Tematem „Nasze autentyczne ja” zajmowałem się już dwa lata temu. Wracam do niego, ponieważ w czasach kryzysu i trudności gospodarczych nadmierne rozdmuchiwanie tej definicji może mieć opłakane skutki dla osób ograniczających w ten sposób swoje możliwości rozwoju.
Bardzo chciałbym się mylić, ale mam wrażenie, że w najbliższych latach czekają nas przemiany w życiu gospodarczym (a co za tym idzie też w tym „prywatnym”), które postawią na głowie wiele wyobrażeń, które mają ludzie wychowani w ostatnim długim okresie względnej prosperity. To trochę tak, jak drastyczne załamanie się warunków atmosferycznych na akwenie, gdzie „zawsze” panowała dobra pogoda i wiał przyjemny zefirek napędzający wszystkie żaglówki. Mało kto jest przygotowany na sztorm i ofiary będą nieuniknione. Na razie widać tylko ciemne chmury na horyzoncie, trochę silniej wieje i u niektórych zaczyna już trzeszczeć omasztowanie. To są poważne sygnały ostrzegawcze, całe szczęście jeszcze nie jest za późno, aby jakoś się przygotować pod warunkiem, że nie powiemy sobie, że „ja jestem jaki jestem i jakakolwiek poważniejsza zmiana oznaczałaby utratę mojej tożsamości” W tym drugim przypadku łatwo może spotkać nas los kutra „Andrea Gail” z filmu „The perfect Storm. Tam też skipper obstawał przy utrzymaniu dotychczasowego kursu, a bardzo wrażliwe na uderzenia fal okna sterówki załoga usiłowała zabezpieczyć dopiero w środku niezwykle rozszalałego sztormu.
Czego najbardziej kurczowo trzymają się ludzie, a co może okazać się bardzo niekorzystne w skutkach?
- wyniesione ze studiów i pracy w niektórych korporacjach proceduralno-procesowe nastawienie do życia, czyli „Jak coś się robi w dany sposób, to trzeba się go trzymać”. Oczywiście w pewnych sprawach takich jak lądowanie samolotem, przygotowanie jachtu do długiego rejsu po oceanie, czy tym podobnych zadaniach wypracowane procedury są niezwykle pomocne, czy wręcz konieczne. Gorzej, kiedy ludzie stosują takie podejście w sprawach takich jak znalezienie klienta, pracy, czy nawet partnera w życiu. Całkiem niedobrze jest wtedy, kiedy traktują je jako część swojej tożsamości, którą bronią z uporem maniaka. Czasem zdarza mi się pokazywać ludziom nowe, znacznie skuteczniejsze (a przy tym oczywiście etyczne itp.) metody, które są niezwykle opornie przyjmowane z komentarzem „my tak nie robimy”, lub „to nie byłbym ja”. Co ciekawsze, to zjawisko generalnie występuje tym silniej, im niżej poruszamy się w hierarchii stanowisk. Logicznie rzecz biorąc zrozumiałbym, gdyby było odwrotnie, bo przecież ci, którzy zaszli wysoko musieli wiele rzecz zrobić dobrze i tym bardziej mocno trzymać się sprawdzonych metod :-)
- bardzo wielu Rodaków (mnie w to wliczając) zostało wychowanych na potulnych poddanych, którzy nie potrafią wyrazić klarownie własnej woli i poglądów (częściowo z powodu wyuczonej bezradności lub bezkrytycznej wiary w tzw. autorytety, częściowo ze względu na kiepską praktyczną znajomość języka polskiego). Ta „choroba” jest wyleczalna, sprawdziłem to na sobie :-) pod warunkiem, że nie potraktujemy jej jako części naszej tożsamości. Tutaj też starania nauczenia kogoś bardziej przywódczej postawy, a przynajmniej bardziej eksperckiego języka napotykają na opór osób, które mówią ” to nie jestem ja”. Ciekawe jak wygląda u nich „utrata własnego ja”, kiedy posługują się np. angielskim? :-) Stawka jest duża, bo za kilka lat aby utrzymać się w dobrych firmach trzeba będzie koniecznie umieć przejąć przywództwo i skutecznie sprzedawać swoje idee oraz wartość dodaną.
- wielu Rodaków uważa używanie niecenzuralnych słów i określeń jako element własnej tożsamości. O szkodliwych skutkach pisałem już tutaj, gorzej jak ludzie bronią się przed zmianą tego, bo traktują to jako nieodłączną i konieczna część własnej osobowości. Długofalowo robią sobie sami „kuku” :-) Ja sam jako dwudziestokilkulatek potrafiłem „rzucić wiązką”, całe szczęście że nie byłem do tego zachowania tak przywiązany jak wiele innych osób i kiedy sobie uświadomiłem jego szkodliwość, to po prostu przestałem. To otworzyło mi potem wiele atrakcyjnych drzwi w życiu.
- u wielu Polaków można zauważyć niezwykle wysoką gotowość do agresywnych zachowań. Nie będę teraz wnikał w przyczyny tego stanu rzeczy takie jak np. permanentne poczucie bezsilności lub podmiotowości w życiu, brak prawdziwej satysfakcji seksualnej itp. Ważne jest, że w ten sposób dokonujemy skutecznej selekcji negatywnej ludzi, z którymi mamy do czynienia odstraszając tych miłych i sympatycznych, którzy mają w sobie dość siły i możliwości wyboru, aby nie musieć być z takimi zachowaniami skonfrontowani. Długofalowo pozostają wokół nas podobni „agresywni”i całe towarzystwo często kończy na „galerach” z przeświadczeniem, że „życie jest to d…”.
Tę skłonność do agresywnych zachowań też można zmienić pod warunkiem, że nie potraktujemy tego jako niezbywalnej części naszego „ja”. Znowu jestem tego przykładem (pamiętajcie, że jak pisze o różnych bzdurach, to większość z nich sam popełniałem :-)) Problem polega znów na tym, że większość „zainfekowanych” tym współbliźnich nie wyobraża sobie siebie, jako łagodnych, a przy tym bardzo skutecznych ludzi i mówi „taki właśnie jestem i to jest wyraz mojej osobowości”
Można by tak dalej, ale jeżeli dałoby coś zrobić z tymi czterema problemami, to wiele osób miałoby znacznie większe szanse dobrze przesztormować ewentualny trudny okres w gospodarce. Polecam Wam przyjrzenie sie sobie i zdiagnozowanie, czy przypadkiem któryś z tych punktów nie jest o Was. To samo w sobie nie jest żadną hanbą (jak już wspomniałem sam cierpiałem na każdy z nich), ale trzeba koniecznie i szybko cos z tym zrobić, inaczej szkodzimy naszym szansom na przyszłość.
Jeżeli ktoś interesuje się kwestia wpływu naszej tożsamości w nieco szerszym zakresie, to polecam lekturę eseju Paula Grahama, w którym pokazuje on ładnie, jak „wbudowanie” w nią elementów religijnych i politycznych zaciemnia naszą zdolność klarownego myślenia o nich.
Dla leniwych zacytuje dwa dobre zdania:
„ If people can’t think clearly about anything that has become part of their identity, then all other things being equal, the best plan is to let as few things into your identity as possible„
oraz
„The more labels you have for yourself, the dumber they make you„
Podpisuję się pod tym obydwoma rękami :-)
PS: O przyklejaniu innym etykietek wszelkiego rodzaju napisze następnym razem
Alex, zauwazylem ze Twoj blog „rozwija sie” noca …
Mam pytanie w kontekscie „zmian tozsamosci”:
Czy opor ludzkiej materii o ktorym wspominales powyzej wiazal sie z wiekiem/wyksztalceniem osob „poddawanych” couching’owi ?
Czy dostrzegasz jakis pozytywny (lub nie) psychologiczny model „podatnosci” ?
Pozdrawiam,
Mirek
Ad 1. Schematy postępowania, że coś trzeba w życiu, a tego nie można, albo to mogę zrobić, a do tego sie nie posunę. Widzę po sobie i innych, jaka wewnętrzna walka się wywiązuję, bo naprawdę bym chciał coś zrobić, ale odgrywam zewnętrznie taką rolę, że nie mogę sobie sam pozwolić na zrobienie tego co chcę.
Ad 2. Krytyczne podejście do autorytetów… rzecz bezcenna.
Ad 4. Te agresywne podejście Rodaków wynika chyba z przeświadczenia, że wciąż musimy walczyć o jedzenie, dach nad głową, o partnerów do rozmnażania… chyba zapomnieliśmy, że uznanie wśród ludzi nie zdobywa się siłą a tym co dajemy od siebie. Więc warto zapamiętać, że „siłą można zabrać wiele, ale siłą nie można mi niczego dać” (Kazik Staszewski) :)
No i jeden z ważnych cytatów:
„If you don’t take control of your life, someone else will.”
Stąd ważne, aby odnaleźć swoją tożsamość i ją zmieniać tak jak my chcemy, a nie tak jak wypada się zmieniać :)
Pozdrawiam o poranku,
Orest
witam
Myślę, że tym co definiuje naszą osobowość są wartości przez nas wyznawane. I nic więcej. Mogę zmienić język, którym się posługuję na „ekspercki” i będzie to ok, dopóki będzie to zgodne z moimi wartościami (np. dopóki nie uznam tego za manipulację, kłamstwo).
Też przechodziłem przez fazę „nie zrobię tego, bo to nie będę ja”. Na szczęście to się zmieniło. Zdałem sobie sprawę, że chcę osiągnąć pewne cele, które w pewien sposób też mnie definiują, a to jak to zrobię jest już sprawą drugoplanową. Ważne, żeby było to zgodne z moimi wartościami.
Cały czas jednak działam wg pewnych procedur i schematów, co mnie szczególnie boli, bo jestem świadomy jak bardzo ogranicza to kreatywność i utrudnia osiągnięcie celów. I tak niestety jest z większością Polaków (nie wypowiadam się nt innych narodowości). Niestety te procedury stały się częścią mojego życia i ciężko nawet zauważyć, że się wg nich postępuje. Czy ktoś ma pomysł jak tego się wyzbyć??
A jeszcze codo procedur w korporacjach. Czy powinny być one ograniczone do minimum czy jednak być bardziej rozbudowane, żeby np. zapewnić, że każdy klient będzie obsługiwany w podobny sposób, co ma zagwarantować wysoką jakość tej obsługi?? Czy może jednak dać swobodę ludziom??
pozdrawiam
Artur,
Procedury potworzono (tak po gombrowiczowsku mówiąc), bo nie każdy kto pracuje – robi to dla przyjemności i „większego celu”, tylko aby odbębnić 8 godzin i „zarobić na życie”. Niektórych poniekąd „trzeba za pysk trzymać”…. Gdyby nie pewne procedury w mojej firmie to też byłoby gorzej. Wiele. Szkoda, że na niektóre rzeczy nie stworzono jakichś norm (typu cięcie premii za odsetek nieterminowych realizowań produkcyjnych). Pewne schematy muszą być, aby ułatwić pracę. Czasami najkrótsza droga niekoniecznie w długim terminie jest najlepsza.
Natomiast wiele rzeczy można by robić efektywniej w inny sposób. Ja wtedy po prostu tak zaczynam robić. Zaczynam analizować przypadek i efektywnie – wdrażać nowy sposób działania. Zrobiłem tak w obecnej firmie i się to okazało efektywniejsze i w długim i krótkim terminie. Trochę jak kaizen nawet ;) Takie za przeproszeniem, pierdoły, biurokrację przyciąłem sporo – samemu najpierw grzęznąc – nikt przede mną tego nie zrobił, bo „procedura wygląda tak i już”. Każdy przede mną robił, płakał, miauczał, że tyle tego, że po co to komu – ale nikt nie chciał zmienić…
I to jest największą wadą procedur i schematów – „odmóżdżenie”. Potem niektórzy pracownicy nie potrafią zakwalifikować przypadku inaczej niż w już stworzone procedury. Ale to już jest kwestia kierownictwa – to oni powinni dbać o to, aby nie wpaść w paragraf 22 schematycznego działania – „jeśli coś nie jest opisane w procedurach to tego przypadku nie ma, a jak występuje to patrz punkt pierwszy”.
To co poruszasz innymi słowy jest przejaskrawieniem – albo procedury, albo całkowita dowolność. Neither. Trzeba znaleźć odpowiedni punkt i nie dać się „odmóżdżyć”. I gwarantuję, że efekty będą. Pomyśl o logice kaizen wręcz… To co piszesz to raczej obnażenie cechy narodowej wręcz – czyli „wszystko, albo nic”.
Elastyczność to cecha, którą należy nabyć „w czasach kryzysu”.
pozdrawiam
WW
Wyniesione mam jeszcze z czasów podstawówki i szkoły średniej, że mogę robić dużo rzeczy po swojemu. Na początku był z tym problem, a chodzi dokładnie o sposób wyliczeń i obliczeń zadań matematycznych. Nauczycielka miała swój plan na rozwiązanie, pewnie ułożony i „super logiczny” i idealny z rozwiązaniem, które zawsze było na końcu książki. Ja zawsze miałam na to inny sposób. „Otwarta” nauczycielka zaproponowała abym ja robiła po swojemu i jeśli dojdziemy do takiego samego wyniku, czyli mi wyjdzie w zeszycie to samo co im na tablicy to wtedy będę mogła przedstawić to na tablicy. Na jej nieszczęście inną drogą, innym sposobem często szybciej rozwiązywałam zadania, a wyniki się zgadzały. Na moje szczęście nauczyciele dawali mi wolną rękę w tym i to uświadomiło mi, że do celu można dojść różnymi drogami. Chyba ważne jest to aby trafić na kogoś takiego kto zaakceptuje poprostu odmienność w sposobie bycia i w sposobie myślenia i nie podetnie nam skrzydełek na dzień dobry.
A na takim małym marginesie rada dla rodziców aby wspierali swoje dzieci w ich szalonych pomysłach i budowali w nich poczucie wartości i dawali wsparcie zamiast słów „ja to zrobię lepiej”.
WItam
Poruszyłeś Alexie kilka ciekawych kwestii, chciałabym jednak odnieść się do wybranych. Mam nadzieję, że to odpowiednie miejsce.
Mam sporo z wymienionych przez Ciebie cech, niestety. „Wyuczona bezradność” jest jedną z nich.Uzależniam swoje szczęście w głownej mierze od innych ludzi (od tego, jak się zachowają, jak i co pomyślą, czy będą chcieli pozostać ze mną w bliskiej relacji …). Nie jestem w stanie się tego pozbyć, choć próbuję spory kawałek czasu. Szczęście zawsze kojarzyło mi się z innymi ludźmi, z tym, jak blisko z kimś jesteśmy. Nie umiem znaleźć sposobu na niezależność. Mówić innym wprost o swoich potrzebach, wymaganiach jest dla mnie czymś niewyobrażalnym. Spotykałam często na swej drodze osoby, które obrażały się lub obrażały krytykującego. Uznaję zasadę, lepiej milczeć, niż mają wyjść z tego komplikacje.
Problem przeklinania jest mi bliski od kilkunastu miesięcy. Staram się nie używać :podwórkowego” słownicta, co jest bardzo trudne ze względu na osoby, z którymi mam kontakt. Mieszkam niestety z rodzicami, którzy nie szanują siebie nawzajem, stąd niecenzuralne słownictwo i brak szacunku jest tu na porządku dziennym. Sama nie raz złapałam się na podobnym zachowaniu, w chwilach silnych emocjonalnie, po czym pozostawał wstyd i strach, że nigdy nie uda mi się tego zmienić. Nadal jednak próbuję.
Ostatnia kwestia, agresja. Cóż, mam jej sporo. Wydaje mi się, że tego zostałam nauczona. Tylko poprzez bycie chamską,bezczelną, zarozumiałą, agresywną osobą mogłam sprawić, by ktoś się „odczepił”. W szkole miałam problem z ogólną prezencją, ludzie mnie nie szanowali, obrażali. Byciem miłym, kulturalnym w takim wypadku nie zdawało rezulatatu. Nie było też obroną przed ludźmi, którzy za głowny cel swego istnienia stawiają wytykanie innym ich „braków”. Pomimo moich 23-ech lat, pozostało we mnie mnóstwo złości z tamtych lat, której nie mogę się pozbyć. Oczywiście, nadal spotykam podobne osoby na swej drodze. Czasami wydaje mi się, że jedyny sposób, aby ludzie naprawdę liczyli się z tobą, to posiadanie rzeczy, których oni pragną, ale ich nie mają. Nie powiem, taka „zemsta” staje się czasami moją motywacją do działania.
Chciałabym jednak to wszystko zmienić, nauczyć się być niezależną emocjonalnie. Twój blog, w jakiś sposób jest pewnym drogowskazem. Gdybyś jednak, pewnego dnia, w wolnej chwili zechciał opisać szczegółowo, jak dokładnie radziłeś sobie ze swoimi problemami czy ograniczeniami, byłabym niezmiernie wdzięczna. To na pewno byłaby niezastąpiona pomoc.
Dziękuję za to miejsce. Pozdrawiam serdecznie.
kasia
Witam serdecznie.
Ciekaw post. Po pierwsze odniosę się do pierwszej części na temat procedur w firmach. Zgadzam się tutaj z Witoldem, że procedury istniały i będą istnieć, ale równie ważne jest umiejętność znajdowania złotego środa. Myślę, procedury powinny istnieć po to aby zbudować pewien szkielet, a potem buduje się na tym szkielecie różne odgałęzienia, które dają nam różne warianty i interpretacje oraz możliwości wyboru.
Jeśli chodzi o drugą część, to jak to ładnie napisał Alex ja również zostałem wychowany na potulnego poddanego. Przez dość długi okres nie potrafiłem się przeciwstawić osobie starszej ode mnie (tzw. dorosłemu) gdyż od byłem uczony, że „starszy ma zawsze rację” – to jest chyba taka metoda wychowawcza, dająca później wychowawcy monopol na wiedzę :). Nawet w sytuacji kiedy ta osoba starsza mówiła całkowicie bez sensu i tworzyła herezje. Mój przykład jednak pokazuje, że można się tego nauczyć i w sposób kulturalny i rzeczowy nabyć umiejętności spierania się, przedstawiania i obrony swojego punktu widzenia. W moim wypadku była to droga umacniania swojego poczucia własnej wartości i mówienia sobie, że moje osobiste zdanie jest dla mnie równie ważne co zdania wypowiedziane przez innych i że mam do nich zupełne prawo jak do wypowiadania ich, nawet jeśli nie spotka się to z aprobatą osób trzecich.
Jeśli chodzi o agresywne zachowania – no tutaj mógłbym długo mówić – jednym z takich pamiętnych zachowań był rzut telefonem o ścianę po dość emocjonalnej rozmowie. Na całe szczęście przez ten okres nigdy nie wyładowywałem złości na innych osobach. Cała agresja była skierowana na rzeczy martwe – co skutkowało moimi kontuzjami ( bo na przykład w coś uderzyłem z nerwów) lub/i zwiększonymi kosztami (bo musiałem odkupić to co zniszczyłem). Jak opanowałem tego typu uczucia gniewu i napady złości ?!. W bardzo prosty sposób. Nie było to jednak proste jak pokazało mi życie, ale osiągalne i dziś mogę z całkowitą pewnością powiedzieć, mierzalne. Uświadomiłem sobie znaną jak świat światem zasadę, że to JA i tylko JA jestem odpowiedzialny za moje emocje. A jak kieruje swoimi emocjami ? poprzez swoje myśli. Jest to bardzo prosty ciąg logiczny.
a) Potrafię kontrolować swoje myśli (każdy potrafi tylko trzeba sobie to uświadomić i może nawet poćwiczyć tę kontrole:)
b) Moje uczucia są pochodną moich myśli
c) Wniosek: Potrafię kontrolować swoje uczucia.
Wiem, że może brzmi to bardzo infantylnie, ale spójrzcie wokół siebie i odpowiedzcie sobie na pytanie. Czy zachowanie osób wokół mnie z ktorymi na co dzień przebywam świadczy o tym, że znają oni powyższą zasadę. Osobiście uważam, że nie jednemu przydałaby się taka porcja wiedzy otwierająca oczy.
Witam,
Wiem że Alex jesteś bardzo zajętym czlowiekiem ale przyznam się że już nie mogłem doczekać się nowego postu.
Temat jest bardzo intrygujący i chciałbym poszeżyć swoją wiedzę na ten temat. Zaczne od wyrwanego cytatu z archiwalnego postu – Moje autentyczne ja, cyt: „Zajmowaliśmy się wtedy sposobem wypowiadania się i wszyscy zobaczyli jak niewielka zmiana w używanym słownictwie i sposobie mówienia, zmienia postrzeganie nas przez innych ludzi (chodziło wtedy o tzw. język ekspercki”
Gdzie można poczytać na ten temat i jak dowiedzieć się więcej? Proszę o informacje.
Pozdrawiam
Krzysiek
Kasia:
Myślę, że lektura „Desiderata”, może Ci pomóc.
Alex: Post bardzo na czasie. Ja polecam zapoznać się z Raportem Witolda,
http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htm
Rotmistrza który sam dobrowolnie poszedł do Obozu koncentracyjnego po to aby zakładać tam siatkę ruchu oporu oraz informować „Ziemię” co się dzieje wewnątrz tego piekła.
Lektura tego dokumentu to pewne wyzwanie (czasem serce pęka i trudno nie szlochać)
Z drugiej strony przekaz jest pozytywny. Człowiek jeśli chce może kontrolować swoje myśli, życie i przetrwać wielkie trudy.
Dokument ukazuje jak wielkie znaczenie ma posiadanie celu w życiu oraz optymistycznego nastawienia doń, a dygresje na temat odczuć autora są bezcenne.
Wszystko to napisane piękną prosta polszczyzną jakiej już się nie spotyka.
Pozdrawiam
Witajcie,
Ja w temacie naszej tożsamości oraz jej wpływu na odbiór świata. Bardzo sensownie wyglądają argumenty, że trudno mieć owocne argumenty na temat czegoś z czym się identyfikujemy. Dobrymi przykładami jest religia i polityka. Ja osobiście nie biorę udziału w wyborach, nie utożsamiam się z żadną partią polityczną. W związku z tym, bez emocji mogę dyskutować o bieżących wydarzeniach w polityce, co z uwagi na brak zainteresowania czynię niezmiernie rzadko. Po prostu nie jestem na bieżąco :)
Jeżeli chodzi o religię, jestem praktykującym ateistą. Czy taka deklaracja jest przypięciem sobie etykietki i powinienem się liczyć z ograniczeniami jakie się z tym wiążą ? Czy jednoznaczna deklaracja w tym temacie, może mieć wpływ odbiór tego tematu ? Chyba jednak nie, bo nie ma tu racjonalnych i sensownych odpowiedzi…
Pozdrawiam, Artur
Polecam wszystkim książkę „Przebudzenie” Antoniego de Mello. Jest w niej sporo o przyklejaniu sobie i innym etykietek, identyfikowaniu ich z własnym „ja” i wiele innych ciekawych rzeczy.
Powiem bez owijania w bawełnę.
Strasznie nie podoba mi się nagminne spłycanie własnego ’Ja’.
Moja noga jest częścią mojego 'Ja’ bo mam nad nią kontrolę (świadomą i nie świadomą), brzydki, chamski, tępy ja sprzed kilku lat to też część obecnego 'Ja’, razem z faktem odrzucenia tej części. Człowiek wie, że to co robił kiedyś jest częścią jego samego, wiesz to ty wiem to ja.
Odejdźmy od tej filozoficznej strony dyskusji i przyjrzyjmy się światu.
Organizm aby mógł żyć musi selekcjonować jednostki(komórki) słabe/niepotrzebne od silnych/potrzebnych a te słabe muszą ginąć. Każda 'prawidłowa’ komórka umiera gdy dostanie rozkaz samounicestwienia. Taki proces zachodzi w każdej sekundzie w naszych ciałach, jednak nikt nie kwapi się ze stwierdzeniem, że po 1sec. to już nie jestem 'Ja’.
Dodatkowo za każdą taką decyzje organizm jest rozliczany (funkcjonuje lepiej bądź gorzej).
Tak samo jest z nami. Możemy stanowić o tym czym jest 'JA’. Tak więc jeśli ktoś 'postanowi’, że będą to mięśnie, to tak właśnie będzie. Tak więc osobiście podzielił bym 'JA’ na ’decyduj’ (jak budujemy 'JA’ i co z niego usuwamy) i ’efekty decyzji’ (czyli to co w 'JA’ się znajduje). I tu właśnie widać, że większość osób identyfikuje się tylko z efektami, gdyż to one są łatwiej dostrzegalne. Co jest w moim odczuciu błędem.
Zobaczmy teraz co się dzieje gdy mamy do czynienia ze zbuntowanymi komórkami które nie godzą się ginąć. Z pozoru wszystko wygląda ok, 'Nie ma jak długowieczność’, jednak w szerszej skali taki stan nazywamy rakiem i zapewne nikt nie chciał by mieć z nim do czynienia.
W tym momencie można dostrzec coś niesamowitego, niektórzy hodują raka we własnym 'JA’, na własne życzenie. Pozostanie pytanie jak wielu zorientuje się, że chorują a jak wielu umrze.
Pozdrowionka.
Witam serdecznie,
chcialabym odniesc sie do postu Kasi, wielokrotnie juz zauwazono, ze bardzo czesto kobiety sa duzo bardziej „bezradne ” niz mezczyzni, czesciowo wynika to zalozen wychowania dzieci. Dziewczynki maja byc grzeczne, zgadzac sie z nauczycielem itd i jesli ktos nie ma tyle szczescia co Pink, to prawdopodobnie przez wiekszosc zycia bedzie cierpial na ta „wyuczona bezradnosc”. Mozna to zmienic, ale wymaga to naprawde wiele pracy nad soba i skutecznej walki z wewnetrznym glosem, ktory ciagle strofuje, kiedy wreszcie chce sie zyc dla siebie a nie dla rodziny, sasiadow i pani Zosi z miesnego;) A co do agresywnosci, coz moze dla wiekszosci zabrzmi to idiotycznie, ale ja naprawde czasem chcialabym moc byc bardziej agresywna! Niestety nie potrafie i czesto „obrywam” od tych co bardziej agresywnych. Pozdrawiam serdecznie
Ania
@kasia: Idzie wiosna. Wyjdź któregoś dnia do parku, usiądź na ławce, posłuchaj, jak śpiewają ptaki, połóż swoją agresję na tej ławce, wstań i w promieniach słońca wróć do domu. Ja kiedyś zrobiłem tak ze swoją nieśmiałością. Czasami próbowała wrócić, ale nie otwierałem jej drzwi.
Anna Smirkin pisze: „A co do agresywnosci, coz moze dla wiekszosci zabrzmi to idiotycznie, ale ja naprawde czasem chcialabym moc byc bardziej agresywna! Niestety nie potrafie i czesto 'obrywam’ od tych co bardziej agresywnych.”
Naprawdę? A może jednak chodzi tylko o asertywność, czyli umiejętność obronienia swoich praw przy pełnym respektowaniu praw drugiej osoby? Agresja to podważenie praw drugiej osoby. Moim zdaniem nie o to chodzi w życiu.
Witam serdecznie
Jeśli chodzi o Anie Smirkin zgodzę sie w 100% z TesTeq’iem, że chodzi tutaj bardziej o ćwiczenie asertywności, a nie agresji.
Marek
Bardzo ciekawie ująłeś budowanie własnego JA i porównałeś to do toczącego nas raka, którego de facto sami w sobie wyhodowaliśmy. Jeszcze krótki komentarz do tej części Twego zdania:
„I tu właśnie widać, że większość osób identyfikuje się tylko z efektami, gdyż to one są łatwiej dostrzegalne. Co jest w moim odczuciu błędem.”
Myślę, że obserwowanie efektów budowania naszego JA pokazuje nam czy faktycznie idziemy we właściwym kierunku (po efektach/czynach ich poznacie). Jest to nasz taki papierek lakmusowy. Zgodzę się, że równie istotną uwagę powinniśmy skupić na części „Decyduj” czyli świadomie z dystansem przyjrzeć się sobie i sprawdzić, które części składowe mojego JA powodują, że przybliżam się od tego upragnionego ideału, a które tak naprawdę powodują, że się cofam albo stoję w miejscu. Na tym etapie selekcji przydałby się nam ktoś z zewnątrz kto w sposób życzliwy powiedziałby nam gdzie w danej chwili jesteśmy – coach, mentor?.
Temat tego postu wydaje mi sie bardzo powiazany z postem odnosnie 'belek drewnianych i zelbetonowych’, gdyz w nadchodzacych trudnych czasach :( powinnismy szczegolnie byc elastyczni, gotowi na wszelkie zmiany. Jesli nie bedziemy pewnego dnia wszystko moze runac nagle nam na glowe a my zaskoczeni szybkoscia zmian dalej bedziemy tkwic w przekonaniu, ze na cos takiego nie moglismy byc gotowi.
Tak wiec bycie elastycznym :) bardzo sie w zyciu przydaje, a najlepiej czym wczesniej zaczniemy tym lepiej. Oczywiscie wielka tu rola mentorow aby nam pomoc, nakierowac ewentualnie doradzic.
Pozdrawiam
Witam,
Post dosc smutny, ale prawdziwy. Też odnoszę wrażenie że ciemne chmury dopiero sie gromadzą. Dziś spotkałem Pana z ochorony, który miał na czapce z daszkiem napis NWO, a pod nim New World Order. Prawie się przeraziłem. Troche żałuję, że żartem nie zapytałem skąd ma tę czapkę, a szczególnie chodzi mi o ten napis który na niej widniał.
serdecznie pozdrawiam
Szymon
Marek:
Parę „zbuntowanych” komórek nie musi być jeszcze rakiem :) Takie niezłośliwe „nowotwory” w początkowej fazie można niemal bezboleśnie usuwać. Stąd też chyba takie przesłanie tego bloga, aby w miarę często samo-badać się i wcześnie wykrywać niepokojące zmiany. Zaniedbanie tego powoduje, że nowotwór się rozwija i może być „nieoperacyjny” lub trzeba będzie przeprowadzić amputację – bolesny koniec, aby ból nie był bez końca.
Przyznam, że w wieku 23 lat mam kilka takich nowotworów, którym potrzebna jest resekcja. Lecz stan pacjenta rokuje szybką poprawę i jestem dobrej myśli :D
Pozdrowienia „zdrowotne”,
Orest
@ Kasia:
Witaj, zaskoczyło Mnie to, co napisałaś, ponieważ brzmi prawie tak, jakbyś opisała dużą część z Mojego „dawnego” życia. Prawie, ponieważ w znacznej mierze „wyszłam z tego”, chociaż przeszłość rzucała dużo wyzwań.
„Czasami wydaje mi się, że jedyny sposób, aby ludzie naprawdę liczyli się z tobą, to posiadanie rzeczy, których oni pragną, ale ich nie mają.”
– wtedy co najwyżej będą Ci zazdrościć, zastanowiłabym się wtedy, czy szanują Ciebie, czy to co posiadasz i na ile szczere są ich intencje? Jeśli masz odpowiednich ludzi wokół, będą Cię szanować i akceptować taką, jaką jesteś już TERAZ.
W Moim przypadku szacunek zdobyłam w ten sposób: „jeśli chcesz Mnie znać, musisz Mnie szanować”. Bycie miłym i kulturalnym – skoro to potrafisz, jesteś o lata świetlne do przodu od tych, którzy Cię próbują w jakiś sposób obrazić/urazić. Dlaczego? Ponieważ, jeśli dodasz do tego prezentowaną pewność Siebie, większość z tych osób w pewnym momencie „wymięknie”. Mogą czasem powtarzać się, ale to im już nic nie da w zderzeniu z Twoją pewnością Siebie.
„Nie było też obroną przed ludźmi, którzy za głowny cel swego istnienia stawiają wytykanie innym ich “braków””
– zastanawiające, ile te osoby posiadają własnych „braków”, skoro skupiają się na „brakach” innych. Myślę, że to najlepszy „dowód” na to, by nie przejmować się ich „zdaniem”, proponuję co najwyżej racjonalnie i bez emocji przemyśleć, czy jest z tego coś, co może Cię czegoś nauczyć. Jeśli nie, idź dalej.
„Szczęście zawsze kojarzyło mi się z innymi ludźmi, z tym, jak blisko z kimś jesteśmy. Nie umiem znaleźć sposobu na niezależność.”
Dla Mnie szczęście jest uczuciem, Moim uczuciem/stanem emocjonalnym. Grąbkowski Marcin ładnie to przedstawił, zwłaszcza pod koniec Swojej wypowiedzi. Mnie się udała niezależność w sporej mierze właśnie dzięki kierowaniu Moich myśli na to, co chcę. Efekty tego są takie, że kiedy byłam kulturalna, acz pewna Siebie i nadal jakaś osoba traktowała/próbowała traktować jak dawniej delikatnie mówiąc nie-fair, to mówiłam wprost, że jej się to nie uda. Owszem część osób się „obraziło”, a część i bez tego zniknęła z Mojego życia. Pytanie, czy się obrażą, bo niewłaściwie przedstawiłaś, co myślisz, czy z innych powodów? Z tym pierwszym można coś zrobić, z drugim niekoniecznie.
Ja staram się nie krytykować, co najwyżej przedstawiać inny punkt widzenia. Różnica jest taka, że w drugim przypadku możesz pomóc drugiej osobie zobaczyć coś z innej strony.
polecam Ci w szczególności dwa posty Alexa, które nawiązują do tego co też mam na myśli:
http://alexba.eu/2008-09-17/rozwoj-kariera-praca/wlasciwy-adresat/
oraz
http://alexba.eu/2007-11-12/rozwoj-kariera-praca/grzeczny-zuchwaly/ ten ostatni może Ci pomóc w zamianie agresji na zupełnie inne zachowanie :).
pozdrawiam serdecznie :)
„bo za kilka lat aby utrzymać się w dobrych firmach trzeba będzie koniecznie umieć przejąć przywództwo i skutecznie sprzedawać swoje idee oraz wartość dodaną.”
Alex, dlaczego uważasz, że za kilka lat będzie właśnie tak… ? Z czego miałoby to wynikać ?
@jot: Już teraz w firmach można wyróżnić generałów realizujących swoje cele i żołnierzy wypełniających rozkazy generałów. Z moich obserwacji wynika, że wielu generałów jest podwładnymi żołnierzy – skutecznie przejmują przywództwo w organizacjach. Ten proces będzie się pogłębiał.
Wtam :) Śledzę bloga od dłuższego czasu i myślę, że już nadszedł czas na mój komentarz.
Wg mnie ta notka jak i cały Twój blog jest bardzo przydatna dla osób, które rozpoczynają swoje dorosłe życie. Bardzo podoba mi się, że opisałeś jakie błędy najczęściej popełniamy, dzięki temu mogę je wyeliminować, a tym samym dalej się rozwijać. Mam nadzieję, ze poprowadzi to do podniesienia poziomu szeroko pojętej radości z życia.
Pozdrawiam
TesTeq, Jot:
Zdaje mi się, że zawsze będą żołnierze nie umiejący podejmować samodzielnych decyzji i którzy będą tylko czekać na rozkazy. Ilość generałów już się zwiększa, choć wielu z nich woli wydawać rozkazy sobie lub tylko 2 czy 3 żołnierzom. Tak więc wielki plutony będą się zmniejszać na rzecz małych oddziałów (małe 1, 2, … 5 osobowe firmy).
Skłaniam się więc do przejmowania dowództwa nad swoim życiem, a w drugiej kolejności nad innymi.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
@Orest Tabaka: Nadszedł zatem czas na małe oddziały – takie, jak w siłach specjalnych.
TesTeq:
Na komandosów ;)
(kiedyś była tu o nich mowa)
„Jak coś się robi w dany sposób, to trzeba się go trzymać”.
Mój kolega, który mieszka W Chicago opowiadał mi, że miał samochód, jakiś rzadki model w Ameryce i jakieś problemy z silnikiem. Pojechał do pierwszego mechanika, ten powiedział, że nie jest w stanie tego naprawić, bo jego czytnik po podłączeniu do silnika nie wyświetla żadnych kodów błędu, a ponadto to rzadki model samochodu i nie mają z nim doświadczenia. Potem pojechał jeszcze do kilku warsztatów i sytuacja się powtórzyła.
Więc zaczął pytać znajomych o dobrego mechanika i któryś z nich polecił mu pewnien warsztat. Pojechał tam. Mechanik tym razem powiedział, że ponieważ jego czytnik po podłączeniu do silnika nie wyświetla żadnych kodów błędu, a ponadto to rzadki model samochodu i nie mają z nim doświadczenia, to prosi, żeby mu ten samochód zostawił na dwa dni, a on w tym czasie podzwoni do kolegów i poszuka po internecie i spróbuje dojść o co chodzi. Doszedł i naprawił mu samochód. Potem ten kolega zaczął dla ciekawości szukać w internecie opinii klientów o tym warsztacie i znalazł, że od lat zajmuje on pierwsze miejsce w rankingu klientów na najlepszy warsztat samochodowy w Chicago.
Wioski sobie każdy sam dopowie.
Witam!
Żeby przyjąć radę spoza znanych nam schematów, trzeba być świadomym potrzeby konkretnych zmian w swoim życiu, albo usłyszeć przekonujące uzasadnienie. Pierwsze jest rzadkie, drugie trudne (dla każdego mogą być potrzebne inne argumenty).
Alex, na ile potencjalni uczetnicy szkoleń świadomi są tego, co ich tam spotka?
Jakie są cechy naszej tożsamości? Moje sugestie:
1. spójna
Wyróżnić postawy, co do których jesteśmy w pełni integralni (w myśli, mowie i czynach)
2. życiowa
Z postaw integralnych wybrać te, które sprzyjają życiu, jakie CHCEMY mieć. Zdarza się, że robimy coś co pasuje nam np. zawodowo, ale nie pasuje w szerszym sensie – życiowo.
3. chwilowa, czyli zmienna
Można ją określić w danym momencie, na podstawie dotychczasowych doświadczeń życiowych. Tożsamość podlega ciągłym zmianom, czy tego chcemy, czy nie. Lepiej jest ukierunkowywać te zmiany zgodnie z naszą wolą. Świadomość zmienności ułatwia też otwarcie na sugestie innych.
Pozdrawiam serdeczne
Tomek
Myślę, że przy okazji tego postu nie zrobię dużego offtopu, jeśli spróbuję opisać, jaką dostrzegam możliwość zachodzenia procesu zmian w strukturze osobowości „JA” oraz przedstawię mój punkt widzenia poprzez odpowiedź na bezpośrednio związane z tym zagadnieniem pytanie: dlaczego ludzie bronią się przed przyjęciem nowych wzorców?
Korzyści płynące ze zmiany „oprogramowania” w swoim „Ja” są niewątpliwie wielkie, tak więc motywacja może być duża.
Jednak podejrzewam, że nie da się tego tak łatwo zmienić z dnia na dzień, tzn. można spróbować sobie postanowić: „od dziś nie jestem agresywny, bo staję się łagodny” i sądzę, że w krótkim okresie będzie to działać całkiem dobrze, ale czy ostatecznie w dłuższej perspektywie to będzie na tyle trwała i solidna zmiana, że utrzyma się na stałe? Czy w przypadku kryzysowych sytuacji nie wpadniemy na powrót w stare koleiny i nie wrócimy do swoich starych (sprawdzonych) wzorców? Jak zastąpić w swoim „ja” stare programy/wzorce na tyle skutecznie, żeby nowe zostały na dobre?
W pewnym stopniu może zależeć to od sposobu wprowadzenia zmian, a wydają się tutaj być możliwe dwie drogi:
Pierwsza droga, to długa droga wprowadzania zmian w stylu kaizen, gdzie możemy na początek spróbować przyjąć tylko parę nowych wzorców działania, po czym próbować dodawać nowe. Jednak jeśli nowe wzorce mają zostać w nas na stałe, to muszą się one zintegrować z naszym obecnym Ja.
Aby doszło do zintegrowania nowego elementu w naszej osobowości, to nowy element nie może stać w sprzeczności z tym, co obecnie w nas jest teraz(a szczególnie nie może stać w opozycji z potrzebami wyższego rzędu), czyli obecne przekonania i idee nie mogą być sprzeczne z nowymi elementami, które próbujemy przyjąć. Jeśli jednak coś stoi w sprzeczności, to z jednej rzeczy musimy zrezygnować: z nowego, lub ze starego (nie można być jednocześnie agresywnym i łagodnym).
A tak już jest, że jeśli nie zrezygnujemy ze starego, to mimo naszych szczerych chęci, nowe po jakimś czasie samo odpadnie, a jeśli zrezygnujemy ze starego elementu, to może się to w dłuższym czasie wiązać z zupełną przebudową starego systemu osobowości, gdzie trzeba będzie powymieniać większość elementów! Nie musi się tak stać, ale może się tak stać, a jest to zależne od tego, jakie obecnie wzorce/programy/priorytety mamy w sobie.
Dlaczego przyjęcie tylko jednego elementu może doprowadzić do zmiany całej osobowości?
Bo np. jeśli tylko jeden „nowy element” będzie się kłócił z czymś innym, już obecnym i działającym w świadomości, to decyzja o przyjęciu nowego elementu (wzorca) automatycznie wymusi rezygnację z tego, z czym się kłuci(rezygnacja ze starego).
Usunięcie tej jednej rzeczy, z którą „kłuci” się „nowy element” może spowodować kolejną lukę, którą na nowo trzeba będzie zapełnić kolejny nowym elementem/wzorcem pasującym do „nowego elementu”, który wmotowaliśmy w poprzednim kroku. To z kolei może stać w sprzeczności z następnym elementem naszej świadomości, który znowu powinien być zastąpiony kolejnym nowym elementem, itd. itd. Tak powstanie efekt domina, który może dotrzeć do głębokich pokładów naszej świadomości i doprowadzić do zmian ”rdzeniowych” elementów naszej osobowości(„moment krytyczny”, po którym „nowy element” z pierwszego kroku jest przyjęty na stałe).
Warto dodać, że w trakcie zmian dokonywanych tą drogą, zanim powstanie nowa w pełni zintegrowana osobowość, człowiek może być przez jakiś czas bezbronny (czasami ego może być zmuszone do chwilowej rezygnacji ze swoich wykształconych systemów obronnych, przy jednoczesnym braku nowych „programów reakcji” na pewne sytuacje(moment kiedy nowe jeszcze nie powstało, a stare nie może być już brane pod uwagę), a to też jest pewna przeszkoda na tej drodze, która może prowadzić do mocno stresowych kryzysów.
Jednak po pewnym i zazwyczaj dłuższym czasie takich zmian, może narodzić się zupełnie nowa osobowość, o nowych wzorcach, a jednocześnie o wysokiej wewnętrznej spójności, a przez to niezwykle trwała w ustanowionych zmianach osobowości.
Tak więc w przypadku takiego podejścia będzie potrzeba dużo czasu, pracy i samozaparcia (samozaparcia w tym sensie, że jeśli przerwiemy integracje nowego elementu w osobowości, kiedy ta nie zdąży przekroczyć „punktu krytycznego”, to niestety po pewnym czasie samoistnie mogą wrócić stare wzorce i cała nasza praca „poszła w …las”).
Tak więc jeśli jakiś element nie pasuje do obecnej osobowości, to automatycznie będzie powstawał (prawdopodobnie w większości wypadków nieuświadomiony) opór przed zmianą „repertuaru” naszej osobowości, bo to może oznaczać kompletne zawalenie się starych, mniej lub bardziej niedoskonałych, ale za to w jakiś sposób już sprawdzonych i działających struktur. To może powodować pewien podświadomy lęk (i nawet nie mam na myśli tu lęku przed innymi ludźmi, co przed wystąpieniem pewnych sytuacji i brakiem psychicznie ustabilizowanej reakcji na nie).
Co ciekawe: ten lęk będzie tym słabszy, im więcej mocy będzie miał dany człowiek.
Co to jest moc? Moc, to możliwości. Możliwości, to potencjalne wybory. Potencjalne wybory, to wolność. Cechą wolności jest naturalna ufność życiu i odwaga, a te z kolei są przeciwnością lęku.
A więc w takim wypadku prawdą jest też to, że osoby z wyższych szczebli społecznej drabiny z racji tego, że posiadają więcej mocy, będą chętniej się rozwijać (bo czują, że mogą sobie na to pozwolić), a osoby z niższych szczebli społecznych, które nie mają za wiele mocy – nie będą chętne do jakichkolwiek zmian swojej osobowości, bo mogą być mniej, lub bardziej ograniczone przez lęk, a co za tym idzie – dla nich ważne będzie poczucie bezpieczeństwa i trzymanie się kurczowo obecnych wzorców (jakie by nie były te wzorce, ale póki co –licho, bo licho -, ale przynajmniej działają!).
Ciekawe też jest to, że w takich wypadkach, po bliższym przyjrzeniu się swojemu lękowi, często okazuje się, że jest on w dużej mierze iluzoryczny, no ale to już osobny temat…
Druga droga to wprowadzenie natychmiastowych zmian, ale tutaj trzeba wiedzieć jak i w jakich punktach zwiększyć świadomość, jak dotrzeć do krytycznych punktów, co i gdzie powymieniać tak, aby niemal natychmiast otrzymać nową i jednocześnie spójną osobowość, a jeśli coś chwilowo z jakiegoś powodu nie działa, to posłużyć się odpowiednim awaryjnym plan B, itp.
Sądzę, że tego przeciętny człowiek nie jest w stanie zrobić, bo aby szybko przeprowadzić z sukcesem taki proces, trzeba mieć co najmniej dużą wiedzę i doświadczenie, a to kosztuje… pieniądze i czas.
Jednak pomimo wszystkich istniejących przeszkód sądzę, że warto podejmować takie wyzwania, bo jest to wielopoziomowy „czysty zysk”. Jeśli by tak nie było, to pracodawcy nie szkolili by swoich pracowników, tylko wydawali pieniążki na inne cele. Oczywiście nie wszyscy pracodawcy szkolą swoich pracowników… no ale parafrazując bodajże Arystypa – pracodawca sam musi się zdecydować, czy chce mieć pracownika, czy kolejnego niewolnika :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Witam, fakt ja rowniez wolalabym asertywnosc.
Czy jednak nie zdazylo Wam sie natknac na ludzi, przy ktorych asertywnosc nie wystracza? Definicja asertywnosci brzmi fantastycznie, jednak mam wrazenie, ze czasem walka bywa konieczna i nie zawsze sie uda uniknac zachowan agresywnych, tak by nie naruszyc praw i psychicznego terytorium innych osób. Co o tym sadzicie?
witam
Jarek, myślę, że opisane przez Ciebie sposoby są faktycznie jednym rozwiązaniem. Jedyne czym mogą się różnić, to momentem zauważenia, że coś wymaga zmiany. Jeżeli zmieniamy jakieś swoje zachowanie i ono kłóci się z innymi, to MUSIMY, i to jak najszybciej, zmienić te pozostałe, bo inaczej nic nie wyjdzie z naszego postanowienia. Zachowania będą kłócić się między sobą i przez to nie będziemy spójni ze sobą samym. Więc działa to na zasadzie „wszystko, albo nic”.
Co do samego procesu dokonywania zmiany, to bardzo dobrym pomysłem jest powiedzieć osobom, na których możemy polegać, co chcemy zrobić. W momentach, kiedy będziemy mieć spadek motywacji w dokonywaniu zmiany takie osoby porozmawiają z nami, pocieszą czy kopną w d***.
Polecam książkę „7 nawyków skutecznego działania” S. Covey’a, w której opisany jest cały proces zmiany samego siebie. Książka jest dostępna w biblioteczce bloga http://biblioteczka.alexba.eu/viewforum.php?f=145
pozdrawiam
Witam serdecznie :-)
Anna Smirkin:
To prawda. Spotykam ludzi przy których asertywność nie wystarczy. A i sama asertywnośc jest czasem mylnie rozumiana.
Przy agresywnych zachowaniach wypracowałam sobie trzy postępowania w zależności od wagi sprawy:
1. Puszczam mimo uszu – sprawa którą musze załatwić,
2. Pytam czy mogę w czyms pomóc aby dana osoba przestała się tak denerwować – sprawy lżejszego kalibru
3. Wychodze i zmieniam otoczenie – sprawy błahe.
Agresja narusza moja granicę, potrafię być agresywna – tylko po co mam pokazywać swojemu biznesowemu partnerowi, że nie panują nad samą sobą. Co mogę wygrać strosząc pióra jak agresywny zwierzak? Strach u partnera? Czy może coś przeoczyłam? Przestraszony partner będzie grzecznym niewolnikiem ?
Moje asertywne zachowania sa za to czasem interpretowane jako egoizm. Tak jak bym miała obowiązek mysleć za wszystkich, współodczuwać z partnerami biznesowymi i spełniać ich oczekiwania. W przyjaźni tak w biznesie niekoniecznie i nie zawsze.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Jarek:
Po mojemu to sprowadziłeś coś takiego jak prostotę rozwoju osobistego do bardzo rozbudowanego algorytmu. Kaizen jest dobrą metodą i bardzo prostą – wymyślamy co chcemy zmienić i działamy tak jakbyśmy już tacy byli.
Napisałeś:
„Tak więc w przypadku takiego podejścia będzie potrzeba dużo czasu, pracy i samozaparcia (samozaparcia w tym sensie, że jeśli przerwiemy integracje nowego elementu w osobowości, kiedy ta nie zdąży przekroczyć „punktu krytycznego”, to niestety po pewnym czasie samoistnie mogą wrócić stare wzorce i cała nasza praca „poszła w …las”).”
Dużo pracy… taaaak. Samozaparcia? A po co? Jeśli odpuścimy tzn., że wcale ta zmiana nie była dla nas kusząca, że jej wystarczająco nie chcieliśmy. Tak więc wysiłek nie pójdzie w las, tylko będzie dla nas wiedzą, że lepiej obrać inną drogę, że inaczej chcemy się zmnienić.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam
Anna Smirkin:
„[….] nie zawsze sie uda uniknac zachowan agresywnych, tak by nie naruszyc praw i psychicznego terytorium innych osób. Co o tym sadzicie?
W procesie wypracowywania w sobie asertywności dochodzisz do momentu, że nie zawsze będziesz w stanie być taką osobą, żeby nie urazić innych. Zgodnie z powiedzeniem „jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził”. Poza tym w asertywności jeśli Twoje działanie nie miało intencji agresywnych i nie miało na celu krzywdzenia innych to dobrze. Stety/niestety nie masz wpływu jak to zachowanie odbierze ktoś inny. Problem polega w tym, że wielu ludzi bardziej lub mniej świadomie manipuluje innymi używając szantażu emocjonalnego pod tytułem „znowu coś zrobiłeś co mnie zabolało” itd itp. Próbują Ci w ten sposób zamknąć furtkę do wyrażania swoich poglądów, myśli, uczuć itd. Czasami trzeba być jak łosoś….płynąć pod prąd :), chociaż wszystkie inne ryby płyną z prądem :). I nie trzeba być przy tym agresywnym :).
Pozdrawiam :)
Marcin
Zmiana z wykorzystaniem siły woli, wytrwałości, zaciskaniu zębów itd. to chyba najtrudniejszy i najmniej rokujący sposób osiągnięcia zmiany.
Zmiana prawdziwa, głęboka dzieje się niejako mimochodem – przy okazji wzrastania naszej świadomości. Im więcej wsłuchujemy się w siebie, im głębiej zaglądamy w ciemne zakamarki naszej duszy tym więcej tych zakamarków oczyszczamy. Mam tu na myśli wszystkie traumatyczne sytuacje z naszego życia, wszystkie przykre chwile. Wybaczajmy sobie i innym – to klucz oczyszczania. Najważniejsze byśmy przyglądali się sobie z sympatią, miłością, tak jak patrzymy na kogoś bardzo lubimy. Nie patrzymy wtedy na siebie jak na kogoś z kim jest „coś nie tak”. Niejako przy okazji będzie zmieniał się też sposób naszego myślenia, światopogląd.
Dopiero wtedy, gdy uzdrowimy naszą duszę zaczną się dziać bardzo dziwne rzeczy wokół nas. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu znikną gdzieś ci wszyscy agresywni ludzie, część znajomych odejdzie – pojawia się nowi, szef-sadysta awansuje, albo nas przeniosą. Świat dostosuje się do tego kim jesteśmy w głębi serca.
A nawet jeżeli spotkamy trudnego człowieka, to zobaczymy jak bardzo się pogubił. Jak miota się z tą swoją agresją, jak cierpi. Wtedy nie będzie nas ranił , tylko budził współczucie.
Maciej
Anna Smirkin,
Według mnie asertywność działa tak, że każdy ma prawo do własnego zdania o ile nie rani to innych, ale również asertywność to prawo do swojego zdania, nawet jeśli ono rani innych, o ile nasze intencje nie są agresywne. W tym drugim wypadku prawdopodobnie możemy zostać odebrani jako agresywni, ale prawo moralne jest po naszej stronie więc mamy całkowite prawo czuć się uczciwie wobec tych osób, które w takiej sytuacji będą mogły nas postrzegać jako agresywnych.
A swoją drogą, to zastanawiam się również, czy branie odpowiedzialności za reakcje innych, spowodowane naszymi działaniami, nie będzie prowadzić do tworzenia się toksycznych relacji międzyludzkich?
Artur, piszesz: „Wszystko, albo nic”.
Uważam, że taka opcja jest możliwa, no ale nie zawsze, bo tak jak pisałem, to zależy od tego ile sprzecznych przekonań w stosunku do wprowadzanych innowacji w nas pokutuje. W zależności od ilości ewentualnych sprzeczności (jakie mogą powstać przy wprowadzaniu) czasami trzeba wprowadzać więcej zmian(co będzie bardziej zbliżone do „wszystko, albo nic”), a czasami wystarczy zmienić tylko jakieś jedno przekonanie.
Ideałem jest sytuacja, kiedy po wprowadzaniu innowacji żadna sprzeczność nie powstaje (sądzę też, że własnie dlatego dzieci łatwiej jest uczyć, bo są jakgdyby czystymi kartami do zapisu), wtedy zazwyczaj wszystko powinno łatwo i szybko się integrować i działać.
Orest,
Według mnie Kaizen, to przede wszystkim filozofia nieustannego i niekończącego się wprowadzania innowacji.
Piszesz:„wymyślamy co chcemy zmienić i działamy tak jakbyśmy już tacy byli.”
I to będzie działać o ile ta innowacja, którą chcemy wprowadzić nie będzie stała w sprzeczności z jakimiś pokutującymi w nas przekonaniami, wzorcami.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Doprecyzuje kwestię wprowadzania zmian.
Nasz mózg jest dosyć cwany a to o czym myślę jest generalną cechą sieci neuronowych.
Otóż gdy uczymy czegoś sieć, musimy pamiętać aby uczyć ją losowo, gdyż sieć może nauczyć się nie tylko rozwiązywania problemu, ale robienia tego w określonej kolejności. Uczymy się więc wszystkiego z czym mamy do czynienia (nawet pozornie błahych rzeczy).
Jeśli więc wybieramy 'niemożliwe’ zadania po to by podbudować swoje ego a później z hukiem ponosimy porażkę to uczymy mózg, że tak ma być.
Rozwaga jest dobrym doradcą!
Cześć, Alex i forumowcy,
prosto i na temat:
Jestem dokładnie w kropce 2 Twojej notki . Jestem zbyt potulny i grzeczny. Jak konkretnie z tym walczyć ? Akceptuje ze nie jest to moja immanentna cecha tylko efekt wychowania (tresury). Jak mam to konkretnie zmienić ? Chciałbym być zuchwały jak to kiedys opisałeś w poscie „naucz sie być zuchwałym”.
Jestem po prostu ciekaw w jaki sposób pracujecie nad sobą ? moze mi to pomoze. Prosto to sie tylko pisze :-) najtrudniej zmienic siebie.
Dziekuje za ten post :-)
Moniko, Marcinie, Jarku-dziekuje bardzo za komentarze. Poruszyliscie bardzo wazna kwestie, tego jak nasze zachowanie czy to jedynie asertywne czy juz agresywne odbiora inni. Rzeczywiscie czasem nie mamy dobrego wyjscia, gdyz jesli druga osoba kazde zachowanie niezgodne z oczekiwanym odbiera negatywnie, niewiele mozemy zrobic. Gorzej jesli jest to ktos bliski, kogo nie mozemy zignorowac lub cala sytuacja wprawia nas w poczucie winy, ale to juz inny temat. Pozdrawiam serdecznie
Bartosz pisze: „Jestem zbyt potulny i grzeczny. (…) Chciałbym być zuchwały”
Nie łącz potulności z grzecznością. Można być grzecznym i zuchwałym jednocześnie. Grzeczność to nie zgadzanie się ze wszystkim, lecz umiejętność uprzejmego wyrażenia własnego zdania.
Bartosz:
Mogę opowiedzieć Tobie jak ja to robię… ale niech Cię ręka Boska chroni przed wiernym i bezrefleksyjnym przyjęciem tej metody :D
Mianowicie to wygląda tak jak opowiadał swoją historię serialowy Dr House – jako mały chłopiec zaprowadził rannego kolegę do szpitala (rzecz działa się w Japonii). Wszyscy lekarze krzątali się przy pewnym przypadku i nie wiedzieli co zrobić. Nagle przeszedł facet ubrany jak woźny. Był to człowiek z warstwy społecznej „Buraku” (taka najgorsza grupa społeczna, mając za przodków katów, zbrodniarz, grabarzy itd.). Lecz w tym trudnym przypadku medycznym szanowali tego woźnego, bo był lekarzem i on wiedział co zrobić. I właśnie mniej więcej tak działam. Mówię tylko, gdy ktoś chce mnie słuchać. Już nie dbam o wizerunek, o specjalną wiarygodność, ale o to, żeby moje metody, sposoby, rady i wiedza były bardzo wartościowe.
Nie przejmuję przywództwa tam, gdzie tego nikt nie chce. Przeciwnie do zaleceń Alexa – jestem potulny tam gdzie ktoś tego chce i ja widzę przyjemność w tym co mogę dać. Czy to z perspektywy przyniesie niezłe korzyści? Pewnie mniejsze od strategii Alexa, lecz ja mam inną wizję mojej przyszłość i do mojej wysokiej jakości życia trzeba innego stylu działania :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest
Stosowałem takie podejście, niestety w moim przypadku efekty marne.
Pozdrawiam
Krzysiek
Mirek
Napisałeś „ zauwazylem ze Twoj blog “rozwija sie” noca „ :-)
Ostatnio w związku z pewnym przestawianiem mojego życia i wychodzeniem z tunelu miałem stosunkowo mało czasu na pisanie. Obiecuję to nadrobić w najbliższej przyszłości.
Ten opór o którym piszę jest bardzo rozpowszechniony i wystepuje w różnych grupach wiekowych i społecznych.
Artur
Od czasu do czasu warto spróbować robić różne rzeczy, które z naszego punktu widzenia są niezwykłe (a nawet niesłychane :-)) To rozluźnia często nasze zbyt sztywne i „proceduralne” podejście. Naturalnie trzeba uważać aby przy tym nie zrobić sobie albo komuś innemu poważniejszej krzywdy.
Kasiu
To uzależnianie własnego szczęścia od zachowań innych ludzi to nie jest wyuczoną bezradnością, lecz tylko tzw. zewnętrznym punktem odniesienia. Tego nas też nauczono w szkole i rodzinie. Dla mnie naturalną rzeczą jest, że wtedy mi jest najlepiej, jeśli ludziom wokół mnie też jest dobrze, nie uzależniam jednak mojego szczęścia od tego „co ktoś sobie pomyśli”
Z przeklinaniem to dość poważny problem, bo w ten sposób eliminujesz z Twojego otoczenia tych ludzi, znajomość z którymi mogłaby najbardziej posunąć Cię do przodu.
O agresji chyba napiszę osobny post :-)
Tak na szybko, jeżeli w danym środowisku musisz być agresywna aby przeżyć to warto zastanowić się nad jego zmianą, bo na dłuższą metę tak się zmienisz, że nie będziesz mogła dobrze funkcjonować wśród normalnych ludzi.
Marcin Grąbkowski
Ślepa wiara w to, co mówią „autorytety” wielu osobo zaszkodziła i wielu osobom trudno jest przezwyciężyć takie programowanie i wziąć odpowiedzialność na siebie.
Krzysztof Marciniak
Napisałeś „Wiem że Alex jesteś bardzo zajętym czlowiekiem ale przyznam się że już nie mogłem doczekać się nowego postu. „
Sam mam wyrzuty sumienia, że ostatnio trochę zaniedbałem pisanie nowych postów. Plusem tego jest zbieranie w międzyczasie nowych doświadczeń, które ostatecznie też znajdą swoje odbicie na blogu.
Jeśli chodzi o kwestie użycia języka, to niestety nie mogę Ci służyć literaturą dotyczącą polskiego. To co wiem wynika z moich własnych badań i obserwacji.
Shoovi
Dziękuję za link. Jeśli ten temat Cie interesuje to polecam też Viktor Frankl „Man’s Search for Meaning”, ale to ciężka lektura
Lasu
Świetna ta metafora z komórkami rakowymi. Czy mogę jej używać?
Jarek Bednarz
Post o belkach bardziej dotyczył tego, abyśmy w porę sygnalizowali, że coś przestało nam odpowiadać, nie czekając aż sprawy zajdą zbyt daleko.
Katarzyna J
Dziękuję za podane przykłady. Na pewno są one wartościowe co najmniej dla sporej grup Czytelników
Jot
Myślę, że w międzyczasie TesTeq. Jeżeli nie będziesz tego potrafił, to albo bedziesz zajmował podrzędne stanowiska, albo łatwo znajdziesz się za burta
Konrad
Witaj na naszym blogu :-)
Orest, TesTeq
Piszecie „Nadszedł zatem czas na małe oddziały – takie, jak w siłach specjalnych „
W roku 2008 otrzymałem od jednego z klientów zlecenie „Alex, zrób mi z tych ludzi ekipę komandosów” :-) Oczywiście zrobiłem :-)
Tomasz Ciamulski
Generalni uczestnicy szkoleń wiedzą, że będą brali udział w czymś dość niezwykłym (nie ma to jak fama :-))
To jest oczywiście różne w zależności od firmy i grupy docelowej.
Jarek
Pozwól, że przeanalizuję twój komentarz i odpowiem na niego osobno.
Bartosz
Zrób parę razy coś, co według Twoich standardów jest ostro na granicy zuchwałości :-) Może się wtedy okazać, że dla innych ludzi to nic takiego. Ja tak eksperymentowałem w młodym wieku :-)
Pamiętaj też o tym, o czym napisał TesTeq : zuchwałość i grzeczność nie wykluczają się wzajemnie.
Ufff… nazbierało się trochę zaległości :-)
Od dziś będę z Wami bardziej regularnie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A tak radza sobie wielcy w czasie kryzysu:
http://ft.onet.pl/12,22333,swoboda_dzialania,artykul.html
Krzysztof:
Ta strategia jest mało efektywna w sensie produktywności. Dla mnie jednak jej największą korzyścią jest spokój wewnętrzny, bo z nikim nie muszę się „szarpać”, mocować – to znacząco podnosi moją jakość życia :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam, Aleksie w jaki sposób Ty walczyłeś w wyuczoną bezradnością? Z tego co widzę występuje ona i u mnie, ale czytanie różnych blogów i artykułów motywacyjnych w niczym nie pomaga. Brak pracy i brak pomysłów na życie tym bardziej ją pogłębia.
U nas w firmie na szczęscie nie mamy takiego problemu jednak rady są przydatne na codzień. Chętnie spojrzę na moich współpracowników z dystansem. Z dystansem także do siebie.
Dziękuję.
Michał
Orest
Na dziś niestety efektywność jest u mnie na pierwszym miejscu, jakość życia na drugim. Mam nadzieje zmienić to za jakiś czas.
Pozdrawiam
Krzysiek
Bartosz, Krzysztof:
Mam takie proste pomysły jak z potulnością walczyć. Np. możecie na ryneczku stargować 50 groszy na pomidorach („Zejdzie mi Pani z ceny o 50 groszy?” jeśli tak: „To poproszę kilogram”), później spróbować upomnieć się o 1 czy 5 złotych za stanie w kolejce dłużej jak 10 minut (jeden hipermarket tak ma). Pożyczyć samochód od znajomego, upomnieć sąsiada, że kwiatków na klatce schodowej nie podlewa itd. Takie drobne rzeczy a mogą wyrobić dobry nawyk. Działajcie! :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest,
Dzięki za radę ale przyznam się że nie mam z tym problemu a trenuje codziennie. Natomiast napiszę jak zacząłem. Kiedy się zorjentowałem że mam problemy z komunikacją, dawno temu miałem 17-18 lat, związałem się ze sprzedażą bezpośrednią i MLM, nic z tego co prawda nie wyszło ale po 3 latach pozbyłem się wszelkich blokad. Od tego czasu jestem zwolennikiem brania byka za rogi, a negocjacje cenowe prowadzę wszędzie od banku po Pana parkingowego, oczywiście dla treningu.
Pozdrawiam
Krzysiek
„z przeświadczeniem, że “życie jest to d…””
W takich sytuacjach ja nieodmiennie powtarzam (sam sobie czasem też muszę, a jakże!), że „świat jest szary i do d… tylko dla ludzi szarych i do du…”. Takie nastawienie bardzo pomaga :)
Przyznam, że nie rozumiem tego problemu „utraty własnego ja”. Dla mnie to niepotrzebne psychologizowanie. Podejrzewam, że to nie chodzi o pogwałcenie własnej osobowości tylko o lenistwo i szukanie łatwej wymówki.
Ja jestem jednostką wybitnie spokojną i niestety, przyznaję, trochę zbyt mało aktywną. Staram się z tym walczyć, tzn. z małą aktywnością, bo spokój zbyt sobie cenię. Może więc nie osiągnąłem aż tyle co „narwańcy”, ale jak zaobserwowałem długofalowo to właśnie ci narwańcy mają w życiu bardziej pod górkę.
Zawsze imponowało mi łamanie schematów, szukanie nowych ideii. Sam więc mimo wszystko staram się myśleć innowacyjnie i niestandardowo. Nie jest mi łatwo, ale jak coś trzeba zrobić to się to robi a nie psychologizuje i nie traktuje tego jako gwałtu na własnej osobowości. Najlepiej podchodzić do tego jako do przygody, jak to ujął G.K.Chesterton:
„Przygoda to po prostu niedogodność traktowana we właściwy sposób. Niedogodność to po prostu przygoda traktowana w niewłaściwy sposób.”
Świetnie ujęte.
Dodam od siebie iż mam wrażenie że wiele osób w Polsce traktuje zajmowane stanowisko pracy jako część ich tożsamości. Tak integralną, że nawet w przypadku ewidentnego pozbywania się pracowników w ramach redukcji kosztów, ludzie nie potrafią się zdobyć na „ewakuację” tylko czekają w nadzieii że ich to nie dosięgnie. Trochę mi to przypomina lekcję języka polskiego w szkole średniej… przychodziliśmy i staraliśmy się rozpłynąć w nicości żeby nauczycielka nas nie zapytała :)
Nie nakłaniam nikogo bynajmniej do częstych zmian pracy, ale „do kroćset!” (musiałem ;)) jak nasze bezpieczeństwo jest zagrożone to czasem po prostu trzeba.
Bartosz
Piszesz, „Chciałbym być zuchwały”.
Ja uważam, że jeśli zuchwałość ma wejść na stałe w repertuar naszego Ja, to przede wszystkim powinniśmy się wytrenować w tym, jak skutecznie i pewnie postępować i radzić sobie z ludźmi zuchwałymi.
Bo prawda jest taka, że jeśli Ty chcesz być nie tylko powierzchownie zuchwały, a prawdziwe zuchwały, to prędzej, czy później Ty również trafisz w środowisko ludzi zuchwałych, a z zuchwałymi bywa ciekawie i ostro, bo to na ogół „mocni ludzie” i z uśmiechem na ustach potrafią podnieść ciśnienie :-)
Tak wiec może wypadłoby zacząć od nauczenia się radzenia sobie z zuchwałymi ludźmi, a następnie, jeśli już w takich sytuacjach bedziesz się czuł jak ryba w wodzie, to zapewniam, że Ty sam również z zuchwałością nie będziesz miał kłopotów :-)
Alex
Piszesz „Pozwól, że przeanalizuję twój komentarz i odpowiem na niego osobno.”
Oczywiście, poczekam, tyle, ile tylko potrzeba Ci czasu :-)
A swoją drogą, to chyba trochę za długi ten koment dałem – sorki :/
Pozdrawiam serdecznie
J.
Alex,
Czy moge zadac jeszcze dwa pytanie dotyczace Twojej „kuchni”, t.j. Twoich doswiadczen z pracy z ludzmi ? Z gory dziekuje.
Jestes wynajmowany by „zmieniac” (ulepszac) ludzi.
* Na ile takie „zmiany” sa trwale ?
* Jakie sa kryteria uznania Twego couching’u za sukces ?
Pozdrawiam,
Mirek
PS. Probowalem zainteresowac jednego z moich przyjaciol Twoja, Alex’ie, osoba…
Niestety, spoznilem sie … ;-)
Okazalo sie ze jego firma juz mu jakiegos coach’a wymnajela…
Jarek
Piszesz „… to przede wszystkim powinniśmy się wytrenować w tym, jak skutecznie i pewnie postępować i radzić sobie z ludźmi zuchwałymi.”
Co dokładnie rozumiesz przez radzenie sobie? W Twojej wypowiedzi, może niesłusznie, wyczuwam założenie, jakoby zuchwałość innych wobec nas była zawsze czymś niekorzystnym, z czy trzeba sobie „radzić”
Mirek Filipowicz
Jeśli chodzi o Twoje pytania, to trzeba jedno doprecyzować. Niekoniecznie jestem wynajmowany do tego, aby „ulepszać” ludzi. Czasem jestem angażowany ze względu na moje zdolności bycia katalizatorem uruchamiającym potencjał innych,.Czasem klientom potrzebne są moje pomysły i doświadczenie w rozwiązywaniu różnych trudnych problemów, dla których, jak mówię „ nie ma manuala” :-)
Tak więc samo pojęcie zmian będzie tutaj dość płynne.
W tych przypadkach, gdzie chodzi rzeczywiście o zmianę zachowań konkretnych ludzi, to trzeba spojrzeć na proporcje : kilka dni ze mną przeciw 25-45 latom innych wpływów i doświadczeń.
W pewnych obszarach zmiany są daleko idące i permanentne (bo inteligentni ludzie jak zobaczą, że coś można robić skuteczniej to tak robią), w innych bardziej subtelne, a w jeszcze innych dochodzi tylko do pęknięć dotychczasowego obrazu świata, co może zaowocować spontanicznymi zmianami znacznie później. Tak czy inaczej, słyszę od innych znacznie częściej twierdzenie, że spotkanie mnie było punktem zwrotnym w ich życiu znacznie częściej, niż sam bym to przypuszczał. To sugeruje zarówno trwałość jak i głębie tych zmian.
Jeżeli chodzi o kryteria, to sprawa ma się podobnie. Przeważnie jestem angażowany, kiedy klient (jednostka lub team) ma z powodzeniem przeprowadzić pewne konkretne działania. Sukces tych działań potwierdza sukces coachingu i różnica musi być tak znacząca, aby nikt nie miał wątpliwości. Nawet jeśli ktoś angażuje mnie do spraw bardziej ogólnych, to też często pracujemy na konkretnych działaniach i wtedy też widać różnice.
Dziękuję za próbę „sprzedania” mnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Nie chciałem ująć tego tak pejoratywnie, aby zuchwałość innych wobec nas zawsze miałaby być czymś niekorzystnym, bo nie chodzi mi o to, że zuchwałość skierowana z zewnątrz w naszym kierunku jest korzystna, lub niekorzystna. Nie mniej rozumiem, że tak właśnie mogłeś odebrać tamten post i dlatego spieszę z wyjaśnieniem, iż bardziej chodzi mi o to, że w odpowiedzi na zewnętrzną zuchwałość skierowaną w naszym kierunku, możemy wyróżnić pewne reakcje, które będą dla nas bardziej lub mniej korzystne (czyli oceniam postawy i reakcje na zuchwałość, ale nie samą zuchwałość). A więc przez radzenie sobie z ludźmi zuchwałymi dokładnie rozumiem przyjęcie pewnej postawy, a następnie zgodnie z tą postawą wyrobienie w sobie nawyku pewnych reakcji(wewnętrznych i zewnętrznych), tak aby w przypadku dowolnej zuchwałości skierowanej w naszym kierunku, zareagować najbardziej optymalnie.
Może tak dla jasności jeszcze napiszę słowo, dlaczego uważam, że jest to ważne…
Uważam, że jest to ważne, ponieważ osoby „potulne”, w odpowiedzi na zuchwałe argumenty i zuchwałe stwierdzenia, albo zamknięte zuchwałe pytania nie będą potrafiły w sposób właściwy wyjść z takiej sytuacji(szczególnie jeśli są w towarzystwie większej liczby ludzi), lub też nie będą potrafiły przejąć kontroli nad sytuacją, co będzie prowadziło do tego, że w sposób łatwy oddadzą taką kontrolę zuchwałym, chociaż będą czuły, że robić tego nie powinny. Z wierzchu będą się uśmiechać, ale jednocześnie jakby zajrzeć w ich duszę, to będą czuć złość, do której na zewnątrz nie będą się przyznawać, a wewnątrz, kumulując w sobie gniew, będą obmyślać ukrytą zimną zemstę i odwet – i uważam, że to nie jest wogóle optymalna reakcja i to wszystko trzeba całkowicie zmienić na inną postawe wewnętrzną, a w efekcie na inne reakcje.
No to jeszcze słówko napiszę, że uważam też, że najprawdopodobniej dzieje się tak, ponieważ osoby potulne z różnych powodów musiały mieć wcześniej w jakiś sposób „łamaną wolną wolę”(najprawdopodobniej niewłaściwe wychowanie), co doprowadziło do tego, że obecnie ciężko im będzie przeciwstawić się zuchwałym i pewnym siebie ludziom. No ale tak w końcu były trenowane, aby wstydzić się swojego gniewu i sprzeciwu i biernie akceptować to, z czym się nie zgadzają, a wszelkie sprzeciwy i gniew tłumić i kumulować w sobie i nie dawać po sobie poznać, że się nie zgadzają, lub mają inne zdanie – no ale jakby było inaczej, to teraz nie nazywali by się potulnymi…
Pozdrawiam serdecznie
J.
Witam,
Pomysły z próbami zuchwałości jest super fajny. Postanowiłem codziennie robić coś zuchwaego = czyli coś co do tej pory uznałbym za zbyt poufałe. Podoba mi sie to przełamywanie się. Czasem wyraźnie wykraczam poza moją „comfort zone” i nie mam pojęcia czy to zbyt bezczelne czy jeszcze w normie :-)
dzieki za rady
Jarek
Może i masz racje co do tej genezy wychowawczej potulności. Może.
Z tym , że jest mi wszystko jedno jaka jest tego przyczyna. Po prostu zrozumialem, że jak bede bardziej zuchwały to stanę się bardziej skuteczny. I dlatego nad tym pracuje.
A z ludzmi zuchwałymi to ja nie musze sobie radzić, bo ja lubie z nimi przebywac :-)
pozdrawiam
Jarek,
Zuchwałość = pewność siebie, zbytnia odwaga, śmiałość (tak definiuje ją Słownik Języka Polskiego).
Piszesz, ze nauczenie się „jak skutecznie i pewnie postępować i radzić sobie z ludźmi zuchwałymi” moze byc sposobem na to, by samemu stać się zuchwałym.
A w kolejnej wypowiedzi : „przez radzenie sobie z ludźmi zuchwałymi dokładnie rozumiem przyjęcie pewnej postawy, a następnie zgodnie z tą postawą wyrobienie w sobie nawyku pewnych reakcji(wewnętrznych i zewnętrznych), tak aby w przypadku dowolnej zuchwałości skierowanej w naszym kierunku, zareagować najbardziej optymalnie”.
Bycie zuchwałym nie jest tożsame z „agresywny”, „bezczelny”, „niekulturalny”, „nie szanujący innych” etc. Gdyby tak było, warto byłoby wyrobić w sobie nawyki radzenia sobie z nimi. Ale w przypadku zuchwałosci jest według mnie inaczej.
W przypadku zuchwałości innych ludzi warto pytać, jak samemu nauczyć się żyć / być / działać z większą odwagą, z większą pewnością siebie, z większą śmiałością. A na to bardzo mi się podoba pomysł przekraczania własnych do tej pory funkcjonujących granic i podejmowanie działań coraz śmielszych i coraz odważniejszych. Małymi krokami obserwując zmiany w sobie i otoczeniu.
Jeśli wyrabiam w sobie większą śmiałosc i odwagę, poprzez m.in. wzmocnienie poczucia własnej wartosci, oraz poprzez ćwiczenie nowych własnych zachowań bardziej śmiałych, to z czasem przestaję mieć problemy w relacjach z ludźmi smiałymi i odważnymi (moje osobiste doswiadczenie jest właśnie takie) i nie muszę wypracowywać nawyków radzenia sobie w relacjach.
Skłaniam sie ku kolejnosci, która sprawdziła się w moim przypadku: najpierw zmiana w sobie, a wtórna do tego zmiana w relacjach z innymi ludźmi już sama przychodzi, jest funkcją zmiany, jaka dokonuje sie we mnie i w moim postrzeganiu siebie i w moich reakcjach.
Trudno mi sobie wyobrazić, ze mogę zmienic swoje zachowanie w relacji do drugiego człowieka poprzez wytrenowanie określonych zachowań i reakcji, a wtórna wobec tego będzie zmiana we mnie. To dotyczy zuchwałości. W przypadku chamstwa i agresji warto sie uczyc reakcji na nie.
Ewa W
Bartosz,
doprecyzuj proszę, czy pisząc „Postanowiłem codziennie robić coś zuchwałego = czyli coś co do tej pory uznałbym za zbyt poufałe” masz na myśli poufałość czy działanie z większą odwagą i większą smiałoscią? Mam wrazenie, ze precyzja języka moze byc w tej dyskusji dość ważna, bowiem „poufały” to 1. zbyt bezpośredni, zbyt śmiały;2. będący wyrazem zażyłości, komitywy. A zatem większa poufalosć moze być czasem zgubna w odróżnieniu od wiekszej odwagi i większej śmiałości:). Do tej precyzji odwołuję się w komentarzu wyzej, przywołująć słownikowe znaczenie zuchwałości.:)
Pozdrawiam,
Ewa W
witam
Czy ktoś może podać przykład, kiedy zuchwałość innych względem nas jest dla nas korzystna?? Pytam, ponieważ póki co nie mogę wyobrazić sobie takiej sytuacji, co znaczyłoby, że na zuchwałości innych tracimy.
pozdrawiam
Artur:
Jak masz bystrego i zuchwałego pracownika, który śmiało przedstawi Tobie swój projekt, tą pewnością siebie przeforsuje go i cała firma, w tym Ty jako szef zyskacie. Lub Twoja żona będzie zuchwała, zainwestuje większą część Waszych oszczędności w dobrą inwestycję zdobywając Twoją zgodę choć byś kręcił nosem… i choć mogłeś być innego zdania w obu przypadkach – zyskałeś :)
Pozdrawiam słoneczeni,
Orest
Bartosz
Oczywiście to jest tylko moje zdanie i nie zakładam, że jedyne słuszne :-)
A przyczynę podałem dlatego, ponieważ wyszedłem z założenia, że znając przyczynę, można łatwiej pracować nad problemem.
Ewa W
Ewa, abym mógł lepiej zrozumieć Twój punkt widzenia, to napisz proszę, co dokładanie miałaś na myśli pisząc „w przypadku zuchwałosci jest według mnie inaczej.”
Ja tak dla jasności napiszę, że uważam, iż z zuchwałością tak już jest, że ma swoją jasną stronę mocy, którą jest pewność siebie i śmiałość, ale także ciemną stronę mocy, którą jest właśnie zbytnia odwaga. A wiec trzeba napisać, kim jest człowiek zbytnio odważny.. Zbytnio odważny, to taki, który nie boi się tego, czego powinien się obawiać i kiedy powinien i w sposób, w jaki powinien. Taka według mnie jest pełna definicja zuchwałości, a tym samym kwalifikuje to do niej również człowieka, który przekracza granice terytorialne danej osoby i obojętnie, czy to będą granice mentalne, emocjonalne, fizyczne, czy materialne, lub finansowe. Oczywiście nie trzeba przy tym nie być sympatycznym – wręcz przeciwnie, można to zrobić z klasą, a nawet skłaniam się ku twierdzeniu, że w tym względzie dużo więcej osiągnie człowiek kulturalny i miły w obyciu, niż np. człowiek prosty i nieokrzesany. Watro też dodać, że będzie to szczególnie ważne w biznesie.
Jednak jeśli my będziemy przełamywać te granice w stosunku do innych ludzi, to trzeba pamiętać, że „każdy kij ma dwa końce” wiec w tym przypadku również inni ludzie, wpierw zachęceni naszą zuchwałością, będą teraz jeszcze bardziej skorzy do przełamywania tych samych granic w stosunku do nas – i to jest ten punkt, nad którym, przede wszystkim w przypadku potulności, proponuję popracować.
Piszesz: Trudno mi sobie wyobrazić, ze mogę zmienic swoje zachowanie w relacji do drugiego człowieka poprzez wytrenowanie określonych zachowań i reakcji, a wtórna wobec tego będzie zmiana we mnie.
Mi również :-) Jeśli odebrałaś mnie inaczej, to napisz proszę, gdzie strzeliłem taką gafę, bo cały czas starałem się powiedzieć, że reakcje wewnętrzne i zewnętrzne są wtórne i wynikają/powinny wynikać z przyjętej postawy, a jednocześnie nie chciałbym w przyszłości wprowadzić kogoś w ten sam błąd po raz drugi. Czy chodzi może o to, że użyłem stwierdzenia „radzić sobie z zuchwałymi ludźmi”?
Piszesz: Skłaniam sie ku kolejnosci, która sprawdziła się w moim przypadku: najpierw zmiana w sobie, a wtórna do tego zmiana w relacjach z innymi ludźmi już sama przychodzi.
Czy mogłabyś napisać coś więcej o tej pierwotnej „zmianie w sobie”? Konkretnie chodzi mi o to, co i w jaki sposób się zmieniło w Twojej postawie? Co skłoniło Cię do tej zmiany oraz jakie były tego przyczyny?
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarku,
dziś juz się nie skupię, zeby Ci odpisać, obiecuję na dniach to zrobić, niekoniecznie jutro, bo mam intensywny bardzo dzień, ale w pierwszym wolnym czasie.
Pozdrawiam, Ewa
Ewa
No oczywiście, jeśli możesz i tylko jeśli masz czas :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Witam, Aleksie w jaki sposób Ty walczyłeś w wyuczoną bezradnością?
Tomek
Chętnie napisze o tym cały post, tylko nie w tym momencie. Od ponad 2 tygodni robię sobie samemu dość radykalne seminarium, co jak widać nawet powstrzymało mnie od pisania na blogu :-)
Za parę dni będę gotowy i z nowymi ideami zabieram się do dzielenia się z Wami. Wtedy też przypomnę sobie jak to dokładnie ze mną było
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Mam prośbę. Jak już będziesz gotowy to opisz na czym polega i jak wygląda to Twoje radykalne seminarium. Zżera mnie ciekawość :D
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest
Nie za bardzo chcę wchodzić w szczegóły, bo dużo jest w tym osobistych wątków :-) w dużym uproszczeniu polega to na:
1) totalnej koncentracji na najlepszym przeżywaniu „tu i teraz” bez troszczenia się o jutro (nie naśladujcie tego przez dłuższy czas bez posiadania odpowiednich rezerw!!)
2) bardzo intensywnych przemyśleniach przy roboczym założeniu „wszystko co jest w miarę zgodne z prawem i moimi zasadami etycznymi jest możliwe”
3) na testowaniu wyników przemyśleń z pkt.2
4) totalnym wyjściu z tunelu (patrz post „Tunelowe życie”)
W ramach tego seminarium wylądowałem tez spontanicznie w moim ulubionym miejscu na 28 równoleżniku, gdzie poza dniem dzisiejszym zajmuję się tylko prawdziwymi „emergencies” moich klientów (na razie tylko 2)
Planowo powinienem wyłonić się dla świata 17.03, zapewne jadąc ekspresem Berlin Warszawa będę pisał pierwsze posty :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
:)
Brzmi ciekawie. Baw się dobrze i ciekawych wewnętrznych odkryć życzę :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
@Tomek
Polecam min.:
http://rozwojosobisty.wordpress.com/2009/01/11/wyuczona-bezradnosc-odc-1/
http://rozwojosobisty.wordpress.com/2009/01/25/wyuczona-bezradnosc-odc-2/
W mojej opinii, kluczowe może być ustalenie kto ma interes w 'naszej’ bezradności, w tym zakresie może pomóc:
http://rozwojosobisty.wordpress.com/tag/sprawiedliwosc/
Takie podejście pomaga nie wrocić do głupich nawyków, jednak nie ma uniwersalnego podejścia.
Pozdrowionka.
Marek, dzięki za podpowiedź.
Alex, czekam z niecierpliowścią :)
Przyznam ze nie przeczytalem calego bloga i moze cos przeoczylem, brakuje mi jednak w rozwazaniu na temat rozwoju osobistego rozpatrzenia kwestii wrodzonych cech charakteru, co moim zdaniem jest niezwykle istotne. Swojego czasu mialem okazje uczyc (nieprofesionalnie) muzyki osobe z rodziny. Dziecko przejawialo charakterystyczne dla 10-ciolatka rozkojarzenie i brak dyscypliny, ale najgorszy byl absolutny brak sluchu muzycznego polaczony z brakiem rytmu. Mimo to udalo mi sie nauczyc chlopca kilku utworow na fortepian. Przytoczona sytuacja dala mi wiele do myslenia w kategoriach oceniania ludzi, ich umiejetnosci interpersonalnych i zwiazanej z tym „jakosci” ich zycia. Nie kazdego mozna nauczyc gry na skrzypcach, nie kazdy bedzie sprawnym mowca, managerem czy „zeglarzem na wlasnym zaglowcu”. I wcale nie znaczy to ze jest osoba „gorsza” czy mniej inteligentna.