Dziś zapraszam do przeczytania kolejnego postu gościnnego. Jego autorem jest Tomasz Ciamulski, znany Czytelnikom tego blogu z wielu interesujących komentarzy. Tym razem na prośbę kilku z Was Tomek napisał poniższy tekst, do którego przeczytania serdecznie zapraszam
________________________________________________________________
Wpis ten zainicjowany został w poście Czy jesteś Purpurową Krową, czy zwykłą Krasulą? jako rozwinięcie odpowiedzi na jeden z komentarzy Piotra [PMD], zawierający stwierdzenie: „wykształcenie techniczne uważam za dobrą inwestycję, natomiast pracę “w zawodzie” za taki-sobie wybór.” i analizę niedogodności, jakie napotyka w swoim życiu inżynier. Ja, jeśli mam jakieś dylematy, to są one innej natury. Dzielę się więc swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami jako osoba, która wewnętrznie identyfikuje się dość mocno z techniką. Między wierszami podsumuję znane mi i dostępne publicznie informacje na temat rozwoju high-tech w Polsce (ze względu na specyfikę branży część istotnych osiągnięć objęta jest tajemnicą).
Narodziny inżyniera :)
W swoim życiu znajduję potwierdzenie, że to kim jestem wynika silnie z wpływu otoczenia. Mój ojciec to rzemieślnik, a w zasadzie „złota rączka”, i od dzieciństwa obracałem się w różnego rodzaju środowisku „technicznym” (majsterkowałem, budowałem modele itd). Kolejne zdarzenia sprawiły, że ukierunkowałem się na elektronikę. Za czasów szkoły średniej (technikum) naprawiałem wszelkie sprzęty elektroniczne znajomym, a nawet budowałem od podstaw np. wzmiacniacze akustyczne. Miałem przy tym ogromną frajdę i raczej nie myślałem wtedy o dokładnej wizji przyszłej pracy, wykształcenia i kariery. Dalej było podobnie, w miarę możliwości dobierałem zajęcia, ludzi i miejsca, które najbardziej sprzyjały rozwojowi i utrzymaniu jak największej satysfakcji z tego co robię (fun factor). Na ile to się udało?
Studia
Wspominam je miło (PW-EiTI), dużo wniosły do mojego rozwoju i obecnych kontaktów np. kilkunastu interesujących kolegów, którzy rozproszyli się po kraju i świecie robiąc ciekawe rzeczy. Jako elektronik mogłem uzyskać dostęp do sprzętu, który jest trudno dostępny amatorom (kosztowny). Owszem, można narzekać na poziom wyposażenia laboratorium czy sensowność programu nauczania, ale jak się chce to można znaleźć dużo. Nie czekałem na szansę, tylko sam jej sobie poszukałem. Główny kierunek wybierałem nie tylko w moim mniemaniu ciekawy ale także przyszłościowy. Może być to ważny moment decyzyjny dla studenta, porównywalny ze strategicznymi działaniami firmy. W tym punkcie nie rozumiem tych, którzy decydują losowo lub po najmniejszej linii oporu, a nie jest to zjawisko rzadkie. Ja postawiłem na analizę elektromagnetyczną (EM) i elektronikę wysokoczęstotliwościową (microwaves). Ponadto, ważne było od kogo będę się uczył. Przyjrzałem się aktywności naukowej i pozauczelnianej potencjalnych promotorów i wybrałem profesora o najszerszych osiągnięciach międzynarodowych oraz kontaktach z przemysłem. W międzyczasie założył on firmę (QWED) i sądząc po jego uprzedniej aktywności nie zdziwiło mnie to. Ja też na tym skorzystałem i podtrzymujemy wspaniałą współpracę, na różnych płaszczyznach, do dzisiaj. Nie wiem kiedy trzeba zacząć, żeby być inżynierem, ale warto zastanowić się, czy edukacja techniczna jest konsekwencją rozwijania naszych pasji, czy ma służyć za sposób na zarabianie pieniędzy lub etap przejściowy w karierze. Nie wiem jaka jest wartość 'treningu’ na studiach technicznych jako okresu przejściowego. Miałem wrażenie, że wielu kolegów bez pasji technicznych męczyło się na laboratoriach. Wykonywali logiczne czynności i wnioskowanie ale chyba nie czuli tego. Warto zastanowić się, czy nie jest to strata czasu. Może to działa nieco inaczej w przypadku zajęć czysto programistycznych, bez zaangażowania w typową inżynierię ze sprzętem i technologiami. Dla mnie samo programowanie jest interesujące ale służy tylko za środek pomocniczy (dygresja-tutaj zaczyna robić się miszmasz pojęciowy, co uważamy za inżynierię i technologie)
Praca w Polsce
Jako student wykonywałem prace zlecone dla QWED na luźnych zasadach, co doskonale wzbogacało moją naukę (rozwój symulatora FDTD jak też prace projektowe w mikrofalach). Rozmyślając o pozostaniu tylko w tej branży po studiach stwierdziłem, że jest ona przyszłościowa, ale jeszcze za mało rozwinięta, nie tylko w Polsce, ale także Europie. Można było znaleźć pojedyncze, ciekawe oferty tylko w niektórych krajach. Jednak nie oznacza to jej nieużyteczności, gdyż w USA jedna agencja może podać ponad 1000 ofert! W nowych technologiach jesteśmy niestety w tyle za USA, ale zmiany postępują szybko. Ciągnęło mnie do przemysłu i znalazłem ciekawą, małą firmę R&D: TechLab 2000. Z perspektywy czasu widzę (ponad 6 lat jako projektant), że mała firma (20-30 osób), która skupia ambitnych ludzi i zajmuje się zaawansowanymi technologiami, zapewnia merytoryczny 'fun factor’ na wysokim poziomie. Korporacje stać np. na szkolenia, ale są one mało przydatne w R&D. Można nauczyć się obsługi istniejących urządzeń i systemów, ale nie tworzenia nowych. W mniejszej firmie codzienne zajęcia obejmują wiele dziedzin, od planowania i projektowania, poprzez programowanie, po pomiary sprzętowe. Dla mnie super. Specyfika działalności TechLab 2000 to raczej skuteczne dążenie do realizacji wyznaczonych celów i nie widzę tu jakiś barier merytorycznych. Jako biuro projektowe firma otwarta jest na realizację dość dowolnych pomysłów klientów zewnętrznych oraz własnych. Pomimo dużej różnorodności i innowacyjności projektów wszystkie udaje się realizować. Specjalizacją firmy są urządzenia kryptograficzne (ochrona informacji), w tym zestaw interopercyjnych telefonów szyfrujących (analogowe, cyfrowe, komórka). Niektóre, specyficzne sprzętowe moduły kryptograficzne opracowane były jako jedne z pierwszych na świecie. Działa na rynku krajowym jak i za granicą. QWED jest przykładem biznesu zbudowanego na konkretnej, rzetelnej wiedzy. Grupa naukowców równolegle opracowuje nowe rozwiązania na światowym poziomie oraz steruje implementacją w produkcie komercyjnym (huge fun factor), zatrudniając pracowników w siedzibie pozauczelnianej. Żal było mi rozstawać się z nimi po studiach, więc po ok. rocznym przystosowaniu do pracy w przemyśle (dużo nowej nauki praktycznej) rozpocząłem 'hobbistyczną’ pracę nad doktoratem. Oznaczało to wypracowanie sobie redukcji dydaktycznych obowiązków doktoranta na uczelni (m.in. rezygnacja z głodowego stypendium). W 80% doktorat opracowałem w drodze do/z pracy – jakże miło mijał mi czas godzinnych dojazdów pociągiem z podwarszawskiej miejscowości :) Nie było to nic wielkiego, ale zawsze trochę nowej działalności w EM oraz przedłużenie/poszerzenie kontaktów z interesującymi ludzmi. Co ciekawe, w Polsce osiągnięcia QWEDu doceniono po nagrodzie europejskiej. Jeśli zrobimy coś o konkretnej wartości, ale innowacyjnego, to szybciej zostanie zauważone i docenione za granicą i nie jest to odosobniony przypadek. Prawie cała sprzedaż to eksport. Produkty QWEDu używane są także w USA, nawet w instytucjach rządowych.
Praca za granicą
Z czasem QWED zaczął dodatkowo uczestniczyć w europejskich projektach R&D i tuż po doktoracie pojawiło się ciekawe zajęcie związane z dziedziną mikrofalową. Projekty takie mają tą cenną dla mnie cechę, że stanowią mieszankę zajęć naukowych (uczelnie) i praktycznych, przy współpracy z partnerami przemysłowymi. Paradoksalnie, w dalszej pracy nad elektromagnetyzmem przydały mi się zaawansowane doświadczenia programistyczne z TechLabu. Prawdopodobnie bez tej pracy byłoby znacznie trudniej, a tak przez 1 rok mogłem osiągnąć niezły poziom w rozwijaniu symulatora EM do wersji równoległej, działającej na różnych komputerach wieloprocesorowych. Drugi etap to wykorzystanie rozwiniętego narzędzia do rozwiązywania złożonych problemów w mikrofalach. Spodobała mi się ta forma działalności, ale w kolejnym projekcie chciałem zajrzeć także do większej firmy. W mojej branży używa się bardzo drogiego oprogramowania i sprzętu. Duża firma może pozwolić sobie na więcej. Mając głębsze doświadczenie jako researcher w jednej z metod analizy EM mogę łatwiej poznawać słabe i mocne strony innych tego typu narzędzi. Większości takiej wiedzy nie da się znaleźć w manualu ani supporcie danego narzędzia. Obecnie nadal łączę 'applied research’ dla firmy z poszerzoną działalnością na lokalny uniwersytet, wydział fizyki – dwa miejsca pracy z luźnym podziałem czasowym, w zależności od bieżących potrzeb. Początkowo nie planowałem wyjazdu za granicę, ale nie żałuję tego ruchu. Kraje bardziej rozwinięte mają większą świadomość inwestycji w R&D i mogą stwarzać dogodniejsze warunki. Doświadczenia takie przydają się także do przekonania, że z naszymi kompetencjami nie jest tak źle jak nam się czasami może wydawać. Cenię też sobie pobyty na uniwersytetach, gdzie obrony rozpraw doktorskich odbywają się z wyszczególnionym oponentem, najczęściej z dobrej uczelni z innego kraju. Przysłuchując się bardzo merytorycznej dyskusji z oponentem można w 1h dowiedzieć się sporo o nowych aspektach nauki i techniki.
Co dalej?
Jak dotąd moimi działaniami kieruje głównie pasja i rozwój bez gubienia 'fun factor’. Nie wiem jak długo tak się da, oby jak najdłużej. Z drugiej strony, cała sytuacja wygląda na coraz bardziej skomplikowaną. Sprzyja to rozwojowi, ale działalność jest rozproszona, nie pozwala na skupienie się nad konkretnym produktem lub technologią. Stoję w rozkroku między R&D w przemyśle a uczelniami, do tego zaliczam próby działalności na własną rękę. Duża swoboda wyboru dalszej drogi, ale mam wrażenie, że nadszedł czas na jakieś rozwiązanie docelowe. Może uproszczę tę pajęczynę i skupię się na jednym. Może skomplikuję bardziej – wszak mam jeszcze drugą rękę :) Drugi dylemat – rozwodzenie się nad pracochłonnymi szczegółami ogranicza efektywność postępu. Żeby zrobić coś większego nie wykluczam, że będę przechodził do swego rodzaju „zarządzania” R&D. Dużo potrzebnej mi na ten temat wiedzy mogę znaleźć na blogu Alexa, stąd moja obecność tutaj. Jak to zrobić, żeby nie poświęcać przyjemności tworzenia? Ale nawet jeśli będę przechodził na wyższe poziomy abstrakcji, to czysta technika nie będzie dla mnie mniej istotnym ogniwem. Nadal od czasu do czasu chętnie 'powącham’ sprzęt od środka lub naprawię sobie urządzenie domowe i najlepiej jeśli da się to zrobić metodą „MacGyver’a” (śrubokręt+drucik) :) W kontekście tym podkreślę jeszcze znaczenie posiadania umiejętności fundamentalnych dla inżyniera. Okazuje się, że trójwymiarowe modelowanie dostępne w nowoczesnych symulatorach EM można wykorzystać nie tylko w elektronice, ale także w innych przemysłach, gdzie fale/energię elektromagnetyczną można użyć np. do grzania, suszenia, wspomagania procesów chemicznych czy obrazowania. Jeśli chodzi o programowanie, gdybym zatrzymał się powiedzmy na Java, to trudno byłoby mi zaimplementować efektywne przetwarzanie równoległe, wymagające znajomości architektury i zarządzania pamięcią maszyn, od których odcina nas wirtualna maszyna Java. Więcej o „duszy inżyniera” można poczytać tutaj: „My real concern here is not with the economics of skilled manual work, but rather with its intrinsic satisfactions.” Na marginesie, tekst ten rzuca także światło na kreowanie potrzeb i kredyty, które zabiły dawniej powszechniejszy styl życia, powracający obecnie pod hasłem semi-retirement. Chętnie odpowiem na dodatkowe pytania. Zapraszam serdecznie do dyskusji.
____________________________________________________________
Prywatnie Tomek ma dwójkę dzieci. Od prawie 3 lat przeżywa wraz z rodziną miłą przygodę skandynawską, najpierw Szwecja, obecnie Norwegia. Obecne, główne zajęcie to praktyczne wdrażanie efektów badań naukowych do rozwiązywania złożonych problemów w przemyśle elektronicznym, w szczególności miniaturyzacja i problemy kompatybilności elektromagnetycznej (EMC) w technologii MMIC.
Tomek: Piękne „story” ;) Mam pytanie czy zajmowałeś się MW i RF CVD?
Tomasz Ciamulski:
Pouczająca historia. Chciałbym, żeby młodzi ludzie brali z Ciebie przykład w zakresie inicjatywy w „wiciu swojego gniazdka zawodowego”. Ty nie czekasz, aż znajdą Cię ciekawe propozycje, Ty ich aktywnie szukasz. I o to chodzi! Z takimi ludźmi lubię pracować.
Piszesz: ” Żeby zrobić coś większego nie wykluczam, że będę przechodził do swego rodzaju 'zarządzania’ R&D. Dużo potrzebnej mi na ten temat wiedzy mogę znaleźć na blogu Alexa, stąd moja obecność tutaj. Jak to zrobić, żeby nie poświęcać przyjemności tworzenia? Ale nawet jeśli będę przechodził na wyższe poziomy abstrakcji, to czysta technika nie będzie dla mnie mniej istotnym ogniwem. Nadal od czasu do czasu chętnie ‘powącham’ sprzęt od środka lub naprawię sobie urządzenie domowe i najlepiej jeśli da się to zrobić metodą 'MacGyver’a’ (śrubokręt+drucik)”
Uważaj! Twoja kreatywność, fachowość i przyjemność, jakiej doznajesz tworząc nowe konstrukcje zagrażają skutecznemu zarządzaniu podwładnymi. Będziesz musiał powstrzymać się od pokusy doglądania każdego szczegółu, dopuszczać rozwiązania odmienne od tych, które Ty byś zastosował i dopuszczać możliwość popełnienia błędów, jakich Ty nigdy byś nie zrobił. Znam Prezesa firmy, który swoim inżynierom rysuje schematy kluczy tranzystorowych i wyręcza ich przy pracy z oscyloskopem. Narzeka potem, że ma marnych, niewykazujących inicjatywy konstruktorów, ale sam zabija tę inicjatywę i nie pozwala im rozwijać ich umiejętności.
Witajcie! :)
Shoovi
No to „przesadziłeś” ;) Na jakiekolwiek „story” to dopiero mogę sobie zapracować, jeśli znajdę odpowiednią kontynuację.
Mam pytanie czy zajmowałeś się MW i RF CVD?
To zależy, od dokładnej definicji oraz intencji pytającego.
Elektronika jest rozległa, do tego rozwija się szybko i stosowane pojęcia, a zwłaszcza skróty są czasami mylące np. MW coraz częściej używane jest jako MicroWave, a podejrzewam, ze nie o to Ci chodziło. Porozmawiajmy konkretniej, ok?
TesTeq
Nie chodzi o samą historię, tylko zawarte tam spostrzeżenia. Zdaje sobie sprawę, że część może być bardzo subiektywna i chętnie poszerzę swoją perspektywę ewentualną dyskusją.
Dzięki za celną uwagę. Przynajmniej w części zdaję sobie z tego sprawe i czuję, że to nie jest łatwe – łatwo pomyśleć, trudniej wykonać. Zresztą miałem już tego próbki i tak trafiłem na blog Alexa. Widzę tu pewną analogię do relacji dzieci-rodzice. Często dzieciom niejedno przeszkadza w podejściu rodziców, a później jako dorośli popełniają podobne błędy :)
Może znacie jakieś techniki ułatwiające przestawienie z pouczania na inspirowanie?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomasz: Okay, już uściślam. (MW CVD) Micro Wave Chemical Vapour Deposition, (RF CVD) Radio Frequency Chemical Vapour Deposition. Chodzi tu o osadzanie cienkich warstw z fazy gazowej w plazmie wzbudzonej mikrofalami. Chciałem Cię zapytać, czy miałeś/masz jakieś doświadczenie w konstrukcji tego typu urządzeń?
Odnośnie twojego głównego posta, to czy możesz napisać czy wszystkie opisane etapy następowały po sobie tudzież równolegle tak bez żadnych „wpadek”, ślepych torów, drastycznych weryfikacji marzeń – typu „te 2 lata to zmarnowałem” – Pytam ponieważ, ja się kiedyś pogubiłem odrobinkę z moimi ścieżkami. Miałeś jakiegoś, mentora/anioła stróża do którego zwracałeś się z wątpliwościami?
Dzięki
Tomasz Ciamulski pisze: „Może znacie jakieś techniki ułatwiające przestawienie z pouczania na inspirowanie?”
Myślę, że trzeba znaleźć w sobie radość pomagania ludziom w rozwoju. I wyważyć tę radość z radością tworzenia udanych konstrukcji. I nie pozwolić sobie na rezygnację typu: „Tłumaczę mu już trzeci raz, a on nie rozumie. Sam bym zrobił to szybciej i lepiej.” W takiej sytuacji są dwie możliwości:
1) Rzeczywiście ktoś inny powinien to zrobić, ponieważ zadanie przerasta aktualne możliwości wykonawcy – wtedy czas na szybką decyzję przy zachowaniu szacunku dla osoby, która sobie nie poradziła i wyciągnięciu wniosków dlaczego tak się stało (zwykle jest to jednak wina menedżera, czyli Twoja, albo niezwykłych okoliczności).
2) Jako menedżer nie zapewniłeś wystarczającego wsparcia (środki, sprzęt, przygotowanie merytoryczne itp.) podwładnemu – zatem przyjrzyj się zagadnieniu i zapewnij odpowiednie wsparcie.
Tim Ferriss powiedział: „Wielkość sukcesu, jaki człowiek odniesie w życiu jest zwykle mierzona liczbą krępujących rozmów, które jest gotowy przeprowadzić.” Na to też należy być przygotowanym, ponieważ nie każda współpraca ułoży się pomyślnie i nie każdy podwładny ma te same cele życiowe, co Ty.
Witam,
Tomku, po przeczytaniu Twojego postu, w myslach mówiłam sobie ” To jest dokładnie TO” :) – wrażenie kryptograficzne ;) , bo subiektywne.
„Jeśli zrobimy coś o konkretnej wartości, ale innowacyjnego, to szybciej zostanie zauważone i docenione za granicą i nie jest to odosobniony przypadek” -„purpurowa krowa ” w kraju ma chyba bardzo ciężkie życie.
„Dopiero nagroda europejska – otworzyła drogę do docenienia” – czyli papierologia stosowana.
Może niewielu ludzi umie zobaczyć taką „krowę” ?
A może to strach, przed nowym lub lepszym ?
Jak sądzisz? I co należy zrobić ?
” …rozwodzenie się nad pracochłonnymi szczegółami ogranicza efektywność postępu. Jak to zrobić, żeby nie poświęcać przyjemności tworzenia? ”
Może ktoś inny dla Ciebie mógłby zająć się pracochłonnymi szczegółami?
A Ty zajmuj się tworzeniem :D.
„Może znacie jakieś techniki ułatwiające przestawienie z pouczania na inspirowanie?”
Technik nie znam żadnych, ale zaważyłam że im mniej myślę za dzieci tym więcej one myślą same za siebie. Oczywiście odpowiednio do wieku. Zapewniamy im z mężem poczucie bezpieczeństwa ( rozumiane bardzo szeroko, mogę rozwinąć w razie potrzeby ) i pokazujemy gdzie są druty.
3-letnia siostrzenica – robiła ze mną własnoręcznie kluski śląskie – przeżycia związanie z robieniem ich, gotowniem ( obserwowała w napięciu, które są jej – druty: uważaj woda w garnku jest bardzo gorąca i może poparzyć ) i jedzeniem – były niewątpliwie minisukcesm twórcy :D.
Córka – chciała koniecznie zwiedzić parlament w Brukseli – weszła na identyfikator ze szkoły, zwiedziła, przestępstwa nie było – druty ominęła: dokument był oryginalny.
Co o tym myślisz?
Pozdrawiam Cię serdecznie
Monika pisze: „3-letnia siostrzenica – robiła ze mną własnoręcznie kluski śląskie – przeżycia związanie z robieniem ich, gotowniem ( obserwowała w napięciu, które są jej – druty: uważaj woda w garnku jest bardzo gorąca i może poparzyć ) i jedzeniem – były niewątpliwie minisukcesm twórcy”
Schody zaczynają się wtedy, gdy trzeba kogoś zachęcić do codziennego robienia obiadu na godzinę 15:00 (i to nie tylko klusek śląskich).
Sama idea kontrolowanego poszerzania pola wolności dzieci jest ze wszech miar słuszna, a kluczem do powodzenia jest dostosowanie tempa tego poszerzania do potrzeb i możliwości dziecka.
Witaj TesTeq,
Piszesz: „Schody zaczynają się wtedy, gdy trzeba kogoś zachęcić do codziennego robienia obiadu na godzinę 15:00 (i to nie tylko klusek śląskich).”
A może tu kluczem będzie motywacja ? Jak myślisz ?
pozdrawiam
@Monika: Właśnie o motywację chodzi, tylko w tym względzie nie ma uniwersalnych recept. Dla każdego człowieka trzeba znaleźć indywidualny klucz, który otworzy sejf z pokładami wewnętrznego napędu do działania.
.Mysle, ze hisotoria kazdego prawdizwego inzyniera zaczyna sie gdzies w dziecinstwie, poprzez fascynacje otaczajacym nas swiatem i tego co w nim funkcjonuje. Natepnie sa studia, gdzie taki inzynier z pasja i zaangazowaniem wykonuje projekty, chlonie wiedze, staje sie profesjonalista. Oczywiscie sa tez tam ludzie, ktorzy znalelzil sie troche z przypadku, bo np akurat ten kierunek byl najblizszy ich oczekiwaniom.
Ja sam koncze studia (automatyka i zarzadzanie), ktore traktuje just-for-fun, jako taki brain-teaser, chociaz nie sa dla mnie nadzwyczaj interesujace, oprocz tego zawodowo zajmuje sie szeroko pojetym IT. Sadze, ze posiadam duza wiedze i rownie nie male doswiadczenie poparte kontaktami z roznymi ludzmi/firmami i projektami z tym zwiazanymi. Jednakze z biegiem czasu temat ten przestal byc dla mnie rownie interesujacy i pociagajacy jak kiedys, dlatego powoli staram sie w swoim rozowoju odchodzic od czysto technicznych rzeczy i udac sie raczej sciezka zarzadzania, gdyz na dzien dzisiejszy wydaje mi sie ona byc bardziej interesujacym wyzwaniem.
Wyksztalcenie technicznie uczy bardzo wielu przydatnych rzeczy, uczy abstrakcyjnego myslenia, podejscia do sprawy, niejako sprawia iz mamy bardziej otwarty umysl, co jest bardzo wazne, dlatego miedzy innymi inzynierom latwiej jest podejmowac rozne wyzwania nie zwiazane nawet z technicznymi rzeczami, wlasnie ze wzgledu na ich predyspozycje.
Mysle, ze bycie inzynierem jest doskonalym materialem wyjsciowym na robienie wszelkich innych rzeczy,
Jedyne co chyba mozna zarzucic, to brak rozwoju jesli chodzi o umiejetnosci interpersonalne, nie chce generalizowac, ale chyba zgodzicie sie ze mna, ze daje sie odczuc taki trend lekkiej nieporadnosci zyciowej wsrod inzynierow, ale chyba coraz czesciej odkrywaja oni tajniki ,,zycia” i ida w kierunku rozwoju osobistego.
Ja sam zajmuje sie rozwojem osobistym od okolo 1,5 roku i diametralnie zmienilo to moje zycie, moje oczekiwania od siebie od innych, podejscie do wielu spraw.
Bez tego pewnie bylbym caly czas ,,zwyklym inzynierem”.
h. pisze: „Wyksztalcenie technicznie uczy bardzo wielu przydatnych rzeczy, uczy abstrakcyjnego myslenia, podejscia do sprawy, niejako sprawia iz mamy bardziej otwarty umysl, co jest bardzo wazne, dlatego miedzy innymi inzynierom latwiej jest podejmowac rozne wyzwania nie zwiazane nawet z technicznymi rzeczami, wlasnie ze wzgledu na ich predyspozycje.”
Umiejętność logicznego myślenia, analizowania problemów i wyciągania wniosków to podstawa w każdej dziedzinie – nawet w zawodach humanistycznych i artystycznych. Przyjrzyjcie się strukturze dobrej poezji. To nie są przypadkowo dobrane słowa. To sens, znaczenie, rytm i brzmienie. Wykształcenie techniczne zapewnia rozwój umysłu w tym kierunku.
Shoovi
Generalnie, technologie produkcyjne są jak do tej pory poza moim zakresem, CVD też. Nie mam więc konkretnych doświadczeń, ale może dałoby się coś wymyślić :) Pomijając same procesy chemiczne, większość takiego urządzenia to zaawansowane sterowanie cyfrowe i tu już jest znacznie lepiej. Wiem też, że plazmę modeluje się także w symulatorach EM, choć jest dosyć osobliwym ośrodkiem i model może nie byc adekwatny do wszystkich zastosowań. Może jednak byłoby to pomocne w konstrukcji odpowiedniego interfejsu fizycznego – czy są tu jakieś konkretne problemy do pokonania?
„czy wszystkie opisane etapy następowały po sobie tudzież równolegle tak bez żadnych “wpadek”, ślepych torów, drastycznych weryfikacji marzeń – typu “te 2 lata to zmarnowałem” – Pytam ponieważ, ja się kiedyś pogubiłem odrobinkę z moimi ścieżkami. Miałeś jakiegoś, mentora/anioła stróża do którego zwracałeś się z wątpliwościami?”
Dużo musiałem nauczyć się na włąsnych błędach, ale szczęśliwie nie były na tyle poważne, żebym miał poczucie stracenia czegoś. Punktem przełomowym był wybór promotora (jak i całego środowiska, w którym funkcjonuje), który stał się w jakimś stopniu mentorem. Jednak to nie wystarczyło, żeby rozwiewać wszystkie wątpliwości.
Najniebezpieczniejszy był okres równoległej pracy w przemyśle i doktoratu w zupełnie innej dziedzinie – coś w rodzaju łapania dwóch srok za ogon. Obie strony miały inne interesy, ja zrobiłem się bardziej zajęty i po obu stronach łatwo było o zgrzyty. Raz o mały włos pogrzebałbym współpracę z promotorem. Na szczęście zauważyłem w porę, że przez swoje zabieganie przestałem szanować czas innych! Tutaj wyszła zaleta kontaktu z ludzmi otwartymi i wyrozumiałymi, którzy pozwoilili mi dostrzec to. Po stronie pracy też nie byli zbyt zadowoleni jak wyszło na to, że wyjeżdzam tuż po skończeniu tego doktoratu (czego sam nie planowałem). I nie chodzi o to, że jestem w czymś tam niezastapiony, ale o specyfikę pracy zespołów R&D robiących dość zaawansowane rzeczy. Nawet jeśli weźmiemy najzdolniejszą osobę, to praca może być na tyle złożona, że dobre dostosowanie się wymaga bardzo długiej praktyki. Zapewne rodzi się wtedy sporo emocji i sprawy robią się bardzo delikatne. Mam wrażenie, że ostatecznie udało się dojść do wzajemnego zrozumienia. Nie wykluczam też, że jeszcze połączymy swoje siły ponownie. Szczególnie, że w coraz szybszych urządzeniach cyfrowych występuje coraz więcej prolemów natury mikrofalowej.
Być może za wpadkę uznałbym poddanie się i rezygnację z jednej z równoległych ścieżek.
Wrócę jeszcze raz do istoty rozpoznania odpowiedniego promotora, bo to jest ważne dla każdego studenta, który jak ja nie miał na tym etapie innych, istotnych kontaktów. Byłem bliski podjęcia innej decyzji. Był to człowiek posiadający wiele atrybutów, których szukałem. Zaważył drobiazg, którego nie widać od razu, trzeba drążyć głębiej – tu podejście do codziennej pracy. Teraz wiem, że przeczucie to uratowało mnie.
Testeq, dzięki za cenny komentarz.
Moniko
-”purpurowa krowa ” w kraju ma chyba bardzo ciężkie życie … Może niewielu ludzi umie zobaczyć taką “krowę” ?
Na szczeblu państwowym może po prostu brakować ludzi, którzy są w stanie ocenić dokonania w specyficznych dziedzinach, albo wymagałoby to wykonania ogromnej pracy i nie chce im się. Nie sądzę, żeby bali się lepszego :) Jest też dodatkowy problem – niskie zaufanie społeczne. Pewne procedury przeciągają się w nieskończoność, bo podejrzewa się jakieś układy, kliki itp.
h.
„Mysle, ze bycie inzynierem jest doskonalym materialem wyjsciowym na robienie wszelkich innych rzeczy”
Nad tym nie zastanawiałem się szczególnie, ale jeśli to prawda to byłby to miły skutek uboczny :)
„Jedyne co chyba mozna zarzucic, to brak rozwoju jesli chodzi o umiejetnosci interpersonalne”
Oficjalnie chyba rzaden program nauczania nie przywiązuje do tego dużej wagi. Jedynie niektórzy nauczyciele sami z siebie. Dlaczego nie zwracać na to większej uwagi w szkole średniej, a nawet podstawowej, żeby skorzystali wszyscy w swoim czasie?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomasz Ciamulski pisze: „…umiejetnosci interpersonalne…
Oficjalnie chyba rzaden program nauczania nie przywiązuje do tego dużej wagi. Jedynie niektórzy nauczyciele sami z siebie. Dlaczego nie zwracać na to większej uwagi w szkole średniej, a nawet podstawowej, żeby skorzystali wszyscy w swoim czasie?”
Myślę, że dawniej rozwój zdolności interpersonalnych mogło zapewniać harcerstwo, ale zostało ono niestety zastąpione ideologicznymi organizacjami młodzieżowymi i wszystko się posypało. Pozostają jescze kółka zainteresowań, ale słabo opłacani, zgorzkniali nauczyciele nie mają ochoty zbytnio się angażować szczególnie, że często spotykają się z niechęcią uczniów.
W wielu dobrych zachodnich szkołach jednym z istotnych elementów wychowania jest praca społeczna na rzecz szkoły i społeczności lokalnej, organizacja wspólnych przedsięwzięć i stymulacja do samodzielnego działania. W wielu polskich szkołach element ten odfajkowywany jest godzinną pogadanką psychologa („pani pedagog”) pracującego w szkole na pół etatu.
Tomku
Przyzaje, ze czytajac twoj zyciorys znalazlem wiele podobienst do mojego np ta sama pasja do techniki, ta sama uczelnia i podobny wydzial itp.
Jednak czytajac twoje ponizsze stwierdzenie-
„…Duża swoboda wyboru dalszej drogi, ale mam wrażenie, że nadszedł czas na jakieś rozwiązanie docelowe. Może uproszczę tę pajęczynę i skupię się na jednym. Może skomplikuję bardziej – wszak mam jeszcze drugą rękę…”
-musze zapytac dlaczego chcesz komplikowac, utrudniac sobie zycie, co na pewno nie ulatwi ci osiagniecie twoich celow. Jako inzynier jestes swiadomy, ze z reguly najprostsze rozwiazania sa najskuteczniejsze, i tak jak w zyciu codziennym,
jesli skupimy sie na wielu rzeczach prawdopodobnie nie ukonczymy zadnej z nich.
Nawiazujac do umiejetnosci interpersonalnych musze przyznac ze doskonala szkola bylo uczestnictwo w studenckim klubie turystycznym, ktory nauczyl mnie wlasciwego podejscia do ludzi, sposobu organizacji i kordynacj dzialan kilku zespolow pracujacych nad postawionym zadaniem, to wszystko teraz wydaje mi sie tak podobne do organizacji zajec na laboratorium.
Tak wiec widac, ze zawod inzyniera jest nie tylko przydatny zawodowo, ale tez uczy wlasciwego podejscia do zycia i jego organizacji, oczywiscie tylko wtedy gdy myslimy o tym co robimy i wiemy co chcemy osiagnac, analizujemy nasze bledy i wyciagamy wnioski na przyszlosc i o nich pamietamy. Z mojego prywatnego doswiadczenia musze przyznac, ze z ta pamiecia to roznie bywa.
A jak mawia moj tata, to najlepiej nie uczyc sie na swoich bledach, ale to swoje najlepiej sie pamieta, bo kosztuja.
Serdecznie pozdrawiam
Jarek
Jarku,
„-musze zapytac dlaczego chcesz komplikowac, utrudniac sobie zycie…”
Życia to na pewno nie chcę sobie utrudniać :) Tymbardziej, jestem za prostotą rozwiązań technicznych. Wspomniana „komplikacja” (może niefortunne słowo) dotyczy działania na różnych frontach, co zwiększa możliwości, kontakty i ciekawość/unikalność zajęć. Jest to nietypowy sposób działania i tylko zastanawiam się jak długo warto go ciągnąć.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomek
Ja też lubię takie „komplikacje”, które rozszerzają horyzonty. W przyszłym tygodniu do trzech branż w których jestem w miarę kompetentny (hi-tech, media, FMCG) dorzucam czwartą :-) Teoretycznie nie jest mi to do niczego potrzebne, bo mam co robić, ale ciekawość jest silniejsza :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tomku, Alex
Przyznaje, ze rozumiem o czym mowicie bo mam tez inne zainteresowania, ale one nie sa w jaki kolwiek sposob zwiazane z moim zawodem (z zawodu jestem inz elektrykiem) a interesje sie np architektura, fotografia, ale tylko w ramach „intelektualnej rozrywki”, i wiem, ze raczej mojego zawodu nie zmienie, bo chce robic to co mi sprawia najwieksza przyjemnosc.
Z drugiej strony jestem jeszcze mloda osoba, i za pare lat moze cos sie zmieni.
Kto wie jaki wplyw wywrze na mnie ten blog (jedno wiem , ze napewno pozytywny).
Serdecznie Pozdrawiam
Jarek
P.S. Sorry za brak polskiej czcionki.
Jarek
Ważne jest abyś miał taki czujnik osobistego zadowolenia z tego co robisz, i od czasu do czasu dostosowywał Twoje życie do jego wskazań. To powinno wystarczyć :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jarek
„Przyznaje, ze rozumiem o czym mowicie bo mam tez inne zainteresowania, ale one nie sa w jaki kolwiek sposob zwiazane z moim zawodem”. W tym przypadku jednak mówiłem tylko o zróżnicowaniu życia zawodowego jako kwestii odrębnej. Moje zainteresowania niezawodowe to zupełnie inna historia :)
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Nawiązując do tekstu o duszy inżyniera i purpurowych krowach apeluje do wszystkich białych krówek które właśnie na studiach technicznych nabierają purpury – UCZCIE SIĘ JĘZYKÓW! Bez ich znajomości wasza purpura będzie mało intensywna. 99% absolwentów uczelni technicznych z którymi przeprowadzam rozmowy kwalifikacyjne, po angielsku mówi ledwo co (w CV wszyscy znają angielski baardzo dobrze:) i nie zna żadnych innych języków:(
Baltazar
Witaj na naszym blogu :-)
Masz całkowitą rację z tymi językami i podpisuję się pod tym w 100%.
Może warto napisać taki całkiem bulwersujący post, aby obudzić niektórych Czytelników i skłonić do zabrania się za ten temat (ale w myśl zasady „no excuses, just results”)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
-> Tomek
caly dzien chodzily mi po glowie rozne mysli, komentarze do tego co napisales… ale wiesz co?.. napisze tyle, ze Twoja opowiesc to dla mnie doslownie 'dream story’. radzisz sobie przeswietnie, wedle mojej oceny Twoje watpliwosci dotyczace przyszlosci nie maja racji bytu! to znaczy swietnie, ze rozwazasz rozne opcje, ale zebys mial sie specjalnie przejmowac tym co za jakis czas?!.. hmm… moze przypomnij sobie (lepiej: zapytaj zony! ;)) jak przezywales wczesniejsze milowe etapy, mysle, ze spojrzenie na tamte watpliwosci i obawy przy znajomosci biegu wydarzen i w swietle obecnego sukcesu (celowo uzywam tego sformulowania) pozwoli wyprostowac perspektywe, zwyczajnie nabrac dystansu do obecnej sytuacji? takze nie mow mi tutaj, prosze, ze 'na historie musisz sobie zapracowac’! :)
'może znacie jakieś techniki ułatwiające przestawienie z pouczania na inspirowanie’ – ze swiezych wrazen wspomne raz jeszcze ‘Mavericka’ Ricardo Semlera, to historia niesamowitej transformacji, wlasciwie poradnik, ale swietnie opowiedziany, chronologicznie i od poczatku do konca w pierwszej osobie, mysle, ze Ci sie spodoba.
-> Baltazar
dodam od siebie, ze nie znam lepszej szkoly jezyka, niz dlugi wyjazd za granice. i tutaj wazna uwaga dla amatorow miejsc w ktorych jest duzo rodakow ;) trzeba bezwzglednieintegrowac sie z miejscowymi, a kontakty z Polakami ograniczyc do absolutnego minimum!.. glowa bardzo szybko przestawia sie wtedy na drugi jezyk (i czasem nawet tak juz zostaje ;))!..
Rafal
Napisaleś: „…radzisz sobie…” :)
Właśnie, po prostu robię swoje i nie sądzę, żeby było w tym coś bardzo osobliwego. Uważam, że każdy może radzic sobie tak samo lub lepiej w tym co postanowi. Recept uniwersalnych nie ma, po drodze ma się wątpliwości, a wspólna rozmowa o doświadczeniach może poszerzać nasze horyzonty. Ważne żeby działać, nawet bez super planu – ja go nie miałem.
Tylko problem w tym, że wiekszość ludzi nie bardzo wie czego chce, bo nie zastanawia się nad tym i powiela te same wzorce. Jeśli już się ktoś zastanowi, to czasami rezygnuje ze zmian z braku wiary w powodzenie albo z pozornego wygodnictwa. Warto zmieniać i podejmować wyzwania! Rozwiewajmy wspólnie wątpliwości niezdecydowanych. Kwestia świadomych decyzji oraz konsekwentnej realizacji postanowień, nawet jeśli nie wszystkie decyzje są od razu optymalne.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
-> Tomek
'Ważne żeby działać, nawet bez super planu’ – Eisenhower ujal to troche dobitniej: 'moje doswiadczenia mowia, ze w przygotowaniach do bitwy plany sa nieuzyteczne, samo planowanie natomiast okazuje sie niezastapione’ ;) majac takie motto w glowie trudno byloby spedzic dekade na planowaniu, nieprawdaz?.. bo skoro gdy pada pierwszy strzal i tak okazuje sie, ze plany zdaja sie na nic, a o sukcesie decyduje ogolna swiadomosc sytuacji polaczona z elastycznoscia w dzialaniu… :)
-> Tomek
'właśnie, po prostu robię swoje i nie sądzę, żeby było w tym coś bardzo osobliwego’ – i do tego jeszcze skromny!.. 'jaka szkoda, ze zajety’ mysli teraz pewnie niejedna niewiasta… ;)
Rafal, to dość typowy błąd myślowy. Jeśli ktoś jest dobry w jednej dziedzinie, to nie oznacza automatycznie, że tak samo jest z pozostałymi obszarami życia :) Lepiej sprawdzić to niezależnie.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek