Dzisiaj zapraszam do przeczytania postu gościnnego napisanego przez Artura Jaworskiego. Omawia on temat, na który z pewnością istnieje wiele idących w bardzo różnych kierunkach poglądów, które często prowadzą do gorącej wymiany zdań. Jestem pewien, że na tym blogu potrafimy kulturalnie dyskutować i o takich rzeczach, do czego zapraszam
_____________________________________________________________________
Ja, jak większość Polaków wychowany byłem zgodnie z tradycjami chrześcijańskimi. Od najmłodszych lat wiele rzeczy kazano mi przyjmować na wiarę i kierować się w tym sercem a nie rozumem. Jednakże z biegiem lat ta rozumna, logiczna część mojej osoby zaczęła głośno protestować i zgłaszać, że coś jest nie tak, coś wymaga przemyśleń i argumentacji.
Po prostu czułem wewnętrznie, że wtłaczane mi przez religię „prawdy” utrudniały mi świadome i własne określenie poglądów na Wszechświat, życie i źródła moralności. To uczucie narastało wraz z ilością przyswajanej przeze mnie wiedzy na temat świata i praw w nim obowiązujących.
Logicznie dla mnie wyglądała argumentacja, że z religii (nauk z starego i nowego testamentu oraz aktualnych decyzji Kościoła) nie można wybierać sobie elementów, które nam odpowiadają a pozostałe odrzucać. Wymagana jest pełna akceptacja dla wszystkich aspektów religii. Powagi tym stwierdzeniom dodaje fakt, że Bóg jest wszechmogący, więc z łatwością przejrzy oszusta. W ważne dla mnie sprawy angażuje się całym sobą, nie akceptuję tu rozwiązań pośrednich. Ponadto, jest dla mnie niezwykle istotne, aby być osobą wewnętrznie spójną, to jest uzewnętrzniać swoimi działaniami to, z czym całym sobą się zgadzam. W związku z tym w kwestiach religii widziałem poniższe możliwości:
- Bycie oszustem udającym wiarę (powtarzanie grzechów, brak regularności w chodzeniu do kościoła, uważanie za zło współżycie przed ślubem czy z osoba tej samej płci, brak akceptacji do eutanazji dla cierpiących itp.) – nie do zaakceptowania
- Bycie uczciwym wierzącym (akceptacja dla nauki nowego i starego testamentu oraz bieżącej polityki kościoła) – akceptowalne
- Bycie uczciwym sceptykiem (ateizm) – akceptowalne
Tak, więc postanowiłem poszukać, czy jest coś w mojej religii, co uniemożliwi mi bycie uczciwym wierzącym.
Kara, grzech i poczucie winy
Matką i ojcem wszelkich grzechów jest zjedzenie symbolicznego owocu przez Adama i Ewę. Za to właśnie zostali oni wygnani z raju, odebrano im prawo do życia wiecznego i skazano na ciężką pracę (Adam) i cierpienia (Ewa, bóle porodowe). Grzech ten ma być przekazywany w linii męskiej (nasienie). Nasuwa się pytanie: jaka etyka skazuje każde dziecko, nawet jeszcze zanim się narodzi, na dziedziczenie grzechu, który popełnili jego odlegli przodkowie. Grzech, poczucie winy, kary, zakazy są powszechnymi elementami katolickiej religii. Bardzo zgrabnie podsumował to Sam Harris w „Liście do Chrześcijańskiego Narodu”: „Troszczycie się głownie o to, że Stwórca czuje się osobiście urażony czymś, co ludzie robią, kiedy zdejmują ubrania. Wasza pruderia dzień po dniu tylko pogłębia ludzkie nieszczęście.” Ja też uważam, że koncentrowanie życia wokół przestrzegania zakazów ogranicza jego pełne doświadczanie oraz skutecznie obniża poczucie własnej wartości.
Następnie moja religia przedstawia sposób na odkupienie odziedziczonego po Adamie grzechu. Były nią tortury i egzekucja syna Bożego Jezusa Chrystusa. Od tego czasu Jezus jest odkupicielem wszystkich grzechów, zarówno tych już popełnionych jak i przyszłych, które jeszcze nie nastąpiły. Richard Dawkins w „Bogu urojonym” zauważa tu pewną oczywistość: „(…) idea odkupienia – stanowiąca sedno doktryny chrześcijańskiej – jest znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca. Odrzucić ją należy z jeszcze jednego powodu: jest zupełnie absurdalna, choć za sprawą jej wszechobecności przestaliśmy ją dostrzegać. Przecież gdyby Bóg chciał naprawdę odpuścić nasze grzechy, dlaczego nie mógł ich po prostu wybaczyć, oszczędzając sobie męczarni i egzekucji, dzięki czemu zaoszczędziłby również przyszłym pokoleniom Żydów pogromów i ciągłych oskarżeń o udział w „zabiciu Chrystusa””
Ktoś mógłby powiedzieć: „Musi istnieć religia, bo gdyby nie istniała życie byłoby puste i bezcelowe bez najmniejszego sensu”. Jak dla mnie w takim podejściu jest duże zagrożenie, a mianowicie uznanie, że to Bóg a nie my sami ma ponosić odpowiedzialność za nadanie sensu i celowości naszemu życiu. Dla mnie prawdziwe jest inne stwierdzenie, nasze życie ma tyle sensu, celowości i pasji na ile sami je takim uczynimy. Jeżeli tylko chcemy, możemy sprawić, aby było naprawdę cudowne.
W naszym globalnym społeczeństwie występuje powszechna akceptacja dla różnorodnych poglądów religijnych. Mało tego, uznaje się je za domenę szczególnie drażliwą, wymagającą chronienia murem wymuszonego szacunku, że przysługuje im coś na kształt poselskiego immunitetu niewystępującego w żadnej innej sferze życia społecznego. Cóż dopóki akceptować będziemy zasadę, że przekonania religijne muszą być respektowane, bo są przekonaniami religijnymi, musimy pogodzić się z faktem, że wielu zamachowców-samobójców zasługuje na szacunek. Wszak działają w imię swoich przekonań religijnych, a po wykonaniu akcji przenoszą się do nowego życia w wiecznej chwale.
Gdy jasne dla mnie się stało, że najbliżej mi do uczciwego sceptycyzmu. Z pełną świadomością odrzuciłem wpajane przez religię poczucie winy oraz ślepe wierzenie w rzeczy, które sprzeczne są z moim samodzielnie przemyślanymi poglądami na świat. Od tego momentu czuję się znacznie lepiej, wewnętrznie spójny i spokojny.
Nie wykluczam istnienia Boga, nie mam na to dowodów, jednakże prawdopodobieństwo jego istnienia szacuję na bardzo niskie.
Gdy ktoś mnie pyta czy jestem ateistą ? Odpowiadam, że oczywiście tak samo jak i pytający. Bo zapewne nie wierzy w greckiego Zeusa, rzymską Wenus czy w wiarę Inków, że Słońce jest ich stwórcą i Bogiem. Ja wiem, że Słońce powstało w wyniku kondensacji obłoków galaktycznego gazu, jest kulą zbudowaną między innymi z wodoru, który w wyniku reakcji jądrowych przetwarzany jest na hel. Inkowie w imię swoich przekonań religijnych, składali dla Słońca ofiary z małych dziewczynek. Dziś może to szokować i wydawać się oburzające, tak samo jak w przyszłości może być z aktualnym Bogiem i religią.
Z uwagi na możliwość pojawienia się zachowań ekstremistycznych, które politycy nazywają terroryzmem czy wykorzystania religii jako narzędzia manipulacji i wywierania wpływu, moim zdaniem warto o tym dyskutować, do czego serdecznie zapraszam.
Ponadto zainwestowanie chwili czasu na porządne przemyślenie tego tematu oraz opracowanie własnych reguł i zasad moralnych ma bardzo korzystny stosunek korzyści do zużytych zasobów.
Pozdrawiam, Artur
_____________________________________________________________________
Artur Jaworski (www.arturjaworski.net)
Jest szefem firmy odpowiedzialnej za jakość jego życia, gdzie zajmuje się strategią, planowaniem oraz wdrażaniem założeń. Konsultant SAP w obszarze Gospodarki Remontowej i Materiałowej z zaliczonymi dwoma egzaminami certyfikacyjnymi:
SAP Consultant Certification Solution Consultant mySAP PLM – Asset Life-Cycle Management – Plant Maintenance (2003) SAP Consultant Certification Solution Consultant – SAP Solution Manager 4.0 Implementation Tools
Doświadczenie zawodowe zdobywał w projektach dla różnych przedsiębiorstw od elektrowni po zakłady wytwarzające szkło czy specjalizujących się w badaniach genetycznych niemowlaków.
W wolnym czasie lubi czytać, rozmyślać i pomagać innym.
@Artur
Ciekawi mnie jak ateiści (przepraszam.. nie wyznający religii chrześcijańskiej) spędzają czas podczas świąt, np. Boże Narodzenie (w szczególności Wigilię B.N.), Wielkanoc…
Artur poniekąd rozumiem Twoje rozterki, jednak czy poszukiwałeś odpowiedzi na swoje pytania, wątpliwości chociażby w Katechiźmie Kościoła Katolickiego? Czy próbowałeś rozmawiać z ekspertami w tej dziedzinie (jakiś inteligentny ksiądz, albo teolog)? Jeżeli tak, to jakie uzyskałeś wytłumaczenie,wątpliwości, które przedstawiłeś w swoim artykule?
Dariusz:
Nie wiem jak inni, ale ja od dobrych kilku lat święta wykorzystuję po prostu jako dodatkowy dzień wolny. Można odpocząć, można się wybrać na wycieczkę rowerową (w Wielkanoc), można poczytać książki, obejrzeć filmy na dvd. No i przygotować coś wykwintnego do jedzenia i z kilkoma lampkami wina spokojnie spędzić wieczór na rozmowach.
Nie spotykam się z rodziną (która obchodzi te święta jak rodzina katolicka), tylko spędzam je ze swoim partnerem, który również nie jest wierzący. Jest miło i przyjemnie. Tak po prostu.
– Artur
Miałem identyczne przemyślenia jakieś 5-10 lat temu. Potem zrozumiałęm, że nie wszystko na świecie jest idealna i wiara też nigdy nie będzie idealna. Nie przeszkadza to jej stanowić od zawsze fundamentu dla etyki – także tej świeckiej.
Nie rozumiem dlaczego deklaracja ateizmu/agnostycyzmu zawsze prowadzi do pytan o spedzanie czasu swiat? Powiedzmy sobie szczerze – chrzescijanstwo na obchody narodzin swojego zalozyciela (smierci tez), wybralo terminy, ktore kolidowaly z istniejacymi juz swietami poganskimi. Koniec roku czy pierwsza wiosenna pelnia to wydarzena splecione z rytmem kalendarza i natury, nie zostaly wymyslone przez chrzescijanstwo.
Dlatego ateizm nie przeszkadza mi w spedzaniu swiat z rodzina. Co w tym zlego, ze oni chrzescijansko, a ja nie? Dzielenie sie oplatkiem czy zjedzenie 'swieconego’ jest zle? To ma byc symbol milosci i zgody w rodzinie – a tego ani ateistom, ani ludziom religijnym odmawiac nie nalezy. Jedzenie? No cos trzeba jesc, a zupa rybna, czy karp jest jedzony u mnie tylko raz w roku (w swieta wlasnie) i dalbym sie pokroic predzej niz mialoby ich nie byc w tym czasie. Prezenty? To i tak wymysl , ktory obecnie tak sie skomercjalizowal, ze potrafi zabic cala magie tego czasu – a w tym czasie chodzi wlasnie o spotkania we wlasnym gronie (rodziny czy przyjaciol) i pokazanie sily plynacej z tej jednosci. Tyle.
Co do etyki chrzescijanskiej. Wyrosla ona z tylu rzeczy, ma tendencje do (kolowializm) wpieprzania sie wszedzie z buciorami, ze naprawde obecnie trudno odnalezc w niej to, do czego miala pierwotnie prowadzic. A miala sluzyc milosci. Tyle. Swietnie by bylo, gdyby wrocila do swych podstaw, podobnych do fundamentow systemu religijnego/wierzen/magii Huny (hawajskiej). W Hunie za sluszne postepowanie uwaza sie to, co nie szkodzi innym ludziom. Czyli jesli kradniesz to na pewno jest to zle, kiedy jednak uprawiasz seks w taki a nie inny sposob to jest to dobre, dopoki nie wyrzadzasz drugiej stronie krzywdy (pedofilia w tym znaczeniu to tez zlo). I tyle. Ja sie staram takiej etyki trzymac i zyje sobie calkiem swietnie.
@Artur
Piszesz: „W naszym globalnym społeczeństwie występuje powszechna akceptacja dla różnorodnych poglądów religijnych. Mało tego, uznaje się je za domenę szczególnie drażliwą, wymagającą chronienia murem wymuszonego szacunku, że przysługuje im coś na kształt poselskiego immunitetu niewystępującego w żadnej innej sferze życia społecznego.”
Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie. Oczywiście bardzo poprawne politycznie jest deklarowanie poszanowania dla cudzych religii, ale właśnie globalnie patrząc, nie przekłada się to zupełnie na działania. Mało jest konfliktów na tle religijnym? Muzułmanie kontra muzułmanie (np. Bliski Wschód), Żydzi kontra Muzułmanie (znowu Bliski Wschód), Chrześcijanie kontra chrześcijanie (Irlandia), Katolicy kontra reszta świata (Polska;) ).
Natomiast samo pojęcie akceptacji poglądów religijnych rozumiem bardziej jako: wierzcie w co chcecie, nic mi do tego, dopóki nie krzywdzicie innych (również współwyznawców). W takim kontekście zamachowcy-samobójcy zostaliby przeze mnie potępieni i o żadnej akceptacji nie było by mowy.
@Dariusz
Gwoli wyjaśnienia: ateista to człowiek, który nie wierzy w istnienie żadnego boga, jakkolwiek nie byłby on rozumiany. Osoba nie wyznająca religii chrześcijańskiej nie musi być ateistą (w tym wypadku muzułmanie byliby ateistami), jest poprostu osobą…nie wyznającą wiary chrześcijańskiej.
Jeżeli chodzi o święta, przynajmnej Bożego Narodzenia: to co wielu ludzi uznaje za świętowanie narodzin Jezusa (choikna, prezenty, Św. Mikołaj, kolacja świąteczna itp) to tradycje pogańskie. Katolickie świętowanie to przede wszystkim udział w ceremoniach kościelnych. W takim ujęciu ilu katolików spędza święta po świecku a ilu niewierzących spędza święta po katolicku? (Celowo tu zamieniłam chrześcijaństwo na katolicyzm: nie mam pojęcia jak funcjonują kościoły nie-katolickie). Nie jest to zarzut, jedynie refleksja.
@Artur,
Dzięki za bardzo wyważone stanowisko.
Właśnie tym, czego moim zdaniem jest duży deficyt w dyskusjach o religii w internecie jest umiejętność wyraźnego powiedzenia „nie wiem\nie jestem do końca pewien”. Brak tego powoduje że zwykle takie dyskusje są biciem piany. Kiedyś,chyba na tym blogu nawet, pojawił się link do ciekawego artykułu,w którym autor przedstawił swój pomysł na to, dlaczego tak jest:
http://www.paulgraham.com/identity.html
Myślę, że właśnie wyjście od powiedzenia drugiej stronie (a może najpierw sobie) „nie jestem pewien tego czy tego, ale takie i takie powody sprawiają że wierzę tak a nie inaczej” jest dobrym sposobem na rozpoczęcie bardzo ciekawej dyskusji w temacie.
pozdrawiam ;]
Michał
Artur,
dziękuję za ciekawy post. Mam głębokie zastrzeżenia co do fragmentu: „koncentrowanie życia wokół przestrzegania zakazów ogranicza jego pełne doświadczanie oraz skutecznie obniża poczucie własnej wartości.” W mojej opinii, którą potwierdzają również księża, a co za tym idzie – Kościół życie katolika to nie koncentrowanie się na zakazach. Zakazy są potrzebne, ale nie stanowią punktu, wokół którego koncentruje się życie. Taki właśnie sterotyp jest bardzo populary i łatwy do przyjęcia przez ludzi, którzy lubią dużo mówić o Kościele, ale nie poznali go od wewnątrz.
Na myśl nasuwa się ciekawe porównanie do zakazów i wszelkich ograniczeń w ruchu drogowym. Istotą jazdy samochodem nie są zakazy. Odbierając nowe audi nie myślałbym o tym, że na ul. Spółdzielczej mogę nim jechać 50km/h, tylko cieszyłbym się z faktu, że mam samochód, którym sobie przyjemnie pojeżdżę. Tak samo jest z zakazami w kwestii wiary – są one po to, aby nie wypadło się z toru na przyjemnej trasie do życia wiecznego. Koncentrowanie się głównie na nich jest tworzeniem sobie włansego obrazu Boga, o takiej natrętnej moralności, który pewnie w niebie przez całą wieczność będzie wytykał nam potknięcia. Oczywiście takiego Boga nie ma, a osoba, która rozumuje w ten sposób jest… anonimowym ateistą :).
Jeszcze chciałbym podsunąć inne skojarzenie. Kiedy ja, a zapewne i wiele innych osób, pierwszy raz jechałem z rodzicem samochodem (tzn. prowadziłem go) wiele razy usłyszałem, żebym jechał ostrożnie, bo wpadnę do rowu, spowoduję wypadek etc. Oczywiście kraksa nie jest kwintesencją jazdy :). Tak samo jest z tymi ograniczeniami i zakazami w kwestii religijnej – Jezus wielokrotnie mówił o piekle, przestrzegając przed nim, a nie uznając go za centrum starań.
Uważam, że dla osób o silnej relacjach z samym sobą, innymi ludźmi i z Bogiem przykazania nie są wcale ograniczeniami. One dają wiele wolności. Gdyby na wszystkich skrzyżowaniach zapalić zielone światło, nikt nie wyjechałby z miasta.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
@Artur Jaworski pisze: „Cóż dopóki akceptować będziemy zasadę, że przekonania religijne muszą być respektowane, bo są przekonaniami religijnymi, musimy pogodzić się z faktem, że wielu zamachowców-samobójców zasługuje na szacunek. Wszak działają w imię swoich przekonań religijnych, a po wykonaniu akcji przenoszą się do nowego życia w wiecznej chwale.”
Przykro mi, ale temu wnioskowaniu brakuje logiki. Respektowanie przekonań religijnych nie oznacza szacunku dla zamachowców samobójców. To tak, jakbyś powiedział, że zezwalanie ludziom na prowadzenie samochodów i na kupowanie alkoholu oznacza zgodę na zabijanie przechodniów przez pijanych kierowców.
Poza tym pewne rzeczy należy respektować niezależnie od możliwości ich uzasadnienia. Jeśli Ci powiem, że dla mnie najpiękniejszy jest kolor niebieski, oczekuję, że to zaakceptujesz, a nie będziesz mi robił wykład na temat równości kolorów i tego, że różnią się jedynie długością fali elektromagnetycznej. Co innego, gdybym usiłował Ci narzucić mój gust – wtedy masz pełne prawo obstawać przy swoim.
Przez ostatni rok mój pogląd na religię znacząco się zmienił.
Uświadomiłem sobie coś podobnego co Artur, życie to nie ma być pasmo cierpień i „noszenie swojego krzyża każdego dnia”. Wybaczcie ale jestem młody i wydaje mi się, że mam kilka dekad przed sobą więc nie spędzę ani chwili na umartwianie się nad sobą czyli na czymś co Polacy w dużej części uwielbiają(trudno się dziwić skoro nawet w kościele b.rzadko pojawiają się jakieś wesołe pieśni a częściej jęczące klepanie zwrotek.
Żyję w zgodzie z własnym sumieniem i to jest najważniejsze, robię co możliwe żeby zrealizować swoje marzenia a nie umartwiać się!
„Tylko będąc silnym można pomóc słabym” (czy jakoś tak :) ) więc póki nie mam możliwości sprawić dużej pozytywnej różnicy w życiu różnych ludzi to nie rozglądam się na boki tylko staram się iść naprzód.
Albert Einstein powiedział „W kwestii istnienia Boga zajmuję stanowisko agnostyka. Jestem przekonany, że aby uświadomić sobie zasadnicze znaczenie zasad moralnych w czynieniu naszego życia lepszym i szlachetniejszym, nie musimy odwoływać się do idei osobowego prawodawcy, zwłaszcza takiego, który karze i nagradza.”
Zwróćcie uwagę na doktrynę osobowego Boga bo to jest dla mnie dziwne.
Jeżeli ktoś dorasta jako muzułmanin, ateista, katolik żyje w zgodzie z sumieniem, to dla Boga kimkolwiek/czymkolwiek jest powinien być tak samo dobry.
Reasumując to wierzę, że istnieje ktoś lub coś (czego nie pojmuję) bo w końcu nawet kosmiczne gazy o których pisał Artur musiały jakoś powstać, jeżeli za dotknięciem „czarodziejskiej różdżki” to kto ją stworzył :)
Pozdrawiam
Marek
Dariusz,
Pytasz jak spędzam Święta Bożego Narodzenia. Bardzo różnie jednakże mają jedną wspólną cechę nie spędzam ich w Kościele. To, że Biblia jest dla mnie wyłącznie kawałkiem dobrej literatury o takiej samej wartości jak Mitologia grecka nie oznacza, że walczę z czymś co nazywam tradycją. Dla przykładu instrumentalne wykonanie Kolendy Cicha Noc przez Davida Lanza (David Lanz – Silent Night (Piano Instrumental) jest czymś co mogę słuchać w nieskończoność. Ten utwór jest po prostu przepiękny. Generalnie i to było intencją mojego postu, warto jest robić to, na co ma się ochotę wtedy kiedy ta ochota się pojawia a nie ktoś inny poda na tacy konkretny dzień. Podobnie jest z 1 lutego, czyli Dniem Zakochanym ja go nie obchodzę. Generalnie świętuję wtedy mam ochotę a nie tak wypada.
A tak przy okazji w Biblii nie ma słowa o dniach narodzin Chrystusa (o jego dzieciństwie też jest niewiele). Dopiero w IV wieku, gdy Chrześcijaństwo stało się popularne Kościół wybrał datę 25 grudnia.
Piszesz: „Artur poniekąd rozumiem Twoje rozterki” nie bardzo rozumiem, jakie konkretne rozterki masz na myśli. Jak napisałem w artykule od dziecka byłem wychowywany jako Katolik, tak więc podczas tego czasu uczęszczałem na msze oraz rozmawiałem z różnymi ludźmi. Wnioski końcowe: jestem przeciwny jakiejkolwiek religii, uważam że nikt nie ma monopolu na Boga. Nie mogę stwierdzić jednoznacznie, że Bóg nie istnieje jednakże prawdopodobieństwo jego istnienia określam na bardzo niskie. Dokładnie takie samo jak istnienie Krasnoludków czy Wawelskiego Smoka.
Kors piszesz:
„Miałem identyczne przemyślenia jakieś 5-10 lat temu. Potem zrozumiałęm, że nie wszystko na świecie jest idealna i wiara też nigdy nie będzie idealna.”
Tak wiara nie jest idealna, bo jest ludzka. Nie ma ona nic wspólnego z Bogiem, jest produktem wymyślonym w konkretnym celu.
Chlebik,
Napisałeś parę interesujących stwierdzeń odnośnie etyki i moralności. Nasza moralność nie potrzebuje religii. Zauważcie, że niewolnictwo było legalne jeszcze za czasów Darwina. Jestem pewny, ze już nie długo na czasy legalnej religii będziemy patrzyli z takim samym zniesmaczenie jak teraz wspominamy setki lat legalnego zmuszania do pracy innych ludzi.
Ewelina piszesz:
„Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie. Oczywiście bardzo poprawne politycznie jest deklarowanie poszanowania dla cudzych religii, ale właśnie globalnie patrząc, nie przekłada się to zupełnie na działania. Mało jest konfliktów na tle religijnym?”
Fakt są konflikty religijne, ale są one „nielegalne”, potępiane i o małej skali działania. Jeszcze kilka set lat temu całe narody walczyły z innymi tylko w imię przekonań religijnych. Aby temu zapobiec wymyślono termin „tolerancja religijna”.
Na resztę bardzo ciekawych komentarzy odpowiem później, czas spakować się i lecieć do Finlandii.
Pozdrawiam, Artur
PS. Generalnie jestem zaskoczony, odzewem i formą komentarzy. Zauważam, że wiele osób nie wysila się by konkretnie przemyśleć ten temat i bierze w całości co wymyślili inni.
Dariusz:
Jako osoba niewierząca, mogę się wypowiedzieć jak ja spędzam święta.
Spędzam je z rodziną i znajomymi, nie modlę się, wymieniam się prezentami, często dzielę się opłatkiem. Zawsze dziękuje za życzenia, składam je innym – choć nie z okazji świąt, a dlatego, że po prostu są. Mój brak wiary nie przeszkadza mi także w chodzeniu na śluby czy pogrzeby kościelne, wręcz przeciwnie.
Uważałbym to za coś złego jeśli wierzyłbym w istnienie boga, lecz odrzucał jego doktryny; wtedy miałbym konflikt między tym w co wierzę, a co robię.
W moim przypadku, skoro nie wierzę, że ma to jakikolwiek wpływ na moje życie i na cokolwiek innego, traktuję to na równi ze zjedzeniem hamburgera czy wyjściem ze znajomymi do kina. Robię to jeśli mam ochotę, a że inni robią to z powodu wiary w niczym mi nie przeszkadza i nie czuję się zgorszony.
Pozdrawiam serdecznie,
Leszek
Marek – piszesz: „Reasumując to wierzę, że istnieje ktoś lub coś (czego nie pojmuję) bo w końcu nawet kosmiczne gazy o których pisał Artur musiały jakoś powstać, jeżeli za dotknięciem “czarodziejskiej różdżki” to kto ją stworzył.”
W ten sposób jednak rozumując ten ktoś lub coś też musiało się skądś wziąć, więc teoretycznie ktoś lub coś innego musiało to stworzyć. A to coś wcześniejsze też musiało zostać stworzone przez coś istniejącego jeszcze wcześniej. Pytanie kto stworzył Boga i kto stworzył stwórcę Boga? Chociaż właściwsze jest pytanie inne: czy Bóg istnieje, a skoro nie ma na to pytanie odpowiedzi, to nie ma po co sobie zadawać następnych ;-).
Kwestia poznania świata jest nadal niewyjaśniona. Co nie oznacza, że wyjaśnieniem musi być „ktoś lub coś”. Nie ma konieczności zastępowania niewiadomej czymś iluzorycznym (wstawianiem zamiast „X” słowo „Bóg”, który tyle samo mówi co „X”). Kiedyś ktoś zamiast X wstawi wyjaśnienie – oparte na dowodach. Nie odczuwam potrzeby zastępować X inną niewiadomą. Poczekam na dowody i zastąpienie go czymś konkretnym. A jeśli się nie doczekam, to trudno – da się żyć bez tej wiedzy.
Łukasz Kasza piszesz:
„Na myśl nasuwa się ciekawe porównanie do zakazów i wszelkich ograniczeń w ruchu drogowym.”
Bardzo ciekawy przykład. Otóż za czasów uczęszczania do Kościoła wielokrotnie słyszałem, że przekraczanie prędkości jest grzechem i należy się z niego spowiadać. Mało tego, grzechów nie można popełniać świadomie. To jest, jeżeli się z konkretnego spowiadamy to należy dołożyć wszelkich starań, aby nie powtórzyć go w przyszłości. Spowiedź zgodnie z tym, co mnie uczono nie działa w taki sposób, że grzeszysz -> spowiadasz się -> czyste konto -> grzeszysz -> spowiadasz się -> czyste konto i tak dalej.
Z tego powodu przykład, jaki przedstawiłeś jest dla mnie klasyczną sytuacją wybierania sobie z religii tego, co Ci najbardziej pasuje. Jeżeli to wszystko prawda, to zgodnie z naukami Katolicyzmu możesz mieć kłopoty z dostaniem się do nieba.
Piszesz :” Uważam, że dla osób o silnej relacjach z samym sobą, innymi ludźmi i z Bogiem przykazania nie są wcale ograniczeniami. One dają wiele wolności.”
Poproszę o konkretne przykłady.
TesTeq: „Przykro mi, ale temu wnioskowaniu brakuje logiki. Respektowanie przekonań religijnych nie oznacza szacunku dla zamachowców samobójców.”
Te zdanie jest pewnym skrótem myślowym moich przemyśleń a nie dowodem logicznym. Faktem, jest że ludzie działający w imię ich przekonań religijnych szczerze wierzą, że zabijając na przykład właściciela Klinik Antyaborcyjnych zostaną za to nagrodzenie wieczną chwała w niebie (http://en.wikipedia.org/wiki/Shelley_Shannon). Z innej beczki (religii jest bardzo dużo) w Koranie jest wprost napisane, że Chrystus nie jest synem Bożym a każdy kto uważa inaczej będzie cierpieć w piekle oraz celem Muzułmanina jest nawracanie innych. Te konkrety można ładnie wykorzystać, aby zmanipulować słabsze umysły i zmusić ich do ekstremizmu.
Takie są koszty legalnej religii i to było moją intencją.
Pozdrawiam, Artur
@Artur
Mówiąc o Twoich rozterkach miałem na myśli ten fragment Twojego artykułu:
„Tak, więc postanowiłem poszukać, czy jest coś w mojej religii, co uniemożliwi mi bycie uczciwym wierzącym.”
i następnie:
– „Nasuwa się pytanie: jaka etyka skazuje każde dziecko, nawet jeszcze zanim się narodzi, na dziedziczenie grzechu, który popełnili jego odlegli przodkowie.”
– „Następnie moja religia przedstawia sposób na odkupienie odziedziczonego po Adamie grzechu. Były nią tortury i egzekucja syna Bożego Jezusa Chrystusa. Od tego czasu Jezus jest odkupicielem wszystkich grzechów, zarówno tych już popełnionych jak i przyszłych, które jeszcze nie nastąpiły. Richard Dawkins w „Bogu urojonym” zauważa tu pewną oczywistość: „(…) idea odkupienia – stanowiąca sedno doktryny chrześcijańskiej – jest znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca. Odrzucić ją należy z jeszcze jednego powodu: jest zupełnie absurdalna, choć za sprawą jej wszechobecności przestaliśmy ją dostrzegać. Przecież gdyby Bóg chciał naprawdę odpuścić nasze grzechy, dlaczego nie mógł ich po prostu wybaczyć, oszczędzając sobie męczarni i egzekucji, dzięki czemu zaoszczędziłby również przyszłym pokoleniom Żydów pogromów i ciągłych oskarżeń o udział w „zabiciu Chrystusa”” ”
Czy próbowałeś (aktywnie) znaleźć odpowiedzi na te pytania? Jakie jest stanowisko Kościoła, teologii na ten temat? Wybacz moje pytania ale skoro jak sam piszesz na swojej stronie jesteś „praktykującym ateistą” i poprzez ten artykuł przedstawiasz swój punkt widzenia chciałbym abyś się do tego odniósł.
Piszesz „Jak napisałem w artykule od dziecka byłem wychowywany jako Katolik, tak więc podczas tego czasu uczęszczałem na msze oraz rozmawiałem z różnymi ludźmi.”
Może rozmawiałeś z ludźmi, którzy po prostu nie znali odpowiedzi na te pytania?
Może odrzucenie jakiejkolwiek religii jest po prostu wygodne, a ewangelizacja ateizmu (jako przykład ten artykuł) jest sposobem na uspokojenie sumienia tudzież znalezienie uzasadnienie dla swojego „sprzeciwu wobec jakiejkolwiek religii” ?
Piszesz: „PS. Generalnie jestem zaskoczony, odzewem i formą komentarzy. Zauważam, że wiele osób nie wysila się by konkretnie przemyśleć ten temat i bierze w całości co wymyślili inni. ”
W odpowiedzi chciałbym zauważyć, że Ty też poza przedstawieniem własnej opinii popartej kilkoma cytatami znanych ludzi, niekoniecznie będącymi autorytetami w tej dziedzinie nie przedstawiłeś tak naprawdę żadnego uzasadnienia swojej tezy że religia jest zła i wiara w Boga jest sprzeczna z logiką. Brakuje mi tu polemiki ze stanowiskiem Kościoła.
Odnoszę wrażenie, że po prostu odrzuciłeś religię bo tak jest wygodnie..
Aczkolwiek szanuje Twój wybór i nic bym nie mówił na ten temat, ale skoro już podzieliłeś się publicznie z nami Twoim podejściem do tego tematu to czułem się zobowiązany odnieść do tego.
Artur:
Brawa za odważne wygłoszenie swojego stanowiska na pogląd religii i za otwarte podejście do tego tematu :)
W skrócie u mnie wygląda to tak:
1. Nie wierzę, ale też nie nie wierzę w Boga/bogów – po prostu się nad tym nie zastanawiam, nie zmienia to nic w moim życiu, a wciąż pozwala mi korzystać z odkryć religii chrześcijańskiej, z wielu ciekawych myśli i spostrzeżeń Jezusa (słucham ostatnio dość namiętnie interesujące homilie: http://choinski.pl/zatoka/ ).
2. Wierzę w ogromne możliwości człowieka i jego rozsądek – jeśli komuś brakuje rozsądku, to dla mnie lepiej, że wierzy w Boga (chrześcijańskiego) i czuje tzw. bojaźń bożą. W przeciwnym wypadku takie nierozsądne osoby mogłyby stanowić duże zagrożenie dla innych.
3. Biblia, przykazania itd. uważam za świetny zbiór zasad moralnych, gdy ktoś nie czuje własnej moralności. Dla dzisiejszego użytku warto by je troszkę odświeżyć/uaktualnić oraz podać w innej formie.
4. Kieruję się dwoma głównymi zasadami, które używane z rozsądkiem zastępują mi całe kodeksy moralne, etyczne, prawa i zakazy:
– Moje prawa kończą się tam, gdzie zaczynają się prawa innego człowieka,
– Wzajemność nadawania praw (jeśli ja chcę mieć prawo do ciszy nocnej, to każdy tego samego może oczekiwać ode mnie).
Swoją drogą ja ostatnią Wigilię spędziłem w podróży (na wakacje) a Boże Narodzenie zwiedzając ładne miasto w Szkocji. Zwykły wspaniały dzień, tak samo jak „olewam” Sylwester, Walentynki, Barbórkę itd.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Artur:
nie rozumiem, dlaczego według Ciebie wybieram sobie to, co mi pasuje z religii. Przyjmuję ją całą.
Jeśli chodzi o konkretne przykłady na wolność dzięki zakazom, to widzę to tak:
jest sobie osoba, która jest prawdziwym katolikiem i żyje w łączności z Jezusem, zachowując jego przykazania. Spowiada się z grzechów i pragnie być coraz lepsza. Od razu trzeba zaznaczyć tutaj, że tak, jak człowiek czysty z punktu widzenia higieny to nie ten, co się nie brudzi, ale ten co się myje, tak samo z człowiekiem w sferze religijnej – mamy grzeszną naturę i świeci to nie Ci, którzy grzechów wcale nie popełniali, ale którzy z nim walczyli, spowiadając się i pokutując. Faktem jest, że dzisiejszy świat nie jest zwolennikiem pokuty, ale to już inny temat. Wracając do tej osoby: zachowuje ona przykazania.
Podstawową rzeczą, do której udowodnienia dążę jest pogląd, że moim zdaniem, grzech odbiera wolność, zatem życie zgodnie z przykazaniami nadaje wolność. Konkretny przykład? Weźmy np. wierność małżeńską. W moim poczuciu osoba, która żyje w związku sakramentalnym z drugą osobą np. przez 40 lat jest wolna w tej relacji. Umie brać i dawać, ofiarować się. Grzech nie pozwala na ofiarę, czyniąc z każdej relacji handel. Inny przykład to chociażby kłamanie. Osoba, która nie kłamie jest wolna od ciągłej gry, zakładania masek. Jest bardziej sobą. Są to dla mnie tematy trudne dla wyjaśnienia, być może należy w tej kwestii porozmawiać z kimś mądrzejszym, natomiast całym sobą czuję, że po pierwsze: grzech zniewala, a trwanie w łączności z Bogiem daje wolność, choć różną od tej wolności, jaką może dać świat (np. związki partnerskie, antykoncepcja, aborcja itd.) oraz, że zakazy nie stanowią istoty Chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo nie jest religią zakazów i nakazów.
Był to mój ostatni post w tym wątku ponieważ chyba napisałem wszystko, co mogę wnieść do tej dyskusji, a dalsza polemika z Twoją niechybną odpowiedzią coraz bardziej mogłaby przypominać „rozprawianie” na jakiś temat. Jeśli kiedyś będę w stanie się lepiej, bardziej precyzyjnie na te tematy wyrazić, to być może jeszcze przedstawię inne aspekty. Póki co przekładam świadczenie życiem nad przebijanie argumentów w dyskusji. Dziękuję za wymianę poglądów, Artur i życzę Ci, abyś żył w prawdzie.
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Witajcie
Widzę, że wywiązała się dobra dyskusja.
Ja na razie mam tylko krótkie pytania:
Dariusz
Napisałeś: „…ewangelizacja ateizmu (jako przykład ten artykuł)…”
Na czym dokłądnie w tym wypadku polega ewangelizacja (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ewangelizacja) ateizmu?
Orest
Stwierdzasz: „Biblia, przykazania itd. uważam za świetny zbiór zasad moralnych, ….”
Przeczytałeś całą Biblię (w tym Stary Testament) i naprawdę tak twierdzisz????
Pozdrawiam
Alex
Witajcie
Wow….ale temat się pojawił. Blog ewoluuje i to się chwali. W końcu nie samym biznesem człowiek żyje ;).
No dobrze, pozwolę sobie dołożyć coś od siebie.
Zauważyłem, że wielu ludzi, głównie młodych i w średnim wieku odwróciło się od kościoła – ja również należę do tej kategorii w pewnym sensie. W pewnym momencie mego życia zacząłem sobie zadawać pytania, w tym także o wiarę i instytucję kościoła. I zacząłem stosować zasadę „Use your judgement”. I tak na przykład zacząłem kwestionować kościół jako instytucję, powtarzam jako instytucję!. Ale nie mam z tego powodu jakiegoś ciśnienia. Kościół jest prowadzony przez ludzi, a ludzie są omylni…innym daję prawo do błędu. Jeszcze nie tak dawno uważano, że Papież jako głowa kościoła jest osobą nieomylną. Dopiero ten stan zakwestionował Jan Paweł II. Jest parę rzeczy, która mnie od doktryny kościoła odrzuca. Kiedyś przeczytałem tekst (był to tekst kościelny) mówiący, że jedyną wiarą która daje zbawienie jest chrześcijaństwo. Tekst ten mówił też, że inne wiary jak buddyzm, taoizm itd nie zapewniają wejścia do raju. Oczywiście uważam generowanie takich stwierdzeń za bardzo duże nadużycie. Kto dał chrześcijanom monopol na raj?. Z tego typu stwierdzeniami się nie zgadzam. Ktoś wspomniał o wojnach religijnych. Wojny te, a myślę o krucjatach średniowiecznych do ziemi świętej to jest też wymysł ludzki.
To co mi się w naukach z pisma świętego podoba to zwłaszcza Nowy Testament, w którym jest dużo odwołań do miłości do bliźniego, przebaczania itd.
Sam staram się żyć na co dzień tak aby dawać od siebie jak najwięcej od siebie innym, według zasady „szanuj bliźniego swego jak siebie samego”.
Artur bardzo dużo wspominał o cierpieniu, grzechach, torturach itd itp. Ja w wierze chrześcijańskiej widzę w głównej mierze miłość do bliźniego, współczucie, wiarę, nadzieję.
Jak to mówią każdy widzi to co chce widzieć :). Co nie znaczy, że jestem ślepy na hipokryzję w kościele jeśli taka się pojawia.
Jeszcze słowo do Artura:
Myślę, że Twój P.s. dotyczący komentarzy innych był nie na miejscu.
Na jakiej podstawie wysnułeś taki oto wniosek?
„Zauważam, że wiele osób nie wysila się by konkretnie przemyśleć ten temat i bierze w całości co wymyślili inni. ”
Skoro Twój post gościnny pojawił się tutaj to powinieneś być otwarty na komentarze innych. Czy to jest problem, że wiele ludzi podziela Twój punkt widzenia i tylko Ci przytakuje?. Wątek się dopiero rozpoczął, nie bój się jeszcze nie raz ktoś wyrazi opinię sprzeczną do Twojej.
Witam ponownie.
Zgodzę się z Łukaszem, że życie w duchu chrześcijańskim pomaga ludziom pozostać spójnymi i autentycznymi. Tak jak właśnie Łukasz pisze, ta spójność wewnętrzna daje nam wolność.
Orest napisałeś:
„Biblia, przykazania itd. uważam za świetny zbiór zasad moralnych, gdy ktoś nie czuje własnej moralności.”
Dobre jest pytanie Alexa a propos Starego Testamentu. Dla mnie osobiście Biblia jest bardzo cennym źródłem do studiowania i odnajduje w niej wiele ciekawych ponadczasowych stwierdzeń. Pamiętaj jednak, że Nowy Testament (Jezus Chrystus) niejako kłóci się ze Starym Testamentem (Bóg – ojciec Chrystusa). Stary Testament jest dość brutalny, Chrystus w Nowym Testamencie poprzez swoje nauczanie, życie można powiedzieć, że polemizuje ze swoim Ojcem.
Dlatego ostrożniej bym dobierał w słowa :).
Marcin
Napisałeś: „Dlatego ostrożniej bym dobierał w słowa”
Do kogo było to zalecenie?
Krótki post, ogromny temat.
Dariusz:
Moje dotychczasowe doświadczenia są takie, że ci „eksperci w tej dziedzinie” prezentują zwykle takie jak Twoje, nieprzyjemnie jednostronne podejście. Próbują dojść do odpowiedzi na pytanie „dlaczego nie wierzysz?” zamiast zająć się o wiele ciekawszym „dlaczego miałbyś wierzyć?”. Problem w tym, że wiara wymaga pewnej nieciągłości, przeskoku w rozumowaniu; taki „ekspert” musi zaakceptować ten przeskok po swojej stronie, nie dając podobnej swobody rozmówcy. „Wierzę, bo tak” jest przyjmowane bez zastrzeżeń, ale naprawdę trudno jest zakończyć rozmowę na „nie wierzę, bo nie”.
Takiego samego przeskoku wymaga zresztą dowodzenie, że boga nie ma. Dlatego ja, chociaż istnienie boga uważam za znacznie mniej prawdopodobne niż istnienie russellowskiego czajnika na orbicie, uważam się za agnostyka — nie wiem, staram się trzymać swoich zasad i tyle.
Artur:
Zgadzam się z Twoimi wnioskami. Chrześcijaństwo jest wewnętrznie niesamowicie sprzeczne, przede wszystkim — każąc wierzyć w istotę nieskończenie dobrą i wszechmocną, a wymagającą stałego wypraszania mniejszych lub większych łask i akceptującą świat razem z całą widoczną nierównością, niesprawiedliwością i cierpieniem.
Orest:
Uważałbym z polecaniem biblii jako kodeksu etycznego. Abraham dorobił się na sutenerstwie (swoją żoną), za co bóg ukarał nieświadomego tego faktu faraona. Lot chciał oddać rozgniewanemu tłumowi swoje córki, dziewice, żeby ocalić swoich gości. Jego żona została później zamieniona w słup soli za ludzki odruch. Dalej jest jeszcze weselej. Swoją drogą, różnica między bogiem Starego a Nowego Testamentu to kolejna potężna sprzeczność.
A co do świąt: jak napisał Chlebik zarówno boże narodzenie, jak i wielkanoc zostały bardzo wygodnie powiązane z datami, które rzeczywiście są dobrą okazją do co najmniej toastu.
Dariusz Marcinek
Piszesz: „Czy próbowałeś (aktywnie) znaleźć odpowiedzi na te pytania? Jakie jest stanowisko Kościoła, teologii na ten temat?”
Tak, jak pisałem wcześniej, przez całe dzieciństwo i wiek młodzieńczy uczęszczałem aktywnie na religie i msze święte. Wszystko co było tam przedstawiane odbierałem jako oficjalne stanowisko Kościoła. Ponadto sam na własną rękę dużo czytałem i dyskutowałem.
Czy oprócz tego w Kościele istnieje jakaś inna forma oficjalnego kontaktu dedykowana do takich rozważań ? Katechizm kościoła katolickiego jest napisany prostym językiem, zrozumienie listy przykazań nie stanowi dla mnie problemu.
Piszesz: „W odpowiedzi chciałbym zauważyć, że Ty też poza przedstawieniem własnej opinii popartej kilkoma cytatami znanych ludzi, niekoniecznie będącymi autorytetami w tej dziedzinie nie przedstawiłeś tak naprawdę żadnego uzasadnienia swojej tezy że religia jest zła i wiara w Boga jest sprzeczna z logiką. Brakuje mi tu polemiki ze stanowiskiem Kościoła.”
Argumenty przedstawiłem, nie mogę brać odpowiedzialności za to, że ich nie dostrzegasz. Piszesz też, że brakuje Ci polemiki ze stanowiskiem Kościoła ? Ale jakiego Kościoła ? Jeżeli katolickiego to dlaczego akurat tego ? Warto zdawać sobie sprawę, że Polacy są katolikami tylko dlatego, że urodzili się w tym miejscu świata. Jeżeli urodziłbyś się w Indiach zapewne spodziewałbyś się polemiki z Hinduizmem. Ja patrzę trochę dalej i widzę, że religii jest wiele i to o różnych poglądach. Nie da się sensownie polemizować ze wszystkimi religiami. Dyskutowanie o zasadach panujących w konkretnej religii też dla mnie nie jest sensownym wyjściem.
Podaj mi też, proszę autorytety, które w Twoim odczuciu są bardziej odpowiednie.
Piszesz też coś dla mnie kompletnie niezrozumiałego o ewangelizacji ateizmu. Przecież napisałem w swoim poście zdziwienie, że taki termin w ogóle funkcjonuje w jeżyku. Jak dla mnie jest on zbędny. Piszesz też co jest wygodne, czyż nie wygodniejsze od ateizmu jest wybranie tej religii, która :gwarantuje” wejście do nieba przy małych ograniczeniach (ilości grzechów), a wybór jest naprawdę obfity.
Tak więc Twoje wrażenie: „Odnoszę wrażenie, że po prostu odrzuciłeś religię bo tak jest wygodnie..” Jest Twoje, ale nie ma nic wspólnego z moją rzeczywistością. Ja odrzucam religię, ponieważ nie boję się stanąć sam przed nieznanym oraz uważam, że robi ona więcej krzywdy niż pożytku.
Pozdrawiam, Artur
Zdecydowanie warto kwestionować rzeczywistosc i tworzyc własne wnioski, zamiast podążac za głownym nurtem bez zastanowienia.
Dostrzegam jednak u niektorych błędną implikację:
Nie pasuje mi Chrześcijaństwo/Biblia/Jezus => no to będę agnostykiem, racjonalistą lub ateistą.
Moj punkt widzenia:
Po pierwsze: uważam, że religia nie powinna miec nic wspolnego z wiarą w Boga. Mozna przeciez wierzyc w Boga nie wyznajac zadnej religii. To, ze Biblia, czy nauczanie Kosciola nie trzyma sie kupy, nie oznacza wcale ze naukowy paradygmat rzeczywistosci jest jedyny i prawdziwy.
Po drugie: zauważcie, ze rozmawiajac o religii i wierze mamy NIESAMOWICIE SKRZYWIONĄ percepcję dlatego, ze jako takie pojęcie mamy tylko o chrzescijanstwie. Wiec wszystkie koncepcje filtrujemy przez pryzmat tego, czego nas uczyli na religii. Warto swiadomosc wlasnych ograniczen i niewiedzy.
Po trzecie: religie róznia sie miedzy soba symbolami i obrządkami, ale zbior wartosci jest jeden i ten sam – sprowadzajacy sie mniej wiecej do dekalogu, tudziez powiedzenia „nie rób drugiemu, co tobie niemile”. Zamiast wiec zastanawiac sie nad tym, czy jestem dobrym katolikiem – warto zastanowic sie czy jestem dobrym czlowiekiem.
Po czwarte: pranie mózgu jest integralną częścią każdej religii. Każda religia daje coś dobrego, pozytecznego, ale jednoczesnie przemyca zasady postępowania, ktore pozwalają utrzymać się „komitetowi zarządzającemu” danym systemem wierzen. Nie ma innego wyjscia.
Lukasz
Piszesz:” Był to mój ostatni post w tym wątku ponieważ chyba napisałem wszystko, co mogę wnieść do tej dyskusji,….”
Rozumiem, że brak Ci argumentów w dalszej dyskusji i bardzo szanuje, że tak to otwarcie przyznajesz.
Dlatego nie będę polemizował z Twoimi stwierdzeniami, ale zadam Ci jedno proste pytanie dotyczące Twojej wypowiedzi:
„W moim poczuciu osoba, która żyje w związku sakramentalnym z drugą osobą np. przez 40 lat jest wolna w tej relacji. Umie brać i dawać, ofiarować się. Grzech nie pozwala na ofiarę, czyniąc z każdej relacji handel.”
Mówisz to na podstawie własnych przemyśleń, doświadczeń i obserwacji, czy też bo ktoś Ci to kiedyś powiedział i mu uwierzyłeś?
Pytam jako człowiek, który miał w życiu sporo „grzesznych”, niesakramentalnych relacji damsko-męskich, w których nie brakowało przyjaźni, miłości i namiętności i dla którego Twoje stwierdzenie nie pokrywa sie z obserwowaną praktyką.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Łukasza Kasza pisze:
“nie rozumiem, dlaczego według Ciebie wybieram sobie to, co mi pasuje z religii. Przyjmuję ją całą.”
Po kolejnym przeczytaniu Twoje komentarza, zauważyłem mój błąd przepraszam. Rzeczywiście z tego co napisałeś nie wynika, że wybierasz cokolwiek z religii.
Piszesz dalej o przykazaniach. Ap ropo tematu, nie zastanawia cię fakt, że najważniejsze dla katolickiego Boga jest to w jaki sposób go nazywasz oraz czy nie myślisz czasem o innych Bogach ?
Czy jeżeli istnieje kreator Wszechświata właśnie to dla niego jest najważniejsze, to w jaki sposób go nazywamy ?
Dalej wymieniasz co daje Ci religia, nasuwa się kolejne pytanie, czy mógłbyś uzyskać podobne rezultaty bez religii ?
Dyskutując z osobami różnych wyznań zauważam pewną prawidłowość. Otóż twierdzą oni, że nie ma moralności bez religii, że jest ona niezbędna aby określić co jest dobre a co nie. Moim zdaniem tak nie jest, działania altruistyczne są po prostu dobrą strategią. Przez większość naszej prehistorii ludzie żyli w warunkach sprzyjających altruistycznym genom. Przeżycie genu i nas samych zależało od opieki nad rodziną i od współpracy z innymi. Moralność jest znacznie starsza od religii.
Szympansy żyją w rodzinnych grupach, matki opiekują się dziećmi. Bycie dobrym przynosi korzyści. Praca w zespole jest bardziej skuteczna. Poza tym w Starym Testamencie można wyczytać jak Pan powinien obchodzić się ze swoimi niewolnikami. Nowy Testament, choć jest cieplejszy i naprawdę dobry, nawet słowem nie potępia niewolnictwa, To ma być wzór prawa i moralności ? Ja dla przykładu jestem przeciwnikiem religii a nie gwałcę i nie zabijam za to bardzo chętnie pomagam innym.
Piszesz: „grzech zniewala, a trwanie w łączności z Bogiem daje wolność, choć różną od tej wolności, jaką może dać świat (np. związki partnerskie, antykoncepcja, aborcja itd.) oraz, że zakazy nie stanowią istoty Chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo nie jest religią zakazów i nakazów.”
Ja nie wierze w Boga i jednocześnie nie żyję w katolickiej definicji grzechu. Nie jestem ateistą po to, aby móc robić to co w katolicyzmie jest potępiane !!. Dla mnie najważniejsze jest możliwość ułożenia życia po swojemu i wzięciu za niego pełnej odpowiedzialności.
Religia twierdzi, że wie wszystko, że nie należy wątpić, pytać i szukać odpowiedzi. wszystko dostajesz podane na tacy wystarczy tylko uwierzyć Jeśli masz święte teksty, które mówią Ci jak rozpoczął się świat i jaki jest związek między tobą a stwórcą to ogranicza twoją ciekawość.
Odrzucając ideę kolejnego życia, możemy z większym podnieceniem korzystać z tego. „Tu i teraz” nie jest czymś co trzeba przeczekać przed wiecznym szczęściem lub potępieniem. Tu i teraz to wszystko co mamy. Inspiracja by wykorzystać to maksymalnie. Ateizm jest afirmacją życia w jaki religia nigdy być nie może. Natura domaga się naszej uwagi, błaga by ją zbadać, wypytać. Religia dostarcza tylko łatwych niezadowalających odpowiedzi. Zamiast przystosować się do odkryć współczesnej nauki wydaje się, że wielu z nas wpada w sidła myślenia odziedziczonego po naszych prymitywnych przodkach.
Zdumiewa mnie Twoja pewność, że Twoja religia jest tą jedyną słuszną. Może to Koran ma rację, jeżeli tak to niebo będziesz musiał zamienić na islamskie piekło. Każdy kto uznaje Chrystusa za syna Bożego musi ponieść karę.
Dariusz Marcinek piszesz: „Czy próbowałeś (aktywnie) znaleźć odpowiedzi na te pytania? Jakie jest stanowisko Kościoła, teologii na ten temat? „
Próbowanie uzyskanie odpowiedzi od osób Kościoła w tym temacie, to tak samo jakby kupując używany samochód polegać wyłącznie na opinii sprzedawcy i darować sobie wizualne obejrzenie pojazdu. Po prostu producent danego produktu zawsze będzie mówił wyłącznie o pozytywach tego co oferuje, nie może on być z definicji obiektywny. Mimo wszystko próbowałem :)
Religia dostarcza tylko łatwych niezadowalających odpowiedzi
pozdrawiam, Artur
Mirek:
W wielu przypadkach to nie implikacja, a tylko następstwo.
Chrześcijaństwo pojawia się w tej dyskusji tak często dlatego, że to pierwsza religia dla przytłaczającej większości ludzi urodzonych w Polsce. Nic dziwnego, że takie przemyślenia często zaczynają się właśnie od zauważenia jej sprzeczności. A potem to już kwestia własnej drogi — jedni znajdują inną religię, drudzy tworzą własną wizję boga, jeszcze inni zastanawiają się nad sensem wiary w jakiegokolwiek.
Alex,
to moje zdanie opiera się na własnych przemyśleniach, własnych obserwacjach (i to różnych ludzi), jednak nie własnych doświadczeniu w sensie, że byłem z kimś w wyłącznej długoletniej relacji małżeńskiej. W związku z tym zdecydowanie uznałem za prawdę, kiedy okazało się, żetakie samo zdanie ma na ten temat Kościół – można powiedzieć, że wartość sakramentalnego małżeństwa odkryłem wcześniej, niż zrozumiałem (czy dalej staram się zrozumieć) naukę chrześcijańską.
Wracając słowem do mojego braku argumentów, faktycznie, nie czuję się mocny w polemicje na tematy religijne. Nie rozumiem dlaczego, ale często nużą mnie takie dysputy. Być może wynika to z faktu, że niektórzy chcą niejako przetrawić Boga rozumem, o czym świadczy duża ilość pytań typu: „dlaczego”. Oczywiście religia nie mówi, że wie wszystko, tzn. Bóg wie wszystko, ale ludzie na tyle, na ile On pozwoli. Nie ma w tych pytaniach nic złego, jednak jak dowodzi historia, Bóg zawsze wymyka się takim dociekaniom. Wierzę w Jezusa i pokładam w nim całą moją nadzieję. Jak to ktoś ładnie powiedział, wszystkie moje źródła są w Bogu :). I ten czas na ziemi absolutnie nie chcę przeczekać. Gdyby tak, Chrześcijaństwo byłoby religią stania w kolejce do nieba, a jest religią działania. Jezus na Ziemi też nie czekał, tylko realizował swoją misję. Każdy z nas też taką ma. Na faktycznie kończę moją aktywną obecność w tym wątku.
Pozdrawiam wszystkich piszących, wątpiących (tego też katolicyzm nie odrzuca), szukających prawdy bardzo serdecznie :),
Łukasz Kasza
Alex, Marcin Grąbkowski, Marcin Kaszyński
Piszesz do mnie Alexie:
„Stwierdzasz: «Biblia, przykazania itd. uważam za świetny zbiór zasad moralnych, ….»
Przeczytałeś całą Biblię (w tym Stary Testament) i naprawdę tak twierdzisz????”
Nie musiałem przeczytać całej Biblii, aby uznać ją za dobry zbiór zasad – Ty Alexie nie musiałeś czytać całej ustawy podatkowej, aby zdecydować się na przeniesienie działalności do Polski. Opieram się o zdanie osób, które interpretują źródło (chociażby ks. Piotra Pawlukiewicza, do którego linkowałem wyżej – homilie). Ty opierasz się o zdanie doradcy/ców podatkowych.
Marcin Grąbkowski:
To, że Stary Testament kłóci się z Nowym to dobrze – tzn., że religia chrześcijańska się rozwija, ewoluuje. Wiele moich obecnych wypowiedzi kłóci się z tym co pisałem/twierdziłem przed rokiem, a co dopiero dla różnicy kilku wieków :)
Marcin Kaszyński:
Zarówno Stary i Nowy Testament pisane były w innych realiach, więc mogły zawierać inne zasady moralne. Jak jako dzieci babraliśmy się w błocie to było „cacy” – dziś to jest „be” :)
Ogólna moja refleksja jest taka, że zamiast odrzucać religię, Kościół, Boga, narkotyki itd. warto zastanowić się co takiego z każdej z tych rzeczy można wyciągnąć dobrego, wcielić do swojego życia i na resztę nie zwracać uwagi. Szkoda czasu na odrzucanie – życia braknie :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Łukasz
Dziękuję za wyjaśnienie.
Orest
Porównanie nie jest adekwatne, bo ja nigdy nie twierdziłem, że polska ustawa podatkowa jest „Swietnym zbiorem…”
Rozumiesz co mam na myśli?
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Za Słownikiem Języka Polskiego:
– świetny
1. «bardzo dobry»
2. daw. «sławny, znamienity»
To wciąż uważam, że jest świetnym zbiorem, bo kompletnym (dotyczy chyba niemal każdej sfery życia – jaka była znana wówczas), sławnym i cenionym przez wielu ludzi. A że mógłby być lepszy? Też mógłbym być lepszy, ale mi wystarczy „Not best, only better” :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Ignorancja jest błogosławieństwem – tłumaczenie własne cytatu z filmu „Matrix”
Temat poruszony i wywołany jest dla mnie pasjonujący. Stąd trudno mi się oprzeć przed wypowiedzią. Rozumiem, iż słowo zabrane w tematyce przez kolegę Artura jest przedstawieniem jego osobistych przemyśleń i obecnego stanu wiedzy w powyżej poruszonej tematyce.
A więc po kolei:
1) Należy odróżnić wiarę w Boga (możliwość istnienia Boga) od obrzędowości (religia).
2) Dla antropologa kultury – wiara, czy przejawy wiary obecne w każdej kulturze są równoznaczne i równosilne. Tzn nie porównuje się wiary, jako takiej miedzy sobą.
W sensie, kto bardziej wierzy Żydzi czy Muzułmanie?
3) W wypowiedzi kolegi przypadkowo lub nie zostało pomieszane i przedstawione, jako dowód na istnienie/ a w zasadzie nieistnienie Boga, takie oto rozumowanie – skoro chrześcijaństwo posiada sprzeczne „opowieści historyczne” spisane ręką ludzką to Bóg nie istnieje. Lub nie umiałem pojąć tego co boskie – a więc znowu Bóg nie istnieje. Wybieram ateizm bo trzymam się strony rozumu (nauki/ racjonalizmu). Czy naprawdę wiadomo czego się trzymamy? Nauka również jest błędna, (że przytoczę przewrót kopernikański) – za co zabijano ludzi zanim pojawił się Kopernik? A ile błędnych teorii przed nami do obalenia?
4) Podstawowe pomieszanie to rozważanie możliwości istnienia Boga w kontekście samego chrześcijaństwa. Skoro interpretacje kościoła katolickiego – mylone z wiarą w samą sobie są niedoskonałe – to bóg nie istnieje. Wspomniane wyżej „interpretacje” są pewną konwencją w tłumaczeniu i rozumieniu pewnych zapisów, – ale jako ludzkie są obarczone błędem teoriopoznawczym. Niemniej jednak zgodnie z doktryną katolicką uznawane są za obowiązujące i często mylone z podstawowym i źródłowym przekazem.
5) Tylko osoby chodzące do kościoła są i mogą być wierzące. Tutaj powołam się na pojęcie Predestynacji (od łac., „przeznaczyć z góry”) – koncepcji religijnej, według której losy człowieka (jego zbawienie lub potępienie) są z góry określone przez wolę Boga. A więc w żaden sposób nie możemy ani bardziej ani mniej zasłużyć sobie na łaskę Boską.
6) Przykładasz sferę rozumu do wyjaśnienia sfery poza rozumowej? I z niej wywodząc pewne konsekwencje „udowadniasz” niemożliwość istnienia tej drugiej sfery. Czy jeśli czegoś nie umiemy objąć rozumem to nie istnieje? Zanim „starożytni” przodkowie odkryli elektryczność – prąd nie istniał. A teraz proszę.
Jeżeli chodzi o kwestię „wiary” to albo wierzymy albo nie i to niezależnie od tego, co rozum nam podpowiada – jest to wytłumaczone w próbie wiary Abrahama. Logika i analiza logiczna rodzi szereg paradoksów w odniesieniu do pojęcia Bóg, boskie, etc. i prowadzi do tzw. Ateizmu semiotycznego – Słowo ma znaczenie poznawcze wtedy i tylko wtedy, gdy odnosi się, bezpośrednio lub pośrednio, do doświadczenia. Rozumiemy je, gdy potrafimy go użyć w zdaniu rozstrzygalnym przez doświadczenie.”. Wyrazu „bóg” nie można odnieść do doświadczenia, ani w sposób bezpośredni ani pośredni, więc jest on pozbawiony sensu. Np.: skoro Bóg jest istotą Wszechmocną to czy mógłby sprawić aby przestał Istnieć. Jako „osoba” Wszechmocna mógłby – a więc skąd wiemy czy jeszcze istnieje? A jeśli nie mógłby to czy jest Wszechmocny?
Lub kolejny przykład czy człowiek jest w stanie zrozumieć Boga (lub zrozumieć to co boskie) – jeśli tak – to czy człowiek sam jest boski? A jeśli człowiek jest boski – to czy Bóg istnieje? Przykładamy tutaj – dwie niewspółmierne płaszczyzny – rozumu i irracjonalizmu. Czyli zaprzęgamy Logos (rozum) do kwestii „rozumienia wiary” – podczas gdy wiara ma wymiar poza racjonalny, ponadnaturalny.
Teraz odniosę się tylko i wyłącznie do uporządkowania spraw merytorycznych.
Pkt 3. Bycie uczciwym sceptykiem (ateizm) – akceptowalne
Otóż bycie sceptykiem nawet uczciwym – nie oznacza ateizmu . (A tak to zapisałeś to w swoim wywodzie).
Ateizm jest poglądem odrzucającym wiarę w istnienie wszelkich bogów. Ateizm tłumaczy zjawiska świata bez odwoływania się do przyczyn nadnaturalnych, najczęściej łączy się z postawą racjonalistyczną i materialistyczną. Słaby ateizm, zwany także negatywnym lub neutralnym ateizmem, pokrywa się częściowo z agnostycyzmem oznacza brak wiary w egzystencję bogów bez kategorycznego przekonania o niemożliwości ich istnienia.
Silny ateizm, zwany także pozytywnym ateizmem, wyklucza możliwość istnienia boga/bogów. Postawa ta motywowana jest następująco (wynika z):
1) braku dowodów na istnienie boga/bogów
2) wykluczających się koncepcji boga/bogów
3) sprzeczności wewnątrz idei boga
4) braku możliwości weryfikacji hipotez istnienia boga/bogów
5) obserwowalnych przesłanek kolidujących z wnioskami wyprowadzonymi z religii teistycznych
Ateizm spowodowany jest często brakiem dowodów (ja dodałbym bym jeszcze – logicznych/racjonalnych/rozumowych) na istnienie boga/bogów. Ale zastanówmy dla człowieka jakie mogą to być dowody? A więc odnieśmy się do możliwości teoriopoznawczych człowieka.
I tak wspomniany przez Artura sceptycyzm (w rozumieniu kierunku filozoficznego) akurat podważa pełną wiarygodność ludzkiego poznania lub możliwość samego poznania w ogóle!
Rozumiem że Artur użył słowa Sceptycyzm –
AnMas pisze: „6) Przykładasz sferę rozumu do wyjaśnienia sfery poza rozumowej? I z niej wywodząc pewne konsekwencje 'udowadniasz’ niemożliwość istnienia tej drugiej sfery. Czy jeśli czegoś nie umiemy objąć rozumem to nie istnieje? Zanim 'starożytni’ przodkowie odkryli elektryczność – prąd nie istniał. A teraz proszę.”
Przykład z prądem elektrycznym ma poważną wadę logiczną w kontekście prowadzonej tu dyskusji – starożytni nie wierzyli w prąd elektryczny zanim został on odkryty. A po odkryciu, w każdej chwili można było wykonać doświadczenie potwierdzające istnienie tego zjawiska fizycznego. W przypadku wiary nie jest możliwe wykonanie w każdej chwili takiego doświadczenia, zatem Bóg nie jest jeszcze odkryty.
TesTeq.
Nie piszę o prądzie, jako że starożytni wierzyli w prąd.
Tylko że nie obejmowali tego rozumem – jeszcze o tym nie wiedzieli. Czyli to, co nie istniało nawet w sferze pojęciowej – później zostało odkryte. Co nie oznacza, iż nie istniało od początku. Tylko nasz „rozum” na tamten moment – jeszcze tego nie obejmował. I sugeruję że jest wiele rzeczy nie odkrytych do tej pory.
Z innego kontekstu wywodzę, iż co więcej przykładanie rozumu do kwestii pozarozumowych jest bezprzedmiotowe.
TesTeq przeniosłeś/aś analogię do szerszego kontekstu a nie tego w jakim to zostało użyte. Więc Twoje wnioski są za daleko posunięte. Bo stawiam tezę że „rozumowo” nie da się dowieść tezy na istnienie bądź nie istnienie Boga. Bo to jest kwestia irracjonalna – wiary że coś jest takie a nie inne. A nie wiedzy o tym czymś – że jest takie a nie inne.
I kluczowe jest tu zrozumienie różnicy między wiarą a wiedzą.
PS>
Poza tym mam ucięty tekst – za moment pójdzie druga część.
cz 2. do wypowiedzi AnMas (Aneta Masierak).
Rozumiem że Artur użył słowa Sceptycyzm –
Rozumiem że Artur użył słowa Sceptycyzm –
Rozumiem że Artur użył słowa Sceptycyzm – (ale jako że jest to pojęcie wieloznaczne) w kontekście potocznym jako postawę „sceptyka” (człowiek wątpiący, krytyczny, niedowierzający).
Gdyż jako szkoła – Sceptycy określa zwolenników szkoły filozoficznej w I i II wieku naszej ery. A celem sceptyka jest niezakłócony spokój wobec przypuszczeń, a wobec rzeczy mu narzuconych i umiarkowane ich doznawanie. Gwarantuje taki stan ducha połączenie powstrzymywania się od sądów i spokój duszy. Dogmatyczna wiara powoduje zamęt i obawę, podczas gdy w rzeczywistości nie możemy twierdzić że dysponujemy pewną wiedzą o naturze rzeczy, wszystkie sądy na ten temat są równosilne (izostenia). Każdemu twierdzeniu można przeciwstawić odmienne – równie prawdziwe. Co więcej sceptycy przedstawili także argumenty (tzw. tropy) przeciwko różnym rodzajom poznania ludzkiego.
Agnostycyzm (gr. nieznany, niepoznawalny) – pogląd, według którego nigdy nikomu nie uda się dowieść istnienia lub nieistnienia boga, bądź negujący całkowicie lub częściowo możliwość poznania bytu.
Słowa Artura: „Ponadto zainwestowanie chwili czasu na porządne przemyślenie tego tematu oraz opracowanie własnych reguł i zasad moralnych ma bardzo korzystny stosunek korzyści do zużytych zasobów”.
Tutaj nie byłabym taka prędka:, ponieważ akurat od XIX wieku obserwujemy silny wpływ poniżej zdefiniowanego kierunku a pytanie o kryzys wiary nie pozostaje bez znaczenia w kontekście wolności jaka przekazana została jednostce.
Egzystencjalizm – współczesny kierunek filozoficzny (znajdujący wyraz także w literaturze), według którego przedmiotem badań są indywidualne losy jednostki ludzkiej, wolnej („skazanej na wolność”) i odpowiedzialnej, co stwarza poczucie „lęku i beznadziei istnienia” (pesymizm).
Egzystencjalizm istnieje w wersji teistycznej oraz ateistycznej. W obu przypadkach jego ideą jest przekonanie, że człowiek, jako jedyny z wszystkich bytów ma bezpośredni wpływ na to kim jest i dokonując niezależnych wyborów wyraża swoją wolność. Wg egzystencjalizmu ludzie są na tę wolność wręcz skazani, jest ona atrybutem człowieczeństwa. Istnienie ludzkie jest zawieszone między przyszłością a przeszłością, dlatego towarzyszy mu poczucie przemijalności, braku, niespełnienia. Wolność wewnętrzna jest ciągle zagrożona urzeczowieniem i utratą autentyczności. Powoduje to wewnętrzne rozdarcie i podatność na lęki egzystencjalne, np. przed osamotnieniem.
Należy jednak przy tym pamiętać, że nie chodzi tu o humanizm, który mówi nam o tym, że jest jedna wspólna wszystkim ludziom natura i że przyświeca nam wspólny cel. Humanizm dla egzystencjalisty jest ściśle związany z jednostką i jej ciągłym projektowaniem samej siebie, swojej esencji. Nie ma tu z góry określonej ludzkiej natury. Stąd człowiek jest nicością gdyż jest ciągłym projektem siebie – jest ciągłym stawaniem się. Wybory te podejmuje nieustannie, dlatego życie nie jest „tworzeniem”, lecz „ciągłym stawaniem się”
A już zamieszanie w te wywody ekstremistów islamskich a w zasadzie odmiany świętej wojny czyli Jihadu jest totalnym nieporozumieniem. I celem wyjaśnienia go dogłębnie stanowi samodzielny i obszerny wątek.
Ale jeśli już zachęcamy do pracy własnej bo proponuję skorzystać z przekazu I. Kanta znanego jako Imperatyw kategoryczny – zasada etyczna, którą można sformułować m.in. w sposób następujący:
Postępuj wedle takich tylko zasad, co do których możesz jednocześnie chcieć, żeby stały się prawem powszechnym. Jest to jedyna zasada moralna, jaką Kant przyjmuje. Ma ona charakter formalny: nie mówi, co robić i jak – podaje tylko ogólną regułę.
PS.
Artur napisał „Ja wiem, że Słońce powstało w wyniku […]” .
W świetle poniżej cytowanego artykułu (wiw.pl) słowo wiem (a w tym kontekście jak domniemuję – jestem przekonany) nabiera dla mnie „żartobliwego znaczenia”. Gdybym miała sama to wyrazić powiedziała bym to tak: Wiem że istnieje pewna hipoteza….. wielu naukowców nigdy nie zacznie swoich słów od zdania które podałam wcześniej – a powinni……
Parametry fizyczne i budowa Słońca – Tylko zewnętrzne warstwy Słońca, tj. atmosfera , dostępne są bezpośrednim szczegółowym obserwacjom. […]O budowie jego wnętrza oraz zachodzących tam procesach możemy wnioskować tylko pośrednio, [..] W oparciu o rozważania teoretyczne, głównie teorię ewolucji gwiazd, konstruowane są matematyczne modele opisujące budowę Słońca oraz zmiany zachodzące w jego strukturze od momentu narodzin do dziś i dalej. […]
A potem przyjdzie taki Kopernik i okaże się ile rzeczy uznanych za teorię było bzdurą!
Pozdrowienia dla wszystkich uznającym szereg sądów za ostateczne i także dla tych którzy tak nie uważają. Pamiętająca o Koperniku i dokonanym przez niego przewrocie – Aneta Masierak – filozof antropolog kulturowy – obecnie na etacie informatyka.
Witam, to mój pierwszy komentarz na twoim blogu Alexie (chyba mogę się tak zwracać?), acz czytelnikiem jestem stałym już od pół roku.
Generalnie mój „pomysł” na życie pokrywa się z tym prezentowanym przez autora postu. Ja jednak przyjmuje po prostu moralność chrześcijańską odrzucając obrządek związanym z czcią Boga. Święta obchodzę z rodzina, ale ze względu na tradycję i kulturę, a nie Boga. Jak odp na pytanie.
Podczas świąt NAJWAŻNIEJSZE jest dla mnie:
a) możliwość przezywania tego czasu blisko Boga, wewnętrzna kontemplacja, modlitwa
b) okazja do spędzenia czasu z rodziną, pogłębienie więzi
Wydaje mi się, że większość ludzi deklarujących się jako wierzący w głębi serca/umysłu też ma taki stosunek do świąt, ale nie chce przyznać się przed samym sobą.
Tyle z mojej strony. Na pierwszy raz starczy :)
Pozdrawiam
– Artur odpowiadzasz
„Tak wiara nie jest idealna, bo jest ludzka. Nie ma ona nic wspólnego z Bogiem, jest produktem wymyślonym w konkretnym celu.”
Właśnie o to chodzi, że do tej pory ten produkt lepiej lub gorzej działał. To dzięki religii – i nadrzędnej doktrynie równości WSZYSTKICH ludzi wobec Boga (której próżno szukać w etyce laickiej) zlikwidowano niewolnictwo – raz w Imperium Rzymskim, potem w Ameryce. Zrobiono to stosunkowo późno i z oporami (z oczywistych względów właściciele niechętnie pozbywali się swoich przywilejów) – ale bez wątpienia wiara Chrześcijańska miała na to wpływ.
Pozdrawiam
Kors
@Alex
Jaki podaje Wikipedia, Ewangelizacja to propagowanie głównych kanonów wiary chrześcijańskiej, a przede wszystkim nauki o Jezusie. Mówiąc o „ewangelizacji ateizmu” miałem na myśli propagowanie ateizmu czyli odrzucenie Boga / życie bez religii. Tak właśnie odebrałem ten artykuł.
Szczerze mówiąc jestem zdziwiony trochę, że zdecydowałeś się go opublikować… Na tym blogu umieszczasz treści dzięki którym możemy stać się lepsi wszak na pierwszym miejscu w jego pod tytule jest napisane „Rozwój osobisty”. Skoro opublikowałeś ten artykuł rozumiem, że się z nim zgadzasz i dajesz mu swoim autorytetem jeszcze większą wymowę niż gdyby był zamieszczony np. na blogu Artura. Czy przez to, że wierzę w Boga jestem gorszy i nie mogę się rozwijać? Też tak uważasz ?
Zwróciłem też uwagę na to, że gdy pisałeś w jednym ze swoich artykułów o związkach (ten o jeżdżeniu na motorze ;)) dałeś dopisek, że jest to tylko Twoje zdanie i niekoniecznie jedyne słuszne – że to należy wyłącznie od człowieka jak będzie do tego podchodził… Tutaj zabrakło mi czegoś takiego…
W zasadzie przychylam się do stwierdzeń Marcina i Łukasza, że ideą chrześciajństwa są słowa „Miłujcie się wzajemnie”. Sam Chrystus łamał różne nakazy prawa i mówił: „różnych praw i obrzędów przestrzegacie, a w sercu macie nienawiść do bliźnich”. Takie jednak wypaczenie wszelkich idei prowadzące do przeakcentowania w religii chrześcijańskiej grzechu, kary, umartwiania się, obrzędów i formalności tkwi chyba w naturze ludzkiej.
Artur pisze o przyjęciu lub odrzuceniu religii chrześciajańskiej w całości. Całość to słowa Chrystusa „Miłujcie się wzajemnie”. Natomiast wszelkie straszenie karą, grzechem, obrzędy, posty, przepisy to wypaczenia chrześcijaństwa, a nie chrześcijaństwo. Jak dla mnie naturalnym i uczciwym może być przyjęcie religii, a odrzucenie jej wypaczeń.
Rozważania w stylu czy jeśli Bóg jest wszechmogący, to czy może stworzyć taki kamień, którego sam nie byłby wstanie podnieść są pewno ciekawe, ale nie dają nam żadnych praktycznych wskazówek, jak postępować. Dla ciekawości sam lubię poczytać takie rzeczy, np. całkiem mądrą wypowiedź ks. Hellera http://tygodnik.onet.pl/1,12178,druk.html jednak podchodzę do tego na luzie, bo nijak to nie wpływa na moje życie.
pozdr.
Mirek
„Czy przez to, że wierzę w Boga jestem gorszy i nie mogę się rozwijać? Też tak uważasz ?”
Czy gdziekolwiek zostało powiedziane, że osoba wierząca jest w jakikolwiek sposób gorsza? Czy może jesteś przewrażliwiony? (:
Zachęcam do obejrzenia wystąpienia Arnolda Jacobsa, dziennikarza, który próbował żyć przez rok zgodnie z biblią. W praktyce okazuje się to prawie niemożliwe. Oto link do jego wystąpienia na TEDtalks: http://www.ted.com/talks/lang/pol/a_j_jacobs_year_of_living_biblically.html
Pozdrawiam,
Bartek
@Hadret
Nie jest tak nigdzie napisane, ale ponieważ z założenia artykuły na tym blogu mają nas rozwijać, dawać nam wskazówki jak postępować w różnych sytuacjach (albo jak nie..) odniosłem wrażenie, że ten również wyznacza kierunek w jakim powinniśmy podążać. Czy jestem przewrażliwiony bo zadałem kilka pytań?
Czy autor artykułu i inni czytelnicy oczekują tylko komentarzy pochwalnych? Czy odmienne, może odrobinę krytyczne zdanie to „nieprzyjemnie jednostronne podejście” jak napisał Marcin Kaszyński? Może autor oczekiwał komentarzy w stylu „tak, ja też nie wierze w Boga i uważam że religia jest zła…”
Dariusz
Jeżeli zamieszczenie czyjegoś osobistego tekstu spokojnie opisującego czyjeś przemyślenia nazywasz ewangelizacją ateizmu, to osobiście uważam to za gruba przesadę.
Sam temat jest niezwykle istotny i każdy świadomy dorosły człowiek prędzej czy później rozważą go. Jak widać w dyskusji różni ludzie dochodzą przy tym do różnych konkluzji i to jest też w porządku. Z czym masz problem?
Pytasz : „Czy przez to, że wierzę w Boga jestem gorszy i nie mogę się rozwijać? ”
Kto coś takiego tutaj twierdził??
Pozdrawiam
Alex
Bartek,
Jeśli Biblię będziemy traktować jako zbiór szczegółowych nakazów i zakazów spisanych na setkach stron, to oczywiście, że wg. tego żyć się nie da, zwłaszcza, jeśli szukamy dziury w całym. Biblia była pisana przez wielu ludzi na przestrzenii setek lat i dlatego jest nieuniknionym, że są w niej pewne rzeczy, których w takim miejscu być nie powinno, choć w Nowym Testamencie jest już tego znacznie mniej.
Jeśli zaś przez „życie zgodne z Biblią” rozumiemy po prostu miłowanie otaczających nas ludzi i bycie dobrym człowiekiem (a o to chodziło Założycielowi religii chrześcijańskiej), to żyć w ten sposób się jak najbardziej da i sam spotkałem już kilku takich ludzi (nawet w branży IT). Nie tylko, że żyć się da, ale życie się tak znacznie przyjemniej i efektywniej, bo jak ty jesteś dobry dla innych, to i oni są dobrzy dla Ciebie.
pozdr.
Mirek
Witajcie :)
Alex, pytałeś mnie:
„Marcin
Napisałeś: “Dlatego ostrożniej bym dobierał w słowa”
Do kogo było to zalecenie?”
To zalecenie było skierowane do Oresta. Wydawało mi się, że użyte przez Oresta jest użyte zbyt ogólnikowo, co później chciałem uwidocznić pokazując różnicę pomiędzy Starym i Nowym testamentem. Miałem na myśli to aby dobierając słowa unikać uogólniania i stwarzania dogmatyzmu.
Aneta Masierak:
Bardzo ciekawy głos w dyskusji. Filozof antropolog kulturowy – brzmi bardzo ciekawie :).
Bardzo ciekawy, a zarazem wywołujący sporo kontrowersji z powodu przekonań związanych z tematem. A ten temat (wiary, religii, czy też niewiary) myślę jest bardzo głęboko zakorzeniony w nas samych i w naszych przekonaniach. A jak nam wiadomo im dane przekonanie jest bliżej naszej sfery wyznawanych przez nas wartości tym trudniej nas do zmiany tych przekonań nakłonić. Jestem pewien, że nikt tutaj nikogo nie chce zmieniać :) ale dobra dyskusja i wymiana poglądów może być naprawdę wartościowa. Przypomina mi się artykuł na temat rozmów J.R.R. Tolkiena (chrześcijanina) z C.S. Lewis’em (ateistą).
http://pg5.csk.pl/tolkien/modules/smartsection/item.php?itemid=3
Powyżej jest link do tej właśnie rozmowy pomiędzy tymi dwoma panami.
Od raz dodam. Nie podałem tego linka żeby pokazać, że oto „chrześcijanin „wygrał” z ateistą bo ten się nawrócił”, w żadnym wypadku !!!.
Chcę pokazać, że mimo zupełnie odmiennych poglądów i wynikających z nich wniosków, które są naszymi mocno zakorzenionymi przekonaniami, nadal można prowadzić doskonałą wzbogacającą obie strony dyskusję.
I tym pozytywnym akcentem wszystkich pozdrawiam :)
Marcin
Witajcie :)
Bartek Popiel:
Świetny link i bardzo ciekawe doświadczenie tego dziennikarza. O to też chodziło mi we wcześniejszych moich wypowiedziach. Każdy z nas widzi w danym przekazie (biblia, religie, doktryny itd) różne wartości i tylko od nas zależy, na których z nich skupimy swoją uwagę.
Myślę, że Alexowa zasada „use your judgement” jest naprawdę świetnym narzędziem, który posiada z nas każdy w swoim zasobie. Często z niego nie korzystamy, czasami świadomie – bo tak jest nam łatwiej. Myślę, że ta zasada jest ponadczasowa zwłaszcza w tych czasach olbrzymiego postępu, który cały czas stawia nas przed dylematami i wyborami.
Mirek Kordos:
Zgadzam się z Tobą, że bezrefleksyjne życie według zakazów i nakazów zawartych w Biblii mija się z celem i jest zarazem mało efektywne. Co ładnie udowodnił w swoim eksperymencie Arnold Jacobs :).
Pozdrawiam serdecznie :)
Marcin
Irytuje mnie w tych wszystkich religiach, że narzucają pewien schemat zachowań oraz postrzegania świata, mówią jak żyć. Z tego też powodu najbliższa mi jest filozofia buddyzmu, gdzie nie potrzbujemy nikogo więcej oprócz siebie samych, skupiamy się na sobie, na poznaniu siebie. Warto z niej czerpać, tyle ile uznamy za stosowne. Polecam książkę Osho – Bliskość, która między innymi porusza zagadnienie bycia naturalnie otwartym na siebie siebie i innych ludzi.
Aneta Masierak pisze: „Z innego kontekstu wywodzę, iż co więcej przykładanie rozumu do kwestii pozarozumowych jest bezprzedmiotowe.
TesTeq przeniosłeś/aś analogię do szerszego kontekstu a nie tego w jakim to zostało użyte. Więc Twoje wnioski są za daleko posunięte. Bo stawiam tezę że 'rozumowo’ nie da się dowieść tezy na istnienie bądź nie istnienie Boga. Bo to jest kwestia irracjonalna – wiary że coś jest takie a nie inne. A nie wiedzy o tym czymś – że jest takie a nie inne.
I kluczowe jest tu zrozumienie różnicy między wiarą a wiedzą.”
W gruncie rzeczy całkowicie się z Tobą zgadzam. Racjonalna dyskusja na temat istnienia bądź nieistnienia Boga jest niemożliwa, ponieważ nie da się rozsądnie dyskutować o tym, w co ktoś wierzy lub nie wierzy. W przeciwieństwie do nauki i związanego z nią dyskursu, wiara nie potrzebuje argumentów.
Proponuję zatem zamknąć niniejszą dyskusję i zająć się czymś pożytecznym.
Mirek Kordos pisze: “
“Jeśli zaś przez “życie zgodne z Biblią” rozumiemy po prostu miłowanie otaczających nas ludzi i bycie dobrym człowiekiem (a o to chodziło Założycielowi religii chrześcijańskiej), j, bo jak ty jesteś dobry dla innych, to i oni są dobrzy dla Ciebie.”
Mirek w pełni się zgadzam, że warto być dobrym człowiekiem, Jednakże to co wielokrotnie powtarzam, czy aby być dobrym potrzebujemy Biblii i religii ?
Kolejne pytanie dlaczego akurat Biblia co z Koranem czy religią Komanczów ?
Poza tym mnie uczono, że Biblia to słowa pochodzące bezpośrednio od Boga. Piszący je ludzie byli natchnieni przez Stwórce i to jego słowa są w tej książce. Więc czemu jest tam tak dużo dziur, które się wzajemnie wykluczają ?
Moralność i dobroć człowieka jest o wiele starsza od naszej religii i Biblii.
Pozdrawiam, Artur
Aneta Masierak pisze:
„Rozumiem że Artur użył słowa Sceptycyzm – (ale jako że jest to pojęcie wieloznaczne) w kontekście potocznym jako postawę “sceptyka” (człowiek wątpiący, krytyczny, niedowierzający).”
Dochodzę do wniosku, że najlepszą metodą będzie powtarzanie tego co jest intencją mojej wypowiedzi. Nie mam żadnych wątpliwości czy stanu niedowierzania co do ZADNEJ obecnie legalnej religii. Po prostu uważam, że wszystkie one są wymyślone (w konkretnym celu), każda uzurpuje sobie wyłączność na Boga i dostarcza konkretnych odpowiedzi (na przykład jak powstał świat), które nie są odpowiedziami. Inna sprawa, że w każdej religii jest coś wartościowego, ale możemy mieć to samo bez religii, a z uwagi na ogromną ilość różnych nurtów religijnych nie jest to dobre dla rozwoju świata.
Pozdrawiam, Artur
Kilka ogólnych uwaga, opisujących co było celem mojego postu:
Nie twierdzę, że Bóg nie istnieje, Twierdzę, że żadna religia nie ma na niego monopolu.
Religia dla mnie jest określeniem na coś czego człowiek jeszcze nie rozumie. Jestem przeciwny wykorzystywania tego terminu do dawania odpowiedzi (z pełnym przekonaniem, że to prawda), które nie są odpowiedziami.
Obok dobrych rzeczy w religii (które i tak są dostępne bez religii), jestem przeciwny WSZYSTKIM ruchom religijnym między innymi bo: Wiara może prowadzić do wypaczonej moralności. oraz indoktrynuje młode umysły dzieci.
Weinberg ładnie to podsumował: Religia jest obrazą godności ludzkiej. Bez niej mamy dobrych ludzi czyniących dobre rzeczy oraz złych ludzi czyniących złe rzeczy. Żeby jednak dobrzy ludzie czynili złe rzeczy, potrzeba religii.
Kolejne ograniczenia i tematy, które chcę podkreślić z których warto zdawać sobie sprawę:
Dlaczego dzieci mają być ofiarami dawnej tradycji, w której zdarzyło im się urodzić. Zamiast móc wybierać samemu dzięki możliwości zobaczenia wszystkich dostępnych opcji ?
Dziecko jest genetycznie zaprojektowane do gromadzenia wiedzy od osób z autorytetem. Mózg dziecka, z bardzo poważnych powodów Darwinowskich musi być ustawiony w taki sposób, że wierzy w to co mówią mu starsi. Bo po prostu nie ma czasu na eksperymentowanie z ostrzeżeniami: „Jak na przykład nie skacz ze skały”, „Nie pływaj w rzece w której są krokodyle”. Każde dziecko, które zastosowałoby do tego, naukowe sceptyczne podejście, byłoby martwe. Mózg dziecka automatycznie wierzy w to co usłyszy, nawet jeśli to jest nonsens. Kiedy dziecko dorośnie będzie przekazywać ten sam nonsens swojemu dziecku. Dla dziecka ognie piekielne nie są metaforą, dzieci traktują je dosłownie.
Religijne wychowanie jest bardzo potężne z uwagi na wbijanie stwierdzeń przez dorosłe osoby z autorytetem, których później jest się bardzo trudno pozbyć. Zakorzeniane jest nawet wiara, aby nie wierzyć w to co inni będą nazywali dowodami, bo wiara jest ważniejsza niż dowody. Dla mnie jest to molestowanie psychiczne.
Jeszcze raz na koniec, wszystko co tu piszę nie odnosi się do Boga, a do ludzkich systemów religijnych.
TesTeq pisze: Proponuję zatem zamknąć niniejszą dyskusję i zająć się czymś pożytecznym.
Jeżeli dyskusja ma być na temat czy Bóg istnieje czy nie to zgadzam się, że nie ma sensu i warto ją zamknąć. Jeżeli masz na myśli o wpływie nurtów religijnych na jakość naszego życia to uważam, że jest wartościowa i warta naszego czasu.
Pozdrawiam, Artur
Arturze,
Twojej wypowiedzi można zarzucić:
Wiele „błędów formalnych”, w tym „wewnętrzne sprzeczności” (odniesienie do kolejnych odsłon Twoich wypowiedzi).
„Błąd akcydentalizacji”.
„Błąd atrybucji”,
„Nadmierne uogólnianie”,
„Błędne koło w dowodzeniu”.
„Błąd projekcji”
Ale przede wszystkim błąd „ignoratio elenchi”.
Ponadto z twojej ostatniej wypowiedzi wynika że nie jesteś ani sceptykiem ani ateistą tylko reprezentujesz inny pogląd tzw. apateizm – tzn uważasz że sprawy religijne nie mają znaczenia dla ludzkiego życia.
Pozdrawiam,
Oczywiście możesz uważać co tylko sobie chcesz. Ale na pytanie co jest prawdą a co tylko mniemaniem można poszukać opowiedzi w licznej literaturze z tej tematyki.
Aneto
Z całym szacunkiem, co wnosi do dyskusji taka wyliczanka:
„Wiele „błędów formalnych”, w tym “wewnętrzne sprzeczności” (odniesienie do kolejnych odsłon Twoich wypowiedzi).
“Błąd akcydentalizacji”.
“Błąd atrybucji”,
“Nadmierne uogólnianie”,
“Błędne koło w dowodzeniu”.
“Błąd projekcji”
Ale przede wszystkim błąd “ignoratio elenchi”. ”
poza pokazaniem, że znasz nieco terminów z mądrych książek?
Dla wyjaśnienia – nie polemizuję z tym co mówisz, ale zdecydowanie z formą w jakiej to robisz. Potrafisz lepiej?
Alex
Jestem naprawdę mocno zdziwiona, że temat religii wywołał taki odzew.
Jestem osobą nie wierzącą. Choć w domu obchodziliśmy wszelkie chrześcijańskie święta, to jednak nikt według wiary mnie nie wychowywał. Nie byłam zmuszana do modlitw, uczęszczania na mszę. Pierwszy raz (świadomie) pojawiłam się w kościele mając jakieś 6-7 lat, gdy na mszę zabrała mnie kilka lat starsza koleżanka. Poszłam dwa razy. Późniejsze doświadczenia w z naukami religinymi to tzw. rekolekcje, sakrament komunii świętej i oczywiście katecheza w szkole.
Nigdy nie wierzyłam, lecz wierzyć chciałam. Pamiętam, że jako mała dziewczynka, gdy bałam się zostawać sama w domu po ciemku, czy rodzice nie wracali z pracy jak zawsze, uciekałam do łazienki lub podchodziłam do okna patrząc w niebo, składając ręce jakby do modlitwy i prosiłam boga o pomoc, obiecując, że jeśli dostanę to czego chcę (tutaj chodziło o powrót rodziców), uwierzę w niego. Cóż, nigdy nie uwierzyłam. Pamiętam jednak, że przez jakiś czas wisiał na moich drzwiach do pokoju namalowany przeze mnie portret Matki Boskiej, do którego modliłam się. Zaczęłam również czytać Stary Testament. Nie potrwało to długo, może dwa tygodnie. Nie byłam w stanie uwierzyć, choć wcale nie uważałam, że istnienie Boga jest niemożliwe. Do Komunii przystąpiłam już w pełni świadoma braku wiary, wypełniając jednak wszelkie założenia, na religię uczęszczałam, ucząc się całego małego katechizmu. Wytrwałam do 5 klasy szkoły podstawowej. Wtedy z lekci religii zaczęłam uciekać, po pół roku dostałam od rodziców pisemne zwolnienie z obowiązku uczęszczania na katechezę. Nie odczułam z tego względu żadnych negatywnych konsekwencji, ani ze strony kolegów/koleżanek, ani nauczycieli.
Dwa lata temu zostałam poproszona o zostanie matką chrzestną. Niestety, ze względu na brak sakramentu bierzmowania i braku najmniejszej ochoty na rozpoczęcie lekcji, musiałam odrzucić propozycję. Ponieważ szykuje mi się podobna sytuacja w najbliższym czasie, zastanawiam się, co uczynić tym razem. Jak na razie dostrzegam tylko tą jedną niewygodność z nie bycia osobą wierzącą.
Jedno jest pewne, osób wierzących spotykam coraz mniej. Większość i tak wierzy „tak na wszelki wypadek”, do czego się przyznają. A najważniejsze to być po prostu „dobrym człowiekiem”.
Pozdrawiam serdecznie
kasia
Aneto,
Przyznam szczerze, że mam nieco kłopotów ze zrozumieniem, co chcesz przekazać w swoich komentarzach. Ich forma jest dla mnie zbyt abstrakcyjna, ja jestem zwolennikiem prostych rozwiązań i używania prostego języka.
Wszystko co mówię powinno być zrozumiałe dla człowieka w wieku 12 lat – to jest wyznacznik jakości mojej komunikacji. Jeżeli będziesz tak miła i mówiła do mnie jak do 12 latka będę bardzo wdzięczny. Zakładam, że od 12 latka nie wymagasz znajomości terminu „ignoratio elenchi”.
Piszesz: „Ponadto z twojej ostatniej wypowiedzi wynika że nie jesteś ani sceptykiem ani ateistą tylko reprezentujesz inny pogląd tzw. Apateizm”
Generalnie gdzie tylko mogę unikam szufladkowania siebie jak i innych osób konkretnymi terminami typu: katolik, sceptyk, ateista, głupi, mądry itd.
Metkując daną osobę automatycznie zmieniam nastawienie do tej osoby zgodnie z terminem, który jej przypisuje.
Jeżeli ja sam utożsamiam się z jakimś terminem powiedzmy uznaję się, za osobę o poglądach lewicowych. Z automatu trudno jest mi obiektywnie słuchać argumentacji osoby o poglądach prawicowych. Właśnie z tego powodu warto jest wiedzieć, z czym utożsamiamy się, szczególnie, gdy to coś wymaga wiary z naszej strony.
Pozdrawiam, Artur
Aneta Masierak: Myślę, że wielu czytelników tego bloga (a napewno ja) wiele skorzystałoby, gdybyś do swojego wyliczenia błędów Artura dodała konkretne cytaty z jego wypowiedzi.
kasia pisze: „Dwa lata temu zostałam poproszona o zostanie matką chrzestną. Niestety, ze względu na brak sakramentu bierzmowania i braku najmniejszej ochoty na rozpoczęcie lekcji, musiałam odrzucić propozycję. Ponieważ szykuje mi się podobna sytuacja w najbliższym czasie, zastanawiam się, co uczynić tym razem. Jak na razie dostrzegam tylko tą jedną niewygodność z nie bycia osobą wierzącą.”
Jakie znaczenie ma dla Ciebie bycie matką chrzestną, skoro jesteś osobą niewierzącą :?: Uważam, że nie byłoby to uczciwe. No i za parę lat zaoszczędzisz na prezencie komunijnym – do tego czasu to będzie samochód albo wycieczka dookoła świata. :-)
Gratuluję:
Alexowi – publikacji blogu a w tym i tego postu
Arturowi- jasności sposobu wyłożenia swoich racji
Szczególnie podoba mi się to, co i jest miom udziałem:
„Po prostu czułem wewnętrznie, że wtłaczane mi przez religię „prawdy” utrudniały mi świadome i własne określenie poglądów na Wszechświat, życie i źródła moralności. To uczucie narastało wraz z ilością przyswajanej przeze mnie wiedzy na temat świata i praw w nim obowiązujących.”
Dziekuję za to.
Dyskusję o religii warto zacząć od zrozumienia podstaw. Temat oczywiście bardzo szeroki, jednak, bez chociaż ogólnego zrozumienia o co tak na prawdę chodzi, rozmowa będzie prowadzona w innych językach.
Kluczowe IMHO jest tutaj pojęcie duchowości, lub też rozwoju duchowego. Duchowość, to jakby jeden z wymiarów człowieka. Rzecz wbrew pozorom bardzo praktyczna i potrzebna.
Moja najprostsza (lecz zapewne niepełna) definicja rozwiniętej duchowości to posiadanie pełnej świadomości zarówno tego co dzieje się na zewnątrz jak i wewnątrz nas, oraz poczucie integracji ze (Wszech)Światem (wszystkimi jego elementami) zarówno na poziomie fizycznym jak i metafizycznym (nie chciałem używać tego słowa, ale niech już będzie). Człowiekowi o rozwiniętej duchowości towarzyszy często poczucie obecności „siły wyższej”. Osobiście uważam, że jest to efekt integracji. Stan spokoju lecz pełni energii. Stan życzliwości i zrozumienia. Stan akceptacji ale nie pobłażania. Jednym słowem kwintesencja miłości („Bóg jest miłością” – znacie to hasło?).
Duchowość rzadko rozwija się sama, trzeba nad nią pracować. Ludzie zaczęli sobie przekazywać wiedzę, starając się zapisać drogę do niej w postaci zasad, procedur, także nakazów i zakazów. Na tym powstawały religie, których głównym celem było właśnie wskazywanie drogi do duchowości (w czystej postaci taka jest właśnie rola religii). Oczywiście władczy szybko uczynili z religii narzędzie społeczno-politycznej kontroli. Dopiero w obecnych czasach religie powoli wracają do swoich pierwotnych celów.
Niestety przez wieki funkcje religii zostały wypaczone. Funkcjonujące w katolicyzmie pojęcie grzechu, piekła, raju, winy to nic innego jak kij i marchewka. A jak wielu z Was zapewne wie, kij i marchewka no narzędzie sterowania (kiepskich) menedżerów, które kieruje zachowaniami poprzez stymulowanie motywacji zewnętrzej. Tymczasem rozwój duchowy jest możliwy _tylko_ wtedy, gdy jest motywowany wewnętrznie. Można by powiedzieć, że rozwój duchowy wiąże się nierozerwalnie ze zwiększeniem udziału motywacji wewnętrznej a zmniejszeniem udziału motywacji zewnętrzej w kierowaniu własnym życiem.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Religia jest kontrowersyjna, ponieważ nadal (wcześniej jeszcze bardziej) jest dysfunkcyjna w osiąganiu celów, do które są jej naturalnym zadaniem.
Na szczęście są, także wśród dzisiejszych księży i zakonników, osoby które doskonale rozumieją o co chodzi. Kontakt z nimi to prawdziwa przyjemność, wręcz duchowa uczta. To zupełnie coś innego niż „grzmoty z ambony”. Każdemu polecam odszukanie takich osób.
Rozpisałem się. Już kończę :)
IMHO dzisiaj nadal łatwiej jest rozwinąć się duchowo leżąc w hamaku na działce, niż uczestnicząc, nawet głęboko, w przeciętnej mszy św. Sad but true.
Pozdrawiam
JB
Gratuluję artykułu, też mam nadzieję, że kiedyś stosowane dziś normy i zachowania religijne (brak myślenia, nagonki na „innych” i wpychanie każdemu „jedynej słusznej” prawdy) będą dla ludzi nie do pomyślenia.
Uważam, że całą sprawę bardzo dobrze podsumowuje tekst zasłyszany przeze mnie w filmie (tytułu nie pomnę):
„Nie jestem religijny, ale jestem wierzący. Religia dzieli ludzi, a wiara łączy.”
Ów cytat bardzo dobrze obrazuje moje obecne podejście do religii i wiary.
Religia, to jeszcze jedno określenie dla polityki, natomiast wiara to rzecz bardzo osobista, jej kształt zależny jest od konkretnej osoby, każdy musi znaleźć w sobie własną wiarę.
Jurek,
Prawdę piszesz, że „Niestety przez wieki funkcje religii zostały wypaczone. Funkcjonujące w katolicyzmie pojęcie grzechu, piekła, raju, winy to nic innego jak kij i marchewka. A jak wielu z Was zapewne wie, kij i marchewka no narzędzie sterowania (kiepskich) menedżerów.”
A Ci („rozumiejący o co chodzi” jak ich nazywasz), którzy stawiali na rozwój i dobro człowieka, a nie na jego straszenie piekłem, stworzyli wielkie dzieła, wielkie ruchy religijne i społeczne; coraz więcej ludzi zaczęło się do nich przyłączać. Nikt z wyznawców kija i marchewki niczego chyba nie osiągnął.
Piszesz, że msza Cię nie rozwija. Powiedzieć kazanie, które by dotarło do wszystkich ludzi, o różnym poziomie wiedzy i zainteresowania tym, co ksiądz mówi, jest rzeczą praktycznie niemożliwą. Jeśli by ta msza miała Cię rozwijać, to dla większości ludzi o mniejszym przygotowaniu od Ciebie byłaby zupełnie nie zrozumiała.
Podobnie te wszystkie obrazki z aniołkami i różne inne obrzędy i przypowieści zostały pomyślane jako środek przekazu dla prostych ludzi w dawnych stuleciach i są zupełnie nie adekwatne do poziomu myślącego człowieka w XIXw, a jednak nadal są w powszechnym użyciu. Sprawa postów też jest wielką zmyłką, bo zamiast uczyć młodzież, że trzeba dobrze postępować i do czegoś dążyć, zawraca im się głowę jakimiś ograniczeniami z których absolutnie nic nie wynika. Ale może to w dawnych wiekach miało jakiś sens?
Odwołanie do siły wyższej miało istotne i pozytywne znaczenie, ewolucja praktyk i ceremonii religijnych optymalizowala szanse przeżycia. W Himalajach ludzie przez calą zimę robią 108 pokłonów co rano, bo trzeba oddać cześć Buddzie. Dla samej gimnastyki by im się nie chciało rozciągać na ziemi 108 razy, a gdyby tego nie robili to by się im mięśnie zastały, zimą nie mają wiele do roboty a latem muszą ciężko pracować. Różaniec i mantry normalizują widma EEG mózgu i dlatego pomagały utrzymać zdrowie psychiczne. Warunki przetrwania się jednak z upływem czasu zmieniły, a nakazy religijne często nie i przestały przystawać do dzisiejszej rzeczywistości.
Alex na swoim Top Gun 2009 chce mieć jednynie kilku dobrze dobranych uczestników, żeby był z nimi w stanie coś zrobić, a nie ziberaninę kilkuset ludzi z całego przekroju populacji. Ten sam problem jest ze szkołą podstawową, gdzie się łączy razem dzieci mniej i bardziej zdolne i chętne. I ci pierwsi zajęć nie rozumią, a dla tych drugich są one uwsteczniające.
Czy msza św. i szkoła powinny wyglądać w ten sposób? Jedni uważają, że tak, że należy poświęcić wszystko w imię tego, by nikt nie czuł się dyskryminowany, a inni, że nie, że można robić jakieś specjalne ruchy i duszpasterstwa w Kościele i szkoły dla najzdolniejszych.
pozdr.
Mirek
Gratulacje dla autora. Niewielu ludzi potrafi otwarcie wypowiadac sie o religii i przekonaniach, nie obrazajac przy tym uczuc innych. Odnosze ostatnio wrazenie ze nie wielu ludzi zadaje sobie trud kwestionowania podstaw wlasnej religii, ktora najczesciej wpojono nam jako malym dzieciom. Tylko nie liczni potrafia przyjac krytyke odnoszaca sie do ich religii. Bardzo malo osob zadaje sobie trud poznania zarowno swojej jak i innych religii z ktorymi potencjalnie maja stycznosc.
Pozostawiajac pytanie, ktora religia jest dobra i prawdziwa z boku, ja czesto pytam:
Czy potrzebuje religii aby wierzyc w Boga, chodzic jego sciezkami ?
Czy potrzebuje religii aby szanowac i milowac innych ?
Ja moge smialo powiedziec ze przeczytalem cala biblie i poglady w niej wyrazone zaleza od interpretacji i jej tlumaczenia. Wiele religii deklaruje ze opiera sie na biblii ale wiekszosc z nich opiera sie na wlasnym jej tlumaczeniu, ktore nie zawsze oddaje prawidlowo oryginal.
Smutne jest to ze w wielu momentach naszego zycia narzuca sie religie i niejednokrotnie ciezko jest wybrnac z sytuacji nie obrazajac czyichs uczuc.
Jako dziecko bylem bardzo zle traktowany w szkole podstawowej zarowno przez rowiesnikow jak i przez nauczycieli bo nie bralem udzialu w katolickich obrzedach (co w dniu dzisiejszym dostzregam jako cos pozytywnie ksztaltujacego moj charakter).
To czego nauczylem sie przez lata – temat religii nie jest latwy i ciezko pogodzic czesto bardzo odmienne swiaty. Trzeba zatem nauczyc sie szanowac czyjes uczucia i przekonania.
Pozdrawiam,
Kuba
Witajcie,
ciekawy temat :-) i dużo w nim różnych wątków. Na razie chciałabym się odnieść tylko do jednego, to znaczy BIBLII.
@ Artur Jaworski napisał: „mnie uczono, że Biblia to słowa pochodzące bezpośrednio od Boga. Piszący je ludzie byli natchnieni przez Stwórce i to jego słowa są w tej książce. Więc czemu jest tam tak dużo dziur, które się wzajemnie wykluczają?”
Czytanie Biblii nastręcza kilka problemów. Po pierwsze Biblia, którą znamy, nie jest oryginalnym „zapisem słów pochodzących od Boga”, lecz tłumaczeniem. Po drugie oryginalny język Starego Testamentu jest pozbawiony w piśmie samogłosek, co sprawia, że odczytanie tekstu opiera się nie tylko na tym, co w tekście, ale też na pamięci tego, co w tekście być powinno. Jest taka żartobliwa anegdotka, że Mojżesz jak zaczynał schodzić z Góry z Torą, to pamiętał wszystko, co mu Bóg powiedział, ale jak zszedł, to już częściowo zapomniał. To taka symboliczna ilustracja trudności z dotarciem do pełnego i właściwego rozumienia tekstu – część jego znaczenia zgubiła się w lukach ludzkiej pamięci, i to już u samego początku. Po trzecie księgi biblijne są zakorzenione w określonej „kulturze” – język jakim są zapisane to nie tylko kwestia semantyki, ale też zrozumienia „kulturowego” klucza, którym posługiwali się autorzy. Po czwarte – literalnie rzecz ujmując Biblia jest nie tyle zapisem słów Boga, co zapisem pewnego ludzkiego doświadczenia poszukiwania Boga i zapisem pamięci z tych poszukiwań/ spotkań/ doświadczeń. Właściwie obcujemy nie tyle ze słowami Boga, co słowami tych, którzy (przynajmniej we własnym przekonaniu) doświadczyli spotkania z Bogiem.
@Artur
Które „dziury” w Biblii nie dają Ci spokoju?
Avigayil
Amen ;)
Zgadzam się z poglądami autora.
Rozmowa o sensie wiary jest dla mnie jak dobijanie trupa.
Bóg umarł. Umarł już dawno temu. Nie ma potrzeby tego rozgrzebywać.
No chyba, że świadomi wybiera się życie we śnie.
Polecam wszystkim gorąco:
http://www.ted.com/talks/richard_dawkins_on_militant_atheism.html
Czy JA, człowiek mogę wziąć odpowiedzialność za swoje własne życie?
Czy przypadkiem tak naprawdę nie potrzebuję Boga do przeniesienia odpowiedzialności?
I tak zostałem ateistą.
Avigayil,
Dziury, które mam na myśli nie bardzo można podpiąć pod błędy w tłumaczeniu. Są to na przykład sprzeczne informacje co do podróży Józefa i Marii do Betlejem czy bardzo zgrubne określenie liczby pi (nawet jak na tamte czasy).
pozdrawiam, Artur
Jakieś obszerne polemiki nie mają większego sensu, wiary nie przyjmuje
się przez argumentację. W chrześcijaństwie jest to raczej sprawa
świadectwa innych, spotkania ludzi, których przykład pociągnął, a
potem własnych doświadczeń. Rozumowy krytycyzm jest potrzebny ale to
uzupełnienie a nie podstawa.
Dla zasady kilka drobnych komentarzy do treści artykułu i niektórych
wypowiedzi.
1. Chrześcijanin to nie jest ktoś, kto nie grzeszy. Święci mamy być w
niebie, nie na ziemi, na ziemi mamy się doskonalić (do bloga Alexa
całkiem pasuje ;-). W Nowym Testamencie ten temat nawraca
wielokrotnie, zacytuję np. z listu św Pawła do Galatów: „my właśnie
uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by osiągnąć usprawiedliwienie z wiary
w Chrystusa, a nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, jako
że przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków nikt nie osiągnie
usprawiedliwienia (…) Jeżeli usprawiedliwienie dokonuje się przez
Prawo, to Chrystus umarł na darmo. ”
2. Nie wiem w jakiej religii jest motyw przekazywania grzechu po linii
męskiej, na pewno nie w katolicyźmie (a bardzo wątpię czy w jakiejkolwiek
religii chrześcijańskiej).
3. W dyskusjach (anty)chrześcijańskich strasznie dużo o seksie i
strasznie dużo fałszywych przekonań. Polecam serwis
http://www.szansaspotkania.net/ oraz książkę
http://www.edycja.pl/index.php?item=1837 (księgarnia wypadła z Google,
książka jest nawet w empikach).
4. „Branie swojego krzyża” to nie cierpiętnictwo tylko przede
wszystkim przyjmowanie odpowiedzialności za siebie i swoje życie.
5. Pogląd jakoby „dzieci były ofiarami tradycji” a kształtowanie im
systemu wartości i sumienia było „molestowaniem psychicznym”
straszliwie mnie wkurza. Kształtowanie dzieciom sumienia, systemu
wartości, dopomaganie w rozwoju to bodaj najważniejsze zadanie
rodziców. Zarzucenie tego to największa krzywda jaką mogą swym
dzieciom zrobić. I nie trzeba tego nawet dyskutować na gruncie
religijnym, każda choć w miarę rozsądna literatura wychowawcza
podkreśla kluczową rolę stawiania przez rodziców wyraźnych granic,
jasnego nazywania dobra i zła, konkretnego wyznaczania celów itd (noż
nawet durna Superniania jest głównie o tym).
@ Artur
Kontynuując wątek biblijny – polemicznie powiem, że „dziury” których przykład podałeś można podpiąć pod „błędy” w „tłumaczeniu” :-)
Jesteśmy wychowani w tradycji, na mocy której istnienie w jakimś tekście luk czy sprzeczności, sprawia, że wartość/ wiarygodność tekstu ulega obniżeniu. Błąd tłumaczenia polega na tym, że zakładamy, że tak samo dzieje się w ramach tradycji, w której stworzono Stary Testament. Znaczenie jakie przypisujemy precyzji, dokładności, czy jednolitości w opisie materialnych aspektów różnego typu zjawisk zawdzięczamy kulturze greckiej. To sprawia, że błędnie tłumaczymy sobie Stary Testament, zakładając, że jego autorzy byli wyczuleni na te same aspekty i że probierzem prawdy były dla nich te same kryteria, co dla nas, wychowanych w tradycji Arystotelesa.
Księgi Starego Testamentu powstały w zupełnie innej tradycji. Kiedy autor biblijny relacjonuje scenę wezwania Abrahama do złożenia ofiary z Izaaka, jest zupełnie obojętny na aspekty materialne – nie znajdziemy w tym opisie szczegółów dotyczących miejsca, ani wyglądu Abrahama. Początek Tory, opis stworzenia świata, może być nie do przyjęcia na gruncie naszej logiki – wystarczy prześledzić kolejność powstawania poszczególnych bytów (czy może istnieć światło zanim powstało słońce i ciała niebieskie?). Ta obojętność na materialne szczegóły dotyczące systuacji ma swoje uzasadnienie.
Gdy Abraham mówi „jestem” to nie jest ważne, gdzie jest, ani jak to miejsce wygląda, tylko ważna jest jego gotowość do spełnienia tego, czego domaga się Bóg (skądinąd dla przeciętnego Europejczyka coś szaleńczego i przerażającego). Opis stworzenia świata to jest w gruncie rzeczy rekonstrukcja hierarchii bytów w ramach takiej wiedzy o świecie materialnym, jaką mieli tamci ludzie: na dole „nieruchome” niebo i ziemia, na górze człowiek który potrafi zmienić zarówno kierunek swego ruchu fizycznego jak i kierunek swojego życia (a pomiędzy ciała niebieskie które potrafią się poruszać, ale tylko po wyznaczonej orbicie, zwierzęta, które potrafią zmienić kierunek swego ruchu, ale nie kierunek swojego życia). Nie mam teraz tekstu biblijnego przed sobą, więc nie odtworzę całości.
Acha, i ja nie próbuję nikogo ewangelizować :-) Sama od wielu lat nie chodzę do Kościoła i nie praktykuję żadnej religii.
Jest taka zasada, która czasem, jest stosowana na szkoleniach, żeby odrzucić uprzedzenia, i nie traktować niczego, czego do tej pory się nauczyliśmy, jako rzeczy oczywistej i obowiązującej.
Rozumienie Biblii jest taką dziedziną, gdzie szczególnie dużo wtłoczono nam do głowy w szkole i na lekcji katechezy. Mój post nie na celu nikogo zachęcać do przyjęcia bibijnego stylu życia, raczej chcę pokazać, że na gruncie tego czego nas nauczono w ramach szkolnej praktyki, popełniamy błędy w odczytywaniu Biblii i religijnego stylu życia.
Witajcie! Do tej interesujacej wymiany pogladow chetnie i ja sie dolacze :)
Nie znam oczywiscie wszystkich istniejacych religii ale te glowne nakreslaja swoim wyznawcom normy zachowan, ktore sa pozyteczne z punktu widzenia spoleczenstwa (wyjatkiem sa wojny wyznaniowe ale nie jestem pewien czy to byla czesc religii od jej zarania czy to potem wladcy stworzyli sobie ta furtke do podbojow). Dlatego smiem zakladac, ze jezelibysmy teoretycznie mieli dwoje “identycznych” ludzi to wierzacy nie bedzie mniej wartosciowy dla spoleczenstwa niz niewierzacy. Na swiecie niestety zdarzaja sie rowniez jednostki, ktore nie maja wyczucia norm moralnych i byc moze jedyna szansa na to, aby te jednostki nie wyrzadzily szkody jest zaszczepienie w nich wiary, ze nawet jesli nie za zycia to po smierci nastapi rozliczenie dobrych i zlych uczynkow. Jesli ta wiara zapobiegnie chociaz 1% przestepstw to juz ma dobry wplyw na swiat!
Nie trzeba byc specjalnie wyedukowanym aby wiedziec, ze Ziemia nie powstala pare tysiecy lat temu w 7 dni, ani ze Noe nie zgromadzil na arce po parze z wszystkich gatunkow fauny, czy ze potop nie zalal Mont Everestu. Dlatego jak tylko ktos zechce przekonac sam siebie, ze jest za madry aby w to wierzyc a przez to MUSI odrzucic wiare chrzescianska w calosci to oczywiscie tak zrobi. Daje to pewnie poniektorym ludziom (ktorych zapewne nie ma wsrod czytelnikow tego blogu) nawet poczucie wyzszosci nad “wierzacym ciemnym ludem” ale ja bardzo zaluje, ze nie znajduje w sobie wiary ktora byc moze pomogloby mi w byciu lepszym czlowiekiem. Dar wiary jednak nie zostal mi dany.
Avigayil,
Przykład z celem podróży do Betlejem pochodzi z Nowego Testamentu. Mimo wszystko ja nie czuje się kompetentny aby wypowiadać na ten temat. Po prostu to co czytam w Biblii uważam za kawałek dobre literatury od początku do końca pisany ręką ludzką nie boską.
pozdrawiam, Artur
LFCFan piszesz:
„Nie trzeba byc specjalnie wyedukowanym aby wiedziec, ze Ziemia nie powstala pare tysiecy lat temu w 7 dni, ani ze Noe nie zgromadzil na arce po parze z wszystkich gatunkow fauny, czy ze potop nie zalal Mont Everestu. Dlatego jak tylko ktos zechce przekonac sam siebie, ze jest za madry aby w to wierzyc a przez to MUSI odrzucic wiare chrzescianska w calosci to oczywiscie tak zrobi.”
W moim przypadku to jest trochę inaczej. Ja wiem, że Biblii nie należy brać dosłownie. Ucząc się religii katolickiej, nie przypominam sobie, żeby ktoś kazał mi wierzyć w Adama i Ewę. Ja wiem, że to są metafory, mi nie podoba się sama idea tego co stoi za tymi przenośniami. Polecam też wyjście rozmyślaniem poza granice naszego kraju i pamiętaniu, że na świecie istnieją setki nurtów religijnych.
Piszesz tez: „Daje to pewnie poniektorym ludziom (ktorych zapewne nie ma wsrod czytelnikow tego blogu) nawet poczucie wyzszosci nad “wierzacym ciemnym ludem” ale ja bardzo zaluje, ze nie znajduje w sobie wiary ktora byc moze pomogloby mi w byciu lepszym czlowiekiem. Dar wiary jednak nie zostal mi dany.”
Ja z kolei rozumiem, że jeżeli ktoś obawia się śmierci to bardziej pocieszające dla niego będą słowa księdza, który mówi, że tak naprawdę to nie umrzesz, niż naukowca, że jest mało prawdopodobne, aby nasza świadomość mogła przetrwać rozkład naszego mózgu.
Nie potrzebujesz wiary aby być lepszym. Potrzebujesz szczerej chęci zmiany i przyjęcia do wiadomości, że możesz dokonać zmiany.
Jeszcze raz napiszę jako człowiek, kiedyś wierzący. Nie potrzeba religii i wiary w konkretne Bóstwo aby każdego dnia stawać lepszym, być dobrym, prawym i pomocnym człowiekiem.
Pozdrawiam, Artur
Szanowni, także i ja dodaję swoje kilka groszy, bo w sumie lubię poruszony temat;)
1. Ateizm a agnostycyzm to dwie różne rzeczy. W komentarzach to padło, ale nie wprost. Najszybciej tu przeczytać http://pl.wikipedia.org/wiki/Agnostycyzm
2. Wiele religii jest częściowo spójnych w swoich założeniach. Niezależnie czy jest to Hinduizm, Chrześcijaństwo, Islam, Judaizm, a nawet systemy takie jak Konfucjanizm czy Huna.
3. Religia w wielu przypadkach jest wykorzystywana jako „prawo wyższe”, żeby tłum „trzymać w ryzach”. Podobnie „prawo jest jak płot: tygrys przeskoczy, wąż się prześlizgnie, bydło pozostanie w zagrodzie”. Tym bardziej „prawo wyższe” nie będzie kwestionowane. Nierzadko jest także wykorzystywane niecnie przez ludzi, jako uzasadnienie działań wojennych lub politycznych. Np. pewne radio, pewna inkwizycja, pewien dżihad.
4. Z drugiej strony w każdej religii występuje wiele symboli i przekazów, które tłumaczą naturę człowieka dla jednych, dla większości jednak są wskazówkami jak żyć. Chociażby niespożywanie wieprzowiny, np. w Islamie, które w ciepłym klimacie (większość wyznawców właśnie tam żyje) bardzo szybko się psuje. Podobnie obrzezanie (Judaizm, Islam), bo gdyby nie ono, Muzułmanin lub Żyd prawdopodobnie mogliby nabawić się pewnych chorób (bakterie w tamtym klimacie się nieźle rozwijają tu i ówdzie). Gdy do przepisu z danej religii dochodzi jeszcze element wiary, wierzący powinni uzyskać przepis na nieźle zbalansowane i pozytywnie przeżyte życie… problemem jest jednak punkt 3, ślepa wiara w to co mówią tzw. „pasterze” i wykorzystanie wiary przez tych demagogów do własnych celów.
5. Tak w związku z powyższym sobie myślę, że może lepiej mówić, że jest się agnostykiem…?
6. Na zakończenie Dave Allen, irlandzki komik http://www.youtube.com/watch?v=W_rx1Ex2FqY pokaże Wam jak często widziany jest świat oczami dziecka, gdy mówi się mu o Bogu pierwszy raz w nieodpowiedni sposób:
„(…) Straszne, straszne, miałem 4 lata! Straszne!
– Czego chcesz chłopcze!?
– Mamusia i tatuś kazali mi tu przyjść.
– Jeśli tu przyszedłeś, musisz być grzecznym chłopcem. Będziesz?!
Spojrzałem na nią, a tam jakiś kolo wisi przybity do krzyża… No to raczej, że będę grzecznym chłopcem. (…)”.
Artur Jaworski napisał:
„Gdy ktoś mnie pyta czy jestem ateistą? Odpowiadam, że oczywiście tak samo jak i pytający. Bo zapewne nie wierzy w greckiego Zeusa, rzymską Wenus czy w wiarę Inków, że Słońce jest ich stwórcą i Bogiem.”
oraz
„Nie twierdzę, że Bóg nie istnieje, Twierdzę, że żadna religia nie ma na niego monopolu.”
Każda religia „tworzy” sobie Boga na miarę swoich potrzeb i możliwości. Przez „tworzenie” rozumiem próbę zdefiniowania, opisania pewnego absolutu. Moim zdaniem więc:
-po pierwsze, sugerowanie ateizmu rozmówcy jest dość nielogicznie (choć może się okazać błyskotliwym chwytem retorycznym): komuś, kto opisuje Boga w jeden sposób zarzucamy ateizm, ponieważ nie opisuje Boga w inny sposób – wg tego rozumowania nie da się być wierzącym ;-)
-po drugie, forma Boga, o ile on istnieje, może być nie do opisania przez człowieka, konieczna jest więc próba „przetłumaczenia” tego absolutu z boskiego na nasze, tłumaczeń było i jest sporo (różnorodność religii), niektóre ze stanem faktycznym zgadzają się pewnie bardziej, inne mniej. Jak to tłumaczenia, są gorsze i lepsze. To, że np. Inkowie utożsamiali słońce z Bogiem, ponieważ nie mieli takiej wiedzy jak Artur, trudno uważać za argument za/przeciw czemukolwiek. Tłumaczyli tak jak potrafili.
Artur Jaworski napisał również:
„Obok dobrych rzeczy w religii (które i tak są dostępne bez religii), jestem przeciwny WSZYSTKIM ruchom religijnym między innymi bo: Wiara może prowadzić do wypaczonej moralności. oraz indoktrynuje młode umysły dzieci.”
oraz
„Dlaczego dzieci mają być ofiarami dawnej tradycji, w której zdarzyło im się urodzić. Zamiast móc wybierać samemu dzięki możliwości zobaczenia wszystkich dostępnych opcji ?”
No, właściwie to większość rzeczy może prowadzić do wypaczonej moralności ;-). A poważnie, wg mnie stwierdzenia przedstawione powyżej są zbyt mocne. Innymi słowy, wierzę w rozsądek i mądrość rodziców – również w kwestii przekazywania swojej religii, dyskutowania o niej i nautralnego poszerzania spektrum możliwości w miarę dorastania dziecka.
Nie wnioskowałbym w żadnym razie, że wszystkie ruchu religijne są szkodliwe.
Zaznaczam, że nie jestem ekspertem w dziedzinie religii – z pokorą przyjmę więc uwagi odnośnie tego co powyżej.
pozdrawiam serdecznie,
Piotrek Kowalczewski
Witam serdecznie,
Jurku Balwinski,
bardzo podobal mi sie Twoj komentarz na temat duchowosci. Chocby ten fragment : „Moja najprostsza (lecz zapewne niepełna) definicja rozwiniętej duchowości to posiadanie pełnej świadomości zarówno tego co dzieje się na zewnątrz jak i wewnątrz nas, oraz poczucie integracji ze (Wszech)Światem (wszystkimi jego elementami)”.
Mam jednak pewne zastrzezenia, dalej piszesz: „Człowiekowi o rozwiniętej duchowości towarzyszy często poczucie obecności “siły wyższej”. Osobiście uważam, że jest to efekt integracji. Stan spokoju lecz pełni energii. Stan życzliwości i zrozumienia. Stan akceptacji ale nie pobłażania. Jednym słowem kwintesencja miłości (”Bóg jest miłością” – znacie to hasło?).”
Nie sadzisz, ze jest to troche uproszczenie, czy w takim razie wiara w „sile wyzsza” jest niezbedna dla wlasnego rozwoju, dla integracji. Ale przeciez moze sie zdazyc, ze wlasnie wiara jest, dla ateistow, przeszkoda dla poczucia integracji, nie wierza w boga-sile wyzsza, ale caly swiat naokolo mowi, ze powinni, ze bog istnieje etc., Wtedy niemozliwe jest osiagniecie tego spokoju, o ktorym piszesz, poczucia wewnetrznej spojnosci.
Moze jest to kwestia rozumienia duchowosci per se, dla mnie jest to bardziej duchowosc filozoficzna, poszukiwanie i odkrywanie sensu wlasnego zycia, rozwoj czy stawanie sie takim czlowiekiem, jakim chcemy byc-czyli osiagniecie tego stanu, ktory nazywasz „Stanem życzliwości i zrozumienia, Stanem akceptacji” Dlaczego sie czepiam, gdyz czesto ateistom zarzuca sie brak moralnosci czy duchowosci, a przeciez tak naprawde, do tego aby byc dobrym, wewnetrznie spojnym i szczesliwym czlowiekiem, naprawde potrzebne sa checi, a wiara czy jej brak sa sprawa drugorzedna. Pozdrawiam bardzo serdecznie
Ania
mieteb pisze:
„2. Wiele religii jest częściowo spójnych w swoich założeniach.”
Zgadzam się, wiele z nich pobiera opłaty (również bezpośrednio z podatków) oraz buduje rozbudowane hierarchię (dającą władzę konkretnym osobom). Są też dobre strony, jednakże jak dla mnie mogą one być osiągnięte bez podpinania się pod Boga.
3. Religia w wielu przypadkach jest wykorzystywana jako “prawo wyższe”, żeby tłum “trzymać w ryzach”.
Poproszę o jakiś konkretny przykład.
4. Z drugiej strony w każdej religii występuje wiele symboli i przekazów, które tłumaczą naturę człowieka dla jednych, dla większości jednak są wskazówkami jak żyć.
Jeżeli ktoś z różnych powodów potrzebuje wskazówek jak żyć, chce mieć to podane na tacy, wtedy religia wkracza do akcji. Przy odrobinie wysiłku można to samo osiągnąć samodzielnie.
5. Tak w związku z powyższym sobie myślę, że może lepiej mówić, że jest się agnostykiem…?
Nie mogę się nadziwić naszej skłonności do szufladkowania osób, zauważam to również u siebie i zwalczam z zaciętością
Ja mam pomysł na siebie, naprawdę nie widzę żadnych korzyści w szukaniu, jakie słowo wymyślono do tego.
Każdy z nas ma podobną definicję słowa stół, samochód czy ołówek. Jednakże dla słów typu przyjaźń, miłość, sprawiedliwość, każdy z nas będzie miał własną jakże różną definicje.
Czytając komentarze pod tym postem, można zauważyć do jak wielu nieporozumień może to prowadzić.
6. Na zakończenie Dave Allen, irlandzki komik
Oglądałem, świetny skecz.
Piotr_Kow Piszesz:
„po pierwsze, sugerowanie ateizmu rozmówcy jest dość nielogicznie (choć może się okazać błyskotliwym chwytem retorycznym): komuś, kto opisuje Boga w jeden sposób zarzucamy ateizm, ponieważ nie opisuje Boga w inny sposób – wg tego rozumowania nie da się być wierzącym”
Zeus to nie sama osoba, co Wenus. Jeżeli nie wierzysz w Zeusa jesteś ateistą w stosunku do tego konkretnego istniejącego w umysłach ludzkich tworu.
Tu nie chodzi o to jak Ty opisujesz Boga, a co sądzisz na temat konkretnego pomysłu. Wielki Duch Komanczów to przecież nie ten sam stwórca co Bóg Abrahama, nieprawdaż ?
Jak inaczej wytłumaczysz pierwsze przykazanie:
Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.
W takim przypadku MUSISZ odrzucać istnienie innych Bogów (np. Buku Boga powszechnego w Zachodniej Afryce), taką sytuację określam ateizmem w stosunku do innych Bogów.
Piszesz:
„-po drugie, forma Boga, o ile on istnieje, może być nie do opisania przez człowieka, konieczna jest więc próba „przetłumaczenia” tego absolutu z boskiego na nasze, tłumaczeń było i jest sporo (różnorodność religii), niektóre ze stanem faktycznym zgadzają się pewnie bardziej, inne mniej. Jak to tłumaczenia, są gorsze i lepsze.”
W tym poście nie chcę dyskutować o tym czy Bóg istnieje czy nie. Po czym poznajesz, że opis Boga jest lepszy czy gorszy ?
Dla mnie dyskusja o istnieniu Boga jest analogiczna jak dyskusja o istnieniu Świętego Mikołaja czy Krasnoludków, może one istnieją naprawdę, kto to wie ?
Jeżeli ktoś z pełną z świadomością mówi, że wie jak to jest w tych tematach, to warto zastanowić się po co to robi ?
Piszesz: „To, że np. Inkowie utożsamiali słońce z Bogiem, ponieważ nie mieli takiej wiedzy jak Artur, trudno uważać za argument za/przeciw czemukolwiek.”
Generalnie to zadziwia mnie takie ludzie przekonanie, że wszystko dookoła (uwzględniając miliony innych galaktyk) kręci się wokół nas
Inny przykład morze często było uznawane za wrogą siłę, która aktywnie działa aby cię dopaść. W 480 r p.n.e. Król Persów Xerxes, zbudował most pontonowy aby przejść cieśninę Hellespont (obecnie Dardanele) lecz wzburzone morze zniszczyło to co powstało. Król był tak wściekły, że wymierzył morzu 300 razów batem.
Ciekawe czy nam coś zostaje z tego króla. Nie chce nam się wierzyć, że coś się po prostu dzieje. Chcemy wierzyć, że za wszystkim kryje się zamierzone i rozmyślne działanie. Nawet rzeczy martwe brane są pod uwagę. Być może to jest źródło ludzkiej wiary w nad siły przyrodzone ?
Pozdrawiam, Artur
@Artur,
Przyznam, że spodziewałam się z Twojej strony bardziej żywego zainteresowania tematem biblijnym :-), biorąc pod uwagę, że nawiązujesz w swoich wypowiedziach do różnych miejsc biblijnych i że jakieś stanowisko w tej kwestii masz, skoro nazywasz Biblię „kawałkiem dobrej literatury”. Ja nie zachęcam do dyskusji nad pochodzeniem Biblii, i tak jak Ty traktuję ten tekst jako „pisany ręką ludzką” (cokolwiek miałoby to znaczyć). W przewijającej się tutaj dyskusji o różnych możliwych stylach życia i byciu dobrym człowiekiem, przewinął się wątek religijności i stylu życia człowieka religijnego. Do Biblii sięgam jako do zapisu pewnego religijnego ludzkiego doświadczenia, dobrze jest poznać to o czym rozmawiamy. Nie wypowiadam się czy doświadczenie to miało miejsce w sferze faktycznej, czy też rozegrało się wyłącznie w przestrzeni psychicznej. Próbuję dotrzeć do tego, co to faktyczne czy też wyobrażone, spotkanie z Bogiem zmieniło w tych ludziach, w ich sposobie myślenia, odczuwania, stosunku do innych ludzi, pojmowania takich spraw jak bycie dobrym człowiekiem, odpowiedzialność, sprawiedliwość, lojalność – bo o tym tu dyskutujemy. :-)
Ok. spróbuję z innej strony: jak pojmujesz religijność i co jest dla Ciebie źródłem wiedzy w tym zakresie? Nawiązując do jednego z Twoich wcześniejszych postów: Czy zamachowcy-samobójcy to ludzie religijni? Napisałeś: „Wiara może prowadzić do wypaczonej moralności oraz indoktrynuje młode umysły dzieci.” Czy nie-wiara jest gwarancją uchronienia nas przed wypaczoną moralnością i zabezpieczenia „młodych umysłów dzieci” przez indoktrynacją? Co takiego daje „nie-wiara” co daje wiara?
Pozdrawiam
@Artur
ostatnie pytanie powinno brzmieć: Co takiego daje „nie-wiara”, czego nie daje wiara?
Pozdrawiam
Witaj Avigayil
Piszesz: „Przyznam, że spodziewałam się z Twojej strony bardziej żywego zainteresowania tematem biblijnym”
Ja wykazuję zainteresowanie tematem biblijnym, jednakże nie jestem w stanie dyskutować na temat jakości tłumaczeń. Interesuję się aktualnym przekładem Biblii, nie mam żadnej wiedzy na temat historii jej tłumaczeń, czy wyboru tego, co aktualnie się w niej znajduje.
Piszesz: „Ja nie zachęcam do dyskusji nad pochodzeniem Biblii”
Ok., więc napisz o czym w temacie Biblii proponujesz dyskutować i zobaczymy co się da z tym zrobić ?
A może Koran ?. Tu też jest wiele ciekawych miejsc do dyskusji, szczególnie te które opisuje stanowisko co do Jezusa.
Pytasz: „jak pojmujesz religijność i co jest dla Ciebie źródłem wiedzy w tym zakresie? Oraz Czy zamachowcy-samobójcy to ludzie religijni?”
Istnieje logiczne powiązanie pomiędzy religią, a popełnianiem zbrodni. Jeżeli ktoś wierzy, że jego religia jest jedyną prawdziwą, że ten Bóg jest jedynym Bogiem i wierzysz, że Twój Bóg rozkazał Ci poprzez księdza lub świętą księgę – aby kogoś zabić, wysadzić kogoś lub budynek w powietrze, roztrzaskać samolot o budynek. Wtedy czynisz to w słusznej sprawie ! Jesteś dobrym człowiekiem, przestrzegasz moralności swojej religii. Dla mnie taka osoba jest człowiekiem religijnym.
Religijność to życie po swojemu lub w zgodzie z konkretnym systemem wyznaniowym.
Pytasz: „Czy nie-wiara jest gwarancją uchronienia nas przed wypaczoną moralnością i zabezpieczenia “młodych umysłów dzieci” przez indoktrynacją?
W tym zdaniu zadałaś dwa odrębne pytania.
Oczywiście nie-wiara nie zabezpiecza nas przed wypaczoną molarnością. Jednakże, aby być moralnym i dobrym nie potrzeba wiary (w konkretny system religijny).
Druga część pytania, Indoktrynację możemy zlikwidować nie tyle, co przez nie-wiarę, ale brak wtłaczania do młodych umysłów, że istnieje jeden konkretny Bóg i sposób trafienia do nieba. W zamian proponuję pokazać młodym ludziom, że istnieje wiele systemów religijnych, ciągle powstają nowe, stare upadają. Jeżeli któryś Ci odpowiada wybierz, go jak Twój umysł będzie dorosły. Klasycznym przykładem świadomie wtłaczanym do młodego umysłu podczas nauki religii jest przekonanie, że religia jest niezbędna dla moralności. Jest ona potrzebna każdemu człowiekowi, aby wiedział co jest dobre a co złe. Jak pisałem wcześniej nie ma to wiele wspólnego z faktami, moralność jest starsza od religii i powszechna również w świecie zwierząt. Jednakże to, co wbito nam za młodu, później ciężko jest kwestionować i usunąć, jednakże można i warto
Jest takie przysłowie (cytują z pamięci) „Daj mi 7latka a zrobię z niego mężczyznę”
Umysł człowieka w tym wieku, bierze wszystko jak leci. Właśnie to ŚWIADOME działanie nazywam indoktrynacją młodych umysłów. Osoby odpowiedzialne za przeniesienie religii z sal katechetycznych do szkół, doskonale znają prawdziwość tego przysłowia.
Pytasz : „Co takiego daje “nie-wiara” co daje wiara?”
W niektórych miejscach się powtórzę, jednakże nie chcę odsyłać cię do moich komentarzy powyżej. Ponadto, aby być w zgodzie z sobą zamieniam słowo nie-wiara na systemy religijne, a wiara na życie po swojemu. Dla Ciebie jest to ok?
Religie, minusy ograniczenia:
Religia każe nam zadowalać się odpowiedziami, które nawet nie są odpowiedziami. Religia twierdzi, że wie wszystko, że nie należy wątpić, pytać i szukać odpowiedzi.
Marnowanie naszych pieniędzy i czasu. Po co więc zawracać sobie głowę w wiarę w coś na co nie ma cienia dowodu, a jest tak wiele na co mamy masę dowodów . Można spędzić czas koncentrując się na tym.
Możliwość manipulowania słabych umysłów (wymaga świadomości, że świat jest spory i istnieje wiele ruchów religijnych)
Indoktrynacja maluchów
Zrobienie tego po swojemu, plusy korzyści:
Świadomość, że jesteśmy uprzywilejowanymi właścicielami, krótkiej iskry świadomości i dlatego musimy przejąć za nią odpowiedzialność. Przestać polegać jako chrześcijanin czy muzułmanin na świecie gdzieś indziej, na raju na który można zapracować i dla którego należy się poświęcać. jak i poświęcać innych ludzi – indoktrynacja religijna przez dzieci.
Odrzucając ideę kolejnego życia, możemy z większym podnieceniem korzystać z tego.
Pozdrawiam, Artur
Witaj Artur :-)
odpowiadając (trochę nie po kolei) na Twój post: nad czym proponuję dyskutować w temacie Biblii? Proponuję dyskutować nad tekstem biblijnym, sięgać do źródła, czytać i dyskutować. Proponuję dyskutować także nad tym, jak sobie tłumaczymy ten tekst – przy tym nie mam na myśli dyskusji nad jakością pracy tłumacza, który z języka aramejskiego, hebrajskiego czy innego przetłumaczył ten tekst na polski, tylko nad tym, jak ten tekst jest „tłumaczony” w ramach naszej tradycji. Proponuję zastanowić się nad jakością naszego tłumaczenia Biblii, to znaczy sposobu w jaki rozumiemy i interpretujemy biblijne opowieści. Czytając tekst biblijny filtrujemy go przez nasze pojęcia, systemy wartości, to czego nas nauczono. Jeśli zgodzimy się, że ten tekst powstał pierwotnie w zupełnie innej kulturze niż nasza, to zadając sobie pytanie o wymowę takiej lub innej opowieści, musimy zadać sobie pytanie o nasze własne pojęcia, systemy wartości i interpretacje, których nas nauczono. Przede wszystkim trzeba zacząć od zadania sobie pytania czy te pojęcia, którymi my naturalnie się posługujemy, były równie naturalne dla tamtych ludzi i czy nasze pojęcia są właściwe do opisu ich doświadczenia. Jest to bardzo trudne, bo wymaga uświadomienia sobie swoich własnych indywidualnych i kulturowych „filtrów”, a także zakłada sporo wiedzy humanistycznej z takich dziedzin jak historia, filozofia, religioznawstwo, itp.
Podam przykład na temat interpretacji opowieści dotyczącej zjedzenia owocu z drzewa poznania dobrego i złego.
„Obowiązująca” wykładnia tej historii, której naucza się na lekcjach katechezy, jest taka: zrywając owoc Adam i Ewa nadużyli wolności danej im przez Boga, złamali Boski zakaz, za ten grzech nieposłuszeństwa zostali wygnani z raju. Grzech bywa różnie interpretowany, także w sensie seksualnym (zerwanie jabłka jako metafora „grzesznego” stosunku cielesnego). Powtarzające się kluczowe słowa w tej intepretacji to nadużycie, zakaz, nieposłuszeństwo. Dodatkowym pytaniem jakie rodzi ta historia jest: po co Bóg zasadził w ogrodzie drzewo, z którego nie pozwolił ludziom jeść?
Odniosę się krótko do wątku zerwania jabłka jako metafory „grzesznego” stosunku cielesnego (cytat, który przytoczyłeś w swoim poście i Twoje słowa o przekazywaniu grzechu poprzez nasienie, skłaniają mnie do tego).
Seksualna interpretacja jest „zmanipulowaniem” tekstu biblijnego w dwojaki sposób. Po pierwsze w samej opowieści o jabłku nie ma nic na temat cielesności, współżycia, itp. Po drugie samo pojęcie „grzesznej cielesności” jest obce Torze – to znaczy nie występują w niej żadne teksty, które pozwalałyby nam domniemywać, że ludzie tamtej społeczności w ogóle posługiwali się taką kategorią. Chrześcijańskie podejście do „grzesznej cielesności” przeciwstawionej „czystemu duchowi” jest pochodzenia nie starotestamentowego, lecz greckiego, zawdzięczamy je zupełnie innej kulturze. „Seksualne” znaczenie opowieści o zerwaniu jabłka z drzewa poznania dobrego i złego zostało włożone w ten tekst przez jego późniejszych interpretatorów, wychowanych w zupełnie innych pojęciach – niekoniecznie złośliwie, może po prostu poprzez bezwiedne przeniesienie swojego myślenia na inną opowieść. Ty sam przywołując wizję grzechu pierworodnego przenoszonego po linni męskiej poprzez nasienie nawiązujesz do tej interpretacji. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę?
Być może odpowiesz mi, że nie czujesz się „kompetentny, aby się wypowiadać”, tym niemniej przecież wypowiadasz się ;-)
Kolejne tematy za chwilę …
Witam wszystkich!
Ja również lubię poruszony tutaj temat ;) Z tym że jestem człowiekiem wierzącym w Boga i katolikiem nie negującym hierarchicznej struktury Kościoła. Chciałbym zauważyć że wiele osób może czasami z konieczności napisania krótkiej wypowiedzi spłyca temat, a co gorsza niektórzy popełniają błędy.
Tak samo jak autor zostałem wychowany zgodnie z tradycjami katolickimi. Jednakże w przeciwieństwie do autora rozumna i logiczna cześć mojej osoby pozwala mi na wiarę w Boga. Jest wiele argumentów zarówno w teologii jak i w życiu wielu ludzi pozwalających stwierdzić że Bóg istnieje. Ja w religii nie widzę zbioru nakazów i zakazów, które mają we mnie powodować poczucie winy, ale sposób przybliżania do Boga, oddawania mu czci. Zawężanie religii tylko do tego jest nie tylko uproszczeniem, ale i błędem. Naprawdę – nie czuję się w żaden sposób ograniczany przez moją wiarę!
Bardzo nie podoba mi się użyte sformułowanie Dawkinsa, że idea odkupienia jest „sadomasochistyczna i odpychająca”. Kojarzy mi się z czymś naprawdę ohydnym, a dla mnie zbawienie przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa takie nie jest. Dla mnie takie odkupienie nie jest absurdalne. Może Jezus chciał nam przez to pokazać, ze cierpienie ma wartość? I do jakiej miłości i poświęcenia dla nas jest zdolny? Jeśli chodzi o odpowiedzialność za nasze życie – Bóg zachęca nas do wzięcia odpowiedzialności za nasze życie. Kto jeśli nie my sami? Zgadzam się z tym zdaniem: „nasze życie ma tyle sensu, celowości i pasji na ile sami je takim uczynimy. Jeżeli tylko chcemy, możemy sprawić, aby było naprawdę cudowne.” Uczestniczyłem kiedyś w takim wykładzie prowadzonym przez jednego z braci z z ekumenicznej Wspólnoty Taize , który mówił dokładnie to samo co Alex bardzo często powtarza: Abyśmy się starali znaleźć i czynić to co lubimy najbardziej. I to w czym się realizujemy. (W dużym uproszczeniu:))
Nie zgadzam się z tym co Artur napisał w kolejnej części. Nie wszystkie przekonania religijne muszą być respektowane – w szczególności te które godzą w naszą uniwersalną europejską moralność. Porównywanie Boga Jahwe do greckich bogów również nie jest zbyt przemyślane. Pochodzenie religii chrześcijańskiej i judaistycznej , a wierzeń starożytnych Greków jest zupełnie inne. Jej celem nie jest np. wyjaśnianie niezrozumiałych zjawisk. Wierzenia Greków to oczywista fikcja.
Czasami mam wrażenie, że niektórzy w swoich religijnych poszukiwaniach koncentrują się tylko „na jednej stronie barykady”, nie próbują znaleźć argumentów przemawiających za tym że nauczanie Kościoła to prawda. Nie próbują też się modlić do Boga – choćby w sposób „Jeśli istniejesz to pomóż mi odnaleźć prawdę…”. Czasami jest też tak, że ludzie nie chcą przyjąć wiary chrześcijańskiej bo wymaga to od nich głębokiej zmiany postępowania i moralności. Ja w swoim życiu spotkałem się z wieloma osobami, faktami które pozwalają mi twierdzić, że Bóg istnieje. Choćby doświadczenia ludzi należących do charyzmatycznych wspólnot, przykłady wielu świętych, którzy mieli nadprzyrodzone dary np. ojciec Pio.
Pozdrawiam, Piotr
Avigayil Says:
Niestety mój prosty inżynierski umysł nie może być równorzędnym partnerem w dyskusji na tak wysokim humanistycznie poziomie. Może nie tyle, co nie może a nie bardzo chce :) Przykro mi jeżeli Cię rozczarowałem.
Piszesz: „Ty sam przywołując wizję grzechu pierworodnego przenoszonego po linni męskiej poprzez nasienie nawiązujesz do tej interpretacji. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę?”
Fakt nie zdaję sobie kompletnie z tego sprawy, ale dobrze mi z tym. Nie czuję potrzeby ani wymiernych korzyści, aby tak głęboko i na takim poziomie wnikać w te sprawy.
Biblia to książka warta przeczytania (raz w zupełności wystarczy), wnikanie w co autor miał na myśli czy jaka była pierwotna intencja danego rozdziału ma dla mnie niski stosunek korzyści do zainwestowanego czasu.
pozdrawiam, Artur
Arturze, ok. rozumiem, że nie masz ochoty na staranne czytanie Biblii i zbyt głębokie wnikanie w istotę spraw, o których rozmawiamy. W takim razie ciekawi mnie po co napisałeś post i na jakim poziomie dyskusji się spodziewasz.
Później odniosę się do pozostałych wątków poprzedniego Twojego posta.
Avigayil,
Post opisuje moje doświadczenia z religią oraz to, co dla mnie okazało się lepsze. Jego celem jest pokazanie, że jest wiele dróg, warto je przeanalizować i wybrać najlepszą do danej sytuacji. Pamiętać, ze każdy wybór ma swoje dobre i złe strony. W przypadku konkretnego wyboru należy akceptować ograniczenia, jakie się z nim wiążą.
Trochę mnie martwi, że nie wynika to jasno z samego postu oraz komentarzy, które pod nim umieściłem. Jednakże biorę to na siebie i dołożę jeszcze większych starań, aby poprawić jakość mojej komunikacji.
Pytasz o oczekiwania, co do dyskusji. Jestem otwarty na propozycję, jednakże nie obiecuję, że każdą podejmę (np. tę o Biblii). Najchętniej podyskutuję o konkretach, jeżeli ktoś chce dyskutować o Bogu to dla mnie jedyną sensowną postacią Boga, o jakiej można dyskutować jest ta wywodząca się z religii. Jeśli pod pojęciem Boga kryje się według kogoś przyroda, dobroć, wszechświat, prawa fizyki, człowieczeństwo lub liczba PI dyskusja nie ma sensu.
Jak powiedział Weinberg: wszechświat jest wszechświatem, energia jest energią, Jeżeli Bóg jest energią to znajduje się w grudce węgla.
Komentarz Petrusa jest dobrym przykładem moich oczekiwań co do dyskusji. Jak wrócę do hotelu ustosunkuję się do niego.
Pozdrawiam, Artur
Artur, kontynuując …
O RELIGIJNOŚCI
Napisałeś: „Istnieje logiczne powiązanie pomiędzy religią, a popełnianiem zbrodni. Jeżeli ktoś wierzy, że jego religia jest jedyną prawdziwą, że ten Bóg jest jedynym Bogiem i wierzysz, że Twój Bóg rozkazał Ci poprzez księdza lub świętą księgę – aby kogoś zabić, wysadzić kogoś lub budynek w powietrze, roztrzaskać samolot o budynek. Wtedy czynisz to w słusznej sprawie ! Jesteś dobrym człowiekiem, przestrzegasz moralności swojej religii. Dla mnie taka osoba jest człowiekiem religijnym.
Religijność to życie po swojemu lub w zgodzie z konkretnym systemem wyznaniowym.”
Ok., teraz bardziej jest dla mnie jasne Twoje rozumienie religijności. Ja z tym rozumieniem polemizuję. Ten rodzaj wypaczonej religijności, którego wizję zaprezentowałeś, nie obejmuje całokształtu doświadczeń i przeżyć ludzi, którzy mają poczucie doświadczenia kontaktu z Bogiem – aby o tym podyskutować, musielibyśmy jednak sięgnąć do opisu takich doświadczeń (chociażby w ramach Biblii), a tego nie chcesz robić. Co więcej ta wypaczona religijność, nie musi być wcale związana z monoteizmem (wiarą w jednego Boga), ani w ogóle wiarą w jakiegokolwiek Boga czy jakąkolwiek rzeczywistość nadprzyrodzoną. Zbrodnicze skłonności nie są wyłącznie cechą wypaczonych systemów „religijnych”, ani wypaczonych ludzi „religijnych”, ale także ideologii świeckich, które odrzucają wszelką ideę Boga i wprost kwestionują religię. Kościół nie ma monopolu na polowanie na czarownice, te polowania urządzano w różnych systemach, pod różnymi szerokościami geograficznymi i w imię różnych racji (chociażby w systemie komunistycznym.)
To co nazywasz „religijnością” jest de facto „fundamentalizmem” – fundamentalizm ten może mieć różne oblicze, tak świeckie, jak i religijne, mordowano w historii zarówno w imię „Boga Jedynego”, jak i w imię walki z „kułactwem” czy „burżuazyjnym imperializmem”. Uważam, że koncentrowanie się jedynie na wypaczonych aspektach religii nie pozwala dostrzec w pełni istoty religijności. Co więcej – widząc jedynie ideologiczny, zbrodniczy charakter „religijności” przeoczamy ryzyka i zagrożenia różnych nie-religijnych fundamentalizmów.
Sformułowanie „religijność to życie po swojemu lub w zgodzie z konkretnym systemem wyznaniowym” jest z kolei tak pojemne, że właściwie nie wiadomo, co się ma pod tym kryć. Czy Ty nie żyjesz „po swojemu”?
Avigayil
Parę spraw wymaga mojej reakcji.
Piszesz: „Ten rodzaj wypaczonej religijności, którego wizję zaprezentowałeś, nie obejmuje całokształtu doświadczeń i przeżyć ludzi, którzy mają poczucie doświadczenia kontaktu z Bogiem”
Przyznam szczerze, że mam problem za nadążaniem za takimi sformułowaniami, jeżeli możesz prościej to poproszę.
Ja nie twierdzę, ze to jest całokształt doświadczeń tych ludzi, na podstawie jakiego zdania doszłaś do takich wniosków ?
Piszesz: „Zbrodnicze skłonności nie są wyłącznie cechą wypaczonych systemów “religijnych”, ani wypaczonych ludzi “religijnych”, ale także ideologii świeckich,”
Dla jasności. Ja nie twierdze, że wszystkie zbrodnicze skłonności wywodzą się z religii. Jednakże jest ona potencjalnym inkubatorem, konkrety to 11 września czy Rachelle Ranae „Shelley” Shannon.
Piszesz: „Uważam, że koncentrowanie się jedynie na wypaczonych aspektach religii nie pozwala dostrzec w pełni istoty religijności.”
OK poproszę o pełną istotę religijności.
Pytasz: „Czy Ty nie żyjesz “po swojemu”?”
Żyję po swojemu, czyli jem mięso, kiedy mam na to ochotę, używam prezerwatyw. Generalnie nie potrzebuje wskazówek czy instrukcji, co mam robić a nie robić w konkretnym dniu / sytuacji.
Pozdrawiam, Artur
Droga Aniu,
piszesz:
>Nie sadzisz, ze jest to troche uproszczenie, czy w takim razie wiara w “sile
>wyzsza” jest niezbedna dla wlasnego rozwoju, dla integracji. Ale przeciez moze
>sie zdazyc, ze wlasnie wiara jest, dla ateistow, przeszkoda dla poczucia integracji
Oczywiście, jest to duże uproszczenie, a przede wszystkim, próba zwięzłego opisania czegoś, co dosyć trudno zdefiniować przy pomocy dostępnych nam pojęć.
Nie uważam, że wiara w „siłę wyższą” jest niezbędna do rozwoju. Miałem na myśli coś wręcz przeciwnego. Często ludzie doświadczają Boga raczej jako efekt rozwoju duchowego, nie jako przyczynę tego rozwoju. Mniej więcej coś takiego miałem na myśli.
Wiara, dla ateistów, jest oczywiście przeszkodą. Z prostego powodu. Ateiści odrzucają istnienie Boga całkowicie. Włączenie wiary do jakiegokolwiek procesu kognitywnego ateisty wywołuje dysonans poznawczy. Z taką „pinezką w stopie” trudno oczywiście się przemieszczać. Dlatego ateiści nie będą używać się wiary, ponieważ ta działa na nich hamująco, negatywnie.
>Dlaczego sie czepiam, gdyz czesto ateistom zarzuca sie brak moralnosci czy
>duchowosci, a przeciez tak naprawde, do tego aby byc dobrym, wewnetrznie
>spojnym i szczesliwym czlowiekiem, naprawde potrzebne sa checi
Zgadza się. Zamiast chęci wstawił bym słowo „wybór”. Trzeba dokonać takiego wyboru. Zrozumieć, wybrać i trzymać postawę mimo, że życie piachem sypie często w oczy. Do tego nie potrzeba Boga, chociaż podobno bez Boga łatwiej się złamać. Ja bym to ujął trochę inaczej, bez rozwiniętej duchowości (hart ducha:) ) łatwo się złamać.
Artur, Avigayil
Toczycie rozwiniętą dyskusję o Biblii, która jak zapewne zauważyliście, do niczego nie prowadzi. Tak będzie dopóty, dopóki Biblie (tak samo jak inne święte księgi itp.) będą traktowane jak poradnik, kodeks praw, czy podręcznik parahistoryczny. Tymczasem Biblia jest *kluczem*. Nie jest wstanie opisać w żaden sposób słowami i pojęciami tego na co wskazuje bo takich słów i pojęć nie ma. Stąd nieporozumienia. Religie starają się systemowo wyjaśniać o co może chodzić. Oczywiście popełniają przy tym mnóstwo błędów, nadinterpretacji, zbyt sztywnej interpretacji itd. Biblia jest fascynująca kiedy czytając ją zadajesz pytanie dlaczego? Szkoda natomiast, że religia tak sztywno trzyma się swoich interpretacji. Dla dzisiejszego człowieka, o otwartym i światłym umyślę, jest to często nie do zaakceptowania.
„Kiedy mędrzec wskazuje Księżyc, głupcy patrzą na palec” – rozmowa powinna dotyczyć księżyca, nie palca. To przykre, że ludzie potrafią się tak poróżnić tylko dlatego, że patrzą na palec z innej strony.
Pozdrawiam serdecznie
Jurek
Arturze,
proszę bardzo – spróbuję prościej :-) :
Mam inne wyobrażenie o sposobie życia ludzi religijnych niż Ty. Wynika ono z mojej lektury różnego typu tekstów stanowiących zapis doświadczeń religijnych (w tym tekstów biblijnych), a także tekstów interpretujących te zapisy w sposób odmienny od tego, czego jesteśmy uczeni podczas katechezy.
Możesz poznać to wyobrażenie sięgając do tych tekstów, albo doświadczając tego samego, czego doświadczyli ci ludzie. Niestety, ale „pełna istota religijności” nie zjawi się przed Tobą na wezwanie, trzeba czytać albo samemu przeżyć. :-)
Na razie dyskutując o religii mówimy głównie o zamachowcach-samobójcach, którzy twierdzą iż „w imię Pana” zrzucają bomby, oraz (kościelnych?) wskazówkach i instrukcjach. To jest obraz religii kształtowany pod wpływem relacji medialnych oraz lekcji katechezy. Polska religijność jest bardzo obrzędowa. Ludzie chodzą do Kościoła, spotykają się z rodzinami w Święta, posyłają dzieci na lekcje religii, rzadko natomiast czytają Biblię. Religijne dyskusje w Polsce dotyczą głównie kwestii typu czy np. wolno używać prezerwatywy, albo czy jeść mięso w piątek.
Hmm, o czym chciałeś podyskutować w ramach tematu religii? Czy chodzi po prostu o mięso i prezerwatywy? ;-)
Avigayil
Bardzo Ci dziękuje za konkretne pytanie. „Tak więc pytasz „Hmm, o czym chciałeś podyskutować w ramach tematu religii?”Czy chodzi po prostu o mięso i prezerwatywy?”
Ciągle nie daje mi spokoju to, że z moich tekstów nie wynika jasno o co mi chodzi :(
Naprawdę tego nie dostrzegasz ?
Uwaga moje pytanie !
Co konkretnie możesz uzyskać tylko i wyłącznie dzięki religii ?
pozdrawiam, Artur
Petrus piszesz: „Ja w religii nie widzę zbioru nakazów i zakazów, które mają we mnie powodować poczucie winy, ale sposób przybliżania do Boga, oddawania mu czci.”
Doskonale rozumiem ten punkt widzenia. Miałem dokładnie takie samo odczucie podczas mojej aktywności religijnej. Następnie koncepcja Boga, Twórcy Wszechświata, który interesuje się losami poszczególnych jednostek, interweniuje gdy uzna to za stosowne (naginając prawa fizyki) oraz po zakończeniu życia rozlicza skrupulatnie ze wszystkiego, kompletnie przestała do mnie trafiać.
Oddawanie czci Bogu to ciekawy aspekt. Jest on taki ludzki, to ta nasza skłonność dopatrywania się celu w losowych zdarzeniach.
Miliony lat temu w Afryce, był czas gdy byliśmy ofiarami. Otoczeni przez drapieżniki wykształcaliśmy narzędzia przetrwania, najlepszym okazał się mózg. Wyższa przeżywalność była nagradzana i nasze mózgi rosły i zmieniały się. Powstało coś czego nie ma inny mózg, zdolność do wyznaczenia celów. Znaleźć nowe źródło, zaplanować polowanie, zrobić zapasy na zimę. Aż w końcu powstał mózg zdolny do zadania pytania Dlaczego ?
Dlaczego tu jestem.
Zwierze, które tworzy patrzy na świat inaczej niż jakiekolwiek inne stworzenie. Patrzymy na świat przez pryzmat celowości. W przeszłości również założyliśmy, że natura świata oparta jest na celowym projekcie. Jak wykazała teoria ewolucji tak nie jest. Natura działając na ślepo tworzy iluzję celowego działania.
Mało tego nasza religia zakłada, że jesteśmy pępkiem Wszechświata, stworzeni na podobieństwo Boga. Jednym z celów naszego istnienia jest oddawanie czci Stwórcy. Cel towarzyszy nam niemal w każdej czynności, nawet pisząc te słowa mam konkretny cel (podzielić się swoimi myślami, zmienić świat na lepsze). Celowość ma olbrzymie znaczenie dla naszego przetrwania i duży wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości.
Piszesz, że nie podoba mi się użyte sformułowanie Dawkinsa, że idea odkupienia jest “sadomasochistyczna i odpychająca”
OK szanuję to. W zamian napisze Ci, czemu ja się z tym zgadzam i użyłem tego przykładu. W czasach Jezusa, zabijanie poprzez ukrzyżowanie było najpopularniejszą karą. Całe trakty były usiane ukrzyżowanymi. Gdy chrześcijaństwo uzyskało status religii państwowej krzyż stał się symbolem tej religii. Abstrahując od samej idei tortur, na które ojciec skazuje syna, gdyby Jezus żył w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku dzisiejsi chrześcijanie chodziliby z miniaturką krzesełka elektrycznego na piersi, bo ta forma uśmiercania była najpopularniejsza w tamtych czasach. Właśnie to jest dla mnie odpychające.
Pytasz: „Może Jezus chciał nam przez to pokazać, ze cierpienie ma wartość? I do jakiej miłości i poświęcenia dla nas jest zdolny?”
Może kto wie? W moim przypadku efekt jest wręcz odwrotny, no ale ludzie się różnią i to jest piękne.
Piszesz: „(…)jeden z braci z ekumenicznej Wspólnoty Taize , który mówił dokładnie to samo co Alex bardzo często powtarza: Abyśmy się starali znaleźć i czynić to co lubimy najbardziej.”
W pełni się z tym utożsamiam. Jednakże nasuwa mi się jedno pytanie, czy potrzebuję do tego religii ? Czy mogę mieć to samo, ale według własnych reguł ?
Piszesz: „Nie wszystkie przekonania religijne muszą być respektowane – w szczególności te które godzą w naszą uniwersalną europejską moralność.”
Ja bym poszedł dalej i traktował przekonania na religijne na równi z odczuciami estetycznymi czy smakowymi.
Piszesz: „Porównywanie Boga Jahwe do greckich bogów również nie jest zbyt przemyślane. Pochodzenie religii chrześcijańskiej i judaistycznej , a wierzeń starożytnych Greków jest zupełnie inne. „
Na czym polega różnica między wierzeniem Greków w Wenus a dzisiejszych Polaków w Jezusa Chrystusa ?
Piszesz: „Wierzenia Greków to oczywista fikcja.”
Jakie masz dowody, że wierzenia Katolików to prawda ?
Co sądzisz na temat autentyczności wierzeń Muzułmanów ?
Piszesz: „Nie próbują też się modlić do Boga – choćby w sposób “Jeśli istniejesz to pomóż mi odnaleźć prawdę…”.”
Mnie z kolei zadziwia, że ludzie z taką chęcią i żarliwości modlą się o powrót osoby bliskiej do zdrowia w przypadku niewidzialnego wirusa. Natomiast nie widzą sensu modlić się np. o odrośnięcie amputowanej nogi ?
Dostajesz od życia to, o co poprosisz, po prostu na tym koncentrujesz swój umysł. Jego siła jest olbrzymia, wystarczy poprosić. Jednakże sensowne jest prosić o rzeczy, na które mamy wpływ. Prośba musi był połączona z akcją.
Piszesz: „Czasami jest też tak, że ludzie nie chcą przyjąć wiary chrześcijańskiej bo wymaga to od nich głębokiej zmiany postępowania i moralności.”
Zgadzam się, jako były praktykujący katolik, potwierdzam wymaga to przestrzegania reguł i norm i stosowania konkretnej molarności. To jest dostajesz podane, co jest dobre a co złe, zamiast wypracować to sam.
Intencja mojego postu nie jest twierdzenie, że mój wybór jest super extra i jedynie słuszny. W poście bardzo szczerze opisałem swoją historię oraz przedstawiłem metodę, która dla mnie działa rewelacyjnie. Wiem, że każdy z nas ma inną pozycję wyjściową oraz swój rozum. Celem tego tekstu jest pokazanie, że jest wiele dróg, które warto po testować.
Pozdrawiam, Artur
Wydaje mi się, że błędnym jest założenie „wszystko co mówi ksiądz/kapłan/inny przewodnik duchowy” jest „słowem Bożym”, należy je akceptować bezwarunkowo i bezdyskusyjnie.
Oczywistym dla mnie jest, że nie można tak – wszelkie Pisma, zasady, mają raczej być wskazówką… bo nie każdy człowiek tak jak Ty czy ja będzie o tym rozmyślał. Czy jakbyśmy w ogóle nie mieli żadnej styczności z jakąkolwiek religią, poświęcilibyśmy tyle czasu na takie rozważania? Czy byłoby coś co by nas do tego skłoniło?
„Religia” w tym formalnym sensie jest tylko jakąś pomocą – przecież Jej interpretacja też się zmienia. W innych czasach też wymagała innych środków, by trafiać do ludzi – wydaje mi się, że nie możemy o tym zapominać.
Wybierz z Niej to co uważasz za dobre, wartościowe. Możesz „pójść na łatwiznę” – Twój wybór. A możesz zostać męczennikiem. Wybór każdego z nas.
Czy Bóg istnieje? Nie wiem. Małe prawdopodobieństwo? Jakie? Przede wszystkim kto/co kryje się dla Ciebie pod tym słowem? Może szansa jest 50-50? Tak na prawdę nikt z nas nie ma żadnego pojęcia o tym, może wierzyć albo nie. I dlatego jest to wiarą.
Zarówno „poglądy kościoła” jak i odkrycia naukowców wielokrotnie się zmieniają, czasami to zmiany „kosmetyczne” a czasami o 180 stopni.
To co ja wiem, to nie mam pojęcia jak coś tak skomplikowanego jak cały wszechświat (a właściwie ta drobna część o której człowiek ma pojęcie) mógł powstać, bez „ingerencji Siły Wyższej”.
Zatem wierzę w tą „Siłę Wyższą”, którą utożsamiam z Bogiem, choć nie obchodzi mnie specjalnie jak kto go nazwie – może być Allahem. Dla mnie to Ten Jeden Jedyny Bóg i tyle – zostałem wychowany wśród katolików więc używam określenia „Bóg” – tak mi wygodniej.
„Wszak działają w imię swoich przekonań religijnych, a po wykonaniu akcji przenoszą się do nowego życia w wiecznej chwale.” – w jakiej to religii? Biegli w Koranie mówią wręcz przeciwne rzeczy…
…a to, że są ludzie starający się sterować innymi i wykorzystują do tego własną interpretacje Koranu to zupełnie inna sprawa.
Za wiele bazowania na przekazie z mediów/filmów, za mało wiedzy o religiach jakże nam odległych – więc może póki nie znajdzie się wśród nas ktoś „biegły” to nie twórzmy własnych interpretacji (bo jak interpretować coś, czego się nie zna?).
Odnośnie Twojej postu – owszem, bardzo słusznie, że poruszyłeś taki temat. Każdy ma prawo mieć swoje przemyślenia, wiarę i wątpliwości. Bardzo dobrze nie brać nic na ślepo.
Jednak temat tak rozległy i skomplikowany, że dość mocne nacechowanie „dobre albo złe, czarno albo białe, albo wszystko albo nic” jakie zawarłeś w swoim tekście (moim zdaniem, tak to odebrałem) czyli go odrobinę zniechęcającym.
Brawo za ideę, nieco szkoda takiego ujęcia – ale bardzo dobrze, że rozwinęła się taka dyskusja. Na pewno nie jeden z nas czytelników skorzysta :)
Pozdrawiam serdecznie!
Witajcie!
Zostałem wychowany po katolicku, ale podobnie jak Artur odżyłem na nowo, gdy porzuciłem wpajane mi schematy i ograniczenia.
Czy oznacza to, że religia jest zła? Niekoniecznie. Może jest zbyt skomplikowana i pozostawia za dużo kwestii do interpretacji. Do tego dochdzi bardzo rózny sposób 'wdrażania’ przez duchownych i innych ludzi (nauczanie) – od skrajności do skrajności.
Nie bójmy się kwestionować tradycji, ale tu też należy zachować rozsądek. Uważam, że w dzisiejszym świecie religie są potrzebne. Większości ludzi nie chce się zastanawiać nad regułami życia i przyjęcie zasad moralnych z religii oraz kary za grzechy działają tu korzystnie. Bez refleksji nad życiem ludzie mają wiekszą skłonność do czynienia zła (łatwiej jest zniszczyć niż stworzyć, zabrać niż zapracować itd).
Znam też ludzi, na których praktyki religijne wpływają bardzo dobrze. Widocznie trafili na dobrych nauczycieli i jakoś odnaleźli rozsądne interpretacje, z którymi czują się dobrze i spójnie. Ja widziałem zbyt dużo niespójności i ograniczeń.
Nie bójmy się spojrzeć na życie z różnych perspektyw. Perspektywa religijna zajęła mi zbyt dużo czasu życia dostarczając raczej marnych rezultatów. Samodzielne przemyślenia okazały się znacznie efektywniejsze. Z nowej perspektywy potrafię teraz znaleźć lepsze interpretacje ograniczających mnie wcześniej kwestii religijnych, ale jest to już zbędne ćwiczenie.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
PS Mam wrażenie, że dyskusja schodzi niepotrzebnie na szczegóły dotyczące religii, Biblii i innych ksiąg oraz problemu istnienia Boga. Prawdopodobnie we wszystkim da się znaleźć coś rozsądnego jak i szkodliwego. Zróbmy to po swojemu :)
Arturze, piszesz:
„Zeus to nie sama osoba, co Wenus. Jeżeli nie wierzysz w Zeusa jesteś ateistą w stosunku do tego konkretnego istniejącego w umysłach ludzkich tworu.
Tu nie chodzi o to jak Ty opisujesz Boga, a co sądzisz na temat konkretnego pomysłu. Wielki Duch Komanczów to przecież nie ten sam stwórca co Bóg Abrahama, nieprawdaż?”
No moim zdaniem są to dwa sposoby na opisywanie tego samego. Uważam, że być może istnieje pewien absolut (nazywany Bogiem, bogami…) i, jak napisałem wyżej, ludzie opisują go na bardzo różne sposoby, w zależności od swoich możliwości, potrzeb, obserwacji świata, bazy pojęciowej itd. O ile dobrze zrozumiałem Twoje rozumowanie, to w gruncie rzeczy człowiek jest stwórcą Boga (bogów), który to Bóg jest po prostu bytem w głowie tego człowieka. I wówczas zgoda: wierząc w jeden taki byt, jestem niewierzący w wobec innego, wymyślonego przez człowieka, bytu. Moim zdaniem jest jednak tak: być może, co ciągle podkreślam, istnieje Bóg (w liczbie pojedynczej, mnogiej, w takiej czy innej formie). Czy istnieje to, zgodnie z umową, nie dyskutuję. W każdym razie albo wierzę w to, że ten Bóg istnieje, albo nie wierzę. Albo jestem wierzącym, albo ateistą. I wówczas wybieram sobie sposób opisywania tego Boga (religię), który do mnie najbardziej przemawia. To, że wybieram taką, a nie inną religię nie może implikować stwierdzenia, że jestem ateistą ;-).
„Jak inaczej wytłumaczysz pierwsze przykazanie:
Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.”
Jak pisałem, nie jestem ekspertem, więc dość niepewnie wypowiadam się w temacie tłumaczenia przykazań. Ale to co powyżej mogłoby na przykład znaczyć: „Słuchaj, wybrałeś tę, a nie inną religię. W takim razie bądź konsekwenty.”
„Po czym poznajesz, że opis Boga jest lepszy czy gorszy ?”
Oj, jeżeli z któregoś mojego zdania dało się wywnioskować, że po czymś poznaję, czy któraś religia jest lepsza czy gorsza, to musiało to być fatalne zdanie. Rozumuję tak: zakładając, że istnieje Bóg, to musi być pewien, nieznany nam, stan faktyczny. Z tego wnioskuję, że skoro różne religie opisują Boga w tak różny sposób, to niektóre są pewnie bliżej, a inne dalej od tego stanu faktycznego.
Podsumowując tę dość abstrakcyjną wymianę zdań uważam, że mówienie wierzącemu człowiekowi, że jest ateistą mija się z prawdą, a opinia wg której ruchy religijne są niepotrzebne (a nawet szkodliwe) jest wg mnie mocno krzywdząca – i obie te rzeczy próbowałem uzasadnić ;-).
I jeszcze jednak kwestia, już mniej abstrakcyjna. Wszystko w porządku, jeżeli ktoś jest wierzący, wszystko w porządku, jeżeli ktoś jest niewierzący, ale wg mnie jest również wszystko w porządku, jeżeli ktoś wybiera sobie z religii to, co mu odpowiada. Po prostu jeżeli znajdzie w religii inspirację, coś, co wpłynie pozytywnie na niego i na jego otoczenie, to fantastycznie. I jest to już jego prywatna sprawa, czy znalazł tam tego tyle, by samego siebie uznać za wierzącego.
pozdrawiam serdecznie!
Piotrek
Drogi Jurku,
teraz w zupelnosci moge sie zgodzic z Toba; widze, ze dosc opacznie zrozumialam, co chciales przekazac;)
Ladnie to ujales, sama przez spora czesc mojego zycia probowalam chodzic z taka „pinezka w stopie”, potem odkrylam ateizm i wszystko nagle znalazlo sie wreszcie na swoim miejscu. Rzeczywiscie „wybor” pasuje moze bardziej, w momencie, w ktorym postanawiamy „miec checi”, wlasciwie dokonujemy pewnego wyboru. Pozdrawiam serdecznie
Ania
Michał Fikus piszesz:
„Wydaje mi się, że błędnym jest założenie “wszystko co mówi ksiądz/kapłan/inny przewodnik duchowy” jest “słowem Bożym”, należy je akceptować bezwarunkowo i bezdyskusyjnie.”
Zgadzam się i mam nadzieję, że nie doszukałeś się takich generalizacji w moich wypowiedziach, jeżeli tak poproszę o cytat.
Katolik powinien akceptować (jeżeli chce dostać się do obiecanego nieba i uniknąć piekła) to co jest oficjalnym stanowiskiem kościoła, a więc jest zapisane w katechizmie i oficjalnych „instrukcjach”.
Dla przykładu: Przez wieki wierzono, że dzieci które nie zdążyły zostać ochrzczone trafiały do miejsca zwanego limbus puerorum (tłumaczonego jako otchłań lub zatoka dla dzieci). Miejsce to miało być czymś pośrednim pomiędzy piekłem czyśćcem i niebem. Fakt, że nie była to oficjalna doktryna kościoła, ale jest dobrym przykładem aby zobrazować co jest oficjalne.
Teraz oficjalnie limbus jest zamknięty, nie doczytałem się nigdzie (jeszcze), co stało się z duszami, które do tego czasu przebywały w tym miejscu.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Otch%C5%82a%C5%84
Piszesz: „“Religia” w tym formalnym sensie jest tylko jakąś pomocą przecież Jej interpretacja też się zmienia.”
Jaka interpretacja się zmienia ?
Religia jest bardzo konkretna. W Koranie jest napisane wprost. Jeżeli uznajesz Chrystusa za syna Bożego będziesz mieć kłopoty – piekło.
Jak napisałem wcześniej, jeżeli chcesz ze mną dyskutować o Bogu to tylko o tym wywodzącym się z religii.
Piszesz: „Wybierz z Niej to co uważasz za dobre, wartościowe.”
Taką postawę traktuję jako zabezpieczenie. To jest wierze, tak na wszelki wypadek. Jeżeli po śmierci okaże się, że to jednak prawda to wyjmuję asa z ręka i mówię, ale przecież wierzyłem !!
Dla mnie taka postawa jest nie do zaakceptowania, jest nieuczciwa wobec religii. Jeżeli po śmierci okaże się, że to doktryny katolickie są prawdziwe jest klasycznym kandydatem do piekła. Nie przestrzegasz pierwszego przykazania. To klasyczny punkt 1 z mojego postu.
Pytasz: Czy Bóg istnieje? Nie wiem. Małe prawdopodobieństwo? Jakie?
Takie jak, że istnieje Królewna na ziarnku grochu czy Różowy jednorożec. Na pewno nie 50%, oczywiście to moja subiektywna opinia.
Piszesz: „Zarówno “poglądy kościoła” jak i odkrycia naukowców wielokrotnie się zmieniają, czasami to zmiany “kosmetyczne” a czasami o 180 stopni.”
Zgadzam się. Może ty mi odpowiesz, po co nam kościół i religia ?
Piszesz: „Zatem wierzę w tą “Siłę Wyższą”, którą utożsamiam z Bogiem, choć nie obchodzi mnie specjalnie jak kto go nazwie – może być Allahem. Dla mnie to Ten Jeden Jedyny Bóg i tyle – zostałem wychowany wśród katolików więc używam określenia “Bóg” – tak mi wygodniej.”
Szanuję to dla mnie taka opcja jest nieakceptowana, Jeżeli Allach ma rację, przykro mi to mówić, ale czeka cię piekło. Po prostu warto zdawać sobie sprawę, że religie są bardzo konkretne i kto wie może mają rację.
Piszesz: „Jednak temat tak rozległy i skomplikowany,”
Temat jest dokładnie taki, jakie znaczenie mu przypiszesz. Jeżeli nazwiesz go skomplikowanym to takim się stanie. Dla mnie nie ma tu nic skomplikowanego.
Pytanie dnia, po co stworzono religię ? Odpowiem cytatem Kazimierza Łyszczyńskiego, który został zabity za te słowa:
III — Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nie lękających się, w tym celu, żeby się ich lękano. Wiara zwana boską jest wymysłem ludzkim. Doktryna, bądź to logiczna bądź filozoficzna, która się pyszni tym, że uczy prawdy o Bogu, jest fałszywa, a przeciwnie, ta, którą potępiono jako fałszywą, jest najprawdziwsza.
Pozdrawiam, Artur
Witam Wszystkich,
Artur gratuluję odważnego postu.
Część twoich przemyśleń jest mi bliska.
Równiez pochodzę z katolickiej rodziny i do pewnego czasu była to dla mnie wystarczająca droga. Nie wystarczyła gdy znalazłam się na zyciowym zakręcie, co prawda wiara wyciągnęła mnie z opresji ale nie dała siły odpowiedzi dlaczego i co dalej?
Zaczęłam szukać, nie tylko wiary ale również bardziej praktycznych wartości i rozwiązań. Ciągle szukam jednak nie chodzi o to by znaleść coś na zawsze. Po drodze znajduję mnóstwo ciekwych rzeczy z których biorę dla siebie to co jest mi najbliższe i potrzebne w danej chwili. To co zapewnia mi szczęscie, poczucie spełnienia i daje siłę. Do niczego sie nie przywiązuję bo w każdej chwili życia potrzebne jest co innego.
W Tajlandii, na wybrzeżu morza powstała przepiękna rzeźbiona Świątynia Prawdy. Jej cztery częsci poświęcone są czterem najwiekszym religiom świata. Jest tam chrześciaństwo, hinduizm, islam i buddyzm. Te wszystkie drogi prowadzą do centrum świątyni, gdzie znajdują się cztery osobne wejścia do jednej „kaplicy” prowadzącej do światła. Świątynia ciągle powstaje, jest cały czas żywa a buduja ją ludzie z całego świata. Jest najbardziej ekumenicznym miejscem na świecie, które udało mi sie do tej pory zobaczyć.
Po śmierci klinicznej, która przezyłam po urodzeniu córki zaprzeczanie istnieniu Boga byłoby w moim przypadku dyletanctwem. Więc wierzę w Boga, jednak małe znaczenie ma dla mnie jak on wygląda, jakimi symbolami sie posługuje i przez jakich ludzi przemawia do nas. Jak osoba wychowana w wierze katolickiej obchodzę świeta w zgodzie z tymi obrzędami ale przede wszystkim z obecnością Boga, kimkolwiek on jest.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
@Monika pisze: „Po śmierci klinicznej, która przezyłam po urodzeniu córki zaprzeczanie istnieniu Boga byłoby w moim przypadku dyletanctwem. Więc wierzę w Boga, jednak małe znaczenie ma dla mnie jak on wygląda, jakimi symbolami sie posługuje i przez jakich ludzi przemawia do nas.”
Jeśli odpowiedź na moje pytanie byłaby zbyt osobista, proszę zignoruj je.
W jaki sposób fakt, że Twój organizm potrafił przetrwać śmierć kliniczną, ma świadczyć o istnieniu Boga?
Hej Piotr_Kow,
Piszesz: „O ile dobrze zrozumiałem Twoje rozumowanie, to w gruncie rzeczy człowiek jest stwórcą Boga (bogów), który to Bóg jest po prostu bytem w głowie tego człowieka.”
Nie do końca o to mi chodziło, ale biorę to na siebie, to ja jestem odpowiedzialny za jakość mojej komunikacji.
Człowiek jest Twórcą religii, która z kolei opisuje, czym jest Bóg, jaka jest historia i sens świata.
Jeżeli mówimy o Bogu, to wskażmy, o jakiego Boga chodzi o jaką religię.
Piszesz: :Moim zdaniem jest jednak tak: być może, co ciągle podkreślam, istnieje Bóg (w liczbie pojedynczej, mnogiej, w takiej czy innej formie).”
Dla mnie jest na dobrej do stworzenia Twojej własnej religii. Właśnie tak one powstają.
„Czy istnieje to, zgodnie z umową, nie dyskutuję. W każdym razie albo wierzę w to, że ten Bóg istnieje, albo nie wierzę. Albo jestem wierzącym, albo ateistą.”
Mam propozycję, aby się pięknie różnic w poglądzie na ten temat. Dla mnie Bóg wywodzi się z religii. Jeżeli tworzysz swój własny obraz Boga, to jest on Twój nic mi do niego.
Piszesz: „Po prostu jeżeli znajdzie w religii inspirację, coś, co wpłynie pozytywnie na niego i na jego otoczenie, to fantastycznie. I jest to już jego prywatna sprawa, czy znalazł tam tego tyle, by samego siebie uznać za wierzącego.”
Podpisałbym się pod tym dwoma rękami gdyby religia nie była wciskana młodym umysłom, była bez hierarchii, wyciągania ręki po pieniądze itd. Itp.
Nawet jeśli tego nie zauważamy, lub nie poświęciliśmy wystarczająco duży energii aby to dostrzec to:
– Religia uczy nas być usatysfakcjonowanym nie rozumieniem świata. Jest zbiorem świętych praw i objawień, o których nie można powiedzieć niczego złego.
– Religia ogranicza naszą swobodę na temat dyskusji, jak powstał wszechświat, kto go stworzył i w jakim celu.
– Religia uczy ludzi bycia usatysfakcjonowanymi głupimi stwierdzeniami, które niczego nie tłumaczą. Ślepemu wierzenia w autorytety, które nimi nie są. W pewnym obszarach ma to wiele wspólnego z systemami totalitarnymi
Zadziwiające jest dla mnie, że ludzie nie potrzebują poświęcić znaczącego przedziału czasu na rozpoznanie tematu, aby mieć jasne zdanie na temat religii. Podobną sytuację można zaobserwować przy dyskusjach o polityce.
Czemu tak się dzieje przy religii, a nie występuje na przykład przy dyskusji o różnicach w skryptach Javowych ? Jedyne co ludzie potrzebują to silne przekonanie.
Z uwagi na powyższe nie podpisze się pod stwierdzeniem, że nawet jak ktoś znajdzie coś inspirującego w religii to nie jest to fantastyczne.
Ponadto jestem święcie przekonany, że przy odrobinie chęci i wysiłku może znaleźć to samo bez religii. No chyba, że powie sobie, że to nie NIEMOŻLIWE, wtedy tak się stanie.
Pozdrawiam, Artur
TesTeq
To co się przeżywa w trakcie śmierci klinicznej to osobista sprawa. Moim zamiarem nie było przytaczanie jakichkolwiek argumentów za i przeciw a jedynie wyrażenie własnego zdania opartego na podstawie własnych dość trudnych doświadczeń.
@Artur Jaworski
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że poniższe wypowiedzi mogą zawierać niezbędne uogólnienia po to by dało się to przeczytać w sensownym czasie, a temat jest tak rozległy, że na pewno znajdą się niejasności odnośnie znaczenia tego, co napisałem.
Dla uproszczenia nie będę omawiał treści komentarzy w tej wypowiedzi.
[b]”Ja, jak większość Polaków wychowany byłem zgodnie z tradycjami chrześcijańskimi.”[/b]
„Z tradycjami” nie zawsze oznacza zgodnie z 'wiarą chrześcijańską’. Nie wiem czy o tym wiesz, ale same tradycje potrafią wywodzić się choćby z pogaństwa i na dobrą sprawę mogą być praktykowane niezależnie.
[b]”Od najmłodszych lat wiele rzeczy kazano mi przyjmować na wiarę i kierować się w tym sercem a nie rozumem.”[/b]
Przyznam, że nie bardzo rozumiem „kazano” w tym kontekście, więc skoncentruje się na „sercem” i „rozumem”.
Mieszasz tu 2 kwestie, o których można by spokojnie doktorat napisać.
Chrześcijaństwo odróżnia 3 główne aspekty rzeczywistości, Trójca to +/-:
– Ojciec: reprezentuje realne efekty działań.
– Syn: reprezentuje miłość.
– Duch: reprezentuje logikę i wiedzę.
I docelowo wszystkie muszą być uwzględniane.
Z kolei drugi aspekt to postawa, która jest obecnie preferowana, a z tym jest rożnie. Najczęstszym problemem są ludzie, którzy robią jak im się podoba i za wszelką cenę chcą przekonać innych, że jest to jak najbardziej prawidłowe. Niestety tutaj rozróżnienie tego pomiędzy:
– ma sens
– nie ma sensu
– ma sens ale nie w tym przypadku
należy w 100% do ciebie.
Kościół w miarę dba o to, aby bazowe zasady były tym czym jest 8h w pracy, jednak nie przeszkadza to w niczym żeby pracować '4′ czy ’12’ godzin. Rozróżnienie sprowadza się to tego czy masz na tyle umiejętności żeby poradzić sobie w te 4, czy po prostu odwalasz chałę.
Często jednak to co przyjdzie nam zaobserwować znacznie odbiega od rzeczywistości. Przykładem jest choćby to, że w czasie mszy przeżegnać powinno się jakieś 2 razy podczas gdy można zaobserwować spokojnie nawet 12 ?…. Jest to długofalowym efektem niezrozumienia zasad oraz tego, że nie którzy chcą uchodzić za lepszych…..
[b]”Jednakże z biegiem lat ta rozumna, logiczna część mojej osoby zaczęła głośno protestować i zgłaszać, że coś jest nie tak, coś wymaga przemyśleń i argumentacji.”[/b]
Ja bym zapytam się o coś innego.
Czy wiesz, że zrozumienie zasad nawet jeśli nie wierzysz w nie podnosi twoją wartość, podczas gdy odrzucenie czegoś już nie koniecznie?
[b]”Po prostu czułem wewnętrznie, że wtłaczane mi przez religię „prawdy” utrudniały mi świadome i własne określenie poglądów na Wszechświat, życie i źródła moralności. To uczucie narastało wraz z ilością przyswajanej przeze mnie wiedzy na temat świata i praw w nim obowiązujących.”[/b]
Zupełnie nie wiem skąd masz to przeświadczenie.
[b]”Logicznie dla mnie wyglądała argumentacja, że z religii (nauk z starego i nowego testamentu oraz aktualnych decyzji Kościoła) nie można wybierać sobie elementów, które nam odpowiadają a pozostałe odrzucać.”[/b]
1. Nie rozumiesz pisma: Nowy testament różni się od starego i zmienia pewne zasady gdyż jak wyjaśnia ludzie dorośli do czegoś więcej.
2. Nie rozumiesz funkcji kościoła i nie potrafisz go zidentyfikować:
Władza kościelna 'regularnie’ (nie oznacza szybko) zmienia zasady i dostosowuje je do rzeczywistości.
Żeby łatwiej coś zrozumieć odejdźmy na chwilę od kwestii wiary.
Przyjrzyjmy się matematyce: w podstawówce uczy się dzieci, że nie można pierwiastkować liczb ujemnych (za takie praktyki można dostać 1 i być pośmiewiskiem klasy). O tym, że takie liczby mają pierwiastek dowiadujesz się na studiach, a czasami w liceum jeśli masz ambitnego nauczyciela (Ps. nie znam nowego programu nauczania, ale z tego co wiem jest tam jeszcze gorzej). Taki jest program nauczania i nikt nie pali ministerstwa edukacji z tego powodu; nikt też nie obraża się na matematykę i przestaje jej używać w życiu codziennym (zakupy, kredyty itp.). Oczywiście bywa że wiedza nauczyciela jest marna: neguje on podstawy matematyki, bo musi się trzymać programu, ale jego błędy prostuje ktoś następny (z czasem specjalista w danej dziedzinie np. dr, prof.). Poza tym czy dane ci było poznać i zrozumieć liczby hiper – naturalne?
O tych prostych zasadach ludzie zapominają jeśli chodzi o wiarę i tu budzi moje politowanie, gdy słyszę jak człowiek, który ma magistra z wielkim przekonaniem powtarza (durne bo sam nie pomyśli) opinie zasłyszane gdziekolwiek, które brzmią tak jakby student pytał się jakiegoś żula jak liczyć całki. Normalnie żal.
Nie należy jednak zapominać, że o ile matematyką zajmują się w znaczniej mierze tylko ci, co chcieli, to wiarą już nie koniecznie, w wyniku czego błędnych wypowiedzi spotkamy znacznie więcej.
3. Odróżnij Świadków Jehowy od Chrześcijan. Pierwsi mają zbiór zasad, który jest jedyny i wystarczający, drudzy mają powiedziane „Ja jestem drogą” i praktycznie tylko namiastkę stałych wytycznych.
[b]”Wymagana jest pełna akceptacja dla wszystkich aspektów religii.”[/b]
Nie potwierdza tego ani Pismo ani rzeczywistość.
Może twoje otoczenie wymaga tego, ale mówimy teraz o podobaniu się innym czy o wierze?
[b]”Powagi tym stwierdzeniom dodaje fakt, że Bóg jest wszechmogący, więc z łatwością przejrzy oszusta.”[/b]
Głupka także.
Lizusa także.
A oszusta, który stosuje się powierzchownie do zasad, tak 2x.
Ale masz w tym jakiś problem?
Jeśli wiesz, że postępujesz dobrze to możesz spać spokojnie.
[b]”W ważne dla mnie sprawy angażuje się całym sobą, nie akceptuję tu rozwiązań pośrednich.”[/b]
Dziwi mnie więc, że nie poznałeś tego co negujesz.
[b]”Ponadto, jest dla mnie niezwykle istotne, aby być osobą wewnętrznie spójną, to jest uzewnętrzniać swoimi działaniami to, z czym całym sobą się zgadzam.”[/b]
Bardzo słusznie.
[b]”W związku z tym w kwestiach religii widziałem poniższe możliwości:
Bycie oszustem udającym wiarę (powtarzanie grzechów, brak regularności w chodzeniu do kościoła, uważanie za zło współżycie przed ślubem czy z osoba tej samej płci, brak akceptacji do eutanazji dla cierpiących itp.) – nie do zaakceptowania
Bycie uczciwym wierzącym (akceptacja dla nauki nowego i starego testamentu oraz bieżącej polityki kościoła) – akceptowalne
Bycie uczciwym sceptykiem (ateizm) – akceptowalne”[/b]
To są tylko główne wybory, nikt ci nie broni wyjść poza ramy, oczywiście poza tobą samym.
[b]”Kara, grzech i poczucie winy
Matką i ojcem wszelkich grzechów jest zjedzenie symbolicznego owocu przez Adama i Ewę. Za to właśnie zostali oni wygnani z raju, odebrano im prawo do życia wiecznego i skazano na ciężką pracę (Adam) i cierpienia (Ewa, bóle porodowe). Grzech ten ma być przekazywany w linii męskiej (nasienie). Nasuwa się pytanie: jaka etyka skazuje każde dziecko, nawet jeszcze zanim się narodzi, na dziedziczenie grzechu, który popełnili jego odlegli przodkowie. Grzech, poczucie winy, kary, zakazy są powszechnymi elementami katolickiej religii.”[/b]
Zastanów się czy choć raz:
– Poskarżyłeś się na matkę naturę, że nie jesteśmy doskonali?
– Miałeś problem z tym, że istnieje konkurencja.
– Miałeś problem z tym, że nie jesteś najlepszy.
Uprośćmy pojęcia grzechu do pojęcia 'wady’, możesz szczerze powiedzieć, że praca nad wadami jest sprzeczna z czymkolwiek w tobie?
…
[b]”Bardzo zgrabnie podsumował to Sam Harris w „Liście do Chrześcijańskiego Narodu”: „Troszczycie się głownie o to, że Stwórca czuje się osobiście urażony czymś, co ludzie robią, kiedy zdejmują ubrania. Wasza pruderia dzień po dniu tylko pogłębia ludzkie nieszczęście.” Ja też uważam, że koncentrowanie życia wokół przestrzegania zakazów ogranicza jego pełne doświadczanie oraz skutecznie obniża poczucie własnej wartości.”[/b]
Miał tu racje, ty zresztą też masz. Zaznaczmy, że cecha nawet nagminna nie oznacza, że musisz się nią kierować.
[b]”Następnie moja religia przedstawia sposób na odkupienie odziedziczonego po Adamie grzechu. Były nią tortury i egzekucja syna Bożego Jezusa Chrystusa. Od tego czasu Jezus jest odkupicielem wszystkich grzechów, zarówno tych już popełnionych jak i przyszłych, które jeszcze nie nastąpiły. Richard Dawkins w „Bogu urojonym” zauważa tu pewną oczywistość: „(…) idea odkupienia – stanowiąca sedno doktryny chrześcijańskiej – jest znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca. Odrzucić ją należy z jeszcze jednego powodu: jest zupełnie absurdalna, choć za sprawą jej wszechobecności przestaliśmy ją dostrzegać.”[/b]
Rozumiem, że dla ciebie historia matki, która ratuje dziecko kosztem własnego życia może być „znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca”. W sumie to rozumiem takie punkt widzenia.
[b]”Przecież gdyby Bóg chciał naprawdę odpuścić nasze grzechy, dlaczego nie mógł ich po prostu wybaczyć, oszczędzając sobie męczarni i egzekucji, dzięki czemu zaoszczędziłby również przyszłym pokoleniom Żydów pogromów i ciągłych oskarżeń o udział w „zabiciu Chrystusa”””[/b]
To maja ulubiona kwestia.
Mógłby nawet więcej, mógłby cię zmienić tak żebyś był idealny.
Baaaaaaardzo ogólnie:
Teraz pomyśl, że jesteś bogiem który niczego nie potrzebuje i może wszystko.
Stworzyłbyś świat idealny? Tylko po co?
Czy może jednak świat, w który każdy ma możliwość czy iść do przodu, czy się cofnąć, w którym każdy ma możliwość wyboru?
[b]”Ktoś mógłby powiedzieć: „Musi istnieć religia, bo gdyby nie istniała życie byłoby puste i bezcelowe bez najmniejszego sensu”. Jak dla mnie w takim podejściu jest duże zagrożenie, a mianowicie uznanie, że to Bóg a nie my sami ma ponosić odpowiedzialność za nadanie sensu i celowości naszemu życiu. Dla mnie prawdziwe jest inne stwierdzenie, nasze życie ma tyle sensu, celowości i pasji na ile sami je takim uczynimy. Jeżeli tylko chcemy, możemy sprawić, aby było naprawdę cudowne.”[/b]
Ta wypowiedz nie ma sensu bez informacji w postaci:
co znaczy „życie” dla osoby, która wypowiedziała to zdanie.
[b]”W naszym globalnym społeczeństwie występuje powszechna akceptacja dla różnorodnych poglądów religijnych. Mało tego, uznaje się je za domenę szczególnie drażliwą, wymagającą chronienia murem wymuszonego szacunku, że przysługuje im coś na kształt poselskiego immunitetu niewystępującego w żadnej innej sferze życia społecznego. Cóż dopóki akceptować będziemy zasadę, że przekonania religijne muszą być respektowane, bo są przekonaniami religijnymi, musimy pogodzić się z faktem, że wielu zamachowców-samobójców zasługuje na szacunek. Wszak działają w imię swoich przekonań religijnych, a po wykonaniu akcji przenoszą się do nowego życia w wiecznej chwale.”[/b]
Nie ma czegoś takiego dla Chrześcijaństwa ani w nim.
[b]”Gdy jasne dla mnie się stało, że najbliżej mi do uczciwego sceptycyzmu. Z pełną świadomością odrzuciłem wpajane przez religię poczucie winy oraz ślepe wierzenie w rzeczy, które sprzeczne są z moim samodzielnie przemyślanymi poglądami na świat.”[/b]
Jestem ciekawy kim jest ta „Religa” która ci wpajała te przekonania, z chęcią bym ją spotkał.
A mi „matematyka” w podstawówce (klasa 1~3) wpajała, że są tylko liczby naturalne, w związku z czym przestałem liczyć i uważać że liczenie jest potrzebne. Dziś jestem informatykiem.
[b]”Od tego momentu czuję się znacznie lepiej, wewnętrznie spójny i spokojny.
Nie wykluczam istnienia Boga, nie mam na to dowodów, jednakże prawdopodobieństwo jego istnienia szacuję na bardzo niskie.”[/b]
Jak możesz oszacować % na coś o czym nie masz pojęcia?
– To tak jak mówić że ziemia jest płaska bo widać, że jest.
– Mówić, że kosmitów nie ma bo jeszcze ich nie znaleźliśmy.
[b]”Gdy ktoś mnie pyta czy jestem ateistą ? Odpowiadam, że oczywiście tak samo jak i pytający. Bo zapewne nie wierzy w greckiego Zeusa, rzymską Wenus czy w wiarę Inków, że Słońce jest ich stwórcą i Bogiem. Ja wiem, że Słońce powstało w wyniku kondensacji obłoków galaktycznego gazu, jest kulą zbudowaną między innymi z wodoru, który w wyniku reakcji jądrowych przetwarzany jest na hel. Inkowie w imię swoich przekonań religijnych, składali dla Słońca ofiary z małych dziewczynek. Dziś może to szokować i wydawać się oburzające, tak samo jak w przyszłości może być z aktualnym Bogiem i religią.”[/b]
Ja bym cię postawił jednak w jednym szeregu z „wierzącymi”, ty wierzysz w „nie wierzenie” a logika tego wyboru także pozostawia wiele do życzenia.
[b]”Z uwagi na możliwość pojawienia się zachowań ekstremistycznych, które politycy nazywają terroryzmem czy wykorzystania religii jako narzędzia manipulacji i wywierania wpływu, moim zdaniem warto o tym dyskutować, do czego serdecznie zapraszam.”[/b]
Bardzo słusznie.
[b]”Ponadto zainwestowanie chwili czasu na porządne przemyślenie tego tematu oraz opracowanie własnych reguł i zasad moralnych ma bardzo korzystny stosunek korzyści do zużytych zasobów.”[/b]
Również podpisuje się obiema rękoma.
Pozdrowionka.
Lasu aka Marek Kozieł,
Piszesz: ““Z tradycjami” nie zawsze oznacza zgodnie z ‘wiarą chrześcijańską’. Nie wiem czy o tym wiesz, ale same tradycje potrafią wywodzić się choćby z pogaństwa i na dobrą sprawę mogą być praktykowane niezależnie.”
Nie wiedzę związku i wpływu na cel mojego posta / przemyśleń. Jaka jest różnica ?
Piszesz: “Przyznam, że nie bardzo rozumiem “kazano” w tym kontekście, więc skoncentruje się na “sercem” i “rozumem”.”
Obowiązkowa religia w szkole oraz jako młody chłopak miał nakaz chodzenia do kościoła. Opowiadam o swoim dzieciństwie, mieszkałem wtedy z rodzicami, byłem na ich utrzymaniu i słuchałem ich grzecznie.
Piszesz: „Czy wiesz, że zrozumienie zasad nawet jeśli nie wierzysz w nie podnosi twoją wartość, podczas gdy odrzucenie czegoś już nie koniecznie?”
Hm, skoro coś świadomie odrzucam to znaczy, że to zrozumiałem (w każdym bądź razie na swój sposób). Jak sam piszesz religia to interpretacja, możemy je mieć inne, możemy też mieć inne pomysły na siebie. Generalnie ja jestem zwolennikiem tworzenia własnych zasad. Jestem też ekspertem, co do mojej własnej osoby i wiem jakie działania podnoszą MOJĄ wartość.
Piszesz: „Zupełnie nie wiem skąd masz to przeświadczenie.”
Zapewne z stąd, że ludzie się różnią i to jest fajne.
Jeszcze raz powtórzę to, co opisałem działa dla mnie, nie twierdze że jest jedynie słuszną drogą i dobrą dla każdego.
Piszesz o nauce i pytasz „Poza tym czy dane ci było poznać i zrozumieć liczby hiper – naturalne?”
Do czego ma prowadzić to pytanie?
Przykład z nauką jest ciekawy. Sam piszesz, że nie jest idealny jest jak i jest. Kolejny powód dla, którego omijam go z daleka. O indoktrynacji młodych umysłów już pisałem, jeżeli chcesz mogę to powtórzyć
Piszesz: „3. Odróżnij Świadków Jehowy od Chrześcijan. Pierwsi mają zbiór zasad, który jest jedyny i wystarczający, drudzy mają powiedziane “Ja jestem drogą” i praktycznie tylko namiastkę stałych wytycznych.”
Nie mam zielonego pojęcia co ma obrazować to porównanie. Może ty odpowiesz mi na pytanie co konkretnie daje religia ?
Piszesz: „Nie potwierdza tego ani Pismo ani rzeczywistość. Może twoje otoczenie wymaga tego, ale mówimy teraz o podobaniu się innym czy o wierze?”
Każdy tworzy swoją własną rzeczywistość, moja jest inna od Twojej. Czasem się mówi: „dziś mam zły dzień”, w praktyce dzień wygląda tak samo, tylko nasze nastawienie uległo zmianie. Pisząc tego posta siedzę i czekam na samolot, za oknem pada deszcz. Pogoda jest dobra czy zła ? Zależy dla kogo. Dla turystów zła, dla rolników deszcze o tej porze jest bardzo ważny.
Podobać chcę się wyłącznie samemu sobie, nie ma to nic wspólnego z wiarą i innymi. Wyczuwasz różnicę i idę mojego podejścia ?
Piszesz :”Dziwi mnie więc, że nie poznałeś tego co negujesz.”
O jakim poznaniu mówisz ?
Nie znamy się osobiście, po przeczytaniu tego postu i komentarzy naprawdę uważasz, że możesz wypowiadać takie stwierdzenia w stosunku do mojej osoby?
Piszesz: „Uprośćmy pojęcia grzechu do pojęcia ‘wady’, możesz szczerze powiedzieć, że praca nad wadami jest sprzeczna z czymkolwiek w tobie?”
Jestem inżynierem, dla mnie grzech to grzech, wada to wada. Nie wiedzę, żadnych korzyści z upraszczania grzechu do wady ? To są odrębne rzeczy.
Dla przykładu grzechem według kościoła jest spanie z moim kolegą, ale dla mnie to jest dobre, dlaczego mam nad tym pracować. Ja tego nie chcę zmieniać !!. Oczywiście dla kościoła homoseksualizm to wada, dla mnie to najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.
Potwierdzam praca nad grzechami, które sprawiają mi radość jest sprzeczna ze wieloma rzeczami, które są we mnie.
Piszesz: „Rozumiem, że dla ciebie historia matki, która ratuje dziecko kosztem własnego życia może być “znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca”. W sumie to rozumiem takie punkt widzenia.”
Przykro mi, ale inaczej rozumiesz. To co napisałeś powyżej to kompletnie inne historie. Naprawdę nie dostrzegasz różnicy ?
Bóg jako Bóg ma wybór może to zrobić na setki różnych sposób. Również na taki, który uchroniłby miliony Żydów z pogromów za „zabicie Chrystusa”. Przypadek matki z dzieckiem to klasyczne 0 lub 1.
Piszesz: „Mógłby nawet więcej, mógłby cię zmienić tak żebyś był idealny.”
Na tak wysokim poziomie abstrakcji dyskutować nie będę. W jakim celu piszesz takie rzeczy?
Piszesz: „Baaaaaaardzo ogólnie:
Teraz pomyśl, że jesteś bogiem który niczego nie potrzebuje i może wszystko. Stworzyłbyś świat idealny? Tylko po co? Czy może jednak świat, w który każdy ma możliwość czy iść do przodu, czy się cofnąć, w którym każdy ma możliwość wyboru?”
Po pierwsze był taki świat: Raj. Po drugie właśnie z Tego powodu cała koncepcja Boga kupy się nie trzyma. Po trzecie mamy świat, w którym należy budować piękne budowle na chwałę Pana, modlić się do niego i bić mu pokłony. Taki Bóg musi mieć bardzo niskie poczucie własnej wartości.
Ty z góry zakładasz, ze Bóg jest na pewno, skąd ta pewność ?
To, że nie rozumiemy do końca mechanizmu funkcjonowania Wszechświata naprawdę upoważnia Cię do tak daleko idących sugestii ?
Jeszcze raz wkleję to co napisałem w innym komentarzu, bo nie chce Cię do niego odsyłać.
Miliony lat temu w Afryce, był czas gdy byliśmy ofiarami. Otoczeni przez drapieżniki wykształcaliśmy narzędzia przetrwania, najlepszym okazał się mózg. Wyższa przeżywalność była nagradzana i nasze mózgi rosły i zmieniały się. Powstało coś czego nie ma inny mózg, zdolność do wyznaczenia celów. Znaleźć nowe źródło, zaplanować polowanie, zrobić zapasy na zimę. Aż w końcu powstał mózg zdolny do zadania pytania Dlaczego ?
Dlaczego tu jestem.
Zwierze, które tworzy patrzy na świat inaczej niż jakiekolwiek inne stworzenie. Patrzymy na świat przez pryzmat celowości. W przeszłości również założyliśmy, że natura świata oparta jest na celowym projekcie. Jak wykazała teoria ewolucji tak nie jest. Natura działając na ślepo tworzy iluzję celowego działania.
Mało tego nasza religia zakłada, że jesteśmy pępkiem Wszechświata, stworzeni na podobieństwo Boga. Jednym z celów naszego istnienia jest oddawanie czci Stwórcy. Cel towarzyszy nam niemal w każdej czynności, nawet pisząc te słowa mam konkretny cel (podzielić się swoimi myślami, zmienić świat na lepsze). Celowość ma olbrzymie znaczenie dla naszego przetrwania i duży wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości.
Piszesz: „Ta wypowiedz nie ma sensu bez informacji w postaci: co znaczy “życie” dla osoby, która wypowiedziała to zdanie.”
Przecież sam skopiowałeś ten opis cytując moje słowa: „Dla mnie prawdziwe jest inne stwierdzenie, nasze życie ma tyle sensu, celowości i pasji na ile sami je takim uczynimy. Jeżeli tylko chcemy, możemy sprawić, aby było naprawdę cudowne”
O co ponadto chcesz zapytać ?
Piszesz: „Jak możesz oszacować % na coś o czym nie masz pojęcia?
– To tak jak mówić że ziemia jest płaska bo widać, że jest.
– Mówić, że kosmitów nie ma bo jeszcze ich nie znaleźliśmy.”
A gdzie widzisz szacunki w moich wypowiedziach, jakieś konkrety, liczby ?
Piszesz: „Ja bym cię postawił jednak w jednym szeregu z “wierzącymi”, ty wierzysz w “nie wierzenie” a logika tego wyboru także pozostawia wiele do życzenia.”
Nie widzę przeszkód, możesz mnie szufladkować do woli. To Twoja głowa, Twoje rozumowanie.
Jeżeli logika pozostawia wiele do życzenia, to poproszę o konkrety.
Pozdrawiam, Artur
@Artur Jaworski
„Nie wiedzę związku i wpływu na cel mojego posta / przemyśleń. Jaka jest różnica ?”
Negujesz wiarę na podstawie tradycji.
Więc o ile nie udowodnisz, że tradycja przekłada się na wiarę bądz skorygujesz nawiązanie do wiary implikacja nie zachodzi.
„Hm, skoro coś świadomie odrzucam to znaczy, że to zrozumiałem”
W moim odczuciu jest to świadome jednak powody nie są szczere.
„O indoktrynacji młodych umysłów już pisałem, jeżeli chcesz mogę to powtórzyć”
Ja uważam, że powinno się próbować zmienić coś na lepsze w pierwszej kolejności.
„Nie mam zielonego pojęcia co ma obrazować to porównanie. Może ty odpowiesz mi na pytanie co konkretnie daje religia ?”
To zależy od religii i od konkretnego człowieka.
W moim przypadku pozwala mi szybciej poznać zasady obowiązujące w obecnym świecie.
„Dalej wymieniasz co daje Ci religia, nasuwa się kolejne pytanie, czy mógłbyś uzyskać podobne rezultaty bez religii ?”
Oczywiście, ale zajęło by to znacznie dłużej.
„Otóż twierdzą oni, że nie ma moralności bez religii, że jest ona niezbędna aby określić co jest dobre a co nie”
To zależy od religii i poziomu rozmówcy. Osobiście uważam, że religia chrześcijańska wcale w tym nie pomaga. Są bazowe zasady, jednak pozostawia bardzo duże pole do popisu jednak nie bez konsekwencji.
„Poza tym w Starym Testamencie można wyczytać jak Pan powinien obchodzić się ze swoimi niewolnikami”
Coś w tym złego?
„Dla mnie najważniejsze jest możliwość ułożenia życia po swojemu i wzięciu za niego pełnej odpowiedzialności.”
No i bardzo słusznie. Puki jesteś gotowy brać odpowiedzialność za swoje czyny lącznie z konsekwencjami których nie jesteś świadom zasługujesz na niemały szacunek nawet jeśli nie zgadzam się z niektórymi twoimi poglądami.
„Religia twierdzi, że wie wszystko, że nie należy wątpić, pytać i szukać odpowiedzi.”
Jak długo nie chcesz latać to tak.
„Zamiast przystosować się do odkryć współczesnej nauki wydaje się, że wielu z nas wpada w sidła myślenia odziedziczonego po naszych prymitywnych przodkach.”
Religia nie jest nauką i nie należy ją z nią mylić. A jej przedmiotem nie jest szybkie dostosowywanie się zmian.
„Zdumiewa mnie Twoja pewność, że Twoja religia jest tą jedyną słuszną.”
Swoją pewność opieram na ogromnej ilości wątpliwości.
„Może to Koran ma rację, jeżeli tak to niebo będziesz musiał zamienić na islamskie piekło.”
Strasznie mnie to rozbawiło ^__^
W przypadku islamskiego „nieba” to mogła nie być taka zła zamiana.
Pozdrawiam.
@Łukasz Kasza
Ciekawe porównanie.
Ja bym osobiście je rozszerzył.
Jak wszyscy wiemy obowiązuje nas prawo grawitacji.
Jednak pomimo wszystko możemy latać.
Cały pic polega nie na tym żeby się rozczulać nad prawem ale o to aby jego znajomość pozwoliła bezpiecznie wylądować.
Przytoczę tutaj historię z USA:
Goście postanowili skoczyć na bungee sobie z bloku, i wszystko było by ok gdyby nie to, że lina była dokładnie długości odpowiadającej wysokości bloku.
Efekt nie jest trudny do przewidzenia
Gościa wprasowało w ziemie, ja bym powiedział, że w widowiskowy sposób połączył się z matką naturą.
Marek Gazda
… „kościele b.rzadko pojawiają się jakieś wesołe pieśni a częściej jęczące klepanie zwrotek”
Też mnie to męczy.
„“Tylko będąc silnym można pomóc słabym” (czy jakoś tak ) więc póki nie mam możliwości sprawić dużej pozytywnej różnicy w życiu różnych ludzi to nie rozglądam się na boki tylko staram się iść naprzód.”
Bardzo rozsądnie.
„Albert Einstein powiedział “W kwestii istnienia Boga zajmuję stanowisko agnostyka.”
Kurcze coraz większy szacunek mam do niego.
Dzieńki za informacje.
Ja bym to nazwał Perpetuum mobile III stopnia:
Świat który zawiera pod pod-świat(inny niż zewnętrzny) całkowicie opisujący świat zewnętrzny.
„Wnioski końcowe: jestem przeciwny jakiejkolwiek religii, uważam że nikt nie ma monopolu na Boga. Nie mogę stwierdzić jednoznacznie, że Bóg nie istnieje jednakże prawdopodobieństwo jego istnienia określam na bardzo niskie.”
Musiał byś dokładnie wyjaśnić swój tok rozumowania bo jak na razie widzę sporo potencjału i logiki w twoich wypowiedziach.
„Fakt są konflikty religijne, ale są one „nielegalne”, potępiane i o małej skali działania. Jeszcze kilka set lat temu całe narody walczyły z innymi tylko w imię przekonań religijnych. Aby temu zapobiec wymyślono termin „tolerancja religijna””
Jeśli się przyjrzysz temu bliżej może się okazać, że to co nazywasz tolerancją wykrystalizowało się tylko i min dzięki religii chrześcijańskiej:
http://religiapokoju.blox.pl/2009/05/Geje-w-Izraelu.html
@stopaprocentowa
„Nie odczuwam potrzeby zastępować X inną niewiadomą. Poczekam na dowody i zastąpienie go czymś konkretnym. A jeśli się nie doczekam, to trudno – da się żyć bez tej wiedzy.”
Ale jeśli „Bóg” spełnia równanie, albo przynajmniej nie zaprzecza mu, to czemu nie zakładać, że jest możliwym rozwiązaniem?
Artur Jaworski
„Spowiedź zgodnie z tym, co mnie uczono nie działa w taki sposób, że grzeszysz -> spowiadasz się -> czyste konto -> grzeszysz -> spowiadasz się -> czyste konto i tak dalej.”
Więc Cię uczono źle, lub ktoś nie potrafił ci tego wyjaśnić.
Jeśli ktoś zamierza to zrobić ponownie to spowiedź nie jest ważna.
Jeśli ktoś nie zamierza to jest.
„Z tego powodu przykład, jaki przedstawiłeś jest dla mnie klasyczną sytuacją wybierania sobie z religii tego, co Ci najbardziej pasuje. Jeżeli to wszystko prawda, to zgodnie z naukami Katolicyzmu możesz mieć kłopoty z dostaniem się do nieba.”
Jeśli ktoś jest za głupi żeby zrozumieć pewne zasady to nie będę płakał jeśli odpowie za konsekwencje tego, co tyczy się także mnie.
W pełni świadomie uważam, że jeśli Ja się nie nadaje do „nieba” to nie powinienem do niego trafić.
„Takie są koszty legalnej religii i to było moją intencją.”
Gdybyś jeszcze nie mieszał religii między sobą było by dużo łatwiej ci coś odpowiedzieć, bo w tym momencie przedmiot zarzutów jest nieokreślony.
@Alex W. Barszczewski
„Przeczytałeś całą Biblię (w tym Stary Testament) i naprawdę tak twierdzisz????”
Ja przeczytałem kilkakrotnie i tak twierdzę. Jakieś pytania?
@Grąbkowski Marcin
„Oczywiście uważam generowanie takich stwierdzeń za bardzo duże nadużycie. Kto dał chrześcijanom monopol na raj?.”
Mogę cię spokojnie poinformować że jest to stwierdzenie nie sluszne w kontexcie podanym przez ciebie.
Z druie jednak strony osobiście uważam Buddyzm za religię bardzo mocno pobudzającą do agresji, ale to inna sprawa.
@Marcin Kaszyński
„Zgadzam się z Twoimi wnioskami. Chrześcijaństwo jest wewnętrznie niesamowicie sprzeczne, przede wszystkim — każąc wierzyć w istotę nieskończenie dobrą i wszechmocną, a wymagającą stałego wypraszania mniejszych lub większych łask i akceptującą świat razem z całą widoczną nierównością, niesprawiedliwością i cierpieniem.”
Że jak?
Zapomniałeś dodać nieskończenie sprawiedliwą:
Za każde dobro wynagradza a za każde zło karze.
To, że dostajesz coś gratis bo jest jeszcze dobry to taki problem? Przecież nikt nie każe ci brać.
Z drugiej strony piszesz, że dostajesz za mało?
A co jest nie tak z „nierównością” ?
Czy jest dla ciebie problemem, że wszyscy ludzie nie mają jednakowego wzrostu?
I gdzie widzisz „niesprawiedliwość”?
„cierpienie”:
Czy czujesz smak wody, zdajesz sobie sprawę z tego, że jest słodka jeśli będziesz przez dłuższy czas pil coś gorzkiego, tak więc cierpienie zwiększa także radość później.
„Lot chciał oddać rozgniewanemu tłumowi swoje córki, dziewice, żeby ocalić swoich gości.”
Biblia w przeciwieństwie do wielu innych książek sensu zyskuje przy pełnym poznaniu.
@Artur Jaworski
„Tak, jak pisałem wcześniej, przez całe dzieciństwo i wiek młodzieńczy uczęszczałem aktywnie na religie i msze święte. Wszystko co było tam przedstawiane odbierałem jako oficjalne stanowisko Kościoła. Ponadto sam na własną rękę dużo czytałem i dyskutowałem.”
1. Pytanie co czytałeś.
2. Nie słyszałem żeby uczęszczanie do podstawówki kilkanaście lat pozwoliło komuś zdobyć nagrodę nobla.
„Jeżeli katolickiego to dlaczego akurat tego ? Warto zdawać sobie sprawę, że Polacy są katolikami tylko dlatego, że urodzili się w tym miejscu świata.”
Zdaję sobie sprawę z tego faktu.
Właśnie poznaje muzułmanizm, wcześniej choćby świadków jehowy i powiem ci, że byłem głęboko rozczarowany.
„Ja patrzę trochę dalej i widzę, że religii jest wiele i to o różnych poglądach. Nie da się sensownie polemizować ze wszystkimi religiami. Dyskutowanie o zasadach panujących w konkretnej religii też dla mnie nie jest sensownym wyjściem.”
To jakie jest dla ciebie sensowne bo czuje że jeszcze się nie narodził ktory by tobie dogodził.
„Ja odrzucam religię, ponieważ nie boję się stanąć sam przed nieznanym oraz uważam, że robi ona więcej krzywdy niż pożytku.”
Co byś powiedział o człowieku który skacze z urwiska ponieważ się nie boi?
„robi ona więcej krzywdy”:
Nie widzę tutaj problemu, przeanalizuj sobie sytuacje z przed globalizacji, wybierz te rejony w których wpływ religii był relatywnie mały i przenieś się w rejon gdzie dziś wygląda to podobnie.
@Mirek Płowiec
„Po trzecie: religie różnią sie miedzy soba symbolami i obrządkami, ale zbior wartosci jest jeden i ten sam – sprowadzajacy sie mniej wiecej do dekalogu, tudziez powiedzenia “nie rób drugiemu, co tobie niemile”.”
Widać, że nie znasz innych religii. Jeśli wysuwasz takie odważne twierdzenia.
@Artur Jaworski
„Ap ropo tematu, nie zastanawia cię fakt, że najważniejsze dla katolickiego Boga jest to w jaki sposób go nazywasz oraz czy nie myślisz czasem o innych Bogach ?”
Mnie raczej zastanawia skąd ktoś wysnuł taki głupi wniosek.
Pozdrowionka.
piszesz: „Negujesz wiarę na podstawie tradycji.”
Smutno mi, że z moich wypowiedz nie wynika jasno co chce przekazać.
Ja neguję religię a nie życie duchowe, czy wiarę.
Apropo tradycji i wiary.
Istnieją miliony rzeczy, których nie potrafimy udowodnić a w nie nie wierzymy
filozof Bertrand Russell napisał: wyobraź sobie chiński czajnik do cherbaty krążacy po orbicie słońca,niemożesz udowodnić że nie istenije ponieważ jest zbyt mały aby dostrzec go przez ziemskie teleskopy nikt poza garstką szaleńców nie powie, że wierzy w istnienie tego czajnika tylko dlatego że nie można dowieść iż on nie istnieje Wyobraź sobie, ze wszyscy ludzie naziemi: nauczyciele, profesorowie, politycy, wierzą w istnienei tego czajnika i trwa to od setek lat, legenda o czajniku przekazywana jest z pokolenia na pokolenie stając się ważną częścią tradycji, napisane nawet święte księgi opisujące czajniczek.
Wówczas gdyby ktoś powiedział, że nie wierzy w jego istnienei uznano by go za ekscentryka lub szaleńca.
Szkoda, że wybierasz pytania które Ci zadałem.
pozdrawiam, Artur
@Artur Jaworski
„Szkoda, że wybierasz pytania które Ci zadałem.”
Po prostu nie uważam, że to miejsce na wchodzenie w takie szczegóły.
Więc nie bierz tego do siebie / ale spokojnie możemy podyskutować poza.
Ewentualnie Alex może zgodzić się na rozdrabnianie, jednak nie była by to dobra decyzja w moim odczuciu.
Jestem otwarty na spostrzeżenia otwartego umysłu.
Pozdrowionka.
Wychowałem się w rodzinie katolickiej. I choć przesłanie Nowego Testamentu jest mi bliskie, to jednak już przy czytaniu Starego Testamentu mam wątpliwości, które nie sposób mi pogodzić z ewangelicznym przesłaniem „a bliźniego swego jak siebie samego” (na przykład to, co działo się w drodze do Ziemi Obiecanej). Poza tym mam sceptyczny stosunek do poświęcania przedmiotów i kilku innych spraw.
„Bycie uczciwym wierzącym (akceptacja dla nauki nowego i starego testamentu oraz bieżącej polityki kościoła) – akceptowalne”
Tu zamienił bym słowo wierzący na chrześcijanin (można wierzyć w Boga nie będąc chrześcijaninem). Można być wierzącym w jakiegoś Boga, niekoniecznie objawionego w ST lub NT. Pozostaje pytanie, czy można być chrześcijaninem i mieć wątpliwości? Moim zdaniem tak. Ja je mam. Staram się jednak żyć wg zasady „a bliźniego samego jak siebie samego”, bo mam nadzieję, że kimkolwiek jest byt, który wywołał Wielki Wybuch (wg znanych mi praw fizyki nic samo z siebie jeszcze nie wybuchło), to właśnie wg tej zasady będziemy przede wszystkim sądzeni, a nie wg innych kwestii, które moim zdaniem mają znaczenie drugorzędne.
Hej Lasu aka Marek Kozieł
Napisałeś: ”Po prostu nie uważam, że to miejsce na wchodzenie w takie szczegóły.
Więc nie bierz tego do siebie / ale spokojnie możemy podyskutować poza.
Ewentualnie Alex może zgodzić się na rozdrabnianie, jednak nie była by to dobra decyzja w moim odczuciu. „
Nie biorę tego do siebie :), nie przejmuję się zbytnio rzeczami na które nie mam wpływu.
Moje odczucie co do zgody Alexa jest następujące. Udostępnił nam swoje miejsce publikując mój post gościnny. Jestem pewny, że pozwala nam na dowolną wymianę poglądów i szczegółowość o ile odbędzie się to w kulturalnej atmosferze.
Piszesz: „Jak wszyscy wiemy obowiązuje nas prawo grawitacji. Jednak pomimo wszystko możemy latać. Cały pic polega nie na tym żeby się rozczulać nad prawem ale o to aby jego znajomość pozwoliła bezpiecznie wylądować.”
Zastanawia mnie Twoja skłonność do nazywania konkretnych rzeczy po swojemu. Grawitacja jest siłą a nie prawem. Latamy czy wysyłamy rakiety w kosmos, dzięki temu że wytwarzamy większą siłę. Wytworzona przez silnik siła ciągu po prostu przewyższa siłę grawitacji. Co w tym niezwykłego ?. Jeżeli ludzkość nie rozpuszczalny się nad SIŁĄ grawitacji, samolot nigdy by nie wystartował.
Piszesz: „Musiał byś dokładnie wyjaśnić swój tok rozumowania bo jak na razie widzę sporo potencjału i logiki w twoich wypowiedziach. „
Zadaj konkretne pytanie doprecyzowujące, z przyjemnością na nie odpowiem.
Piszesz: „Więc Cię uczono źle, lub ktoś nie potrafił ci tego wyjaśnić.
Jeśli ktoś zamierza to zrobić ponownie to spowiedź nie jest ważna.
Jeśli ktoś nie zamierza to jest. „
Co to znaczy spowiedź jest nieważna. Jaki jest sens opowiadania o swoich, używając Twojego słownictwa wad pośrednikowi ? Jaka jest wartość dodana tego procesu ?
Piszesz: „Gdybyś jeszcze nie mieszał religii między sobą było by dużo łatwiej ci coś odpowiedzieć, bo w tym momencie przedmiot zarzutów jest nieokreślony. „
Dlaczego nie mogę mieszać religii między sobą. Uważasz, ze są lepsze i gorsze ?
Lub zadam inaczej pytanie. Czy są religie, w których mimo iż postępuje zgodnie z regułami tam panującymi nie otrzymam obiecanej nagrody ? Powiedz mi konkretnie jakich religii nie mogę mieszać ze sobą i dlaczego ?
Ja wszystkie legalne ruchy religijne traktuję tak samo. Przekonaj mnie, że powinienem zmienić podejście.
Piszesz: „To jakie jest dla ciebie sensowne bo czuje że jeszcze się nie narodził ktory by tobie dogodził. „
Jeżeli pozbędziesz się tego nic nie wnoszącego sarkazmu to chętnie mogę podyskutować to Twojej religii.
Pytasz: „Co byś powiedział o człowieku który skacze z urwiska ponieważ się nie boi? „
Ze za chwilę umrze.
Piszesz: „“Ap ropo tematu, nie zastanawia cię fakt, że najważniejsze dla katolickiego Boga jest to w jaki sposób go nazywasz oraz czy nie myślisz czasem o innych Bogach ?”
Mnie raczej zastanawia skąd ktoś wysnuł taki głupi wniosek. „
Ech, pierwsze przykazanie.
Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.
Co ono dla Ciebie oznacza ? Przecież jest bardzo konkretne i klarowne.
Pozdrawiam, Artur
Ja tylko na moment, bo mam tylko dorywczo dostęp.
Artur, to jest Twój post i możesz dyskutować tutaj dowolnie szczegółowo :-)
To interesujące doświadczenie, nieprawdaż
pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Dziękuję za doprecyzowanie.
Tak to bardzo interesujące doświadczenia. Utwierdza mnie ono jak wartościowe jest to, że ludzie się różnią oraz że nie ma jednej słusznej drogi pasującej wszystkim. Jednakże niezbędny jest wysiłek i rozpoczęcie poszukiwań a największym ograniczeniem jakie sobie narzuca człowiek jest sposób myślenia.
Potęga słów jest ogromna. Słowa nie muszą być prawdziwe, aby spowodowały odpowiedni skutek. Trzeba polegać na swoim poczuciu logiki i sprawdzaniu w co się wierzy. Gdy następuje konflikt między wyobraźnią a logiką, wygra wyobraźnia. Myśl nawet gdy jest fałszywa, może na nas oddziaływać jeżeli wierzymy, że jest prawdziwa. Kiedy nauczymy się doceniać wartość myśli, to znaczy rozumieć wartość jaką nim przypisujemy nasz umysł odzyskuje / zachowuje spokój.
Zauważam też, że niemal wszyscy ludzie pragną szczęścia jednakże sami nie wiedzą czego szukają. Więc siłą rzeczy umierają nie odnajdując go, a jeśli nawet odnajdują, jak mogą rozpoznać jeśli nie wiedzą czego szukają. Chcą być bogaci, ale jeśli spytać ich ile by chcieli zarabiać rocznie, nie są w stanie udzielić odpowiedzi. Jak można być szczęśliwym jeżeli nie wie się co daje szczęście ?
Pozdrawiam, Artur
Witam wszystkich.
Zaglądam na ten blog już od jakiegoś czasu, ale teraz postanowiłem się wypowiedzieć.
Przeczytałem wszystkie komentarze do tego postu, ale na początek ustosunkuję się tylko do samego postu.
”Po prostu czułem wewnętrznie, że wtłaczane mi przez religię „prawdy” utrudniały mi świadome i własne określenie poglądów na Wszechświat, życie i źródła moralności.
Najwyraźniej źle przedstawiano Ci chrześcijaństwo. Z chrześcijańskiego punktu widzenia wiara i rozum powinny się uzupełniać. Nawet nie mogą, a powinny; są one równe – mówi o tym np. encyklika Jana Pawła II Fides et ratio. Zweryfikowanie i przemyślenie przez osobę dorosłą prawd przestawianych jej do wierzenia kiedy była dzieckiem jest kluczowe. „Przełamywanie się” i kurczowe trzymanie się prawd wiary poznanych w dzieciństwie bez ich zrozumienia jest bez sensu i to dobrze, kiedy ktoś przechodzi przez ten okres weryfikacji.
”Logicznie dla mnie wyglądała argumentacja, że z religii (nauk z starego i nowego testamentu oraz aktualnych decyzji Kościoła) nie można wybierać sobie elementów, które nam odpowiadają a pozostałe odrzucać.
Oczywiście, że nie można wybierać z nauki Kościoła tylko tego, co nam się podoba, ale trzeba pamiętać, gdzie leży granica między nauką Kościoła a jego niewiążącymi sugestiami. Przykład: kościół nie nakazuje żadnemu małżeństwu posiadania mnóstwa dzieci, nie mówi też, że małżeństwa bezdzietne nie mają racji bytu; oprócz tego nie mówi, że jedynym celem aktu seksualnego ma być spłodzenie dzieci. Jeśli ktoś słyszał co innego o nauce Kościoła w tych sprawach, nawet z ust księdza, to usłyszał nieprawdę. Ogólnie rzecz biorąc funkcjonuje mnóstwo fałszywych przekonań o nauce Kościoła, które wynikają z niezrozumienia istoty tej nauki lub dostępu jedynie do skrótowych zbiorów „nakazów i zakazów”.
”1. Bycie oszustem udającym wiarę (powtarzanie grzechów (…) )
Powtarzanie tych samych grzechów nie uniemożliwia bycia chrześcijaninem. Gdyby powtórzenie grzechu oznaczało bycie oszustem udającym wiarę chrześcijańską, to praktycznie wszystkich świętych należałoby uznać za oszustów. Chodzi o to, żeby nie powtarzać grzechów z premedytacją, żeby pracować nad sobą i unikać ich. Nawet jeśli komuś do końca życia nie uda się zlikwidować jakiegoś grzechu, to może mimo tego być prawdziwym chrześcijaninem.
”2. Bycie uczciwym wierzącym (akceptacja dla nauki nowego i starego testamentu oraz bieżącej polityki kościoła)
Czy wiesz, że w Nowym Testamencie jest napisane coś takiego „nie godzi się mężczyźnie nosić długie włosy”? Można by się zastanawiać, czy to znaczy, że Kościół „skazuje wszystkich długowłosych na potępienie”. Co więcej, Chrystus miał długie włosy, więc niektórzy powiedzą: „Nowy Testament jest wewnętrznie sprzeczny”. Tymczasem trzeba wiedzieć, że autor tego tekstu (to był bodajże św. Paweł) mówił w kontekście kultury rzymskiej, w której mężczyźni nie mieli długich włosów. Zatem treść, którą należy odczytać, brzmi: „Nie godzi się męźczyźnie być zniewieściałym”, a czym to zniewieścienie się przejawia, to już kwestia konkretnej kultury. Dlatego należy być bardzo ostrożnym przy określaniu tego, co należy do „nauki Kościoła”
”Kara, grzech i poczucie winy
Matką i ojcem wszelkich grzechów jest zjedzenie symbolicznego owocu przez Adama i Ewę.
Opowieść o Adamie, Ewie i jabłku to bardzo daleko idąca metafora i trzeba bardzo tutaj uważać. Na przykład niektórzy mówią „po co Bóg stworzył to całe drzewo poznania dobra i zła i zabronił ludziom z niego jeść? Mógłby go nie stwarzać, nie byłoby problemu”. Tymczsem drzewo i jabłko są tutaj najmniej istotne: chodzi o to, że człowiek jest wolny i może się sprzeciwić Bogu – i że
”Za to właśnie zostali oni wygnani z raju, odebrano im prawo do życia wiecznego
Raj jest miejscem poza czasem, decyzje tam podejmowane są ostateczne. Aniołowie po stworzeniu od razu podejmowali ostateczną decyzję: zostają z Bogiem lub buntują się przeciw Niemu. Gdyby Bóg pozostawił człowieka w raju, to człowiek musiałby na zawsze pozostać w stanie buntu przeciw Bogu; właśnie to oznaczałoby pozbawienie go życia wiecznego. Dlatego Bóg daje człowiekowi możliwość zmiany zdania umieszczając go poza rajem, w świecie materialnym, w którym panuje czas.
”i skazano na ciężką pracę (Adam) i cierpienia (Ewa, bóle porodowe).
Popatrz na to z innej strony: Adam i Ewa mogli dostać bonus „bezproblemowego, wygodnego życia” gdyby słuchali Boga. Skoro nie posłuchali, to zrezygnowali z bonusu.
”Grzech ten ma być przekazywany w linii męskiej (nasienie).
Jak już ktoś mówił, nie wiem, skąd to wziąłeś i jestem pewien, że Kościół nic takiego nie mówi.
”Nasuwa się pytanie: jaka etyka skazuje każde dziecko, nawet jeszcze zanim się narodzi, na dziedziczenie grzechu, który popełnili jego odlegli przodkowie.
To pytanie oznacza, że pytający źle rozumie koncepcję grzechu pierworodnego. Spróbuję to wyjaśnić tak: Czy grzeszni (niedoskonali) rodzice (a żadni rodzice nie są doskonali), na dokładkę żyjący w świecie, w którym można napotkać na wiele krzywd, mogą wychować dziecko w sposób doskonały? Czy mogą je wychować tak, żeby nigdy nie poczuło się skrzywdzone? Mam nadzieję, że jest jasne, iż nie mogą. O to chodzi w grzechu pierworodnym: krzywdy i urazy zawsze w jakimś stopniu przechodzą z rodziców (i ich otoczenia) na dzieci.
”Grzech, poczucie winy, kary, zakazy są powszechnymi elementami katolickiej religii.
Cóż, nie rozumiejący dokładnie nauki Kościoła rodzice, księża i ludzie postronni wpajają takie podejście religii nowym pokoleniom, ale to jest odwrócenie wszystkiego do góry nogami. W chrześcijaństwie nie chodzi o grzech, unikanie grzechu nie czyni cię dobrym chrześcijaninem (a nawet nie czyni cię żadnym chrześcijaninem). To miłość czyni cię chrześcijaninem, grzech jest TYLKO pojęciem pochodnym, oznaczającym zaprzeczenie miłości. Nie powinniśmy np. przeklinać nie dlatego, że to zachowanie zostało wpisane przez Boga/papieża/księdza na jakąś tajemniczą listę zachowań zakazanych zwanych grzechami, tylko dlatego, że przeklinając uderzamy agresją w innych ludzi (niewątpliwie w mniejszym stopniu niż np. bijąc ich, ale nie jest to dobry wpływ). Dlatego mamy się wystrzegać przeklinania, bo to nie jest miłość.
”Ja też uważam, że koncentrowanie życia wokół przestrzegania zakazów ogranicza jego pełne doświadczanie oraz skutecznie obniża poczucie własnej wartości.”
I dlatego całe szczęście, że chrześcijaństwo nie polega na przestrzeganiu zakazów i nakazów, bo w przeciwnym razie byłoby żałosne.
”Następnie moja religia przedstawia sposób na odkupienie odziedziczonego po Adamie grzechu. Były nią tortury i egzekucja syna Bożego Jezusa Chrystusa. Od tego czasu Jezus jest odkupicielem wszystkich grzechów, zarówno tych już popełnionych jak i przyszłych, które jeszcze nie nastąpiły.”
Po pierwsze, Bóg mógł wybrać dowolny sposób na zbawienie ludzi. Po drugie, odkupienie ludzi przez Chrystusa nie polega na tym, że Jezus został poddany torturom i ezgekucji. To jedynie widzialna część tego, co zrobił. Sedno tkwi gdzie indziej: Chrystus postanowił wziąć na siebie zło, które uczynili ludzie, ponieważ wiedział, że ludzie sami nie potrafią sobie z nim poradzić. Brzmi to trochę abstrakcyjnie, więc spróbuję to zobrazować: wyobraź sobie, że poznajesz kobietę, zaczynasz się z nią przyjaźnić, a nawet zakochujesz się w niej (z wzajemnością). Potem nie widzicie się przez jakiś czas, a kiedy spotykacie się znowu, dowiadujesz się, że masz przed sobą nazistowskiego zbrodniarza wojennego, który podczas waszej rozłąki bestialsko znęcał się nad ludźmu w obozach koncentracyjnych. Jesteś niewypowiedzianie zraniony zachowniem tej osoby (chociaż nie dotyczyło ono bezpośrednio Ciebie). Czy jesteś w stanie zaakceptować teraz tę osobę? Czy możesz ją znowu pokochać? Naturalne jest, że nie. Taka osoba zostaje odrzucona przez wszystkich, a przyczyną są jej czyny, za które sama jest odpowiedzialna. Zostanie sama i jej życie do końca będzie gorzkie, nie będzie miała nikogo bliskiego, bo wszyscy będą się nią brzydzić, i ostatecznie będzie cierpieć tak jak ci, których katowała podczas wojny. I to jest naturalne.
Teraz na Twoje miejsce wstaw Chrystusa. Widzi on wszystkich ludzi na świecie z całym złem, które popełnili (a jest go niewyobrażalnie dużo, jak chyba się zgodzisz). Może powiedzieć: „Skoro oni czynią zło, skoro postępują tak, choć wiedzą, że ranią innych ludzi i mnie, skoro mnie nie chcą – to trudno. Jestem Bogiem i (z definicji) nie potrzebuję ich. To jest naturalne.” Sam jest bez winy, więc mógłby „uciec” przed złem i cierpieniem wynikającym ze zlych czynów ludzi, stwierdzając, że to nie jego interes. Normalny człowiek tak robi – kiedy widzi zło uczynione przez innych, odsuwa się, żeby nie cierpieć. Zamiast tego Chrystus mówi każdemu człowiekowi „kocham Cię”. Przyjmuje to cierpienie duchowe patrzenia na złe czyny innych ludzi. Na tym polega odkupienie. Czy wobec tego ogromu cierpienia duchowego przyjętego przez Chrystusa ma znaczenie, że zginął brutalną śmiercią?
”Richard Dawkins w „Bogu urojonym” zauważa tu pewną oczywistość: „(…) idea odkupienia – stanowiąca sedno doktryny chrześcijańskiej – jest znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca. Odrzucić ją należy z jeszcze jednego powodu: jest zupełnie absurdalna, choć za sprawą jej wszechobecności przestaliśmy ją dostrzegać. Przecież gdyby Bóg chciał naprawdę odpuścić nasze grzechy, dlaczego nie mógł ich po prostu wybaczyć, oszczędzając sobie męczarni i egzekucji, dzięki czemu zaoszczędziłby również przyszłym pokoleniom Żydów pogromów i ciągłych oskarżeń o udział w „zabiciu Chrystusa”””
Niestety to Dawkins mówi tu rzeczy absurdalne. Skąd wiadomo, że inny sposób zbawienia byłby lepszy? Gdyby Bóg tylko „pstryknął palcem” i nie wysyłał Chrystusa na ziemię, to jak myślisz, czy wielu ludzi by w ogóle zauważyło możliwość takiego zbawienia? A gdyby Chrystus przyszedł jako władca świata i objawił swą chwałę, czy to byłoby uczciwe wobec wolności ludzi (potężna manifestacja władzy zmusiłaby każdego do uznania Chrystusa, ale ze strachu – a Bóg nie uczynił ludzi swoimi niewolnikami, tylko dał im wolność)? Podobnie gdyby Bóg zbawił wszystkich z definicji – to byłoby odebranie wolności.
”Inkowie w imię swoich przekonań religijnych, składali dla Słońca ofiary z małych dziewczynek. Dziś może to szokować i wydawać się oburzające, tak samo jak w przyszłości może być z aktualnym Bogiem i religią.”
Albo z piłką nożną – dlaczego miliony ludzi fascynuje się 22 zawodnikami biegającymi za kawałkiem nadmuchanej skóry, chociaż mogliby się zająć problemem głodu na świecie?
pozdrawiam,
Jan Warchoł
Czesto Arturze zadajesz pytanie „Co daje religia czego nie mozna bez niej zrobic?”.
Nie jest latwo na nie odpowiedziec bo zawsze mozesz powiedziec, ze Ty dokladnie tak samo bys zrobil a jestes przeciez przeciwnikiem religii. Nikt oczywiscie nie bedzie w stanie podwazyc takiej tezy wiec choc w dyskusji usadowiles sie na szczyscie niezdobytej twierdzy sprobuje jakis podkop zaimplementowac :)
Wiara pojedynczemu niespelnionemu czlowiekowi (nie kazdy jest tak inteligentny i przebojowy jak Ty i m.in. dlatego nie wszyscy na swiecie zyja tak jakby chcieli) daje nadzieje na lepsze zycie „po smierci” ale tez kazdemu zyjacemu wierzacemu nadaje sens czynienia dobra. Dzieki temu czesciej slyszymy o ludziach religijnych, ktorzy posiwecaja sie dla innych niz o swieckich. Oczywiscie przez poswiecanie rozumiem oddawanie tego co jest dla danego czlowieka bardzo cenne jak zycie czy caly dobytek a nie pomaganie w miare swoich mozliwosci (czyli dzielenie sie „okruchami”, ktore jest bardzo cenne ale poswieceniem o jakie mi chodzi nie jest).
Jednak jesli popatrzysz na temat z punktu widzenia spoleczenstwa to zauwazysz, ze idea zycia po smierci pozwala w wiekszym stopniu kontrolowac niezadowolonych. Rowniez w chwilach zagrozenia dla spolecznosci (np. wojna) uwazam, ze ludzie nie bojacy sie smierci beda bardziej przydatni niz tacy, ktorzy przez cale zycie koncentrowali sie na polepszaniu swojego zycia doczesnego.
Nasi przodkowie wyznawali haslo „Bog, Honor, Ojczyna” i m.in. dlatego mozemy mowic po Polsku, byc dumni z Powstancow, miec tak wielu „Sprawiedliwych wsrod narodow swiata”. To, ze wyrwalismy sie z objec ZSRR tez zawdzieczamy m.in. Kosciolowi, ktory byl ogromnym wsparciem dla ruchu Solidarnosciowego.
Wielu wielkich ludzi bylo osobami religijnymi wiec nawet jesli Ty uwazasz ze to nic nie daje musisz miec na uwadze, ze moze innym jednak cos daje i to Ty Arturze dla wierzacych jestes nieszczesnikiem.
LFCFan,
Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź na pytanie co według Ciebie daje religia.
Piszesz: „Jednak jesli popatrzysz na temat z punktu widzenia spoleczenstwa to zauwazysz, ze idea zycia po smierci pozwala w wiekszym stopniu kontrolowac niezadowolonych. „
W dzisiejszych czasach do kontroli niezadowolonych stworzono system prawny i policję.
Piszesz: „Wielu wielkich ludzi bylo osobami religijnymi wiec nawet jesli Ty uwazasz ze to nic nie daje musisz miec na uwadze, ze moze innym jednak cos daje i to Ty Arturze dla wierzacych jestes nieszczesnikiem. „
Jeszcze raz powtórzę, każdy ma swoje potrzeby, ideą tego posta jest pokazanie, że są różne drogi oraz jak wyglądała moja.
Mam też wielką prośbę aby nie mylić wiary, życia duchowego czy doświadczeń mistycznych z systemem Religijnym. To są odrębnie nie wykluczające się rzeczy. Podobnie jest z moralnością i tym co jest dobre a złe, do tego też nie potrzebna jest RELIGIA. Nie twierdzę też, że w religii nie ma czegoś dobrego, albo że to samo zło. Po prostu jak dla mnie bilans plusów do minusów jest bardzo niekorzystny.
Nie widzę też przeszkód w uznawaniu mnie za nieszczęśnika.
Pozdrawiam, Artur
LFCFan
„idea zycia po smierci pozwala w wiekszym stopniu kontrolowac niezadowolonych”
Właśnie o to chodzi, że religie bazują na tym strachu przed śmiercią. Silna baza biznesowa, ale czy jest to w porządku? Ludzie robią dziwne rzeczy ze strachu.
Zauważ też, że zazwyczaj osoby nie identyfikujące się z religią szanują wszystkich, a religijni pozostałych uważają za, jak sam napisałeś, „nieszczęśników”. Wybrańcy, którzy koncentrują się na nieweryfikowalnych obietnicach, życiu po śmierci i poświęcaniu swojego życia dla innych. What is the point???
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam ponownie,
poprzednim razem przez pomyłkę nie dokończyłem jednej myśli:
Matką i ojcem wszelkich grzechów jest zjedzenie symbolicznego owocu przez Adama i Ewę.
Opowieść o Adamie, Ewie i jabłku to bardzo daleko idąca metafora i trzeba bardzo tutaj uważać. Na przykład niektórzy mówią „po co Bóg stworzył to całe drzewo poznania dobra i zła i zabronił ludziom z niego jeść? Mógłby go nie stwarzać, nie byłoby problemu”. Tymczasem drzewo i jabłko są tutaj najmniej istotne: chodzi o to, że człowiek jest wolny i może się sprzeciwić Bogu – i że to pociąga za sobą konsekwencje w postaci utraty przywileju przebywania w raju, w bliskości Boga. Ponadto Adam i Ewa nie występują tu jako pierwsi ludzie, lecz jako archetyp człowieka w ogóle; możemy na ich miejsce wstawić siebie samych. Po prostu wolność człowieka powoduje, że może się on sprzeciwić Bogu, i prędzej czy później to czyni.
@Artur
Mam też wielką prośbę aby nie mylić wiary, życia duchowego czy doświadczeń mistycznych z systemem Religijnym.
W takim razie chciałbym się upewnić, czy dobrze rozumiem, co dla Ciebie oznacza religia: „zbiór dogmatów podawanych ludziom jako prawdy opisujące rzeczywistość nadprzyrodzoną (która wg religii istnieje) oraz zbiór obrzędów wynikających z tych dogmatów (to znaczy takich, które nie mają sensu jeśli nie założy się prawdziwości dogmatów)”, czy tak?
W dzisiejszych czasach do kontroli niezadowolonych stworzono system prawny i policję.
To znaczy, że Twoim zdaniem nie ma różnicy pomiędzy ludźmi przestrzegającymi zasad ze strachu przed policją i systemem prawnym a tymi, którzy przestrzegają zasad żeby zasłużyć na przyszłą nagrodę? (Nie wspomnę już o tych ludziach religijnych, którzy przestrzegają zasad z głębokiego wewnętrznego przekonania o ich słuszności, bo znowu powiesz, że „to można osiągnąć bez religii”.) Wydaje mi się jasne, że ci drudzy będą to robić z większym zaangażowaniem.
@Tomasz Ciamulski
“idea zycia po smierci pozwala w wiekszym stopniu kontrolowac niezadowolonych”
Właśnie o to chodzi, że religie bazują na tym strachu przed śmiercią.
Na strachu? Chyba raczej na nadziei, że po śmierci coś będzie. Strach przed śmiercią nie ma związku z religią, bo śmierć w sposób oczywisty dotyka każdego. To nadzieja na coś więcej jest specyficzna dla religii.
Zauważ też, że zazwyczaj osoby nie identyfikujące się z religią szanują wszystkich, a religijni pozostałych uważają za, jak sam napisałeś, “nieszczęśników”. Wybrańcy, którzy koncentrują się na nieweryfikowalnych obietnicach, życiu po śmierci i poświęcaniu swojego życia dla innych.
Bardzo ciekawe, bo ja mam inne doświadczenia. Wielu chrześcijan, których znam, to osoby szanujące innych i nieuważające nikogo za gorszego. Nie powiem, że jest odwrotnie, niż mówisz: myślę, że wśród osób identyfikujących się z religią i wśród tych nie identyfikujących się z nią jest po tyle samo osób zarozumiałych jak i osób szanujących innych.
@Artur
Zastanawia mnie Twoja skłonność do nazywania konkretnych rzeczy po swojemu. Grawitacja jest siłą a nie prawem.
Jeśli chcemy trzymać się słów, to zauważ, że istnieje powszechnie używane sformułowanie „prawo powszechnego ciążenia”.
Jaki jest sens opowiadania o swoich, używając Twojego słownictwa wad pośrednikowi ? Jaka jest wartość dodana tego procesu ?
Czy chodzi Ci o sens spowiedzi w ogóle, czy o sens tego, że pośrednikiem w spowiedzi jest ksiądz?
Dlaczego nie mogę mieszać religii między sobą. Uważasz, ze są lepsze i gorsze?
Moim zdaniem wrzucanie wszystkich religii do jednego worka podczas takiej dyskusji utrudnia ją, bo są one zbyt różne (niekoniecznie lepsze i gorsze). To tak jakbyśmy rozmawiali o potrawach mięsnych i chcieli mówić o wszystkich naraz: owszem, mają takie wspóle cechy, że zawierają mięso i są jedzeniem, ale różnią się smakiem, wartościami odżywczymi i tak dalej. Co więcej, tylko niewielką ich część znamy. W takiej dyskusji ktoś mógłby powiedzieć „potrawy mięsne są niezdrowe, bo zawierają dużo tłuszczu” i opierałby się na przykład na kotletach smażonych, podczas gdy inne potrawy mięsne nie są tłuste.
”
”
„A propos tematu, nie zastanawia cię fakt,
że najważniejsze dla katolickiego Boga
jest to w jaki sposób go nazywasz oraz
czy nie myślisz czasem o innych Bogach?”
Mnie raczej zastanawia skąd ktoś wysnuł taki głupi wniosek.”
Ech, pierwsze przykazanie.
Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.
Co ono dla Ciebie oznacza ? Przecież jest bardzo konkretne i klarowne.”
Tak, i nie jest najważniejsze, co jest wyraźnie powiedziane przez Jezusa w Nowym Testamencie: „Będziesz miłował Pana Boga twego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.” (ewangelia Mateusza, rozdział 22, wersety 37-40). Niestety, jak już pisałem, wielu ludzi nie rozumie dokładnie nauki kościoła i przekazuje jej zniekształcony obraz innym, zresztą nie ze złej woli (mówię tutaj np. o Twoich katechetach, Arturze, bynajmniej nie o Tobie).
A odnośnie poruszanej kilka razy koncepcji, że „według Koranu chrześcijanie trafią do piekła i co wy na to” zapytam tak: jak myślicie, co oznacza ekumenizm? Gdyby chcieć tak wszystko traktować, to ekumenizm nie miałby racji bytu, a tymczasem Kościół Katolicki jakoś z muzułmanami się dogaduje. Popatrzcie na chrześcijaństwo i islam z szerszej perspektywy. Obie religie uznają jednego Boga i mają sporo innych podobieństw. Załóżcie teraz na chwilę, że istnieje Bóg. Może on jest w obu tych religiach, tylko inaczej nazywany? A to, że obie te religie nawzajem zabraniają łączenia się, wynika z tego, że gdyby pozwalały na mieszanie się, to każdy mógłby stworzyć sobie własny zlepek różnych religii, który mógłby być bez sensu i szkodliwy dla innych.
@Artur
Hm, skoro coś świadomie odrzucam to znaczy, że to zrozumiałem (w każdym bądź razie na swój sposób).
„Zrozumiałem na swój sposób” – a więc może zrozumiałeś to inaczej niż pozostali? A wtedy może się okazać, że odrzucasz teorię X chociaż tak naprawdę odrzucasz swoją jej interpretację.
Bóg jako Bóg ma wybór może to [zbawienie ludzi] zrobić na setki różnych sposób. Również na taki, który uchroniłby miliony Żydów z pogromów za „zabicie Chrystusa”.
Uzasadnij te liczby.
mamy świat, w którym należy budować piękne budowle na chwałę Pana, modlić się do niego i bić mu pokłony. Taki Bóg musi mieć bardzo niskie poczucie własnej wartości.
Taki Bóg nie istnieje, bo z definicji Bóg jako byt absolutny nie może potrzebować niczego. Zobacz do historii Izraela: Bóg nie chciał żadnej świątyni. Chciał „mieszkać w namiocie” (tak jak podczas podróży do Ziemi Obiecanej). To ludzie się uparli, żeby świątynię postawić. To ludzie chcą oddawać Bogu cześć w taki lub inny sposób, bo uważają to za właściwe. A poza tym to nie wiem, czym według Ciebie jest modlitwa. Bo według Kościoła Katolickiego jest to rozmowa z Bogiem, a nie palenie kadzidełek.
Piszesz: „Jak możesz oszacować % na coś o czym nie masz pojęcia?
– To tak jak mówić że ziemia jest płaska bo widać, że jest.
– Mówić, że kosmitów nie ma bo jeszcze ich nie znaleźliśmy.”
A gdzie widzisz szacunki w moich wypowiedziach, jakieś konkrety, liczby?”
Sorry, Arturze, ale sam napisałeś: „Czy Bóg istnieje? Nie wiem. Małe prawdopodobieństwo? Jakie?
Takie jak, że istnieje Królewna na ziarnku grochu czy Różowy jednorożec. Na pewno nie 50%”. Wydaje mi się, że 50 to liczba.
@Lasu aka Marek Kozieł
Podoba mi się to porównanie starego i nowego testamentu do nauki matematyki i pierwiastkowania liczb ujemnych :)
pozdrawiam serdecznie
Janek
PS aha, jest oczywiście parę stwierdzeń Artura, z którymi się zgadzam, na przykład to, że trzeba brać odpowiedzialność za siebie, i że trzeba uważać żeby nikt nie przerobił religii na fanatyzm.
Jan Warchoł:
Pytasz: “W takim razie chciałbym się upewnić, czy dobrze rozumiem, co dla Ciebie oznacza religia:”
Religia to coś co posiada zbiór świętych praw i objawień nie podlegających dyskusji. Religia posiada odpowiedzi typu: jak powstał świat, kto go stworzył i w jakim celu.
Pytasz: „To znaczy, że Twoim zdaniem nie ma różnicy pomiędzy ludźmi przestrzegającymi zasad ze strachu przed policją i systemem prawnym a tymi, którzy przestrzegają zasad żeby zasłużyć na przyszłą nagrodę?”
Jest różnica.
Chcesz powiedzieć, że nie kradniesz, nie gwałcisz i nie zabijasz tylko i wyłącznie bo chcesz uniknąć ognia piekielnego ?
Piszesz: „Na strachu? Chyba raczej na nadziei, że po śmierci coś będzie.”
Czasami się mówi, że człowiek potrzebuje religii, nawet jeżeli to nie jest prawda. Człowiek potrzebuje pocieszenia jakie ona niesie.
Lecz czy nie ma w tym czegoś dziecięcego, infantylnego w wierze, że Wszechświat ma gwarantować nam jakieś pocieszenie ? To coś jak kciuk do ssania, spódnica do trzymania.
W sensie, że jeśli coś daje nam pocieszenie to musi to być prawda. Zdumiewające, że tyle ludzi nie potrafi zrozumieć, że jeśli X stanowi pocieszenie to nie znaczy że X jest prawdą. Doskonale rozumiem, że jeżeli ktoś obawia się śmierci to bardziej pocieszające dla niego będą słowa księdza który mówi że tak naprawdę to nie umrzesz, niż naukowca że jest mało prawdopodobne aby nasz świadomość mogła przetrwać rozkład naszego mózgu.
A jeśli chodzi o wieczną nicość, czy to naprawdę jest takie straszne: „Nie boję się śmierci, byłem martwy przez miliardy, miliardy lat zanim się narodziłem i nie doznałem nawet najdrobniejszej nieodległości z tego powodu” Mark Twain
Z kolei te słowa Richard Dawkins napisał na swój pogrzeb: „Umrzemy i to czyni z nas szczęściarzy. Większość ludzi nigdy nie umrze ponieważ nigdy się nie narodzi. Ludzi, którzy potencjalnie mogli by być na moim miejscu, ale w rzeczywistości nigdy nie przyjdą na świat jest zapewne więcej niż ziaren piasku na pustyni Sahara. Wśród owych nienarodzonych są zapewne więksi poeci od Keatsa, i uczeni więksi od Newtona. Wiemy to ponieważ liczba sekwencji DNA znacznie przekracza liczbę ludzi rzeczywiście żyjących. Zważywszy na te potencjalnie małe szanse to ty i ja, zupełnie zwyczajni jesteśmy tutaj. My uprzywilejowana garstka, którzy wygraliśmy na loterii narodzin przy bardzo małych szansach. Jakim prawem skarżymy się na nasz nieunikniony powrót do stanu poprzedniego, z którym olbrzymia większość nigdy nie została wzbudzona”
Piszesz: „A to, że obie te religie nawzajem zabraniają łączenia się, wynika z tego, że gdyby pozwalały na mieszanie się, to każdy mógłby stworzyć sobie własny zlepek różnych religii, który mógłby być bez sensu i szkodliwy dla innych.”
Cenna uwaga to byłoby bardzo szkodliwe dla rozbudowanych hierarchii religijnych. Pewne osoby straciłby wiarę i przywileje. Kościół katolicki to jeden z większych właścicieli nieruchomości na świecie.
Piszesz: „“Zrozumiałem na swój sposób” – a więc może zrozumiałeś to inaczej niż pozostali? A wtedy może się okazać, że odrzucasz teorię X chociaż tak naprawdę odrzucasz swoją jej interpretację.”
Mój sposób jest w poście i komentarzach. Jeżeli zauważasz w nim błędy będę wdzięczny za komentarz.
Prosisz o liczby odnośnie pogromu Żydów.
Generalnie chodzi mi o „Oficjalną doktrynę, że Żydzi jako zabójcy Chrystusa zostali skazani na wieczne poddaństwo, ogłosił papież Innocenty III w 1205 roku.”
Dalej:
W 1215 Sobór Laterański IV uchwalił dogmat o transsubstancjacji. Rozwijający się kult hostii przyczynił się do oskarżeń o kradzież i kaleczenie hostii, za pomocą której Żydzi ponawiać mieli bogobójstwo. W 1247 w Beelitz (Brandenburgia) spalono z tego powodu całą społeczność żydowską. Podobne incydenty, najczęściej zakończone prześladowaniami mają miejsce w Paryżu w 1294, Laa (Austria) w 1298, Röttingen koło Würzburga i Korneuburgu koło Wiednia w 1298, Ratyzbonie w 1299, Saint-Pälten w 1306, Krakowie w 1325, Güstrow w 1330, Deggendorf w 1337, Enghien w 1370, Pradze w 1388, Poznaniu w 1399, Głogowie w 1401, Segowii w 1410, Ems w 1420, Wrocławiu i Świdnicy w 1453[. Passau w 1478, Sternbergu w 1492, Berlinie w 1510, Mittelbergu (Alzacja) 1514, Sochaczewie w 1558.
To oczywiście nie jest cały obraz. Jeżeli chcesz więcej informacji daj znać podam Ci źródła.
Piszesz: „Sorry, Arturze, ale sam napisałeś: “Czy Bóg istnieje? Nie wiem. Małe prawdopodobieństwo? Jakie?
Takie jak, że istnieje Królewna na ziarnku grochu czy Różowy jednorożec. Na pewno nie 50%”. Wydaje mi się, że 50 to liczba.”
Fakt 50 to liczba, jednakże napisałem: „Na pewno nie 50%”. Takie stwierdzenie oznacza dla Ciebie konkretne wyliczenie i deklarację ?
Pozdrawiam, Artur
Katolik powinien akceptować (jeżeli chce dostać się do obiecanego nieba i uniknąć piekła) to co jest oficjalnym stanowiskiem kościoła, a więc jest zapisane w katechizmie i oficjalnych „instrukcjach”.
Co rozumiesz poprzez „powinien”? Jeżeli traktujesz to jako warunek „wystarczający”, to najprawdopodobniej masz rację. Jeżeli jako warunek „konieczny”, to mylisz się znacząco.
Fakt, że nie była to oficjalna doktryna kościoła, ale jest dobrym przykładem aby zobrazować co jest oficjalne.
Skoro nie było to oficjalną doktryną, jak może być dobrym przykładem do zobrazowania co jest oficjalne? Nie rozumiem. Nie widzę żadnej logiki.
Jaka interpretacja się zmienia ?
Ponieważ Pismo Święte jest tylko „przewodnikiem”, a nie ścisłym jednoznacznie interpretowanym zbiorem reguł i zasad, Kościół zmienia swoje interpretacje.
Jako przykład rozpatrzmy to co wybrałeś, czyli „kto dostaje się do nieba”.
Przez bardzo długi okres czasu Kościół twierdził, iż jedynie ochrzczeni.
Teraz żaden kapłan Ci nie powie, że człowiek, który żyje w zgodzie z wszystkimi prawami, a nie został ochrzczony (bo np. nigdy nie spotkał żadnego kapłana), nie ma szans na życie wieczne (tudzież „dostanie się do nieba”).
Religia jest bardzo konkretna. W Koranie jest napisane wprost. Jeżeli uznajesz Chrystusa za syna Bożego będziesz mieć kłopoty – piekło.
Nie czytałem – nie wiem. Ale zakładając, że tak. Pomyślmy, kto to napisał i dlaczego. Czemu napisał tylko o Chrystusie, a nie wymienił wszystkich bogów i bożków wszystkich religii świata (przeszłych, obecnych i przyszłych)? Znowu, zwróćmy uwagę na czasy w których to zostało napisanych.
Jeżeli chcesz mi powiedzieć, że jeżeli kwestionując taki fragment kwestionuję całą religię – to ok, niech będzie. W takiej sytuacji odrzucam całą religię.
Moja wypowiedź nie zakładała czegoś takiego – w takim razie wątpię by wielu było na świecie chrześcijan…
Choć dla mnie to dalej nie jest powód, by w ogóle odrzucić wiarę w Boga.
Piszesz: „Wybierz z Niej to co uważasz za dobre, wartościowe.”
Taką postawę traktuję jako zabezpieczenie. To jest wierze, tak na wszelki wypadek. Jeżeli po śmierci okaże się, że to jednak prawda to wyjmuję asa z ręka i mówię, ale przecież wierzyłem !!
To chyba źle zrozumiałeś moją postawę. W ogóle idea „zabezpieczenia” jest bez sensu. Jeśli zabezpieczam się na wypadek gdyby okazało się, że jest tak jak głosi chrześcijaństwo, to jak mogę w ten sposób myśleć? Przecież jeśli będzie tak jak głosi chrześcijaństwo, to Bóg będzie dokładnie wiedział o moich myślach, intencjach, prawdziwej wierze. To będzie mnie osądzał Bóg a nie człowiek. Zatem jaki sens byłby taki as z rękawa?
Pomyśl o tym, przecież to niedorzeczne.
Dla mnie taka postawa jest nie do zaakceptowania, jest nieuczciwa wobec religii.
W „mojej religii” nie chodzi o bycie uczciwym wobec „religii” (w sensie doktryny), a wobec siebie, innych i Boga. Na początku odpowiedzi na mój komentarz mówiłeś, że zgadzasz się ze mną – nie wszystko bierzemy dosłownie i bezdyskusyjnie. Jak się to zatem ma do tej uczciwości wobec „religii”?
„Pytasz: Czy Bóg istnieje? Nie wiem. Małe prawdopodobieństwo? Jakie?
Takie jak, że istnieje Królewna na ziarnku grochu czy Różowy jednorożec. Na pewno nie 50%, oczywiście to moja subiektywna opinia.”
Chciałem dać do zrozumienia, że prawdopodobieństwo nie jest subiektywnym. Subiektywna jest opinia odnośnie efektu – czy coś zajdzie czy nie, czy jest czy go nie ma. Gdy rzucamy monetą – prawdopodobieństwo jest 50% dla każdej strony monety. Moją subiektywną oceną jest, iż będzie to orzeł, Twoją, że będzie to reszka. Ale prawdopodobieństwa to nie zmienia.
Szanuję to dla mnie taka opcja jest nieakceptowana, Jeżeli Allach ma rację, przykro mi to mówić, ale czeka cię piekło.
Super – jeżeli będę osądzanych wobec kryteriów Allacha (czyli Jedynego Boga), a nie wobec kryteriów ludzi głoszących chwałę „Allacha” to świetnie – tego właśnie oczekuje.
„Temat jest dokładnie taki, jakie znaczenie mu przypiszesz. Jeżeli nazwiesz go skomplikowanym to takim się stanie. Dla mnie nie ma tu nic skomplikowanego.”
Jeżeli tak to traktujesz to ok. Zatem nie wiem czemu w ogóle podjąłeś taki temat i tyle o nim dyskutujesz.
Odnośnie cytatu – miał prawo tak uważać – był to jego wybór. Ja uważam inaczej. Ktoś z nas jest w błędzie. Ciężko byśmy się zgadzali, jeżeli on uważał że religia każe mu się lękać Boga a mi ta sama religia każe kochać Boga. Może właśnie dlatego on się jej wyparł a ja nie?
Może ty mi odpowiesz, po co nam kościół i religia ?
Obawiam się, że nie jestem Ci w stanie tego wytłumaczyć. Tak długo jak nie będziesz chciał w niej nic dostrzec, tak długo nie dostrzeżesz. Nic na siłę.
Czy przeczytałeś chociaż część Starego/Nowego Testamentu? Nie doszukałeś się tam czegoś dobrego, wartościowego?
Jeżeli znalazłeś – oto moja odpowiedź. Choćby po to.
Jeżeli nie znalazłeś, bo nie czytałeś – proszę spróbuj, bo bez tego ciężko o rzeczową rozmowę na ten temat.
Jeżeli nie znalazłeś, choć czytałeś – przykro mi.
P.S. Jak możesz uważać, że skoro wierzymy, że Bóg jest wszechmogący i doskonały, to myślimy, że może mu zależeć na tym byśmy mu „budowali piękne budowle” i bili pokłony? Widzisz w tym sens? Ja niestety nie…
Religia chrześcijańska powstała długo przed odkryciem dokonanym przez Kopernika (właściwie odkryciem w Europie) – budowy układu słonecznego.
Właściwie od pewnego czasu jestem zdumiony jak można opierać krótki czas istnienia na tak okrutnej, prymitywnej i ABSURDALNEJ wiedzy – religijnej.
Nie mogę przyjąć, że „bóg” miał cel w stworzeniu ludzi w jakiejś samotnej galaktyce, na krańcach wszechświata, po kilkunastu miliardach lat, itd, itd… To się nie trzyma kupy… I nigdy się nie trzymało. Nawet gdyby biblie traktować jako alegorie, to i tak jest bez sensu – chyba, że to zaledwie skrawek wiedzy.
Nie ulega wątpliwości, że w czasach narodzin chrześcijaństwa rzeczywistość i poziom świadomości ludzi pozwalały na wiarę w takie opowieści. Ale wielką zagadką jest – jak dla mnie – nie tyle Bóg, ile jak po 2 tys. lat ludzie wciąż dalej ślepo wierzą?
Fakt faktem, że człowiek jako istota jest bardzo niewiele znaczącą cząstką świata, a ze swoimi zdolnościami rozumowymi i ułomnością zmysłow po prostu nigdy nie pojmie rzeczywistoci w jej „prawdziwej” formie.
I tutaj jest jedyna zbieżność z religią której nie będę negował – struktura świata (taki mój BÓG) – wymyka się i ludzkiemu pojmowaniu i ludzkim zmysłom. Biblia nieczego nie wyjaśnia, a 10 przykazań to zbiór prostych praw, z których aktualnie przestrzega się kilku – i to rzadko.
Jedyne powszechnie istniejące dziś prawo – to prawo rachunku zysków i strat (w ogromnej większości materialnych).
I tyle…
Michał Fikus
Piszesz: “Jeżeli jako warunek “konieczny”, to mylisz się znacząco.”
Tak traktuję to jako warunek konieczny. Moja propozycja: mylę się w TWOIM odczuciu. Odczucia z zasady mogą mieć nie wiele wspólnego z rzeczywistością.
Piszesz: Skoro nie było to oficjalną doktryną, jak może być dobrym przykładem do zobrazowania co jest oficjalne? Nie rozumiem. Nie widzę żadnej logiki.
Początki nie były legalne, ludzie po prostu zaczęli w to wierzyć (to jest, że dusze nieochrzczone są zbawione ale pozbawione obcowania z Bogiem). W końcu Kościół poprzez papieża zalegalizował temat i zamknął Limbus.
Początki są tylko nieoficjalne. Teraz jest już logiczne czemu ten przykład jest dla mnie ok do zobrazowania w jaki sposób Papież, oświadcza co jest prawdą ?
Piszesz: „Ponieważ Pismo Święte jest tylko “przewodnikiem”, a nie ścisłym jednoznacznie interpretowanym zbiorem reguł i zasad, Kościół zmienia swoje interpretacje.”
Podaj mi proszę źródło do tej definicji.
Piszesz: „Teraz żaden kapłan Ci nie powie, że człowiek, który żyje w zgodzie z wszystkimi prawami, a nie został ochrzczony (bo np. nigdy nie spotkał żadnego kapłana), nie ma szans na życie wieczne (tudzież “dostanie się do nieba”).”
Poważnie ?
Czytając to zdanie dochodzą do wniosków, że nie trzeba być katolikiem aby dostać się do katolickiego nieba. Wystarczy dla przykładu urodzić się w dżungli bez dostępu do Księży. Czy dobrze wnioskuję ?
Pytasz: „Czemu napisał tylko o Chrystusie, a nie wymienił wszystkich bogów i bożków wszystkich religii świata (przeszłych, obecnych i przyszłych)? Znowu, zwróćmy uwagę na czasy w których to zostało napisanych.”
Nie wiem, o to trzeba spytać Mahometa.
Piszesz: „Jeżeli chcesz mi powiedzieć, że jeżeli kwestionując taki fragment kwestionuję całą religię – to ok, niech będzie”
Chcę powiedzieć, że jest tam napisane coś wprost i konkretnie. Jeżeli Mahomet ma rację to Katolik uznający Chrystusa za syna Bożego musi ponieść karę za to, że nie wierzy Mahometowi.
Piszesz: „Choć dla mnie to dalej nie jest powód, by w ogóle odrzucić wiarę w Boga.”
A gdzie ja odrzuciłem Boga ? Gdzie podałem jakikolwiek dowód na jego nie istnienie. Jeszcze raz powtarzam jestem neutralny wobec Boga, przeciwny religii. Wyczuwasz różnicę ?
Piszesz: „Przecież jeśli będzie tak jak głosi chrześcijaństwo, to Bóg będzie dokładnie wiedział o moich myślach, intencjach, prawdziwej wierze. To będzie mnie osądzał Bóg a nie człowiek. Zatem jaki sens byłby taki as z rękawa? Pomyśl o tym, przecież to niedorzeczne.”
Zgadzam się przy takim założeniu ten as z rękawa będzie miał małe szanse okazać się skuteczny. Inna sprawa to szanse wejścia do nieba, no ale to abstrakcja.
Piszesz: „W “mojej religii” nie chodzi o bycie uczciwym wobec “religii” (w sensie doktryny), a wobec siebie, innych i Boga.”
Dla mnie jedynym sensownym Bogiem o jakim możemy dyskutować jest ten wywodzący się z religii. Jeżeli „masz swoją” religię to jest ona Twoja nic mi do tego.
Piszesz: „“Temat jest dokładnie taki, jakie znaczenie mu przypiszesz. Jeżeli nazwiesz go skomplikowanym to takim się stanie. Dla mnie nie ma tu nic skomplikowanego.”
Jeżeli tak to traktujesz to ok. Zatem nie wiem czemu w ogóle podjąłeś taki temat i tyle o nim dyskutujesz.
Ponieważ dla mnie nie ma związku między komplikacją tematu o sensem dyskusji. Lub inaczej to, że dla mnie temat nie jest skomplikowany nie oznacza, że nie widzę potrzeby o nim dyskutować.
Piszesz: „Obawiam się, że nie jestem Ci w stanie tego wytłumaczyć. Tak długo jak nie będziesz chciał w niej nic dostrzec, tak długo nie dostrzeżesz. Nic na siłę.”
Dziwi mnie, że świadomie rezygnujesz z okazji przekonania mnie do swoich racji. Robisz konkretne założenia co do mojej osoby. Niestety mają one nie wiele wspólnego z rzeczywistością. Jestem bardzo otwartym młodym człowiekiem, który wie że fajne jest to że ludzie się różnią. Jednakże zgadzam się z Twoim stwierdzeniem „Nic na siłę”
Piszesz: „Czy przeczytałeś chociaż część Starego/Nowego Testamentu? Nie doszukałeś się tam czegoś dobrego, wartościowego?”
Przeczytałem, doszukałem się sporo wartościowego.
Piszesz: „Jeżeli nie znalazłeś, bo nie czytałeś – proszę spróbuj, bo bez tego ciężko o rzeczową rozmowę na ten temat.”
Zapraszam do rzeczowej dyskusji na ten temat. Wybierz fragment ja wybiorę swój.
Piszesz: „P.S. Jak możesz uważać, że skoro wierzymy, że Bóg jest wszechmogący i doskonały, to myślimy, że może mu zależeć na tym byśmy mu “budowali piękne budowle” i bili pokłony? Widzisz w tym sens? Ja niestety nie…
Czyż nie jest to prawdą? Chcesz powiedzieć, że nie ma pięknych budowli i padania na kolana ?
Pozdrawiam, Artur
@Artur
>> 3. Religia w wielu przypadkach jest wykorzystywana jako “prawo wyższe”, żeby tłum “trzymać w ryzach”.
> Poproszę o jakiś konkretny przykład.
Właściwie każda religia ma głównego Nauczyciela, Wielki Autorytet, któremu wszyscy wierzą w pokorze, którego słowa przyjmuje się jak aksjomaty, którym każdy boi się zaprzeczyć. Aby głębiej zrozumieć siłę autorytetu polecam poczytać o Ekperymencie Milgrama (http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Milgrama). Trzymanie w ryzach to np. nauki Konfucjusza obowiązków życia człeka w społeczeństwie, przepis na cnotliwe życie Chrześcijanina lub z drugiej strony wpływ „pasterzy” na ślepo-wierzących w przypadku każdej „świętej wojny”.
Witam,
Jan Warchoł
Twoje wypowiedzi są sensowne i rzeczywiście takie postrzeganie religii nadaje zupełnie innego wydźwięku „wierze chrześcijańskiej”, niż ten z którym się do tej pory spotkałem. Mnie jednak nauczano zupełnie inaczej, mianowicie:
– biblia to święta/boska księga i trzeba się do niej zastosować całkowicie,
– wszystkie prawa kościelne są elementami wiary i należy je przyjąć bez wątpliwości
– wszystko co odmienne (wyznanie/orientacja seksualna/poglądy) jest złe.
Tę „naukę” wpajali mi księża i katechetki za młodu. Były to osoby, podobno dobrze zaznajomione z naukami kościoła, które studiowały nauki boskie. Może to co Ty podajesz w wypowiedziach jest tylko Twoją, „błędną” interpretacją nauk chrześcijańskich nie mającą nic wspólnego z kościelną? Skąd masz pewność, że jest to oficjalna interpretacja kościoła katolickiego, a nie Twoja?
Pozdrawiam serdecznie,
Leszek
Mamy pierwszy wpis na tym blogu, pod którym znajduje się tyle długich komentarzy (niektóre przekraczają chyba rozmiarem wpis główny) :) Czyż nie potwierdza to zawiłości opisu religijnego?
@Jan Warchoł
„To nadzieja na coś więcej jest specyficzna dla religii.” Rozwinąłeś myśl, w której chciałem poruszyć strach przed całkowitym zakończeniem naszego bytu na śmierci. Tak więc nadzieja na coś więcej jest receptą także na ten strach. I celowo nadal podkreślam słowo srach a nie nadzieja, jako bicz religii. Może to być też strach przed potępieniem po śmierci. Implikuje to wiele wątpliwych interpretacji i konsekwencji, ale zostawmy na razie rozkładanie religii na czynniki pierwsze.
Janku, w kolejnych akapitach rozpisujesz skrupulatnie interpretacje poszczególnych kwestii religijnych tak jakby w jej obronie. Ale chyba nikt tutaj nie chce z nią walczyć. Tematem przewodnim jest sposób na życie, który pozwala jak najprościej i najszybciej stać się dobrym i wartościowym człowiekiem, prowadzącym szczęśliwe życie i działającym z pożytkiem dla innych ludzi oraz świata. Nawet jeśli przedstawiane przez Ciebie interpretacje wyglądają sensownie, to zobacz ile trzeba dyskutować, żeby to ustalić. Jak wielu ludzi pociąga podążanie za tak rozbudowanymi i zawiłymi interpretacjami.
Gdyby religia pokazywała w prosty i jasny sposób jak należy żyć, żeby być dobrym człowiekiem, etyka świata nie byłaby w tak kiepskiej kondycji. Nie zagłuszymy tego stwierdzeniem, że ludzie coraz częściej odwracają się od religii ze złej woli. Coś tu zgrzyta, nieprawdaż?
Zamiast skupiać się na uczynieniu lepszym naszego życia na Ziemi z powodów łatwiej zrozumiałych, bo wypływających z weryfikowalnych zachowań ludzi żywych, mobilizuje się ich nieweryfikowalnymi obietnicami, a nawet strachem przed utratą biletu do nieba. Sposób pierwszy może być znacznie prostszy i skuteczniejszy, przynajmniej na obecny stan systemów religijnych. Efekty są co najmniej takie, że jeśli Bóg istnieje, to nie sądzę, żeby gardził takimi ludzmi.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Każda (prawie ;-)) z wypowiadających się tu osób spiera się o szczegóły, o kwestie co by było gdyby… (bóg istniał), lub co jest gdy…, a do tej pory nikt nie wykazał, że ten bóg istnieje. Nie da się co prawda udowodnić jego nieistnienia, tak jak nie da się udowodnić nieistnienia królewny śnieżki i 7 krasnoludków, lub czegokolwiek nieistniejącego. Oczywiście obowiązek wykazania, że coś istnieje spada na tego, kto w to coś wierzy, tak jak na drugą stronę NIE-SPADA obowiązek wykaznia że coś nieistnieje (udowodnijcie, że królewna śnieżka nie istnieje ;-)). Analogie z prądem nietrafione, bo prąd istniał, a wyładowania były widoczne i dało się je poczuć, kwestia wykazania że to nie był „bóg” jak myślano kiedyś tylko zwykłe zjawisko fizyczne czyli prąd. Boga nie widać i nie da się go poczuć, nie da się też w żaden sposób udowodnić jego istnienia, a mimo to nadal ludzie dają się religii omamić. Pytanie dlaczego?
Freud rozwiązał zagadkę ponad 100 lat temu i został przez wierzących zlekceważony. Otóż religia to według Freuda powszechna nerwica natręctw. Problem w tym, że jeśli ktoś ma nerwicę indywidualnie (nie o charakterze religijnym) to jest określany mianem chorego psychicznie, a jeśli jego nerwica ma charakter religijny określany jest jako zdrowy, a czasem nawet uważany za „świętego” lub niezwykle „dobrego”. Polecam jak zwykle dzieła Freuda nie z opracowań, ale bezpośrednio – np. Kulturę jako źródło cierpień. Ponownie też zachęcam do zapoznawania się z mechanizmami obronnymi ego. Im mniej zafałszowania rzeczywistości tym lepiej.
Powyżej jedna wypowiedź spodobała mi się – „T” napisał, że człowiek nigdy nie pojmie „rzeczywistości w jej prawdziwej formie”. Schopenhauer twierdzi, że są wyjątki – poznanie naoczne, które można osiągnąć m.in. przez odpowiednią medytację (lub właściwe chemiczne środki łamiące barierę krew-mózg) jest takim spojrzeniem z dystansu (bez udziału woli, która nami kieruje) pozwalającym zobaczyć „rzeczywistość w jej prawdziwej formie”. To moim zdaniem znacznie ciekawszy temat, niż dywagacje na temat czegoś co nie-istnieje ;-).
stopaprocentowa pisze: „Oczywiście obowiązek wykazania, że coś istnieje spada na tego, kto w to coś wierzy, tak jak na drugą stronę NIE-SPADA obowiązek wykaznia że coś nieistnieje (udowodnijcie, że królewna śnieżka nie istnieje ).”
Nie sądzę, żeby ludzie wierzący w rzeczy niudowadnialne byli zobowiązani do udowadniania, że te rzeczy istnieją. Oni po prostu w to wierzą i już. Istnienie, ani dowód tego istnienia nie jest tu nikomu do niczego potrzebny. Dlatego jakakolwiek dyskusja o zasadności wiary jest bezproduktywna.
Artur Jaworski napisal:
“W dzisiejszych czasach do kontroli niezadowolonych stworzono system prawny i policje”
Z tego co mi wiadomo to prawo istnialo juz dosc dawno. Policja tez nie zostala “wynaleziona” dopiero w XIX wieku a przeciez np. podczas Rewolucji Pazdziernikowej instytucje te niewiele pomogly arystokracji rosyjskiej.
“Jeszcze raz powtorze, kazdy ma swoje potzreby, idea tego posta jest pokazanie, ze sa rozne drogi oraz jak wygladala moja”
Naprawde wierzyles, ze ludzie w Polsce nie sa swiadomi innej drogi? Ze jezeli ktos odrzucil Katolicyzm to czul sie zmuszony to ukrywac a tylko takie swiadectwa jak Twoje pozwola mu wyjsc z mroku? :) Uwazam, ze jestes zbyt inteligentny aby byla to prawda…
Tomasz Ciamulski napisal:
“Wybrancy, ktorzy koncentruja sie na nieweryfikowalnych obiertnicach, zyciu po smierci i poswiecaniu swojego zycia dla innych. What is the point???”
Tak samo mozesz zapytac o cel stawania w obronie slabszych, cel ratowania ludzi z narazeniem zycia czy bronienia kraju przed napastnikami. Ja wierze, ze sa wartosci wyzsze niz zycie pojedynczego czlowieka, z Twojej wypowiedzi wnioskuje, ze nie ma idei dla ktorej oddalbys zycie. Akceptuje to i tyle :)
LFCFan
„Tak samo mozesz zapytac o cel stawania w obronie slabszych, cel ratowania ludzi z narazeniem zycia czy bronienia kraju przed napastnikami. Ja wierze, ze sa wartosci wyzsze niz zycie pojedynczego czlowieka, z Twojej wypowiedzi wnioskuje, ze nie ma idei dla ktorej oddalbys zycie.”
Nie, nie tak samo i błędnie wnioskujesz. To co wymieniasz, to przypadki specyficzne. Mi chodzi o ciągłą koncentrację głównie nad poświęcaniem siebie. Widziałem sporo takich przypadków wśród ludzi religijnych i wyglądało to niestety żałośnie, czasami wręcz nachalnie. Bez poważnego zadbania o siebie w życiu doczesnym jesteśmy mało przydatni także dla innych (jako wzór do naśladowania).
Pozdrawiam
Tomek
Witam,
rozbiję moją odpowiedź na kilka kawałków.
@Tomek Ciamulski:
Janku, w kolejnych akapitach rozpisujesz skrupulatnie interpretacje poszczególnych kwestii religijnych tak jakby w jej obronie. Ale chyba nikt tutaj nie chce z nią walczyć. (…)
W jednym miejscu pojawiło się sformułowanie sugerujące (przynajmniej w moim odczuciu), że religie powinny zostać zdelegalizowane, i porównujące religie do niewolnictwa, więc w jakimś stopniu występuję w ich obronie.
Jednak nie o to przede wszystkim mi chodzi.
Masz rację. Miłość bliźniego należy realizować w praktyce, a nie na papierze, niezależnie od podziałów religijnych. Jednak my tutaj spotykamy się za pośrednictwem internetu, więc praktyczne możliwości są dość ograniczone. A ja nie chcę, żeby ktoś odrzucał chrześcijaństwo, które uważam za coś bardzo dobrego, z tego powodu, że zna tylko jego karykaturę, bo na przykład zostały mu źle przedstawione prawdy wiary. Chcę, żeby inni ludzie znali prawdziwą naukę kościoła – jeśli znając prawdziwą naukę kościoła będą ją chcieli odrzucić, to nie będę im tego zabraniał. Chcę, żeby podstawą do podjęcia decyzji i wydawania opinii była prawda.
„jeśli Bóg istnieje, to nie sądzę, żeby gardził takimi ludzmi.” Na pewno nie gardzi :)
pozdrawiam serdecznie,
Janek
Hej Janek,
Piszesz: „W jednym miejscu pojawiło się sformułowanie sugerujące (przynajmniej w moim odczuciu), że religie powinny zostać zdelegalizowane, i porównujące religie do niewolnictwa, więc w jakimś stopniu występuję w ich obronie. „
Zakładam, że chodzi o ten fragment: „Zauważcie, że niewolnictwo było legalne jeszcze za czasów Darwina. Jestem pewny, ze już nie długo na czasy legalnej religii będziemy patrzyli z takim samym zniesmaczenie jak teraz wspominamy setki lat legalnego zmuszania do pracy innych ludzi. „
Już tłumaczę o co mi chodziło. Może za cznę od tego o co mi nie chodziło. Nie porównuję religii do niewolnictwa !!!. To co mnie zadziwia i zastanawia to fakt, że Nowy Testament choć w całości bardzo piękny i momentami ujmujący nawet słowem nie potępia niewolnictwa. Czyli wyzyskiwanie jednego człowieka przez drugiego.
Ja znajduję cechy wspólne systemów religijnych i systemów totalitarnych.
Piszesz: „Chcę, żeby inni ludzie znali prawdziwą naukę kościoła – jeśli znając prawdziwą naukę kościoła będą ją chcieli odrzucić, to nie będę im tego zabraniał. „
Jaka jest prawdziwa nauka Kościoła ?
Które moje wypowiedzi wskazują konkretnie, że moje odrzucenia nie bazowało na prawdziwej nauce kościoła ?
Piszesz: „“jeśli Bóg istnieje, to nie sądzę, żeby gardził takimi ludzmi.” Na pewno nie gardzi „
Ja myślę, że jeśli Bóg istnieje to woli ateistów. Po prostu nie zawracają mu głowy, Boże pomóż mi z tym…. a tu jeszcze nie wiem co z tym ….
pozdrawiam, Artur
Kontynuując…
@Leszek Kotlicki:
Witam,
Jan Warchoł
Twoje wypowiedzi są sensowne i rzeczywiście takie postrzeganie religii
nadaje zupełnie innego wydźwięku „wierze chrześcijańskiej”, niż ten
z którym się do tej pory spotkałem.
(…) [lecz] Może to co Ty podajesz w wypowiedziach jest tylko Twoją,
„błędną” interpretacją nauk chrześcijańskich nie mającą nic wspólnego z
kościelną?
Skąd masz pewność, że jest to oficjalna interpretacja kościoła
katolickiego,
a nie Twoja?
Cieszę się, że moje wypowiedzi są dla Ciebie wartościowe i rozumiem Twoje
wątpliwości.
Opieram się na licznych rozmowach przeprowadzonych z księdzem, doktorem
teologii, oraz moją katechetką, siostrą zakonną z dwudziestoletnim „stażem”,
która jest magistrem teologii (i doktorem nauk przyrodniczych przy okazji).
Przedstawiłem jej moje wypowiedzi z prośbą o sprawdzenie; po przeczytaniu
większości mojego pierwszego komentarza stwierdziła, że wszystko jest w
porządku i nie musi dalej sprawdzać, bo mnie wystarczająco dobrze zna.
Mogę poszukać uzasadnień moich wypowiedzi w wypowiedziach znanych osób
konsekrowanych lub dokumentach kościoła (na przykład tutaj ojciec Jacek
Salij mówi o grzechu pierworodnym:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/szukajacym_drogi/g_pierworodny.html,
a o tym, jak Dawid chciał zbudować świątynię, a Bóg powiedział, że Dawid i tak nie jest w stanie wybudować świątyni adekwatnej do Boga, można przeczytać w drugiej księdze Samuela, rozdział 7, wersety 5-7), ale zachęcam Cię do poczytania
samemu. Mogę Ci na przykład polecić Biblę Paulistów, nowy przekład Pisma Świętego, z obfitymi
komentarzami wyjaśniającymi różne rzeczy, portale internetowe opoka.org.pl
(w czytelni którego – http://www.opoka.org.pl/biblioteka/ – można znaleźć
wiele dokumentów kościelnych), mateusz.pl i wiara.pl (gdzie można zadawać
pytania dotyczące nauki kościoła katolickiego – zapytaj.wiara.pl).
TesTeq pisze:
stopaprocentowa pisze:
„Oczywiście obowiązek wykazania, że coś istnieje spada na tego,
kto w to coś wierzy, tak jak na drugą stronę NIE-SPADA obowiązek
wykaznia że coś nieistnieje (udowodnijcie, że królewna śnieżka
nie istnieje ).”
Nie sądzę, żeby ludzie wierzący w rzeczy nieudowadnialne
byli zobowiązani do udowadniania, że te rzeczy istnieją.
Oni po prostu w to wierzą i już. Istnienie, ani dowód
tego istnienia nie jest tu nikomu do niczego potrzebny.
Istnienia Boga nie można udowodnić, tak samo jak nie można udowodnić jego
nieistnienia. Dlatego zgadzam się z TesTeq.
A obecna dyskusja dotyczy w dużej mierze czego innego, to znaczy religii, w
tym na przykład rozumienia konkretnych prawd wiary religii katolickiej, i
moim zdaniem ma sens niezależnie od tego, czy Bóg istnieje, czy nie.
PS dziękuję stopieprocentowej za zaszufladkowanie mnie do kategorii chorych
psychicznie.
@Artur:
Jan Warchoł:
Pytasz:
„W takim razie chciałbym się upewnić,
czy dobrze rozumiem, co dla Ciebie oznacza religia:”
Religia to coś co posiada zbiór świętych praw i objawień
nie podlegających dyskusji. Religia posiada odpowiedzi typu:
jak powstał świat, kto go stworzył i w jakim celu.
Czyli chyba się rozumiemy. To dobrze. Zapamiętam tę definicję i postaram się
do niej odnosić mówiąc o religii (i może odpowiem na pytanie „co daje
religia”, ale innym razem).
@Artur:
„Piszesz:
„”Zrozumiałem na swój sposób”
– a więc może zrozumiałeś to inaczej niż pozostali?
A wtedy może się okazać, że odrzucasz teorię X
chociaż tak naprawdę odrzucasz swoją jej interpretację.”
Mój sposób jest w poście i komentarzach.
Jeżeli zauważasz w nim błędy będę wdzięczny za komentarz.”
Oraz
„Które moje wypowiedzi wskazują
konkretnie, że moje odrzucenia nie bazowało na prawdziwej nauce
kościoła?„
Zwróciłem uwagę na parę rzeczy, jak na przykład rozumienie grzechu
pierworodnego, przekazywanie go przez męskie nasienie, przesuwanie akcentu z
czynienia miłości na unikanie grzechu, „hierarchia ważności” przykazań,
„Boga o niskim poczuciu własnej wartości”. Możesz przeczytać jeszcze raz
moje pierwsze dwa komentarze.
@Artur:
„Nie porównuję religii do niewolnictwa !!! (…) Ja znajduję cechy wspólne
systemów religijnych i systemów totalitarnych.„
Bez komentarza.
pozdrawiam serdecznie,
Janek
@Jan Warchoł:
Nie ma ludzi zdrowych psychicznie. Każdy w jakimś stopniu jest chory, bo mózg ludzki kiepsko sobie radzi z poprawnym odbiorem rzeczywistości i ją zafałszowuje. Ale im mniej mechanizmów obronnych będziemy stosowali tym bardziej to co widzimy będzie tej rzeczywistości odpowiadało. Religia to tylko jeden z nich. Bardzo powszechny, ale niczym szczególnym, poza tą powszechnością, nie różniący się od pozostałych mechanizmów obronnych.
Jan Warchoł pisze: „Istnienia Boga nie można udowodnić, tak samo jak nie można udowodnić jego nieistnienia. Dlatego zgadzam się z TesTeq.
A obecna dyskusja dotyczy w dużej mierze czego innego, to znaczy religii, w
tym na przykład rozumienia konkretnych prawd wiary religii katolickiej, i
moim zdaniem ma sens niezależnie od tego, czy Bóg istnieje, czy nie.”
Dziękuję, że się ze mną zgadzasz. Niestety nie mogę zgodzić się z dalszą częścią Twojej wypowiedzi. Piszesz, że dyskusja o rozumieniu prawd wiary religii katolickiej ma sens, niezależnie od tego, czy Bóg istnieje, czy nie. Prowadzi to do wniosku, że w gruncie rzeczy religia nie ma związku z Bogiem, a to z kolei zbliża Cię do stanowiska stopaprocentowej, która uznaję religię za wytwór naszego umysłu, będący jednym z mechanizmów obronnych.
Hej Janek,
“”Zrozumiałem na swój sposób”
– a więc może zrozumiałeś to inaczej niż pozostali?
A wtedy może się okazać, że odrzucasz teorię X
chociaż tak naprawdę odrzucasz swoją jej interpretację.”
Ależ Ci się podłożyłem tym zdaniem: na swój sposób.
Generalnie, jeżeli chodzi o religię w moim przypadku to temat mam przeanalizowany gruntownie. Ja nie twierdzę, że religia to samo zło. Twierdzę, że ma bardzo niekorzystny bilans plusów do minusów. Czynienie dobra, miłość to są tematy, które mogą istnieć i rozwijać się bez religii. Mało tego czuję wewnętrznie, że świat byłby o wiele lepszy bez różnic wynikających z podziałów religijnych.
Piszesz: „chociaż tak naprawdę odrzucasz swoją jej interpretację” W takim przypadku musiałbym odrzucić cząstkę siebie samego.
Stwierdzenie bez komentarza, odbieram jako brak argumentów.
Pozdrawiam, Artur
LFCFan piszesz:
Naprawde wierzyles, ze ludzie w Polsce nie sa swiadomi innej drogi? Ze jezeli ktos odrzucil Katolicyzm to czul sie zmuszony to ukrywac a tylko takie swiadectwa jak Twoje pozwola mu wyjsc z mroku? Uwazam, ze jestes zbyt inteligentny aby byla to prawda…
Dziękuję za komplement, w szkole miałem same tróje
Ja po prostu często pytam różnych ludzi, jaki mają pogląd na temat Boga, Religi. Ponieważ w większości przypadków okazuje się, że nie mają żadnego był to jeden z powodów do napisanie tego tekstu.
Pozdrawiam, Artur
TesTeq pisze (June 15th, 2009 at 06:30):
Piszesz, że dyskusja o rozumieniu prawd wiary religii katolickiej ma sens, niezależnie od tego, czy Bóg istnieje, czy nie. Prowadzi to do wniosku, że w gruncie rzeczy religia nie ma związku z Bogiem (…).
Nie chciałem powiedzieć, że religia nie ma związku z Bogiem. Mówiąc ogólnie chciałem powiedzieć, że nawet gdyby Kościół mylił się co do istnienia Boga, to nie należy przypisywać mu teorii ani interpretacji, których wcale nie głosi; ponadto uważam za sensowną dyskusję o tym, czy taka lub inna religia ma dobry lub zły wpływ na ludzi i dlaczego. Oprócz tego rozumienie konkretnych prawd wiary religii katolickiej to tylko przykład tematów, które poruszamy.
@Artur:
Piszesz:
„Na strachu? Chyba raczej na nadziei, że po śmierci coś będzie.”
Czasami się mówi, że człowiek potrzebuje religii, nawet jeżeli
to nie jest prawda. Człowiek potrzebuje pocieszenia jakie ona niesie.
Lecz czy nie ma w tym czegoś dziecięcego, infantylnego w wierze,
że Wszechświat ma gwarantować nam jakieś pocieszenie?
To coś jak kciuk do ssania, spódnica do trzymania.
W sensie, że jeśli coś daje nam pocieszenie to musi to być prawda.
(…)”
Odbieram to tak, że podchodzisz do tego zagadnienia z punktu widzenia osoby niewierzącej i mówisz: Boga i życia pozagrobowego nie ma, więc religia i wiara w życie pozagrobowe nie wynika z istnienia Boga, a tylko z tego, że ludzie potrzebują protezy zapewniającej poczucie bezpieczeństwa – to godne politowania/infantylne.
Ale jeśli Bóg jest i istnieje życie pozagrobowe (czyli patrząc z mojego punktu widzenia), to religia po prostu mówi prawdę i nie ma znaczenia, czy ta prawda daje ludziom pocieszenie; nie wierzę w to dlatego, że to daje pocieszenie, tylko bo to prawda.
Ty nie będziesz patrzył na tę koncepcję z mojego punktu widzenia, a ja z Twojego, bo obaj uważamy, że ten drugi nie ma racji. Dlatego będziemy się tutaj zawsze różnić zdaniem, i już. Myślę, że obaj się pogodzimy z tą różnicą poglądów :)
W związku z tym nie będę już osobno odpowiadał Tomkowi na podobną wypowiedź. Po prostu mamy różny sposób patrzenia.
stopaprocentowa pisze (June 15th, 2009 at 05:20):
@Jan Warchoł:
Nie ma ludzi zdrowych psychicznie. Każdy w jakimś stopniu jest chory, bo mózg ludzki kiepsko sobie radzi z poprawnym odbiorem rzeczywistości i ją zafałszowuje. Ale im mniej mechanizmów obronnych będziemy stosowali tym bardziej to co widzimy będzie tej rzeczywistości odpowiadało. Religia to tylko jeden z nich.
Jak dla mnie to jeśli wszyscy mieliby być chorzy, to niezupełnie jest sens nazywać to chorobą. Ale to kwestia definicji słów.
A oprócz tego to odpowiem Ci podobnie jak powyżej Arturowi: wychodzisz z założenia, że religia mówi nieprawdę, a jest jeszcze druga możliwość. Po prostu przypadek jest nierozstrzygalny i nic na to nie poradzimy.
i kontynuując starsze tematy:
@Artur:
„Pytasz:
„To znaczy, że Twoim zdaniem nie ma różnicy pomiędzy ludźmi
przestrzegającymi zasad ze strachu przed policją i systemem prawnym
a tymi, którzy przestrzegają zasad żeby zasłużyć na przyszłą nagrodę?”
Jest różnica.
Chcesz powiedzieć, że nie kradniesz, nie gwałcisz i nie zabijasz tylko
i wyłącznie bo chcesz uniknąć ognia piekielnego?”
Dlaczego wyciągasz taki wniosek? Zauważ, że napisałem też: „Nie wspomnę już o tych ludziach religijnych, którzy przestrzegają zasad z głębokiego wewnętrznego przekonania o ich słuszności”. Ja siebie zaliczam do tych osób. Oczywiście nie trzeba być religijnym/wierzącym/etc żeby mieć zasady moralne – w tej kwestii zgadzam się z Tobą.
@Artur:
Piszesz:
„A to, że obie te religie nawzajem zabraniają łączenia się,
wynika z tego, że gdyby pozwalały na mieszanie się,
to każdy mógłby stworzyć sobie własny zlepek różnych religii,
który mógłby być bez sensu i szkodliwy dla innych.”
Cenna uwaga to byłoby bardzo szkodliwe dla rozbudowanych hierarchii
religijnych. Pewne osoby straciłby wiarę i przywileje.
Nie wiem, czy przeinaczasz moje intencje celowo czy bezwiednie. To, o co mi chodziło, czyli szkodliwość „dowolnie wybranych zlepków religijnych”, zobrazuję tak: ktoś bierze przytaczany już fragment Koranu mówiący o tym, że wyznawcy Chrystusa trafią do piekła, i dokłada do tego kawałek „lepiej aby jeden człowiek zginął za naród, niż miałby zginąć cały naród” i wyciąga z tego wniosek: „należy zabijać po jednym człowieku z każdego narodu chrześcijańskiego tak długo, aż wszyscy nie nawrócą się na naszą religię” i taka jest jego nowa religia, z której nic dobrego nie wyniknie. Przyznasz chyba, że katolicyzm oraz islam są lepsze od takiej religii?
@Artur:
Generalnie chodzi mi o „Oficjalną doktrynę, że Żydzi
jako zabójcy Chrystusa zostali skazani na wieczne poddaństwo,
ogłosił papież Innocenty III w 1205 roku.”
Nie znalazłem żadnych wiarygodnych informacji o takiej doktrynie. Słowa „Oficjalną doktrynę, że Żydzi jako zabójcy Chrystusa zostali skazani na wieczne poddaństwo, ogłosił papież Innocenty III w 1205 roku” znalazłem na stronie poświęconej okultyzmowi i parapsychologii, której nie można uznać za wiarygodne i poważne źródło.
@Artur:
W 1247 w Beelitz (Brandenburgia) spalono z tego powodu całą społeczność żydowską. Podobne incydenty (…)
Jeśli doliczysz się co najmniej dwóch milionów zabitych na podstawie wiarygodnych źródeł, to chętnie je poznam. „Tysiące Żydów zabitych w pogromach” – takie stwierdzenie mogę uznać za prawdopodobne. Ale „miliony” – to wymaga dokładnego uzasadnienia. Poza tym przyczyny tych pogromów mogły być (jestem przekonany, że były) również niezwiązane z religią – przyczyny ekonomiczne, zazdrość lub poszukiwanie kozła ofiarnego.
@Artur:
Piszesz:
„Sorry, Arturze, ale sam napisałeś:
“Czy Bóg istnieje? Nie wiem. Małe prawdopodobieństwo? Jakie?
Takie jak, że istnieje Królewna na ziarnku grochu czy
Różowy jednorożec. Na pewno nie 50%”.
Wydaje mi się, że 50 to liczba.”
Fakt 50 to liczba, jednakże napisałem: „Na pewno nie 50%”.
Takie stwierdzenie oznacza dla Ciebie konkretne wyliczenie i deklarację?
„Na pewno nie 50%” w tym kontekście rozumiem jako „na pewno mniej niż 50%”, ponadto w pierwszej wypowiedzi (tzn. w oryginalnym poście) napisałeś „Nie wykluczam istnienia Boga, nie mam na to dowodów, jednakże prawdopodobieństwo jego istnienia szacuję na bardzo niskie.” (podkreślenie moje).
Ale zostawmy ten temat, bo myślę, że nic konstruktywnego z niego nie wyniknie.
@Michał Fikus:
Zasadniczo zgadzam się ze wszystkim, co napisałeś.
pozdrawiam serdecznie,
Janek
Janek piszesz: „Odbieram to tak, że podchodzisz do tego zagadnienia z punktu widzenia osoby niewierzącej i mówisz: Boga i życia pozagrobowego nie ma, więc religia i wiara w życie pozagrobowe nie wynika z istnienia Boga”
Hm, a gdzie ja napisałem, że Boga nie ma ?
Cóż, fakty są takie, że Twój odbiór ma nie wiele wspólnego z moją rzeczywistością. Może zamiast przypuszczać lepiej zapytać wprost, co o tym sądzisz ?
Piszesz: „a tylko z tego, że ludzie potrzebują protezy zapewniającej poczucie bezpieczeństwa”
Słowem TYLKO, generalizujesz i wkładasz mi sformułowania, których nie wypowiedziałem, mam wielka prośbę abyś tego nie robił.
Poniżej dwa przykłady:
1. Tylko dla tego, że ludzie potrzebują protezy zapewniającej poczucie bezpieczeństwa
2. Między innymi dla tego, że niektórzy ludzie potrzebują protezy zapewniającej poczucie bezpieczeństwa
Widzisz różnicę między tymi dwoma zdaniami ?
Ja podpisuję się pod tym drugim, oczywiście to nie jest całkowity obraz.
Piszesz: „Dlatego będziemy się tutaj zawsze różnić zdaniem, i już. Myślę, że obaj się pogodzimy z tą różnicą poglądów”
Znowu generalizujesz używając słowa ZAWSZE. Czas pokaże jak będzie. Każdy osobiście ponosi odpowiedzialność za swoje wybory, nie mam nic przeciwko różnieniu się w poglądzie na ten konkretny aspekt.
Piszesz: „odpowiem Ci podobnie jak powyżej Arturowi: wychodzisz z założenia, że religia mówi nieprawdę, a jest jeszcze druga możliwość”
Ja nie piszę, że religia mówi nieprawdę. Ja piszę, że religia manipuluje, indoktrynuje maluchy i podaje odpowiedzi, które nie są odpowiedziami (przypuszczenia) oraz przypisuje sobie monopol na Boga.
Naprawdę nie widzisz, że to co innego niż nieprawda ?
A może mój post i komentarze są wynikiem natchnienia przez Boga, który ma dość podziałów wynikających z religii i wykorzystywania jego osoby do manipulowania innymi, osiągania władzy i wpływów ?
Piszesz: ‘Nie znalazłem żadnych wiarygodnych informacji o takiej doktrynie. Słowa “Oficjalną doktrynę, że Żydzi jako zabójcy Chrystusa zostali skazani na wieczne poddaństwo, ogłosił papież Innocenty III w 1205 roku” znalazłem na stronie poświęconej okultyzmowi i parapsychologii, której nie można uznać za wiarygodne i poważne źródło.”
Czy to źródło jest poważne i wiarygodne
http://pl.wikipedia.org/wiki/Antysemityzm
Piszesz: „Jeśli doliczysz się co najmniej dwóch milionów zabitych na podstawie wiarygodnych źródeł, to chętnie je poznam. “Tysiące Żydów zabitych w pogromach” – takie stwierdzenie mogę uznać za prawdopodobne. Ale “miliony” – to wymaga dokładnego uzasadnienia.”
Ach znów złapałeś mnie na słówku, przyznaję się do błędu i przepraszam. Czy jeżeli miliony zamienimy na tysiące, to usprawiedliwi to Boga ?
Przyczyny tych pogromów są konkretne – Żydzi mordercy Chrystusa.
Jeżeli chcesz możemy różnić się w poglądzie na ten temat.
Doprecyzowując, „Na pewno nie 50%”: To wszystko możliwe tylko nie 50. Tak więc jest to każda liczba z przedziału od 0 do 100 oprócz 50.
Inna sprawa, że skłaniam się ku temu dolnemu zakresowi, ale nigdy nie powiem, że na pewno jest to 0.
Pozdrawiam, Artur
@ Jan Warchoł: piszesz: „wychodzisz z założenia, że religia mówi nieprawdę, a jest jeszcze druga możliwość. Po prostu przypadek jest nierozstrzygalny i nic na to nie poradzimy.”
Istnienie królewny śnieżki i 7 krasnoludków też jest nierozstrzygalne. Jeśli powiem, że świat stworzył nie bóg, ale diabeł: mściwy, kłamliwy, tworzący po to by móc sobie niszczyć, z nudy i dla zabawy zapewne uznasz, że to idiotyzm. Ale nie uda Ci się rozstrzygnąć czy to prawda.
Jeśli powiem, że nie ma nieba i piekła, nie ma boga i diabła, a kontrolę nad światem sprawują elfy mieszkające na drzewach (których nie widać), również uznasz to za absurd. Ale nie będziesz w stanie stwierdzić z całą pewnością że to bzdura. Jeśli powiem, że ten co mieszka w zakładzie psychiatrycznym i twierdzi, że jest bogiem, faktycznie nim jest, powiesz że to też nonsens. Tak samo jest z bogiem. Nie jestem w stanie stwierdzić ze 100% pewnością, że nie istnieje, ale teoria jego istnienia jest w identycznym stopniu absurdalna i niedorzeczna jak ta z elfami czy diabłem dla którego świat to tylko zabawa.
Dlaczego więc rozważania wierzących sprowadzają się do rozważań z zakresu tej jednej teorii, skoro innych teorii w równym stopniu prawdopodobnych (a raczej w równym stopniu nieprawdopodobnych) można znaleźć i wymyślić nieskończoną liczbę? Sprawdźmy/rozważmy je wszystkie :-D.
Oczywiście mi nic do tego w co sobie wierzą inni (i na co chorują ;-)). Dopóki nie wtrącają się z tą religią w moje życie.
@Artur:
Piszesz: ‘Nie znalazłem żadnych wiarygodnych informacji o takiej doktrynie. Słowa “Oficjalną doktrynę, że Żydzi jako zabójcy Chrystusa zostali skazani na wieczne poddaństwo, ogłosił papież Innocenty III w 1205 roku” znalazłem na stronie poświęconej okultyzmowi i parapsychologii, której nie można uznać za wiarygodne i poważne źródło.”
Czy to źródło jest poważne i wiarygodne
http://pl.wikipedia.org/wiki/Antysemityzm
Żebyśmy się dobrze zrozumieli, według mnie przytoczone słowa Artura znaczą „czy artykuł o antysemityzmie na Wikipedii jest wiarygodnym źródłem potwierdzającym informacje o rzeczonej doktrynie Innocentego III?”. Spodziewam się, że pozostali rozumieją tę wypowiedź Artura tak samo, jak ja.
Zatem proszę wszystkich o zajrzenie do hasła „antysemityzm” na Wikipedii i sprawdzenie, czy jest tam cokolwiek o komentowanej przeze mnie doktrynie. Nie ma nic! Nie ma nic nawet o papieżu Innocentym III ani w ogóle o jakimkolwiek wydarzeniu z roku 1205.
Pomyślałem, że może Artur przeczytał coś takiego w tym artykule wcześniej, a potem artykuł został zmieniony. Ale również w ostatnich wersjach tego artykułu nic takiego nie ma.
Moim zdaniem wygląda na to, że Artur próbuje nas wprowadzić w błąd.
Jeśli tak nie jest, to proszę Cię, Arturze, formułuj swoje wypowiedzi tak, byśmy nie musieli się domyślać, o co w nich chodzi.
Do reszty wypowiedzi ustosunkuję się później.
pozdrawiam,
Janek
Sprawa religii nie jest prostym tematem, z każdym człowiekiem pojawia się nowa teoria postrzegania wiary (coś czego nie da się udowodnić a jedynie akceptuje). Każdy ma wolną wolę i wybiera to co chce, rób co chcesz od Ciebie zależy tylko życie i tylko Ty w nim decydujesz, i Ty ponosisz konsekwencje swojego postępowanie. Kościół Katolicki wyznaje wiarę w Boga Jedynego, i zachęca nas do przyłączenia się do niej, nie mówi, że będzie lekko, wręcz przeciwnie, pracuj nad sobą tu na Ziemii, by tam, po drugiej stronie mieć życie wieczne, bo to jest celem wiary katolickiej. Jeśli tego się podejmiemy, to zaczyna się dla nas ciekawa przygoda, bo co złego jest w Kościele Katolickim pod względem poglądów, nie patrzmy przez pryzmat wypaczonych księży, to są tylko ludzie! Czy podejmując się bycia ojcem czy matką wykonujemy to na 100%, oczywiście że nie. Patrzmy co wiara nam daje, z mojej perspektywy, jako Katolika same korzyści, ma dwie zasady, dwa filary i nie potrzebnie jest to rozwalane na mikrocząstki, miłuj Boga swego i miłuj bliźniego swego. I nie ma po co dorabiać do tego innych idei, proste i logiczne, i czy nie piękne?! I czy takie podejście całego społeczeństwa nie umiliło by nam życia codziennego. I co w tym jest złego? Kościół daje nam do tego narzędzia, w postaci niedzielnego nabożeństwa, Świąt gdzie możemy pojednać się z przyjaciółmi, spotkać z rodziną , oczyścić się z grzechu – czyli zaniedbania. Człowiek z natury jest leniwy i nie lubi narzucania mu jakichkolwiek obowiązków, więc odrzuca to, czuje się wtedy „wolny”, że to On decyduje o swoim życiu, że On jest Panem własnego życia. Przekonuje się jednak kim jest na tej Ziemi, gdy dotknie go choroba, kalectwo czy kataklizm.
Uważam więc, że warto wierzyć, to nam nadaje troszkę większy sens aniżeli tylko zaspokajanie swoich potrzeb, a poza tym, tak na zakończenie – daje dużo radości w życiu :D
Janku, poruszyłeś kwestię, która wg. mnie dotyczy jednego z kluczowych pytań odnośnie Boga i religii:
„Boga i życia pozagrobowego nie ma, więc religia i wiara w życie pozagrobowe nie wynika z istnienia Boga, a tylko z tego, że ludzie potrzebują protezy zapewniającej poczucie bezpieczeństwa – to godne politowania/infantylne.
Ale jeśli Bóg jest i istnieje życie pozagrobowe (czyli patrząc z mojego punktu widzenia), to religia po prostu mówi prawdę i nie ma znaczenia, czy ta prawda daje ludziom pocieszenie; nie wierzę w to dlatego, że to daje pocieszenie, tylko bo to prawda.”
Pytanie dotyczy tego, co pojawia się najpierw w głowach ludzi:
1. potrzeba bezpieczeństwa,
2. czy bezinteresowna wiara w życie wieczne i pomocnego im Boga?
Zauważ, że tzw. „prawda” religijna poprzedzona jest wiarą w prawdziwość dwóch hipotez:
a) jeśli istnieje Bog,
i ponadto (nie wynika to automatycznie z istnienia Boga jako stwórcy Wszechświata)
b) jeśli istnieje życie wieczne,
to wtedy jest sens rozmawiać o religii.
Jak wyglądał moment przełomowy w Twoim życiu, w którym przekonałeś się do prawdy religijnej opartej na takich fundamentach? (pomijam już pochodzenie i treść religii, które rodzą szereg kolejnych wątpliwości)
Następnie ciekawy jestem odpowiedzi na 2 kolejne pytania:
I. Z czego wynika Twoja wiara?
II. Jak uzasadnisz bezinteresowność swojej wiary?
Odpowiedź na te pytania może pomóc nam rozjaśnić dyskusję, więc kieruję je do wszystkich wierzących.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witaj Arturze
– Pozwoliłem sobie wziąć udział w wymianie poglądów ponieważ odniosłem wrażenie, że to ma być tak jakby ostateczna rozprawa – końcowe rozstrzygnięcie – a jeśli problem stawiasz uczciwie, to warto go skomentować dla Ciebie. Na pewno nie ułatwię Ci decyzji, ale czy o to chodzi?
Poniżej odniosę się niezbyt obszernie do twoich wypowiedzi, :)
Ja, jak większość Polaków wychowany byłem zgodnie z tradycjami chrześcijańskimi. Od najmłodszych lat wiele rzeczy kazano mi przyjmować na wiarę i kierować się w tym sercem a nie rozumem.
– Myślę, że (jak powiedział Jan Paweł II) wiara i rozum to dwa skrzydła (bez których w człowieku nie może rozwinąć się duchowość – Serce zaś nie jest ani jednym, ani drugim choć jest także niezbędne w rozwoju duchowym człowieka) – więc musiało Cię spotkać to co piszesz poniżej. Musiałeś zwątpić lub zostać … dewotem.
Jednakże z biegiem lat ta rozumna, logiczna część mojej osoby zaczęła głośno protestować i zgłaszać, że coś jest nie tak, coś wymaga przemyśleń i argumentacji.
Po prostu czułem wewnętrznie, że wtłaczane mi przez religię „prawdy” utrudniały mi świadome i własne określenie poglądów na Wszechświat, życie i źródła moralności. To uczucie narastało wraz z ilością przyswajanej przeze mnie wiedzy na temat świata i praw w nim obowiązujących.
– Pozostaje otwartym pytanie:
Czy bardziej zawinili ci którzy okaleczyli Twoją duchowość, wypaczając twoją wiarę – zapewne zupełnie nieświadomie i bez złej woli,
Czy bardziej zawiniłeś Ty, nie zgłębiając istoty swojej religii i wybierając pomiędzy nieprawdą (wynikającą z Twojej tym razem niewiedzy) a chłodnym zdawałoby się pragmatyzmem.
Przecież w postawionym poniżej dylemacie moralnym – nie ma możliwości wybrać nic poza opcją 3 – tylko że tak określony wybór jest po prostu nieuczciwy.
Logicznie dla mnie wyglądała argumentacja, że z religii (nauk z starego i nowego testamentu oraz aktualnych decyzji Kościoła) nie można wybierać sobie elementów, które nam odpowiadają a pozostałe odrzucać.
– Mnie zgoda na aktualne decyzje kościoła zajęła 15 lat (to że się nie zgadzałem bynajmniej nie znaczyło, że określałem je jako głupie. Miałem po prostu inne zdanie – zresztą często okazywało się, że powszechne poglądy na temat zdania Kościoła w konkretnych sprawach nie zawsze są prawdziwe, a jeszcze częściej wyrwane z kontekstu.) Faktem jest, że nauki starego i nowego Testamentu starałem się nie podważać odkąd określiłem siebie jako człowieka wierzącego
Wymagana jest pełna akceptacja dla wszystkich aspektów religii. Powagi tym stwierdzeniom dodaje fakt, że Bóg jest wszechmogący, więc z łatwością przejrzy oszusta.
(- Dobre stwierdzenie, ono było decydujące co do mojej odpowiedzi na ten post :)
– co do braku pełnej akceptacji to nie musi być to równoważne z byciem oszustem, wymagana jest uczciwość w poszukiwaniu prawdy – duchowość to droga, nie spis reguł i nakazów)
W ważne dla mnie sprawy angażuje się całym sobą, nie akceptuję tu rozwiązań pośrednich.
– Czy to oznacza, że odrzucasz też istnienie wątpliwości? Że nie jesteś czegoś pewien?
Wątpliwości bardzo często wspomagają rozwój – ich brak prowadzi do stagnacji, a później do braku otwartości i zamknięcia na poglądy innych – co zubaża człowieka i zamyka na możliwość prowadzenia dialogu.
Ponadto, jest dla mnie niezwykle istotne, aby być osobą wewnętrznie spójną, to jest uzewnętrzniać swoimi działaniami to, z czym całym sobą się zgadzam. W związku z tym w kwestiach religii widziałem poniższe możliwości:
1.Bycie oszustem udającym wiarę (powtarzanie grzechów, brak regularności w chodzeniu do kościoła, uważanie za zło współżycie przed ślubem czy z osoba tej samej płci, brak akceptacji do eutanazji dla cierpiących itp.) – nie do zaakceptowania
2.Bycie uczciwym wierzącym (akceptacja dla nauki nowego i starego testamentu oraz bieżącej polityki kościoła) – akceptowalne
— w aspekcie tego co piszesz poniżej – NIEAKCEPTOWALNE, bo zakładasz ślepą wiarę w nieprawdę i zabobon, które chrześcijanin musi odrzucić
3.Bycie uczciwym sceptykiem (ateizm) – akceptowalne
Tak, więc postanowiłem poszukać, czy jest coś w mojej religii, co uniemożliwi mi bycie uczciwym wierzącym.
– Przeczytajmy uważnie: Wyszukam argumenty, abym spokojnie mógł odrzucić moją religię, zlikwidować ten dyskomfort niepewności i mieć przekonanie że jestem w tym uczciwy !!!
Jest takie powiedzenie : Jak kto chce psa uderzyć to kij znajdzie. Tej klasy są poniższe argumenty co gorsza są już momencie ich postawienia nieuczciwe !!!
Kara, grzech i poczucie winy
Matką i ojcem wszelkich grzechów jest zjedzenie symbolicznego owocu przez Adama i Ewę. Za to właśnie zostali oni wygnani z raju, odebrano im prawo do życia wiecznego i skazano na ciężką pracę (Adam) i cierpienia (Ewa, bóle porodowe).
– Czy myślisz, że ludzie pokroju Emmanuela Kanta, Mikołaja Kopernika, Jana Pawła II, Johna Tolkiena i wielu (naprawdę wielu) innych to kompletni głupcy ?
Tylko fundamentaliści utrzymują, że biblię należy czytać dosłownie – nie zdają sobie przy tym często sprawy że mają w ręku tłumaczenie biblii. Ważniejszy jest przekaz nie konkretne słowa.
Grzechem było nieposłuszeństwo, które dotyka zresztą KAŻDEGO – ja przynajmniej nie znam nikogo kto by nie zawinił nigdy wobec Świadka Prawdy będącego w każdym z nas – o którym mówi już Sokrates 500 lat przed Chrystusem.
Nie odebrano im prawa do życia wiecznego – to tak jakby utrzymywać, po śmiertelnym skoku spadochroniarza z 10 000 m, że spadochron odebrał życie skoczkowi i jest moralnie za to odpowiedzialny, ponieważ się nie otworzył jak skakał. (żeby było zabawniej to skoczek ma obowiązek sam sobie składać spadochron)
Ta historia to opowiadanie o nieposłuszeństwie i jego skutkach, to przekaz będący pouczeniem. Jesteśmy wolni, ale ta wolność może obrócić się także przeciw nam. Skutki grzechu trzeba zaakceptować bo wtedy łatwiej żyć (przecież nic tak nie cieszy mężczyzny jak dobrze wykonana ciężka praca ani kobiety jak urodzenie dziecka – ale bez zaakceptowania trudu nie ma tej radości – ten tekst dla chcących słuchać mówi : nie unikaj trudów życia, nie bój się rodzić – i to co jest powszechnie traktowane jako „dopust boży” staje się wtedy … błogosławieństwem.
Grzech ten ma być przekazywany w linii męskiej (nasienie).
– Sorry, ale gdzie przekazano Ci takie bzdury ? To na poziomie twierdzenia, że chrześcijaństwo = kanibalizm (występowało powszechnie w I-III wieku naszej ery, ale z prawdą to nie miało wiele wspólnego).
Nasuwa się pytanie: jaka etyka skazuje każde dziecko, nawet jeszcze zanim się narodzi, na dziedziczenie grzechu, który popełnili jego odlegli przodkowie.
– Mówisz, że prawda jest dla Ciebie ważna. Prawda to nie Prawa Człowieka – prawda bywa bolesna. Nie znam nikogo kto nie zawinił – czytaj nie zgrzeszył, tacy jesteśmy jako ludzie. Nie oznacza to że jesteśmy potworami, tylko że każdy odstaje od doskonałości i od tego kim mógłby być. Każdy upada to pewne, okłamywanie się w tej sprawie nie jest powodem do chwały, ani nie pomoże Ci stać się lepszym, więcej upadki mogą nam pomóc wzrastać i poznawać siebie. Prawda i tylko Prawda może nam pomóc w wyzwoleniu się ze słabości.
Grzech, poczucie winy, kary, zakazy są powszechnymi elementami katolickiej religii.
– Można też powiedzieć: świadomość własnej słabości, uczciwe sumienie, odpowiedzialność i zadość uczynienie (za wyrządzone krzywdy), jasne określanie zła są powszechnymi elementami katolickiej religii. Mówi o tym samym – a brzmi zupełnie inaczej. Ale NAJWAŻNIEJSZE w katolicyzmie (i chrześcijaństwie) to nie zakazy i nakazy, to POWOŁANIE DO MIŁOŚCI. Proszę tylko nie mylić tego z seksem. To powołanie do zobaczenia i chęci obdarowania drugiej osoby zupełnie bezinteresownie.
Bardzo zgrabnie podsumował to Sam Harris w „Liście do Chrześcijańskiego Narodu”: „Troszczycie się głownie o to, że Stwórca czuje się osobiście urażony czymś, co ludzie robią, kiedy zdejmują ubrania. Wasza pruderia dzień po dniu tylko pogłębia ludzkie nieszczęście.” Ja też uważam, że koncentrowanie życia wokół przestrzegania zakazów ogranicza jego pełne doświadczanie oraz skutecznie obniża poczucie własnej wartości.
– Podszedł do tego równie płytko i pobieżnie jak Ty – to i wnioski myszą być podobne (dodatkowo odpowiedź miał już gotową – to o czym piszesz jest bardzo płytkie)
Następnie moja religia przedstawia sposób na odkupienie odziedziczonego po Adamie grzechu. Były nią tortury i egzekucja syna Bożego Jezusa Chrystusa. Od tego czasu Jezus jest odkupicielem wszystkich grzechów, zarówno tych już popełnionych jak i przyszłych, które jeszcze nie nastąpiły. Richard Dawkins w „Bogu urojonym” zauważa tu pewną oczywistość: „(…) idea odkupienia – stanowiąca sedno doktryny chrześcijańskiej – jest znieprawiona, sadomasochistyczna i odpychająca. Odrzucić ją należy z jeszcze jednego powodu: jest zupełnie absurdalna, choć za sprawą jej wszechobecności przestaliśmy ją dostrzegać.
– To co piszesz oznacza że powielasz niewiedzę o „dziedziczeniu” grzechu i …. masz odpowiedź, równie płytką co nieuczciwą. Już nie jesteś uczciwym sceptykiem !!! Z tego co napisał Richard Dawkins jedno jest dla mnie jasne – idea odkupienia jest dla niego zupełnie absurdalna. Powiem więcej bez Miłości jako przyczyny (tej przez duże M) nie ma ona sensu i dla mnie. Miłość też czasami wydaje się nam absurdalna – ale warto ją przeżyć. Czy fakt, iż dla kogokolwiek coś jest niezrozumiałe oznacza że jest to bez sensu i nie istnieje ?
Przecież gdyby Bóg chciał naprawdę odpuścić nasze grzechy, dlaczego nie mógł ich po prostu wybaczyć, oszczędzając sobie męczarni i egzekucji,
– I co by to było warte, czy odmieniło by to kogokolwiek – dlaczego miałby w ten sposób nas krzywdzić (bo skutki takiego czynu nie mogłyby nam pomóc, a wręcz przeciwnie). Czy przez to pokazałby krzywdzonym (niestety jakże często jako skutek wolności innego człowieka) że jest z nimi i ich kocha. Nie mówiąc już o jakiejkolwiek identyfikacji z cierpiącymi niesprawiedliwie. Poza tym cały czas powtarzasz za tymi panami – Panie Boże my ludzie to mamy prawa i musisz je respektować jeśli jesteś, my musimy mieć to i to zagwarantowane w relacji z Tobą, a jeśli nie To Cię nie ma. Przecież to dziecinada i nieprawda.
dzięki czemu zaoszczędziłby również przyszłym pokoleniom Żydów pogromów i ciągłych oskarżeń o udział w „zabiciu Chrystusa””
– Nie oskarżenia o udział w morderstwie, a chęć grabieży i inność (odrębność) były podstawowym czynnikiem pogromów (np: faszyzm sprawił z holokaustu ekonomiczne zaplecze do prowadzenia wojny)
Ktoś mógłby powiedzieć: „Musi istnieć religia, bo gdyby nie istniała życie byłoby puste i bezcelowe bez najmniejszego sensu”. Jak dla mnie w takim podejściu jest duże zagrożenie, a mianowicie uznanie, że to Bóg a nie my sami ma ponosić odpowiedzialność za nadanie sensu i celowości naszemu życiu. Dla mnie prawdziwe jest inne stwierdzenie, nasze życie ma tyle sensu, celowości i pasji na ile sami je takim uczynimy. Jeżeli tylko chcemy, możemy sprawić, aby było naprawdę cudowne.
– Czy Bóg przeczy naszej odpowiedzialności ?? skoro obdarzył nas wolnością. To złe przeciwstawienie, bo nieprawdziwe – jest kłamstwem! W matematyce odpowiednikiem jest implikacja, że z fałszu wynika prawda. Takie zdanie jest zawsze prawdziwe ( to z prawdy nie może wynikać fałsz – nie odwrotnie).
– Nieuczciwe stawiasz problemy – więc zawsze masz odpowiedzi jakie sobie założyłeś. Poniżej następny przykład:
W naszym globalnym społeczeństwie występuje powszechna akceptacja dla różnorodnych poglądów religijnych. Mało tego, uznaje się je za domenę szczególnie drażliwą, wymagającą chronienia murem wymuszonego szacunku, że przysługuje im coś na kształt poselskiego immunitetu niewystępującego w żadnej innej sferze życia społecznego. Cóż dopóki akceptować będziemy zasadę, że przekonania religijne muszą być respektowane, bo są przekonaniami religijnymi, musimy pogodzić się z faktem, że wielu zamachowców -samobójców zasługuje na szacunek. Wszak działają w imię swoich przekonań religijnych, a po wykonaniu akcji przenoszą się do nowego życia w wiecznej chwale.
– Przecież to brednie, dodatkowo czy naprawdę wierzysz w to co piszesz, czy zagłuszasz wątpliwości ?
– Wracamy do początku : Wiara – Rozum – Serce (jako pragnienie wypływające z głębi istoty), kto zabija w swym życiu jedno z tych 3 nie jest człowiekiem duchowym. TO jest NIEMOŻLIWE aby nim był. A wszystkie twoje przykłady zawsze zakładają jakiś brak. Człowiek duchowy jest zawsze człowiekiem wierzącym. Jeśli skasuje rozum jego wiara stanie się ślepa i przestanie być … wiarą. Zostanie fanatyzm – pewność … i … lęk przed niepojmowalnym, lęk który musi wzbudzić nienawiść. I tak ginie istota chrześcijaństwa jaką jest Miłość. Jeśli braknie Wiary (ufności w Miłość) zagubi się człowiek w gąszczu możliwości wzajemnie sprzecznych i nieuporządkowanych. Brak Serca sprawi że „spocznie na laurach” i ….. umrze za życia, bo po cóż ma iść dalej? Tym co napędza nasz rozwój jest zawsze Serce. Tym co pozwala walczyć ze słabością i przeciwnościami – Wiara i Rozum.
Gdy jasne dla mnie się stało, że najbliżej mi do uczciwego sceptycyzmu.
– Uczciwego ?
Z pełną świadomością odrzuciłem wpajane przez religię poczucie winy oraz ślepe wierzenie w rzeczy, które sprzeczne są z moim samodzielnie przemyślanymi poglądami na świat.
– Z pełną świadomością ja także odrzucam wpajane przez kapłanów, polityków, społeczeństwo poczucie winy oraz ślepe wierzenie w rzeczy, które sprzeczne są z moim samodzielnie przemyślanymi poglądami na świat, ale nadal poszukuję rozwiązań godzących zdawałoby się sprzeczne stanowiska i nadal jestem wierzącym, więcej pomaga mi to w wierze nie przeszkadza.
– Pomimo tego razi mnie tzw. poprawność polegająca na adopcji dzieci przez pary homoseksualne jak i odbieranie im (homoseksualistom) dziedziczenia po partnerze.
Od tego momentu czuję się znacznie lepiej, wewnętrznie spójny i spokojny.
– jeśli Twój spokój opiera się na tak słabych podstawach i chcesz go w ten sposób potwierdzić – to wybacz ale nie chcę Cię okłamywać… .Mam nadzieję zwątpisz przynajmniej w „swoje” podstawy odrzucenia wiary, bo z chrześcijaństwem to one nie mają wiele wspólnego…
Ponadto brak wszelkich wątpliwości to … po trosze śmierć (to zamknięcie drogi rozwoju), więc według mnie nie jest to powód do radości.
Nie wykluczam istnienia Boga, nie mam na to dowodów, jednakże prawdopodobieństwo jego istnienia szacuję na bardzo niskie.
– Świat w którym prawdopodobieństwo jego istnienia Boga byłoby wysokie, byłby wyzwaniem ale dla oszustów, hipokrytów, krętaczy (to świat faszyzmu i komunizmu … świat zniewolony) ale nie uczciwych ludzi, którzy szanują prawdę, męstwo, sprawiedliwość i umiarkowanie – nie ze strachu przed karą i potępieniem ale dlatego że te cnoty są odbiciem …… prawdziwej miłości (obecnej w sercu każdego)
Gdy ktoś mnie pyta czy jestem ateistą ? Odpowiadam, że oczywiście tak samo jak i pytający. Bo zapewne nie wierzy w greckiego Zeusa, rzymską Wenus czy w wiarę Inków, że Słońce jest ich stwórcą i Bogiem. Ja wiem, że Słońce powstało w wyniku kondensacji obłoków galaktycznego gazu, jest kulą zbudowaną między innymi z wodoru, który w wyniku reakcji jądrowych przetwarzany jest na hel. Inkowie w imię swoich przekonań religijnych, składali dla Słońca ofiary z małych dziewczynek. Dziś może to szokować i wydawać się oburzające, tak samo jak w przyszłości może być z aktualnym Bogiem i religią.
– Znowu nieuczciwa semantyka. (fałsz implikuje prawdę) i granie na emocjach pod z góry założone tezy ( a poniżej to już prawie leperiada )
Z uwagi na możliwość pojawienia się zachowań ekstremistycznych, które politycy nazywają terroryzmem czy wykorzystania religii jako narzędzia manipulacji i wywierania wpływu,
– (Z uwagi na możliwość użycia noża do morderstwa nie zaproponujemy likwidacji noży.)
– Jesteśmy stworzeni do wolności, odpowiedzialności i rozwoju. Kto dziś zabija w sobie Wiarę, Rozum lub Serce sam się wydaje na żer oszustów. Budują oni swoje imperia nie tylko jako sekty religijne, ale i partie polityczne, związki różnego rodzaju hedonistów, czy po prostu ogłupiającej reklamy w służbie pieniądza. Co ich łączy – brak Miłości do drugiego człowieka, brak poszanowania istoty ludzkiej dla niej samej. Tak naprawdę w dzisiejszych czasach nie mamy wyboru: albo będziemy się rozwijać, albo zostaniemy „zagospodarowani” . (Możemy jeszcze zostać tymi co „zagospodarowują” ale tego nikomu nie życzę).
– Żyjemy w czasach totalnej manipulacji i wywierania wpływu – pytanie czy się temu poddamy, lub co gorzej czy w ogóle podejmiemy wyzwanie i … rozwój naszej osoby (a nie tylko zawodu). Ja zachęcam – warto zawalczyć o siebie.
moim zdaniem warto o tym dyskutować, do czego serdecznie zapraszam.
– Dziękuję za zaproszenie
Pozdrawiam
Mirek
zbigi pisze: „Uważam więc, że warto wierzyć, to nam nadaje troszkę większy sens aniżeli tylko zaspokajanie swoich potrzeb, a poza tym, tak na zakończenie – daje dużo radości w życiu”
1) Skąd ten pomysł, że jedyną alternatywą dla wiary w Boga jest hedonizm?
2) Czy mógłbyś podać kilka przykładów tych radości, które niedostępne są osobom niewierzącym?
Mirek W pisze do Arturze: „Myślę, że (jak powiedział Jan Paweł II) wiara i rozum to dwa skrzydła (bez których w człowieku nie może rozwinąć się duchowość – Serce zaś nie jest ani jednym, ani drugim choć jest także niezbędne w rozwoju duchowym człowieka) – więc musiało Cię spotkać to co piszesz poniżej. Musiałeś zwątpić lub zostać … dewotem.”
Gdyby jednak przyjąć hipotezę, że wiara jest sprzeczna z rozumem, to zdanie Jana Pawła II byłoby nieprawdziwe, bowiem jedno skrzydło machałoby podczas lotu w kierunku przeciwnym do drugiego i żadna duchowość nie miałaby szansy się rozwinąć. Wówczas mogłoby się okazać, że to Ciebie spotkało to, co Cię spotkało, czyli zasklepienie się w kręgu poglądów, które nijak mają się do obserwowanej rzeczywistości.
Czy mógłbyś wyjaśnić mi, co miałeś na myśli pisząc:
„- Świat w którym prawdopodobieństwo jego istnienia Boga byłoby wysokie, byłby wyzwaniem ale dla oszustów, hipokrytów, krętaczy (to świat faszyzmu i komunizmu … świat zniewolony) ale nie uczciwych ludzi, którzy szanują prawdę, męstwo, sprawiedliwość i umiarkowanie – nie ze strachu przed karą i potępieniem ale dlatego że te cnoty są odbiciem … prawdziwej miłości (obecnej w sercu każdego)”
Zbigi, piszesz:
„…dwa filary i nie potrzebnie jest to rozwalane na mikrocząstki, miłuj Boga swego i miłuj bliźniego swego. I nie ma po co dorabiać do tego innych idei, proste i logiczne, i czy nie piękne?! I czy takie podejście całego społeczeństwa nie umiliło by nam życia codziennego.”
Otóż to! Jest mi blisko do tego stanowiska :)
Tylko, że Kościół narzuca Ci znacznie więcej doktryn i jeśli nie stosujesz się do nich, to co Twoje postępowanie ma wspólnego z jego nauką? Stosując się do dekalogu i doktryn nie było mi łatwo zbudować sobie prostego i spójnego systemu wartości.
To co napisałeś powyżej uprościłbym jeszcze bardziej. Wystarczy po prostu szanować wszystkich ludzi. Nie muszę wszystkich miłować/kochać, bo w niektórych przypadkach, gdy wybory ludzi mocno odbiegają od mojego sposobu zycia, może być to frustrujące. Pójdźmy dalej.
W dekalogu mamy: 4. Czcij ojca swego i matkę swoją.
Po co to wyróżniać? Jak wiele wypaczonych interpretacji tego przykazania spotkałem w życiu. Rodzice wymagają od dzieci szacunku, a nawet czci bez względu na swoje postępowanie. Obie strony powinny się szanować i tyle.
W Nowym Testamencie pojawiło się bardziej zwięzłe, ale też nie do końca jasne przykazanie: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.” A jeśli ktoś nie lubi siebie, to ma przyzwolenie na brak szacunku dla innych? Wielu ludzi jest nieszczęśliwych i sfrustrowanych!
Cytując Ciebie: „proste i logiczne, i czy nie piękne?!” – po co to komplikować?
Mirek W pisze:
„- Jesteśmy stworzeni do wolności, odpowiedzialności i rozwoju.”
„- Żyjemy w czasach totalnej manipulacji i wywierania wpływu – pytanie czy się temu poddamy, lub co gorzej czy w ogóle podejmiemy wyzwanie i … rozwój naszej osoby (a nie tylko zawodu). Ja zachęcam – warto zawalczyć o siebie.”
Zgadzam się z Tobą i do tego samego zachęcam :)
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam wszystkich dyskutujących.
Mogę prosić o wyjaśnienie czemu 'z religii nie można wybierać sobie elementów, które nam odpowiadają’?
Jest to o tyle dziwne, że religia nie jest niezmienna, a ewoluuje- powoli, ale jednak się zmienia podejście do niektórych kwestii.
Ludzie odpowiedzialni za zmiany jak widać nie stosują tej reguły- wybierają coś co uważają za niewłaściwe, a następnie ogłaszają 'od tej chwili uważamy tak i tak ’.
Witam, przede wszystkim gratulacje i podziękowania dla Alexa za stworzenie bloga, na którym jest wiedza za którą normalnie trzeba płacić duże pieniądze. Mimo tego, że śledzę tego bloga od lat – chyba od momentu powstania, to wpisy Alexa są tak dobre, że nigdy nie czułem, że poprzez mój komentarz stworzę tu jakąkolwiek wartość dodaną. Nie jest tak również tym razem i mój komentarz a właściwie zapytanie zamieszczam w tym wątku wyłącznie z egoistycznych pobudek.
Przede wszystkim chciałbym wyrazić swój podziw dla wspaniałych, merytorycznych komentarzy Jana Warchoła w niniejszym wątku. Podobnie jak wielu tu wypowiadających się, też jestem wychowany w duchu katolickim, lubię święta, komunie i inne różne rytuały, które pozwlają mi głównie spotkać się z rodziną. Moja postawa jest wątpiąco-negująca w stosunku do wiary w Jesusa, z tyłu głowy jednak zawsze myślę sobie, że coś ten wielki wybuch najpierw stworzyło co następnie ludzie umownie nazwali bogiem i w różnych religiach, różnie go nazywają. Komentarze Jana jednak zachęcają mnie do zagłebienia się trochę bardziej w chrześcijaństwo i jego nauki. Jan, nie wiem co robisz na co dzień, ale śmiem twierdzić, że dla Kościoła mógłbyś być wspaniałym „Salesmanem” :-), mam nadzieje, że nie obrazisz się na to porównanie.
Teraz przechodząc do części egoistycznej: chciałbym Ci zadać jedno pytanie, nad którym zawsze się zastanawiałem a nie miałem dość determinacji, żeby samemu poszukać odpowiedzi. Bazując na poprzednich Twoich postach jestem pewien, że masz kompetencje żeby na nie odpowiedzieć. Otóż, czy zgodnie z nauką kościoła katolickiego, w dniu sądu ostatecznego, zostaną zbawieni wszyscy dobrzy ludzie, bez względu na to czy za życia byli to chrześcijanie, żydzi, muzułmanie czy wyznawcy hinduizmu? Czy też raj spotka wyłącznie tych, którzy przyjęli chrzest? W kkażdym przypadku proszę Cię o podanie krótkiego uzasadnienia. Jeżeli zostaną zbawieni tylko ochrzczeni to co się stanie z kimś do którego nigdy wiadomość o pojawieniu się Jezusa na ziemi nie dotarła i nie miał możliwości nawrócenia się (przy założeniu, że jeszcze gdzieś na Papui takie plemiona są).
Pozdrawiam serdecznie,
Krzesło
bb.bartosz: W tym sensie nie można, że w ten sposób tworzy się nową religię. Jeśli chcesz być częścią wspólnoty Katolików, Buddystów, Muzułman itd. to nie możesz ze zbioru zasad i reguł, którymi kieruje się ich religia wybrać tylko tego co jest dla Ciebie wygodne. Zmiany są dopuszczalne ale powinny być od górne, odzwierciedlać masowe przekonania/żądania/zmiany poglądów. Ktoś to już chyba wspominał o tym wcześniej – religie wbrew pozorom zmieniają się ale drogą powolnej ewolucji, a nie gwałtownej rewolucji.
Witaj Mirek,
Piszesz: „- Myślę, że (jak powiedział Jan Paweł II) wiara i rozum to dwa skrzydła (bez których w człowieku nie może rozwinąć się duchowość”
To świadoma manipulacją Kościoła, który doskonale zdaje sobie sprawę, że człowiek wyposażony jest w wyobraźnię i rozum. Podobnym przykładem jest wpajanie prawd religijnych do młodych umysłów. Podawanie takich cytatów jako argument jest równoznaczne z wyrabianiem sobie opinii wyłącznie na podstawie ulotki reklamowej przygotowanej przez Dział Promocji danego producenta. Taki dokument z założenia nie może być wiarygodny.
Piszesz: „- Pozostaje otwartym pytanie:
Czy bardziej zawinili ci którzy okaleczyli Twoją duchowość, wypaczając twoją wiarę – zapewne zupełnie nieświadomie i bez złej woli,
Czy bardziej zawiniłeś Ty, nie zgłębiając istoty swojej religii i wybierając pomiędzy nieprawdą (wynikającą z Twojej tym razem niewiedzy) a chłodnym zdawałoby się pragmatyzmem.”
Do czego mają prowadzić takie pytania ? Zamiast koncentrować się na szukaniu winnych ja wolę szukać rozwiązań.
Abstrahując od tego, że robisz konkretne założenia, co do mojej wiedzy w temacie religii ja w wyborach życiowych postępuję inaczej. Moje pytanie brzmi, coś tu nie gra co mogę zrobić aby to naprawić ?
Piszesz: „Przecież w postawionym poniżej dylemacie moralnym – nie ma możliwości wybrać nic poza opcją 3 – tylko że tak określony wybór jest po prostu nieuczciwy.”
Co chciałeś przekazać tym zdaniem ?
Piszesz: „Faktem jest, że nauki starego i nowego Testamentu starałem się nie podważać odkąd określiłem siebie jako człowieka wierzącego”
Właśnie taka postawa jest dla mnie nie do zaakceptowania. Próbowanie nie podważania Nowego i Starego Testamentu byłoby nie zgodne z moim prawdziwym wewnętrznym JA – sytuacja nie do zaakceptowania.
Piszesz: „W ważne dla mnie sprawy angażuje się całym sobą, nie akceptuję tu rozwiązań pośrednich.
– Czy to oznacza, że odrzucasz też istnienie wątpliwości? Że nie jesteś czegoś pewien?”
Oczywiście, że miewam wątpliwości. Zastanawia mnie tylko, czemu generalizujesz. Bo w tym przypadku nie chodzi o wątpliwości. Otóż jestem pewien, że nie mogę zgodzić się iż.
– Używanie prezerwatyw jest grzechem
– Należy trwać w małżeństwie nawet, gdy miłość dawno wygasła
– homoseksualizm wymaga potępienia
W powyższych przykładach nie mam żadnych wątpliwości.
Piszesz: „Wątpliwości bardzo często wspomagają rozwój – ich brak prowadzi do stagnacji, a później do braku otwartości i zamknięcia na poglądy innych – co zubaża człowieka i zamyka na możliwość prowadzenia dialogu.”
Ja mam inny pogląd na tę sprawę. Wygląda on następująco:
Przekonania religijne są formą utożsamiania się z czymś co nie daje konkretnych i racjonalnych odpowiedzi. Dlatego nie utożsamiam się z żadną opcja religijną. Ponieważ człowiek nie może jasno myśleć na temat rzeczy, z którą się utożsamia, najlepszą opcją jest posiadanie najmniejszej jak to możliwe liczby rzeczy z którą się utożsamiam (a na pewno rezygnować z tych, która zobowiązują cię do wierzenia w coś). Po prostu ogranicza to możliwość owocnego spojrzenia na zagadnienia.
Ponadto jest tylko jedna rzecz, która zuboża człowieka i zamyka na możliwość prowadzenia dialogu – jest to sam człowiek. Jeżeli powiesz sobie, że brak wątpliwości to sprawi to tak właśnie będzie.
Piszesz: „Tej klasy są poniższe argumenty co gorsza są już momencie ich postawienia nieuczciwe !!!”
Przeczytałem kilka razy ten fragment Twojej wypowiedzi i kompletnie nie wiem o co chodzi, możesz trochę konkretniej i jaśniej ?
Pytasz :” – Czy myślisz, że ludzie pokroju Emmanuela Kanta, Mikołaja Kopernika, Jana Pawła II, Johna Tolkiena i wielu (naprawdę wielu) innych to kompletni głupcy ?
Jaki jest cel tej generalizacji ? Z całym szacunkiem, ale poziom tego pytania jest poniżej akceptowalnego przeze mnie.
Ja mógłbym odpowiedzieć pytaniem. Darwin był Ateistą, czy w związku z tym uważasz go za głupca ?
Piszesz: „Grzech ten ma być przekazywany w linii męskiej (nasienie).
– Sorry, ale gdzie przekazano Ci takie bzdury ? To na poziomie twierdzenia, że chrześcijaństwo = kanibalizm (występowało powszechnie w I-III wieku naszej ery, ale z prawdą to nie miało wiele wspólnego).
Każde dziecko rodzi się z grzechem pierworodnym. Nasienie (sperma) jest niezbędnym elementem poczęcia. Gdzie tu są bzdury ?
Piszesz: „Nie znam nikogo kto nie zawinił – czytaj nie zgrzeszył, tacy jesteśmy jako ludzie. Nie oznacza to że jesteśmy potworami, tylko że każdy odstaje od doskonałości i od tego kim mógłby być.”
Pytanie dnia, co jest grzechem i kto ma prawo o tym decydować. Jak wielokrotnie wspominałem, pamiętajmy że jest wiele religii i każda przypisuje sobie monopol na Boga. Dla mnie nie jest grzechem kochanie się bez ślubu, jedzenie mięsa, kiedy mam ochotę czy używanie prezerwatyw. To nie jest coś, co określam mianem upadku i chcę po tym wstawać. Nikomu tym nie wyrządzam krzywdy i nie widzę powodu się z tego tłumaczyć.
Piszesz: „Ale NAJWAŻNIEJSZE w katolicyzmie (i chrześcijaństwie) to nie zakazy i nakazy, to POWOŁANIE DO MIŁOŚCI. Proszę tylko nie mylić tego z seksem. To powołanie do zobaczenia i chęci obdarowania drugiej osoby zupełnie bezinteresownie.”
Podpisałbym się pod tym obiema rękami gdyby nie było:
– Indoktrynowania maluchów
– Narzucania co jest dobre a co złe
– Hierarchii , władzy i pieniędzy
Jak dla mnie bilans korzyści do kosztów jest niekorzystny. Ja bez religii z radością zupełnie bezinteresownie obdarowuję innych.
Jak pisałem wcześniej zachowania altruistyczne to chleb powszedni w życiu na Ziemi.
Piszesz: „- Podszedł do tego równie płytko i pobieżnie jak Ty – to i wnioski myszą być podobne (dodatkowo odpowiedź miał już gotową – to o czym piszesz jest bardzo płytkie)”
Takie stwierdzenia odbieram, że brakuje Ci argumentów na sensowną wypowiedź.
Piszesz: „- To co piszesz oznacza że powielasz niewiedzę o „dziedziczeniu” grzechu i …. masz odpowiedź, równie płytką co nieuczciwą. Już nie jesteś uczciwym sceptykiem !!!”
Takie stwierdzenia odbieram, że brakuje Ci argumentów na sensowną wypowiedź.
Piszesz: „Czy fakt, iż dla kogokolwiek coś jest niezrozumiałe oznacza że jest to bez sensu i nie istnieje ?”
Znowu zadajesz pytanie, które nijak nie odnosi się do moich stwierdzeń w poście. Po pierwsze czy ja gdziekolwiek napisałem, że Bóg nie istnieje ?
Czy gdzieś w moich wypowiedziach piszę, że to co niezrozumiałe jest bez sensu.?
To co mi się niepodobna i uważam, że zasługuje na potępienie to sytuacja gdy religia każe nam zadowalać się odpowiedziami, które nawet nie są odpowiedziami. Religia twierdzi, że wie wszystko, że nie należy wątpić, pytać i szukać odpowiedzi. Wszystko dostajesz podane na tacy wystarczy tylko uwierzyć. Jeśli masz święte teksty, które mówią Ci jak rozpoczął się świat i jaki jest związek między tobą a stwórcą to ogranicza twoją ciekawość. Podcina źródło zachwytu nad światem.
Piszesz: „- Nie oskarżenia o udział w morderstwie, a chęć grabieży i inność (odrębność) były podstawowym czynnikiem pogromów”
Podaj mi proszę źródła na których podstawie wyciągnąłeś te wnioski ?
Piszesz: „- Czy Bóg przeczy naszej odpowiedzialności ?? skoro obdarzył nas wolnością. To złe przeciwstawienie, bo nieprawdziwe – jest kłamstwem!”
Ja w mojej odpowiedzi odnoszę się do konkretnego pytania, które kiedyś usłyszałem. Twoje stwierdzenie: – Nieuczciwe stawiasz problemy – więc zawsze masz odpowiedzi jakie sobie założyłeś, wynika zapewnie z mojego nieprecyzyjnego sformułowania.
Jeżeli zamienię „Ktoś mógłby powiedzieć” na „Kiedyś zapytano mnie”, dalej będziesz podtrzymywał swoją argumentację i zasadność wywodu ?
Piszesz: „- Przecież to brednie, dodatkowo czy naprawdę wierzysz w to co piszesz, czy zagłuszasz wątpliwości ?” w kontekście globalnego świata i akceptacji różnych poglądów religijnych.
Tak wierze w to, bo często jeżdżę po świecie i widzę to na własne oczy. Są ludzie, którzy święcie wierzą, że Bogu trzeba pomóc i siłą przekonywać do jego racji.
Piszesz: „- Wracamy do początku : Wiara – Rozum – Serce (jako pragnienie wypływające z głębi istoty), kto zabija w swym życiu jedno z tych 3 nie jest człowiekiem duchowym.”
Widzisz Religie przypisują sobie monopol na duchowość i Boga. Ja odrzucając system religijny nie wyłączam swojego Serca czy duchowości.
Piszesz: „A wszystkie twoje przykłady zawsze zakładają jakiś brak.”
Pięknie generalizujesz. Pamiętaj, że to Twoje odczucie co do mojej osoby, inna sprawa to że kompletnie to nie ma związku z rzeczywistością. Jednakże jest ono Twoje i nic mi do niego.
Piszesz: „Człowiek duchowy jest zawsze człowiekiem wierzącym”
To kolejny przykład świadomej manipulacji systemów religijnych. Przestań być, chociaż na chwilę człowiekiem wierzącym w konkretny system religijny, aby móc w pełni świadomie ocenić czy człowiek duchowy może być człowiekiem niewierzącym w system religijny.
Pytania.
Co według Ciebie oznacza Duchowość ?
Piszesz: „I tak ginie istota chrześcijaństwa jaką jest Miłość.”
Miłość jest miłością. Ma się ona dobrze i bez chrześcijaństwa. Świadomym działaniem religii jest przekonanie wyznawców, że to religia jest jej źródłem.
I dalej: „Jeśli braknie Wiary (ufności w Miłość) zagubi się człowiek w gąszczu możliwości wzajemnie sprzecznych i nieuporządkowanych.”
Człowiek i świat miał się bardzo dobrze przed powstaniem religii, w związku z tym niezgodę się z tym stwierdzeniem.
Piszesz: „Brak Serca sprawi że „spocznie na laurach” i ….. umrze za życia, bo po cóż ma iść dalej? Tym co napędza nasz rozwój jest zawsze Serce. Tym co pozwala walczyć ze słabością i przeciwnościami – Wiara i Rozum.”
Jak dla mnie to zbyt wysoki poziom abstrakcji. Serce napędza naszą krew w żyłach. Możesz trochę jaśniej, co chcesz przekazać tymi stwierdzeniami ?
Piszesz: „- Znowu nieuczciwa semantyka. (fałsz implikuje prawdę) i granie na emocjach pod z góry założone tezy ( a poniżej to już prawie leperiada )”
Generalnie to ja jestem zdziwiony, że termin Ateista jest ludzkości potrzebny. Nie wymyślamy określeń, żeby powiedzieć, że nie jestem astronautą czy nie jestem politykiem, Tak więc tym paragrafem chcę przekazać, że warto zdawać sobie sprawę iż aktualnie istnieje wiele religii, ciągle powstają nowe a stare upadają. Wiele z tych religii ma zupełnie innych Bogów i ponieważ to inne istoty, można być ateistą w stosunku do tego konkretnego bóstwa.
Czy uzupełniając ten akapit tymi argumentami dalej uważasz to za nieuczciwą semantykę ?
Pozdrawiam, Artur
TesTeq pisze:
1) Skąd ten pomysł, że jedyną alternatywą dla wiary w Boga jest hedonizm?
– a gdzie ja napisałem, że zaspokajanie własnych potrzeb ma być przyjemnością??
Może troszkę inaczej to ujmę, wiara daje nam ponadwymiarowy sens życia, a nie jedynie fizyczny.
TesTeq pisze:
2) Czy mógłbyś podać kilka przykładów tych radości, które niedostępne są osobom niewierzącym?
– jak najbardziej, oczywiście ta radość dotyczy mojej osoby, acz sądzę że wielu zgodzi się ze mną:
> po Spowiedzi Św czuję radość;
> na Pielgrzymce czuj radość;
> w modlitwie mam wielką radość;
i tutaj muszę dodać, że niewierzącym są dostępne w każdej chwili
Do Tomasza C.: miłuj bliźniego nie oznacza włazić komuś w d…, oznacza bezinteresownie pomóż, szanuj, nie oszukuj, nie okradaj, nie zmuszaj. Samo słowo szanuj jest zbyt wąskim zakresem.
Jeśli chodzi o 4 przykazanie, sądzę że rodzicom należy się szczególny szacunek, a błędna interpretacja może dotyczyć każdego przykazania, a więc kierując się jedną z Cnót Boskich, podchodź do zagadnień z Roztropnością :D
@Artur
„Doskonale rozumiem ten punkt widzenia. Miałem dokładnie takie samo odczucie podczas mojej aktywności religijnej. Następnie koncepcja Boga, Twórcy Wszechświata, który interesuje się losami poszczególnych jednostek, interweniuje gdy uzna to za stosowne (naginając prawa fizyki) oraz po zakończeniu życia rozlicza skrupulatnie ze wszystkiego, kompletnie przestała do mnie trafiać.”
Już ktoś w kolejnych postach powiedział coś na ten temat. Wydaje mi się, że masz zły obraz tego Boga (tego w którego nie wierzysz). Ja odbieram Boga jako kogoś kto jest w 100% po mojej stronie i chce dla mnie jak najlepiej. Jeśli chodzi o cuda – to w teologii chrześcijańskiej nie są one niczym nadzwyczajnym. Po prostu Bóg działa też w sposób nadprzyrodzony. Takimi cudami są np. Wcielenie i Zmartwychwstanie bez których wiara w Jezusa jako Boga nie miała by sensu. Ale są jeszcze inne np. biblijne przemienienie wody w wino. Wydaje mi się że Bóg często nie do końca nagina prawa fizyki tylko jest ich Panem… To trudne do zrozumienia ;) Ale spójrz np. na przemienienie wody w wino w Kanie Galilejskiej – jeden z teologów tłumaczył to tak, że Bóg po prostu przyspieszył proces powstawania wina z wody. Normalnie dzieje się to za pomocą winorośli, ale tu Bóg postanowił przyspieszyć działanie natury.
Poza tym moim zdaniem ignorowanie świata nadprzyrodzonego jest pewnego rodzaju ignorowaniem tego co się dzieje – można by rzec zaślepieniem. Na świecie istnieje dużo sił zarówno takich które chcą dla nas dobrze jak i takich które chcą źle. Te złe też przejawiają swoją obecność. Np istnieje coś takiego jak czary.
„Na czym polega różnica między wierzeniem Greków w Wenus a dzisiejszych Polaków w Jezusa Chrystusa ?”
Ja widzę dość sporą różnicę :) To tak jakby porównywać nauczanie Kościoła z całą jego głębokością z bajkami.
„Jakie masz dowody, że wierzenia Katolików to prawda ?
Co sądzisz na temat autentyczności wierzeń Muzułmanów ?”
Uważam nauczanie kościoła za wewnętrznie spójne. Takie nauczanie do mnie przemawia. Przemawiające dla mnie jest też to, że teologia, nauczanie Kościoła jest tak bogate i głębokie, że ciągle można odkrywać coś nowego.
No i nie wszystko można zrozumieć, bo w końcu dotykamy tajemnicy Boga. Poza tym jest wiele znaków również nadprzyrodzonych które również potwierdzają, że Bóg istnieje. Z kolei wiara muzułmanów jest dla mnie nie do przyjęcia – choćby ze względu na nawoływanie w jednym miejscu w Koranie do traktowania Żydów jak braci, a w drugim do atakowania ich. Nie uważam, żeby to było dobre, więc nie idę za tym.
„Mnie z kolei zadziwia, że ludzie z taką chęcią i żarliwości modlą się o powrót osoby bliskiej do zdrowia w przypadku niewidzialnego wirusa. Natomiast nie widzą
sensu modlić się np. o odrośnięcie amputowanej nogi ?”
Przeczytaj to: :) – najlepiej z zawartymi tam wnioskami.
http://adonai.pl/cuda/?id=36
Jest tam wypowiedź włoskiego dziennikarza – Vittorio Messori, który o opisywanych wydarzeniach mówi: >
Zdaję sobie sprawę, że dla Ciebie to nie będzie szczególnie przekonujące.
„Wiem, że każdy z nas ma inną pozycję wyjściową oraz swój rozum. Celem tego tekstu jest pokazanie, że jest wiele dróg, które warto po testować.”
Dlatego też w ramach eksperymentu można po testować dlaczego miliony ludzi przyjmują wiarę w Boga jako prawdę :)
Spróbować poszukać głębiej niż się szukało w okresie kształtowania poglądu na świat. Może odkryje się coś zupełnie nowego, z czego nie będzie się chciało zrezygnować?
Widzę że niektóre rzeczy się przycięły przez trochę inny znak cytatu :)
Wypowiedź która zniknęła: „Ten, kto odrzucałby prawdę o tym, co wydarzyło się w Calandzie tego marcowego wieczora w Tygodniu Męki Pańskiej 1640 roku musiałby wątpić w całą historię ludzką, łącznie z faktami najpewniejszymi, bo najbardziej potwierdzonymi. (…) „
Jan Warchoł,
Z uwagi na wklejanie linków, niektóre komentarze umieszczone są z opóźnieniem (wymagają moderacji). W związku z tym dopiero teraz zauważyłem Twój komentarz odnośnie mojego linku w wikipedi.
Tak więc piszesz: „Żebyśmy się dobrze zrozumieli, według mnie przytoczone słowa Artura znaczą “czy artykuł o antysemityzmie na Wikipedii jest wiarygodnym źródłem potwierdzającym informacje o rzeczonej doktrynie Innocentego III?”. Spodziewam się, że pozostali rozumieją tę wypowiedź Artura tak samo, jak ja.”
Moje słowa to:
„Czy to źródło jest poważne i wiarygodne
http://pl.wikipedia.org/wiki/Antysemityzm”
Zgodzę się, że nie ma tam słowa o doktrynie Innocentego III, są za to informacje że wiele morderstw na Żydach było argumentowanych zabójstwem Chrystusa. To było moją intencją, chociaż jeszcze raz potwierdzę, że nie wynika ona bezpośredni z moich wypowiedzi.
Jednakże nie bardzo wiem jaki skutek chcesz odnieść pisząc: „Pomyślałem, że może Artur przeczytał coś takiego w tym artykule wcześniej, a potem artykuł został zmieniony. Ale również w ostatnich wersjach tego artykułu nic takiego nie ma.
Moim zdaniem wygląda na to, że Artur próbuje nas wprowadzić w błąd.”
Smutno mi, że takie wnioski wysnuwasz.
Jeżeli nie znajdę linku w Internecie, który potwierdzi moje słowa to sprawi, to że dany fakt historyczny nie miał miejsca ? Na przykład to, że Innocenty III wydał akt nakazujący Żydom noszenia znaków na ubraniu, to że getta to wynalazek katolicki. Mało tego piece krematoryjne, oczywiście w innym technicznie kształcie po raz pierwszy w historii naszego kontynentu zaczęły działać na rozkaz inkwizycji, na terenach wschodniej Europy, w archidiecezji wrocławskiej i bamberskiej – ofiary były wrzucane na ruszt paleniska i spalane żywcem. Wszystko w imię boże.
Piszesz: „Jeśli tak nie jest, to proszę Cię, Arturze, formułuj swoje wypowiedzi tak, byśmy nie musieli się domyślać, o co w nich chodzi.”
W przyszłości dołożę wszelkich starań aby poprawić jakość moich wypowiedzi. Czy teraz już wiesz o co mi chodziło ?
Pozdrawiam, Artur
Petrus Piszesz:
„Już ktoś w kolejnych postach powiedział coś na ten temat. Wydaje mi się, że masz zły obraz tego Boga (tego w którego nie wierzysz). Ja odbieram Boga jako kogoś kto jest w 100% po mojej stronie i chce dla mnie jak najlepiej.”
Napisz mi proszę, na czym polega zły obraz Boga, w którego wierze?
Piszesz o mnie, więc napiszę o Tobie, a właściwie o moim odbiorze Twojej osoby na podstawie Twoich wypowiedzi.
A więc wydaje mi się, że masz potrzebę posiadania wyimaginowanego przyjaciela, którego nazywasz Bogiem.
Piszesz: „Na świecie istnieje dużo sił zarówno takich które chcą dla nas dobrze jak i takich które chcą źle. Te złe też przejawiają swoją obecność. Np istnieje coś takiego jak czary.
Możesz podać mi jakiś przykład takiej obecności ?
Piszesz:
“Na czym polega różnica między wierzeniem Greków w Wenus a dzisiejszych Polaków w Jezusa Chrystusa ?”
„Ja widzę dość sporą różnicę :) To tak jakby porównywać nauczanie Kościoła z całą jego głębokością z bajkami.”
Ja nie pytam o „głębokość” nauki religii Greków czy ówczesnych katolików a o różnicę w podwalinach systemu religijnego tamtych ludzi a dzisiejszych
Naprawdę nie wynika to wprost z pierwotnego pytania ?
Piszesz: „Z kolei wiara muzułmanów jest dla mnie nie do przyjęcia”
Co według Ciebie będzie po śmierci z ludźmi którzy wierzą w Mahometa a Jezusa nie uznają za syna bożego ?
Piszesz: „Spróbować poszukać głębiej niż się szukało w okresie kształtowania poglądu na świat. Może odkryje się coś zupełnie nowego, z czego nie będzie się chciało zrezygnować?”
Odrzuciłem system religijny, w momencie, gdy mój umysł był dorosły.
Pozdrawiam, Artur
Krzesło pisze: „Podobnie jak wielu tu wypowiadających się, też jestem wychowany w duchu katolickim, lubię święta, komunie i inne różne rytuały, które pozwlają mi głównie spotkać się z rodziną.”
Myślę, że kochająca się rodzina nie potrzebuje zewnętrznego organizatora spotkań rodzinnych. Czyżby zatem religia była próbą ujęcia w rytualne ramy życia plemiennego (społecznego)?
Zbigi pisze: „a gdzie ja napisałem, że zaspokajanie własnych potrzeb ma być przyjemnością??”
Fakt, nie napisałeś. Moje potrzeby kojarzą mi się z odnoszoną z ich zaspokojenia satysfakcją, która sprawia mi przyjemność. Może inni mają inaczej…
Dziękuję za przykłady radości. Rzeczywiście te formy radości są niedostępne dla osoby niewierzącej, ponieważ:
1) Opowiedzenie komuś o swoich złych uczynkach nie „kasuje” tych uczynków – wyrządzone zło i jego konsekwencje nie dają się przekreślić za pomocą rozmowy z osobą trzecią.
2) Niewierzący nie biorą udziału w pielgrzymkach religijnych, choć uczestniczą w innego rodzaju pochodach, gdzie też występuje poczucie wspólnoty i wynikającej z tego radości.
3) Modlitwa – tak, jak każda forma wyciszenia, medytacji i refleksji znakomicie relaksuje nasz umysł wpływając pozytywnie na nasze samopoczucie.
petrus pisze: „Ale spójrz np. na przemienienie wody w wino w Kanie Galilejskiej – jeden z teologów tłumaczył to tak, że Bóg po prostu przyspieszył proces powstawania wina z wody. Normalnie dzieje się to za pomocą winorośli, ale tu Bóg postanowił przyspieszyć działanie natury.”
Myślę, że wysiłki teologów dotyczące tłumaczenia dokonań Boga bardziej szkodzą niż pomagają. Bóg jest wszechmocny – mógł po prostu zamienić wodę w wino i już, a nie udawać, że jest katalizatorem. Wiara to wiara, nie wymaga żadnych dowodów i interpretacji.
Zbigi
„błędna interpretacja może dotyczyć każdego przykazania, a więc kierując się jedną z Cnót Boskich, podchodź do zagadnień z Roztropnością”
Tu nie chodzi o licytowanie się na interpretacje. Co jest istotne, to zbyt duża zawiłość i niejednoznaczność nauk religijnych. Może to jest powód coraz gorszej kondycji moralnej naszej cywilizacji? Moralność da się sformułować znacznie prościej, spójniej i przystępniej. Kościół ma potężne zaplecze, które wg mnie nie jest dobrze wykorzystywane. Trochę szkoda.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witajcie,
Ponieważ odnoszę wrażenie, że nasz dyskusja, choć dla mnie bardzo ciekawa i pouczająca jest trochę chaotyczna postanowiłem uporządkować pewne sprawy.
Zauważyłem wiele elementów wspólnych w niektórych wypowiedziach, które zasadniczo mijają się z tym, co chciałem tym postem przekazać. Są to:
– Zarzuty, że źle przedstawiono mi chrześcijaństwo lub źle je interpretuję.
– Piękne interpretacje Nauk Kościoła oraz przykłady ile one wnoszą w nasze życie.
Nawet przy założeniu, że to prawda są to rzeczy nieudowadniane. W związku z tym, ja osobiście widzę sens rozmowy na ówczesne i namacalne sprawy takie jak:
– Religia świadomie indoktrynuje młode umysły
– w większości przypadków posiada hierarchię z konkretnymi przywilejami i władzą
– w większości przypadków pobiera opłaty za świadczone usługi
– człowiek nie może jasno myśleć o rzeczach, z którymi się utożsamia a przyjmuje je na wiarę
– chcę w pełni samodzielnie ponosić odpowiedzialność za moje życie, nie chcę aby moje zachowania i reakcje sterowane były skryptami napisanymi przez innych ludzi
– chcę sam decydować, jaki mam być i jak przeżyć moje życie
– religia uczy nas być usatysfakcjonowanym nie rozumieniem świata. jest zbiorem świętych praw i objawień o których nie można powiedzieć niczego złego.
– religia ogranicza naszą swobodę na temat dyskusji, jak powstał wszechświat, kto go stworzył i a jakim celu.
– religia uczy ludzi bycia usatysfakcjonowanymi głupimi stwierdzeniami, które niczego nie tłumaczą. ślepemu wierzenia w autorytety, które nimi nie są.
– religia tłamsi ciekawość poprzez oferowanie odpowiedzi, które nie są odpowiedziami
Ja osobiście sensowną dyskusję widzę tylko o powyższym. To jest, jakie są koszty uznawania wyobrażenia za prawdę absolutną.
Wiem też doskonale, że w Biblii jest wiele pięknych i wartościowych opisów. Te metaforyczne jeszcze piękniej można interpretować. Jednakże to samo można powiedzieć o innych religiach, zarówno tych obecnych i jak i już mitologicznych oraz przypisać działaniom ludzi, którzy nie identyfikują się z żadną religią. Ja nie widzę korzyści w takiej dyskusji. To tak jakby dyskutować o tym, który kolor jest najładniejszy.
TesTeq,
Dziękuję Ci za wartościowe i merytoryczne przyłączenie się do dyskusji. Ja coraz bardziej przychylam się do Twojego zdania z początku rozmów: „Proponuję zatem zamknąć niniejszą dyskusję i zająć się czymś pożytecznym.”
Mnie ona zaczyna przypominać przekonywanie osoby uzależnionej, że powinna zgłosić się na leczenie. Jest to bezcelowe do czasu, aż sam zainteresowany stwierdzi, ze coś jest nie tak i warto to zmienić.
Pozdrawiam, Artur
Artur:
Pozwól że jeszcze odniosę się do tego co napisałeś przed ostatnim postem. W pewnym stopniu mieści się to Twoich propozycjach do dalszej dyskusji.
„Napisz mi proszę, na czym polega zły obraz Boga, w którego wierze?(..) A więc wydaje mi się, że masz potrzebę posiadania wyimaginowanego przyjaciela, którego nazywasz Bogiem.”
Wydaje mi się, że na tym, że traktujesz Go jako kogoś z kim nie można nawiązać osobowej więzi. Kogoś kto „po zakończeniu życia rozlicza skrupulatnie ze wszystkiego”. Mam potrzebę posiadania realnych przyjaciół i wśród tych przyjaciół jest też Bóg – jeśli mogę użyć takiego sformowania, bo przede wszystkim jest Bogiem. Nie chodzi tu o nadzieje i pocieszenie jakie z tego przychodzi. Wiele osób miało w swoim życiu okresy w których w ogóle nie odczuwało obecności Boga i mimo to w niego wierzyło. Ja mam nadzieję, że też będę wierzył.
„Możesz podać mi jakiś przykład takiej obecności ?”
Akurat dziś przeczytałem artykuł: http://wiadomosci.onet.pl/1561444,240,1,wypedzam_szatana_w_imie_chrystusa,kioskart.html
Jeśli Cię to zainteresuje bardziej to tu jest film o wspomnianej w wywiadzie Annelise Michel: http://www.youtube.com/watch?v=BlhFK2Gc1Nw. w którym są np. nagrania z egzorcyzmów.
„Ja nie pytam o „głębokość” nauki religii Greków czy ówczesnych katolików a o różnicę w podwalinach systemu religijnego tamtych ludzi a dzisiejszych”
Ale pytasz o różnicę – więc mówię o jednej z nich. Jeśli chodzi o podwaliny to są zupełnie różne – wiara w Boga nie służy np. do wyjaśniania wcześniej nie znanych zjawisk takich jak zmiana pór roku.
Tak samo pochodzenie jest inne. Ja wierzę, że powstała przez natchnienie Ducha Świętego – nie została wymyślona przez ludzi. Napisałeś kiedyś „Religia twierdzi, że wie wszystko, że nie należy wątpić, pytać i szukać odpowiedzi.” Religia chrześcijańska nie ogranicza ciekawości i rodzajów naukowych poszukiwań. W tym samym poście pisałeś też:
„Odrzucając ideę kolejnego życia, możemy z większym podnieceniem korzystać z tego. “Tu i teraz” nie jest czymś co trzeba przeczekać przed wiecznym szczęściem lub potępieniem. Tu i teraz to wszystko co mamy. Inspiracja by wykorzystać to maksymalnie. Ateizm jest afirmacją życia w jaki religia nigdy być nie może. Natura domaga się naszej uwagi, błaga by ją zbadać, wypytać.”
W religii katolickiej to „tu i teraz” nie jest czymś co się „przeczekuje”. To jest czas dany nam i ja osobiście chciałbym go wykorzystać jak najlepiej. Zarówno przez cieszenie się tym co tu na Ziemi mogę zrobić i poznać jak i tym w jaki sposób mogę się przybliżyć do Boga. Ja mogę powiedzieć, że religia jest afirmacją życia w taki sposób jaki ateizm nigdy być nie może! :) Religia nie zachęca mnie do bierności – wręcz przeciwnie do aktywności.
„Religia dostarcza tylko łatwych niezadowalających odpowiedzi” Jakbyś
chciał się zagłębić w naukę o Bogu na naprawdę wysokim poziomie na pewno nie było by to łatwe.
„Co według Ciebie będzie po śmierci z ludźmi którzy wierzą w Mahometa a Jezusa nie uznają za syna bożego ?”
Nie wiem co z nimi będzie. To już leży w rękach Boga, który ma moc zbawić każdego. Czasami może być niemożliwe uwierzyć w Jezusa jako Syna Bożego, jeśli było wychowywanym się w innej tradycji, w której o Jezusie nie mówiło się. A za odstępstwo od wiary grożą kary. Istnieje nawet nadzieja że piekło jest puste i mieści się ona w ramach katolickiej ortodoksji.
TesTeq:
Myślę, że takie poszukiwania są jak najbardziej potrzebne. Jak powiedział Artur nie powinniśmy ograniczać naszej naturalnej ciekawości. :) To nic dziwnego, że ktoś stara się zrozumieć swoją wiarę.
TesTeq pisze:
„1) Opowiedzenie komuś o swoich złych uczynkach nie “kasuje” tych uczynków – wyrządzone zło i jego konsekwencje nie dają się przekreślić za pomocą rozmowy z osobą trzecią.”
– oczywiście, że nie, pełna spowiedź polega na pokucie i zadośćuczynieniu – dopiero wtedy mamy odpuszczone grzechy, Spowiedź mobilizuje do działania, jest momentem kiedy jesteśmy zachęcani naprawy popełnionych błędów, oczywiście zgadzam się że osoby wierzące mogą to samo zrobić bez konieczności Spowiedzi, tylko czy zrobią? Kiedyś pewnie tak, Kościół zaś zachęca do regularnego pojednania i naprawy popełnionych błędów.
TesTeq pisze:
„2) Niewierzący nie biorą udziału w pielgrzymkach religijnych, choć uczestniczą w innego rodzaju pochodach, gdzie też występuje poczucie wspólnoty i wynikającej z tego radości.”
czy pielgrzymka jest pochodem, raczej nie, gdyż nie chodzi tutaj o jakiś manifest lecz o swego rodzaju ofiarę, przeżycie duchowe, oddanie czci czy hołdu – co jest dość radośnie przeżywane :D
– i każdy może się na nią wybrać, nawet niewierzący, jedynie musi się podporządkować panującym tam zasadom :)
Jeszcze odniosę się przynajmniej częściowo do propozycji Artura:
Trudno nie pisać Ci, że źle zrozumiałeś naukę Kościoła jeśli rzeczywiście tak jest – inaczej ta dyskusja nie miała by kompletnie sensu. Również trudno z Tobą dyskutować jak używasz sformułowań nacechowanych negatywnie. Dla niektórych nauczanie religii to nie jest indoktrynacja tylko podzielenie się tym w co ktoś wierzy. „człowiek nie może jasno myśleć o rzeczach, z którymi się utożsamia a przyjmuje je na wiarę” – Po 1 sformułowane w sposób „indoktrynalny” :) Co to znaczy przyjmuję na wiarę? No, ale załóżmy że rozumiem o co chodzi. Religia W ŻADEN SPOSÓB NIE OGRANICZA POSZUKIWAŃ NAUKOWYCH. To dotyczy wszystkiego nawet (o zgrozo!) stworzenia świata i teorii ewolucji. Religia domaga się poszukiwania prawdy i używania rozumu.
„- chcę w pełni samodzielnie ponosić odpowiedzialność za moje życie, nie chcę aby moje zachowania i reakcje sterowane były skryptami napisanymi przez innych ludzi
– chcę sam decydować, jaki mam być i jak przeżyć moje życie”
Widzę że branża IT się kłania :) Mam takie same pragnienia jak Ty.
„- religia tłamsi ciekawość poprzez oferowanie odpowiedzi, które nie są odpowiedziami”
Możesz podać przykład? :)
Pozdrawiam, Piotr
@Artur
Niestety ale jesteś idealnym przykładem adaptacji powiedzenia”nie dyskutuj z osobą religijną, bo sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem” i to na własne życzenie. Ponieważ dla mnie subiektywnie twój artykuł wygląda jak próba „nawracania”, mam propozycję abyś następnym razem pisał wyłącznie ze swojego punktu widzenia. Co nie znaczy, że się z Tobą nie zgadzam w kwestii ateizmu ale moja drogą była inna. Ja uznałem, że nie potrzebuję przenoszenia odpowiedzialności, a jak ktoś mi ma zwracać uwagę jak mam postępować to już wolę to robić sam.
Petrus piszesz: „Dla niektórych nauczanie religii to nie jest indoktrynacja tylko podzielenie się tym w co ktoś wierzy.”
Jest takie przysłowie: „Kije i kamienie mogą połamać kości, ale słowa nic mi nie zrobią” To prawda, ale tylko tak długo, póki ktoś nie wierzy słowom. Jeśli całe Twoje wychowanie, wszystko, co mówili Ci rodzice, nauczyciele i księża, każe Ci wierzyć, naprawdę wierzyć, całkowicie i bezgranicznie, że grzesznicy spłoną w piekle (albo jakiś inny równie odpychający religijny przesąd, na przykład w to, że kobieta jest własnością męża), wówczas całkiem prawdopodobne, że czyjeś słowa skrzywdzą cię mocniej i na dłużej niż jego czyny.
Mówiąc o indoktrynacji chodzi mi o dzieci, to jest świadome i celowe dostanie się do młodego umysłu
Dziecko jest genetycznie zaprojektowane do gromadzenia wiedzy od osób z autorytetem. Mózg dziecka, z bardzo poważnych powodów Darwinowskich musi być ustawiony w taki sposób, że wierzy w to co mówią mu starsi. Bo po prostu nie ma czasu na eksperymentowanie z ostrzeżeniami: „Jak na przykład nie skacz ze skały”, „Nie pływaj w rzece w której są krokodyle”. Każde dziecko, które zastosowałoby do tego, naukowe sceptyczne podejście, byłoby martwe. Mózg dziecka automatycznie wierzy w to co usłyszy, nawet jeśli to jest nonsens. Kiedy dziecko dorośnie będzie przekazywać ten sam nonsens swojemu dziecku. Dla dziecka ognie piekielne nie są metaforą, dzieci traktują je dosłownie.
Religijne wychowanie jest bardzo potężne z uwagi na wbijanie stwierdzeń przez dorosłe osoby z autorytetem, których później jest się bardzo trudno pozbyć.
Zakorzeniane jest nawet wiara, aby nie wierzyć w to co inni będą nazywali dowodami, bo wiara jest ważniejsza niż dowody. To własnie jest dla mnie indoktrynacją i molestowaniem psychiczne.
Ach właśnie sobie uświadomiłem, że zadałem Ci parę pytań, które pozostawiłeś bez odpowiedzi.
W związku z tym ja nie widzę sensu odpowiadania na Twoje.
Pozdrawiam, Artur
Hanz piszesz:
„nie dyskutuj z osobą religijną, bo sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem”
Nie czuję się pokonany, wiem też jak funkcjonuje sposób myślenia kierujący się przekonaniami religijnymi.
Co chcesz przekazać przez zdanie: „mam propozycję abyś następnym razem pisał wyłącznie ze swojego punktu widzenia.” ?
Artur
„Ach właśnie sobie uświadomiłem, że zadałem Ci parę pytań, które pozostawiłeś bez odpowiedzi.
W związku z tym ja nie widzę sensu odpowiadania na Twoje.”
Odpowiedziałem jeszcze przed ostatnim komentarzem. Tylko pewnie ze względu na to, że w mojej wypowiedzi są 2 linki – wcześniejszy komentarz oczekuje na moderację.
Pozdrawiam,
Piotr
Petrus,
Dziękuję Ci za odpowiedzi i za przykłady.
Piszesz: „Ale pytasz o różnicę – więc mówię o jednej z nich. Jeśli chodzi o podwaliny to są zupełnie różne – wiara w Boga nie służy np. do wyjaśniania wcześniej nie znanych zjawisk takich jak zmiana pór roku.
Pytam o konkretną różnicę jeżeli jej nie dostrzegasz cóż to nie koniec świata.
A czyż ówczesna religia nie wyjaśnia jak i po co powstaliśmy ?
Dla przykładu, że Bóg wygląda podobnie jak człowiek. Przecież to też są rzeczy których aktualnie nie znamy.
Nie przekonałeś mnie, jednakże wybór czy zostawić mnie w takim stanie czy podać inne argumenty zostawiam Tobie.
Pytasz: „“- religia tłamsi ciekawość poprzez oferowanie odpowiedzi, które nie są odpowiedziami”
Możesz podać przykład? :)
Oczywiście. Na przykład to, że świat został zaprojektowany, że człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga.
To są konkrety, które aktualnie mogą bazować wyłącznie na wierze, a podawane są jako prawda.
Inne przykłady, jak pisałem wcześniej religia to nie tylko Polska i katolicyzm:
Skazanie na wyrok śmierci doktora Younus Shaik 18 sierpnia 2001. Jego wina polegała na tym, że powiedział swoim studentom, iż Mahomet nie był muzułmaninem zanim nie stworzył islamu, to zaś uczynił dopiero w wieku 40 lat.
Przekonanie, że ludzki embrion stanowi formę ludzkiego życia.
Pozdrawiam, Artur
@Artur
Nie chodzi o to, że jesteś czy nie jesteś pokonany. Chodzi o to, że próbujesz racjonalizować religię co samo w sobie jest błędem. Religia nie jest i nigdy nie będzie racjonalna. I dlatego powinna być odrzucona.
I po drugie: w swej wypowiedzi łączysz tryb osobowy i bezosobowy i to wprowadza jak dla mnie małe zamieszanie – tak jakbyś łączył własną wiedzę z wiedzą ogólną – zwłaszcza we fragmencie: „Kara, grzech i poczucie winy”. Po takim tekscie spodziewałbym się pisania wyłącznie w pierwszej osobie skoro mamy to „Zrobić po swojemu” :). Pozdrawiam
Hanz pisze: „próbujesz racjonalizować religię co samo w sobie jest błędem. Religia nie jest i nigdy nie będzie racjonalna. I dlatego powinna być odrzucona.”
Co do tego, że próby racjonalnej dysputy na temat religii nie mają sensu – zgoda. Pisałem o tym we wcześniejszym komentarzu.
Natomiast nie sposób poradzić sobie z tym, w co wierzą miliony ludzi przez odrzucenie. Na przykład ludzie wierzą, że można jednocześnie obniżać podatki i zwiększać wydatki budżetowe, czemu dają wyraz w wyborach parlamentarnych. Nie sposób tego faktu po prostu odrzucić. Potrzebna jest edukacja. Ciekawą metodę zastosował w tej dziedzinie gubernator Kalifornii – udostępnił stronę internetową, na której można samodzielnie kształtować budżet stanu.
Zatem: racjonalna edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja.
Artur:
Ja również dziękuję za odpowiedź.
Nie wiadomo jak wygląda Bóg. Jeśli chodzi w jaki sposób jesteśmy podobni do Boga to tu chodzi o duszę, którą każdy człowiek ma. No i Jezus przyszedł na świat jako człowiek. Ja wierzę, że świat i człowiek został stworzony przez Boga, ale ten proces mógł odbywać się właśnie przez proces wielkiego wybuchu albo ewolucji. To nie stoi w sprzeczności. Nie przeszkadza to w niczym w poszukiwaniach naukowych. Zależy mi na tym, żeby nauka dotarła do prawdy.
Ten przykład z Younusem Shaikiem jest rzeczywiście porażający. Nie słyszałem o tym wcześniej. Niestety nie znam się na interpretacjach Koranu, ale jestem ciekaw czy tak rzeczywiście mówi islamskie prawo. Tak samo nie jestem pewien, czy istnieją interpretacje Koranu dotyczące stosunków między „niewiernymi” a muzułmanami. Więc być może mój wcześniejszy przykład był zły. Jeśli jest tak że islam nakazuje zabijanie niewiernych, albo zabijanie w takich sytuacjach jak opisałeś – jest to bardzo destrukcyjne i dla mnie nie do przyjęcia. Abstrahując od szacunku który mam do ich przekonań. Jest wielu muzułmanów i nie każdy ma takie ekstremistyczne poglądy i jakoś żyją zgodnie ze swoja wiarą.
„Przekonanie, że ludzki embrion stanowi formę ludzkiego życia.” A czym jest według Ciebie? Kiedy zaczyna się życie? Moim zdaniem od początku – czyli połączenia się dwóch komórek plemnika i komórki jajowej. Właśnie wtedy powstaje oddzielny byt. A jak nie w tym momencie to od kiedy?
Hanz:
Racjonalizowanie religii nie jest błędem :) Oczywiście w którymś momencie dojdziemy do momentu w którym się wierzy albo i nie, ale żeby to zrobić najpierw trzeba poznać i starać się zrozumieć.
Ja nie widzę zbytniego zamieszania w wypowiedziach Artura. Przynajmniej rozumiem co chce przekazać, choć nie zawsze się zgadzam :)
Piotr
petrus pisze: „Racjonalizowanie religii nie jest błędem. Oczywiście w którymś momencie dojdziemy do momentu w którym się wierzy albo i nie, ale żeby to zrobić najpierw trzeba poznać i starać się zrozumieć.”
Według Wikipedii jedną z definicji racjonalizmu jest „poznawanie świata przez eksperymenty”. Profesjonalna praktyka naukowa nakazuje taki opis eksperymentów, żeby inni badacze byli w stanie je powtórzyć, tym samym potwierdzając słuszność hipotezy.
Problem z wiarą w istnienie Boga jest taki, że – póki co – istnienie to wymyka się możliwości racjonalnego dowiedzenia. Nikt nie podał przepisu na obiektywne doświadczenie potwierdzające prawdziwość tej hipotezy.
Można oczywiście przyjąć, że istnienie Boga jest aksjomatem, którego dowodzić nie trzeba, jednak jest to aksjomat znacząco różniący się swoją „namacalnością” od – na przykład – pierwszego aksjomatu Euklidesa mówiącego, iż „dowolne dwa punkty można połączyć odcinkiem”.
Jan Warchoł:
dzięki za odpowiedź, widzę że rzeczywiście znasz temat:).
Co do moich wątpliwości – nie mam ich, a przynajmniej nie rozmyślam nad tym. Odrzuciłem religię, nauki kościelne i wiarę w stwórcę już dawno temu i nie żałuję tej decyzji. Od tamtej pory czuję się spójny wewnętrznie i wyjątkowo zadowolony z kierunku rozwoju mojej moralności.
Moje pytanie spowodowane było chęcią poznania jak świadoma siebie osoba – a za taką Cię uznałem po Twoich wypowiedziach – interpretuje wiarę, która dla mnie była zlepkiem sprzecznych i niewiarygodnych historii, oraz jak daleko moje wyobrażenie na temat prawd głoszonych przez kościół było mylne.
Jeszcze raz dziękuje Ci za odpowiedź na moje pytanie pytanie:).
Zbigi
piszesz: “Uważam więc, że warto wierzyć, to nam nadaje troszkę większy sens aniżeli tylko zaspokajanie swoich potrzeb, a poza tym, tak na zakończenie – daje dużo radości w życiu”
Moje odczucia są zupełnie inne.
Po pierwsze:
Wiara, że istnieje boska postać, która kocha wszystkich, ale strąci mnie do ognia piekielnego na wieczność jeśli ja jej nie pokocham nie nadaje mojemu życiu żadnego dodatkowego sensu. Nie nadaje go również fakt, że muszę przestrzegać boskich prawd, dlatego że ktoś mi powiedział, że są boskie. Nie widzę sensu także dlaczego bóg „tworzy” homoseksualistów (według mojej wiedzy nie jest to wyuczone, a wrodzone) skoro z góry są skazani na potępienie lub należy im ograniczyć prawa w stosunku do tzw „normalnych” ludzi.
Po drugie:
Wiara dała TOBIE dużo radości. Mi radość dało jej odrzucenie, więc to dla mnie żaden argument „za”.
Pozdrawiam,
Leszek
Ciekawy artykuł pojawił się na temat związków religii i chorób psychicznych :-)
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6584
Piotr (petrus) pytasz:
„“Przekonanie, że ludzki embrion stanowi formę ludzkiego życia.” A czym jest według Ciebie? Kiedy zaczyna się życie? Moim zdaniem od początku – czyli połączenia się dwóch komórek plemnika i komórki jajowej.”
Dla mnie w tym temacie inna aspekt jest dużo ważniejszy, a mianowicie że Kościół uzurpuje sobie prawo do określania czym jest embrion. Takie tematy powinny być pozostawione lekarzom i naukowcom. Podobnie jak nie konsultujemy z Kościołem szczegółów wykonywania operacji na otwartym sercu czy zmian w kodeksie ruchu drogowego.
Pozdrawiam, Artur
Przepraszam za wtrącanie się z linkami, ale odkryłam kolejny ciekawy materiał:
10 mitów oraz 10 prawd o ateizmie. Dla ateisty będą to zapewne oczywistości, dla wierzącego niekoniecznie ;-)
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6561
Artur Jaworski pisze: „Podobnie jak nie konsultujemy z Kościołem szczegółów wykonywania operacji na otwartym sercu czy zmian w kodeksie ruchu drogowego.”
A właściwie… Dlaczego nie? Konsultacje (wysłuchanie racji każdego) – to jedna sprawa, a podjęcie racjonalnej decyzji i jej realizacja – to druga sprawa.
TesTeq
Bo nie widzę konkretnej wartości dodanej do tego procesu, żadnej sensownej korzyści.
Pozdrawiam, Artur
Artur Jaworski pisze: „Bo nie widzę konkretnej wartości dodanej do tego procesu, żadnej sensownej korzyści.”
Zakładasz w ten sposób, że wiesz wszystko. Z faktu, że nie widzisz konkretnej wartości dodanej wynikającej z procesu konsultacji, wyciągasz wniosek, że tej wartości nie ma.
Poza tym, ciekawy jestem, jak byś zareagował podczas dyskusji, gdyby inny dyskutant powiedział: „Arturowi dziękujemy, nie widzimy konkretnej wartości dodanej wynikającej z zabierania przez niego głosu.”
TesTeq,
Wszystko zależy od tematu dyskusji. W jaki sposób Ksiądz może pomóc w dyskusji na temat operacji na otwartym sercu, czy ilości instancji niezbędnych do instalacji systemu SAP ?
Nie zakładam, że wiem wszystko. Wychodzę z założenia, że nie sztuka się napracować, wolę być wydajny i dostarczać konkretnych rezultatów.
W takim wypadku poza wspólnym spędzeniem czasu nic konkretnego ustalić się nie uda.
Pytasz: „Poza tym, ciekawy jestem, jak byś zareagował podczas dyskusji, gdyby inny dyskutant powiedział: “Arturowi dziękujemy, nie widzimy konkretnej wartości dodanej wynikającej z zabierania przez niego głosu.””
Jeżeli dla przykładu dyskusja byłaby o tym czy embrion ludzki jest człowiekiem, w pełni zgodziłbym się z dyskutantem.
Pozdrawiam, Artur
Artur Jaworski Says: „W jaki sposób Ksiądz może pomóc w dyskusji na temat operacji na otwartym sercu, czy ilości instancji niezbędnych do instalacji systemu SAP ?”
Ano w taki, że gdy wysłuchamy tego, co ma do powiedzenia, nie będzie potem chodził i narzekał, że nie został wysłuchany. A jeśli jeszcze potrafimy jasno uzasadnić, dlaczego podjęliśmy decyzję sprzeczną z jego opinią, to otrzymujemy wzmocnioną delegację do działania.
TesTeq,
Ok. widzę już konkretne korzyści. Jednakże jak dla mnie korzyści te są nie współmierne do kosztów, no ale to moje prywatne zdanie, ludzie się różnią i to jest fajne.
Pozdrawiam, Artur
Witaj Arturze ,
Piszesz: „- Myślę, że (jak powiedział Jan Paweł II) wiara i rozum to dwa skrzydła (bez których w człowieku nie może rozwinąć się duchowość”
To świadoma manipulacją Kościoła, który doskonale zdaje sobie sprawę, że człowiek wyposażony jest w wyobraźnię i rozum. Podobnym przykładem jest wpajanie prawd religijnych do młodych umysłów. Podawanie takich cytatów jako argument jest równoznaczne z wyrabianiem sobie opinii wyłącznie na podstawie ulotki reklamowej przygotowanej przez Dział Promocji danego producenta. Taki dokument z założenia nie może być wiarygodny.
— Dzielę się z Tobą MOIM (nie Kościoła) pojmowaniem rzeczywistości – możesz to odrzucić, to twoja decyzja – i nie zamierzam się kłócić. Wiarygodna jest tylko PRAWDA.
Piszesz: „- Pozostaje otwartym pytanie:
Czy bardziej zawinili ci którzy okaleczyli Twoją duchowość, wypaczając twoją wiarę – zapewne zupełnie nieświadomie i bez złej woli,
Czy bardziej zawiniłeś Ty, nie zgłębiając istoty swojej religii i wybierając pomiędzy nieprawdą (wynikającą z Twojej tym razem niewiedzy) a chłodnym zdawałoby się pragmatyzmem.”
Do czego mają prowadzić takie pytania ? Zamiast koncentrować się na szukaniu winnych ja wolę szukać rozwiązań.
Abstrahując od tego, że robisz konkretne założenia, co do mojej wiedzy w temacie religii ja w wyborach życiowych postępuję inaczej. Moje pytanie brzmi, coś tu nie gra co mogę zrobić aby to naprawić ?
— W oparciu o co? Uczucia? Przekonanie? Tradycję nie bardzo chrześcijańską, którą uważałeś za istotę chrześcijaństwa ?? Coś tu naprawdę nie gra! Jeśli nie zrozumiesz swego gniewu nigdy nie będziesz obiektywny. Poza tym najtrudniej jest czegoś nie popsuć – reformatorów to mamy na pęczki, problemów po nich jeszcze więcej. A Twoje przekonania i wiedza religijna choć nie odkryte w całości, są raczej dość jednoznacznie pokazane w tym co napisałeś
Piszesz: „Przecież w postawionym poniżej dylemacie moralnym – nie ma możliwości wybrać nic poza opcją 3 – tylko że tak określony wybór jest po prostu nieuczciwy.”
Co chciałeś przekazać tym zdaniem ?
— TAK PO PROSTU JEST. TEN DYLEMAT JEST NIEUCZCIWY (nie Ty)
Piszesz: „Faktem jest, że nauki starego i nowego Testamentu starałem się nie podważać odkąd określiłem siebie jako człowieka wierzącego”
Właśnie taka postawa jest dla mnie nie do zaakceptowania. Próbowanie nie podważania Nowego i Starego Testamentu byłoby nie zgodne z moim prawdziwym wewnętrznym JA – sytuacja nie do zaakceptowania.
— Masz do tego prawo – to twoje życie, to nie jest problemem (przynajmniej dla mnie)
Piszesz: „W ważne dla mnie sprawy angażuje się całym sobą, nie akceptuję tu rozwiązań pośrednich.
– Czy to oznacza, że odrzucasz też istnienie wątpliwości? Że nie jesteś czegoś pewien?”
Oczywiście, że miewam wątpliwości. Zastanawia mnie tylko, czemu generalizujesz. Bo w tym przypadku nie chodzi o wątpliwości.
— Przepraszam, źle zrozumiałem, … i cieszy mnie, że jest inaczej.
Otóż jestem pewien, że nie mogę zgodzić się iż.
– Używanie prezerwatyw jest grzechem
– Należy trwać w małżeństwie nawet, gdy miłość dawno wygasła
– homoseksualizm wymaga potępienia
W powyższych przykładach nie mam żadnych wątpliwości.
— Mam inne zdanie, ale konieczne jest poszerzenie wypowiedzi o skutki tego co Ty popierasz i chodzi mi tu o skutki dla zdecydowanej większości ludzi, nie paru przypadków dla których jest to bez znaczenia (nie uważam też, że jest to problem który należy zbagatelizować – To moje zdanie)
Niestety oberwie mi się za to na pewno od paru osób i może skończyć się na kłótni, ale zaryzykujmy
Używanie prezerwatyw ułatwia traktowanie osób przeciwnej płci przedmiotowo, obniża także poczucie odpowiedzialności za własne czyny, nie mówiąc o chęci zaspokojenia bez zobowiązań własnych potrzeb, bez potrzeby budowania związku (niewątpliwie wspiera egoizm). Ponadto ułatwia rozbijanie małżeństw (poprzez łatwość skoków w bok) itp. itd. – jest tego sporo.
Należy dbać o małżeństwo i pielęgnować miłość – nie siebie i swoje potrzeby – … i należy dotrzymywać danego słowa. Należy też skorzystać z separacji jako środka do ratowania małżeństwa. I niestety może się zdarzyć, że to nie wystarczy.
Homoseksualizm praktykowany jest wart potępienia, ale nie homoseksualiści. Homoseksualizm to dla społeczeństwa choroba. Nie jest stanem naturalnym i nie powinien być promowany. Adopcja dzieci przez pary homoseksualne ma oczywiste złe skutki. Wśród adoptowanych dzieci przez homoseksualistów jest ponad 3 razy więcej przypadków związków homoseksualnych – a to nie jest skutek dziedziczenia. Dzieci wychowywane przez nich są ponad 2 razy częściej ofiarami pedofilii (a przecież są to związki weryfikowane przed adopcją, w przeciwieństwie do rodzin naturalnych)
Dorzucę jeszcze In vitro – z tego co piszesz sądzę, że też jesteś za. Jak myślisz ile razy częściej dzieci „in vitro” są pacjentami szpitala przed ukończeniem 7 roku życia.
Około 2 razy częściej. Jaki wpływ na bezpłodność potomstwa ma fakt zapłodnienia pozaustrojowego? ile pokoleń potrzeba by mieć pewność, że potomstwo będzie mogło się rozmnażać tylko „in vitro” ? Tak da się to oszacować. Oczywiście my nie dożyjemy skutków, ale czy mamy w tym pomagać? Jednocześnie rozumiem ból i pragnienie rodziców – szczerze im współczuje. Tylko czy to zmienia fakty? Ponadto pozostaje jeszcze problem etyczny, nie wykorzystanych zarodków. Stajemy się już zupełnie podporządkowani pieniądzowi, schodzimy aż do roli surowca (i to wtórnego). Dodatkowo są inne metody jak Naprotechnologia, które mają podobne osiągnięcia i szanują istotę ludzką od poczęcia.
Piszesz: „Wątpliwości bardzo często wspomagają rozwój – ich brak prowadzi do stagnacji, a później do braku otwartości i zamknięcia na poglądy innych – co zubaża człowieka i zamyka na możliwość prowadzenia dialogu.”
Ja mam inny pogląd na tę sprawę. Wygląda on następująco:
Przekonania religijne są formą utożsamiania się z czymś co nie daje konkretnych i racjonalnych odpowiedzi. Dlatego nie utożsamiam się z żadną opcja religijną. Ponieważ człowiek nie może jasno myśleć na temat rzeczy, z którą się utożsamia, najlepszą opcją jest posiadanie najmniejszej jak to możliwe liczby rzeczy z którą się utożsamiam (a na pewno rezygnować z tych, która zobowiązują cię do wierzenia w coś). Po prostu ogranicza to możliwość owocnego spojrzenia na zagadnienia.
Ponadto jest tylko jedna rzecz, która zuboża człowieka i zamyka na możliwość prowadzenia dialogu – jest to sam człowiek. Jeżeli powiesz sobie, że brak wątpliwości to sprawi to tak właśnie będzie.
— Popierasz mnie, czy nie ? Piszesz bez związku z cytatem. Twoją religią jest utożsamianie się ze stwierdzeniem, że religia ogranicza a wręcz ogłupia, to o czym piszesz jest też o Tobie: „jest tylko jedna rzecz, która zuboża człowieka i zamyka na możliwość prowadzenia dialogu – jest to sam człowiek” – tu się zgadzamy :)
Piszesz: (twój cytat) -Tak, więc postanowiłem poszukać, czy jest coś w mojej religii, co uniemożliwi mi bycie uczciwym wierzącym.
Odpowiadam – Przeczytajmy uważnie: Wyszukam argumenty, abym spokojnie mógł odrzucić moją religię, zlikwidować ten dyskomfort niepewności i mieć przekonanie że jestem w tym uczciwy !!!
Jest takie powiedzenie : Jak kto chce psa uderzyć to kij znajdzie. Tej klasy są poniższe argumenty co gorsza są już momencie ich postawienia nieuczciwe !!!
Przeczytałem kilka razy ten fragment Twojej wypowiedzi i kompletnie nie wiem o co chodzi, możesz trochę konkretniej i jaśniej ?
— Dotyczy zwrotu : postanowiłem poszukać,.., co uniemożliwi mi bycie uczciwym wierzącym
no i bez większego trudu wynalazłeś to sobie. Oddaje to istotę sprawy, razem z powyższym opisem do „Ja mam inny pogląd na tę sprawę” (- nie ja dobrałem tego w tym samym miejscu)
Pytasz :” – Czy myślisz, że ludzie pokroju Emmanuela Kanta, Mikołaja Kopernika, Jana Pawła II, Johna Tolkiena i wielu (naprawdę wielu) innych to kompletni głupcy ?
Jaki jest cel tej generalizacji ? Z całym szacunkiem, ale poziom tego pytania jest poniżej akceptowalnego przeze mnie.
Ja mógłbym odpowiedzieć pytaniem. Darwin był Ateistą, czy w związku z tym uważasz go za głupca ?
:) jednak odpowiedziałeś – ok masz rację co do generalizacji – nic nie wnosi. Z ciekawostek to nie wiem czy wiesz, że odkrycie „ateizmu” przez Darwina okazało się nieporozumieniem. Plemię które odkrył było tak głęboko religijne, że tego nie zauważył (znowu matematyka z fałszywych przesłanek wywiódł logiczne wnioski, tylko że dziedzina była zbiorem pustym, więc w sumie to była nieprawda)
Piszesz: „Grzech ten ma być przekazywany w linii męskiej (nasienie).
– Sorry, ale gdzie przekazano Ci takie bzdury ? To na poziomie twierdzenia, że chrześcijaństwo = kanibalizm (występowało powszechnie w I-III wieku naszej ery, ale z prawdą to nie miało wiele wspólnego).
Każde dziecko rodzi się z grzechem pierworodnym. Nasienie (sperma) jest niezbędnym elementem poczęcia. Gdzie tu są bzdury ?
— Rozum czasami przeszkadza, jak się założy z góry rozwiązanie. :) No a jajeczko, też jest niezbędne przy poczęciu ! – to mamy 2 grzechy pierworodne ? No raczej nie.
Piszesz: „Nie znam nikogo kto nie zawinił – czytaj nie zgrzeszył, tacy jesteśmy jako ludzie. Nie oznacza to że jesteśmy potworami, tylko że każdy odstaje od doskonałości i od tego kim mógłby być.”
Pytanie dnia, co jest grzechem i kto ma prawo o tym decydować. Jak wielokrotnie wspominałem, pamiętajmy że jest wiele religii i każda przypisuje sobie monopol na Boga. Dla mnie nie jest grzechem kochanie się bez ślubu, jedzenie mięsa, kiedy mam ochotę czy używanie prezerwatyw. To nie jest coś, co określam mianem upadku i chcę po tym wstawać. Nikomu tym nie wyrządzam krzywdy i nie widzę powodu się z tego tłumaczyć.
— Grzechem jest … zgoda na zło (lub zaniechanie dobra). Więc tak naprawdę to Ty o tym decydujesz, choć nie tak jak zapewne myślisz. Ty to określasz, ale nie masz nad tym władzy. Co najzabawniejsze nie ma to bezpośrednio związku z religią – co nie powinno być dla Ciebie zaskoczeniem. Tłumaczyć się nie musisz, ale co do krzywdy – to różnie bywa, nie jesteś w drugim człowieku, wiesz że nie wszystko się wyjawia drugiemu i nie wszystko się widzi od razu.
Piszesz: „Ale NAJWAŻNIEJSZE w katolicyzmie (i chrześcijaństwie) to nie zakazy i nakazy, to POWOŁANIE DO MIŁOŚCI. Proszę tylko nie mylić tego z seksem. To powołanie do zobaczenia i chęci obdarowania drugiej osoby zupełnie bezinteresownie.”
Podpisałbym się pod tym obiema rękami gdyby nie było:
– Indoktrynowania maluchów
– Narzucania co jest dobre a co złe
– Hierarchii , władzy i pieniędzy
Jak dla mnie bilans korzyści do kosztów jest niekorzystny. Ja bez religii z radością zupełnie bezinteresownie obdarowuję innych.
Jak pisałem wcześniej zachowania altruistyczne to chleb powszedni w życiu na Ziemi.
— Podpisałbym się pod tym obiema rękami gdyby ??? dobre sobie, czy widzisz … to co ja – uprzedzenie, brak chęci spotkania ?
To się podpisz i nie gódź się tak jak ja na resztę !
Piszesz: „- Podszedł do tego równie płytko i pobieżnie jak Ty – to i wnioski myszą być podobne (dodatkowo odpowiedź miał już gotową – to o czym piszesz jest bardzo płytkie)”
Takie stwierdzenia odbieram, że brakuje Ci argumentów na sensowną wypowiedź.
Piszesz: „- To co piszesz oznacza że powielasz niewiedzę o „dziedziczeniu” grzechu i …. masz odpowiedź, równie płytką co nieuczciwą. Już nie jesteś uczciwym sceptykiem !!!”
Takie stwierdzenia odbieram, że brakuje Ci argumentów na sensowną wypowiedź.
— Szkoda (nie chciałem być super poprawny na tym blogu, Zwróciłem Ci uwagę, że dowody prowadzone od tyłu (pod zapotrzebowanie) są nieuczciwe nawet jeśli są efektowne. Jeśli nie daje ci to do myślenia, cóż możesz zostać na swoich dobrze okopanych pozycjach)
Piszesz: „Czy fakt, iż dla kogokolwiek coś jest niezrozumiałe oznacza że jest to bez sensu i nie istnieje ?”
Znowu zadajesz pytanie, które nijak nie odnosi się do moich stwierdzeń w poście. Po pierwsze czy ja gdziekolwiek napisałem, że Bóg nie istnieje ?
Czy gdzieś w moich wypowiedziach piszę, że to co niezrozumiałe jest bez sensu.?
— Cytowałeś jako wspaniały przykład Richarda Dawkinsa on tak to przedstawia ! – może nie cytuj ludzi z którymi się nie zgadzasz, jako poparcie Twoich tez, a unikniemy takich nieporozumień.
To co mi się niepodobna i uważam, że zasługuje na potępienie to sytuacja gdy religia każe nam zadowalać się odpowiedziami, które nawet nie są odpowiedziami. Religia twierdzi, że wie wszystko, że nie należy wątpić, pytać i szukać odpowiedzi. Wszystko dostajesz podane na tacy wystarczy tylko uwierzyć. Jeśli masz święte teksty, które mówią Ci jak rozpoczął się świat i jaki jest związek między tobą a stwórcą to ogranicza twoją ciekawość. Podcina źródło zachwytu nad światem.
— Sorry, proszę mi nie wmawiać że jestem niewierzący !!! Moja religia pozwala mi myśleć, wątpić i poszukiwać. Owszem jeszcze szanować drugiego człowieka niezależnie od tego kim jest. Nie jestem dewotem – co mi zarzucasz tak stawiając sprawę. Przepadam w pogodną letnią noc na leżaku patrzeć godzinami w niebo (no zdarzyło mi się też przysnąć – zmarzłem troszkę i nie byłem tym zachwycony)
Piszesz: „- Nie oskarżenia o udział w morderstwie, a chęć grabieży i inność (odrębność) były podstawowym czynnikiem pogromów”
Podaj mi proszę źródła na których podstawie wyciągnąłeś te wnioski ?
— Od osoby na Twoim poziomie oczekuję podstawowej wiedzy o naturze człowieka. Czy gdyby nie było źródeł (bo Hitler wygrałby wojnę) zgodziłbyś się z twierdzeniem, że zaatakował Polskę z powodu radiostacji w Gliwicach. Albo że Napoleon poszedł do Rosji krzewić kulturę. Albo może Sowieci wkroczyli do Polski, żeby nas bronić. A mongołowie w XIII w zrównali z ziemią Pekin i podbili i splądrowali całe północne Chiny z powodu dawnych mordów Dżurdżenów na chanach mongolskich (1 osoba zabita) a także prześladowania jakim miał podlegać spokrewniony z Mongołami, lud Kitanów. Jest takie powiedzenie: jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, często duże.
Piszesz: „- Czy Bóg przeczy naszej odpowiedzialności ?? skoro obdarzył nas wolnością. To złe przeciwstawienie, bo nieprawdziwe – jest kłamstwem!”
Ja w mojej odpowiedzi odnoszę się do konkretnego pytania, które kiedyś usłyszałem. Twoje stwierdzenie: – Nieuczciwe stawiasz problemy – więc zawsze masz odpowiedzi jakie sobie założyłeś, wynika zapewnie z mojego nieprecyzyjnego sformułowania.
Jeżeli zamienię „Ktoś mógłby powiedzieć” na „Kiedyś zapytano mnie”, dalej będziesz podtrzymywał swoją argumentację i zasadność wywodu ?
— Zmieni się wymowa zdania, więc i osąd nie może być tak kategoryczny.
Piszesz: „- Przecież to brednie, dodatkowo czy naprawdę wierzysz w to co piszesz, czy zagłuszasz wątpliwości ?” w kontekście globalnego świata i akceptacji różnych poglądów religijnych.
Tak wierze w to, bo często jeżdżę po świecie i widzę to na własne oczy. Są ludzie, którzy święcie wierzą, że Bogu trzeba pomóc i siłą przekonywać do jego racji.
— Każdy ma prawo do błędów, gorzej jeśli tym krzywdzi innych. Według mnie – Bogu nie można pomóc, Bogu można raczej nie przeszkadzać (zakłada to pewną formę działania wymagającego namysłu). Oni wyłączają Rozum, Ty odebrałeś sobie Wiarę, ja mam leniwe Serce, każdy ma jakiś problem. Pytanie tylko co z nim robi, dokąd zmierza, ale tu każdy musi sam sobie odpowiedzieć.
Piszesz: „- Wracamy do początku : Wiara – Rozum – Serce (jako pragnienie wypływające z głębi istoty), kto zabija w swym życiu jedno z tych 3 nie jest człowiekiem duchowym.”
Widzisz Religie przypisują sobie monopol na duchowość i Boga. Ja odrzucając system religijny nie wyłączam swojego Serca czy duchowości.
— Zaufaj Bogu poza wszystkimi systemami religijnymi. Serce i Rozum to nie wszystko – przykro mi, ale tak to widzę. Szanuję Cię, pomimo że się z Tobą nie zgadzam.
Piszesz: „A wszystkie twoje przykłady zawsze zakładają jakiś brak.”
Pięknie generalizujesz. Pamiętaj, że to Twoje odczucie co do mojej osoby, inna sprawa to że kompletnie to nie ma związku z rzeczywistością. Jednakże jest ono Twoje i nic mi do niego.
Piszesz: „Człowiek duchowy jest zawsze człowiekiem wierzącym”
To kolejny przykład świadomej manipulacji systemów religijnych. Przestań być, chociaż na chwilę człowiekiem wierzącym w konkretny system religijny, aby móc w pełni świadomie ocenić czy człowiek duchowy może być człowiekiem niewierzącym w system religijny.
— Odpowiadam na to co napisałeś, (między innymi o tym nieszczęsnym Richardzie Dawkinsie) nie napisałeś o swoich wątpliwościach. To co nazywasz świadomą manipulacją systemów religijnych, jest moje, tak jak nie zabijaj. Człowiek duchowy … według mnie: Tak może, co nie koniecznie oznacza, że duchowość go nie zaprowadzi do „jakiejś wiary”. Bez wiary w Boga jednak duchowość jest zdeformowana.
Pytania.
Co według Ciebie oznacza Duchowość ?
— Jestem za maluczki, aby Ci to precyzyjniej opisać. Trzeba by napisać, długą książkę … i zaraz potem ją spalić, bo była by powodem 1000 błędów i wypaczeń. To tak jakby droga człowieka ku Prawdzie, niestety lub na szczęście dla każdego inna.
Piszesz: „I tak ginie istota chrześcijaństwa jaką jest Miłość.”
Miłość jest miłością. Ma się ona dobrze i bez chrześcijaństwa. Świadomym działaniem religii jest przekonanie wyznawców, że to religia jest jej źródłem.
— Wcześniej napisałem, że wg mnie, że chrześcijaństwo nie może przekreślić rozumu bo wtedy samo się będzie niszczyć.
TAK, Miłość była zanim było chrześcijaństwo, i nikt nie może jej zawłaszczyć. Ale nie każdy odważy się postawić ją w centrum i za to cenię chrześcijaństwo. (drugie zdanie jest wyrazem Twego …. i uporu w generalizowaniu, czy ja gdziekolwiek to zasugerowałem?)
I dalej: „Jeśli braknie Wiary (ufności w Miłość) zagubi się człowiek w gąszczu możliwości wzajemnie sprzecznych i nieuporządkowanych.”
Człowiek i świat miał się bardzo dobrze przed powstaniem religii, w związku z tym niezgodę się z tym stwierdzeniem.
— Nie dziwi mnie to (pisałem o tym wcześniej – nie będę powtarzał)
Piszesz: „Brak Serca sprawi że „spocznie na laurach” i ….. umrze za życia, bo po cóż ma iść dalej? Tym co napędza nasz rozwój jest zawsze Serce. Tym co pozwala walczyć ze słabością i przeciwnościami – Wiara i Rozum.”
Jak dla mnie to zbyt wysoki poziom abstrakcji. Serce napędza naszą krew w żyłach. Możesz trochę jaśniej, co chcesz przekazać tymi stwierdzeniami ?
— Zdefiniowałem co rozumiem przez Serce i tam Ci to nie przeszkadzało, czemu więc szukasz zwady ?
Piszesz: „- Znowu nieuczciwa semantyka. (fałsz implikuje prawdę) i granie na emocjach pod z góry założone tezy ( a poniżej to już prawie leperiada )”
Generalnie to ja jestem zdziwiony, że termin Ateista jest ludzkości potrzebny. Nie wymyślamy określeń, żeby powiedzieć, że nie jestem astronautą czy nie jestem politykiem, Tak więc tym paragrafem chcę przekazać, że warto zdawać sobie sprawę iż aktualnie istnieje wiele religii, ciągle powstają nowe a stare upadają. Wiele z tych religii ma zupełnie innych Bogów i ponieważ to inne istoty, można być ateistą w stosunku do tego konkretnego bóstwa.
Czy uzupełniając ten akapit tymi argumentami dalej uważasz to za nieuczciwą semantykę ?
— jeśli go zamienisz to wówczas: nie (choć nadal nie jest to dla mnie spójne, ateista jest takim samym określeniem jak pieszy w stosunku do cyklistów, kierowców, pasażerów pociągu itp. Nie można być ateistą do tylko do konkretnego bóstwa, bo to jest sprzeczność z definicją tego słowa)
— Nie ma wielu bogów, ale Bóg może być postrzegany na wiele sposobów. Tak teoretycznie to brak mi argumentu, żeby nie dopuścić iż jeśli by zechciał, to mógł się objawić nie tylko na jeden sposób.
— Żyjemy w czasach totalnej manipulacji i wywierania wpływu. Rzutuje to niestety też na nasz dialog. Nie chcę Cię pokonać, chcę podzielić się z Tobą moimi przemyśleniami.
Pozdrawiam
Mirek
Mirek piszesz
„— Dotyczy zwrotu : postanowiłem poszukać,.., co uniemożliwi mi bycie uczciwym wierzącym
no i bez większego trudu wynalazłeś to sobie. Oddaje to istotę sprawy, razem z powyższym opisem do „Ja mam inny pogląd na tę sprawę” (- nie ja dobrałem tego w tym samym miejscu)”
oraz
„— Szkoda (nie chciałem być super poprawny na tym blogu, Zwróciłem Ci uwagę, że dowody prowadzone od tyłu (pod zapotrzebowanie) są nieuczciwe nawet jeśli są efektowne. Jeśli nie daje ci to do myślenia, cóż możesz zostać na swoich dobrze okopanych pozycjach)”
Zadziwia mnie, że dopatrujesz się drugiego dna w jednym zwrocie, zamiast dopytać dokładnie jak to było.
Przykro mi, ale rzeczywistość jest zupełnie inna od tej co sugerujesz.
Po prostu nagle pojawiło się wewnętrzne uczucie, ze coś tu nie gra, coś jakby miarka się przelała. Wtedy siadłem spokojnie i postanowiłem gruntownie przemyśleć temat. To, co wynikło z tego procesu, pasuje mi bardzo dobrze.
Nie myl też tego z odrzucenie życia wewnętrznego, duchowości czy generalnie bycia dobrym i wartościowym człowiekiem,
Dalej piszesz: „— Nie ma wielu bogów, ale Bóg może być postrzegany na wiele sposobów. Tak teoretycznie to brak mi argumentu, żeby nie dopuścić iż jeśli by zechciał, to mógł się objawić nie tylko na jeden sposób.”
Skąd ta pewność ?
Właśnie takie stwierdzenia, to naoczny przykład jak religia definiuje / narzuca wiele spraw.
Pozdrawiam, Artur
Kilka luźno powiązanych spostrzeżeń.
Miłość chrześcijańska to nie jest uczucie. Miłość jest aktem woli. Nie może być czegoś takiego jak: miłość w małżeństwie wygasła. To zależy od Ciebie.
Zasada nie wyrządzania innym zła jest może dobrym fundamentem dla systemu prawnego, ale na pewno nie drogowskazem w życiu. Jeśli by kierować się tylko tą zasadą to leżenie całe dnie do góry brzuchem jest życiem równie dobrym jak każde inne.
To, że ktoś ma skłonności homoseksualne w żaden sposób nie wyklucza jego zbawienia. Tak samo jak to, że ktoś ma skłonność do rozpusty. Po prostu należy z tą skłonnością walczyć. Nie wszystko na co mamy chęć jest dobre. Tego uczy Kościół.
Zakazy nie ograniczają wolności. Przecież możesz je przekraczać. To są informację o tym, co jest złe. Czy na prawdę każdy musi osobiście skoczyć z dachu, zęby się przekonać, że to boli? Owszem, niektórzy tego nie wiedzą i skaczą, ale to nie jest zaden wyraz wolności.
Zauważcie, że np. uprawianie seksu przedmałżeńskiego jest takim samym ograniczeniem jak czekanie z tym do ślubu. Wykonanie jednej rzeczy wyklucza spróbowanie drugiej.
Wiara nie ogranicza ciekawości świata i otwarcia na nowinki naukowe. Dobrze jest być ciekawym tego, jak Bóg stworzył świat.
Światopogląd to coś co przyjmujemy decyzją na podstawie osobistych doświadczeń. Jak ktoś przyjmie światopogląd naukowy, to zdecydował się na nieistnienie Boga i nikt i nic mu tego istnienia nie udowodni. Musi sam zdecydować o zmianie światopoglądu. Widząc cud stwierdzi, że po prostu nauka jeszcze nie wie jak to wytłumaczyć. Po prywatnym objawieniu uda się do psychiatry.
Człowiek składa się z ciała i ducha. Ciało może wpływać na ducha.
Post np. kształci silną wolę.
Każde wychowanie dzieci można nazwać indoktrynacją. Zawsze rodzic arbitralnie wybiera co dziecku przekazać a czego nie. Choćby z powodu ograniczenia czasu.
Z punktu widzenia wierzącego: Ateista wpaja bezbronnemu dziecku, że jedynym możliwym światopoglądem jest światopogląd naukowy. W ten sposób wyrządza dziecku wielką krzywdę znacznie utrudniając mu wiarę w prawdziwego przecież Boga.
Ikti
Na kilka luźnych spostrzeżeń mam kilka luźnych pytań :-)
Piszesz: „Miłość chrześcijańska to nie jest uczucie. Miłość jest aktem woli.”
To całkiem nowa wersja określenia kochać inaczej :-)
Osobiście wolę być kochany „z głębi serca”, niż jako akt wysiłku woli
Dalej używasz określenia: „ktoś ma skłonność do rozpusty”
Co to dokładnie jest. Pytam, bo chcę wiedzieć, czy według Twoich kryteriów mam takową, czy tez jeszcze nie.
Stwierdzasz:”Nie wszystko na co mamy chęć jest dobre. Tego uczy Kościół.”
Zgadza się. Namów Kościół aby przekonał o tym tysiące pijanych kierowców na polskich drogach (tylko w zeszły weekend ponad 50 zabitych). „Straty” spowodowane „rozpustą” to przy tym małe piwo.
Dalej:” np. uprawianie seksu przedmałżeńskiego jest takim samym ograniczeniem jak czekanie z tym do ślubu.”
Co powiemy o tych, którzy nie zamierzają wejść w związek małżeński?
Stwierdzasz:”Po prywatnym objawieniu uda się do psychiatry.”
CO dokładnie chcesz przez to powiedzieć?
Mówisz:” Człowiek składa się z ciała i ducha”
Wiesz, że w języku niemieckim jest jeszcze dalej idące rozróżnienie?
Tam mamy Körper, Seele, Geist czyli ciało, duszę i ducha. Chyba tez w oficjalnej liturgii. Jak sobie z tym poradzisz?
Piszesz:” Z punktu widzenia wierzącego: Ateista wpaja bezbronnemu dziecku….,”
Opisz proszę równie dokładnie i dosadnie jak z punktu widzenia ateisty wygląda wychowanie katolickie.
Pozdrawiam
Alex
Ikti,
„Nie może być czegoś takiego jak: miłość w małżeństwie wygasła. To zależy od Ciebie.”
Jeśli takie teksty Kościół glosi maltretowanym kobietom, matkom molestowanych seksualnie dzieci, ofiarom kazirodztwa, czy kobietom zdradzanym, to ja się szczerze dziwię, że jeszcze ktoś do kościoła chodzi.
„Zakazy nie ograniczają wolności. Przecież możesz je przekraczać. ”
Czy zastanowiłeś się nad tym napisamym przez siebie zdaniem? Co to znaczy? Mozesz zatem bić drugiego, oszukiwać, zdradzać, nieuczciwie pracować? Zakaz krzywdzenia to coś, co można przekraczać???Mozesz kraść, bo „Nie kradnij i nie zabijaj” dla wierzącego to tylko propozycja? Jak zabijesz to się wyspowiadasz? Moze dlatego tylu pijanych katolickich kierowców siedzi za kółkiem , skoro kościół takie kity wciska swoim wierzącym. Zakaz to zakaz. Zwykle wyrażany jest słowami: „Nie wolno”. A ty mówisz – „Nie wolno, ale wolno”.
„Zawsze rodzic arbitralnie wybiera co dziecku przekazać a czego nie.”
Przykro mi, że masz takie doświadczenia w kwestiach wychowania Są jednak też rodzice, którzy nie są arbitrami i prowadzą swoje dzieci z mądrością i miłością (uczuciem a nie aktem woli), pokazująć różne możliwości i dając prawo wyboru.
Artur,
twój post przeczytałam z zainteresowaniem. pobudza do myślenia, podobnie jak komentarze. Szacunek.
ikti Says: „Światopogląd to coś co przyjmujemy decyzją na podstawie osobistych doświadczeń.”
Zgadzam się w zupełności.
O czym zatem świadczy obserwowana obecnie ateizacja społeczeństw?
O braku osobistych doświadczeń?
Jeśli tak, to kto jest temu winien?
Tes Teq:
Mówisz o ateizacji czy laicyzacji? To dwie różne sprawy i nie jest dobrze jeśli każdego niewierzącego określamy moanem ateisty.
@Ewa W:
„Ateizm – pogląd odrzucający wiarę w istnienie wszelkich bogów. Ateizm tłumaczy zjawiska świata bez odwoływania się do przyczyn nadnaturalnych, a jako składnik refleksji filozoficznych, najczęściej łączy się z postawą racjonalistyczną i materialistyczną.” – Wikipedia
„Laicyzm – to koncepcja rozdziału Państwa od Kościoła i braku wpływów religijnych na sprawy państwowe; ma na celu zapewnienie niezależności religijnej oraz swobody praktyk religijnych.” – Wikipedia
„Laickość gwarantuje prawo do swobodnego wyznawania religii i wszystkie wyznania traktuje jako równe. Nie zapewnia jednak specjalnego statusu dla religii: religie powinny podlegać takim samym prawom jak inne sfery życia i nie stać ponad prawem.” – Wikipedia
Mówię o ateizacji, którą rozumiem jako zwiększanie się liczby osób, które nie wierzą w Boga. Osobom tym instytucjonalny kościół nie jest do niczego potrzebny. O występowaniu tego zjawiska świadczą podupadające parafie w niektórych państwach Europy Zachodniej.
Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego nie powinienem każdego niewierzącego w istnienie Boga nazywać ateistą?
Witaj Arturze
Mirek piszesz
„— Dotyczy zwrotu : postanowiłem poszukać,.., co uniemożliwi mi bycie uczciwym wierzącym
no i bez większego trudu wynalazłeś to sobie. Oddaje to istotę sprawy, razem z powyższym opisem do „Ja mam inny pogląd na tę sprawę” (- nie ja dobrałem tego w tym samym miejscu)”
Zadziwia mnie, że dopatrujesz się drugiego dna w jednym zwrocie, zamiast dopytać dokładnie jak to było.
Przykro mi, ale rzeczywistość jest zupełnie inna od tej co sugerujesz.
Po prostu nagle pojawiło się wewnętrzne uczucie, ze coś tu nie gra, coś jakby miarka się przelała. Wtedy siadłem spokojnie i postanowiłem gruntownie przemyśleć temat. To, co wynikło z tego procesu, pasuje mi bardzo dobrze.
Nie myl też tego z odrzucenie życia wewnętrznego, duchowości czy generalnie bycia dobrym i wartościowym człowiekiem,
— Z tego co napisałeś, jest możliwe że wówczas postąpiłeś … słusznie. Człowiek jednej rzeczy nigdy (moim zdaniem) nie powinien zrobić – zaprzedać siebie.
Myślę że od tego czasu minęło jednak wiele lat, a Ty już zapomniałeś że można usiąść spokojnie i gruntownie przemyśleć temat. Dziś już nie jesteś Tym Pokrzywdzonym, dziś robisz to samo co zarzucasz innym.
Podoba Ci się jak ośmieszają Kościół, ale nie stajesz po stronie szyderców, wiesz, że to osłabiłoby Twoją pozycję bezstronnego i otwartego – za jakiego chcesz uchodzić w oczach dyskutantów. Ale Ty już niczego nie szukasz.
Zacząłem czytać Twoje wpisy, żeby cię lepiej poznać. Jesteś zaślepiony swoją misją inteligentnego niszczenia Kościoła (religii) na wszelkie sposoby, pod płaszczykiem oświecania, wolności i otwartości. Dlatego założyłeś ten blog.
Tylko jeden przykład, żeby nie być gołosłownym – odpowiadasz Piotrowi
Piotr (petrus) pytasz:
„“Przekonanie, że ludzki embrion stanowi formę ludzkiego życia.” A czym jest według Ciebie? Kiedy zaczyna się życie? Moim zdaniem od początku – czyli połączenia się dwóch komórek plemnika i komórki jajowej.”
odpowiadasz:
Dla mnie w tym temacie inny aspekt jest dużo ważniejszy, a mianowicie że Kościół uzurpuje sobie prawo do określania czym jest embrion. Takie tematy powinny być pozostawione lekarzom i naukowcom. Podobnie jak nie konsultujemy z Kościołem szczegółów wykonywania operacji na otwartym sercu czy zmian w kodeksie ruchu drogowego.
— Dla Ciebie nie jest ważne, czy morduje się człowieka czy nie ani czy to jest już człowiek. Nie obchodzi Cię też czy to prawda że 7 tygodni po poczęciu jest zakodowany w nas wzorzec naszego dojrzewania i większość naszych cech jest już określona (zaplanowana na kilkanaście lat do przodu).
Jak w kontekście tej dzisiejszej wiedzy wypadają ci lekarze i naukowcy?
Dlaczego nie mamy prawa wypowiadać się o SOBIE SAMYCH !!!
Bo dla Ciebie w tym temacie ważniejszy jest inny aspekt … i tak co chwilę.
No i jeszcze nieprzypadkowe zwieńczenie kodeksem drogowym jakby to miało cokolwiek do rzeczy (poza faktem, że jest prawdziwe, … ale to przytaczałem Ci już nie raz)
Piszesz:
Nie myl też tego z odrzuceniem życia wewnętrznego, duchowości czy generalnie bycia dobrym i wartościowym człowiekiem,
— Nie mam Ci już nic więcej do powiedzenia. Przykro mi.
Mirek
Przepraszam za długie milczenie, ale próbuję przeczytać wszystkie komentarze i odpowiedzieć na wiele poglądów i to zajmuje mnóstwo czasu.
@Artur:
Piszesz:
„Teraz żaden kapłan Ci nie powie, że człowiek,
który żyje w zgodzie z wszystkimi prawami, a nie został
ochrzczony (bo np. nigdy nie spotkał żadnego kapłana),
nie ma szans na życie wieczne (tudzież “dostanie się do nieba”).”
Poważnie ?
Czytając to zdanie dochodzą do wniosków, że nie trzeba
być katolikiem aby dostać się do katolickiego nieba.
Wystarczy dla przykładu urodzić się w dżungli bez dostępu do Księży.
Czy dobrze wnioskuję ?
Zwróć uwagę, że Michał napisał „człowiek, który żyje w zgodzie z wszystkimi prawami”.
Artur pisze (June 15th, 2009 at 07:52):
„LFCFan piszesz: „(…) Uwazam, ze jestes zbyt inteligentny aby byla to prawda…”
Dziękuję za komplement, w szkole miałem same tróje”
Inteligencja ma niewielki związek z ocenami w szkole. (źródło: wykład z psychologii na UW, nie pamiętam czyje badania były przytaczane)
Artur pisze (June 15th, 2009 at 09:54):
„Słowem TYLKO, generalizujesz i wkładasz mi sformułowania, których nie wypowiedziałem, mam wielka prośbę abyś tego nie robił.”
Pomyliłem się. Powinienem był nie pisać „tylko” i wtedy byłoby tam napisane to, o co mi chodziło.
Natomiast gdybym „tylko” zamienił na „raczej” lub „między innymi” – a wtedy zgodziłbyś się z tym zdaniem, jak rozumiem – to i tak sens tego, co powiedziałem, nie zmieniłby się bardzo.
Dalej złapałeś mnie za słowo „zawsze”. Racja, nie wiadomo, czy któryś z nas nie zmieni zdania. Ale nie wpływa to zasadniczo na meritum mojej wypowiedzi.
@stopaprocentowa
faktycznie, możemy rozważać różne nietypowe koncepcje dotyczące, mówiąc skrótowo, rzeczywistości nadprzyrodzonej. Dlaczego rozmawiać o właśnie o tych, o których rozmawiamy? Bo:
– podziela je duża część społeczeństwa,
– zetknęliśmy się z nimi i mamy na ich temat przemyślenia,
– ich prawdziwość lub nieprawdziwość ma większy wpływ na rzeczywistość niż np. istnienie królewny śnieżki.
Tomasz Ciamulski pisze (June 15th, 2009 at 11:59):
„(…)
Pytanie dotyczy tego, co pojawia się najpierw w głowach ludzi:
1. potrzeba bezpieczeństwa,
2. czy bezinteresowna wiara w życie wieczne i pomocnego im Boga?”
Potrzeba bezpieczeństwa.
Popatrz jednak na takie porównanie do matematyki i fizyki: często jest tak, że teorie matematyczne powstają bo jest na nie konkretne zapotrzebowanie. Było tak bodajże z rachunkiem różniczkowym, który Newton wymyślił dlatego, że było mu to potrzebne do fizyki. Mimo to takie teorie wciąż są wartościowe i prawdziwe, i mogą się potem rozwijać niezależnie (tak jak rachunek różniczkowy). Mam nadzieję, że to jasne porównanie.
Tomasz Ciamulski pisze (June 15th, 2009 at 11:59):
Jak wyglądał moment przełomowy w Twoim życiu, w którym przekonałeś się do prawdy religijnej opartej na takich fundamentach? (pomijam już pochodzenie i treść religii, które rodzą szereg kolejnych wątpliwości).
Następnie ciekawy jestem odpowiedzi na 2 kolejne pytania:
I. Z czego wynika Twoja wiara?
II. Jak uzasadnisz bezinteresowność swojej wiary?
To bardzo osobiste pytania, ale spróbuję na nie odpowiedzieć.
W moim życiu nie było wyraźnego momentu przełomowego. Najpierw wierzyłem autorytetom bo były autorytetami, potem zacząłem się zastanawiać nad tym, w co wierzę, pytać, jak należy rozumieć poszczególne kwestie. Doszedłem do wniosku, że zgadzam się z tym.
Oprócz tego miałem doświadczenia „obecności” – ostatnio podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Wyczuwałem obecność Osoby w hostii – można powiedzieć, że za pośrednictwem jakiegoś „zmysłu duchowego”. Trudno to opisać, bo taki „zmysł duchowy” nie jest w żaden sposób związany ze zmysłami cielesnymi, trudno go wyodrębnić z innych rzeczy przebywających w świadomości, a jego rozwój jest tym trudniejszy, że to, nad czym się pracuje, nie jest mierzalne i namacalne.
Zatem moja wiara, ta najbardziej moja, wynika właśnie z takich doświadczeń – doświadczeń Boga – i w ten sposób jest też chyba bezinteresowna.
Tomasz Ciamulski pisze (June 16th, 2009 at 09:03):
„W Nowym Testamencie pojawiło się bardziej zwięzłe, ale też nie do końca jasne przykazanie: “Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.””
Pamiętaj, że gdyby Jezus/apostołowie każde swoje zdanie obwarowywali szeregiem „disclaimerów” tak, żeby nie było żadnych niejasności, to mało kto by ich zrozumiał.
bb.bartosz pisze (June 16th, 2009 at 09:21):
„Mogę prosić o wyjaśnienie czemu ‘z religii nie można wybierać sobie elementów, które nam odpowiadają’?”
Popatrz na mój komentarz z 15 czerwca (godzina 08:48).
Krzesło pisze (June 16th, 2009 at 09:42):
„chciałbym wyrazić swój podziw dla wspaniałych, merytorycznych komentarzy Jana Warchoła w niniejszym wątku.”
Bardzo dziękuję i cieszę się, że są one dla Ciebie wartościowe :)
„Komentarze Jana jednak zachęcają mnie do zagłebienia się trochę bardziej w chrześcijaństwo i jego nauki.”
Tym bardziej się cieszę :)
„Jan, nie wiem co robisz na co dzień, ale śmiem twierdzić, że dla Kościoła mógłbyś być wspaniałym “Salesmanem” :-)”
Jestem studentem, a poza studiami interesuję się muzyką :)
Ale skoro tak mówisz, to może zacznę się szerzej angażować w tego rodzaju dyskusje.
„czy zgodnie z nauką kościoła katolickiego, w dniu sądu ostatecznego, zostaną zbawieni wszyscy dobrzy ludzie, bez względu na to czy za życia byli to chrześcijanie, żydzi, muzułmanie czy wyznawcy hinduizmu?”
Wszyscy dobrzy ludzie.
„W każdym przypadku proszę Cię o podanie krótkiego uzasadnienia.”
Argument podajesz sam: są (a nawet jeśli teraz takich nie ma, to kiedyś na pewno byli) ludzie, którzy nie słyszeli o Chrystusie; co więcej, część tych, którzy o Chrystusie słyszeli, poznali jedynie niepełną lub wypaczoną koncepcję chrześcijaństwa. Gdyby Bóg odrzucał takie osoby, byłby okrutny i niesprawiedliwy. Pomijając już to, czy Bóg jako byt doskonały w ogóle mógłby być tak okrutny i niesprawiedliwy, to na pewno nie o takim Bogu mówią (a przynajmniej starają się mówić) chrześcijanie.
Poszukałem w Katechizmie Kościoła Katolickiego, czy jest coś o zbawieniu nieochrzczonych – znalazłem punkty 847, 848 i 1260.
Artur Jaworski pisze (June 16th, 2009 at 09:47):
„Pytanie dnia, co jest grzechem i kto ma prawo o tym decydować.”
Nikt nie decyduje o tym, co jest grzechem. Grzech po prostu oznacza zły czyn, lub czyn prowadzący do zła. Obiektywnie. Co jest grzechem a co nim nie jest wynika bezpośrednio ze struktury świata. Inna sprawa, że różni ludzie mają różne poglądy na ten temat, a argumenty przedstawiane przez nich nie zawsze są oczywiste i miażdżąco przekonujące.
Szczerze powiedziawszy myślę, że z pojęciem „grzech” jest związanych tyle sprzecznych przekonań i niejasności, że lepiej byłoby zamienić je na „zło”. Z punktu widzenia katolicyzmu sens pozostaje z grubsza ten sam, a lepiej wiemy, o czym mówimy.
Artur Jaworski pisze (June 16th, 2009 at 09:47):
Nikomu tym nie wyrządzam krzywdy i nie widzę powodu się z tego tłumaczyć.
Skutki naszych czynów są bardzo skomplikowane i często praktycznie nie da się ich w pełni ogarnąć. Dlatego nie możemy być zbyt pewni siebie mówiąc, że „tym czynem nie wyrządzam nikomu krzywdy”.
Artur Jaworski pisze (June 16th, 2009 at 09:47):
Religia twierdzi, że wie wszystko, że nie należy wątpić, pytać i szukać odpowiedzi.
1) tak jak pisał petrus, na tematy naukowe religia się nie wypowiada, więc nie twierdzi, że wie wszystko,
2) dołączam się do tych, którzy przypominają, że religia (chrześcijańska przynajmniej) nie neguje wątpliwości, pytań i poszukiwań.
@Petrus (June 16th, 2009 at 10:22)
Zgadzam się z tym, co piszesz o cudach – Bóg jest twórcą i panem praw fizyki, a nie ich „naginaczem”.
W ogóle zgadzam się z Twoimi wypowiedziami.
Artur Jaworski pisze (June 16th, 2009 at 11:05):
Jeżeli nie znajdę linku w Internecie, który potwierdzi moje słowa to sprawi, to że dany fakt historyczny nie miał miejsca?
Jeśli dobrze rozumiem, odnosisz się do tego, gdy powiedziałem, że nie znalazłem żadnych wiarygodnych informacji o czymśtam. Masz rację, szukałem takich informacji tylko w intercie, bo nie mam pod ręką literatury na ten temat. Wyszedłem z założenia, że coś takiego powinno w internecie być.
Oczywiście może to być inne źródło niż internet.
Tomasz Ciamulski pisze (June 16th, 2009 at 12:56):
„Tu nie chodzi o licytowanie się na interpretacje. Co jest istotne, to zbyt duża zawiłość i niejednoznaczność nauk religijnych. Może to jest powód coraz gorszej kondycji moralnej naszej cywilizacji? Moralność da się sformułować znacznie prościej, spójniej i przystępniej. Kościół ma potężne zaplecze, które wg mnie nie jest dobrze wykorzystywane. Trochę szkoda.”
W jakimś stopniu się z Tobą zgadzam, ale w tej chwili nie jestem w stanie określić, w jakim.
Artur Jaworski pisze (June 16th, 2009 at 13:18):
Ja osobiście sensowną dyskusję widzę tylko o powyższym. To jest, jakie są koszty uznawania wyobrażenia za prawdę absolutną.
Mówiłeś, że nie negujesz możliwości istnienia Boga, a tymczasem tutaj określasz Boga słowem „wyobrażenie”, czyli coś nieprawdziwego. Zdecyduj się.
Leszek Kotlicki pisze (June 16th, 2009 at 21:50):
„Jan Warchoł:
(…) dziękuje Ci za odpowiedź na moje pytanie pytanie :).”
Proszę bardzo :)
Hm, napisałeś, że nie rozmyślasz nad religią i nie żałujesz jej odrzucenia, więc chyba nie będę się ustosunkowywał do tego, co napisałeś dalej („boska postać, która kocha wszystkich, ale strąci mnie do ognia piekielnego na wieczność jeśli ja jej nie pokocham”, „dlaczego bóg “tworzy” homoseksualistów skoro z góry są skazani na potępienie”) – chyba, że zechcesz (lub ktoś inny chce znać moje zdanie).
Arturze, mam do Ciebie pytanie – czy jesteś za zasadą domniemanej niewinności, czy domniemanej winy?
@ikti
Zgadzam się z Twoimi uwagami.
Mam też nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, jeśli odpowiem na parę komentarzy dotyczących Twojej wypowiedzi:
Alex W. Barszczewski pisze (June 18th, 2009 at 12:07):
„Osobiście wolę być kochany “z głębi serca”, niż jako akt wysiłku woli”
Myślę, że mówiąc o kochaniu „z głębi serca” masz na myśli coś innego niż ikti ma na myśli mówiąc o uczuciu.
Myślę, że wolisz gdy ktoś okazuje Ci miłość dlatego, że jesteś dla niego ważny i pragnie on dla Ciebie dobra, niż dlatego, że akurat ma taki nastrój (a nastroje są dość – lub nawet zupełnie – niezależne od nas). Może zresztą inaczej definiujemy „uczucie”…
Poza tym nie wiem, po co dodajesz ten wysiłek do aktu woli.
Alex W. Barszczewski pisze (June 18th, 2009 at 12:07):
„Namów Kościół aby przekonał o tym tysiące pijanych kierowców na polskich drogach (tylko w zeszły weekend ponad 50 zabitych).”
przykład działań Kościoła przeciwko pijaństwu: miesiąc sierpień jest ogłaszany miesiącem trzeźwości, mówi się o problemie alkoholizmu na kazaniach.
Alex W. Barszczewski pisze (June 18th, 2009 at 12:07):
„“Straty” spowodowane “rozpustą” to przy tym małe piwo.”
Myślę, że żaden z nas nie jest w stanie tych strat ocenić.
Ewa W pisze (June 18th, 2009 at 13:50):
„Jeśli takie teksty Kościół glosi maltretowanym kobietom, matkom molestowanych seksualnie dzieci, ofiarom kazirodztwa, czy kobietom zdradzanym, to ja się szczerze dziwię, że jeszcze ktoś do kościoła chodzi.”
Wprawdzie nie mam w otoczeniu takich sytuacji, ale wydaje mi się, że Kościół w takich przypadkach zaleca raczej separację, i to od zaraz.
Ewa W pisze (June 18th, 2009 at 13:50):
„Czy zastanowiłeś się nad tym napisamym przez siebie zdaniem? Co to znaczy? Mozesz zatem bić drugiego, oszukiwać, zdradzać, nieuczciwie pracować? Zakaz krzywdzenia to coś, co można przekraczać???Mozesz kraść, bo “Nie kradnij i nie zabijaj” dla wierzącego to tylko propozycja? Jak zabijesz to się wyspowiadasz? Moze dlatego tylu pijanych katolickich kierowców siedzi za kółkiem , skoro kościół takie kity wciska swoim wierzącym. Zakaz to zakaz. Zwykle wyrażany jest słowami: “Nie wolno”. A ty mówisz – “Nie wolno, ale wolno”.”
Nie wolno, ale można. Tak ja rozumiem jego wypowiedź – że chodzi mu o fizyczną możliwość: ustanowienie zakazu nie powoduje, że nie da się go nie przestrzegać.
Ewa W pisze (June 18th, 2009 at 13:50):
Są jednak też rodzice, którzy nie są arbitrami i prowadzą swoje dzieci z mądrością i miłością, pokazując różne możliwości i dając prawo wyboru.
Właśnie, na przykład nie epatują ich przemocą. Chyba się zgodzisz, że dziecko nie powinno być świadkiem przemocy, chodzić w wieku 2 lat na walki bokserskie i grać w fotorealistyczne gry polegające na zabijaniu? A to przecież jest wybór: co dziecku przekazać, a czego nie.
pozdrawiam serdecznie,
Janek
Widzę że rozpętała się kolejna dyskusja o embrionach. Już jedna taka była przy wpisie Alexa „Nie bądź jak mały Kazio”. Tylko w kontekście aborcji, a nie eutanazji. Swoje kontrowersyjne 5 groszy tam dodałam. Wrzucę więc link do miejsca gdzie ta dyskusja się zaczyna:
http://alexba.eu/2009-05-05/rozwoj-kariera-praca/zadowolenie-byle-czym/#comment-69500
Przepraszam, przed chwilą dodałam wpis z linkiem (czekający na moderację), w którym zrobiłam błąd. Zamiast „eutanazji” powinno być „in vitro”.
Mirek W pisze: „Dlaczego nie mamy prawa wypowiadać się o SOBIE SAMYCH !!!”
Nie zauważyłem, żeby ktoś tu bronił komuś wypowiadać się o sobie samym. Chodzi o to, żeby nie wypowiadać się autorytatywnie o kimś innym i nie odsądzać go od czci i wiary, gdy nie podziela naszych poglądów.
Jan Warchoł pisze: „Inteligencja ma niewielki związek z ocenami w szkole. (źródło: wykład z psychologii na UW, nie pamiętam czyje badania były przytaczane)”
Inteligencja i dyscyplina wewnętrzna mają kluczowy związek z ocenami w szkole. (źródło – badania własne, które znakomicie pamiętam). :-)
Jan Warchoł pisze: „czy zgodnie z nauką kościoła katolickiego, w dniu sądu ostatecznego, zostaną zbawieni wszyscy dobrzy ludzie, bez względu na to czy za życia byli to chrześcijanie, żydzi, muzułmanie czy wyznawcy hinduizmu?
Wszyscy dobrzy ludzie.”
Szkoda, że tego nie wiedział ksiądz podczas pogrzebu mojej Mamy, który stwierdził, że „nie wystarczy być dobrym człowiekiem”. Tej nauki nigdy nie zapomnę…
Jan Warchoł pisze: „Grzech po prostu oznacza zły czyn, lub czyn prowadzący do zła. Obiektywnie.”
A co z sytuacjami, kiedy trzeba wybrać mniejsze zło (grzech), aby uniknąć większego?
Janek Warchoł pisze:
Piszesz: „Nikt nie decyduje o tym, co jest grzechem.”
Pozwolę sobie mieć odmienny pogląd na to zdanie. Pamiętam podczas lekcji religii jak ksiądz kazał spowiadać się z masturbacji. Religie bardzo dokładnie definiują co jest „złem”.
Piszesz: „1) tak jak pisał petrus, na tematy naukowe religia się nie wypowiada, więc nie twierdzi, że wie wszystko”
Piszesz: „Mówiłeś, że nie negujesz możliwości istnienia Boga, a tymczasem tutaj określasz Boga słowem “wyobrażenie”, czyli coś nieprawdziwego. Zdecyduj się.
Wyobrażenie nie musi oznaczać czegoś nieprawdziwego. Wyobrażenie bazuje na Twoim przekonaniu, możesz się mylić lub być w zgodzie z faktami.
Jestem przeciwnikiem traktowania niepotwierdzonego wyobrażenia jako prawdy. Właśnie tak funkcjonują religie, z tego powodu świadomie określam Boga mianem wyobrażenie.
Pytasz: „Arturze, mam do Ciebie pytanie – czy jesteś za zasadą domniemanej niewinności, czy domniemanej winy?
Jakie pytanie taka odpowiedź: Nie jestem zwolennikiem żadnego domniemania.
Pozdrawiam, Artur
Janek Warchoł
Pisze: ” Potrzeba bezpieczeństwa.
Popatrz jednak na takie porównanie do matematyki i fizyki: często jest tak, że teorie matematyczne powstają bo jest na nie konkretne zapotrzebowanie.”
Nie chcę abyś posądzał mnie, że przeinaczam Twoje słowa, więc podkreślam, iż piszę wyłącznie o tym jak je odbieram.
Z tego wynika, że Religia jest produktem stworzonym na konkretne zapotrzebowanie odbiorców.
To chciałeś przekazać tym przykładem ?
Pozdrawiam, Artur
Jan Warchoł:
Nie rozmyślam nad tym czy dobrze zrobiłem odrzucając religię, ale chętnie przeczytam jakie masz zdanie w Tych kwestiach. Nie traktuję Twoich wypowiedzi jako próbę „nawrócenia” mnie, tylko jako przedstawienie swojego światopoglądu, więc chętnie poczytam. Rozszerzy to moje spojrzenie na ten temat.
Więc Janku, bardzo chętnie zapoznam się z Twoim zdaniem:).
Pozdrawiam serdecznie,
Leszek
Witajcie,
Przeczytałam kolejny raz ten post Artura Jaworskiego. Prześledziłam dyskusje. Nie znam intencji Artura, domyślam się chocby na podstawie samego tytułu postu, ale powiem, jak ja go czytam:
Artur nie mówi: wierzący są źli czy głupi, a niewierzący mądrzy i właściwie przyjmują rzeczywistość. Nie mówi też: nie wierz, albo wierz. Nie propaguje żadnej postawy jako lepszej czy gorszej.
Post ma tytuł „Zrób to po swojemu”
Według mnie Artur mówi: myśl samodzielnie, podejmuj własne decyzje, masz prawo zmieniać poglądy w swoim życiu, nie musisz przyjmować każdej papki bez zastanowienia tylko dlatego, że jest wypowiadana przez takie czy inne autorytety lub dlatego ze jest powszechna lub że w tym wyrosłes. Myśl samodzielnie. Myśl! Nie musisz przyjmować wszystkiego i bez refleksji. Korzystaj z własnego umysłu, obserwuj, podejmuj decyzje, bądź odpowiedzialny za swoje życie. Tak odbieram post Artura. Wtedy to, co wybierzesz będzie naprawdę twoje, zgodne, będziesz w harmonii ze sobą. I to dla mnie najważniejsza wartość tego postu. Przy tym Artur pisze na podstawie swoich doświadczeń czy przemyśleń o religii.
Tymczasem dyskusja toczy się, jakby tutaj miała się dokonywać walka wierzących o wiarę i niewierzących przeciwko niej. A już kompletnie nie rozumiem, dlaczego aż doszliśmy do dyskusji o tym, kiedy zaczyna się życie…
Podobnie stało się przy poście o Kaziu i zwróciła na to uwagę tutaj Stopaprocentowa.
To co mnie także zastanawia i poniekąd zasmuca (i nie dotyczy tylko kontekstu tego postu), że z moich obserwacji otoczenia znacznie pokorniejsi, cisi i zostawiający prawo do samodecydowania o sobie są niewierzący niż zagorzali wyznawcy. Jakby właśnie wierzącym brakowało tolerancji dla innych poglądów. Jakby wiara w boga i życie w obrządku rzymskokatolickim było jedynie słuszne. Jakby i w tej sferze musiała działać „urawniłowka”.
Zachęcam do indywidualnej refleksji nad swoimi wyborami, nad motywacjami i nad konsekwencjami wyborów, nad spójnością własnych poglądów i postaw. To według mnie lepsze niż walka o słuszność lub niesłuszność poglądów innych czy jakiekolwiek formy indoktrynacji.
Na koniec powtórzę cytat z Artura jako zachętę : „zainwestowanie chwili czasu na porządne przemyślenie tego tematu oraz opracowanie własnych reguł i zasad moralnych ma bardzo korzystny stosunek korzyści do zużytych zasobów”.
Pozdrawiam.
Ewa
Tes Teq,
odpowiadam w osobnym komentarzu, bo nie chciałam mieszać tych dwóch wypowiedzi, a nie chcę, byś odniósł wrażenie, ze zlekceważyłam twoje pytanie: „Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego nie powinienem każdego niewierzącego w istnienie Boga nazywać ateistą? ”
Przytoczyłeś definicje Wikipedii. Ja ich nie znałam. W ich kontekście to rzeczywiscie moze być tożsame; ateista i niewierzący. Przyjmując definicje zacytowane przez Ciebie moje pytanie jest nieuzasadnione.
Ja natomiast mam poczucie, ze powszechnie ( i gdzieś się w swoim życiu z tym spotykałam takze studiując filozofię ale też teologię jako wolny słuchacz), że ateizm cechuje walka przeciw wierzącym. Dlatego zadałam takie pytanie. Chciałam zwrócić uwagę na to, że nie każdy niewierzący jest jednocześnie walczącym z wiarą czy występującym przeciw wierze.
Tak czy inaczej dyskusja daleko odbiega wedlug mnie od samego postu. Ale to oczywiscie moje zdanie i nikt nie musi go podzielać.
Pozdrawiam ,
Ewa
@Ewa W: Ja też nie znałem dokładnych definicji z Wikipedii, zanim ich tu nie wkleiłem. :-)
Zgadzam się z Tobą, że „nie każdy niewierzący jest jednocześnie walczącym z wiarą czy występującym przeciw wierze”.
Ja stosuję następujące rozróżnienie:
– ateista – osoba, która nie wierzy w istnienie Boga;
– wojujący ateista – osoba, która nie wierzy w istnienie Boga i walczy z wiarą.
Pozostaje jeszcze kwestia wymyślenia określenia na tych ateistów, którzy nie walczą z wiarą, ale przeciwstawiają się objawom nietolerancji demonstrowanym przez wierzących.
Ewo,
Bardzo Ci dziękuje, że przedstawiłaś jak Ty czytasz moje słowa. Dokładnie takie były intencje mojego posta, w pełni podpisuję się pod tym co napisałaś.
Twój komentarz jest dla mnie bardzo cennym sygnałem, że z moich wypowiedzi można wyczytać moje prawdziwe intencje, jeszcze raz dziękuję bardzo. Szacunek.
Pozdrawiam, Artur
Hej Mirek,
Sporo czasu zastanawiałem się, co jeszcze mogę Ci napisać.
Mam też sporo kłopoty ze zrozumieniem, tego co chcesz mi napisać.
Piszesz: „Myślę że od tego czasu minęło jednak wiele lat, a Ty już zapomniałeś że można usiąść spokojnie i gruntownie przemyśleć temat. Dziś już nie jesteś Tym Pokrzywdzonym, dziś robisz to samo co zarzucasz innym.”
Może prościej będzie jeśli zamiast zakładać i dedukować będziesz pytał wprost jak to było ?
Co o tym sądzisz ?
Piszesz: „Podoba Ci się jak ośmieszają Kościół, ale nie stajesz po stronie szyderców, wiesz, że to osłabiłoby Twoją pozycję bezstronnego i otwartego – za jakiego chcesz uchodzić w oczach dyskutantów. Ale Ty już niczego nie szukasz.”
Ja naprawdę jestem otwarty i bezstronny. Podoba mi się otwarta dyskusja na temat wad i głupot poszczególnych systemów religii. Proces ośmieszania poza pozornym podbudowaniem poczucia wartości osób szydzących do niczego nie prowadzi, tak więc z założenia nie może mi się podobać.
Piszesz: „— Dla Ciebie nie jest ważne, czy morduje się człowieka czy nie ani czy to jest już człowiek. Nie obchodzi Cię też czy to prawda że 7 tygodni po poczęciu jest zakodowany w nas wzorzec naszego dojrzewania i większość naszych cech jest już określona (zaplanowana na kilkanaście lat do przodu).”
Znowu robisz konkretne założenia, co do mojego światopoglądu, ale zostawmy to spokoju.
Zauważ, że są też takie religijne umysły, które nie widzą moralnej różnicy między „zabijaniem” mikroskopowej wielkości ugrupowania komórek a w pełni makroskopowego, dorosłego lekarza. W książce „Terror in the Mind of God” możesz zobaczyć zdjęcie wielebnego Michaele Braya oraz wielebnego Paula Hilla trzymających transparent: „Czy zbrodnią jest powstrzymywać mordowanie niewinnych dzieci?”
29 lipca 1994 roku Paul Hill wziął strzelbę i przed kliniką w Pensacoli na Florydzie z zimną krwią zastrzelił doktora Johna Brittona i jego ochroniarza. Oddając się w ręce policji argumentował, że zrobił to by zapobiec kolejnym śmiercią „niewinnych dzieci”.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Hill to psychopata, on był po prostu głęboko religijny. W świetle jego wiary, zastrzelenie Brittena było dobre i moralne. Niestety jego umysłem zawładnęły religijne nonsensy.
Innym ciekawym przykładem (świadomie używam przykładów spoza Polski i Kościoła) jest George W. Bush, który należy do grupy obrońców ludzkiego życia, ale w formie embrionalnej (albo nieuleczalnie chorych). Tym czasem będąc gubernatorem Teksasu stracił więcej skazańców niż za rządów któregokolwiek innego gubernatora – średnio jedna egzekucja co dziewięć dni.
Poniżej relacja Carlsona Tuckera, zszokowanego gdy zobaczył Busha przedrzeźniającego skazaną na śmierć więźniarkę błagającą go o litość.
2003: An interview with conservative commentator Tucker Carlson appears today at salon.com. In that interview, Carlson recalls the negative reaction he got from the Bush campaign after his 1999 Bush interview for Talk magazine. “It was very, very hostile. The reaction was: You betrayed us” recalled Carlson.
Amongst the items that no doubt angered Team Bush was Carlson’s description of Bush’s comments about a woman whose execution then Texas Governor Bush refused to stop. Carlson listened as Bush recalled the death-row inmate’s appearance on CNN’s Larry King Live, asking Bush, over the air, to spare her life. “ ‘Please,’ Bush whimpers, his lips pursed in mock desperation, ‘don’t kill me’ “, Bush told Carlson. Carlson recalled, “I must look shocked – ridiculing the pleas of a condemned prisoner who has since been executed seems odd and cruel, even for someone as militantly anti-crime as Bush – because he immediately stops smirking.”
Pozdrawiam, Artur
TesTeq pisze (June 19th, 2009 at 06:46):
„Jan Warchoł pisze: “Inteligencja ma niewielki związek z ocenami w szkole. (źródło: wykład z psychologii na UW, nie pamiętam czyje badania były przytaczane)”
Inteligencja i dyscyplina wewnętrzna mają kluczowy związek z ocenami w szkole. (źródło – badania własne, które znakomicie pamiętam). :-)”
Myślę, że z tych dwóch większe znaczenie ma dyscyplina wewnętrzna.
TesTeq pisze (June 19th, 2009 at 06:46):
„Jan Warchoł pisze: „“czy zgodnie z nauką kościoła katolickiego, w dniu sądu ostatecznego, zostaną zbawieni wszyscy dobrzy ludzie, bez względu na to czy za życia byli to chrześcijanie, żydzi, muzułmanie czy wyznawcy hinduizmu?”
Wszyscy dobrzy ludzie.”
Szkoda, że tego nie wiedział ksiądz podczas pogrzebu mojej Mamy, który stwierdził, że “nie wystarczy być dobrym człowiekiem”. Tej nauki nigdy nie zapomnę…”
Współczuję.
„Jan Warchoł pisze: “Grzech po prostu oznacza zły czyn, lub czyn prowadzący do zła. Obiektywnie.”
A co z sytuacjami, kiedy trzeba wybrać mniejsze zło (grzech), aby uniknąć większego?”
Odpiszę później, dobrze? po napisaniu pozostałych odpowiedzi (łatwiejszych :-) ) jestem już bardzo zmęczony.
Artur Jaworski pisze (June 19th, 2009 at 07:57):
„Janek Warchoł pisze: „Nikt nie decyduje o tym, co jest grzechem.”
Pozwolę sobie mieć odmienny pogląd na to zdanie. Pamiętam podczas lekcji religii jak ksiądz kazał spowiadać się z masturbacji. Religie bardzo dokładnie definiują co jest „złem”.”
Przeczytaj jeszcze raz to, co napisałem.
Artur Jaworski pisze (June 19th, 2009 at 07:57):
„Piszesz: „Mówiłeś, że nie negujesz możliwości istnienia Boga, a tymczasem tutaj określasz Boga słowem “wyobrażenie”, czyli coś nieprawdziwego. Zdecyduj się.
Wyobrażenie nie musi oznaczać czegoś nieprawdziwego. Wyobrażenie bazuje na Twoim przekonaniu, możesz się mylić lub być w zgodzie z faktami.
Jestem przeciwnikiem traktowania niepotwierdzonego wyobrażenia jako prawdy. Właśnie tak funkcjonują religie, z tego powodu świadomie określam Boga mianem wyobrażenie.”
Ok, różnie definiujemy to samo słowo.
Artur Jaworski pisze (June 19th, 2009 at 07:57):
„Pytasz: „Arturze, mam do Ciebie pytanie – czy jesteś za zasadą domniemanej niewinności, czy domniemanej winy?
Jakie pytanie taka odpowiedź: Nie jestem zwolennikiem żadnego domniemania.”
Hm, zadam pytanie w sposób bardziej konkretny: czy uważasz, że sądy powinny stosować zasadę domniemanej niewinności, czy domniemanej winy? To znaczy czy w przypadku, w którym nie ma ani dowodów na popełnienie przestępstwa, ani alibi, sąd powinien zasądzić winę czy niewinność?
Artur Jaworski pisze (June 19th, 2009 at 08:14):
„Janek Warchoł pisze: ”Potrzeba bezpieczeństwa.
Popatrz jednak na takie porównanie do matematyki i fizyki: często jest tak, że teorie matematyczne powstają bo jest na nie konkretne zapotrzebowanie.”
Nie chcę abyś posądzał mnie, że przeinaczam Twoje słowa, więc podkreślam, iż piszę wyłącznie o tym jak je odbieram.
Z tego wynika, że Religia jest produktem stworzonym na konkretne zapotrzebowanie odbiorców.
To chciałeś przekazać tym przykładem ?”
Nie. Chciałem pokazać, że nawet jeśli religia jest „produktem stworzonym na konkretne zapotrzebowanie odbiorców”, to nie umniejsza to jej wartości: niezależnie od tego może mówić prawdę.
Leszek Kotlicki pisze (June 19th, 2009 at 09:43):
„Nie rozmyślam nad tym czy dobrze zrobiłem odrzucając religię, ale chętnie przeczytam jakie masz zdanie w Tych kwestiach. Nie traktuję Twoich wypowiedzi jako próbę “nawrócenia” mnie, tylko jako przedstawienie swojego światopoglądu, więc chętnie poczytam. Rozszerzy to moje spojrzenie na ten temat.
Więc Janku, bardzo chętnie zapoznam się z Twoim zdaniem:).”
To już je przedstawiam.
piszesz (June 16th, 2009 at 21:50):
„Wiara, że istnieje boska postać, która kocha wszystkich, ale strąci mnie do ognia piekielnego na wieczność jeśli ja jej nie pokocham nie nadaje mojemu życiu żadnego dodatkowego sensu.”
Strącanie do ognia piekielnego to pewnego rodzaju skrót myślowy, i jak to skróty powoduje problemy. Piekło oznacza stan oddalenia od Boga (zerwania z Nim więzi). Kościół mówi, że wieczne szczęście to przebywanie z Bogiem, więc piekło jest wiecznym nieszczęściem. Człowiek swoim życiem wybiera, czy chce być z Bogiem, czy nie – i po śmierci ta decyzja zostaje utrwalona na wieczność (to znaczy każdy dostaje to, czego chce). Zatem to nie Bóg strąca człowieka do piekła – człowiek „sam się strąca”.
„Nie nadaje go również fakt, że muszę przestrzegać boskich prawd, dlatego że ktoś mi powiedział, że są boskie.”
Skoro piszesz o przestrzeganiu, to rozumiem, że chodzi Ci o przestrzeganie ogólnie pojętych „przepisów”. One mają najczęściej również naturalne wyjaśnienia, jak na przykład przykazanie o miłości bliźniego.
„Nie widzę sensu także dlaczego bóg “tworzy” homoseksualistów (według mojej wiedzy nie jest to wyuczone, a wrodzone)”
Naukowcy nie są do końca zgodni co do przyczyn homoseksualizmu; moim zdaniem na orientację seksualną wpływ ma zarówno dziedziczenie, jak i wychowanie.
„skoro [homoseksualiści] z góry są skazani na potępienie lub należy im ograniczyć prawa w stosunku do tzw “normalnych” ludzi.”
Kościół mówi, że grzechem nie jest orientacja homoseksualna, a jedynie stosunki homoseksualne.
Nie rozumiem natomiast, co masz na myśli mówiąc o ograniczaniu praw.
Ewa W pisze (June 19th, 2009 at 11:38):
„Według mnie Artur mówi: myśl samodzielnie, podejmuj własne decyzje, masz prawo zmieniać poglądy w swoim życiu (…) Tymczasem dyskusja toczy się, jakby tutaj miała się dokonywać walka wierzących o wiarę i niewierzących przeciwko niej.”
Z mojego punktu widzenia dyskusja obecnie dotyczy głównie tego, czy religia ma sens, bo według niektórych takie i takie jej cechy lub tezy przez nią głoszone są bez sensu. To Artur wielokrotnie pytał „co daje religia?” i moim zdaniem przez to pytanie mówił, że jego zdaniem nie daje nic, czego nie można by było osiągnąć bez niej.
A skoro padają pytania i stwierdzenia, to się do nich ustosunkowujemy, nawet jeśli nie są bardzo związane z oryginalnym tematem.
A już kompletnie nie rozumiem, dlaczego aż doszliśmy do dyskusji o tym, kiedy zaczyna się życie…
O to trzeba zapytać Artura, ja też nie za bardzo wiem.
pozdrawiam wszystkich,
Janek
Ech, jak teraz widzę, nie zamknąłem niektórych pogrubień. Przepraszam. Kierujcie się cudzysłowami :)
Janek
Jan
Proszę jeżeli juz używasz znaczników, to rób to starannie. To nie może być moje zadanie, aby robić z tym porządek, tym bardziej że jestem w podrózy
Alex
Witam!
Pozwolę sobie na mały cytat, który być może wniesie coś nowego do tej jak że
ciekawej i miejscami bardzo osobistej dyskusji.
„Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały
w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym.”
Osobiście uważam że najlepszą „religia” jest zdrowy rozsądek. Jeżeli staram się żyć
mądrze nie krzywdząc innych ludzi i siebie, to czy muszę szukać w tak prostej zasadzie
sił wyższych, w tym „Boga” (tylko którego)? Nie czuje takiej potrzeby i dobrze mi z tym :-) Z moich skromnych obserwacji wynika że religie prowadzą do podziałów między ludźmi a dłuższej perspektywie do otwartych konfliktów, agresji, przemocy. Historia daje nam dużo przykładów że tak się działo i co gorsza nadal się dzieje.
Arturze według mnie masz bardzo dobre podejście do tematu „religia”,
odnoszę jednak wrażenie że akceptacja i zrozumienie tego co chcesz
przekazać wymaga dużej szczerości wobec sobie jak i odwagi.
Myślę że nie każdy jest w stanie czuć się komfortowo z myślą, uczuciem
że sam kreuje i odpowiada za własne życie. Oczywiście to tylko założenie.
Jak dla mnie pewne jest tylko to że umrzemy, reszta jest względna :-)
Pozdrawiam!
Andrzej Niemira
Hej Janek,
Pytasz: „To znaczy czy w przypadku, w którym nie ma ani dowodów na popełnienie przestępstwa, ani alibi, sąd powinien zasądzić winę czy niewinność?”
Dalej nie czuje do czego ma prowadzić to pytanie, o co chodzi.
No ale, pytasz więc odpowiem. Moja odpowiedź. Ani jedno ani drugie. Takie dylematy moralne są dla mnie tak abstrakcyjne i co najważniejsze oderwane od rzeczywistości, no ale jak obiecałem już uzasadniam odpowiedź.
Sokoro jak piszesz nie ma ani dowodów ani alibi, więc nie ma niczego. Sąd nie otwiera nawet sprawy i idzie wcześniej do domu.
Między innymi piszesz: „Piekło oznacza stan oddalenia od Boga (zerwania z Nim więzi). Kościół mówi, że wieczne szczęście to przebywanie z Bogiem, więc piekło jest wiecznym nieszczęściem.”
Zauważ jaka pewność bije z tych słów. Może lepiej zostawić te sprawę Bogu, co daje Ci tę pewność, że to dokładnie tak będzie ?
Właśnie takie stawianie tych spraw jest dla mnie wielce zadziwiające.
Pozdrawiam, Artur
W dyskusji padło coś o aksjomatach i matematyce. Zauważmy że między aksjomatami matematycznymi a religijnymi jest bardzo poważna różnica- te matematyczne można DOWOLNIE podważać i nikt się nie obrazi. Otrzymamy inną matematykę. I tyle. Nie lepszą, bardziej bliższą prawdzie ostatecznej itp. Po prostu inną z różnymi ciekawymi i nieoczywistymi własciwościami, których analiza dostarcza ciekawych przeżyć estetycznych i poszerza horyzont myślowy:)
Wspomniany przykład aksjomatu równoległości. Nie działa on w geometrii sferycznej- na powierzchni kuli. Linie równoległe – południki- mają dwa punkty przecięcia (na biegunach). Suma kątów w trójkącie nie wynosi 180 stopni. Dla zainteresowanych polecam http://pl.wikipedia.org/wiki/Geometria_eliptyczna albo zabawę z globusem:)
Albo 3-wymiarowość przestrzeni. Przestrzeń 4 wymiarowa (gdzie czwarty wymiar nie jest czasem, który biegnie tylko w jedną stronę) pozwala na 'cuda’ względem 3-wymiarowej, podobnie jak dodanie trzeciego wymiaru do płaszczyzny. Tu polecam lekturę http://pl.wikipedia.org/wiki/Płaszczak_(literatura).
Odstępstwa od aksjomatów religijnych (w jakiej postaci należy przyjmować Komunię, jakie księgi wchodzą do kanonu, kwestia celibatu) wywołują w najlepszym razie poważne oburzenie, w najgorszym- bardzo nieprzyjemne konswekwencje dla zdrowia i życia dla wolnomyślicieli.
Czy znaczy to że matematyka jest bardziej moralna od religii?
Hej Andrzej,
Cieszę się, że droga która mi najbardziej pasuje jest bardzo zbieżna z Twoim pomysłem.
Zgadzam się, że jedyne co MUSIMY, to umrzeć :)
Artur
Niektórzy mówią, ze MUSIMY dwie rzeczy: umrzeć i … płacić podatki:)
Chcę się z Wami podzielić jeszcze jedną refleksją w temacie samej toczącej sie dyskusji (a nie postu):
W kosciele rzymskokatolickim i grekokatolickim (być moze w innych też, ale tego nie wiem na pewno) wiadomym i głoszonym jest, że wiara jest łaską. To wydaje mi się tu bardzo istotne. Idąc za tą nauką koscioła, wierzący zostali obdarowani łaską wiary, dostąpili tej łaski, a niewierzacym nie dane było/jest dostąpic tej łaski. Inni tę łaskę utracili.
Kościół w swoim nauczaniu mówi też, że na łaskę wiary nie można zasłuzyć czy zapracowac. To wynika choćby z głoszonej grzesznej natury człowieka.
Moim zdaniem już z samego tego faktu temat wiary i niewiary nie powinien podlegać dyskusji, a tym bardziej jakiejkolwiek ocenie. Co najwyżej wierzący powinni modlic się, by niewierzący mogli dostąpic łaski wiary, a niewierzacy mogą spoglądać z niejaką tęsknotą na wierzących, którym dane jest właśnie być wierzącymi. Wierni w pokorze powinni schylić głowę i dziękować za otrzymaną łaskę.
Łaska pochodzi od boga a nie od człowieka. Tak uczy kościół katolicki. Nie jest więc rzeczą człowieka oceniać boskie działania, w tym chojnosc w udzielaniu łask, bo to wyraz pychy, jednego z grzechów śmiertelnych (cięzkich). Dodatkowo człowiek nie poznnał, z jakiego klucza bóg rozdziela łaski. Nawet jeśli się niektórym ludziom wydaje, ze wiedzą. Bóg zgodnie z nauczaniem koscioła jest nieprzenikniony, nieogarniony, zatem nie podlega ludzkiemu poznaniu, a jedynie wyobrażenie o bogu ograniczone jest ludzkim umysłem.
Idąc tym tropem, a wiec za głosem koscioła katolickiego, tocząca się tu bardzo momentami emocjonalna dyskusja wierzących z niewierzącymi wydaje się być objawem braku pokory wobec boskich decyzji – przy załozeniu, ze bóg jest oczywiście (dotyczy wierzących, bo niewierzący – z racji niewiary nie odnoszą się do boskich decyzji w zaden sposób).
Na tym etapie wyłączam się z dalszego czynnego uczestniczenia w tej dyskusji, ponieważ jej przebieg nie jest już dla mnie źródłem ani dobrych emocji, ani wzorcem dyskusji, ani nie jest dla mnie już merytorycznie pociagajacy.
Pozdrawiam,
Ewa
Ewa piszesz: „To co mnie także zastanawia i poniekąd zasmuca (i nie dotyczy tylko kontekstu tego postu), że z moich obserwacji otoczenia znacznie pokorniejsi, cisi i zostawiający prawo do samodecydowania o sobie są niewierzący niż zagorzali wyznawcy. Jakby właśnie wierzącym brakowało tolerancji dla innych poglądów. Jakby wiara w boga i życie w obrządku rzymskokatolickim było jedynie słuszne.”
Zgadzam się z Tobą niemal w pełni, z tym, że nie wiązał bym braku tolerancji z wiarą katolicką. Ten brak tolerancji nie jest związny z wiarą ale z poziomem intelektualnym człowieka. Tak samo zachowują się wyznawcy innych religii, wielu z nich religia pozwala na doczepienie się do jakiejś „silnej grupy pod wezwaniem” i zaistnienie w społeczności. Następnie narzucają innym swoją wolę ale nie ze względów religijnych a z potrzeby zaspokojenia swojego, nadwątlonego w innych obszarach życia, ego. Pytanie też co to znaczy „zagorzali wyznawcy”. Bardzo rzadko chodzę do Kościoła, jeżeli już, to jestem tam przy okazji chrzcin, pierwszej komunii lub tym podobnych. Rzadko skupiam się wtedy na tym co mówi ksiądz, bo niestety, zbyt wielu z nich prezentuje poziom żałosny, lubię za to obserwować innych tzw. „zagorzałych wyznawców”. Często mam nieodparte wrażenie, że większość z nich tylko bezmyślnie klepie wyuczone wcześniej wierszyki, bez żadnego zrozumienia czy refleksji nad nimi. To nie jest ich wina, oni po prostu nie są w stanie intelektualnie objąć wielu wspaniałych, relgijnych przekazów; spłaszczają je, interpretują dosłownie a tym samym wypaczają sens swojej religii. Ludzie Ci przez swoją powszechność oraz powszechność swoich poglądów stwarzając pożywkę dla postów takich jak post główny w tym wątku, który sprowokował tą gorącą dyskusję. Czy nie uważacie, że gdyby było więcej ludzi o poglądach takich jak Jan Warchoł to ten świat byłby znacznie lepszym miejscem od tego czym jest obecnie? Albo gdyby więcej ludzi na prawdę postarało się zrozumieć co do przekazania miał im Jan Paweł II albo obecny papież zamiast krytykować ich i wyśmiewać za wyrwany z kontekstu sprzeciw wobec aborcji czy używaniu prezerwatyw? Piszę to jako człowiek bardzo oddalony od Kościoła, niepraktykujący katolik, który nie wyobraża sobie życia bez prezerwatyw :-). Podobnie jak LFCFAN uważam, że jeżeli chociaż część z tych bezmyślnych, zagorzałych wyznawców, dzięki religii powstrzyma się od zrobienia czegoś złego w swoim życiu to jest to już duża wartość dodana religii. W mojej ocenie ta część jest jednak bardzo mała a większa część została trafnie opisana kiedyś przez Kazika w jednej z jego piosenek: „Ci modlący się co rano i chodzący do kościoła, chętnie by zabili Ciebie tylko za kształt twego nosa”.
Ewa dalej piszesz: „Na tym etapie wyłączam się z dalszego czynnego uczestniczenia w tej dyskusji, ponieważ jej przebieg nie jest już dla mnie źródłem ani dobrych emocji, ani wzorcem dyskusji, ani nie jest dla mnie już merytorycznie pociagajacy.”
Tu też mam podobne odczucie ze względu na bardzo różny poziom merytoryczny postów. Niestety, niektóre posty lub duże ich części, oceniam jako bardzo słabe, nieprzemyślane, napisane na prędce i bez dłuższej refleksji nad swoimi słowami. Wyłącznie po to, żeby jak najszybciej zaistnieć z kolejną swoją polemiką. Osłabia to całą dyskusję i czasami jest denerwujące (jak np. absurdalne porównanie pieców krematoryjnych do stosów inkwizycji). Mimo tego uważam ten wątek za wartościowy chociaż lepiej by było gdyby część wypowiadających się bardziej próbowała dostosować się poziomem swoich wypowiedzi do właściciela blogu, którego jesteśmy tutaj gośćmi.
WIĘKSZEGO BEŁKOTU DAWNO NIE CZYTAŁEM!
BÓG NICZEGO NIE ZAKAZUJE CZŁOWIEKOWI BO STWORZYŁ GO NA SWOJE PODOBIEŃSTWO, CZYLI DAŁ ROZUM I WOLNĄ WOLĘ! JAK WOLISZ SIĘ SMAŻYĆ W PIEKLE TO TWÓJ WŁASNY WYBÓR, STWÓRCA NIE BĘDZIE ZA TOBĄ PŁAKAŁ.
DZIWIĘ SIĘ ŻE ALEX WSTAWIŁ TEN POST, DO TEJ PORY MYŚLAŁEM ŻE TO CZŁOWIEK TOLERANCJI RELIGIJNEJ, A TU TAKA PROMOCJA ATEISTÓW.
Piotrek86
Jeżeli masz prawo bezpośrednio publikować na tym blogu, to oczekuję, że będziesz się przyzwoicie zachowywał. Ten komentarz jest grubo poniżej naszych standardów, dodatkowo skopiowałeś go pod zupełnie innym wątkiem. Odbieram to jako nadużycie mojego zaufania i niezwłocznie lądujesz na „Kill List”.
A już chciałem napisać, że wszyscy tak kulturalnie dyskutowali :-)
Pozdrawiam
Alex
TesTeq:
„Można oczywiście przyjąć, że istnienie Boga jest aksjomatem(…)” Można też przyjąć Boga na podstawie własnych przemyśleń, wiedzy oraz doświadczeń swoich i innych ludzi. Używając słowa racjonalizowanie miałem na myśli przede wszystkim używanie rozumu oraz własnych doświadczeń, nie światopogląd filozoficzny.
Artur:
„Dla mnie w tym temacie inna aspekt jest dużo ważniejszy, a mianowicie że Kościół uzurpuje sobie prawo do określania czym jest embrion. Takie tematy powinny być pozostawione lekarzom i naukowcom.”
Zapominasz o pewnym ważnym fakcie, że Kościół no nie tylko duchowieństwo, ale każdy ochrzczony. Wśród nich znajdzie się zapewne wielu lekarzy i naukowców, którzy wiedzą co to jest embrion. Abstrahując od faktu, że wśród duchowieństwa są też lekarze (np z Zakonu Bonifratrów). Opinia o tym, że embrion również jest formą życia ludzkiego jest wydana nie ot tak sobie. Tylko niestety niektórzy z pewnych powodów nie chcą przyjąć tego do wiadomości. A jak przyjmują to nie szanują ludzi w tej formie życia.
stopaprocentowa:
„Dla ateisty będą to zapewne oczywistości, dla wierzącego niekoniecznie”
No bo wierzący to taka zamknięta gromadka, która niczym i nikim się nie interesuje tylko swoją religią :)
Jan Warchoł:
Bardzo się cieszę z Twojego głosu w tej dyskusji. Ja również się zgadzam z Twoimi wypowiedziami, ale nie pisałem, że „na tematy naukowe religia się nie wypowiada, więc nie twierdzi, że wie wszystko”. Ja bym stawiał sprawę trochę inaczej – przedstawiciele duchowieństwa jak każdy wolny człowiek mają prawo wypowiedzieć się we wszystkich sprawach, a w szczególności tych, które dotyczą duszpasterskiej troski. Więc mają prawo powiedzieć, ze aborcja jest zła. I ich zdanie poparte jest badaniami naukowymi oraz nauczaniem Kościoła (przykazaniem „Nie zabijaj”).
TesTeq, Jan Warchoł:
„Jan Warchoł pisze: “czy zgodnie z nauką kościoła katolickiego, w dniu sądu ostatecznego, zostaną zbawieni wszyscy dobrzy ludzie, bez względu na to czy za życia byli to chrześcijanie, żydzi, muzułmanie czy wyznawcy hinduizmu?
Wszyscy dobrzy ludzie.”
Szkoda, że tego nie wiedział ksiądz podczas pogrzebu mojej Mamy, który stwierdził, że “nie wystarczy być dobrym człowiekiem”. Tej nauki nigdy nie zapomnę…”
Ta nauka nie była dla Twojej Mamy, ale dla ludzi, którzy uczestniczyli w pogrzebie. Przypuszczam, że miała na celu zachęcenie do większego praktykowania i zaangażowania, a nie odwiedzania kościoła tylko w trakcie pogrzebów. W Ewangelii Mateusza pewien człowiek pytał Jezusa „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”, a Jezus mu odpowiedział” „(…)A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”. Wśród nich jest tez mowa o „święceniu dnia świętego”. Oczywiście to kto będzie zbawiony należy do tajemnicy Bożego miłosierdzia. Ja sobie to wyobrażam czasami tak, że jeśli kogoś kocham mimo wad tej osoby i moich – to jak bardzo kochać i pragnąć szczęścia dla tej osoby musi Bóg, który jest doskonały.
Artur:
„Ktoś mógłby powiedzieć, że Hill to psychopata, on był po prostu głęboko religijny. W świetle jego wiary, zastrzelenie Brittena było dobre i moralne. Niestety jego umysłem zawładnęły religijne nonsensy.”
W wierze chrześcijańskiej postępowanie Hilla w żadnym wypadku nie jest dopuszczalne. Niestety po raz kolejny wykazałeś się niewiedzą i ignorancją na temat prawd wiary, którą odrzucasz.
Ewa W:
„Kościół w swoim nauczaniu mówi też, że na łaskę wiary nie można zasłuzyć czy zapracowac. To wynika choćby z głoszonej grzesznej natury człowieka.
Moim zdaniem już z samego tego faktu temat wiary i niewiary nie powinien podlegać dyskusji, a tym bardziej jakiejkolwiek ocenie. Co najwyżej wierzący powinni modlic się, by niewierzący mogli dostąpic łaski wiary, a niewierzacy mogą spoglądać z niejaką tęsknotą na wierzących, którym dane jest właśnie być wierzącymi. Wierni w pokorze powinni schylić głowę i dziękować za otrzymaną łaskę.”
Jesteś częściowo w błędzie. w szczególności w cytowanym przeze mnie 2 akapicie.
Sugerujesz, że człowiek nie jest odpowiedzialny za to w co i jak wierzy. Na tej samej zasadzie ja mogę kogoś zabić i też nie będę odpowiedzialny – no bo w końcu jestem grzeszny.
Tutaj jest artykuł na ten temat:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/szukajacym_drogi/laska_wiary.html.
Są tam takie zdania:
„Moja wierność łasce jest to mój wolny wybór, który dokonuje się dzięki łasce i w przestrzeni łaski, a więc jest to całkowicie mój własny wybór, ale zarazem w ostatecznym wymiarze — jest on dziełem Bożym. Moja zaś niewierność łasce jest to mój wolny wybór, który się dokonuje wbrew łasce, a więc również w ostatecznym wymiarze jest on tylko moim własnym wyborem.
Z darem łaski jest podobnie jak z darem istnienia. Pan Bóg obdarzył mnie istnieniem nie tylko w tym sensie, że kiedyś mnie do istnienia powołał: On mnie nieustannie podtrzymuje w istnieniu, całe moje życie dokonuje się w obrębie Bożego daru istnienia. Ja jestem rzeczywiście wolny, ale moja wolność dokonuje się wewnątrz daru istnienia. Czyny przeze mnie spełniane są moimi czynami, ale zarazem ja je spełniam dzięki temu, że od Boga otrzymuję istnienie. Otóż podobnie jest z naszymi czynami, które nas otwierają na życie wieczne. Są to moje czyny, ale ja je spełniam wewnątrz Bożego daru łaski i dzięki łasce”
W Bibli jest napisane: „Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga,który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,3-4) – więc każdy otrzymuje wystarczająco łaski do zbawienia.
Pozdrawiam, Piotr
Janku,
dziękuję za szczere i odważne odpowiedzi na moje pytania. Ze „zmysłem duchowym” polemizować nie będę, przyjmuję do wiadomości.
Niestety, przytoczone przez Ciebie porównanie religii do teorii matematycznych i fizycznych (plus potwierdzenie, że religia wyrasta z potrzeby bezpieczeństwa) przemawia na niekorzyść religii.
Dalej piszesz: „jeśli religia jest “produktem stworzonym na konkretne zapotrzebowanie odbiorców”, to nie umniejsza to jej wartości: niezależnie od tego może mówić prawdę.”
Fakt, może, ale w świetle przytoczonych argumentów jest to dla mnie bardzo mało prawdopodobne. Znacznie mniej od prawdopodobieństwa istnienia Boga-Stwórcy Wszechświata, abstrachując od jakichkolwiek „prawd” religijnych.
Ewa W
Piszesz: “Kościół w swoim nauczaniu mówi też, że na łaskę wiary nie można zasłuzyć czy zapracowac.”
To jest kolejne zamieszanie interpretacyjne. Swego czasu interesowałem się poznaniem takich kwestii. Z tego co mi wiadomo Kościół zmieniał tu zdanie opowiadając się za koncepcją Augustyna, a później Tomasza z Akwinu. Stanowisko Tomasza jest łagodniejsze – człowiek może zasłużyć sobie na łaskę (obowiązująca interpretacja Kościoła). Wspominam o tym tylko po to, żeby pokazać jak zawiłe są te rozważania. Nie mam ochoty dalej o nich dyskutować.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
@TesTeq
Zgadzam się. Co więcej podzielam twoje zdanie co do edukacji, a prywatnie uważam, że od 4 klasy szkoły podstawowej do końca edukacji w szkole średniej dzieci powinny mieć po prostu zajęcia z ekonomii raz w tygodniu, oczywiście przykrojone do możliwości poznawczych danego wieku. Przynajmniej politycy skończyliby robić im wodę z mózgu a w ciągu 25 lat mielibyśmy rozsądnych ekonomicznie polityków. Podobnie wprowadziłbym jakiś przedmiot związany z komunikacją (i zabrał Alexowi trochę pracy w przyszłości :) ). Ale to tematy na inny wątek.
@Alex
„Osobiście wolę być kochany >>z głębi serca>ktoś ma skłonność do rozpusty
@Alex
„Osobiście wolę być kochany z „głębi serca”, niż jako akt wysiłku woli”
Jedno nie wyklucza drugiego, ale przy miłości uczuciowej zdania typu: „zawsze będę Cię kochał” są nieuprawnione, bo to nie od ciebie zależy. Uczucie się zmieni to zmieniasz partnera.
„Dalej używasz określenia: „ktoś ma skłonność do rozpusty”
Co to dokładnie jest.”
Z punktu widzenia tego co chciałem powiedzieć możesz tam wstawić dowolną złą skłonność, jeżeli masz problem z tym terminem.
Ale jeśli pytasz to m. in.:
– ktoś czuję ogromną chęć do korzystania z usług prostytutek.
– wszystkie poznane osoby chętnie zaciągnąłby do łóżka
„Zgadza się. Namów Kościół aby przekonał o tym tysiące pijanych kierowców na polskich drogach (tylko w zeszły weekend ponad 50 zabitych).”
Nie rozumiem. Czy to wina Kościoła, że są pijani kierowcy? Czy Kościół to instytucja zajmująca się bezpieczeństwem na drodze?
Poza tym na kazaniach księża często upominają pijanych kierowców.
„Co powiemy o tych, którzy nie zamierzają wejść w związek małżeński?”
Nie wiem co powiemy, ja nic nie powiem: ich wybór. Nie spróbują jak to jest być małżonkiem. W tamtej wypowiedzi chodziło tylko o to, że nie możemy sprawdzić wszystkiego. Jak się ożenisz, nie sprawdzisz jak to jest się nie żenić. I odwrotnie.
„Stwierdzasz:”Po prywatnym objawieniu uda się do psychiatry.”
CO dokładnie chcesz przez to powiedzieć?”
Chcę przez to powiedzieć, że jak ktoś przyjął np. światopogląd materialny, to prywatne objawienie, będzie musiał uznać jak halucynację, chorobę psychiczną itp. Nie będzie to dla niego żadna przesłanka co do istnienia Boga. Aby uznać, że to Bóg najpierw musi zmienić światopogląd.
„Tam mamy Körper, Seele, Geist czyli ciało, duszę i ducha. Chyba tez w oficjalnej liturgii. Jak sobie z tym poradzisz?”
NIe rozumiem z czym mam sobie radzić? Nie mam z tym żadnego problemu.
„Opisz proszę równie dokładnie i dosadnie jak z punktu widzenia ateisty wygląda wychowanie katolickie.”
Równie kiepsko rzecz jasna. Należy jednak porzucić złudzenie, że wychowanie ateistyczne jest jakoś jakościowo lepsze. Po prostu przekazuje inną treść.
@ Ewa W
„Jeśli takie teksty Kościół głosi maltretowanym kobietom, matkom molestowanych seksualnie dzieci, ofiarom kazirodztwa, czy kobietom zdradzanym, to ja się szczerze dziwię, że jeszcze ktoś do kościoła chodzi.”
Miłość to dbanie o czyjeś dobro co najmniej tak jak o swoje własne. Dobro oczywiście pojmowane po katolicku, czyli uwzględniające też zbawienie duszy.
Mając to na uwadze: Wyrazem miłości maltretowanej przez męża kobiety może być dążenie do tego, żeby za swoje czyny mąż został ukarany. Miłość to nie uległość i podporządkowanie złemu.
„Czy zastanowiłeś się nad tym napisanym przez siebie zdaniem? Co to znaczy? Możesz zatem bić drugiego, oszukiwać, zdradzać, nieuczciwie pracować? Zakaz krzywdzenia to coś, co można przekraczać???”
Można, nie znaczy że należy ;] W sensie fizycznym jak najbardziej możesz wszelkie zakazy przekraczać. O to mi chodziło.
Jak coś jest zakazane to nie bez powodu, tylko dlatego, że to jest złe (dla ciebie, dla innych). W tym sensie zakazy to są informację.
„Przykro mi, że masz takie doświadczenia w kwestiach wychowania Są jednak też rodzice, którzy nie są arbitrami i prowadzą swoje dzieci z mądrością i miłością (uczuciem a nie aktem woli), pokazując różne możliwości i dając prawo wyboru.”
Sama napisałaś: pokazując różne możliwości. A jakie możliwości to już zależy od rodzica. Nie pokażesz wszystkich możliwości. Niektóre zachowania też w dziecku zwalczasz, za niektóre karzesz. To wszystko ogranicza jego możliwości. I tak powinno być.
Przepraszam za podwójny post.
ikti pisze: „Miłość to dbanie o czyjeś dobro co najmniej tak jak o swoje własne. Dobro oczywiście pojmowane po katolicku, czyli uwzględniające też zbawienie duszy.
Mając to na uwadze: Wyrazem miłości maltretowanej przez męża kobiety może być dążenie do tego, żeby za swoje czyny mąż został ukarany. Miłość to nie uległość i podporządkowanie złemu.”
Tu mnie zaskoczyłeś. Czy jesteś pewien, że to, co napisałeś, jest zgodne z tym, czego powinien nauczać kościół katolicki? Miłość wyrażona dążeniem do ukarania?
Oczywiście, że tak. Katolik, ma przede wszystkim na uwadze życie wieczne. Kara może być dla grzesznika zbawienna. Może pomóc się nawrócić.
Kochający rodzice, to przecież nie ci, co na wszystko dzieciom pozwalają, ale Ci co za złe zachowania karzą.
Tylko proszę nie wyciągać wniosku, że miłość to dążenie do ukarania, albo że na katechezie księża powinni nauczać, że miłość = karanie. Czasem miłość objawia się w nieprzyjemny sposób, ale zdecydowanie częściej doświadczenie miłości jest przyjemne ;]
TesTeq pisze (June 19th, 2009 at 06:46):
“Jan Warchoł pisze: “Grzech po prostu oznacza zły czyn, lub czyn prowadzący do zła. Obiektywnie.”
A co z sytuacjami, kiedy trzeba wybrać mniejsze zło (grzech), aby uniknąć większego?”
Moim zdaniem lepiej spojrzeć na tego rodzaju problemy z drugiej strony: które rozwiązanie przyniesie najwięcej dobra? Uniknięcie zła jest jakimś dobrem. Wtedy najlepsze rozwiązanie nie będzie złe, tylko dobre (celowo używam tu przymiotników, a nie rzeczowników).
Dobrze, że zwróciłeś na to uwagę, bo nie powiedziałem jednej rzeczy: grzech może być tylko tam, gdzie jest wybór. Jeśli stoimy w takiej sytuacji, że musi mieć miejsce coś złego, to mamy ograniczony wybór i grzech popełniamy tylko wtedy, kiedy spośród możliwości które mamy wybieramy złą (gorszą od innych).
# bb.bartosz Says:
June 19th, 2009 at 15:09
„Odstępstwa od aksjomatów religijnych (w jakiej postaci należy przyjmować Komunię, jakie księgi wchodzą do kanonu, kwestia celibatu)”
Z tego co wiem, to rzeczy, które wymieniłeś, nie należą do aksjomatów katolicyzmu (czyli najbardziej podstawowych prawd wiary). Komunię można przyjmować zarówno pod postacią chleba, wina jak i obu naraz i jest tak samo ważna; celibat jest w dużej mierze pragmatyczną decyzją Kościoła wynikającą między innymi z tego, że bezżenni księża nie muszą dzielić swojego czasu między rodzinę i parafię.
# bb.bartosz Says:
June 19th, 2009 at 15:09
„Odstępstwa od aksjomatów religijnych (…) wywołują w najlepszym razie poważne oburzenie, w najgorszym- bardzo nieprzyjemne konswekwencje dla zdrowia i życia dla wolnomyślicieli.”
Cóż, nie mogę ponosić odpowiedzialności za czyny innych ludzi. Dla mnie to wygląda trochę tak, jak byś powiedział „monarchia jest zła, bo powoduje rewolucje podczas których ginie masa ludzi”.
# Ewa W Says:
June 19th, 2009 at 23:43
„W kosciele rzymskokatolickim i grekokatolickim (być moze w innych też, ale tego nie wiem na pewno) wiadomym i głoszonym jest, że wiara jest łaską. (…) Kościół w swoim nauczaniu mówi też, że na łaskę wiary nie można zasłuzyć czy zapracowac. To wynika choćby z głoszonej grzesznej natury człowieka. (…) Moim zdaniem już z samego tego faktu temat wiary i niewiary nie powinien podlegać dyskusji, a tym bardziej jakiejkolwiek ocenie. (…) Łaska pochodzi od boga a nie od człowieka. Tak uczy kościół katolicki. (…) Bóg zgodnie z nauczaniem koscioła jest nieprzenikniony, nieogarniony, zatem nie podlega ludzkiemu poznaniu, a jedynie wyobrażenie o bogu ograniczone jest ludzkim umysłem.
Idąc tym tropem, a wiec za głosem koscioła katolickiego, tocząca się tu bardzo momentami emocjonalna dyskusja wierzących z niewierzącymi wydaje się być objawem braku pokory wobec boskich decyzji (…)”
Zgadzam się, że niewierzących nie należy do wiary przekonywać, można się modlić i dawać świadectwo własnego życia. Myślę natomiast, że można dyskutować na temat rozumienia konkretnych prawd wiary, na przykład z pozycji „dlaczego miałyby one mieć sens jeśli założymy, że Bóg/życie wieczne/etc. istnieje” i „czy mają wartość jeśli przyjmiemy, że Bóg/etc nie istnieje”.
Mam nadzieję, że moje wypowiedzi są przez Was odbierane jako próby sprecyzowania, wyjaśnienia i uzasadnienia nauki Kościoła Katoliciego (lub wskazania błędów w jakichś niezwiązanych z Kościołem rozumowaniach, jeśli moim zdaniem takie błędy się pojawiły) a nie próba nawracania kogokolwiek.
Jeśli z moich wypowiedzi wynikało co innego, to przepraszam i postaram się to poprawić.
# Krzesło Says:
June 20th, 2009 at 08:21
„Często mam nieodparte wrażenie, że większość z nich [„zagorzałych wyznawców”] tylko bezmyślnie klepie wyuczone wcześniej wierszyki, bez żadnego zrozumienia czy refleksji nad nimi. To nie jest ich wina, oni po prostu nie są w stanie intelektualnie objąć wielu wspaniałych, relgijnych przekazów; spłaszczają je, interpretują dosłownie a tym samym wypaczają sens swojej religii. Ludzie Ci przez swoją powszechność oraz powszechność swoich poglądów stwarzając pożywkę dla postów takich jak post główny w tym wątku, który sprowokował tą gorącą dyskusję.”
Zgadzam się, że to jest problem religii.
Kiedyś byłem przekonany, że większość społeczeństwa/większość „zagorzałych wyznawców” to ludzie bezmyślni i klepiący formułki, ale zauważyłem, że przez to zacząłem nimi pogardzać. Dlatego teraz staram się nie oceniać, ile jest takich osób i czy dana osoba, na którą patrzę, do nich należy. Ponadto, jak zauważyłeś, to nie jest ich wina (ale nie jestem pewien, czy zupełnie, myślę, że raczej częściowo).
# Krzesło Says:
June 20th, 2009 at 08:21
„Czy nie uważacie, że gdyby było więcej ludzi o poglądach takich jak Jan Warchoł to ten świat byłby znacznie lepszym miejscem od tego czym jest obecnie?”
Co mogę powiedzieć? Dziękuję.
# Krzesło Says:
June 20th, 2009 at 08:21
„Albo gdyby więcej ludzi na prawdę postarało się zrozumieć co do przekazania miał im Jan Paweł II albo obecny papież zamiast krytykować ich i wyśmiewać za wyrwany z kontekstu sprzeciw wobec aborcji czy używaniu prezerwatyw?”
Zgadzam się.
# petrus Says:
June 20th, 2009 at 15:07
„Jan Warchoł:
Bardzo się cieszę z Twojego głosu w tej dyskusji. Ja również się zgadzam z Twoimi wypowiedziami, ale nie pisałem, że “na tematy naukowe religia się nie wypowiada, więc nie twierdzi, że wie wszystko”.”
Masz rację, przepraszam – powinienem był wyraźnie oddzielić Twój pogląd od mojego, a nie utożsamiać je.
# petrus Says:
June 20th, 2009 at 15:07
„Ja bym stawiał sprawę trochę inaczej – przedstawiciele duchowieństwa jak każdy wolny człowiek mają prawo wypowiedzieć się we wszystkich sprawach, a w szczególności tych, które dotyczą duszpasterskiej troski. Więc mają prawo powiedzieć, ze aborcja jest zła. I ich zdanie poparte jest badaniami naukowymi oraz nauczaniem Kościoła (przykazaniem “Nie zabijaj”).”
Zgadzam się :)
# Tomasz Ciamulski Says:
June 20th, 2009 at 18:34
„Janku,
(…) Niestety, przytoczone przez Ciebie porównanie religii do teorii matematycznych i fizycznych (plus potwierdzenie, że religia wyrasta z potrzeby bezpieczeństwa) przemawia na niekorzyść religii.”
Miałem na myśli ten konkretny aspekt związany z religią. Nie całą religię.
Nie powiedziałem też, że religia wyrasta z potrzeby bezpieczeństwa, tylko że potrzeba bezpieczeństwa pojawia się w człowieku wcześniej.
# Artur Jaworski Says:
June 19th, 2009 at 15:00
„Hej Janek,
Pytasz: „To znaczy czy w przypadku, w którym nie ma ani dowodów na popełnienie przestępstwa, ani alibi, sąd powinien zasądzić winę czy niewinność?”
Dalej nie czuje do czego ma prowadzić to pytanie, o co chodzi.
No ale, pytasz więc odpowiem. Moja odpowiedź. Ani jedno ani drugie. Takie dylematy moralne są dla mnie tak abstrakcyjne i co najważniejsze oderwane od rzeczywistości, no ale jak obiecałem już uzasadniam odpowiedź.
Sokoro jak piszesz nie ma ani dowodów ani alibi, więc nie ma niczego. Sąd nie otwiera nawet sprawy i idzie wcześniej do domu.”
Tylko że sądy mają takie przypadki, że nie można sprawy rozstrzygnąć. To jest konkretny problem i zasada postępowania też musi być konkretna: czy w przypadkach nierozstrzygalnych sąd skazuje (co oznacza, że czasem skaże kogoś niewinnego), czy uniewinnia (co oznacza, że czasem uniewinnia kogoś winnego).
pozdrawiam serdecznie i tym razem nie używam żadnych znaczników ;),
Janek
Janek piszesz :” Tylko że sądy mają takie przypadki, że nie można sprawy rozstrzygnąć.”
Poważnie ? Poproszę w takim razie o jakiś przykład. Z tego co mi wiadomo, nasze Sądy działają powolnie, ale wyroki mają zawsze jednoznaczne. To, że nie pokrywają się one z naszymi wyobrażeniami czy oczekiwaniami to inna sprawa.
Chyba masz swoją własną definicję dla słów: „Domniemanie niewinności”. Ja przedstawię swoją. Tak, więc jest to zasada, według której każda osoba jest niewinna, ale do czasu. Do czasu, gdy wina zostanie jej udowodniona lub nie.
Zasada ta nie polega na tym, że uniewinniamy kogoś tylko dlatego, że nie ma wystarczających dowodów a gdzieś wewnętrznie wydaje nam się, że delikwent jest winny.
To, że sąd uniewinnia kogoś z braku dowodów, oznacza że nie ma wystarczających dowodów, a więc nie ma podstawy domniemać że ktoś zrobił coś złego.
Lub innymi słowami, jeżeli ktoś jest uniewinniony prawomocnym wyrokiem sądu to jedną z przyczyn może być brak dowodów a nie „domniemanie niewinności:
Właśnie tak działają religię, uzurpują sobie prawo do mówienia, że „tak to było” przedstawiając jedno z wyobrażeń. Ja tego nie kupuję, dla mnie takie stawianie sprawy jest nieuczciwe i nie do zaakceptowania.
Pisesz: „“Albo gdyby więcej ludzi na prawdę postarało się zrozumieć co do przekazania miał im Jan Paweł II albo obecny papież zamiast krytykować ich i wyśmiewać za wyrwany z kontekstu sprzeciw wobec aborcji czy używaniu prezerwatyw?”
Zgadzam się.
Moim zdaniem jest, co krytykować. Doktryna zakazująca stosowania prezerwatyw w nowoczesnej europie jest niegroźna. Jednakże dla prostych ludzi w Afryce, którzy bardzo serio traktują wszystkie słowa wypowiedziane przez oficjeli kościelnych taki zakaz to śmierć i głód dla milionów ludzi. Po prostu w slumsach rodzą się kolejne dzieci, które automatycznie skazywane są na cierpienie i tak koło się zamyka.
Jak pisałem piękne słowa każdy może napisać, jednakże fakty są takie, że miliony ludzi (nie wszyscy) emocjonalnie i intelektualnie są wstanie zrozumieć jedynie zakazy. Zajęcie walką o przetrwanie nie mają czasu na analizowanie piękna tych przekazań.
Piszesz: „Zgadzam się, że niewierzących nie należy do wiary przekonywać, można się modlić i dawać świadectwo własnego życia.”
Ja za to gorąco zachęcam do gruntowanego zastanowienia się, jakie są korzyści i koszty przynależności do konkretnego systemu religijnego.
Zachęcam tylko do tego (myślenie), ponieważ w ateizmie nie ma struktur, hierarchii czy zbiórek pieniędzy na kosztownych budowli,
Co jest ? Wolność
Pozdrawiam, Artur
Krzesło pisze:
„Rzadko skupiam się wtedy na tym co mówi ksiądz, bo niestety, zbyt wielu z nich prezentuje poziom żałosny, lubię za to obserwować innych tzw. „zagorzałych wyznawców”. Często mam nieodparte wrażenie, że większość z nich tylko bezmyślnie klepie wyuczone wcześniej wierszyki, bez żadnego zrozumienia czy refleksji nad nimi. To nie jest ich wina, oni po prostu nie są w stanie intelektualnie objąć wielu wspaniałych, relgijnych przekazów; spłaszczają je, interpretują dosłownie a tym samym wypaczają sens swojej religii.”
Na czym polega objęcie religijnych przekazów i jaki jest ich sens ?
Piszesz: „Niestety, niektóre posty lub duże ich części, oceniam jako bardzo słabe, nieprzemyślane, napisane na prędce i bez dłuższej refleksji nad swoimi słowami. Wyłącznie po to, żeby jak najszybciej zaistnieć z kolejną swoją polemiką. Osłabia to całą dyskusję i czasami jest denerwujące (jak np. absurdalne porównanie pieców krematoryjnych do stosów inkwizycji).”
Alex zawsze powtarza, że to jest blog edukacyjny. Jeżeli moje posty oceniasz jako słabe, będę bardzo wdzięczny za konkretną informację zwrotną.
Celowo nie wymieniałem okropieństw Inkwizycji, generalnie dla mnie żadna sprawa na Ziemi nie jest warta śmierci nawet jednej osoby.
W związku z tym naprawdę szczerze dziwi mnie, że porównanie tortur Inkwizycji jest absurdalne w odniesieniu do okropieństw pieców krematoryjnych.
Petrus piszesz: „
„W wierze chrześcijańskiej postępowanie Hilla w żadnym wypadku nie jest dopuszczalne. Niestety po raz kolejny wykazałeś się niewiedzą i ignorancją na temat prawd wiary, którą odrzucasz.”
Dla jasności nie twierdzę, że religia dopuszcza takie postępowanie. To prawdziwy przykład wpływu przekonań religijnych na konkretnego człowieka.
Pozdrawiam, Artur
Artur Jaworski pisze: ”
Janek piszesz : 'Tylko że sądy mają takie przypadki, że nie można sprawy rozstrzygnąć.’
Poważnie ? Poproszę w takim razie o jakiś przykład. Z tego co mi wiadomo, nasze Sądy działają powolnie, ale wyroki mają zawsze jednoznaczne. To, że nie pokrywają się one z naszymi wyobrażeniami czy oczekiwaniami to inna sprawa.”
Poważnie. Słyszałeś kiedyś o umorzeniu sprawy z powodu braku dowodów? Poszlaki są, ale niewystarczające, wszystkim wydaje się, że oskarżony jest winny, ale nie można go skazać. Wtedy – z mieszanymi uczuciami – domniemujemy, że jest niewinny. W wielu przypadkach niewinni oskarżeni odwołują się wówczas dążąc do uniewinnienia i całkowitego oczyszczenia z podejrzeń, bowiem umorzenie jest właśnie takim niejednoznacznym rozstrzygnięciem, którego istnienie kwestionujesz.
TesTeq,
Dziękuję za informację. Niestety nie słyszałem nigdy o takim przypadku, co oczywiście nie wyklucza jego zaistnienia :). Ciekawe jak częste są to przypadki i jaka jest wtedy tzw szkodliwość społeczna czynu (czy można umorzyć sprawę o morderstwo?).
Ja generalnie bardzo ostrożnie podchodzę do poszlak, domniemania i tego co mi się wydaje.
pozdrawiam, Artur
Artur, TesTeq:
Jako, że to Arturze Twój wątek i dopuszczasz dygresję o sądach, podsyłam link do sprawy, gdzie z braku dowodów sąd skazał podejrzanego, bazując tylko na poszlakach (w innych komentarzach przy tej sprawie mówiono, że takie wyroki zapadają niezwykle rzadko). Poszlaki poszlakami, a wyrok zapadł:
http://www.tvn24.pl/12690,1520321,,,autor-amoku-skazany-za-zabojstwo,wiadomosc.html
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Jan Warchoł pisze:
„celibat jest w dużej mierze pragmatyczną decyzją Kościoła wynikającą między innymi z tego, że bezżenni księża nie muszą dzielić swojego czasu między rodzinę i parafię.”
Tu mamy przykład na racjonalizację. Główny powód celibatu to utrzymanie kontroli nad majątkiem Kościoła.
Podobnie możemy spojrzeć na tworzenie systemów religijnych, które racjonalizują działania sprzyjające poczuciu bezpieczeństwa. Mogą być one dowolnie dalekie od prawdy.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Artur:
„Moim zdaniem jest, co krytykować. Doktryna zakazująca stosowania prezerwatyw w nowoczesnej europie jest niegroźna. Jednakże dla prostych ludzi w Afryce, którzy bardzo serio traktują wszystkie słowa wypowiedziane przez oficjeli kościelnych taki zakaz to śmierć i głód dla milionów ludzi. Po prostu w slumsach rodzą się kolejne dzieci, które automatycznie skazywane są na cierpienie i tak koło się zamyka.”
Tu chodziło o zachorowania na AIDS. Widzę, że nawet nie znasz wypowiedzi papieża. Oto już kolejny przykład Twojej niewiedzy w temacie i jednocześnie krytykowania. Dla Twojej wiadomości jedynie fragment wypowiedzi – który i tak nie oddaje całości:
„Nie można pokonać problemu AIDS jedynie za pomocą sloganów reklamowych. Jeśli nie zaangażujemy w to duszy, jeśli Afrykanie nie będą nawzajem sobie pomagać, nie można rozwiązać tej plagi poprzez dystrybucję prezerwatyw; wprost przeciwnie, zwiększy się problem.”
Benedykt 16
(http://www.polskieradio.pl/publicystyka/raport/print.aspx?id=93847)
Jak widzisz nie jest ona tak radykalna jakby się niektórym wydawało, a ukazuje istotę problemu i autentyczną troskę Benedykta XVI. Skąd wiesz jak ludzie w Afryce traktują wypowiedzi papieża? Masz jakieś dziwne wyobrażenie na ten temat. Rozkład inteligencji jest wszędzie taki sam – to nie tak że w Europie są najmądrzejsi. Oni również potrafią używać rozumu tak samo jak i my. Prezerwatywa rzeczywiście w pewnym stopniu redukuje (tylko redukuje!) ryzyko zarażenia się wirusem HIV podczas pojedynczego stosunku, ale za to zwiększa prawdopodobieństwo ryzykownych zachowań. Więc rozdawanie prezerwatyw to tylko półśrodek. Widocznie według organizatorów tych akcji ci co się zarażą maja pecha – są skazani na śmierć. Trudno. Ja nie miałbym odwagi promować czegoś takiego. Kolejna sprawa – niektórzy uważają że za tą cała falą ataków na papieża stoją pewne instytucje – producenci prezerwatyw, którzy boją się utraty swoich wpływów. Tak samo myślę, że na niektóre sposoby „pomocy” przez kraje Zachodu krajom Afryki również duży wpływ ma pieniądz, a nie autentyczna chęć zmiany na lepsze.
„Dla jasności nie twierdzę, że religia dopuszcza takie postępowanie. To prawdziwy przykład wpływu przekonań religijnych na konkretnego człowieka.”
W jednym zdaniu piszesz że nie twierdzisz że religia dopuszcza takie postępowanie, a w drugim że to przykład wpływu przekonań religijnych. Gdzie tu logika ?
Tomasz Ciamulski:
„Tu mamy przykład na racjonalizację. Główny powód celibatu to utrzymanie kontroli nad majątkiem Kościoła.”
Celibat ma uzasadnienie teologiczne.
Choćby fragmenty listów św Pawła:
„Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja, lecz każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki, drugi inny” (1 Kor 7, 7)
Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, który wstąpił w związek małżeński zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie” (1 Kor 7, 32)
Również sam Jezus był bezżenny.
Krótki artykuł na ten temat: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/celibat-mgr.html
Pozdrawiam,
Piotr
Petrus: „Tu chodziło o zachorowania na AIDS. Widzę, że nawet nie znasz wypowiedzi papieża. Oto już kolejny przykład Twojej niewiedzy w temacie i jednocześnie krytykowania.”
Gdzie chodziło o zachorowania AIDS? Ja nie odnoszę się do zachorowań AIDS. Cytujesz moją wypowiedź, która nie odnosi się do żadnej konkretnej wypowiedzi papieża i zarzucasz mi brak niewiedzy ?
Przecież ja piszę generalnie, że stosowanie prezerwatywy jest grzechem. Chcesz powiedzieć, że coś się zmieniło w tym temacie ?
Co do pozostałej Twojej wypowiedzi proponuję się pięknie różnić.
Piszesz i cytujesz: „“Dla jasności nie twierdzę, że religia dopuszcza takie postępowanie. To prawdziwy przykład wpływu przekonań religijnych na konkretnego człowieka.”
W jednym zdaniu piszesz że nie twierdzisz że religia dopuszcza takie postępowanie, a w drugim że to przykład wpływu przekonań religijnych. Gdzie tu logika ?
Napiszę to bardziej konkretnie. Religia nie pochwala takiego postępowania, jednakze jest to prawdziwy przykład wpływu przekonań religijnych na konkretnego człowieka.
Pozdrawiam, Artur
petrus pisze: „Dla Twojej wiadomości jedynie fragment wypowiedzi – który i tak nie oddaje całości:
'Nie można pokonać problemu AIDS jedynie za pomocą sloganów reklamowych. Jeśli nie zaangażujemy w to duszy, jeśli Afrykanie nie będą nawzajem sobie pomagać, nie można rozwiązać tej plagi poprzez dystrybucję prezerwatyw; wprost przeciwnie, zwiększy się problem.’
Benedykt 16
(http://www.polskieradio.pl/publicystyka/raport/print.aspx?id=93847)”
Na jakiej podstawie Benedykt 16 twierdzi, że rozdawnictwo prezerwatyw zwiększy problem. Mogę prosić o jakieś badania, potwierdzające wpływ podaży prezerwatyw na wzrost liczby zachorowań na AIDS?
petrus pisze: „Skąd wiesz jak ludzie w Afryce traktują wypowiedzi papieża? Masz jakieś dziwne wyobrażenie na ten temat. Rozkład inteligencji jest wszędzie taki sam – to nie tak że w Europie są najmądrzejsi. Oni również potrafią używać rozumu tak samo jak i my.”
Ja na przykład nie wiem, jak ludzie traktują wypowiedzi papieża w Afryce. Czy siedzą w buszu z radioodbiornikami nastawionymi na radio watykańskie i z wypiekami na twarzy słuchają jego przemówień? Czy przychodzą do misji po strawę i opiekę, czy po informacje na temat bezpiecznego seksu? Jak wielu ludzi w Afryce wie, że istnieje Benedykt 16? Jeśli dysponujesz takimi informacjami, byłbym wdzięczny za skrótowe ich przedstawienie.
petrus pisze: „Prezerwatywa rzeczywiście w pewnym stopniu redukuje (tylko redukuje!) ryzyko zarażenia się wirusem HIV podczas pojedynczego stosunku, ale za to zwiększa prawdopodobieństwo ryzykownych zachowań.”
Poproszę o jakieś dane statystyczne na temat stopnia redukcji ryzyka zarażenia wirusem HIV podczas pojedynczego stosunku z zastosowaniem prezerwatywy oraz na temat zwiększenia prawdopodobieństwa ryzykownych zachowań. Czy mógłbyś za pomocą twardych danych obalić następujące twierdzenie:
„Liczba stosunków płciowych w danej populacji nie zależy od dostępności prezerwatyw.”
petrus pisze: „Kolejna sprawa – niektórzy uważają że za tą cała falą ataków na papieża stoją pewne instytucje – producenci prezerwatyw, którzy boją się utraty swoich wpływów.”
Poproszę o jakieś dowody. W przeciwnym przypadku jest to tylko insynuacja. Równie dobrze możnaby powiedzieć, że powodem „fali ataków na papieża” jest globalne ocieplenie.
petrus pisze: „Gdzie tu logika ?”
No właśnie…
Artur:
„Gdzie chodziło o zachorowania AIDS? Ja nie odnoszę się do zachorowań AIDS. Cytujesz moją wypowiedź, która nie odnosi się do żadnej konkretnej wypowiedzi papieża i zarzucasz mi brak niewiedzy ?
Przecież ja piszę generalnie, że stosowanie prezerwatywy jest grzechem. Chcesz powiedzieć, że coś się zmieniło w tym temacie ?”
Z kontekstu całej wypowiedzi (czyli też wypowiedzi Janka, którą cytujesz) wynika, że odnosisz się również do wypowiedzi papieża.
Janek pisze: „Albo gdyby więcej ludzi na prawdę postarało się zrozumieć co do przekazania miał im Jan Paweł II albo obecny papież zamiast krytykować ich i wyśmiewać za wyrwany z kontekstu sprzeciw wobec aborcji czy używaniu prezerwatyw?”
Twoja odpowiedź: „Zgadzam się. Moim zdaniem jest, co krytykować.” Trudno mi również zrozumieć z czym się zgadzasz. Jak potem przychylasz się do krytyki.
A propos tematu: Nic się w nim nie zmieniło.
„Napiszę to bardziej konkretnie. Religia nie pochwala takiego postępowania, jednakze jest to prawdziwy przykład wpływu przekonań religijnych na konkretnego człowieka.”
To tak: Jak religia nie pochwala takiego postępowania, to jak to może być przekonanie religijne?
TesTeq:
„Na jakiej podstawie Benedykt 16 twierdzi, że rozdawnictwo prezerwatyw zwiększy problem. Mogę prosić o jakieś badania, potwierdzające wpływ podaży prezerwatyw na wzrost liczby zachorowań na AIDS?”
Proszę. Są dowody na to że taka polityka jest nieskuteczna, natomiast skuteczniejsze jest promowanie wierności i późniejszej aktywności seksualnej dla młodych ludzi. Oparte jest to np. na badaniach Dr. Edwarda C. Greena – dyrektora Harvard’s HIV Prevention Research Project ( http://www.harvardaidsprp.org/faculty-staff/edward-c-green-bio.html ). Jest on autorem książki „Rethinking AIDS Prevention: Learning from Successes in Developing Countries”. W opisie książki w treści wyżej podlinkowanej strony jest napisane: Instead, relatively simple, low-cost behavioral change programs–stressing increased monogamy and delayed sexual activity for young people–have made the greatest headway in fighting or preventing the disease’s spread. Ugandans pioneered these simple, sustainable interventions and achieved significant results. Również Green jednym z wywiadów mówi:
I am part of a group of researchers that have been looking for the behavioural antecedents to HIV prevalence decline in Africa. We now see HIV going down in about 8 or 9 countries in Africa and in every case we see a decrease in the proportion of men and women who report having more than one sex partner in the past year. So when the Pope said that the answer really lies in monogamy and martial faithfulness, that’s exactly what we found empirically.
(Cały wywiad: http://www.bbc.co.uk/blogs/ni/2009/03/aids_expert_who_defended_the_p.html )
„Poproszę o jakieś dane statystyczne na temat stopnia redukcji ryzyka zarażenia wirusem HIV podczas pojedynczego stosunku z zastosowaniem prezerwatywy oraz na temat zwiększenia prawdopodobieństwa ryzykownych zachowań.
W jednej publikacji przeczytałem:
Condoms are estimated to be between 80% and 90% effective against HIV when used consistently and
correctly—that is, to reduce HIV transmission by 80% to 90% compared to non-use. Zauważ, że są tu pewne zastrzeżenia – consistently and correctly. W linkowanym wywiadzie Dr Green twierdzi: But how many – what percentage of any large national population–uses condoms consistently? Probably nowhere in excess of 5 per cent. W 2008 r. 10 expertów od AIDS w artykule „Reassessning HIV Prevention” stwierdziło consistent condom use has not reached a sufficiently high level, even after many years of widespread and often aggressive promotion, to produce a measurable slowing of new infections in the generalized epidemics of Sub-Saharan Africa.
(http://www.washingtonpost.com/wp-dyn/content/article/2009/03/27/AR2009032702825.html)
Jeśli chodzi o prawdopodobieństwo ryzykownych zachowań istnieje coś takiego jak kompensacja ryzyka. Dr Green wyjaśnia to tak: This is when somebody uses a technology, such as condoms or sun-block, to reduce the risk, but then they compensate for that, or actually lose the risk reduction, by exposure to the sun longer in the case of sun-block or they take greater sexual risks in the case of condoms.
Czy mógłbyś za pomocą twardych danych obalić następujące twierdzenie:
“Liczba stosunków płciowych w danej populacji nie zależy od dostępności prezerwatyw.””
Tu nie chodzi o liczbę stosunków, ale o to z kim :)
„Poproszę o jakieś dowody. W przeciwnym przypadku jest to tylko insynuacja. Równie dobrze można by powiedzieć, że powodem “fali ataków na papieża” jest globalne ocieplenie.”
A czy ja napisałem ze opieram się na dowodach? Wyraźnie napisałem – „niektórzy uważają”. Jak myślisz co jest bardziej prawdopodobne – to że strach przed utratą pieniędzy powodować naciski, czy to że mamy globalne ocieplenie?
Pozdrawiam ,
Piotr
Oczywiście chodziło mi o to że „może powodować”.
Petrus piszesz: „Z kontekstu całej wypowiedzi (czyli też wypowiedzi Janka, którą cytujesz) wynika, że odnosisz się również do wypowiedzi papieża.”
Tak więc nie odnoszę się do żadnej konkretnej wypowiedzi. Mam prośbę o nie zgadywanie, szczególnie jak zaraz potem piszesz: „Oto już kolejny przykład Twojej niewiedzy w temacie i jednocześnie krytykowania”
To jest mało elegancka forma pozornego podbudowania poczucia własnej wartości, lub innymi słowy zrobienia sobie dobrze gdy brakuje argumentów. Będzie mi miło jeżeli powstrzymasz się od takich wstawek.
Piszesz: „Twoja odpowiedź: “Zgadzam się. zdaniem jest, co krytykować.””
Moje jest tylko: „Moim zdaniem jest, co krytykować”
ZGADZAM SIĘ skopiowałem z Twojego komentarza, jednakże zapomniałem o zamknięciu cudzysłowia .
Tak więc nie zgadzam się. Mało tego w wypowiedziach tych nie ma wiele odkrywczych czy rewolucyjnych zapisów. To nic innego jak powtarzanie nowymi pięknymi słowami od wieków znanych ludzkości treści.
Jedną z zasad, które Alex powtarza jest: ‘przede wszystkim nie szkodzić”. Z tego powodu skupiam się na tych, które w moim odczuciu wnoszą zamieszanie.
Pytasz: „To tak: Jak religia nie pochwala takiego postępowania, to jak to może być przekonanie religijne?”
Bardzo prosto. Kościół staje w obronie nienarodzonych, ten człowiek wziął to tylko bardziej bezpośrednio. Działał w imię katolickiego Boga, po prostu wypełniał jego wolę, która była mu przekazana przez duchownych i interpretacje Świętej Księgi.
Pozdrawiam, Artur
@petrus: Dziękuję Ci za rzeczowe ustosunkowanie się do mioch pytań. Ponieważ nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, nie mogę ocenić, jak wielkim autorytetem jest Dr. Edward C. Green, ale zapewne jego badania doprowadziły go do wniosków, które opublikował w książce.
Zgadzam się, że ograniczenie liczby partnerów seksualnych (najlepiej do zera) zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania na AIDS. Czysta matematyka. Otwarte dla mnie pozostaje pytanie, na ile wpływ wiary w tym względzie jest skuteczny.
Nie mogę się natomiast zgodzić z następującym stwierdzeniem:
„A czy ja napisałem ze opieram się na dowodach? Wyraźnie napisałem – 'niektórzy uważają’.”
Stosując tę figurę retoryczną możemy wygłosić dowolną insynuację, nie biorąc za nią odpowiedzialności. O ile w dyskusjach teoretycznych uchodzi to na sucho, to w procesach o zniesławienie sąd mówi: „proszę wymienić przykłady tych 'niektórych'” i albo mamy takie przykłady, albo musimy przeprosić i zapłacić odpowiednią kwotę na szczytny cel społeczny.
Artur:
Z treści Twojej wypowiedzi mogło wynikać, że odnosisz się do krytyki wypowiedzi papieża w sprawie prezerwatyw (przez użycie sformułowania – „jest co krytykować”). Poza tym chciałbym zauważyć, że to nie są moje komentarze tylko kogoś o nicku „Krzesło” i Janka Warchoła. Przepraszam jeśli poczułeś się urażony moimi oskarżeniami o niewiedzę, ale po prostu w wielu przypadkach widzę, że masz zupełnie inne wyobrażenie na temat wiary, Boga – niekoniecznie odpowiadające rzeczywistości i faktom. Ja uważając się za człowieka wierzącego, myślę, że jeszcze muszę się bardzo dużo na ten temat na uczyć i starać się zrozumieć. A Ty niestety porzuciłeś poszukiwania przez odrzucenie wiary, której być może byś nie odrzucił gdybyś je podjął.
„Działał w imię katolickiego Boga, po prostu wypełniał jego wolę, która była mu przekazana przez duchownych i interpretacje Świętej Księgi.”
Ja nie mogę stwierdzić co jest wolą Boga. Ty też raczej nie :) Chcesz powiedzieć, że takie postępowanie jest w jakiś sposób uzasadnione w przykazaniach? W szczególności tym „Nie zabijaj”?) Hill nie był katolikiem, więc nie mógł działać w imię „katolickiego” Boga – kimkolwiek on jest. Bo rozumiem że np. „protestancki” jest inny? Nawet w jego Kościele jego postępowanie nie było w żaden sposób moralnie usankcjonowane. Wg Wikipedii był pastorem i został „ekskomunikowany” za występowanie jako rzecznik zwolenników zabijania aborcjonistów. Ten Twój przykład nie jest najlepszy…
TesTeq:
Ja też nie wiem jakim jest autorytetem Dr Green, ale patrząc na uniwersytet na którym pracuje i zajmowane stanowisko myślę że ma sporo do powiedzenia w temacie.
„Zgadzam się, że ograniczenie liczby partnerów seksualnych (najlepiej do zera) zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania na AIDS. Czysta matematyka. Otwarte dla mnie pozostaje pytanie, na ile wpływ wiary w tym względzie jest skuteczny.”
Myślę, że wystarczy po prostu wierność małżonkowi. A wpływ wiary jest w tej dziedzinie bardzo dobry – niewierność nie należy do pochwalanych zachowań :)
„Stosując tę figurę retoryczną możemy wygłosić dowolną insynuację, nie biorąc za nią odpowiedzialności”
Dlatego tak napisałem :) Niestety dowody ewentualny taki proceder są mało dostępne. Ale myślę, że należy być podejrzliwym i nie wierzyć w dobre intencje wszystkich.
Petrus piszesz: ale po prostu w wielu przypadkach widzę, że masz zupełnie inne wyobrażenie na temat wiary, Boga – niekoniecznie odpowiadające rzeczywistości i faktom.”
Możesz podać mi jakiś namacalny przykład tych faktów i rzeczywistości ?
Piszesz: „Ja uważając się za człowieka wierzącego, myślę, że jeszcze muszę się bardzo dużo na ten temat na uczyć i starać się zrozumieć.”
Ja kiedyś też miałem taki plan, na szczęście już mi przeszło i nie muszę się do niczego zmuszać. Ja robię tylko to co chcę.
Piszesz: „A Ty niestety porzuciłeś poszukiwania przez odrzucenie wiary, której być może byś nie odrzucił gdybyś je podjął.”
Dla mnie życie jest bardzo cenne, z tego powodu bardzo uważnie analizuję w jaki sposób zużywam mój czas. Grzebanie się w niuansach konkretnego systemu religijnego uważam za mało efektywne jego wykorzystanie. Dzięki takiemu podejściu nie pamiętam, kiedy ostatni raz wypowiedziałem słowa: „Nie mam czasu”, którego tak przy okazji nie można nie mieć :)
Piszesz: „Ja nie mogę stwierdzić co jest wolą Boga. Ty też raczej nie „
Widzisz podstawowa różnica między naszymi podejściami do tematu jest następująca.
Ty zakładasz, że Bóg na pewno istnieje.
Dla mnie jest to temat otwarty, obie wersje są możliwe.
Jeżeli Bóg jest tylko wymysłem systemów religijnych to mogę stwierdzić, co jest wolą Boga, na przykład czytając jego przykazania czy wytyczne.
Przy takim założeniu, /Bóg istnieje, ale tylko w umysłach wierzących w niego ludzi.
Pozdrawiam, Artur