankowa lub picie mleka :-)) W sprawach ważnych zawsze powinniśmy zdobyć się na sprawdzenie (w brzydkim slangu korporacyjnym nazywa się to czelendżowanie :-)) czy to, co twierdzi autorytet (profesor, ekspert, celebryta) trzyma się kupy. Bardzo skutecznym tego sposobem jest, jak pokazali autorzy powyższego programu, wyzwanie zaczynające się od „Pokaż….„
- Jeżeli sami uważamy się za autorytet w jakiejś dziedzinie (warto takim zostać, patrz „Jedyny na liście„), to bądźmy gotowi na to, że każdy nasz rozmówca może powiedzieć „Sprawdzam!„. To jest sygnał, że mamy do czynienia z myślącym człowiekiem i nie powinno nas to obruszać. Najlepiej całe nasze wystąpienie poprowadzić tak, jakby co chwila ktoś chciał nas sprawdzić. Ja np. przez 90% czasu moich szkoleń pokazuje praktyczne działanie tego, czego uczę i to bardzo podnosi wiarygodność moich słów. Ważne jest też, abyśmy znali granice naszych kompetencji i jak ktoś kiedyś powiedział, nie pluli wyżej niż mamy brodę. Inaczej łatwo stać się wydmuszką pozbawioną wiarygodności.
Nawiasem mówiąc, ciekaw jestem na ile jesteście wyczuleni na objawy tej poddańczości i nabożnego nastawienia do ludzi wokół Was? Mała samoanaliza może być tutaj bardzo przydatna.
Czytałem kiedyś o tym, że Albert Einstein gardził autorytetami. Jest nawet taki znany cytat „Aby ukarać mnie za moją pogardę dla autorytetów, Los sprawił, że sam stałem się autorytetem”, I może to jest jedno ze źródeł tego, że bardzo cenię sobie w życiu nonkonformizm. Kiedy ktoś jest w stanie przekonać mnie do czegoś na moich zasadach i odnosząc się do moich argumentów otwiera sobie wiele drzwi do dyskusji na wyższym poziomie.
Podpunkt drugi zwrócił moją uwagę, bo niestety często doświadczam braku takiego zdrowego, i co najważniejsze dla obu stron produktywnego, podejścia wśród osób aspirujących do miana autorytetów w moim świecie. Daruję sobie jednak dalszą krytykę polskiego systemu edukacji…
Poza tym witam wszystkich serdecznie. :) Bloga czytam ze sporym zainteresowaniem od dłuższego czasu, czasem się zgadzam a czasem nie ;) ale na pewno zmusza do pewnej refleksji na ważne tematy.
Nieco poszerzmy własną perspektywę polecam :
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Szczepionki-przeciw-AH1N1-moga-byc-niebezpieczne,wid,11674081,wiadomosc.html
Warto przeczytać bo całe zamieszanie ze świńska grypa i włączenie się lobby biznesowego dawno przestało być ani ciekawe ani 'strawne’.
Pozdrawiam
Może najpierw wypowiem się w kwestii szczepionek :D To zaskakujące, jak łatwo WHO ogłosiło najwyższy stopień zagrożenia chorobą na która zmarło tak mało ludzi! Istnieją na świecie o wiele groźniejsze wirusy!
Teraz o autorytetach :) Gdy znajdzie się autorytet w określonej dziedzinie to trzeba z niego czerpać ile się tylko da. Korzystać z całej wiedzy jaką posiada, a która jest dla nas dostępna (obserwacje, naśladowanie, wyciąganie wniosków czy też czerpanie z wiedzy celowo udostępnionej przez autorytet X) Zarazem jednak trzeba być bardzo wyczulonym na to, jak pisałeś, czy nie zachodzą próby przenoszenia wąskiego autorytetu np. w biznesie na inne dziedziny życia.
Kiedyś najważniejszym autorytetami na wsi czy w małym mieście byli ksiądz i nauczyciel :-) Z tego co obserwuję obecnie się to zmienia. Widzę za to inne zjawisko. Część społeczeństwa jest posłuszna zbiorowemu autorytetowi „telewizji” i nie wiem czy nie jest gorsze :)
Natomiast „gardzenie autorytetami” (jak to napisał Szemi) uważam za kiepski pomysł. Prawdziwe autorytety mogą mieć nam wiele do przekazania. W ogóle gardzenie kimkolwiek to zły pomysł.
„Natomiast “gardzenie autorytetami” (jak to napisał Szemi) uważam za kiepski pomysł. Prawdziwe autorytety mogą mieć nam wiele do przekazania. W ogóle gardzenie kimkolwiek to zły pomysł. ”
Ale dlaczego zaraz gardzenie kimkolwiek? Chodzi jedynie o krytyczne podejście do tego co ktokolwiek mówi.
To że kogoś uważasz za autorytet nie oznacza hmmm… że ten ktoś ma jakikolwiek monopol na prawdę – w filozoficznym czy jakimkolwiek słowa tego znaczeniu.
Ja tam autorytetów nie mam… no może mój zmarły dziadek, ale tylko dlatego że potrafił się pięknie nie zgadzać ze mną, co mnie zawsze mocno frustrowało a teraz sam widzę w takim „pięknym” niezgadzaniu się wielką mądrość. Grunt to weryfikować samodzielnie wszystko co ma jakikolwiek wpływ na nasze życie. Reszta jest bezużyteczna. A kiedy nawet przyjdzie nam sięgnąć do tej reszty, to warto się jednak zastanowić a nie przyjmować na wiarę, tylko z tego powodu że pokryliśmy nasze myślenie w innych sprawach z jakimś tak zwanym autorytetem.
Jak już poszerzamy sobie perspektywy w temacie świńskiej grypy, to polecam ten artykuł: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6934 tej pani: http://www.skepdoc.info/
Jako INTJ [1], mam „wbudowany” brak automatycznego szacunku dla autorytetów. Bardzo szanuję tych, którzy zaimponowali mi sobą – czy to postępowaniem czy jakąś wiedzą – natomiast tak zwane autorytety formalne zupełnie do mnie nie przemawiają.
I tutaj rośnie fundamentalny problem. Taka postawa bardzo przeszkadza w funkcjonowaniu jako pracownik. Powszechne jest bowiem, że zwyczajowo rację ma ten, kto dłużej siedzi w firmie a nie ten, kto myśli sprawniej. Nie jest to miejsce na rozważania czy tak powinno być, po prostu w wielu miejscach tak jest… to jest również ciekawy przyczynek Alex do Twojego światopoglądu – choćby w nawiązaniu do tekstu „Pozorny Overkill”. Ty byłeś zdziwiony, że na niskich szczeblach są inteligentni ludzie, ja często jestem zdziwiony widząc inteligentnego menedżera. ;)
pozdr, rdx
[1] http://en.wikipedia.org/wiki/INTJ
Alex,
obejrzałem wskazany przez Ciebie fragment; zdziwiłbym się, gdyby w zestawie było coś więcej niż woda — myślę, że obaj prowadzący program dziennikarze mieli stuprocentową pewność co do odpowiedzi.
I czy rzeczywiście jest się czemu dziwić? Zdaję sobie sprawę z tego, że mam dość wysoki poziom paranoi, ale nie wyobrażam sobie zgody na szczepienie nie wiadomo czym, przechowywanym nie wiadomo jak i zaproponowanym w sposób mający jak najbardziej obniżyć zaufanie do zawartości fiolki. Zabrakło mi czegoś, co mówiłoby „tak, to jest rzeczywiście szczepionka, zadbaliśmy o bezpieczeństwo procedury, tu jest lekarz który za to odpowiada”. I jestem przekonany co do tego, że to było świadome działanie, a redaktorom chodziło o wymuszenie odmowy, a nie o rzeczywiste sprawdzenie przekonań.
Co do autorytetów — bardzo dobre rady. Warto też szczególnie uważać na próby rozszerzania istniejących autorytetów na kolejne obszary, np. uznanych lekarzy albo artystów wypowiadających się na tematy polityki, pokoju lub ekologii.
A najlepiej, oczywiście, „think for yourself, question authority” :)
Witam wszystkich czytelników tego bloga i samego autora:)
Czytuje ten blog regularnie i postanowiłam się ‘ujawnić’:) Dziękuje ci Alex że go piszesz:)
Co do postu – sama jeszcze do niedawna miałam klapki na oczach i bardzo łatwo poddawałam się pseudo autorytetom. To nabożne podejście o którym mówisz nie było mi obce. Co sprawiło, że pozbyłam się klapek?
W moim przypadku był to wyjazd z kraju, spojrzenie na nasz naród z boku, z dystansem i możliwość obcowania z ludźmi którzy są wyluzowani i nie przejmują się autorytetami.
@Bartłomiej Dymecki
Wybacz ale po prostu płytko to zinterpretowałeś. Nie miałem na myśli gardzenia autorytetami w sensie gardzenia jakąkolwiek osobą, a gardzenie autorytetem jako koncepcją w ogóle.
Ja pojęcie autorytetu rozumiem w ten sposób, że ze względu na pewne arbitralne cechy autorytetowi w pewnej dziedzinie, kilku dziedzinach lub (o zgrozo) we wszystkim co mówi należą się pewne fora w postaci czy to większego kredytu zaufania czy większej należnej uwagi do tego co stara się przekazać. Takie rozumowanie o charakterze aż nadto wartościującym kończy się dyskredytowaniem osób które tymi autorytetami nie są.
No i nie daje sposobności do pokazania swoich kart tym których za te autorytety się uważa. Lose-lose.
Witam serdecznie wszystkich.
Sprawa autorytetów to wieczny konflikt między bezpieczeństwem i niezależnością i wiele można by o tym napisać. A uleganie wpływom objawia się nieraz w najbardziej niespodziewanych okolicznościach. Marcin sugeruje, że dziennikarze mieli „wodę”. To bardzo prawdopodobne. Czy pamiętacie jak przed atakiem na Irak Powell wystąpił w ONZ, przed ambasadorami bodajże, z małą fiolka jakiegoś płynu, sugerując, że to bardzo niebezpieczna trucizna, pochodząca oczywiście z baz Irackich? Pomyślmy- gdyby fiolka przypadkowo się rozbiła,a Powell wywijał nią w lewo i w prawo, i całe to szacowne grono zatruło się w parę minut… Uważam, że żaden poważny nadzór epidemiologiczny armii USA, nie pozwoliłby na takie zabawy. Po prostu Powell przyniósł buteleczkę jakiegoś brudnego płynu i zrobił przedstawienie. A co najciekawsze z tego wszystkiego? Na sali obrad byli przedstawiciele państw nieprzyjaznych USA, a mimo tego żaden z nich nie zadał Powellowi niewygodnych pytań, wszyscy „łyknęli” ten teatr bez zmrużenia oka.
Co do samej szczepionki przeciw grypie. Skoro same koncerny farmaceutyczne przyznają (właściwie jest to wiedza ze szkoły podstawowej), że wirus grypy bardzo szybko i skutecznie mutuje,a szczepić należałoby się z odpowiednim wyprzedzeniem, najlepiej jeszcze latem, to jakim cudem firmy znajdują odpowiednią substancję na wirusa grypy, którego w fazie testów szczepionki jeszcze praktycznie nie ma. Niestety nie znalazłem w sieci wiarygodnie brzmiących argumentów. Może ktoś z forumowiczów ma odpowiednia wiedzę? To oczywiście tak na marginesie głównego wątku wpisu Alexa.
Marcin Kaszyński
I czy rzeczywiście jest się czemu dziwić? Zdaję sobie sprawę z tego, że mam dość wysoki poziom paranoi, ale nie wyobrażam sobie zgody na szczepienie nie wiadomo czym…
Prawidłowa odpowiedź brzmi: „już się zaszczepiłem na grypę świńską”.
W przypadku innej odpowiedzi chyba powinniśmy poczekać, aż Pan Z Telewizji pierwszy wykona swój (zbawienny?) ruch.
Gracjan
@qatryk
Szemi pisał o gardzeniu przytaczając przykład Enisteina więc odniosłem się do tego. Krytyczny podejście jest oczywiście obowiązkowe i o tym tez pisałem. W drugi akapicie :)
@Szemi
Co rozumiesz przez „płytko to zinterpretowałeś”? Uważam, że nie należy gardzić ani ideą autorytetu, ani prawdziwymi autorytetami. Oczywiście mówię o prawdziwym autorytecie w wyspecjalizowanych dziedzinach. To o czym piszesz w drugim akapicie to typowe przenoszenie wąskiego autorytetu na całą perspektywę życiową i na to trzeba bezwzględnie uważać wystrzegając się tego typu manipulacji.
Witajcie,
Sam doskonale pamiętam jak przez wiele lat byłem pod wpływem autorytetu Kleru. Teraz po latach, gdy skutecznie wyleczyłem się ze ślepego wierzenia w to, co mówi Ksiądz z „autorytetem” zyskałem jeszcze jedną umiejętność: możliwość spojrzenia na sprawę bez emocji i z dystansu. Wymaga to braku utożsamiania się z czymś na co nie ma dowodów i trzeba brać na wiarę.
W ostatnią niedziele miałem okazję wybrać się do Kościoła i przyjrzeć się indoktrynacji w postaci operacji zwanej Chrztem (byłem poproszony o bycie ojcem chrzestnym, jednakże z wiadomych względów odmówiłem). Podczas ceremonii z ust kapłanów usłyszałem wiele słów, który wywoływały szczere zdziwienie na mojej twarzy, jednakże tylko na mojej. Większość zebranych brała wszystko jak leci z pełnym podporządkowaniem. Wyszedłem (przed czasem) bardzo zszokowany, podczas obiadu po uroczystości spodziewałem się refleksji oraz dyskusji na temat słów, które padły podczas nabożeństwa, niestety nic takiego nie nastąpiło. Wszyscy brali słowa Księdza jako jedyne i słuszne, niepodlegające refleksji i dyskusji (o krytyce nie wspominając).
Ach jak marzy mi się czas „poreligijny”. Działanie Kleru to klasyczna tresura przedkładająca posłuszeństwo nad refleksję, pełna zakazów mających na celu wymusić posłuszeństwo i stłumić swobodne rozporządzanie własnym ciałem i umysłem (dozwolone/niedozwolone, czyste/nieczyste). Nie jest to przywarą tylko katolicyzmu, etymologiczne tłumaczenie słowa muzułmanin znaczy podporządkowany Bogu i Mahometowi.
W czasach Jezusa, czyny, za które został skazany karano ukamienowaniem a nie ukrzyżowaniem. Naprawdę szczerze polecam wstanie z klęczek przed krzyżem, przemyślenie tematu i przedłożenie poznania nad wiarą
Pozdrawiam, Artur
Od dziecięcych lat mamy jakieś autorytety, oczywiście nie wszyscy. Są 'buntownicy’, którym nikt nie będzie mówił jak mają postępować oraz Ci, którzy zostali nauczeni aby jednak poddawać ocenie to co takie 'autorytety’ mówią. Nie pamiętam abym miała autorytet będąc dzieckiem a obecnie dorastając poznaję ludzi, których mogłabym nazwać autorytetami ale tylko w pewnych dziedzinach. Nie ma osoby, którą postawiłabym sobie za wzór i chciała postępować tak jak ona pod każdym względem. To co sprawdza się w czyimś życiu i mimo, że mi się podoba, w moim niekoniecznie się sprawdzi. Więc biorę to pod lupę i sprawdzam, czy takich zmian oczekuję. A ludzi cenię za to jacy są i jak postępuję a nie za miliony, których się dorobili albo i nie…
Na grypę nigdy się nie szczepiłam i w tym roku nie zamierzam tego zmieniać :).
Witam wszystkich,
czytając wpis i komentarze zdałem sobie sprawę z jednego problemu dotyczącego autorytetów w moim życiu. Osobą, z której zdaniem jeszcze nie dawno bardzo się liczyłem był mój tata. Jest bardzo mądry i zawdzięczam mu rozwinięcie u mnie wielu pozytywnych cech, nadal widzę u niego kilka cech, które sam chciałbym mieć.
Niestety taki autorytet ma też negatywne strony, bo przy podejmowaniu ważnych decyzji myślę „co mój tata na to powie?”. A przecież nie jest ekspertem we wszystkim. Czasami oznaczało to rezygnację z inicjatyw, czy „wchodzenie” w te inicjatywy z małą pewnością siebie. Teraz mocno pracuję nad tym, żeby to zmienić.
Przebywanie z autorytetami wymaga od nas dużej pewności siebie. Inaczej możemy stracić wiele ciekawych okazji na rozwój czy poznanie interesujących ludzi.
Krótko na temat innej myśli: od autorytetów wymagam samokrytyki (nawet w obszarze, w którym są ekspertami), dopuszczenia do siebie myśli, że mogą się mylić. Jest to w ich interesie, bo przecież dzięki temu mogą przestać popełniać te same błędy i zyskiwać jeszcze większy szacunek przez przekazywanie doświadczenia, które daje faktycznie super rezultaty.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Temat autorytetu intensywnie przerabiam co jakiś czas. Po okresie negowania wszelkich autorytetów popadłam w drugą skrajność – wiernopoddańczość (co prawda tylko wybranym przez siebie, ale to i tak nie zmienia istoty). Obecnie wydaje mi się, że łapię równowagę. Uznawać czyjś autorytet nie oznacza już dla mnie ślepego posłuszeństwa, ale SZACUNEK. Śmieszy mnie obecnie sytuacja, kiedy widzę, jak ktoś, kto w dziwnych okolicznościach wdrapał się na stołek, próbuje kasować swoich rzekomych wrogów i chce, by mówić mu pan/pani, bo teraz jest np. dyrektorem. Świetnym kryterium i w tym temacie wydaje mi się Alexowe „no excuse, just results”.
Witaj, Alex, witajcie wszyscy!
To mój inauguracyjny post na tym blogu. Czytam go jednak od kilku miesięcy regularnie i z ogromną przyjemnością. Niniejszym zobowiązuje się zawsze brać udział w dyskucji, gdy będę miał coś wartościowego do powiedzenia!
Bardzo często zastanawiam się nad sprawą zaufania do autorytetów. Jestem osobą, która ma opinię „przemądrzałej” i lubię „sprawdzać”, filtrując to, co moje oczy/uszy odbierają.
Jest jednak małe ALE. Nie jesteśmy w stanie być tzw alfami i omegami zawsze, ba, w dzisiejszym świecie pełnym informacji, danych i opinii niezmiernie ciężko móc z całą pewnością stwierdzić: tak, ten prawi mądrze, nie, ten mówi bzdury. Jeśli dodamy do tego taką swoistą cechę aktualnej rzeczywistości, że najlepiej być kontrowersyjnym/innym/w opozycji do kogoś znanego, odnajdujemy się w świecie, w którym nieustannie stajemy przed wyborem, i to wyborem między teoretycznie mądrym A, a mądrym B.
Swój post „Złota Dekada” rozpoczynasz, Alex, od stwierdzenia: „Ci z Was, którzy znają mnie bliżej znają moje sceptyczne podejście do autorytetów wszelkiego rodzaju.”
Ja, być może z racji wieku (za 3 miesiące 21 lat), dość często muszę konfrontować swoje przemyślenia z opiniami innych, aby w ten czy inny sposób się rozwijać.
Jak wybrnąć z takiej sytuacji?
Czym się kierować w doborze autorytetów?
Przykład: dość popularna youtubowa prezentacja (której przekaz pięknie koresponduje z moją opinią o dzisiejszych przepełnionych informacjami czasach*), [url=http://www.youtube.com/watch?v=bKZEP-xruH4]Did you know?[/url] przedstawia fascynujące, a zarazem przerażające statystyki i przewidywania. Bardzo ładnie się to ogląda, ALE osobiście jestem nieprzekonany z powodu brak źródeł owych danych.
Inny przykład o lekko dygresyjnym charakterze:
pewna firma o chwytliwej nazwie organizuje na uczelni prezentację nt. inwestowania i docelowo zostania rentierem. Piękne slajdy, optymistyczne wykresy, retoryczne pytania prowadzącego (kto chce mieć taki dom za 30 lat? kto chce żyć z odsetek?), fachowe słownictwo. Na koniec prośba o pozostawienie danych przez osoby zainteresowane oszczędzaniem. Spotkanie tête-à-tête, znów wykresy (złoto, fundusze w Indiach itp.), fachowe słowa, przyjemna atmosfera…a na koniec dość nachalna (choć ładnie zakamuflowana) próba wciśnięcia produktu (proszę podpisać dziś, najlepiej teraz) Skandii na 30 lat :-) Ja powiedziałem „sprawdzam”, inni, których widziałem podpisali od razu…
Dla młodych studentów, nie mających wiele wspólnego z ekonomią (ja studiuję prawo) owe autorytety zaakceptowane przez Uniwersytet i sprawiające wrażenie mądrych mogły stanowić rękojmie fachowości, osób którym nierozsądnie byłoby nie ufać…
Gwoli ścisłości nie twierdzę, że owe produkty Skandii są złe, mój prywatny research skutkował po prostu wnioskami, że w mojej sytuacji wiązanie się z nimi na 30 lat nie jest optymalnym rozwiązaniem.
Zdaję sobie sprawę, że nikt nie ma monopolu na prawdę absolutną. Faktem jest, że wszyscy się mylimy, są jednak tacy, którzy tych błędów (w swojej dziedzinie) popełniają mniej. Jak ich selekcjonować?
Jak nie popaść w swoistą paranoję „nieufności”? :D
(*)Ciekawsze stwierdzenia z prezentacji, dla tych, którzy nie mogą obejrzeć:
It is estimated that a week’s worth of the New York Times contains more information than a person was likely to come across in a lifetime in the 18th century.
It is estimated that 4 exabytes of unique information will be generated this year. That is more than preavious 5000 lat.
Pozdrawiam, gorąco!
Paweł P.
Słowo „autorytet” leży jakoś za blisko od słowa „autorytaryzm”…dlatego byłam i jestem sceptyczna. Kiedyś, kiedy byłam nastolatką, uznawano to za moją wadę: „ach ta dzisiejsza młodzież, nie ma autorytetów…”, teraz…nie wiem jak to jest postrzegane, bo po prostu mam to gdzieś :)
Niemniej jednak dużo korzystam z pozytywnych przykładów postępowania/mądrości, więc mam wiele „autorytetów w pewnych dziedzinach”, zaś ani jednego „całościowego”.
Staram się poszukiwać w ludziach pozytywnych cech, które mogłabym zaadaptować u siebie. Od każdego można się czegoś nauczyć:
Od pewnych osób – jak działać,rozumować, komunikować…
a od innych osób – jak tego NIE robić…
Zgadzam sie z Toba Agata. Dobrze jest podpatrywać co inni robią dobrze, jakie cechy i mądrości posiadają i po prostu uczyć się od nich.
Witam
Zastanawia mnie sytuacja jak rozróżnić prawdę od fałszu w sytuacji gdy autorytet podda się próbie, a w rzeczywistości faktycznie nie ma racji, a my nie mamy w danym momencie informacji pochodzących z drugiego niezależnego źródła?
Tu muszę pochwalić niektórych wykładowców, którzy dla studentów są autorytetami a potrafią nagle opowiadać 'bajki’ i tylko czekają aż ktoś się wyrwie i powie,że coś tu nie gra. Takie sytuacje nauczyły mnie być ostrożnym z wielkimi tego świata, a przede wszystkim polegać na własnym rozumie i nosić głowę nie tylko po to by się woda do środka nie wlewała :)
Pozdrawiam
Jarek
Od każdego należy brać to, co najlepsze i iść dalej
… że tak ujmę w jednym zdaniu tę dyskusję
zdanie nie moje, op. cit. prof. Gałdowa, psycholog UJ
Z autorytetami sprawa ma się tak, że obecnie bardzo powszechne jest zjawisko zwane przeniesieniem autorytetu – osoba będąca ekspertem w jednej dziedzinie automatycznie zyskuje legitymację do wygłaszania poglądów w każdej dziedzinie, choćby najbardziej odległej od jej kompetencji. Najgorsze w tym wszystkim jest, że nie tylko osoby dla których jest autorytetem w jakiejś dziedzinie biorą na wiarę jej wywpowiedzi odnośnie każdej innej, ale i sam autorytet zaczyna żyć w iluzji wszechwiedzy – choć jak tu ich winić, skoro nie dostają negatywnego feedbacku. Pamiętać trzeba, że osoba z tytułem profesora nie jest automatycznie bardziej kompetentna w jakiejkolwiek dziedzinie, poza swoją specjalizacją i czelendżowanie jej nie powinno nikogo – a już zwłaszcza autorytetu – dziwić.
Dziwne, przepraszam za powyższy wpis – dodał się on automatycznie, gdy dodałem odnośnik do tego wpisu na swojej stronie. Sorry za spam.
Proponuję:
J.M. Bocheński „Sto zabobonów”
http://www.polonica.net/Sto_zabobonow_JM_Bochenski.htm
a także;
Konrad Lorenz „Regres człowieczeństwa”
Zwłaszcza lektura „Sto zabobonów” sprawia, że można bezpiecznie oglądać telewizję i czytać gazety.
Przeto książka ta winna zostać lekturą szkolną.
Ale jaka władza się na to zgodzi?
Dziękuję Wam za interesujące wypowiedzi. Dołączę się do dyskusji dziś w nocy lub jutro
Pozdrawiam
Alex
Witajcie!
Uważam, że warto wiedzieć, że mamy „wszczepianą” od dziecka (a może i w genach) skłonność do szukania, uznawania i ulegania autorytetom. Świadomość tego obciążenia może nam ułatwić rzeczywistą ocenę sytuacji. I wymaga od nas stałej weryfikacji. Dana osoba ze względu na mądrość, wiedzę, doświadczenie a nie np. z racji zajmowanego stanowiska, czy zawodu może być autorytetem, wsparciem itp.
A często bywa inaczej. To samo zdanie wygłoszone przez przypadkową osobę ma dla wielu mniejsze znaczenie, niż wygłoszone przez ogólnie uznawany autorytet. I trzeba uważać, bo możemy przypadkiem ulec tej manipulacji.
A druga sprawa-bycie autorytetem dla kogoś. To wielka odpowiedzialność. Trudniejsza sytuacja-gdy nie wiemy, że ktoś nas tak postrzega.
Czas najwyższy zabrać się za komentarze w tym wątku :-)
Szemi
Witaj na naszym blogu :-)
Nie tylko Einstein miał niechętny stosunek do autorytetów., to cecha wielu niezależnie myślących ludzi.
Bartłomiej
Piszesz: „Gdy znajdzie się autorytet w określonej dziedzinie to trzeba z niego czerpać ile się tylko da. ”
ja tutaj jestem trochę ostrożniejszy i zadaję sobie pytanie w jaki sposób dana osoba stała się autorytetem. Szczególnie w naszym kraju łatwo nim zostać przez pozoranctwo i układy, a to już jest kiepski początek. Stąd u mnie dość spora dawka sceptycyzmu.
Quatryk
Zgadzam się z Twoim: „Grunt to weryfikować samodzielnie wszystko co ma jakikolwiek wpływ na nasze życie. ”
Radxcell
Ja mam podobne podejście do formalnych autorytetów, dlatego w całym życiu przepracowałem 0 dni na etacie :-)
Dalej piszesz: „Ty byłeś zdziwiony, że na niskich szczeblach są inteligentni ludzie, ….”
Tam nie chodziło o inteligencję, lecz bardziej o postawę.
Marcin Kaszyński
Do dobra maksyma „think for yourself, question authority „, niestety odwrotna do powszechnego wychowania e Polsce
Jola
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Co sprawiło, że pozbyłam się klapek?
W moim przypadku był to wyjazd z kraju, spojrzenie na nasz naród z boku, z dystansem i możliwość obcowania z ludźmi którzy są wyluzowani i nie przejmują się autorytetami. ”
Takie doświadczenie polecam wszystkim młodym ludziom, nie tylko z Polski (Niemcom też)
Szemi
Piszesz: „Wybacz ale po prostu płytko to zinterpretowałeś. Nie miałem na myśli gardzenia autorytetami w sensie gardzenia jakąkolwiek osobą, a gardzenie autorytetem jako koncepcją w ogóle. ”
Niestety, nadawca jest odpowiedzialny za przekłamania :-)
Ja zrozumiałem Twoją wypowiedź podobnie do Bartka
Dalsza moja wypowiedź jutro, miły wieczór ( http://blip.pl/s/21382847) zaprasza do spaceru nad oceanem
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Andrzej Bruell
Dziękuję za ciekawy przykład z Powellem, nie znałem tej historii.
Artur Jaworski
Może obserwowane przez Ciebie zjawiska brały się z tego, że bardzo wielu ludzi działa na permanentnym autopilocie (abyśmy się dobrze zrozumieli – niezależnie od wyznania) i nie analizuje tego, co się do nich mówi?
Piszesz: „Ach jak marzy mi się czas „poreligijny”. ”
Ty już w nim przecież jesteś, a to jest najtrudniejszy krok :-) Reszta to pozwolenie każdemu na swój świat ale ze starannym doborem tych, których wpuszczamy w nasz
Justyna F.
Piszesz: „To co sprawdza się w czyimś życiu i mimo, że mi się podoba, w moim niekoniecznie się sprawdzi. ”
To jest bardzo słuszna uwaga, choć czasami warto popróbować :-)
Artur
Opisana przez Ciebie metoda „przy podejmowaniu ważnych decyzji myślę “co mój tata na to powie?”. ” wcale nie jest taka zła. Czasem przy szukaniu nowych, kreatywnych rozwiązań przydatne jest mentalne zapytanie różnych „ekspertów”, co powiedzieliby, lub zrobili w danej sytuacji. To piszę zupełnie serio!
Jeden z moich znajomych przyznał mi się kiedyś, że nauczył się właściwej reakcji na ataki werbalne zadając sobie pytanie „co zrobiłby Alex?” :-)
Ja kiedyś doszedłem do właściwego rozwiązania zastanawiając się co zrobiłby pies mojej ówczesnej przyjaciółki (on by to olał :-))
No ale to jest temat na inny post.
Anet.
Piszesz: „Śmieszy mnie obecnie sytuacja, kiedy widzę, jak ktoś, kto w dziwnych okolicznościach wdrapał się na stołek, próbuje kasować swoich rzekomych wrogów i chce, by mówić mu pan/pani, bo teraz jest np. dyrektorem. ”
Takie zachowanie nie ma nic wspólnego z autorytetem, bardziej z brakami w poczuciu własnej wartości takiej osoby
Paweł P.
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „jestem osobą, która ma opinię “przemądrzałej” i lubię “sprawdzać”, filtrując to, co moje oczy/uszy odbierają. ”
Takie filtrowanie to podstawa, napisze o tym w Części 2.
Pytasz: „Czym się kierować w doborze autorytetów? ”
Nie mam uniwersalnej receptury ponad to, co napisałem i starą rzymską zasadę „Pomyśl o źródle z którego pijesz”
Dziękuję za przykład
„pewna firma o chwytliwej nazwie organizuje na uczelni prezentację nt. inwestowania i docelowo zostania rentierem. Piękne slajdy, optymistyczne wykresy, retoryczne pytania prowadzącego (kto chce mieć taki dom za 30 lat? kto chce żyć z odsetek?), fachowe słownictwo. ”
Dopuszczenie do czegoś takiego świadczy o intelektualnej nędzy tej uczelni. Możesz mi podesłać na priv. jej nazwę?
Najlepszą inwestycja dla młodego człowieka (o ile akurat nie odziedziczył wielkiego spadku) jest inwestycja we własną edukację, ale taką prawdziwą. Opisałem to w poście o „Złotej Dekadzie”
„wykształcenie i umiejętności – nie mam przez to na myśli uczęszczania na kiepskie uczelnie i zdobywanie serwowanej tam pseudowiedzy oraz różnych naukowo brzmiących, a w praktyce dość bezwartościowych dyplomów. To samo dotyczy różnych, często fantazyjnych certyfikatów o ile nie są one bezwzględnie wymagane w Twojej dziedzinie pracy. Chcesz naprawdę skorzystać ze “złotej dekady” , to musisz zrobić znacznie więcej. Mam na myśli intensywne studia własne tego, co aktualnie dzieje się na świecie w dziedzinie Twoich zainteresowań, połączone z nauczeniem się praktycznej implementacji takiej wiedzy i to najlepiej w warunkach polskich. Oprócz tego, o ile to możliwe, zalecam pracę w środowiskach składających się z ludzi, którzy są bardzo dobrzy w tym co robią, taka edukacja będzie bezcenna i to nie tylko na płaszczyźnie merytorycznej ”
Agata G.
Piszesz: „….dlatego byłam i jestem sceptyczna. Kiedyś, kiedy byłam nastolatką, uznawano to za moją wadę: “ach ta dzisiejsza młodzież, nie ma autorytetów…”, teraz…nie wiem jak to jest postrzegane, bo po prostu mam to gdzieś ”
Witaj w klubie :-)
Dalej:
„Staram się poszukiwać w ludziach pozytywnych cech, które mogłabym zaadaptować u siebie. Od każdego można się czegoś nauczyć:
Od pewnych osób – jak działać,rozumować, komunikować…
a od innych osób – jak tego NIE robić… ”
To warto wytłuścić, bardzo dobra strategia, która sprawdza się u mnie od bardzo wielu lat.
Jacek Bednarz
Mam kłopot ze zrozumieniem Twojego pytania: „Zastanawia mnie sytuacja jak rozróżnić prawdę od fałszu w sytuacji gdy autorytet podda się próbie, a w rzeczywistości faktycznie nie ma racji, a my nie mamy w danym momencie informacji pochodzących z drugiego niezależnego źródła? ”
Możesz zadać je prościej?
Dalej: „Tu muszę pochwalić niektórych wykładowców, którzy dla studentów są autorytetami a potrafią nagle opowiadać ‘bajki’ i tylko czekają aż ktoś się wyrwie i powie,że coś tu nie gra. ”
To może być sposób dydaktyczny, ale przestrzegam przed jego stosowaniem. Takie coś działa negatywnie na zaufanie do tego, co mówimy, bo słuchacz nauczony doświadczeniem będzie miał wątpliwości, czy coś jest stanem faktycznym, czy kolejnym „testem” na spostrzegawczość.
Mikołaj
Piszesz: „Z autorytetami sprawa ma się tak, że obecnie bardzo powszechne jest zjawisko zwane przeniesieniem autorytetu – osoba będąca ekspertem w jednej dziedzinie automatycznie zyskuje legitymację do wygłaszania poglądów w każdej dziedzinie, choćby najbardziej odległej od jej kompetencji. ”
To jest bardzo niebezpieczne dla obydwu stron. Sam jako „autorytet” w kilku kwestiach otrzymuję zapytania z dziedzin, na których naprawdę się nie znam i bardzo ważnym (i etycznym) jest poinformowanie pytającego o takim fakcie. Czasem taki pytający jest uparty i pyta o przemyślenia, wtedy zaczynam odpowiedź od słów „jako kompletny laik…..”
Michał Zaborek
Nie ma problemu, gdybym to uznał za spam, to nie przeszłoby naszego filtru.
Krzysztof Janyst
Dziękuję za linki, niemniej na przyszłość proszę przynajmniej o krótki komentarz czego dotyczą i dlaczego konkretnie je polecasz
Meg
Podpisuję się pod tym co napisałaś w Twoim komentarzu.
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex,
pies ekspertem, to ciekawe :D
A tak na serio, jeżeli dobrze Cię zrozumiałem, to chodzi Ci o to, że odpowiedź na pytanie „co by … zrobił/a?” podsuwa nam rozwiązania, na które inaczej raczej byśmy nie wpadli. Czy o to chodzi?
W takich przypadkach może to dawać faktycznie pozytywne rezultaty. Sam czasami przed rozmowami, podczas których chcę przedstawić mój pomysł pytam się jakie kontrargumenty może mieć mój rozmówca. I to działa. Potrafię wtedy zauważyć niedociągnięcia pomysłu, lub po prostu przygotować się do rozmowy. To pytanie pojawia się niekontrolowanie, ale dzięki Twojej uwadze zauważyłem, że warto byłoby to wykorzystywać świadomie.
Jednak co do samego pytania „co by mój tata powiedział”, to widzę dużo więcej minusów, więc nadal będę się starał je wyeliminować.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Artur
„A tak na serio, jeżeli dobrze Cię zrozumiałem, to chodzi Ci o to, że odpowiedź na pytanie “co by … zrobił/a?” podsuwa nam rozwiązania, na które inaczej raczej byśmy nie wpadli. Czy o to chodzi?”
Mniej więcej. Chodzi o przełamanie wewnętrznych blokad w myśleniu i opuszczenie utartych szlaków rozumowania.
„Jednak co do samego pytania “co by mój tata powiedział”, to widzę dużo więcej minusów,”
Zapytać zawsze możesz, nie musisz przecież potem myśleć tak samo
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jeszcze małą informacja a propos świńskiej grypy
http://wiadomosci.onet.pl/2084721,12,media_nowa_grypa_to_farsa_sensacyjne_wyniki_sledztwa,item.html
Mamy nowe informacje dotyczące tej historii.
http://wiadomosci.onet.pl/2109527,12,pandemia_swinskiej_grypy_to_falsz_chodzilo_o_to__zeby_zarobic,item.html
Panowie „eksperci:, którzy wystąpili w programie o którym pisałem w poście, jak też innych dyskusjach powinni ze wstydu zniknąć z życia publicznego, a na pewno stać się obiektem zainteresowania CBA. No ale to chyba nie w tym kraju :-)
Alex
Niestety, ale przynajmniej Minister Zdrowia zachowała się w miarę przytomnie – za co należy jej się ukłon.
Poza tym mam nadzię, że faktycznie (w skali globalnej) chodziło „tylko” o przekręty natury czysto ekonomicznej…
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Mnie takie sytuacje przestają pomału zaskakiwać, pewnie to ta mnogość ich występowania.
Chcąc nie chcąc na każdym już kroku trzeba wykazywać się bystrością umysłu.
Pozdrawiam ciepło z oddechem satysfakcji po intensywnym okresie pracy;)
Aleksandra Mroczkowska
Czasami sprawdzenie może być dla „eksperta” miażdżące: https://www.facebook.com/notes/oblicza-gruzji/lista-plagiatów-i-smaczków-w-georgialikach-pakosińskiej/608064099261325
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz.