Po bardzo rozbudowanej dyskusji pod moim ostatnim postem mam parę przemyśleń, którymi chętnie się z Wami podzielę.
Tamten tekst w założeniu pomyślany był jako szczere i bezpośrednie przesłanie od mężczyzny do mężczyzn. W nim w miarę prosto starałem się po pierwsze przedstawić bardzo istotny problem, z którego my faceci często nie zdajemy sobie sprawy, a którego istnienie znacząco zubaża nasze życie, a po drugie pokazać skuteczny sposób jego rozwiązania.
Ten problem ma dwa duże progi, które trzeba przeskoczyć aby sobie z nim poradzić.
Po pierwsze trzeba sobie go w ogóle uświadomić i tutaj mamy dość spory kłopot. Jak uświadomić sobie brak czegoś, czego istnienia często nie podejrzewamy, a jego przejawy u innych ludzi po prostu deprecjonujemy?
Jako ciekawostkę powiem Wam, że ktoś wrzucił ten post na Wykop (dziękuję :-)), gdzie internauci mogli głosować czy uważali dany tekst za ważny lub nie.
W statystykach serwera widzę, że prawie 500 osób z tamtego serwisu odwiedziło naszą dyskusję. Z tego 5 (pięć) osób uznało post za wartościowy, co daje dumny 1% :-)
Nie mam dokładnych danych demograficznych Wykopu, ale jakoś od początku jego istnienia odnoszę wrażenie, że wśród użytkowników przeważają mężczyźni.
A to by jeszcze raz potwierdzało, że z tym zagadnieniem jest wśród nas facetów naprawdę kiepsko. Z mojego punktu widzenia ekstremalnym było kiedy jeden z czytelników Wykopu stwierdził, że tekst się nie nadaje, a inny skomentował (cytuję dosłownie):
„raczej baby mają emocjonalność rozjechaną niczym niespodziewane akcje w telenowelach, gdyby nie były napędzane zmianami biegunów swoich nastrojów świat byłby przej%$anie piękny „
Dla mnie jest to sygnał, że nieświadomość problemu jest naprawdę bardzo rozpowszechniona, a szkoda.
Ciekawą rzeczą był wspomniany kiedyś przeze mnie „drugi obieg blogu”, gdzie wiele osób nie udzielając się w komentarzach pisało, sms-owało lub dzwoniło do mnie aby podyskutować o tym zagadnieniu. Bardzo budujące były wiadomości, że niewiele ode mnie młodsi rodzice czytali ten post razem z dorastającymi dziećmi i dyskutowali go. Generalnie odzew na tym kanale był pozytywny, choć jedna osoba zaleciła mi udanie się do psychoanalityka (??) a inna anonimowo napisała (cytuję dosłownie):
„muszę sie przyznć , że jako kobieta czuję się jako wstretna ropucha, jestem tak intelektualnie maluczka, że nie wystarczy pocałunek specjalnego mężczyzny żebym poczuła się jak dowartościowana kobieta bo do tej pory czułam się kobietą w 100 % a teraz nie dorastam kostek prawdziwej księżniczki i nie zyczę sobie pocałunku prawdziwego mężczvzyzny, boję się jego rozczarowania bo po pocałunku zostanę tą wstretna ropuchą „
cokolwiek to ma oznaczać :-)
W dyskusji na blogu zaskoczyło mnie jak mało w sumie rozmawialiśmy tutaj na właściwy temat tego postu. Spodziewałem się wymiany doświadczeń, pytań i refleksji, głównie ze strony Panów, zamiast tego wiele było dyskusji na temat mojego podejścia do życia, kwestii małżeństwa czy posiadania dzieci. Niektórzy „analizowali mnie” czytając pomiędzy linijkami, co mnie dziwi, bo na moim monitorze po ostatnim czyszczeniu widać tam tylko białe tło :-)
Co ciekawsze, te 5 Postulatów Alexa, o które najczęściej kruszyliśmy przysłowiowe kopie znajdowało się nie w głównej części postu, lecz w moich komentarzach zawierających odpowiedzi na potencjalne pytania Czytelników i przedstawiający mój osobisty punkt widzenia na kilka aspektów. Ten punkt można było przyjąć lub odrzucić bez specjalnej szkody dla zrozumienia podstawowego problemu poruszonego w poście co tylko niewielu z Was zrobiło. Może uświadomienie sobie tego faktu też będzie cenną nauką?
Drugim istotnym progiem do przeskoczenia jest fakt, że opisany w poście problem jest czysto praktycznej natury i konkretnie jest związany z naszymi doznaniami. To znaczy, że aby pokonać to upośledzenie emocjonalne musimy rozszerzyć nasze przeżywanie a nie samą wiedzę o nim co byłoby bardzo proste. Inaczej będziemy mogli pewne rzeczy ładnie nazwać i być może będzie nam się wydawało, że już wiemy o co chodzi ciągle pozostając tymi kalekami o których mówiłem w poście. Skąd ja to wiem? Też próbowałem tej drogi :-) To trochę przypomina sytuację wielu absolwentów wyższej uczelni lądujących po studiach w porządnej firmie – niby wiedzą, a trzeba ich uczyć wszystkiego od początku.
Dlatego też nie bawiłem się w teoretyczne rozważania, nie poleciłem też żadnej literatury. Część z Was wie, że jestem dość oczytanym człowiekiem i jeśli coś takiego robię (a w tym wypadku nie robię :-)) do tego w poście, który nosiłem ze sobą miesiącami, to nie jest to ani przypadek, ani przeoczenie. Zawsze zachęcam do czytania, ale tutaj akurat żadna książka Wam nie pomoże!! Pomoże Wam tylko to, co opisałem w poście – głęboka relacja miłosna z „księżniczką”, którą będzie kobieta o wymienionych przez mnie cechach. To jest mocno powiedziane, ale jeśli mam się z Wami uczciwie dzielić moim doświadczeniem to innej drogi nie ma.
Wracając do edukacji emocjonalnej, ktoś co prawda mógłby jeszcze polemizować, że miłość do własnego dziecka też mogłaby być takim rozwijającym doświadczeniem. To prawda, niemniej brakowałoby wtedy zarówno tego elementu partnerskiego jak i seksualnego, a to jest wtedy całkiem inna sprawa.
Na zakończenie życzę wszystkim Czytelnikom postępów w zgłębianiu tego fascynującego świata uczuć, a Czytelniczki proszę, abyście przynajmniej w poważniejszych relacjach były wobec nas bardziej wymagające w tym względzie. To może stworzyć pozytywną presję do zmian z których skorzystamy wszyscy.
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
No… ja jestem wymagajaca (od czasu od kiedy zdalam sobie sprawe, ze).
Efekt:
Uciekaja. Za duzo wymagam, ba – W OGOLE COS CHCE. No…i wiem co chce. Straszne.
No trudno.
Nie to nie, tego kwiata jest pol swiata :)))
Lepiej zyc samej niz męczyć sie z kimś…
Pracując nad blokadą emocjonalną mojego partnera pomogła mi jedna rada z książki „7 nawyków skutecznego działania”. W trakcie rozmów staram sie unikać: radzenia, oceniania, sondowania i interpretowania. To pomaga w kazdej relacji. To niesamowite, ale kiedy zaczęłam monitoring moich wypowiedzi wiekszość z nich to były te 4 formy, których powinno się zawsze unikać. Cały czas gryzę się w język by wyskoczyć z wyuczonych form, ale jest coraz lepiej. Po godzinie, dwóch szczerej rozmowy z zastosowaniem powyższej rady udaje mi się dokopać do emocji. To naprawdę trudne, ale daje ogrom satysfakcji.
Pozdrawiam
„Nie mam dokładnych danych demograficznych Wykopu, ale jakoś od początku jego istnienia odnoszę wrażenie, że wśród użytkowników przeważają mężczyźni.”
Fani pana Korwina-Mikke, zwolennicy „niewidzialnej ręki rynku” a w praktyce
http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,8269289,Szok__Partia_Wykopu_bez_szans_w_wyborach_.html
Katarzyno Wu, Stephen Covey i jego „7 nawyków skutecznego działania” – to też niezwykle dla mnie cenna pozycja. Trudno odzielić sferę emocjonalną i samo emocjonalne przeżywanie (doświadczanie) życia od tego, jak się komunikujemy, co robimy, jakich wyborów dokonujemy, jakie wartości i priorytety są dla nas ważne, w jakim celu zmierzamy itd.
Podoba mi otwartość, z jaką o tym piszesz – jak czasem trudno dokopać się do emocji, ale choć to jest trudne, daje ogrom satysfacji i pomaga świadomie kierować życiem. :) Można wtedy wesperzeć partnera poprzez świadomość siebie, zmianę własnych postaw, zachowań. :) Dlatego uwielbiam stosować w swoim życiu zasadę, że jeśli chcę, aby ktoś mi bliski zmienił się, warto, abym zaczęła od zmian w samej sobie. Bo to i tak w efekcie oddziaływuje na proces rozwoju związku, a daje wolność drugiej stronie – może ona sama podjąć decyzję, czy i jak chce się zmieniać, za pomocą jakich metod (bo nie muszą być one identyczne do moich).
„Pracując nad blokadą emocjonalną mojego partnera” – jak piszesz Katarzyno – podjęłaś w istocie pracę nad sobą. Choć służyć to będzie z pewnością Wam obojgu. To taki ciepły, z troską i twórczy pocałunek Księżniczki. :)
Miło mi się bardzo czytało Twoją Wypowiedź. :)
Pozdrawiam serdecznie, Alicja
Witam,
Katarzyna Wu napisala:
„W trakcie rozmów staram sie unikać: radzenia, oceniania, sondowania i interpretowania.”
Doskonale zalecenie. Podpisuje sie pod nim w 100%. Kobieta, ktora tak postepuje jest na drodze Ksiezniczki.
Pozdrawiam
Krzysztofie, super to ująłeś – taką drogą warto iść, i takich Księżniczek warto szukać. :)
Z drugiej strony zastanawiam się, czy poszukiwanie Księżniczki to jedyna droga mężczyzn do odkrywania i budowania własnej świadomej emocjonalności.
Marshall B. Rosenberg jest mężczyzną i sam przeszedł długą drogę doświadczeń własnych, zanim stworzył swoją koncepcję „Nonviolent Communication”. On proponuje tę drogę nie tylko kobietom, ale również mężczyznom – zmianę stylu komunikacji z osądzającego, krytykującego, interpretującego itd. na taki, który buduje kontakt z drugim człowiekiem. Podstawą i kluczem jest umiejętność rozpoznawania własnych emocji/uczuć, nazywania ich i odkrywania, o jakich własnych potrzebach (zaspokojonych lub niezaspokojonych) one nas informują. Wg Marshalla każdy mężczyzna również może sam osiągnąć świadomość w swoim życiu emocjonalnym, niekoniecznie czekając na to, że Księżniczka zrobi to za niego. :)
Choć patrząc jeszcze z innej perspektywy – na pewno Księżniczka i jej świadoma emocjonalność może być inspiracją dla mężczyzny. :)
Pozdrawiam serdecznie, Alicja
Muszę przyznać, że we mnie idea „pracowania nad blokadą emocjonalną mojego partnera” czy uczenie go czekogolwiek poprzez stawianie mu wymagań itp. budzi duży sprzeciw. Taki związek moim zdaniem nie ma szans na dłuższą metę. Wydaje mi się, że większość ludzi, ciężko znosi bliskie, intymne relacje z pozycji ucznia, a ja fatalnie czułabym się w takiej sytuacji jako nauczycielka.
To nie znaczy, że w związku nie ma miejsca na naukę, czy też że kompletnie nie mamy wpływu na drugą osobę. Można wpłynąć na poziom otwartości emocjonalnej innej osoby IMHO jedynie poprzez akceptację tego jaka jest. Jeśli ktoś nam się spontanicznie zwierzy, albo zauważymy u drugiej osoby jakieś wzruszenie można powiedzieć „lubię kiedy dzielisz się ze mną swoimi emocjami”; można wyrażać swoje życzenia „chciałabym wiedzieć, co się w tobie dzieje”, trzeba dbać, żeby było miejsce i czas na rozmowę, ale to w sumie wszystko. Można jeszcze oczywiście odejść, jeśli nasze życiowe programy kompletnie nie będą się pokrywać. Partnerski związek moim zdaniem zakłada raczej, że oboje partnerów jest równoprawnych i nawet jesli wyrażają siebie w różny sposób, to oba sposoby są tak samo dobre.
Ponadto wcale nie jestem pewna czy naprawdę kobiety mają taką ogromną przewagę nad mężczyznami w kwestii identyfikowania własnych uczuć. Zapewne więcej czasu (ogólnie rzecz biorąc) spędzają na analizowaniu ich i rozmawianiu na ich temat, ale to jeszcze nie znaczy, że trafnie je rozpoznają. Ja w każdym razie musiałam się tego uczyć będąc już dorosłą osobą i wiele moich przyjaciółek miało podobnie. Padały w tych dyskusjach stwierdzenia, że chłopcom nie pozwala się na wzruszanie się, wyrażanie ciepłych uczuć itd. Dziewczynkom nie pozwala się z kolei na złość i „brzydkie” uczucia, a to równie poważne upośledzenie.
@Alicja Krata
„Z drugiej strony zastanawiam się, czy poszukiwanie Księżniczki to jedyna droga mężczyzn do odkrywania i budowania własnej świadomej emocjonalności.”
Absolutnie nie jedyna. Podstawą jest uświadomienie sobie problemu. Jeśli to już mamy za sobą i podejmujemy decyzję, że chcemy problem rozwiązać to już dróg do rozwiązania jest wiele. W moim przypadku było to podejście – nazwałbym – analityczne. Trochę żartobliwie pisząc to wylistowałem sobie emocje, przeanalizowałem je (czym się różni złość od gniewu? ;)) i w swoistej autoanalizie oraz w rozmowach z „księżniczkami” (trzymając się terminologii, bo to niekoniecznie były kobiety a jeśli już to niekoniecznie takie, które były choć potencjalnymi księżniczkami dla mnie) powoli poszerzałem swoją wiedzę na temat emocji ogólnie a także – co ważniejsze chyba – na temat MOICH emocji. I ciągle to robię, bo raczej nigdy nie będzie tak, żebyśmy byli tacy w 100% świadomi siebie i swoich emocji. Co jest samo w sobie dość fajne, bo pozwala na ciągłe poznawanie samego siebie i samorozwój. Nie twierdzę, że droga wybrana przeze mnie jest najlepsza, ale mi się ona podoba i co równie ważne jest w moim przypadku skuteczna :)
Alicja Krata:
napisalaś w odpowiedzi katarzynie Wu:
“Pracując nad blokadą emocjonalną mojego partnera” – jak piszesz Katarzyno – podjęłaś w istocie pracę nad sobą. Choć służyć to będzie z pewnością Wam obojgu.
Zatem powiedz mi proszę, na czym konkretnie opierasz taką swoją pewnosć, że to będzie slużyć obu stronom i w każdym przypadku ??? jeśli to możliwie, proszę o konkretną odpowiedż.
Magdo, mapisalaś:
„Muszę przyznać, że we mnie idea “pracowania nad blokadą emocjonalną mojego partnera” czy uczenie go czekogolwiek poprzez stawianie mu wymagań itp. budzi duży sprzeciw.”
Podzielam to przynajmniej w znacznym stopniu. Dla mnie w ogóle „pracowanie nad kimś” i „pracowanie nad związkiem” to hasla, które powodują moj wewnętrzny sprzeciw.:-)
Pozdrawiam, Ewa
Futrzak
Piszesz: „Uciekaja. Za duzo wymagam, ba – W OGOLE COS CHCE. No…i wiem co chce. „
Bo to nie trzeba wymagać w trakcie, tylko w fazie selekcji :-)
Mogę o tym napisać post jak to robić, ale znowu będzie „awantura” jak tak można :-)
Katarzyna Wu
Piszesz: „W trakcie rozmów staram sie unikać: radzenia, oceniania, sondowania i interpretowania. To pomaga w kazdej relacji. „
To jest bardzo ważna rada, zalecana w różnych formach przez wiele źródeł począwszy od Biblijnego „nie sądź abyś nie był osądzonym” poprzez wiele książek aż po moją skromną osobę, która mówi „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia :-)”
Dalej piszesz: „Cały czas gryzę się w język by wyskoczyć z wyuczonych form, ale jest coraz lepiej. „
Pomyśl jak bardzo to jest zakotwiczone w naszym społeczeństwie i w jakiej sytuacji jest większość ludzi w ogóle nie zdająca sobie z tego sprawy.
RobertP
Dziękuję za link :-)
Krzysztof
Pełna zgoda :-)
Alicja Krata
W internecie jest mnóstwo stron, gdzie ludzie opisują i wychwalają co zrobiła ta czy tamta znana osoba, jest też wiele stron omawiających różne książki. Nawiasem mówiąc te strony i i przedstawiane tam idee często są ze sobą sprzeczne. Całość jest dla wielu ludzi intensywnie żyjących tu i teraz dość mało strawna i o wątpliwej wartości praktycznej.
Dlatego tego tutaj nie robimy i jedną z silnych stron tego blogu jest to, że generalnie wymieniamy się osobistymi doświadczeniami, przemyśleniami i wątpliwościami. Nie dyskutujemy z poglądami autorytetów jakiegokolwiek rodzaju lecz z naszymi własnymi, co wcale nie umniejsza intensywności tych rozmów, a ma przełożenie na nasze życie w świecie, w którym aktualnie żyjemy.
I tak chcę aby tutaj pozostało. Jeśli to nie jest dla Ciebie jasne to tej dyskusji możesz zobaczyć jak uczyniła to np. Katarzyna Wu powołując się w kilku słowach na źródło inspiracji, a potem w całym komentarzu opisując co z tym zrobiła w swoim własnym życiu.
Po drugie bardzo źle odbieram, jeśli ktoś z dyskutantów ignoruje dotyczące meritum pytania innego Czytelnika, co czasem zdarza się różnym anonimowym gościom. Jeżeli robi to ktoś, kto zdeklarował się jako specjalista od komunikacji to jest podwójnie źle, bo przez niektórych może to być odebrane jako przejaw arogancji, a to jest razem z brakiem szacunku ostatnia rzecz, jaką chciałbym mieć na tym blogu.
Proszę uwzględnij to na przyszłość, jeśli chcesz zabierać głos na tym blogu.
Magda
Piszesz: „Muszę przyznać, że we mnie idea “pracowania nad blokadą emocjonalną mojego partnera” czy uczenie go czekogolwiek poprzez stawianie mu wymagań itp. budzi duży sprzeciw. „
Tutaj muszę się z Tobą zgodzić. U mnie taka metoda nie działała i nie działa, powodując natychmiastową reakcję obronną. Tak jest zreszta u wielu ludzi płci obojga, którzy posiadają silną osobowość.
Nie zwróciłem na to uwagi Katarzynie Wu, bo nie byłem pewien jak ona to w praktyce zrobiła.
W moim konkretnym przypadku „księżniczka” zrobiła to nie poprzez „aktywne działania korygujące” lecz raczej poprzez osobisty przykład, będąc otwartą, kochającą kobieta o „sercu na dłoni” jeżeli mogę użyć takiej wyświechtanej, lecz w tym przypadku adekwatnej metafory. Trochę to trwało :-) ale wreszcie przejrzałem na…. serce :-)
Dalej: „..nie jestem pewna czy naprawdę kobiety mają taką ogromną przewagę nad mężczyznami w kwestii identyfikowania własnych uczuć. „
Ta identyfikacja nie jest kluczową, prawdziwym problemem jest ich przeżywanie w ogóle!
Zauważasz: „..Dziewczynkom nie pozwala się z kolei na złość ..”
I słusznie, bo złość szkodzi na urodę :-)
A tak zupełnie serio, to po co odczuwać złość? Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio mi się to zdarzyło. Ja czasem się niecierpliwię, czasem, choć bardzo rzadko przełączam się w tryb zimnej bezlitosnej agresji, ale złośc?
Wyobraź sobie, jak zmieniłoby się Twoje życie i relacje z innymi, gdybyś nie odczuwała złości?
No ale to jest już zupełnie inny temat
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Upps, zabieracie głos tak szybko, że nie nadążam :-)
Ghoran
Bardzo ciekawa metoda, choć zastanawiam się, jak głęboko w odkrywaniu nowych przeżyć a nie tylko wiedzy o nich można dojść stosując ją. Gdybyś chciał opisać ją szerzej w poście to nasze łamy są otwarte :-)
Ewa W
Ciekaw jestem, czy Twoje pytanie zadane Alicji spotka los tego z poprzedniej dyskusji :-)
Co do „pracy nad partnerem” to mamy już trzyosobową, miedzypłciową koalicje :-)
teraz naciskam „publish” zanim znowu pojawi się inny wpis :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam,
Mnie doswiadczenie nauczylo, ze natura obdarza roznymi cechami charakteru kobiety i mezczyzn, w sposob dowolny. Na pewno gdzies zyja kobiety co maja wszystkie stereotypowe cechy mezczyzny, a mezczyzni kobiece. W zewnetrznym zyciu to jest niewidoczne. Paradoksalnie najlepszymi partnerami dla wszystkich kobiet sa Ci mezczyzni co maja duzo cech kobiecych. Poza kasa, w nich kobiety maja najwieksze oparcie i satysfakcje z zycia. Niestety czesc kobiet nie potrafi tego zauwazyc i wchodzi w model 1 zlego i 1 dobrego, co nie jest trudne i uderza w godnosc partnera. „Prawdziwy mezczyzna” sobie na to nie pozwoli.
Moze dlatego dla Chopina inspirujaca byla kobieta co pali cygara.
Pozdrawiam
Witam,
Mnie doswiadczenie nauczylo, ze natura obdarza roznymi cechami charakteru kobiety i mezczyz, w sposob dowolny. Kobieta moze posiadac wszystkie stereotypowe cechy mezczyzny, a mezczyzna kobiece. W zewnetrznym zyciu tego nie widac.
Paradoksalnie najlepszymi partnerami dla wszystkich kobiet sa Ci mezczyzni co maja duzo cech kobiecych. Poza kasa, w nich kobiety maja najwieksze oparcie i satysfakcje z zycia. Niestety czesc kobiet nie potrafi tego zauwazyc i wchodzi w model 1 zlego i 1 dobrego. Dostaje od mezczyzny to co kapral od zolnierza, a w nagrode za swoja bystrosc umyslu obcuje ze swoim zlem, zamiast Dobrem.
pozdrawiam
Alex, jakie to męskie, to co napisałeś o złości ;) Moim zdaniem, emocje to nie jest coś, co sobie wedle gustu wybieramy i nad czym możemy w 100% panować (nie mylić z panowaniem nad zachowaniem będącym konsekwencją jakiś emocji). Złość daje nam przede wszystkim bezcenną informację, że coś w danej sytuacji nam nie odpowiada, a czasem także siłę, żeby tą sytuację zmienić. Nie sądzę, żeby były osoby żyjące w tak idealnym świecie, żeby uczucie złości nigdy się w nich nie pojawiało, a tłumienie złości zwykle ma opłakane skutki.
Uczucie złości jest mi bardzo potrzebne, np. do tego, żeby samą siebie motywować do pracy nad sobą, bo bywam zła na samą siebie (np. znowu zapomniałam majtek na zmianę idąc na pływalnię, i złoszczę się sama na siebie, bo wiem, że to dlatego, że zawsze odkładam pakowanie na ostatnią chwilę). Złoszczą mnie ludzie, którzy ignorują mój sprzeciw w sprawach, w których decyzja należy do mnie i sądzę, że gdyby nie złość mogłabym skończyć bardzo źle, bo taki zwyczaj mają np. molestujący. Zaczyna się od drobnych, nieznaczących spraw typu: nieco zbyt przyjacielski uścisk, nieco zbyt odważna uwaga, i złość jaką się wtedy odczuwa trzeba wyrazić, bo brak stanowczego sprzeciwu na takim wstępnym etapie „urabiania ofiary” skutkuje eskalającą działań. Byłam obiektem takich zachowań i widziałam, co się działo z dziewczynami, które nie umiały się wkurzyć. Po tym jak wydarłam się na szefa jednej z nich przynosił mi herbatkę, kiedy widział, że jestem zbyt zapracowana, a moją koleżankę szarpał za ubranie ciągnąc ją przez korytarz, tak że raz naderwał jej rękaw bluzki. Na początku do nas obu odnosił się z identycznym lekceważeniem.
Ewo W., oczywiście to, o czym piszę, opieram na swojej wiedzy i doświadczeniu w pracy nad sobą i w pracy ze związkami w kryzysach, głębokich konfliktach. Zauważyłam wielokrotnie, że jeśli ludzie stosują zasadę, że zaczynają od siebie, a nie od tego, że pouczają, krytykują, dają rady, oskarżają partnera, to otwiera to drogę do wzajemnego zrozumienia i porozumienia. Oczywiście ta droga czasem bywa trudna i długa, ale jest to dobry wstęp do poczynienia zmian. Znacznie łatwiej czasem jest odejść, niż w ten sposób popracować nad trudnościami. Ale to już inny wątek, więc go nie rozwijam. I z doświadczenia też wiem, że czasem rozstanie jest jedynym możliwym wyjściem…
A konkretnie, w szczegółach – to jest dokładnie to, o czym napisała Katarzyna Wu. Wystarczy z uwagą przeczytać całość jej wypowiedzi – nic więcej dodawać do niej nie trzeba. Koncentracja, skupienie uwagi na sobie zamiast na krytyce partnera (nie jest to egoizm wbrew pozorom) – na tym, jakie emocje przeżywamy w danej sytuacji, czego w związku z tym na tem moment potrzebujemy. Jeśli zamiast oceniać, oskarżać, pouczać partnera i dawać mu rady, albo żądać od niego zmian, zaczynamy komuinikować mu to, co czujemy i co jest dla nas ważne, mamy szansę na empatię. A on – nie musi wtedy domyślać się, o co nam chodzi, skupiać na obronie związanej z krytyką i pouczaniem (bo tego podobnie jak Ty i Magda nikt raczej nie lubi). Może zaś spokojnie skoncentrować się nad tym, co sam czuje i o co mu chodzi. Czyż nie jest to szansa na duże zmiany?…
„Pracowanie nad kimś” – tak, Ewo, w tym całkowicie z Tobą się zgadzam. To naruszanie czejejś wolności. Taktyka, która daje efekty wprost przeciwne do naszych oczekiwań, a więc nieskuteczna.
O ile dobrze zrozumiałam wypowiedź Katarzyny Wu to ona nie rozpoczęła pracy nad zmianą partenera, tylko nad problemem, który określiła jako „blokada emocjonalna mojego partnera”. I dzięki wiedzy, którą zdobyła, zaczęła monitorować własne komunikaty i dokonywać zmian w sposobie wyrażania siebie poprzez docieranie do własnych emocji. Ani słowa w jej wypowiedzi nie ma o tym, że zaczęła pouczać swojego partnera, dawać mu rady, żądać od niego zmian, aby stał się na wzór S. Covey’a, który ją zainspirował itp.
Pozdrawiam serdecznie, Alicja
Witam,
Magda napisala:
„Uczucie złości jest mi bardzo potrzebne, np. do tego, żeby samą siebie motywować do pracy nad sobą, bo bywam zła na samą siebie (np. znowu zapomniałam majtek na zmianę idąc na pływalnię, i złoszczę się sama na siebie, bo wiem, że to dlatego, że zawsze odkładam pakowanie na ostatnią chwilę).”
Tej zlosci nie potrzebujesz. To wlasnie ona powoduje, ze jestes malo uwazna i zle sie przygotowalas do wyjscia na plywalnie. Bez zlosci Twoj umysl bylby bardziej spokojny, a dobre przygotowanie sie na plywalnie bylo by taka sama przyjemnoscia jak pluskanie sie w wodzie.
Pozdrawiam
Aleks, napisałeś jeszcze:
>>>>Ta identyfikacja nie jest kluczową, prawdziwym problemem jest ich przeżywanie w ogóle!
Nie zgadzam się. Po pierwsze temperament to cecha wrodzona, a od niego zależy intensywność z jaką się przeżywa jakieś uczucia i bardzo trudno to zmienić. No chyba, że masz na myśli, że mężczyźni w ogóle nie odczuwają złości, radości, gniewu, lęku, ciekawości, zdziwienia, czułości, itp. ale z tym też zupełnie się nie zgadzam. Myślę, że jeśli chodzi o „uczuciowość” plasuję się raczej w niższych rejestrach skali dla kobiet i praktycznie wszyscy mężczyźni, których miałam okazję poznać byli znacznie bardziej ekspresyjni w wyrażaniu większości uczuć niż ja.
Natomiast prawidłowa identyfikacja uczuć jest właśnie kluczowa, żeby skorzystać z informacji, jaką niosą uczucia, a bywa bardzo trudna.
Witajcie,
To mój pierwszy post na blogu Alexa, który czytam od 2-3 tygodni. Moje spojrzenie więc jest opinią świerzaka :)
Swoją drogą świetna robota Alex! Nie podajesz wiedzy na tacy, tylko zmuszasz do myślenia i refleksji nad samym sobą oraz naszym życiowym doświadczeniem, zachęcając do wytężonej pracy emocjonalnej i rozwoju osobistego. Z wielką chęcią skorzystam w przyszłości z twoich szkoleń, zakładając że rozwinę się na tyle pod względem wiedzy i doświadczenia, aby mnie było na nie stać :(
To w pewnym sensie potwierdzi, że osiągnąłem już pewien poziom wtajemniczenia, który otwiera mi dostęp do bram :) Przejdę przez pewnego rodzaju „własny filtr” dający dostęp do tajemnej motywacyjnej wiedzy :D Oby tylko nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, hehe.
Wracając do tematu, emocje to temat o którym my faceci nie chcemy rozmawiać, nawet w głębokich przyjaźniach męsko-męskich temat ten jest pewnego rodzaju tabu. Zaczyna się od detali, czy facet powinien płakać na wzruszającym filmie w kinie, generalnie nie bo co to za facet, który płacze? Jest rozchwiany emocjonalnie itd. czy my faceci potrafimy wyrażać uczucia? W naszym społeczeństwie zapewne jest odsetek osób, którzy to potrafią, jednak śmiem twierdzić (może się mylę), że tak naprawdę to poziom 2-3 % społeczeństwa. Napewno Alex mnie poprawi :)
Wracając do tematu księżniczki. Jestem w związku z dziewczyną od 4,5 roku. Zaledwie po 2 miesiącach znajomości, zdecydowała się na ruch, którego przyznam sam pewnie bym nie podjął na tamtym etapie, przeprowadziła się do stolicy z małej miejscowości (zostawiając pracę, rodzinę i studia). Dla mnie był to okres w którym kończyłem studia (ostatni rok).
Sama podjęła duże ryzyko, idąc tak naprawdę w nieznane (na dobrą sprawę nie znając mnie jeszcze wystarczająco dobrze).
To, że nadal we dwoje idziemy przez życie, przy czym nasz lejek trochę się skurczył (kredyt mieszkaniowy w CHF przed kryzysem w 2008 roku) znacznie stłamsił życiową niezależność (byłem jednak zmuszony wziąść kredyt!). O ślubie nie myślimy, i tutaj mamy podobny punkt widzenia w przeciwieństwie do rodziny :) Standard w polskim społeczeństwie.
Z perspektywy czasu ona jest mi wdzięczna, za to że pomogłem jej znacznie poszerzyć światopogląd i spojrzenie na życie, które było znacznie ograniczone do momentu wyrwania się z domu.
Ja jej zawdzięczam, to że jest przy mnie mimo wielu przywar i minusów, które jak każdy facet posiadam a przy tym znacznie pomogła mi rozwinąć sferę emocjonalną. Nasze życie emocjonalne, uznaję za w miarę bogate, na tle innych par, jednak czy oznacza, że to osiągnęliśmy najwyższy poziom wtajemniczenia – napewno nie. Przetrwało ono różne życiowe trudności (finansowe, kryzys) wyszliśmy jednak z tego znacznie mocniejsi.
Początkowo traktowałem ją jak większość facetów (seks, gotowanie, sprzątanie, itp) wraz jednak z tym jak nasz związek ewoluował, sam zaczynałem pracować nad sobą wprowadzając w nasze życie, więcej zaangażowania emocjonalnego z mojej ułomnej męskiej strony. Z perspektywy 4,5 roku wspólnego życia mogę powiedzieć, że mogę jej przypisać status prawdziwej księżniczki :)
Pozostaje mi poprawić sferę rozwoju osobistego (a co za tym idzie również finansowego), aby wspólnie realizować nasze życiowe pasje i wieść życie, zgodne z wartościami, które są dla nas niezwykle cenne. A potem już tylko pozostaną miejmy nadzieję podróże i przebywanie wśród kultur z mentalnością tak różną od europejskiej :)
@Ghoran
piszesz o swoim doświadczeniu, które podobne jest do mojego. Właściwie nie mam tu co dodawać – chciałam tylko dać znać, że przeczytałam. I że to chciałam powiedzieć, pytając o to, czy jedynie Księżniczka może wpłynąć na to, że mężczyzna będzie świadomy emocjonalnie. Znam wielu mężczyzn, którzy w świecie własnych emocji świetnie się poruszają, potrafią je komunikować i porozumiewać się i z kobietami, i z mężczyznami. I znam kobiety, które nie bardzo potrafią nazwać własne uczucia…
Dzięki, miło spotykać ludzi, którzy idą przez życie drogą samorozwoju. :)
Ewo W.,wysłałam konkretną odpowiedź na Twoje pytania, zgodnie z Twoją prośbą, ale nie wiem czemu nie ukazała się tutaj…
Pozdrawiam serdecznie, Alicja
@Alex
„Bardzo ciekawa metoda, choć zastanawiam się, jak głęboko w odkrywaniu nowych przeżyć a nie tylko wiedzy o nich można dojść stosując ją.”
Istnieje dość duże ryzyko, że wpadnie się w taką właśnie pułapkę (na początku mnie też to spotkało), że człowiek wie coraz więcej o emocjach z naukowego punktu widzenia, ale nic to nie zmienia w jego odczuwaniu emocjonalnych doznań. W moim przypadku po prostu w pewnym momencie „olśniło” mnie, że żeby przeżywać emocje nie muszę znać budowy mózgu :) To moje wylistowanie emocji było konieczne – u mnie – bo najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem ich nazwać, nawet jeśli przeżywałem to ciężko mi było określić CO ja przeżywam w danym momencie. Zdobycie podstawowej wiedzy o emocjach ułatwiło mi po prostu ich określenie. Jak już potrafiłem je określać i nazywać to dalej poszło z górki. Najbardziej twórcze poznawczo były rozmowy. To one pozwalały mi np. porównać moje przeżycia do przeżyć innych co było świetną bazą do głębszego zrozumienia siebie (choć tutaj musiałem się pilnować, żeby nie przejąć od kogoś jego „emocjonalnej wizji świata”). Ogólnie rzecz biorąc choć to metoda dość trudna i zawierająca wiele potencjalnych pułapek to mi dała dużo radości i podwójne korzyści (przede wszystkim poprawiłem swoje przeżywanie emocji jak i też popracowałem nad komunikacją prowadząc te rozmowy).
„Gdybyś chciał opisać ją szerzej w poście to nasze łamy są otwarte”
Nie obiecuję, ale postaram się coś napisać w wolnej chwili.
Przyznaję się jako facet, że moje życie emocjonalne jest na pewno uboższe niż mojej partnerki. Co ciekawe absolutny brak emocji czuję gdy siedzę sobie sam. Ale czy nie może być to równocześnie moją przewagą? Czy emocje nie zakłócają dodatkowo przekazu nie zabarwiają rzeczywistości utrudniając jej odbieranie?
Np kłócąc się z kimś nie wpadam w prawdziwy gniew. Jedynie czasem jeśli uznam to za słuszne/potrzebne mogę podnieść głos lub użyć bardziej stosownych środków perswazji bezpośredniej, ale jest to mój dość świadomy wybór bo emocje mają na mnie mały wpływ. Przecież nie mogę tracić tak dużo?? A może mogę i jak ten ślepiec kolory to dla mnie słowa?
Przy okazji chciałem się przywitać jestem tzw. „nowy” ale jestem pod dużym wrażeniem pozytywnej energii która mnie napełnia gdy czytam sobie różne posty
Krzysztofie, szykując się na pływalnię odczuwam raczej radosne podniecenie, złość pojawia się później. Dziekuję za naukę, ale pozwolisz, że sama będę decydować, kiedy co czuję i które uczucia są mi potrzebne? ;)
Swoją drogą miałam okazję przez dłuższy czas brać udział w spotkaniach sangi buddyjskiej. Niektórzy (mylnie moim zdaniem) uważają, że buddyzm wymaga od swoich wyznawców wyrzeknięcia się przykrych uczuć. Wydaje im się, że nie powinni czuć zazdrości, złości, gniewu, smutku itd. Niektórzy z tych ludzi byli w oczywisty sposób nieszczęśliwi, widać to było w całej ich postawie, po ich wyrazie twarzy, sposobie poruszania się, mówienia, itd. Ba! Kiedy medytowałam siedząc obok nich chciało mi się płakać. Przyczyna ich nieszczęścia czasem była zupełnie oczywista, np. kobieta w ciąży udawała, że nie czuje zazdrości i niepokoju, kiedy jej mąż i ojciec jej dziecka na jej oczach oddaje się zaawansowanym pieszczotom z inną kobietą; inny facet był zdradzany przez kolejne dziewczyny, bo zaraz na pierwszej randce oświadczał im, że nie uznaje czegoś takiego jak związek na wyłączność i chce być cały czas otwarty na nowe znajomości. Moim zdaniem gdyby tylko Ci ludzie zechcieli uznać te swoje uczucia, i skorzystać z tego, co im mówiły byliby znacznie szczęśliwsi. I nie mam tu na myśli robienia awantur z powodu złości na zdradzającego partnera czy jakichkolwiek wybuchowych manifestacji tylko zastanowienie się, co mogę zrobić, żeby wyeliminować sytuacje, które powodują, że czuję się źle. Moim zdaniem uczucia niosą przede wszystkim informację, dzieki którym możemy nasze życie zmieniać na lepsze, i dopóki nie osiągniemy oświecenia, udawanie, że jesteśmy „kwiatem lotosu na gładkiej tafli jeziora” jest bezcelowe ;)
Witaj,
Magda napisala
„Dziekuję za naukę, ale pozwolisz, że sama będę decydować, kiedy co czuję i które uczucia są mi potrzebne?”
W najmniejszym stopniu nie chcialem wplywac na Twoje decyzje. Pewnie zle sie wyrazilem. Przepraszam.
Nadal uwazam, ze zlosc nie jest potrzebna. Zauwazylem w kilku krajach, ze tam psy nie szczekaja. Kiedys w Polsce jak pies szczerzyl na mnie zeby za parkanem pomyslalem sobie, ze ta zlosc nie jest mu do niczego potrzebna. Ot tyle.
Pozdrawiam
Ewo W.,
tak mi przykro – odpowiedziałam Ci od razu, gdy przeczytałam Twoje pytania. Ale moja odpowiedź utknęła w moderacji, mam nadzieję, że się pojawi. Alex na pewno ją odzyska, jeśli gdzieś utknęła…
Alex,
co do tego, co napisałeś bezpośrednio do mnie, nie daję komentarza, bo za bardzo przyzna szczerze nie rozumiem, o co Ci chodzi. Ale to rozmowa chyba nie na blog, a między nami. Zapraszam. :)
W takich przypadkach przypomina mi się modlitwa Sw. Tomasza:
„Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, ze muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.
Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale Ty, Panie, wiesz, ze chciałbym zachować do końca paru przyjaciół.
Wyzwól mój umysł od niekończącego brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.
Użycz mi chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić. Zachowaj mnie dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać.”
Pozdrawiam Ciebie i Wszystkich bardzo serdecznie, kończąc swoją wizytę na tym blogu, zgodnie z życzeniem Prowadzącego,
Alicja
Witam,
Bardzo zaciekawiła mnie dyskusja Krzysztofa i Magdy, tak bardzo, że postanowiłem się przyłączyć. Otóż oczywiście złość jest potrzebna w ogólności, zgadzam się tutaj z Magdą. Odczuwanie złości informuje mnie, że coś robię nie tak, informuje mnie o obszarach poza moją kontrolą. I złość jest taką reakcją, za każdym razem gdy odczuwam złość dowiaduje się czegoś nowego o sobie! Natomiast złość jest zupełnie niepotrzebna do przeżywania pełnego szczęśliwego życia i tu zgadzam się z Krzysztofem.
„Praca nad czymś czy nad kimś” – Czy Magdzie i Ewie, którym to określenie nie przypadło do gustu, chodzi o to, że zakłada przewagę pracującego nad opracowywanym? Jeśli tak, to muszę dodać, że oczywiście nie o to mi chodziło. To raczej skrót, który odczytała Alicja, że taka „praca” jest zawsze „pracą nad sobą”. Dlaczego? Bo kiedy chce zmienić relację z bliską mi osobą, to zmieniam swoje podejście czyli siebie. Nie ma tu reacji mistrz- uczeń. Raczej poznawanie siebie i innych. Słowo praca tez może się nie podobać. Proponuję więc określenie, które lubię bardziej (pochodzi od Foucaulta)- troska o siebie, zamiast trudu jest więcej czułości.
Katarzyna Wu,
dziękuję za Twój komentarz. Nawet nie myślałam o „przewadze”, niemniej teraz lepiej Cię rozumiem. Ja (chyba teraz mogę powiedzieć, ze podobnie jak Ty) jeśli mam problem w relacji z kimś (niezależnie, czy jest to bliska osoba, czy nie), to jest to dla mnie sygnał do przyjrzenia się sobie i popracowania nad sobą. Tu się zgadzam. Jest wtedy szansa, że zmieniając rożne rzeczy w sobie („udoskonalając” siebie) relacja może stać się lepsza.
Jednak jeśli tak się nie dzieje (a nie musi przecież, nie ma takiej gwarancji) – to … rezygnuję z danej relacji bądź bardzo się dystansuję, bo po co się meczyć. Według mnie jakość relacji nie zależy wyłącznie ode mnie (relacja zakłada konieczność istnienia tej drugiej strony) i o ile mogę mieć zdecydowanie wpływ na siebie i siebie „poprawiać”, to nic i nikt nie daje mi prawa do „poprawiania” i „opracowywania” kogoś. Skoro mnie nie odpowiada, gdy ktoś usiłuje mnie zmieniać, zatem tak samo drugiej osobie to może nie odpowiadać. Zupełnie inna jest sytuacja, gdy (jak w przypadku Alexowej księżniczki) w wyniku obcowania z drugim człowiekiem, także pod wpływem obserwacji, ja sama podejmuję zmiany dotyczące mnie. Tak czy inaczej to tylko ja się zmieniam, a nie zmienia ktoś inny. :-)
Być może obie to rozumiemy właśnie tak samo, ja chciałam to jednak doprecyzować, żeby nie pozostawiać wątpliwości. :-)
Alicja Krata,
Napisałaś do mnie wczoraj – dziękuję, czytałam:-), nie było w moderacji (chyba ze masz na myśli jeszcze jakiś kolejny Twój komentarz). Niemniej nie znalazłam tam niestety odpowiedzi na pytanie zaczynające się od: „Czy możesz wyjaśnić, jak przywołana przez Ciebie inteligencja emocjonalna ma się do zdolności (umiejętności) przeżywania (!) własnych emocji w ich szerokiej gamie i do poszerzania tych emocji (zgodnie z postem).” Sporo do mnie napisałaś, ale nie udzieliłaś odpowiedzi.:-(
Nadal brakuje mi też Twojej odpowiedzi na dzisiejsze pytanie zadane przy tym poście: „Zatem powiedz mi proszę, na czym konkretnie opierasz taką swoją pewność, że to będzie służyć obu stronom i w każdym przypadku ???” – bo ono też zostało bez odpowiedzi… :-(
Pozdrawiam, Ewa
Alicja Krata,
Piszesz do Alexa
„co do tego, co napisałeś bezpośrednio do mnie, nie daję komentarza, bo za bardzo przyzna szczerze nie rozumiem, o co Ci chodzi.”
Alex bardzo kulturalnie i klarownie napisał o co mu chodzi. Nie miałam żadnych problemów ze zrozumieniem. Twoje wypowiedzi i ta odpowiedź spowodowały, że stwierdziłam, iż nigdy nie skorzystała bym z twoich profesjonalnych usług (specjalisty od komunikacji).
Dalej dajesz podstawę do stwierdzenia, że nie tylko z komunikacją, ale i z czytaniem ze zrozumieniem jest trudno.
Alex pisze
„Proszę uwzględnij to na przyszłość, jeśli chcesz zabierać głos na tym blogu.”
Ty odpowiadasz
„kończąc swoją wizytę na tym blogu, zgodnie z życzeniem Prowadzącego”
W wypowiedzi Alexa była prośba o korektę zachowań, ty twierdzisz, że zażyczył sobie, abyś przestała się wypowiadać.
Zapewne mój komentarz niewiele wniesie, ale może jednak zobaczysz w tych wypowiedziach (głównie Alexa) to, o co chodziło – konstruktywną krytykę, z której można wiele wynieść i dużo skorzystać. Niestety konstruktywna krytyka, która pomoże nam się zmienić na lepsze, zdarza się bardzo rzadko.
„W takich przypadkach przypomina mi się modlitwa Sw. Tomasza:”
Szczerze mówiąc czytając twoją wypowiedź za pierwszym razem stwierdziłam, że to modlitwę skierowałaś do siebie, podejrzewam, że nie, ale może powinnaś?
Pozdrawiam,
Olga
Witam, ten komentarz niechcący piszę na raty.
Alicjo Krata,
nie zwróciłam uwagi na ostatni akapit Twojego ostatniego komentarza, gdy napisałaś:”[…] kończąc swoją wizytę na tym blogu, zgodnie z życzeniem Prowadzącego”.
Natychmiast wróciłam do wyżej opublikowanego komentarza Alexa i jestem niezwykle zdziwiona.
Alex bowiem napisał o tym, jak widzi kwestie nieodpowiadania na pytania dotyczące meritum i dalej skierował do Ciebie naturalną prośbę: „Proszę uwzględnij to na przyszłość, jeśli chcesz zabierać głos na tym blogu.”
Czytam ten blog od dawna i przeczytałam nie tylko niemal wszystkie posty, zatem mogę powiedzieć, ze Alex zwraca uwagę Czytelnikom na różne rzeczy, bywa, że prosi o zachowanie określonych zasad (tak jak w tym przypadku)i chyba nie zdarzyło się tak, ze ktoś odebrał to jako życzenie do opuszczenia tego miejsca.
Alicjo, jestem zatem zdziwiona i przy okazji rozczarowana – wszak zwrócenie uwagi(życzliwe, bo nie czytam tu żadnej nieżyczliwości)nie jest tutaj, na tym blogu edukacyjnym nigdy informacją o tym, by był tu niemile widziany. Przecież to dwie różne rzeczy.
Czy to oznacza jednocześnie, że nie doczekam się jednak odpowiedzi od Ciebie na te ważne dla mnie pytania? Mam nadzieję , że zmienisz jednak swoją :-) decyzję rezygnacji z odwiedzania tego miejsca (bo z tego co przeczytałam nie jest to decyzja czy nawet sugestia Alexa).
Pozdrawiam, Ewa W
Olgo, Ewo W.,
tak, oczywiście – tekst św. Tomasza był jak najbardziej skierowany do mnie. :) Aby nie wchodzić w kompetencje specjalisty. Takie postawienie sobie samej pewnej granicy, bo ona jest bardzo cienka. I na nią chyba zwrócił mi uwagę Alex (choć do końca tego nie wiem…). Dotąd wypowiadałam się tu jako Alicja, która doświadcza też we własnym życiu emocji, relacji z innymi, uczy się i rozwija. Czyli miałam poczucie, że nie byłam w sprzeczności z zasadami, o których Alex mówi jako panującymi na blogu. To chciałam wyjaśnić osobiście z Alexem – dlatego powiedziałam, że kończę na ten moment wizytę na blogu.
Uważam, że wyrażanie opinii przez inne osoby o tym, co Alex miał na myśli, i co ja miałam na myśli, a tym bardziej ocenianie tego z własnej perspektywy przez inne osoby – nic nie wnosi jeśli chodzi o moje lepsze zrozumienie tematu. Dla mnie ważna jest bezpośrednia rozmowa z Alexem w tym temacie, więc proszę o to, abym spokojnie sobie mogła z nim to wyjaśnić. Dobrze?
Wszak takie praktyki – rozmowy poza blogiem – Alex stosuje i nie jest to wbrew regulaminowi, prawda Alex?
Ewo W.,
oczywiście, że z chęcią Ci odpowiadam. Wszak rozmowy są twórcze… Wnoszą też dużo w moje życie osobiste i zawodowe – stąd moja aktywność tutaj w tematach, które mnie „kręcą”. :)
Tak, dzisiaj napisałam konkretną odpowiedź dla Ciebie Ewo, której już nie odtworzę teraz. Ale mam nadzieję, ze jeszcze ona się ukaże. Tajemniczo bowiem zniknęła… Jak i parę słów skierowanych do Ghorana…
Co do wpływu zmian w nas na zmiany w drugiej stronie – to przykład podany przez Katarzynę Wu (dzięki Katarzyno za śliczne przeformułowanie pracy nad sobą na troskę o siebie – to rzeczywiście lżej brzmi) jest wyczerpujący. Nie naciskamy, nie żądamy, nie dajemy rad, tylko wyrażamy siebie – własne emocje, kryjące się pod nimi potrzeby. Często doświadczam tego, że rozmówca w takim przypadku też zaczyna mówić od siebie i o sobie, zamiast tracić energię na obronę wobec ataku czy krytyki. Doświadczam też tego jako mediator, stając często w ogniu walki między skonfliktowanymi małżonkami. Widzę więc jak to działa – gdy jedna osoba zaczyna komunikować się w języku JA, wpływa też na postawy i zachowania drugiej. Nie zawsze tak się dzieje od razu, ale przy konsekwencji przynajmniej jednej osoby, otwierają się szanse na zmiany u drugiej.
Co do inteligencji emocjonalnej – to w samej definicji, którą podałaś, jest moim zdaniem odpowiedź na Twoje pytanie. Im więcej wiedzy mamy o swoim odczuwaniu i przeżywaniu emocji, tym szerzej otwiera nam się ich świat, cała gama odczuć, ich barw i odcieni. To naprawdę fascynująca przygoda… Pisze o tym Ghoran – jego przykłady są dla mnie bardzo obrazowe. Mówi o tym Katarzyna Wu. To też przykład jak to działa w życiu. Wydawało mi się, że o tym napisałam dużo i nie miałam Ewo poczucia, że Ci nie odpowiedziałam, ale dobrze, że przypomniałaś, bo wśród wielu wątków czasem coś waznego dla kogoś może umknąć… Jeśli potrzebujesz jeszcze jakiegoś wyjaśnienia, to chętnie odpowiem. :) Chyba, że znowu tekst zniknie w tajemniczy sposób…
Pozdrawiam serdecznie,
Alicja
Witam,
Alicja napisała „Tak, dzisiaj napisałam konkretną odpowiedź dla Ciebie Ewo, której już nie odtworzę teraz. Ale mam nadzieję, ze jeszcze ona się ukaże. Tajemniczo bowiem zniknęła… Jak i parę słów skierowanych do Ghorana…”
Ja tez dzisiaj mialem przypadek, ze wyslalem list, ukazal sie na stronie jako wyslany, a pozniej go nie bylo. Sadze, ze to elektronika plata takie psikusy. Pozniej wyslalem ten sam list i bylo OK.
Pozdrawiam
Mam teraz w piątkowy wieczór więcej wolnego czasu i wracam do niektórych kwestii z tego i poprzedniego postu, wszak są powiązane.
Pytanie do Wszystkich:
Alicja napisała w swoim komentarzu:
„Wg Marshalla każdy mężczyzna również może sam osiągnąć świadomość w swoim życiu emocjonalnym, niekoniecznie czekając na to, że Księżniczka zrobi to za niego. :)”
W tej wypowiedzi moją uwagę zwraca szczególnie to: „niekoniecznie czekając, aż Księżniczka zrobi to za niego.”
Czy według Was oczekiwanie, że ktoś może ZA NAS osiągnąć NASZĄ świadomość emocjonalną ma sens? Bo dla mnie to jak bardzo fundamentalny błąd.
Czy możliwe jest, aby w sferze naszego rozwoju emocjonalnego (ubogacenia) emocji ktoś zrobił coś za nas – nawet jeśli jest Księżniczką?
A jeśli może zrobić coś za nas, to co i jak? (mówimy w odniesieniu do dorosłych ludzi)?
Alex,
w nawiązaniu do powyższego:
Czy Księżniczka w Twoim życiu, doświadczaniu wykonała coś ZA Ciebie (mam na myśli sferę doznawania emocji i świadomość emocji)? Bo dla mnie to trochę tak: o ile można za kogoś umyć naczynia, o tyle nie można za niego oddychać. Można oczywiście z nim wspólnie oddychać w tym samym rytmie, by np. pomóc ustabilizować rytm oddechu. I tak samo według mnie jest z tym doznawaniem emocji i ze świadomością emocji własnych.
I jeśli Marshall rzeczywiście sugeruje pośrednio,ze ktoś może to zrobić za nas, to ja mam wątpliwości co do wartości takiej lektury…
Pozdrawiam, Ewa
Alicja Krata,
Dziękuję za odpowiedź. Mam jednak wątpliwości:
Napisałaś teraz:
„Nie naciskamy, nie żądamy, nie dajemy rad, tylko wyrażamy siebie – własne emocje, kryjące się pod nimi potrzeby. […] Nie zawsze tak się dzieje od razu, ale przy konsekwencji przynajmniej jednej osoby, otwierają się szanse na zmiany u drugiej. „
Dla mnie jest różnica między tym, co napisałaś powyżej, a tym, co napisałaś do Katarzyny Wu: Choć „służyć to będzie z pewnością Wam obojgu.”
Rozumiesz, o co mi chodzi? „Szansa na zmiany u drugiej strony” a pewność, że będzie służyć obu stronom (w kontekście zmian jak wyżej). Stąd bardzo świadomie postawiłam pytanie tak a nie inaczej sformułowane – nie dlatego, że nie rozumiem o czym dyskutujecie, a dlatego, że zdecydowanie nie zgadzam się z tak wyrażaną pewnością. I oczekiwałam, że wskażesz mi „podstawę tej pewności”, a nie „podstawę prawdopodobieństwa”. jest spójne i ze masz podstawy do takiej pierwotnie przez Ciebie wyrażonej pewności. .
Napisałaś też w odniesieniu do inteligencji emocjonalnej: „w samej definicji, którą podałaś, jest moim zdaniem odpowiedź na Twoje pytanie” I że „Im więcej wiedzy mamy o swoim odczuwaniu i przeżywaniu emocji, tym szerzej otwiera nam się ich świat, cała gama odczuć, ich barw i odcieni.”
Czytam ze zrozumieniem, mam zdolność do bardzo analitycznego myślenia i dość dobrze łączę fakty etc. Czy według Ciebie zadawałabym Ci pytanie widząc na nie odpowiedź?
A oto, dlaczego trudno mi się zgodzić z tym, co napisałaś:
Ja mam całkiem przyzwoitą wiedzę na temat budowy silnika samochodowego i samochodu, na temat działań potrzebnych do uruchomienia samochodu, jazdy, ba, nawet ostatnio coraz więcej wiem o tym, jak sie wchodzi prawidłowo w zakręty i co to są „chopki” na trasie rajdu. I nadal nie umiem prowadzić samochodu, nie mówiąc o bezpiecznej jeździe czy rajdowej.
To samo dotyczy emocji. Ważniejsze i cenniejsze od studiowania wiedzy o emocjach jest ich doświadczanie, nawet nie wiedząc o tym, jak to nazwać. To jak z jedzeniem egzotycznego owocu – nie muszę wiedzieć czy rośnie na drzewie czy pod ziemią, żeby się nim delektować. I nawet nie muszę umieć nazwać jego smaku. I tak czerpie przyjemność lub brak przyjemności o różnych nasileniach. I tak samo jest z emocjami. Coraz częściej jednak upewniam się w przekonaniu, że tzw. „ akademicka wiedza” bywa zastępnikiem prawdziwego doświadczania. I mówię to jako naprawdę dojrzała i bardzo świadoma siebie kobieta.
Pozdrawiam, Ewa
ps – na wszelki wypadek skopiuj tekst do pliku lub notatnika i wtedy nie będzie problemu z jego odtworzeniem. To oczywiście tylko podpowiedź, z której możesz, ale nie musisz skorzystać. :-) Ja czasami tak robię.
Ewo, Olgo,
chciałam jeszcze wyjaśnić, że moja wypowiedź o zakończeniu wizyty na tym blogu była na „tu i teraz” – chciałam dać sobie czas, aby pewne wątpliwości wyjaśnić. :) Oczywiście, jeśli pytania są wprost do mnie, to staram się na nie odpowiedzieć. Dzięki za zaproszenie do dyskusji. Zajrzę tu pewnie jeszcze nia raz, bo wiele mądrych, ciekawych tematów, które mnie „kręcą” poruszacie Wszyscy. Choć teraz zaczynają mi się szkolenia, i pewnie czasu na pisanie będę miała znacznie mniej… Poza tym… Postanowiłam się pilnować, aby nie wchodzić w rolę specjalisty tutaj na blogu Alexa (na który zostałam przez niego zaproszona osobiście nie jako specjalista, tylko Alicja). Tak sobie myślę też, że dla mnie samej to nie jest ok być ciągle w tej roli. Traktuję ten czas z Wami bardziej prywatnie. Lubię siebie jako Osobę też i czasem chce mi się pobyć Alicją po prostu, a nie mediatorem czy trenerem. I w taki sposób tutaj mi się było miło dotąd. :)
Ewo W.,
poruszasz jeszcze to, co napisałam o Marshallu – a w istocie bardziej o jego warsztatach, w których uczestniczyłam nie raz, niż o książce. Wyjaśniam, iż chodziło mi o to, o czym tutaj wiele piszecie z własnej perspektywy – żeby zaczynać od siebie, rozwijania swojej świadomości emocjonalnej. Aby nie wpaść w pułapkę oczekiwania, że ktoś za nas coś zrobi – jakaś Księżniczka czy Książę. A tak czasem bywa niestety – wiem to z własnych obserwacji ludzi na co dzień. Nie wszyscy tak ochoczo mówią o pracy nad sobą jak kilka osób tutaj, którą Katarzyna nazwała tak ładznie „troską o siebie”…
I jeszce jedno – Ewo, chciałabym, aby oddzielić to, że ja opisując swoje doświadczenia powołałam się na „Nonviolent Communication” od mówienia o całej koncepcji, książce itd. To było dla mnie – Alicji – krokiem milowym w pogłębieniu świadomości siebie. I tylko dlatego, że to było ważne w moim życiu, tym się podzieliłam z Wami. Nie chciałabym więc, aby ten blog służył propagowaniu NVC cz tym bardziej ocenie Marshalla B. Rosenberga i jego koncepcji – tu się z Alexem zgadzam, że to nie miejsce na to, i nie taka też moja intencja.
Krzysztof,
dzięki za informacje o znikaniu tekstów… Ufff… Nie zrobiłam kopii, więc wcięło to na amen… Trudno…
Alex,
jak widać to technika płata też czasem figle i mój brak odpowiedzi nie musiał być wyrazem braku szacunku dla pytań zadanych mi przez Ewę W.
Ale pomijając względy techniczne i znikanie tesktów, to tak sobie myślę po różnych wyjaśnieniach, że chyba bardziej do wypowiedzi zachęciła by mnie trochę inna forma Twojego komunikatu, np. „Wiesz, uważność na to, co piszą ludzie tutaj na blogu, jest dla mnie ważna. Zaciekawiło mnie to, o co zapytała Ewa. Alicjo, czy możesz się wypowiedzieć na ten temat?”
Niby to samo, a jednak dla mnie byłoby cieplejsze w odbiorze…
Dobrej nocy, Alicja
Magda napisałaś:
„Po pierwsze temperament to cecha wrodzona, a od niego zależy intensywność z jaką się przeżywa jakieś uczucia i bardzo trudno to zmienić.”
Osobiście uważam, że tzw. temperament warunkuje bardziej intensywność tylko okazywania uczuć niż ich ilość i jakość.
Wydaje mi się, że niezwykle ważne jest odzielenie przeżywania emocji i wyrażenia emocji. Można mieć w sobie mało różnorodne uczucia, ale doskonale je nazywać. Można też mieć szeroki wachlarz odczuwania, ale mieć problemy z ich identyfikacją i ekspresją. Co robić też mozna na różne sposoby i z rożną intensywnością. Emocje można okazywać słowami, opowiadać o nich, a można wyrazić je poprzez gesty, czułość, bliskość fizyczną, można także uczynić coś miłego dla kogoś pod wpływem emocji itd. Co prawda identyfikacja uczuć i ich uzewnętrznianie powinno iść w parze ze zwiększaniem swoich subtelności odczuwania, ale to drugie jest dużo ważniejsze niż sama umiejętność ich nazywania, co podkreślił także Alex zdaniem: „Ta identyfikacja nie jest kluczową, prawdziwym problemem jest ich przeżywanie w ogóle!”. Sposób okazywania uczuć jest często zależny od osobistych preferencji zarówno mężczyzn jak i kobiet do których jest to kierowane. Sama gustuję w mężczyznach, którzy są obdarzeni dużą wrażliwością i potrafią skrywać w sobie spore pokłady emocjonalności, ale są z natury dość spokojni, nie okazują emocji zbyt gwałtownie i intensywnie, bardzo lubię delikatne gesty, zawarte w tak drobnych rzeczach jak spojrzenie, niewielki uśmiech, przywiązuję wagę do naprawdę nieznacznych szczegółów w ich okazywaniu. Pewnie dlatego, że sama jestem dość wylewna i ekspresyjna, lubię okazywać spontaniczne i zróznicowane emocje, a przy tym bardzo dobrze też czytam emocje innych.
Alex
„Bo to nie trzeba wymagać w trakcie, tylko w fazie selekcji
Mogę o tym napisać post jak to robić, ale znowu będzie „awantura” jak tak można”
No i rozbudziłeś moją ciekawość :D Gdybyś miał na ten temat jakieś ciekawe obserwacje czy doświadczenia, którymi się dotąd na blogu nie dzieliłeś naprawdę chętnie bym o tym przeczytała. Cóż… przestroga przynosi czasem odwrotny skutek od zamierzonego ;)
Katarzyna Wu napisałaś:
“W trakcie rozmów staram sie unikać: radzenia, oceniania, sondowania i interpretowania.”
Dziękuję Ci bardzo za to zdanie, konkretne wymienienie punktów. Napiszę to sobie na kartce i zawieszę w pokoju :) Jak nie mam problemów z obracaniem się w sferze emocji, uczuć, uwielbiam je wyrażać i wydobywać z innych, a także nie ponoszę się tym negatywnym (jeśli w ogóle się zdarzają), tak w czysto werbalnych kontaktach miewam czasem kłopoty. Zwykle polegające na tym, że nie wiem co mówić, o czym rozmawiać, bo większość rozmów kręci się właśnie wokół tych punktów! Ciężko mi zaobserwować chociażby pozytywne przykłady przy niektórych rozmowach, a co dopiero wykształcić u siebie inne formy wypowiedzi niż te powyższe. Mocno brakuje mi chociażby świadomości wielu alternatyw, ale powoli rozwijam się w tym kierunku. Bardzo dużo zawdzięczam też temu blogowi i niezwykle wysokiej kulturze wypowiedzi w komentarzach, za co dziękuję wszystkim :)
Ewo W.,
dzięki za doprecyzowywanie tego, o czym mówimy. W istocie mówiąc „z pewnością” nie myślałam o ekfekcie finalnym (wystąpieniu zmiany), tylko o samym procesie wzajemnych oddziaływań, jaki uruchamia zmiana dokonana przez jednego z parnerów.
Co do emocji i ich doświadczania – w stu procentach się z Tobą zgadzam. :) Wiedza książkowa, warsztatowa, szkoleniowa itd. to tylko wskazówki, pomoce techniczne. A pracę z zaglądaniem w głąb siebie trzeba samemu wykonać. :) Lubię bardzo Twoje metafory Ewo – ta o samochodzie jest świetna. :) Obrazuje to, że umiejętności nie są czymś w nas skończonym, że na ten moment umiemy tyle i tyle, ale konieczne jest stałe rozwijanie się, aby osiągnąć mistrzostwo…
Co do inteligencji emocjonalnej, to raczej chodziło mi nie o kwestonowanie Twojego pytania (pewnie, że jak pytasz, to potrzebujesz odpowiedzi), tylko o to, że to mnie wydawało się, że Ci odpowiedziałam… A jeśli tak nie było – to świadczy o tym, że skupiłam się bardziej na czymś innym w danym momencie. Wiesz, ja czasem mam tysiące myśli na minutę i dopiero gdy zatrzymam ten potok, albo ktoś to zrobi, zaczynam dokonywać wyborów, co jest ważne na dany moment.
O kopiowaniu plików powiedział też Krzysztof. Dzięki. To dobra metoda. Ja w moim zapędzeniu czasem o tym zapominam…
Pozdrawiam serdecznie, dobrego weekendu (ja pracuję, ale to będzie miła praca),
Alicja
Sebastian Bigos napisałeś:
„Ale czy nie może być to równocześnie moją przewagą? Czy emocje nie zakłócają dodatkowo przekazu nie zabarwiają rzeczywistości utrudniając jej odbieranie?”
A pomyśl ilu wspaniałych możliwości, przeżyć, relacji się pozbawiasz odrzucając od siebie emocjonalny świat. Uczucia ubogacają rzeczywistość, a nie ją zniekształcają, naprawdę świetnie można sobie z nimi radzić w rozsądny, świadomy sposób, kierować nimi i „sprawować nad nimi pieczę”.
Swoim komentarzem zwróciłeś uwagę na coś bardzo ważnego: mężczyźni często nie chcą rozwijać swoich umiejętności przeżywania, traktują to jako zbędny balast bez którego można się obyć, a nawet trzeba! Zdają sobie sprawę że są w tym temacie „w tyle”, ale nie widzą potrzeby by to zmieniać i pracować nad tym.
Co sądzisz o korzyściach jakie płyną z umiejętności odczuwania wielu, różnorodnych emocji?
Alicja Krata,
Dziękuję za dopełnienie.
Pozwolę sobie jednak polemizować dalej:-) I nie jest to dla mnie „sztuka dla sztuki”:-)
Piszesz: „W istocie mówiąc “z pewnością” nie myślałam o ekfekcie finalnym (wystąpieniu zmiany), tylko o […]” Rozumiem. Nie wynikało to jednak z Twojej wypowiedzi, a ja – co oczywiste – nie czytam w Twoich myślach, tylko (z uwagą) czytam to, co piszesz. :-)
To miłe, że odpowiadają Ci moje metafory :-)
Napisałaś w odniesieniu tej o samochodzie:
„Obrazuje to, że umiejętności nie są czymś w nas skończonym, że na ten moment umiemy tyle i tyle, ale konieczne jest stałe rozwijanie się, aby osiągnąć mistrzostwo…”.
Ja swoją metaforę „traktuję”inaczej: Wiedza (moja wiedza o samochodzie – wiem, jak działa silnik, wiem, co to są chopki) nie jest równoznaczna z umiejętnościami. To dla mnie jej najważniejszy przekaz. jeśli wiem, jak się jeździ, to nie znaczy, że potrafię jeździć. I to odnoszę do emocji: wiedza o emocjach nie jest równoznaczna z umiejętnością doznawania, przeżywania, okazywania emocji. Nie neguję wartości wiedzy w ogóle, niemniej..
Jest istitna róznica miedzy teoretykiem zarządzania a praktykiem zarządzania. Kiedys szereg lat temu ktoś zażartował, ze „jak ktos nie potrafi z sukcesem prowadzić firmy, to zostaje wybitnym teoretykiem zarządzania”. Chodzi mi o to, by zamiast praktykować, nie stać się mistrzem świata w połykaniu literatury przedmiotu i zastępowania prawdziwych umiejętności 9w tym przypadku doświadczenia i doznawania) wiedzą o…
A skoro juz piszę, to pozwól, ze odniose sie jeszcze do Twojej wcześniejszej wypowiedzi jaka skierowałaś do mnie i do Olgi. Napisałaś bowiem „Uważam, że wyrażanie opinii przez inne osoby o tym, co Alex miał na myśli, i co ja miałam na myśli, a tym bardziej ocenianie tego z własnej perspektywy przez inne osoby – nic nie wnosi […]”. Oczywiscie, w zadnej sytuacji czytanie miedzy wierszami oraz kombinowanie, „co poeta miał na myśli” nie jest słuszne. Szukam tylko (bezskutecznie) w swojej i Olgi wypowiedzi takiego właśnie opisanego Ciebie działania. Brak. Każda z nas odniosła się wyłącznie do tego co literalnie jest w tych wypowiedziach. Ja już od dawna „nie piszę miedzy wierszami”, coraz rzadziej czytam między wierszami i – jak zauważyłaś – zamiast się zdawać na własne domysły – wolę pytać. Z moich obserwacji Olga robi podobnie. Wiec tym razem to jednak Ty dodałaś coś niepotrzebnie. :-) To tak zupełnie na marginesie.
Co do „Nie chciałabym więc, aby ten blog służył propagowaniu NVC cz tym bardziej ocenie Marshalla B. Rosenberga i jego koncepcji” – hmmm… ten blog ma swój bardzo określony charakter i pewnie trudno by z niego robić tubę propagandową. Czy tak odebrałaś to, co napisałam, dopytując o Twoja wypowiedź? Z pewnością nie. I jak z pewnością zauważyłaś, ja nie oceniam koncepcji wspomnianych panów, tylko odnosiłam się do fragmentu Twojej wypowiedzi o ich koncepcji. A to przecież różnica:-) Rozumiem zatem, że napisałaś to teraz to tak asekuracyjnie. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Krzysztof
Piszesz: „Paradoksalnie najlepszymi partnerami dla wszystkich kobiet sa Ci mezczyzni co maja duzo cech kobiecych. „
Pozwolisz, że powiem iż moim zdaniem są to mężczyźni obdarzeni szerokim wachlarzem cech, od typowo męskich (koniecznie!!!) do tych bardziej uznawanych za kobiece.
To jest tez mój postulat: Rozszerzajmy gamę naszych doznań i zachowań!
Magda
Piszesz: „Alex, jakie to męskie, to co napisałeś o złości „
Co takiego wyjątkowo męskiego jest w moich słowach: „A tak zupełnie serio, to po co odczuwać złość? Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio mi się to zdarzyło. Ja czasem się niecierpliwię, czasem, choć bardzo rzadko przełączam się w tryb zimnej bezlitosnej agresji, ale złośc? „
Znam różne osoby płci obojga, które tak funkcjonują i to z dużym powodzeniem.
Nawiasem mówiąc ja do kręgu moich najbliższych nie dopuszczam osób, które tego nie potrafią. To dobrze wpływa na jakość mojego życia.
Dalej piszesz: „Nie sądzę, żeby były osoby żyjące w tak idealnym świecie, żeby uczucie złości nigdy się w nich nie pojawiało, a tłumienie złości zwykle ma opłakane skutki. „
Chyba każdy z nas żyje w tzw. realnym świecie, gdzie wydarzają się różne rzeczy niekoniecznie po naszej myśli. To czy reagujemy na to złością, czy inną, bardziej produktywną emocją to kwestia zarówno wzorców zachowań jakie widzieliśmy w dzieciństwie, jak tez późniejszego procesu kształtowania samego siebie.
I nie ma to nic wspólnego z tłumieniem jakichkolwiek uczuć, lecz z zamianą ich na inne.
Piszesz o złości jako sposobie odpierania agresji. Ja robię to inaczej, dopóki się da to spokojnie i przyjaźnie perswaduję, jak to nie pomoże to jestem gotów zmasowanymi działaniami zrobić agresorowi bardzo poważną krzywdę, ale robię to na zimno, bez złości. Jestem wtedy znacznie skuteczniejszy.
Krzysztof
Zgadzam się z tym, co napisałaś Magdzie
Magda
Napisałaś jeszcze :”Po pierwsze temperament to cecha wrodzona, ..”
Wiesz, widziałem już w życiu tyle „cudownych przemian” różnych ludzi w tym względzie, że nie podpisałbym się bezwarunkowo pod tym stwierdzeniem :-)
Identyfikacja uczuć jest w ogóle możliwa pod warunkiem, że je przeżywamy, a o tym był mój pierwszy post.
Michał
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Nie podajesz wiedzy na tacy, tylko zmuszasz do myślenia i refleksji nad samym sobą oraz naszym życiowym doświadczeniem, „
To jest oczywiste, bo nie jestem jakimś wszystkowiedzącym guru, ma tę przewagę, że zdążyłem popełnić więcej głupot niż większość z Was i mam o czym opowiadać z własnego doświadczenia :-) Oczekuję od Czytelników, że wiele rzeczy zrobią lepiej ode mnie :-)
Piszesz: „emocje to temat o którym my faceci nie chcemy rozmawiać, nawet w głębokich przyjaźniach męsko-męskich temat ten jest pewnego rodzaju tabu. „
To jest to, co mi osobiście bardzo przeszkadza i mam odczucie niedosytu. Nawet jak rozmawiasz z facetami o kobietach i seksie to większość prezentuje tak spłycony punkt widzenia, że wartość dodana takiej rozmowy jest znikoma. Pornola mogę sobie obejrzeć w domu!!
Inną kwestią która poruszasz jest: „czy facet powinien płakać na wzruszającym filmie w kinie, generalnie nie bo co to za facet, który płacze? „
Ja w poprzednim poście otwarcie przyznałem, że lecą mi łzy na niektórych filmach, choć ci, którzy widzieli mnie kiedykolwiek w trudnej sytuacji biznesowej, lub na jacie w ciężkiej pogodzie na pewno nie powiedzą że jestem mięczakiem :-)
Ale to małe piwo. Znanemu twardzielowi jakim był były Kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder podczas grania pożegnalnego capstrzyku kiedy odchodził z urzędu łzy leciały ciurkiem. Zapytany potem w telewizji opowiedział „panie redaktorze, to nic takiego. Ja wyję w kinie jak się wzruszam”!! Dokładnie powiedział „ich heule” a to jest znacznie więcej niż ronienie łez!
Faceci, którzy maja silne poczucie własnej wartości i męskości nie maja problemu z przeżywaniem emocji tego rodzaju!!
Dziękuję Ci za szczerą relacje o Twojej „księżniczce”. To jest właśnie to, o czym pisałem w poprzednim poście, z wielką przyjemnością czytałem ten opis.
Jak wrócę z Gypsy Time i będziecie mieli ochotę, to omówmy się kiedyś na herbatę na Ursynowie :-)
Ghoran
Dziękuję za wyjaśnienia, propozycja postu gościnnego jest ciągle aktualna.
Nasze spotkanie, które jestem Ci winien też :-)
Łap mnie przez telefon jak wrócę.
(dla niewtajemniczonych Ghoran wygrał kiedyś ex equo konkurs na dobre myślenie :-)) Z tym drugim kolegą dawno się spotkaliśmy, tutaj musimy nad tym popracować :-)
Sebastian Bigos
Witaj na naszym blogu :-)
Stawiasz dobre pytanie: „Czy emocje nie zakłócają dodatkowo przekazu nie zabarwiają rzeczywistości utrudniając jej odbieranie? „
Może tak być. Są sytuacje, kiedy najlepiej jest działać całkiem chłodno, prawie jak bezduszna maszyna. Ja metaforycznie nazywam je lądowaniem pełnym ludzi Jumbo Jetem w ciężkich warunkach pogodowych i bocznym wietrze. Tam jakiekolwiek emocje poza pełną mobilizacja i obecnością tu i teraz mogę okazać się zabójcze.
To jednak nie jest całe nasze życie, a przynajmniej nie musi tak być. Jest wiele okoliczności i interakcji międzyludzkich, kiedy umiejętność przeżywania szerokiej gamy i subtelności różnych emocji otwiera nam zupełnie nowe obszary i znacznie zwiększa intensywność pozytywnych stron naszego życia.
Metaforycznie to jest mniej więcej taka różnica jak między onanizowaniem się a seksem z właściwą i znającą się na rzeczy partnerką/partnerem.
Czujesz o co mi chodzi?
Piszesz: „Np kłócąc się z kimś nie wpadam w prawdziwy gniew. Jedynie czasem jeśli uznam to za słuszne/potrzebne mogę podnieść głos lub użyć bardziej stosownych środków perswazji bezpośredniej, ale jest to mój dość świadomy wybór bo emocje mają na mnie mały wpływ. „
Ja robię dokładnie tak samo!! Jak wspomniałem wyżej wszystko we właściwym czasie, a złość i gniew są zazwyczaj kiepskimi doradcami.
Magda
Piszesz: „inny facet był zdradzany przez kolejne dziewczyny, bo zaraz na pierwszej randce oświadczał im, że nie uznaje czegoś takiego jak związek na wyłączność i chce być cały czas otwarty na nowe znajomości. „
Jak w takim razie może on mówić o zdradzie?? Chyba że jest wyjątkowym hipokrytą :-)
Krzysztof
Napisałeś: „Zauwazylem w kilku krajach, ze tam psy nie szczekaja. Kiedys w Polsce jak pies szczerzyl na mnie zeby za parkanem pomyslalem sobie, ze ta zlosc nie jest mu do niczego potrzebna. „
To mi sie podoba :-) Moge to gdzieś wykorzystać ?
Alicja Krata
mamy tutaj bardzo ładną dyskusje i bardzo niechętnie z niej zbaczam, niemniej najwyraźniej istnieje konieczność wyjaśnienia sobie kilku spraw, zwłaszcza wobec insynuowania „tajemniczego” znikania Twoich komentarzy co mogłoby sugerować moją złą wolę lub nieetyczne działanie, zwłaszcza w kontekście korespondencji, którą otrzymałem od Ciebie na priv.
Po pierwsze to jest blog edukacyjny i pominąwszy drobne zwrócenie uwagi na jakąś nieprawidłowość wszelkie dyskusje w kwestiach spornych dotyczących samego blogu odbywają się tutaj a nie w kuluarach.
Po drugie wszystkie Twoje posty, które dotarły do mojego serwera zostały opublikowane i to jak zwykle w niezmienionej formie (bo ja nie edytuję cudzych komentarzy, chyba że ktoś zrobi głupi błąd ortograficzny i mailowo albo telefonicznie poprosi mnie o korektę).
Ponieważ tutaj mam więcej czasu, to dokładnie przeglądam co Akismet automatycznie oznaczył jako spam, mimo iż są to dziennie dziesiątki jak nie setki wiadomości. Dziś np. wyłowiłem komentarz jednego z Kolegów, Twoich komentarzy tam nie było.
Dziś rano, zgodnie z naszymi ustaleniami skasowałem jedną kopię komentarza, który wczoraj podwójnie umieściłaś pod poprzednim postem.
Po trzecie twoje komentarze od wczoraj w nocy przestały ukazywać sie natychmiast na blogu lądując zamiast tego w moderacji. Dlaczego tak się stało?
Opublikowanie naszej obszernej nocnej korespondencji całkowicie „pozamiatałoby sprawę”, niemniej byłoby z mojego punktu nieetyczne, dlatego tego nie zrobię. Pozwolę sobie tylko zacytować jedno kluczowe zdanie, które zmieniło Twój status na tym blogu. Kopiuje ze Skype jak było (widać że byłem już trochę zmęczony :-)) :
[2010-12-02 23:10:24] Alex: Alicjo proszę jak zamieszczasz u mnie komentarz to postaraj się nie umieszczeć dwa razy prawie takiego samego tekstu, bo jets top potem problem redakcyjny. Dziekuję
[2010-12-02 23:14:57] Alicja Krata: Alex, może te same treści to są. ………………………………………………………………………
[2010-12-02 23:18:15] Alicja Krata: …………………………………………………………………………………………………. Ale biorąc pod uwagę niektóre rzeczy, które ludzie tam wypisują, to nawet jak pzeczytają dwa razy o tym samym, nie zaszkodzi im…
[2010-12-02 23:18:42] Alex: na moim blogu to niedopuszczalne
W rezultacie od czwartku 23:19 jakikolwiek komentarz jaki napiszesz ląduje najpierw w moderacji. Dlaczego tak jest?
1) Nie bardzo mam czas i ochotę sprzątać na blogu po kimś, kto nie tylko nieuważnie postuje, ale „na dzień dobry” właściwie nie widzi w tym problemu.
2) Mam zero tolerancji dla kogoś, kto lekceważy moich Czytelników. Na mnie można najeżdżać, polemizować aż do upadłego, ale każdy, kto nawet w zalążku lekceważy moich Gości ma natychmiast ze mną problem. Dla mnie każdy, kto w kulturalny sposób wypowiada się na blogu jest godzien szacunku i to niezależnie od tego czy to jest 17 letni Jasio z jakiejś małej wioski na końcu świata, czy też piszący pod pseudonimem prezes sporej korporacji, bo i takich tutaj mamy.
Ktoś kto tego nie czuje nie zasługuje tutaj na przywilej publikowania na blogu co chce i kiedy chce bez jakiejkolwiek superwizji. Metaforycznie nie jest to zamknięcie komuś dostepu do mojego mieszkania a tylko odebranie kluczy, więc nie jest to tragedia.
To był stan na wczoraj rano. Dziś porównując rozbieżność Twoich deklaracji i wypowiedzi na blogu (np. o Nonviolent Communication) z realiami Twojej korespondencji do mnie po tym, jak podjęłaś absurdalne podejrzenie, iż manipuluję Twoimi komentarzami proszę Cie uprzejmie o zaprzestanie wypowiadania się tutaj. Między tym blogiem a Tobą nie ma tego, co w języku korporacyjnym nazywa się „cultural fit” :-(
Dziękuję Ci za dotychczasowe wypowiedzi i życzę powodzenia w Twojej działalności.
A teraz wracajmy do naszej dyskusji:
Kacper
Piszesz: „Odczuwanie złości informuje mnie, że coś robię nie tak, informuje mnie o obszarach poza moją kontrolą. I złość jest taką reakcją, za każdym razem gdy odczuwam złość dowiaduje się czegoś nowego o sobie! „
A co by było, gdybyś rozróżnił poczucie frustracji od odczuwania złości? Miałbyś taką sama informację bez tylu negatywnych emocji.
Katarzyna Wu
Właśnie nie byłem pewien jak rozumiesz „pracę nad blokada emocjonalna partnera” dlatego na ten temat się nie wypowiadałem. Dziękuję za doprecyzowanie
Ewa W
Piszesz: „Zupełnie inna jest sytuacja, gdy (jak w przypadku Alexowej księżniczki) w wyniku obcowania z drugim człowiekiem, także pod wpływem obserwacji, ja sama podejmuję zmiany dotyczące mnie. „
Do tych obserwacji dodajmy tez interakcje i podpisuję się pod tym :-)
Olga
Pisałaś o konstruktywnej krytyce. Ja przeczytasz ten pierwszy komentarz to jest tam właściwie tylko moja deklaracja na czym mi na tym blogu zależy z podaniem pozytywnego przykładu.
Krzysztof
Napisałeś: „Ja tez dzisiaj mialem przypadek, ze wyslalem list, ukazal sie na stronie jako wyslany, a pozniej go nie bylo. Sadze, ze to elektronika plata takie psikusy. „
Może sie tak zdarzyć, że jeśli ktoś bardzo długo pisze komentarz to wygasa mu tzw. sesja na serwerze i wtedy jest ryzyko, iż rozpłynie się on w cyberprzestrzeni. O ile pamiętam wydłużyliśmy tę sesję tak, że nie powinno się to zdarzać, ale długie posty bezpieczniej jest pisać w edytorze a potem wkopiować. Ja to robię dla wygody.
Ewa W
Pytasz: „Czy Księżniczka w Twoim życiu, doświadczaniu wykonała coś ZA Ciebie (mam na myśli sferę doznawania emocji i świadomość emocji)?
W tym zakresie nie. Wspominałem już o tym, że bardzo wiele nauczyłem sie przez doświadczanie jej pozytywnych emocji i uczuć a poza tym może zadziałał też rezonans limbiczny o którym pisałem http://alexba.eu/2008-04-25/rozwoj-kariera-praca/rezonans-limbiczny/
To ostatnie jest moją czystą spekulacją nie popartą żadnymi badaniami.
Diana Cz.
Napisałaś : „Osobiście uważam, że tzw. temperament warunkuje bardziej intensywność tylko okazywania uczuć niż ich ilość i jakość. „
To jest niezła myśl, byłbym skłonny się z tym zgodzić
Jeśli chodzi o ten post do napisania, to muszę to przemyśleć :-) Byłby to niezły początek książki pod tytułem „Jak wcześnie eliminować problematyczne partnerki/partnerów” ale znowu mielibyśmy wzburzenie w narodzie :-)
Z drugiej strony jak opowiadam to niektórym uczestnikom Power Walks to są zachwycenie, bo to działa :-)
Ufff, to jest super długi komentarz, który pisałem kilka godzin, czas na wrzucenie go na blog i pójście spać :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alicjo Krata,
heh, spieszę się poprawić – to pewnie późna juz pora :-) – napisałam: „nie oceniam koncepcji wspomnianych panów” gdy w tym przypadku chodzi o jednego pana :-) – Marshalla B. Rosenberga.
Ewa
Witaj,
Alex napisal: Napisałeś: „Zauwazylem w kilku krajach, ze tam psy nie szczekaja. Kiedys w Polsce jak pies szczerzyl na mnie zeby za parkanem pomyslalem sobie, ze ta zlosc nie jest mu do niczego potrzebna. „
To mi sie podoba :-) Moge to gdzieś wykorzystać ?
Oczywiscie.
Zawsze gdy widze wyjacego psa za parkanem, a to u nas jest standard, mowie do psa po co sie tak denerwujesz. Niestety nie pomaga. Ale pozniej patrze na misje domu napisana na tabliczce „Uwaga zly pies” i juz wszystko jest jasne. Ale zauwazylem oznaki postepu =:) Na jednym z domow widzialem tabliczkę: „U nas sa dwa psy jeden dobry drugi zly”.
Pozdrawiam
Witaj Alex :) Co do spotkania jestem jak najbardziej otwarty i chętny, nie wiem jednak co na to moja Aga, która jest nieśmiała :)
Jeszcze chciałbym wrócić do pewnej genezy, która ma kluczowy wpływ dla naszej sfery emocjonalnej (opieram to na własnym przykładzie).
Wychowywałem się samotnie z mamą nauczycielką do 10 roku życia, reszta moich braci a kilku ich jest :) wychowywało się oddzielnie z ojcem. Rodzina była więc podzielona. Z mamą żyłem w dużej biedzie, ale opartej na miłości i okazywaniu sobie uczuć, gdzie na przeciwstawnym biegunie znajdował się mój ojciec (majętny człowiek w tamtym czasie), który zapewniał braciom godziwe funkcjonowanie, ale gdzie sfera emocjonalna nie istniała o czym wspomnę później. Gdy miałem 10 lat ojciec walczył o to aby odebrać mnie od mamy, która zaczęła mieć problemy (depresja,alkohol). Skutkiem tego było zabranie mnie z mojego dotychczasowego domu, za co z perspektywy czas jestem mu wdzięczny (wyrwałem się, ze środowiska w którym moi znajomi z tamtych czasów w niektórych przypadkach wylądowali w więzieniu) a ja również nie należałem do aniołków :)
W tym czasie zamieszkałem z ojcem i jego nową partnerką oraz jednym z braci, a mama wylądowała w szpitalu gdzie dwa lata później zmarła,(dodam, że przez ten okres bycia z mamą ojciec nie kontaktował się ze mną wogóle – a więc nasze późniejsze relacje były zawsze oschłe).
Skutkiem zmiany środowiska, było nagła zmiana również mojej osoby, z głąba (precyzyjniej dzieciaka, który szkołę omijał szerokim łukiem – wieczne wagary – przez co straciłem jeden rok) stałem się po zmianie środowiska (nowa szkoła, znajomi) jednym z najlepszych w szkole. Tutaj miałbym uwagi również do polskiego systemu szkolnictwa, ale to wątek na osobny temat.
Dwa tak różne od siebie środowiska, dzięki czemu mogłem porównać jak różne życie może być na bazie obserwacji jakie dostrzegłem, oraz ich postrzeganiu emocjonalnym.
Gdybym więc całe życie wychowywał się z ojcem, byłbym emocjonalnym zombie. Tak to wygląda niestety w przypadku moich dwóch starszych braci, którzy może i osiągnęli sukces finansowy (własne dobrze prosperujące firmy) ale ich sposób odnoszenia się do ludzi i rodzaj relacji interpersonalnych a zwłaszcza wobec swoich żon i dzieci, to dla mnie „inny świat”
Mieszkając z ojcem, doświadczyłem, że wszystkie wzorce zachowań przelały się na braci. Brak okazywania uczuć, sfera emocjonalna nie istniała, nie wspominając o niezwykle napiętych relacjach ojca z jego małżonką (język nie z mojej bajki), do tej pory mieszkają ze sobą, choć mój kontakt z ojcem od roku ustał.
Muszę przyznać, że dzieciństwo dało mi mocno w kość, jednak pozwoliło mi to doświadczyć dwóch różnych poziomów życia emocjonalnego oraz fizycznego (materialnego). Co dało mi obraz całej tej sytuacji. Idealny jest więc stan połączenia tych dwóch elementów.
Z perspektywy czasu, muszę dziękować losowi, że ten kluczowy okres dla mojej sfery emocjonalnej przeżyłem wspólnie z mamą, gdyż dzięki temu jestem jaki jestem :)
Ciekawe jak to jest u was, na bazie doświadczeń z dzieciństwa i młodości? :) Jak wielki wpływ na wasz rozwój emocjonalny mieli rodzice?
Sytuacja, którą przedstawiłem moim zdaniem ma kluczowy wpływ dla rozwoju naszej sfery emocjonalnej, jeśli więc w dzieciństwie jej nie było niezwykle trudno jest ją odbudować, powiedziałbym nawet, że staje się to w wielu przypadkach niemożliwe.
Krzysztof
Dziekuję za zgodę :-)
Michał
Znowu napisałeś taki komentarz, że aż się prosi aby rozbudować go do postu gościnnego !
Nie miałbyś ochoty? Możesz opublikować go pod pseudonimem, tylko ja muszę wiedzieć kim jesteś.
Powiedz Twojej zonie, że jestem całkiem normalnym facetem w hmmm…. średnim wieku :-) a porozmawiać możemy np. o tym niezwiązanym z Waszą relacja problemie, który Was ogranicza. kto przed Czytelnikami otwiera na blogu swoje serce, przed tym ja otwieram moja całą wiedzę. Kilka osób już się o tym bardzo pozytywnie przekonało
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Do wszystkich Czytelników
Jeżeli pod jakimś postem macie szczególnie dużo do powiedzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o podzielenie się swoimi osobistymi doświadczeniami to rozważcie, czy nie można by napisać całego postu gościnnego i być gospodarzem dyskusji pod nim.
To samo, jeśli macie wrażenie że czegoś na tym blogu brakuje, a Wy możecie waszą wypowiedzią tę lukę uzupełnić.
Oczywiście pozostawcie mi prawo ostatecznej decyzji, ale jak dotąd znakomita większość nadesłanych tekstów została wcześniej czy później opublikowana.
A ponieważ blog jest czytany przez bardzo szerokie grono osób na poziomie, to nigdy nie wiadomo do czego takie „wychylenie się” może prowadzić. Prawie wszyscy Autorzy postów gościnnych, którzy opublikowali je pod swoim imieniem i nazwiskiem meldowali mi potem różne ciekawe i pożyteczne interakcje będące wynikiem ich zaistnienia tutaj
Tak więc zapraszam, nie tylko ja mam do opowiedzenia ciekawe historie!!
Alex
Przeczytałam gdzieś, że rozmawiając o emocjach można dogadać się z każdym, niezależnie od różnicy wieku czy dochodów. Rodzice co oczywiste przyjmują pozycje „prowadzącego, wychowującego” – w końcu co dziecko może wiedzieć o świecie. Mało kto wie, że nawet dziecko może pomóc osobie dorosłej, gdy chodzi o wymianę doświadczeń, co do przeżywania świata. Tego ważnego elementu rozmowy o uczuciach – brakuje w relacji z dziećmi. Jak są tylko instrukcje, to nie ma poczucia więzi. Mi do tej pory trudno rozmawiać z Ojcem, choć czuję z jego strony ogromną miłość. Bo ojciec był u mnie w domu własnie od „instrukcji” i konkretów. Spotkany przeze mnie mężczyźna wychowywany tylko przez matkę – pod względem otwarcia na rozmowy o emocjach był cudowny. Miał też wiele uznanych za typowo kobiece – cechy. Czegoś mi w nim jednak brakowało i teraz jestem z mężczyzną podobnym do ojca:) Wpływ ról, jakich nauczułam się w domu – jak widać ogromny.
Michał,
Twój komentarz przeczytałam z niezwykłą uwagą i WIELKI SZACUNEK! I dziękuję, za otwartość w odniesieniu do tak osobistych przeżyć. I ze piszesz o tym tak ładnie i jednocześnie „bez ogródek”.
Ja – podobnie jak Ty – mam przekonanie, że to, co wynosimy z dzieciństwa i z okresu dorastania z naszych domów rodzinnych ma ogromny wpływ na rozwój naszej sfery emocjonalnej, a też na poczucie naszej pewności siebie, wiary w siebie, poczucie własnej wartości.
Czy jest możliwe uzupełnianie deficytów z dzieciństwa w późniejszym wieku – mam przekonanie, że tak, jednak pod warunkiem spotkania ludzi, którzy sobą pokazują jak to jest inaczej (te interakcje, doświadczenia, pocałunki Księżniczek, o których pisze Alex).
Tak sobie jednocześnie myślę, że to może być o tyle trudne a czasem niemożliwe nie dlatego, że coś w człowieku „zostało zabite” w dzieciństwie (bo jest według mnie tylko „uśpione”), a dlatego, że wychodząc z domów rodzinnych z deficytem w sferze emocji ludzie obracają się podobnych do tego środowiskach i nie mają gdzie i skąd doświadczyć , poczuć czegoś innego.
Można się z obserwacji czy lektur, filmów, nauczyć zewnętrznych form (jak opakowanie bez zawartości), ale żeby one były pogłębione, tak po prostu wypływające ze środka człowieka, to konieczny według mnie jest ten „pocałunek”.
Przy czym tak sobie myślę (a i mogę się mylić), że nawet czasem przynajmniej na początku to nie musi być relacja miłosna z kobietą, a może być przyjaźń – taka głęboka. Od tego może czasem łatwiej zacząć:-)
Pytasz, jak wielki wpływ na mój rozwój emocjonalny mieli rodzice? Ogromny. W domu mojego dzieciństwa okazywało się emocje, czułość, bliskość, różne formy okazywania uczuć pozytywnych były wobec dzieci czymś niezwykle naturalnym i codziennym, niemniej np. mój płacz na filmach nie był postrzegany pozytywnie :-) .
Okazywało się emocje, jednak się o nich nie rozmawiało.
Dziś, mimo iż jesteśmy dorosłymi dziećmi naszych już mocno dojrzałych rodziców, nadal okazujemy sobie uczucia.
Oczywiście nie był to dom idealny, stąd nadrabiałam w dorosłym życiu niedobory innego typu, ale to z pewnością nie na ten post :-) . Rozmawiania o uczuciach nauczyłam się dużo, dużo później. :-)
Ogromny wpływ na mój świat uczuciowy, emocjonalny mieli też inni ludzie – np. moja wieloletnia przyjaciółka, mężczyźni (przynajmniej niektórzy :-) ) i coś, co dla mnie okazało się niezwykłe i bardzo ubogacające – relacja z mężczyzną, który potrafi okazywać czułość, bliskość, prawdziwe emocje w różnych odcieniach (włącznie z płakaniem na filmie) i jest to dla niego czymś „codziennym”, naturalnym, a i dla którego rozmowa o uczuciach też jest czymś zupełnie normalnym.
Całe życie jest dla mnie bardziej lub mniej intensywnym procesem rozwoju emocjonalnego. :-) . Czyli nie jestem w tej kwestii „ukończona” :-)
Pozdrawiam, Ewa
Alex, napisałam, że to męskie żartem, bo wprawdzie cały temat poświęcony jest temu jak to dobrze odczuwać, przeżywać, i wyrażać emocje i że mężczyźni powinni się w tym względzie rozwijać, to okazuje miałeś na myśli tylko niektóre emocje. Ciekawa jestem, w takim razie, które emocje są Twoim zdaniem dopuszczalne?
Nie wiem jak sobie wyobrażasz moje odczuwanie złości, ale zaręczam Ci, że w 99% nie manifestuje się ono w żaden wybuchowy sposób, który mógłby być przykry dla postronnych. Kiedy nie mogę czegoś znaleźć na biurku bo mam bałagan i mnie to zezłości, manifestacją tej złości jest może chwilowy grymas twarzy i zrobienie porządku na biurku. Kiedy złości mnie towarzystwo kogoś, kto ciągle bezproduktywnie narzeka, zaczynam unikać spotkań z taką osobą. Moim zdaniem nie można dzielić emocji na dobre i złe. Wszystkie są dobre, bo mówią nam coś o nas samych. Bez sensu jest, moim zdaniem, przywiązywać się do jakiegoś afektu i np. złościć się jeszcze długo po tym, jak znikł powód tej złości, ale samo odczucie złości, rozpoznanie jej i reakcja, która pozwoli dokonać zmiany na lepsze to bardzo pozytywny proces.
Napisałeś:
>>>>>To czy reagujemy na to złością, czy inną, bardziej produktywną emocją to kwestia zarówno wzorców zachowań jakie widzieliśmy w dzieciństwie…
Złość to nie jest zachowanie; złość do uczucie. Uczucia oczywiście mają jakieś swoje fizjologiczne komponenty, które są widoczne dla postronnych, ale bywa, że te są podobne dla różnych emocji o całkiem innej treści. Zarumieniona twarz, podwyższone tętno i błysk w oku, równie dobrze może oznaczać złość jak i podniecenie. Zachowanie jest dopiero naszą reakcją na jakieś uczucie – reakcją na złość może być zrobienie komuś awantury, rzucanie talerzami, albo wyjście na spacer, żeby sobie przemyśleć, co się stało, medytacja czy po prostu usunięcie przyczyny złości. Oczywiście wychowanie ma wpływ na to, kiedy odczuwamy złość, jest to też kwestia kulturowa, zależy od naszych życiowych priorytetów, planów, wyznawanych wartości, aktualnej sytuacji itd. Mamy wpływ na nasze życie i możemy je zmieniać tak, aby było w nim jak najmniej sytuacji, które mogą w nas budzić złość, ale ja z pewnością nie mam bezpośredniego wpływu na to czy w danych okolicznościach poczuję złość czy nie. Ciekawa jestem jak daleko posunięta jest Twoja autokontrola emocjonalna. Skoro jesteś w stanie wpływać na swoje odczuwanie złości, to czy potrafisz także na życzenie odczuwać inne emocje? Np. radość ze spotkania z dowolną osobą i w reakcji na dowolne wydarzenie?
Napisałeś:
>>>>Piszesz o złości jako sposobie odpierania agresji. Ja robię to inaczej, dopóki się da to spokojnie i przyjaźnie perswaduję, jak to nie pomoże to jestem gotów zmasowanymi działaniami zrobić agresorowi bardzo poważną krzywdę, ale robię to na zimno, bez złości.
Złość to jest moja wewnętrzna reakcja na agresję. Decyzja co zrobię w konsekwencji tego uczucia w większości wypadków należy do mnie. Nawet czując złość mogę zachowywać się spokojnie i przyjaźnie, jeśli uznam to za lepsze dla mnie niż wyrażenie swojej złości werbalnie czy poprzez trzaśnięcie drzwiami itp. Moim zdaniem właśnie trafne rozpoznawanie emocji jest kluczowe, żeby panować na swoim zachowaniem będącym ich konsekwencją. Kiedy wiem, że jestem zła, bo założyłam niewygodne buty i bolą mnie stopy, mogę się lepiej kontrolować. Zamiast wyżywać się na ludziach, którzy przypadkiem się nawiną, mogę zdjąć buty. Zostawmy złość, którą uważasz za uczucie zbędne. Załóżmy, że rozmawiając z kimś poczułam radość, ale nie wiem na pewno czy to radość ani skąd się wzięła – równie dobrze mogę uznać, że zaczynam się w tym człowieku zakochiwać skoro skojarzę go z podniesieniem nastroju. Po przemyśleniu sprawy może się okazać, że ucieszyła mnie przekazana przez niego wiadomość, że pogodynka zapowiedziała słoneczny dzień, a ja akurat wybieram się na wycieczkę.
Czytałam o takim badaniu z zakresu psychologii społecznej. Badanymi byli mężczyźni, mieli przejść przez most sznurowy nad głębokim wąwozem, co w oczywisty sposób budziło pewien niepokój. W przypadku jednej grupy po przejściu przez most podchodziła do nich śliczna dziewczyna, przeprowadzała krótką ankietę i zostawiała swój numer telefonu gdyby badani chcieli się z nią kiedyś skontaktować. Do drugiej grupy badanych ślicznotka podchodziła zanim przeszli przez most, reszta procedury wyglądała tak samo. Okazało się, że mężczyźni z pierwszej grupy, którzy rozmawiali z dziewczyną będąc pod wpływem emocji związanych z ryzykownym przeżyciem dzwonili do niej znaczenie częściej niż Ci, którzy rozmawiali z nią jeszcze spokojni.
Odnośnie „zdradzanego” buddysty. On tego nie nazywał zdradą, ale w momencie, kiedy dowiadywał się, że jego „dziewczyna”
spotyka się z innym mężczyzną obrażał się, zrywał z nią kontakty i widać było, że dobrze mu z tym nie jest, chociaż starał się udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Krzysztofie,
Znajomy który spędził wiele lat w Holandii powiedział mi kiedyś, że jedną z rzeczy, która go tam zdziwiła był właśnie fakt, że tamtejsze psy nie szczekają. Po jakimś czasie dowiedział, że ktoś z jego znajomych, którego pies nie chciał wystarczająco szybko oduczyć się szczekania mimo tresury, po prostu go uśpił.
Poza tym psy szczekają nie tylko z agresji. Szczekanie u psów może być też zaproszeniem do zabawy.
Oczywiście Alex,
Jestem jak najbardziej otwarty aby ten post rozbudować jako gościnny.
Sprostuję jeden fakt, Aga to moja dziewczyna a nie żona :) Choć w lipcu będzie 5 lat jak sobie wspólnie ze sobą żyjemy.
Alex podpadłeś Adze :) Po tym jak bodajże wczoraj powiedziałem jej, że od kilku tygodni czytam blog ciekawego człowieka z doświadczeniem, który sceptycznie podchodzi do wspólnego potomstwa, hehe :D
Oczywiście trochę tutaj generalizuje, bo sam uwielbiam dzieciaki (z tego co widzę to lgną do mnie co Aga mogłaby potwierdzić), ale wiadomo o co chodzi, sam nie chce jeszcze ograniczać lejka na tym etapie.
W momencie gdy zrealizuję to o czym wspominałem w końcówce mojego pierwszego postu wtedy nie widzę przeszkód, aby i ten cel zrealizować, w końcu muszę mieć kogoś do zabawy klockami lego, które sam uwielbiałem i wspólnego aktywnego wypoczynku, który dodatkowo będzie mnie motywował :D
Klocków z dzieciństwa już nie mam, ale chociaż sport pozostał :) W ogóle osobiście zachęcam do uprawiania jakiekolwiek aktywności fizyczne, w końcu w zdrowym ciele zdrowy duch i umysł :)
Jeszcze na koniec do Alexa, w aktualnym mailu zawarte jest moje prawdziwe imię i nazwisko.
Dodam, że z chęcią opublikował bym post z imienia i nazwiska, jednak istnieje wszędobylski Robot Google, który mógłby go zbyt mocno wyeksponować i tutaj mam pewne obawy :)
Oczywiście z wielką przyjemnością skorzystam w wiedzy i rad Alexa, jeśli będzie to możliwe :D
Witam,
Ewa W napisala „Ja – podobnie jak Ty – mam przekonanie, że to, co wynosimy z dzieciństwa i z okresu dorastania z naszych domów rodzinnych ma ogromny wpływ na rozwój naszej sfery emocjonalnej, a też na poczucie naszej pewności siebie, wiary w siebie, poczucie własnej wartości. ”
Warto rowniez dodac, ze istotny jest nasz naturalny charakter (nie wyuczone wzorce), czyli zrozumienie kim jestem, co mnie rozni od innych ludzi i rozwijanie wlasnych potencjalow. Idac ta droga „uspione” emocje sie zregeneruja. Rodzice co w dziecinstwie wyczuja talenty swojego dziecka i go ukierunkuja zasluguja na medal. Wlasnie to kroczenie wlasna droga daje czlowiekowi naturalna pewnosc siebie i poczucie wlasnej wartosci.
Pozdrawiam
Michał, dziękuję Ci za Twoją historię. Jest bardzo optymistyczna.
Katarzyna Wu
Piszesz: „Czegoś mi w nim jednak brakowało i teraz jestem z mężczyzną podobnym do ojca:) Wpływ ról, jakich nauczułam się w domu – jak widać ogromny. „
Czytałas post http://alexba.eu/2010-11-01/rozwoj-kariera-praca/programy/ ?
Ewa W
Piszesz: „że wychodząc z domów rodzinnych z deficytem w sferze emocji ludzie obracają się podobnych do tego środowiskach i nie mają gdzie i skąd doświadczyć , poczuć czegoś innego. „
Dlatego ważna jest dywersyfikacja znajomych i to pod wieloma względami.
Pisałem o tym już w roku 2006 http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/
Magda
Pytasz: „..które emocje są Twoim zdaniem dopuszczalne? „
To nie jest kwestia dopuszczalności tylko przydatności. Złość jest dla mnie na przykład kontraproduktywna.
Stwierdzasz : „Moim zdaniem nie można dzielić emocji na dobre i złe. „
Ja tak nie dzielę. Dzielę na miłe i niemiłe, oraz produktywne i kontraproduktywne? Tych pierwszych z każdej pary chcę mieć jak najwięcej, tych drugich jak najmniej. Na to są różne sposoby :-)
Całe moje zdanie, do którego się potem odnosisz to: „To czy reagujemy na to złością, czy inną, bardziej produktywną emocją to kwestia zarówno wzorców zachowań jakie widzieliśmy w dzieciństwie, jak tez późniejszego procesu kształtowania samego siebie. „
Podtrzymuję je w całej rozciągłości mimo Twojego wywodu. Zgódźmy się że tutaj się różnimy :-)
Dalej piszesz: „Złość to jest moja wewnętrzna reakcja na agresję. …………………….. Nawet czując złość mogę zachowywać się spokojnie i przyjaźnie, jeśli uznam to za lepsze dla mnie „
To jest właśnie to tłumienie emocji w sobie o szkodliwości którego chyba Ty sama pisałaś. Nie lepiej mieć inne emocje?
Podajesz następujący przykład:
„Badanymi byli mężczyźni, mieli przejść przez most sznurowy nad głębokim wąwozem, co w oczywisty sposób budziło pewien niepokój. W przypadku jednej grupy po przejściu przez most podchodziła do nich śliczna dziewczyna, przeprowadzała krótką ankietę i zostawiała swój numer telefonu gdyby badani chcieli się z nią kiedyś skontaktować. Do drugiej grupy badanych ślicznotka podchodziła zanim przeszli przez most, reszta procedury wyglądała tak samo. Okazało się, że mężczyźni z pierwszej grupy, którzy rozmawiali z dziewczyną będąc pod wpływem emocji związanych z ryzykownym przeżyciem dzwonili do niej znaczenie częściej niż Ci, którzy rozmawiali z nią jeszcze spokojni. „
Co to ma dowieść? Ja niezwykle sceptycznie podchodzę to tego rodzaju „badań naukowych” . Co jeśli w drugiej grupie po prostu przeważali mężczyźni tacy jak ja? Tacy świadomi tego co napisałem w poście http://alexba.eu/2009-04-06/rozwoj-kariera-praca/uroda-atrakcyjnosc-fizyczna/ , do tego znającymi wystarczająco wiele takich atrakcyjnych kobiet. I jeśli tamta dziewczyna była tylko śliczna, ale wcale nie atrakcyjna fizycznie? A to doświadczeni faceci potrafią bardzo szybko rozpoznać!!
Ten buddysta, tak jak go jak opisujesz był dość dobrym przykładem hipokryty :-)
Michał
Mea culpa, przeproś Age za tę żonę!
To że jej podpadłem, no cóż poprzez otwarte pisanie tego blogu podpadłem już tylu ludziom!!! :-)
Jak chcesz to bierz się za pisanie :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Magda napisala,
„Poza tym psy szczekają nie tylko z agresji. Szczekanie u psów może być też zaproszeniem do zabawy.”
Ostatnio nieszczekajace psy widzialem na wsi we Wloszech. Nie sadze by oni usypiali psy, ktore szczekaja.
Jak psa nie znam to generalnie odmawiam takiego zaproszenia do zabawy.
Pozdrawiam
Alex, dwuczynnikowa teoria emocja była potwierdzana także w innych badaniach, i choć oczywiście nie każdy człowiek zakocha się pod wpływem ekscytacji spowodowanej czynnikami innymi niż osoba będąca obiektem tego zakochania, to z pewnością czasem się to zdarza.
>>>>>Dzielę na miłe i niemiłe, oraz produktywne i kontraproduktywne? Tych pierwszych z każdej pary chcę mieć jak najwięcej, tych drugich jak najmniej. Na to są różne sposoby
Jakie to sposoby? Które emocje są Twoim zdaniem kontrproduktywne?
>>>>To jest właśnie to tłumienie emocji w sobie o szkodliwości którego chyba Ty sama pisałaś.
Nie, to nie oznacza wcale tłumienia złości. Najważniejsze jest sobie uświadomić to uczucie i wtedy można dla niego znaleźć cywilizowane ujście.
>>>>>Nie lepiej mieć inne emocje?
Proszę, napisz jak to zrobić? Myślę, że to fascynujący temat i jeśli masz na to sposób, czytelnicy Twojego bloga mogliby bardzo skorzystać na takiej recepcie.
@Alex:
„Piszesz: „Uciekaja. Za duzo wymagam, ba – W OGOLE COS CHCE. No…i wiem co chce. „
Bo to nie trzeba wymagać w trakcie, tylko w fazie selekcji :-)
Mogę o tym napisać post jak to robić, ale znowu będzie „awantura” jak tak można”
To ja poprosze. Jakby co :)
Wracając nieco chciałbym nawiązać do tej wypowiedzi Alexa:
„Pomoże Wam tylko to, co opisałem w poście – głęboka relacja miłosna z „księżniczką”, którą będzie kobieta o wymienionych przez mnie cechach.”
Jeśli chodzi o ogólną skalę emocji, subtelność ich odczuwania itd, to raczej się nie zgadzam. Ja na przykład swego czasu byłem dość nieprzyjemną osobą, a do zmiany tego stanu bardzo przyczyniła się moja katechetka z liceum, urszulanka szara; wśród tych zmian była również poprawa mojej emocjonalności, tymczasem nasza relacja była raczej typowym przykładem relacji uczeń-mistrz.
pozdrawiam,
Jan Warchoł
PS Alexie, odpisałem Ci pod Twoim poprzednim postem. Przepraszam że dopiero teraz.
Krzysztof
Piszesz o szczekających psach :”Jak psa nie znam to generalnie odmawiam takiego zaproszenia do zabawy. „
Ja to samo (metaforycznie) robię z ludźmi :-)
Magda
Pytasz: „Jakie to sposoby? Które emocje są Twoim zdaniem kontrproduktywne? „
na przykład złość jest dla mnie kontraproduktywna bo:
– ogranicza moja umiejętność obserwacji i myślenia a to jest mój wielki atut
– psuje mi relacje z innymi ludźmi
Pytasz o sposoby i jak to zrobić?
– ogranicz interakcje z ludźmi, którzy mają tendencję do budzenia w tobie negatywnych emocji
– powymieniaj sobie własną reakcję na różne bodźce np, tak prosta technika jak visual swish (wygugluj, jest szeroko opisywana). Na na przykład na wiele bodźców, na które ludzie reagują złością reaguje ciekawością i zainteresowaniem. Możesz sobie wyobrazić, jaki to ma wpływ na moją skuteczność i jakość życia?\
Futrzak
Przy okazji to zrobię :-)
Jan Warchoł
Dziękuję za opis Twojego doświadczenia. Interesującym byłoby porównanie tego co osiągnąłeś (gratulacje!!) z tym co byłoby możliwe jako rezultat głębokiej relacji miłosnej z właściwą kobietą.
Tego oczywiście na tym blogu nie rozstrzygniemy
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alexie,
dziękuję :)
Tak, takie porównanie byłoby bardzo interesujące, ale podejrzewam że w ogóle byłoby trudno je przeprowadzić.
pozdrawiam,
Jan Warchoł
Alex,
Te sposoby, które wymieniłeś znam i stosuję ale zauważ, że są one przydatne dopiero w momencie, kiedy dowiesz się, że masz tendencje do odczuwania złości w zetknięciu z jakąś osobą czy sytuacją. Najpierw musi Cię coś rozzłościć, a dopiero potem możesz zareagować (o ile zidentyfikujesz tą złość). Nijak Cię to nie zabezpiecza przed uczuciem złości wobec nowych sytuacji i osób.
Jan Warchoł
Prosze bardzo :-)
Magda
To co napisałaś w komentarzu świadczy że nie bardzo wiesz o czym mówię :-(
Teraz muszę wyjść, może dokładniej wytłumaczę to później
Pozdrawiam
Alex
OK, czekam na odpowiedź.
Pojawiają się tu jak zwykle nowe wątki i ciekawe dyskusje. Nie wszystkie udaje się podsumować czy zakończyć oczywiście, bo jest ich mnogość.
Ale ja też czekam jeszcze z nadzieją na odpowiedź Alexa na pytania, które zadała Magda jakiś czas temu.
Jak nie czuć złości (irytacji, gniewu itp.), którą czuję nie raz w różnych sytuacjach z ludźmi? I jak to mam zrobić, aby ją zamienić na „emocje kontrproduktywne”?
To znaczy chodziło mi oczywiście o to, jak „emocje kontrproduktywne” zamieniać na „emocje produktywne”.
Umknęła mi część myśli w poprzednim komentarzu. :)
Andrew
Polecam uważne czytanie moich komentarzy :-)
Specjalnie dla Ciebie cytuje jeszcze raz:
„Pytasz o sposoby i jak to zrobić?
– ogranicz interakcje z ludźmi, którzy mają tendencję do budzenia w tobie negatywnych emocji
– powymieniaj sobie własną reakcję na różne bodźce np, tak prosta technika jak visual swish (wygugluj, jest szeroko opisywana). Na na przykład na wiele bodźców, na które ludzie reagują złością reaguje ciekawością i zainteresowaniem. Możesz sobie wyobrazić, jaki to ma wpływ na moją skuteczność i jakość życia?”
Use your google!!!
Nie zamierzam tutaj robić korespondencyjnego kursu technik NLP :-)
Poczytaj wypróbuj, potem podyskutujemy.
Jeśli ktoś rzeczywiście zrobi tę pracę domową i nadal ma problem to i ja nie mogę mu pomóc.
Jeśli nie zrobił to dyskusja jest bezprzedmiotowa, bo druga strona nie wie o czym mówię.
Pozdrawiam
Alex
Alex, czytam najpierw dokładnie tekst, a dopiero potem wypowiadam się w danym temacie.
Tę odpowiedź, którą teraz otrzymałem, już wcześniej udzieliłeś Magdzie. Teraz powtarzasz to samo, co już czytałem. Nadal jednak, zarówno w przypadku jej pytania, jak i mojego, nie jest to wciąż odpowiedź na zadane Ci pytanie.
Jeśli miałbym się posługiwać językiem zbliżonym do Twojego, to powiedziałbym, abyś czytał ze zrozumieniem i nie marnował mojego (i swojego) czasu.
Ale nie chodzi mi o rozmowę blokującą i zamykającą nasz kontakt, tylko o lepsze zrozumienie problemu.
Technik NLP nie muszę się uczyć z internetu – uczestniczyłem sam w wielu kursach, organizowałem je też dla swoich pracowników, doceniając ich wartość i skuteczność w stosowaniu ich w życiu.
Szanuję Twój i swój czas oraz zasady, które na tym blogu preferujesz. Nie chodziło mi też więc o autorytety z internetu, a ciekaw byłem jedynie Twojego Alex osobistego doświadczenia.
Wracam do pytania więc – jak pojawiającą się złość zamieniasz na inne, bardziej wygodne, miłe, „produktywne” emocje?
Ja tego nie potrafię. Mogę uciekać od ludzi, w sytuacjach z którymi prawdopodobieństwo pojawienia się złości jest większe. Ale to nie pozwoli mi uciec przed własną złością. Bo ona może pojawić się w okolicznościach, których nie przewidzę wcześniej (aby je zawczasu wyeliminować). I o to mi chodzi. Chciałbym poznać Twoje własne metody – jak uciec od własnej złości, gdy ona się pojawia?
Acha, i jeszcze jedno – ciekawość, zainteresowanie, o których piszesz, że wybierasz je zamiast złości, to wg mnie nie są emocje. To są Twoje zachowania, postawy. One są poprzedzone emocjami, ale nie są z nimi tożsame.
Andrew,
Wracasz do pytania postawionego Alexowi „ jak pojawiającą się złość zamieniasz na inne, bardziej wygodne, miłe, “produktywne” emocje?”
Alex wyżej napisał w jednym z komentarzy: „Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio mi się to zdarzyło. Ja czasem się niecierpliwię, czasem, choć bardzo rzadko przełączam się w tryb zimnej bezlitosnej agresji, ale złośc?”
I w kolejnym komentarzu po raz n-ty powtarza „na przykład na wiele bodźców, na które ludzie reagują złością reaguje ciekawością i zainteresowaniem.” – wymiana reakcji na różne bodźce. O tym Alex Ci napisał.
Ty piszesz o złości: „Bo ona może pojawić się w okolicznościach, których nie przewidzę wcześniej (aby je zawczasu wyeliminować)” – to nie eliminuj tylko podmieniaj na inne. :-)
To, że nie potrafisz, to akurat rozumiem, niemniej nie rozumiem powtarzanego pytania, bo uzyskałeś na nie odpowiedź. A jeśli chcesz uzyskać inną odpowiedź, to zadaj inne pytanie, może tak dotrzesz do tego, o co naprawdę Ci chodzi?
Pozdrawiam, Ewa
Andrew
Piszesz: „Technik NLP nie muszę się uczyć z internetu – uczestniczyłem sam w wielu kursach, „
a potem pytasz: „jak pojawiającą się złość zamieniasz na inne, bardziej wygodne, miłe, “produktywne” emocje? „
kiedy ja wspomniałem, że tego typu reakcję ZAMIENIŁEM na inne.
Jeśli potem stwierdzasz: „Ja tego nie potrafię. „ to zażądaj zwrotu pieniędzy za kursy w których uczestniczyłeś!! Serio!!
Potem piszesz: „ciekawość, zainteresowanie, o których piszesz, że wybierasz je zamiast złości, to wg mnie nie są emocje. To są Twoje zachowania, postawy. One są poprzedzone emocjami, ale nie są z nimi tożsame. „
Definiuj to jak chcesz, mnie jest z tym zdecydowanie lepiej. Teraz sie na przykład nie złoszczę, lecz niecierpliwię :-)
Ewa W
Dziękuję za dokładniejsze wyjaśnienie, mnie juz brakuje tej cierpliwości :-)
Pozdrawiam
Alex
Ewo W., proszę napisz mi wobec tego w odniesieniu do Twoich własnych doświadczeń, jak wymienisz pojawiającą się w Tobie złość w określonej sytuacji na przykład na radość? Bo mówimy oczywiście o emocjach, a nie o zachowaniach pod ich wpływem, reakcjach (typu zaciekawienie, zainteresowanie itp.).
Czy jesteś damskim klonem Alexa, że wiesz dokładnie co on przeżywa? Chyba nie…
Proszę nie powołuj się więc na niego, a napisz mi od siebie, jak to robisz.
Andrew,
A skąd wziąłeś przekonanie, że ja cokolwiek wymieniam? To pytanie w odniesieniu do mnie jest nieuzasadnione.
Co do „wiesz dokładnie co on przeżywa?” – kłania się Twoje czytanie ze zrozumieniem (a raczej brak). Jedynie odnoszę się do tego, co Alex pisze. Widzisz różnice?
Poza wszystkim – wyluzuj! :-)
Pozdrawiam, Ewa
Alex, gdy patrzę na grupę moich pracowników, którzy kończą te same szkolenia, prowadzone przez naprawdę dobrych trenerów, i obserwuję potem jak tę wiedzę wprowadzają w życie – to wyraźnie zaznaczają się różnice. Do jednych trafiły pewne wzorce, do innych nie. Jednych bardziej poruszyło to, innych tamto. Trener ponosi odpowiedzialność za to, co i w jaki sposób przekazuje, za swój profesjonalizm w przekazaniu pewnego wycinka wiedzy, umiejętności i doświadczeń. Nie ponosi odpowiedzialności za to, co ludzie zrobią z wiedzą, którą od niego dostaną. To już zależy od nich – od tego, na ile to do nich trafiło, na ile potrafią to zastosować w swoim życiu, na ile jest to dla nich ważne itd. Dlatego nie mógłbym żądać zwrotu pieniędzy za coś, za co trener odpowiedzialności nie ponosi – czyli za ot, jak mnie się to w życiu sprawdza.
Ale to taka mała dygresja. Te szkolenia NLP, w których uczestniczyłem, były profesjonalnie prowadzone, więc powodów do reklamacji nie ma. :)
Witam.
Andrew,przyznaję Ci rację,co do Ewy.Będę teraz niegrzeczna,ale słynę z tego ,że jak mi coś nie pasuje to mówię o tym.Jeśli czytam komentarze i trafiam na komentarz Ewy to mam dziwne wrażenie,że chce przejąć jego rolę.Do tego stopnia mnie to drażni,że czasami mam wrażenie,że to troszkę takie podlizywanie się.Zawsze wie co Alex miał na myśli i tłumaczy z języka Alexa na własny.
Alex,jak to jest ,że Ci to pasuje?A może to Ty jesteś też Ewą W.?
Pozdrowienia, Joanna
Joanno,
zatem omijaj moje komentarze, Będzie Ci lepiej :-)
Co do „zawsze wie co Alex miał na myśli” – też polecam czytanie ze zrozumieniem. Przydaje się i tutaj, i w realnym życiu. I odróznianie czytania w myślach od czytania tekstu, który jest napisany a nie filtrowania przez własne wewnętrzne filtry.
Pozdrawiam, Ewa
Andrew.
A jak trafisz na Olge to dopiero Ci pójdzie w pięty.Ja rozumię jeśli ktoś się wypowiada na jakiś temat,każdy ma do tego prawo.Ale te dwie osoby tylko krytykują w szczególny sposób,myślę,że się w ten sposób dowartościowują.Jeżeli w ten sposób ktoś się wypowiada poza internetem w realu, to raczej ma marne szanse na bliższy kontakt z kimkolwiek.
Ewo to moje zdanie na Twój temat.Mam nadzieję,że rozumiesz o czym piszę.
Pozdrowienia,Joanna.
Joanno,
niespecjalnie mnie porusza, co o mnie myślisz i piszesz. Dajesz wyraz siebie i świadczysz o sobie, a nie o mnie.
Ewa
Ewo W.
Ale mnie rozgryzłaś,
,,zatem omijaj moje komentarze, Będzie Ci lepiej :-)/ja to właśnie robię,ale nie wytrzymałam,jak przeczytałam komentarz Andrew,bo widzę ,że więcej ludzi tak czuje.Pomału widze pianę,a taka byłaś opanowana.
Alex ,przepraszam,ale czułam potrzebę wyrażenia tego co myślę,ja nie krzyczę.Nie podlizując sie szanuję Cię,ale bez Cienia.
Pozdrawiam, Joanna.
Andrew
Piszesz: „Te szkolenia NLP, w których uczestniczyłem, były profesjonalnie prowadzone, więc powodów do reklamacji nie ma. „
No cóż, w moim świecie szkolenia ocenia się po rezultatach :-)
Zostawmy ten temat, który nie ma nic wspólnego z zakresem tego postu.
Joanna
BARDZO mi się nie podoba styl, w jakim wypowiadasz się tutaj!!
Wyjaśnijmy sobie jedną sprawę na samym początku.
Zarówno Olga jak i Ewa W są wysokiej klasy managerami wykonującymi na co dzień bardzo złożone zadania wymagające nie tylko inteligencji, ale tez bardzo dobrej komunikacji.
Osobiście jestem im WDZIĘCZNY za zabieranie głosu tutaj, bo mimo wielu różnic między nami uważnie czytają teksty, do których się odnoszą i zazwyczaj wnoszą nowe, interesujące elementy do dyskusji. I to mimo, iż mają za sobą często bardzo wyczerpujący dzień pracy!! Ten blog czytany jest też przez sporą grupę innych bardzo dobrych managerów, którzy wolą dyskutować ze mną mailem albo telefonicznie właśnie dlatego, aby nie być skonfrontowanymi z postawami takimi jak Twoja, bo tego mają dość na codzień. Bardzo nad tym boleję bo jest to strata dla wszystkich zainteresowanych rozwojem Czytelników.
Teraz Ty wyjeżdżasz tutaj ze sformułowaniami typu:
„podlizywanie się „
„Zawsze wie co Alex miał na myśli i tłumaczy z języka Alexa na własny. „
„ może to Ty jesteś też Ewą W „
Zahaczasz o Bogu ducha winna Olgę, która w ogóle nie wypowiadała się w tej dyskusji
a Ewie W piszesz „Pomału widze pianę, „
To jest dziecinada, której absolutnie nie chcę mieć na tym blogu, to nie ta klasa ludzi i dyskusji!!
Życzę Ci powodzenia w wypowiadaniu się w innych serwisach w internecie, tutaj z takim podejściem nie ma dla Ciebie miejsca
Alex
PS: Przez „tę dyskusję” rozumiem rozmowę między Andrew i Ewa W
Alex,
jeszcze chwila na wątek poboczny – oczywiście nie płacę za szkolenia, które nie przynoszą efektów. Ani takich trenerów nie zatrudniam i nie polecam ich innym. Zapewniam Cię, że poza Tobą jest też w Polsce wielu dobrych, profesjonalnych i skutecznych trenerów, coachów itp. Z całym szacunkiem dla Twojego doświadczenia i wiedzy, ale ono nie wyklucza tego, że inni też je mają.
Ja napisałem tylko o tym, że w różny sposób moi pracownicy z ich wiedzy i doświadczenia korzystają – i naprawdę jest to bardzo indywidualne. I że trener nie bierze za to odpowiedzialności – bierze ją za to zawsze uczestnik szkolenia.
Ewo W.,
czyż nie Ty napisałaś trochę wyżej, że mam sobie „powymieniać” złość na coś innego? Cytuję, jeśli nie pamiętasz:
„Ty piszesz o złości: „Bo ona może pojawić się w okolicznościach, których nie przewidzę wcześniej (aby je zawczasu wyeliminować)” – to nie eliminuj tylko podmieniaj na inne.”
I naprawdę lepiej bym rozumiał, o co Ci chodzi, gdybyś wypowiadała się w swoim imieniu. Z rekomendacji Alexa wynika, że nie musisz podpisywać się pod tym, co ktoś powiedział, a masz ku temu wszelkie predyspozycje, aby mówić od siebie i o sobie. Może gdybyś tak się wypowiadała, ludzie chętniej by z Tobą podejmowali dyskusję. Mnie Twoje wypowiedzi jakoś całkiem zablokowują na dalszą rozmowę…
Joanno,
Twoje wypowiedzi są bardziej emocjonalne (jakbym słyszał swoją Żonę :)). Ale rozumiem chyba o co Ci chodzi, choć nie mam prawa mówić za Ciebie. Ludzie często krytykują innych, gdyż sami niezbyt dobrze czują się w swojej „skórze”. Jest to taka niezbyt świadoma forma zaspokajania potrzeb akceptacji, docenienia, uznania, których w inny sposób być może nie mają w życiu zaspokojonych. Mnie też razi styl takich ostrych, krytycznychm, ucinających komunikatów. Sam – jako mężczyzna – zupełnie inaczej formułuję swoje myśli. Ani jako mąż, ani jako ojciec dwóch synów, ani jako szef dużego zespołu ludzi… Dlatego w dyskusji o „dyktaturze rodziców” zapytałem Alexa, czy mógłby podać sposoby na to, jak się do ludzi zbliżać, a nie na to, jak tworzyć mury i blokady…
Chciałbym jeszcze podziękować wszystkim Osobom za dyskusje tutaj. Tym, które czytały, odpowiadały. Komunikacja – to proces wymiany myśli. Fakty – one nabierają takiego brzmienia, jakiego każdy im nadaje, przez pryzmat własnych doświadczeń, wiedzy, ale też emocji. Dlatego lubię rozmawiać i wyjaśniać – mówić i słuchać – dotąd, aż jesteśmy pewni, że się rozumiemy z rozmówcą. Stąd moja niechęć do „ucinania” i takie doświadczenia, że możemy odciąć się od kogoś nie z jego powodu, a na postawie naszej subiektywnej oceny, opinii, osądu…
Nie dostałem odpowiedzi na swoje pytania nadal. Ale ja oczywiście dla siebie je znam. Co więcej – nawet są bardzo ugruntowane. :) Stąd moja polemika… Chciałem tylko lepiej zrozumieć to, o czym mówi Alex… Być może zmieniłoby to moje myślenie, a może ze swojej perspektywy też bym coś ciekawego mógł przekazać dla innych. Człowiek przecież rozwija się poprzez wymianę myśli, zdań, opinii, doświadczeń.
Przyznam szczerze, że nie bardzo rozumiem teraz, po wypowiedzi Alexa, na czym polega „ta klasa ludzi i dyskusji” tutaj… Bardzo mnie to zmroziło…
Ach, te emocje… Brrr….
Na ten moment bardzo mnie to zablokowało w dalszych rozmowach…
Ale tak naprawdę powód wycofania się z dalszych dyskusji jest też taki, że wyjeżdżamy w sobotę rano z Rodziną w nasz ukochany Beskid Niski. I ten czas świąteczny teraz chcemy mieć już dla siebie – na kontakt, na rozmowy, na odpoczynek i relaks. Bez laptopów, internetu, gonitwy za zakupami itp. itd.
Żegnam więc i życzę Wszystkim jak najwięcej ciepła, bliskości, zrozumienia i życzliwości w ten świąteczny Czas.
Andrew
Andrew,
piszesz: „I naprawdę lepiej bym rozumiał, o co Ci chodzi, gdybyś wypowiadała się w swoim imieniu.”. Hmm… Ja zawsze wypowiadam się w swoim i tylko w swoim imieniu.:-) Nie mam takiego upoważnienia, by wypowiadać się w imieniu innych i tego nie robię. Jeśli coś takiego stwierdzasz, to proszę popieraj to konkretnymi i adekwatnymi przykładami, bo ten fragment, który zacytowałeś nie jest tego ilustracją.
Co do „Z rekomendacji Alexa wynika, że nie musisz podpisywać się pod tym, co ktoś powiedział, a masz ku temu wszelkie predyspozycje, aby mówić od siebie i o sobie.” – z całym szacunkiem dla Alexa – bez Jego rekomendacji czy z rekomendacją mam takie samo jak inni prawo zarówno potwierdzać to, co ktoś napisał (wyrażać zgodę z czyimś sposobem myślenia i wypowiedzią), jak i wypowiadać odmienne opinie.:-)Wynika to z faktu bycia niezależną i myślącą jednostką a nie z jakiejkolwiek rekomendacji.
Jest jeszcze jedna ważna rzecz – skoro komunikujemy tak otwarcie i i tak już odeszliśmy od głównego postu.
Nie podoba mi się, że w komentarzu do Joanny odnosisz się do sposobu komentowania przez ludzi (co jest oczywistym nawiązaniem do Jej komentarza na temat mój i Olgi) i piszesz:
„Ludzie często krytykują innych, gdyż sami niezbyt dobrze czują się w swojej “skórze”. Jest to taka niezbyt świadoma forma zaspokajania potrzeb akceptacji, docenienia, uznania, których w inny sposób być może nie mają w życiu zaspokojonych. (…)”
Jakaż to wiedza np. o mnie upoważnia Cię do takiej wypowiedzi?
Poza wszystkim taka komunikacja nie wprost jest w moim odczuciu mało etyczna.
Podobnie niestosowne było Twoje wcześniejsze napisanie do mnie tekstu „Czy jesteś damskim klonem Alexa”.
Przy okazji – warto nauczyć się rozróżniać krytykę od uwagi, a także nie mylić krytyki np. tekstu (formy, treści), czy nawet określonej postawy z krytyką człowieka. To bardzo duża różnica.
Nie musimy się na tym blogu ani poza nim lubić, nie musimy przepadać za swoim stylem wypowiedzi, ale to nie uprawnia do tego typu wypowiedzi. Ani tu, ani w realu.
Pozdrawiam, Ewa
Ewa W.
Dorzucę swoje trzy grosze: bardzo sobie cenię Twoje wypowiedzi i często decyduję się wypowiedzieć dopiero po Twoim komentarzu wcale nie dlatego, że nie mam swojego zdania (mam i zazwyczaj je wyrażam, jeśli widzę, że wniesie coś do dyskusji), ale dlatego, że często zwracasz uwagę na takie aspekty, które mi umknęły. Widzę wtedy, ile jeszcze pracy przede mną i jeśli chodzi o komunikację, i czytanie ze zrozumieniem ;)
Pozdrawiam serdecznie.
Alex, brałam udział w kilku szkoleniach NLP i stosuję z powodzeniem wiele technik, które tam poznałam. Visual switch pozwala mi pozbyć się albo przynajmniej złagodzić nieprzyjemne uczucia związane z pewnymi osobami lub wydarzeniami, ale nie wpadłam jeszcze na pomysł w jakiej formie to ćwiczenie przeprowadzić, żeby od tej pory czuć jedynie błogość i radość w dowolnych życiowych okolicznościach. ;) Piszesz, że zdarza Ci się odczuwać irytację czy frustrację i wydaje mi się, że może być tak, że Twoja irytacja oznacza to samo, co moja złość. Dla mnie to są uczucia z tej samej skali, tylko o różnym natężeniu. Kiedy piszę, że czułam złość to nie mam na myśli wściekłości, która mąci zmysły.
Wchodzę na bloga dzisiaj, a tu taka niespodzianka…
Nie wiedziałam, że sieję taki postrach na blogu, aż oplułam herbatą monitor jak to przeczytałam :) Ubawiłam się nieźle.
Ewo, Andrew,
Ewa pisze „Poza wszystkim taka komunikacja nie wprost jest w moim odczuciu mało etyczna.”
Nie tylko Ewa uważa, że komunikacja nie wprost jest nieetyczna. Ale twoją, Andrew, wypowiedź, ja nazwała bym bardziej dosadnie, bo według mnie jest to wirtualny/internetowy odpowiednik obgadywania osoby za plecami. A tego absolutnie nie toleruję.
Z drugiej też strony takim zachowaniem, podobnie jak Joanna, wystawiasz świadectwo sobie, a nie mi czy Ewie. Przy czym twierdzisz, że ty jesteś menedżerem i „Sam – jako mężczyzna – zupełnie inaczej formułuję swoje myśli. ” Faktycznie, w tym przypadku zupełnie inaczej.
Pozdrawiam, Olga.
Andrew
Piszesz: „Zapewniam Cię, że poza Tobą jest też w Polsce wielu dobrych, profesjonalnych i skutecznych trenerów, coachów itp. „
Niewątpliwie tak jest, o tym nie dyskutujemy. Ja w tym kontekście pisałem o czymś innym, ale zostawmy to :-)
Twoje narzekanie, jakobym nie odpowiadał na Twoje pytania dotyczące tematu postu i to w sytuacji kiedy odpowiedzi znasz je dla siebie (ale się nimi nie dzielisz) pozostawię bez komentarza. Niech każdy sobie wyrobi własne zdanie.
Życzę Ci udanych Świąt w gronie ludzi, z którymi dobrze się rozumiesz
Magda
Zacząłem Ci odpowiadać, ale zrobiły się z tego 2 wersje :-) Teraz mam dylemat, bo dotyczy to nie tylko Ciebie. Pozwól, że najpierw wyjaśnię z wszystkimi pewną kwestię w osobnym poście, potem będę wiedział jak Ci odpisać.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam jeszcze raz, w biegu już dzisiaj, bo, tak jak mówiłem – jutro rano wyruszamy z Rodziną w drogę. Nie rozwijam nowych wątków, odpowiadam tylko na wypowiedzi, które do mnie bezpośrednio były kierowane.
Ewo W.,
1)Cytat odnosił się do rozmowy o Twojej instrukcji udzielonej mnie co do „podmieniania” uczuć na inne, a więc jest ilustracją wyłącznie dla tego tematu… Dotąd zresztą nie wypowiedziałaś się w tej kwestii – jak to robisz Ty sama, aby mniej wygodne emocje zastąpić tymi wygodnymi, przyjemnymi.
2)Moja wypowiedź skierowana do Joanny odnosiła się do problemu, który poruszyła, a nie do osób, których – masz rację – nie znam. Odpowiedziałem, wyjaśniając skąd – moim zdaniem – bierze się często motywacja osób nastawionych na krytykowanie i wykazywanie na każdym kroku niekomptencji innych. Nie wiem jak jest w Twoim przypadku, bo to wiesz najlepiej jedynie Ty sama, więc nie odnosiłem tego do Twojej Osoby. Jeśli moje słowa wywołują w Tobie takie silne emocje, oznaczać to może jedynie, że Ty przyjęłaś moje słowa bardzo do siebie. Zastanów się więc, o czym Cię ta Twoja subiektywna reakcja informuje?
A na marginesie – jest to jeden ze sposobów, którymi ja sobie radzę, aby nie dowartościowywać siebie poprzez „punktowanie” i pomniejszanie innych. :)
3)Za „damski klon Alexa” przepraszam. Dla mnie to była humorystyczna metafora tylko. Ale nie pomyślałem, że może Cię dotknąć. Dziękuję za tę uwagę. Będę bardziej uważny na to, co mówię do innych ludzi, szczególnie, gdy nie jestem pewien, czy mają podobne poczucie humoru.
Alex,
1)Co do szkoleń – to wyjaśniam, że nie jestem entuzjastą jednej metody. Wspomniałeś o NLP, więc powiedziałem, że byłem zadowolony z tych szkoleń i trenerów. Ale udało mi się w życiu trafić też na inne ciekawe metody pracy nad sobą i komunikacją z innymi ludźmi, poznać charyzmatyczne osoby i nauczyć się od nich wiele. Lubię trenerów, którzy wiedzą, czego uczą, są spójni z tym, co głoszą – nie tylko w obszarze wygłaszania teoretycznych treści podczas szkoleń, nadania im ciekawej formy, ale też w swojej postawie życiowej, stosunku do innych ludzi, życia itd.
2)To, że pytam i nie ujawniam tego, co wiem dla siebie, może być oczywiście ocenione jako pycha czy zarozumialstwo, albo jako manipulacje. Ale nie mam wpływu na oceny ludzi… Co do moich intencji – zanim ktoś je oceni wg własnego filtra, mogę oczywiście wyjaśnić, o co mi chodziło. Otóż, gdy dyskutuję w temacie, który mnie interesuje, lubię poznać perspektywę innych osób. Moje zdanie, opinie – nie zawsze są najważniejsze. Jeśli zaczynam mówić z pozycji autorytetu i mądrzę się, ile to ja wiem, ludzie na ogół blokują się i nie mówią. A dla mnie celem rozmowy jest poznać lepiej ich zdanie, zobaczyć jak oni samodzielnie, bez mojej sugestii, widzą dany temat czy problem. Taki mam styl – swoje zdanie wyrażam, gdy zostanę o nie poproszony, na ogół na końcu debaty. Tutaj – raczej okazywano zniecierpliwienie tym, że pytam, niż ciekawość tego, co wiem. Stąd moje milczenie i oczekiwanie na odpowiedzi… A jakie kto wyrobi sobie zdanie na ten temat? To zależy od tego, kto i na jakiej podstawie, i z jakim nastawieniem będzie oceniał to, co mówię. Czytając kilka wymienionych komentarzy osób tutaj, trudno mieć jakieś zdanie o całokształcie ich funkcjonowania, życia, reakcjach, zachowaniach w różnych sytuacjach życiowych.
3)Nadal nie wiem, po Twojej wypowiedzi skierowanej do Joanny, czemu nie może brać udziału w dyskusji. I po czym poznać „tę klasę ludzi i dyskusji tutaj”. Ale lada moment wyjeżdżam, więc i tak nie włączę się już w ten temat.
Dziękuję Alex za życzenia i raz jeszcze życzę Wszystkim dobrych, radosnych Świąt, spędzonych w gronie osób bliskich (kim by oni nie byli – rodziną, przyjaciółmi, obcymi ludźmi itp.) :)
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam, ale już na serio znikam, Andrzej
Andrew
Co do punktów 1 i 2 Twojej wypowiedzi to jak już powiedziałem wcześniej nie będę się więcej odnosił, niech każdy wyrobi sobie własne zdanie.
W punkcie 3 pytasz: „I po czym poznać “tę klasę ludzi i dyskusji tutaj”.”
Wiesz, z pewnymi rzeczami jest jak w muzyce. Jeżeli jakiś instrument w orkiestrze nie stroi, to albo to ktoś słyszy, albo nie. Można komuś co prawda zwrócić uwagę na momenty, kiedy jest to szczególnie wyraźne (co zrobiłem w komentarzu dla Joanny), ale jeśli ktoś nie ma słuchu to niewiele to da. Najwyraźniej i z Tobą mamy taki przypadek, co nie jest niczym tragicznym, bo przecież chodzi tylko o mały blog w internecie, na którym świat się nie kończy. Jesteśmy bardzo różni i niech każdy z nas będzie szczęśliwym na swój sposób. Szukanie wspólnego języka będzie prawdopodobnie stratą czasu dla każdego z nas.
Życzę Ci szczerze abyś miał jak najwięcej wspaniałych momentów w Twoim świecie, nie tylko w czasie Świąt
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Andrew,
Piszesz: „Dotąd zresztą nie wypowiedziałaś się w tej kwestii – jak to robisz Ty sama, aby mniej wygodne emocje zastąpić tymi wygodnymi, przyjemnymi.”. Nie wypowiedziałam się, bo ja niczego takiego nie robię i co więcej – nigdzie nie napisałam, że to robię. :-) Dlatego napisałam do Ciebie „A skąd wziąłeś przekonanie, że ja cokolwiek wymieniam? To pytanie w odniesieniu do mnie jest nieuzasadnione.”. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Pozdrawiam
Witam,
Widzisz Alex,ja wiedziałam,że wcześniej czy później do tego dojdzie.Nie jestem pierwsza na tym blogu która została wyproszona.Ale nic nie szkodzi.Czułam,że potrzebujesz tutaj tylko ludzi którzy Tobie przytakują,najlepiej tacy pozbawieni emocji,rodzin,myślących tylko o karierze i pieniądzach.Czytając tego bloga chciałam zobaczyć czy coś tracę ,że tego nie chcę.A o posiadaniu dzieci nie wspomnę.Toatalne wyjałowienie.Czasami wierzyłam ,że nie jesteś pozbawiony uczuć,ale myliłam się.Cieszę się,że mam mądrego męża i cudowne dziecko,spędzimy razem święta w Polsce.A co do tej szlachetności na święta,ja pomagam biednym ludziom cały rok i nie na pokaz.
Wesołych świąt.Cudownych świąt tym ,którzy nie są pozbawieni uczuć.
Andrew,jesteś wspaniałym facetem,który wie co w życiu jest ważne i takiego szefa mieć to jest to.Dla którego ważna jest rodzina i uszucia.Dzięki temu wie co czują jego współpracownicy.
Alex,dziękuję za tego bloga,właśnie odnalazłam samą siebie i wiem co dla mnie jest dobre.Tobie też tego życzę.
Pozdrowienia, Joanna.
Alex,
dziękuję za wyjaśnienie – rozumiem, że zostałem zakwalifikowany jako człowiek z „innego świata”… Nadal jednak nie łapię, jakie obowiązują zasady w „Twoim świecie” i dlaczego szukanie wspólnego języka miałoby być ze szkodą dla naszych obydwu światów.
Podziały, podziały… Sam widzisz, że nie bez powodu na początku zadałem pytania o to, jakie masz pomysły na zbliżanie się do ludzi. Jakoś mi tego brak tutaj, choć to oczywiście – jak sam to nazwałeś – „tylko mały blog w internecie”. I jako taki nie musi służyć pokazywaniu różnych światów, a tylko jednego… Ty jesteś tu Gospodarzem, i Ty zapraszasz, albo wypraszasz Gości…
Ewo W.,
bardzo Cię proszę, jeśli sama czegoś nie robisz i nie sprawdziłaś tego w swoim działaniu i doświadczeniach, to nie udzielaj z pozycji autorytetu porad innym ludziom, nie dawaj im instrukcji, że mają to robić. Ponieważ zastępowanie danych emocji innymi na życzenie nie jest – zgodnie z moją wiedzą i doświadczeniem – fizjologicznie, neurologicznie ani psychologicznie możliwe, zapytałem o to, jak to robisz. Jeśli wiedziałabyś więcej ode mnie i odpowiedziałabyś mi, czegoś bym się być może nauczył nowego, o czym nie wiem dotą. Ale jeśli celem Twojej polemiki ma być „łapanie się za słowa”, to wybacz, ale w takich dyskusjach nie lubię brać udziału. Szkoda na nie czasu po prostu.
Dobrej Nocy, znikam w jej mrokach…
Andrzej z Innego Swiata
Joanna, Andrew
Życzę Wam powodzenia w realizowaniu Waszej wizji życia.
Nie wszyscy musimy mieć taka samą.
Resztę pozostawiam bez komentarza, każdy może sobie poczytać całą dyskusje i wyrobić własne zdanie
Pozdrawiam
Alex
Andrew,
Jestem już pewna tego, że czytanie ze zrozumieniem nie jest Twoją mocną stroną i że mogłeś nie zrozumieć a nadinterpretowałeś i tego się teraz kurczowo trzymasz. To nie jest dobre, na szczęście można ćwiczyć i się nauczyć, co tym razem rzeczywiście zdecydowanie Ci polecam.
Kolejny raz mi się nie chce wyjaśniać tego samego.
A poniżej bardzo wyraźny dowód na to, że nie czytasz tylko interpretujesz:
Alex napisał wyżej: „Szukanie wspólnego języka będzie prawdopodobnie stratą czasu dla każdego z nas.” (boldowanie moje)
Ty na to: „dlaczego szukanie wspólnego języka miałoby być ze szkodą dla naszych obydwu światów„.(boldowanie moje)
Szkoda też, że nie zwróciłeś uwagi na ostatnie moje zdanie „jeśli chcesz uzyskać inną odpowiedź, to zadaj inne pytanie, może tak dotrzesz do tego, o co naprawdę Ci chodzi”. Byłoby to dalece sensowniejsze niż to, co teraz robisz.
Na dalsze dyskusje z Tobą na tym etapie szkoda mojego czasu i energii.
Ewa
Joanno, pisaliśmy chyba jednocześnie, więc nie było Twojej wypowiedzi, gdy odpowiadałem Alexowi i Ewie W.
Ucieszyłem się, że napisałaś – o sobie, i od siebie. Szczerze, odważnie i bez obrażania się, że ktoś ma inne zdanie niż Ty, że mu nie odpowiada Twój styl komunikacji.
Ale najbardziej cieszę się, że odnalazłaś samą siebie – wiesz czego chcesz, a czego nie chcesz, jakie są Twoje wartości, co Ci pasuje, a co nie, co dla Ciebie jest dobre i twórcze.
Tak trzymaj. :)
Dobrych Swiąt Joanno, wiele miłości na każdy nowy dzień, na nowy rok 2011, na wszystkie lata…
Wiesz, w dzisiejszych czasach moim zdaniem ludziom najbardziej brak miłości właśnie. Wcale nie strawy, odzieży, dachu nad głową, sukcesów, stanowisk, zaszczytów itd…
Warto to przemyśleć także w aspekcie świątecznej dobroczynności, na temat której nie zabierałem już głosu, jako człowiek z „innego świata”, który nie czyta ze zrozumieniem itd.
Alex, Ewo W.,
jutro przede mną wiele godzin za kierownicą w drodze w Beskid Niski, więc już zamykam laptopa i odkładam na najbliższe dwa tygodnie w niepamięć świat wirtualny… Wybaczcie więc, że już nie odpowiem, bo dla mnie – najwyższa pora spać…
Andrew,
„w dzisiejszych czasach moim zdaniem ludziom najbardziej brak miłości właśnie. Wcale nie strawy, odzieży, dachu nad głową” – do tego fragmentu Twojej wypowiedzi odniosłam się w komentarzu przy poście „Wkrótce Święta” (http://alexba.eu/2010-12-17/tematy-rozne/wkrotce-swieta/#comment-98487).
Mam poważne wątpliwości, czy głodny i zmarznięty bezdomny człowiek podzielał będzie tę Twoją opinię.
Ewa
witam,
,,Nie zmieniaj siebie, tylko po to aby “pasować” komuś innemu. Bezwzględne dopasowywanie się jest bardzo ryzykowne, ponieważ właśnie przez to możesz zatracić siebie, a tym samym swoją specyficzną, oryginalną atrakcyjność.,,
Alex to twoje motto?A mnie za to wyprosiłeś.
Alex trochę uczucia.Chcesz pomagać biednym na święta?Ja jestem biedna.Ale pomoc Andrew ma więcej serca.Nie wyrzuca ludzi za okazywanie emocji.Ci biedni,którym Ty pomagasz,są tacy jak ja ,czy tacy jak ty?A może rozdzielasz biednych na gorszych i lepszych?Jakim oni się posługują językiem?Rzuciłeś w biednego człowieka ,,kamieniem,,bo nie używa na blogu Twojego języka?
Pozdrawiam,Joanna.
Joanno
Wyprosiłem Cię za niewłaściwe odnoszenie się do moich Gości na tym blogu i wprowadzanie klimatu rozmowy, który tutaj jest nieakceptowalny.
Jak wykazuje choćby opublikowanie Twojego komentarza http://alexba.eu/2010-12-03/rozwoj-kariera-praca/refleksje-o-poprzednim-poscie/#comment-98467
mogę z tym żyć, że publicznie wypowiadasz się o mnie praktycznie kompletnie mnie nie znając, ale tego, o czym napisałem na początku komentarza nie będę tolerował.
Uprzejmie Cię proszę, abyś powyższym komentarzem zakończyła wypowiadanie się tutaj
Alex
PS: Piszesz: „Andrew ma więcej serca.Nie wyrzuca ludzi za okazywanie emocji”
Namów Go, aby podobnie jak ja przez kilka lat inwestował dziennie sporo czasu w prowadzenie niekomercyjnego blogu (np. w jego wypadku o miłości) i zacznij wypowiadać się tam.
Dobry wieczór!
Wspaniale byłoby gdybyśmy potrafili magię Bożego Narodzenia zaklętą w umiłowaniu drugiego człowieka i wspólnym radowaniu się życiem zatrzymać na długo. Oj, ale przecież potrafimy, prawda?;-)
Czynienie dobra i opowiadanie o tym jest dla mnie głębokim sensem życia. Bez niego wydaje się one niedopełnione. Opowiadać nie znaczy chwalić się, ale chwalić uczynek po to, aby inspirować innych do podobnych działań. Albo przynajmniej dawać do myślenia. Zupełnie nie rozumiem, tak jak Ewa, dlaczego chwalenie ma być postrzegane pejoratywnie. Może z tych czasów komunistycznych została nam skaza , która najkrócej można opisać „ nie wyróżniaj się, bądź szary jak inni, równaj do szeregu”???
Myśląc o obdarowywanym chyba wystarczy empatia, aby wiedzieć w jaki sposób można kogoś wesprzeć nie urażając. Co obdarowany zrobi z otrzymanym ‘prezentem’ , to jego wybór. Co do uczuć obdarowanych mogą być różne. Czasami warto o nich porozmawiać, zapytać, a czasami należy zmilczeć. Najpiękniejsza jest owa niepowtarzalność dobrych uczynków i ludzkich uczuć.
Czynienie dobra to już nie tylko abstrakcja, ale zdarzenie, które uruchamia wspaniały efekt domino. Udowodniono naukowo, że osoby które doświadczyły dobroci drugiego człowieka odpłacają się pomagając innemu człowiekowi ( badania Forwel i Christiakis: http://www.sciencedaily.com/releases/2010/03/100308151049.htm). Kapitalna infekcja! To jest prawda o sile takich działań.
Tak, wydaje mi się , ze dzisiaj ludzie najbardziej potrzebując miłości, bycia razem i radowania się wspólnie.. Według najnowszych badań Gallupa ludzi najbardziej uszczęśliwia przebywanie z ludźmi, których lubią. Dlatego w tym roku postanowiłam zorganizować wieczór kolęd dla zabieganych znajomych, ‘na zakrętach’,z dylematami, etc. Każdy coś przyniesie i wyniesie ogromne doładowanie w sercu:-).
Mnóstwo serdeczności,
Justyna