Dziś zapraszam do przeczytania kolejnego postu gościnnego. Jego autorem jest Marek Olczak, znany Czytelnikom tego blogu jako Marcunio. Zamieszczam go z przyjemnością, choć akurat piszę inny post, który w niektórych wypadkach może być odbierany jako zalecający postępowanie dokładnie odwrotne :-) No cóż, życie ma wiele odcieni i możliwości, celem tego blogu jest poszerzanie wiedzy o nich, stąd mogą znaleźć się tutaj bardzo różne punkty widzenia. Tak, czy inaczej, zalecam wszystkim przeczytanie tego ciekawego i pełnego konkretnych informacji tekstu.
———————————————————————–
Pozwoliłem sobie napisać ten post widząc jak wiele dziwnych poglądów i stereotypów panuje na styku trzech zjawisk które umieściłem w tytule.
Może najpierw kilka informacji o sobie: Jestem wolnym człowiekiem, posiadającym dodatni przepływ pieniężny, zawdzięczający wszystko swojej pracy, odwadze i pomysłowości. Na własnym utrzymaniu od 22 roku życia. Zdarzało mi się w życiu przyjąć czyjąś pomoc, zdarzało się pomóc komuś. Zdarzały się chude i tłuste lata. I co najważniejsze: jestem szczęśliwym ojcem piątki dzieci. :-)
Pierwszy stereotyp: „Dzieci ograniczają twoją wolność.”
To jeden z pierwszych wniosków jakie młody człowiek może wyciągnąć słuchając typowych rozmów: „Dzieci ograniczają twoją wolność.”
To w szczególności objawia się w słowach które usłyszycie: „Dziecko musisz utrzymać.” „Dzieckiem musisz się opiekować.” „O dziecko musisz się troszczyć.” Powiem wam BRUTALNA prawdę (osoby o słabych nerwach ZUPELNIE SERIO proszę o przejście do następnych akapitów.): Nie musisz. Moja zona podczas i zaraz po studiach w pracowała różnych instytucjach opiekujących się dziećmi, stad wiemy, że rodzice nic nie muszą. Porzuconymi dziećmi zajmie się „Państwo”. Dla tych bardziej szczęśliwych rodzina zastępcza zasądzona przez sąd dostanie 2000zł miesięcznie na opiekę nad dzieckiem. Rodziną zastępczą może być twój krewny. (o związanych z tym paradoksach nie chce mi się pisać.) Wyrastają co prawda z tych dzieci bardzo często osoby nieszczęśliwe, ale to przecież nie jest tematem naszego rozumowania. Rodzice dla wymiaru sprawiedliwości są zupełnie nieuchwytni. A jeśli uchwytni to niewypłacalni albo z jakiegoś powodu nietykalni. A jeśli „tykalni”, to też nie ma mowy o ograniczeniu wolności, a tylko o alimentach. A te są nieściągalne jeśli np. wyjedziesz za granicę lub ukryjesz oficjalne dochody. Zachowania takie są oczywiście całkowicie nieetyczne i przytoczyłem je tu tylko dla bezpośredniego obalenia „prawo powszechnego ograniczenia wolności rodziców”.
Ja swoich dzieci nie muszę (tu wpisać co się musi). Ja bardzo chce to robić i robienie tego daje mi wiele radości. :-)
Podstereotypy:
1) Z dziećmi nigdzie wyjedziesz.
- pierwszą podróż odbyliśmy autobusem z dwumiesięcznym oseskiem.
- z dwójką (2,4 lata) Odbyliśmy pierwsza podróż zagraniczna (pociągiem).
- z trójką (3,5,7 lat) wszedłem na Śnieżkę.
- z czwórką (1,4,6,8 lat) spędziłem długi tydzień w Wenecji.
- z czwórka (2,5,7,9 lat) spędziłem dwa tygodnie pod namiotami nad Bałtykiem.
- z piątką (0,2,5,7,9) postanowiłem jeździć na projekty.
2) Jak masz dzieci to nie możesz rzucić pracy ( wersja soft – musisz „szanować prace” )
- Po pierwszym rzuciłem „pewną” prace dla uczelni.
- Po drugim zmieniłem specyfikę biznesu.
- Po trzecim zacząłem żądać przeniesienia na inny szczebel.
- Po czwartym wziąłem roczny urlop.
- Po piątym zostałem freelacerem.
3) Dzieci ograniczają twój światopogląd
- Dzięki dzieciom odkryłem, ze można wiele rzeczy zrobić samemu zamiast czekać aż „dokonają tego odpowiednie służby”.
- Dzięki dzieciom odkryłem, ze jest więcej niż jeden zawód który mogę wykonywać z sukcesem.
- Aby nadążyć za wiedza i zainteresowaniami moich dzieci musiałem zdobyć wiedze z nauk humanistycznych, przyrodniczych i sztuk pięknych.
- Odkryłem, że praca na etacie nie jest jedynym sposobem na zarabianie pieniędzy. Ponadto jest często sposobem mało efektywnym.
- Niejednokrotnie byłem świadkiem jak moje dzieci dokonywały rzeczy które w moim świecie były niemożliwe.
- Jestem przekonany, Ze nie stałaby się żadna z tych rzeczy jeśli nie miałbym dzieci.
4) Przez dzieci stracisz życie towarzyskie, tracisz znajomych.
- Jeśli miałeś wśród znajomych osoby „uczulone” na dzieci, to na pewno ich stracisz. Mnie to ominęło.
- Na pewno stracisz kompanów do całonocnych libacji. Wierzcie mi: tych można szybko odzyskać ;-) Tylko po co ?
- Na pewno zrezygnuje z ciebie wielu łowców posagów. Ewentualne alimenty i oskarżający wzrok dzieci obniżają Twoja wartość ;-)
- Dzięki dzieciom poznałem rodziców ich koleżanek i kolegów. Mogę powiedzieć, ze liczba moich znajomości wzrosła.
- Wciąż grywam z kolegami w bilard, jeżdżę na wyścigi, grywam w szachy czy wyjeżdżamy na wyprawy. Nie zawsze ze zonami i z dziećmi.
Nie wiem jak udaje mi się życie wbrew stereotypom. ;-)
Inny popularny stereotyp: „Utrzymanie dzieci bardzo dużo kosztuje”.
Tu mogę podąć bardzo konkretna kwotę. Wyżywienie, ubranie i wykształcenie piątki dzieci i żony kosztuje mnie 2500zl miesięcznie (Taaak, ciekawe porównanie do wyliczeń rządowych ). Na tyle ustaliliśmy nasze „interalimenty” i od trzech lat ta kwota jest aktualna. To dużo mniej niż próbują oszacować inni. Do kosztów utrzymania należało by dodać osobno koszta mieszkania, które nota bene i tak zazwyczaj ponosisz, nawet jeśli żyjesz sam. O ile odzież, książki, zabawki i żywność mają bardzo podobne ceny w europie (a jak nie to zawsze można kupić w internecie), o tyle ceny wynajęcia lub kupna i utrzymania mieszkania potrafią być diametralnie różne. Ten faktor każdy musi policzyć sobie sam. Moim zdaniem zaradni ludzie są w stanie zarobić 2500 + mieszkanie + auto. Mi udaje się to z nadwyżką w pojedynkę. We wielu rodzinach pracuje więcej niż jedna osoba. Tutaj proponuje czujność i koncentracje !!! Nie wpadajcie w pułapkę DINK (double income, no kids)!!! I nie bierzcie zobowiązań finansowych opartych na założeniu, ze DINK trwa wiecznie. Proponuje model rodzinnych finansów [przychód > życie + mieszkanie + auto] oprzeć na nieco (czyli bez przesady) pesymistycznych założeniach. Dostosujcie rozmiar swojej rodziny, koszt mieszkania i samochodu do SWOICH planów, a nie do planów innych ludzi. Zastanówcie się czy NAPRAWDE potrzebne jest wam mieszkanie albo auto ? I zawsze zróbcie plan B. Już w życiu z takowego musieliśmy korzystać.
Dla tych którzy maja lub chcą mieć wiele dzieci mam kilka pomniejszych stereotypów do obalenia:
1) Wyprawka dla dzieci dużo kosztuje.
- Każde z naszych noworodków zostało zalane taka ilością prezentów, a rodzina dostarczyła takiej ilości sprzętu i odzieży, że wprowadziliśmy embargo. To zjawisko wystąpiło wśród wszystkich dzieci naszych bliskich i znajomych. Też zostali zasypani prezentami. Trzeba być wybitnie antypatyczna osoba aby takowego zjawiska nie doznać. Musieliśmy sobie kupić wózek tylko dlatego, ze potrzebny był nam model idealnie pasujący do nieforemnego bagażnika wypchanego plecakami i walizkami ;-).
- O ile nie przeżarł cię duch konsumpcjonizmu, to łóżeczko dla dziecka z lat 70 od cioci spełnia dokładnie taka sama role jak to współczesne. Wyposażenie pokoju i tak zmienisz za dwa lata, wiec traktuj stan „oseskowy” jak przejściowy. Firanki w misie i tapety z owieczkami będziesz musiał zmienić niedługo na Frodo albo Shreka wiec nie marnuj na to swojego czasu ani pieniędzy. Zresztą potem i oni ustąpią miejsca Dodzie, Mandarynie, Im Troje albo innej Metallice ;-)
2) Edukacja jest taka droga
- Świat do przodu pchnęli samoucy albo stypendyści. Wykształceni na koszt rodziców stanowią tak niewielki odsetek wielkich i ważnych ludzi, że rekomenduje podjecie tego ryzyka: Nie „inwestujcie” pieniędzy na edukacje dzieci. Dużo więcej efektu przyniesie „inwestowanie” w nie swojego czasu
- Nie ma obowiązku nauczenia się wszystkiego w dzieciństwie: człowiek uczy się przez cale życie. Poza tym ryzykujecie, ze wasze dziecko nauczy się „kariery dobrego ucznia” zamiast „kariery dobrego mistrza”.
- Największe pieniądze zarabia się teraz na rzeczach których jeszcze w ogóle nie było tak niedawno …, a kiedy one będą w planach edukacji wyższej lub podstawowej ?
Dla obniżenia kosztów utrzymania rodziny mam jeszcze kilka rad.
1) Odzież dla oseska ma odpowiedni rozmiar około TYGODNIA. Wiele z dziecięcych ubranek zostanie założone tylko raz w życiu. Proponuje szerokim lukiem omijać sklepy z odzieżą dziecięcą. ;-) Cena ubranka które ma wytrzymać tydzień nie musi być przecież najwyższa.
2) Odzież małego dziecka ma odpowiedni rozmiar przez jeden sezon : 3-6 miesięcy, a więcej indywidualności dodajesz dzieciom, gdy nie muszą nosić ubrań po starszym rodzeństwie. „Chińska” jakość: to wystarczająca jakość. Nawiasem mówiąc wiele radości moja a zona i dzieci czerpały z szycia sobie ubrań samodzielnie. Nie rozumiem ;-) ale pochwalam. Radość tworzenia jest wielka.
3) Rodzinne wakacje to czas dla rodziny, a nie dla tłumów turystów.
Wyprawy w maju i wrześniu są tańsze, wygodniejsze i ciekawsze.
Letnie wakacje dzieciaki spędzają u rodziny na wsi. Dużo bardziej bawi ich poganianie krów, psów, kotów i kur lub tropienie saren i dzików niż przepychanie się w tłumie aby znaleźć miejsce na położenie ręcznika na piasku.
Szkoła to zjawiska bardzo dziwne. Nauczyciele pomarudzą, my pokiwamy głowami, a dzieci przynoszą piątki i czwórki na świadectwach. Nie sadze, aby przyniosły lepsze oceny gdyby poprawiła im się frekwencja ;-).
Dobrze jest wyprawę zaplanować wcześniej ;-). Czas oczekiwania i planowania jest też przyjemny, a wiedza o języku, kulturze i lokalnych cenach bardzo wam pomoże. Nasz najlepszy rezultat to oszczędzenie około 65% (dla 7osobowej rodziny z teściową z 299EUR/dzień zjechaliśmy do 105) za ten sam standard (hotel*** ze śniadaniem, bezpośrednio przy plaży, pokoje klimatyzowane, okna w stronę Adriatyku).
4) Targuj się! Bardzo często cena produktu czy usługi jest manipulacją szkoły „okulisty z Brooklinu”. Stargowałem cenę rodzinnego (takiego dla mojej rodziny ;-)) samochodu ze 140 do 114 tys. (nie kupiłem w końcu bo znaleźliśmy podobny innej marki za 88), a cenę mieszkania z 220 tys. do 160 (nie kupiliśmy bowiem pojawiła się okazja na inne mieszkanie bez kredytu w innym mieście). Jasne, ze nie potargujesz w Tesco, ale zdziwisz się w jak wielu miejscach da rade ;-).
Moje wnioski.
Uważam, że można być bogatym, wolnym i żyć w wielkiej rodzinie. A kiedy przemyślę sprawę, to te „marne 2500” które wydaje rodzina to bardzo niewiele za to co masz w zamian. Dzieci obdarzają cię wielka miłością, a to dodaje ci odwagi, energii i skrzydeł.
W porównaniu do kwot o których pisze Alex w poście o
szczęściu i pieniądzach . Zauważcie, że to zaledwie 30% więcej niż być szczęśliwym samemu. Jak dla mnie prawie podpada to pod zasadę Pareto. Ponieważ jednak „prawie robi wielka różnicę”, polecam jedno z ulubionych zdań Aleksa „Use your judgement.”Pozdrawiam Serdecznie
Marcunio.
________________________________________________________
Autorem tekstu jest Marek Olczak . Marek ma 36 lat, pracował na uniwersytecie, jako konsultant IT w małych firmach, w firmie rozpoznawalnej w świecie konsultantów i od niedawna jako freelancer. Aktualnie zajmuje się budową portali korporacyjnych i integracjami systemów
Witam
Dzięki Marcunio, pokazujesz że niemożliwe jest możliwym, a szczególnie przełamujesz stereotyp, że jak rodzina i więcej dzieci to na nic nie ma czasu.
Pozdrów żonę i gromadkę
Nie to, czy istnieją ścieżki rowerowe, tylko nasze chęci decydują, czy jeździmy rowerem, a brak ścieżek stanowi jedynie wygodną wymówkę dla tych, którym się jeździć nie chce; i gdyby ścieżki były, to by pewnie powiedzieli, że jest za zimno, albo za ciepło, albo za sucho, albo za mokro.
Nie to, że jest nieprzychylne prawo podatkowe decyduje o tym, że nie zakładamy własnej działalności, a jedynie takie prawo stanowi wygodną wymówkę dla tych, którym się działalności zakładać nie chce; i gdyby w końcu ktoś rozsądny zniósł podatki, to i tak by sobie znaleźli inną wymówkę by nic nie robić (np. za dużą albo za małą konkurencję).
Tak samo, nie to, że mamy dzieci sprawia, że jesteśmy całkiem rozleniwieni i do żadnej inicjatywy nie zdolni, a jedynie fakt ten stanowi wygodną wymówkę dla tych, którzy już tacy są ze swej natury i gdyby nie mieli dzieci, to znaleźli by sobie inne wytłumaczenie. A temu ludzią niektórym, co dzieci nie mają może się wydawać, że takowy wpływ na człowieka mają dzieci, bo zobaczyli jak żyją rozleniewieni z dziećmi, a nie jak żyją ambitni z dziećmi i nie zastanowiwszy się nad właściwą przyczyną tego stanu, uwierzyli w ich wytłumacznie, że to niby przez dzieci tak żyją.
Wymieniasz między innymi:
„Dzięki dzieciom odkryłem, ze jest więcej niż jeden zawód który mogę wykonywać z sukcesem.”
a później:
„Jestem przekonany, Ze nie stałaby się żadna z tych rzeczy jeśli nie miałbym dzieci.”
Mam prośbę o rozwinięcie, to naprawdę w Twoim przypadku jedyna metoda aby odkryć powyższe ?
pozdrawiam, Artur
Arturze:
To historia z początku „mojej” rodziny.
Ja: młody pracownik naukowy otaczany szacunkiem znajomych, sąsiadów rodziny i studentów, szczęśliwy w swoim „naukowym” świecie, wątpiący w istnienie szczęścia poza nim.
Żona: Pracownik instytucji pedagogicznych zajmujący się dziećmi z rodzin patologicznych. Ładne pieniądze, ale praca stresująca i wyczerpująca.
Oboje mieliśmy dużo wolnego czasu: benefit pracy dla systemu edukacji.
Sytuacja gospodarczo-społeczna w ówczesnej Polsce: recesja i bezrobocie.
I tu nagle niespodzianka: (paradoksalnie) będąca u władzy lewica dochodzi do wniosku, że koniec z urlopami macierzyńskimi, ośrodkami pedagogicznymi i tym podobnym zdobyczom socjalizmu. Zostaliśmy z dnia na dzień skazani na śmierć głodową.
;-) Noooo, prawie. choć brakowało niewiele. Wystarczyło ruszyć , rzucić pracę na uczelni i wciągnąć się w eksperyment zwany Java.
Gdyby mój pierworodny nie urodził się w tek niesprzyjającym czasie, to dziś zapewne nadal byłbym pracownikiem uczelni święcie przekonanym, że nic innego robić już nie potrafię.
Salute,
Marcunio
Gratuluję Marku,
Takim postem pokazujesz że pomimo istniejących stereotypów i świadomości społeczeństwa, istnieje również droga do szczęścia (każdy niech rozumie pod pojęciem „szczęście” co tylko sam zechce) oparta na wychowywaniu dzieci. Celowo nie piszę tutaj słowa „utrzymanie” bo, wnioskując z twojego postu, Ty nie skupiasz się na utrzymaniu lecz na ich wychowaniu (a to wg mnie są dwie różne sprawy). Moim zdaniem przełamywanie stereotypów leży w Twojej naturze i zgodnie z nią postępując osiągasz szczęście, gratuluję!
Osobiście cały czas pracując jako pracownik etatowy szukam sposobu by próbować robić to co się lubi (i mieć z tego zadowolenie), a nie próbować polubić to co się robi ;)
Pozdrawiam
Marcin
Marcunio, prawie wszystko co napisałeś mogę potwierdzić z własnych doświadczeń, choć na mniejszą skalę („tylko” dwójka dzieci). Jednak może warto dopisać 'disclimer’, żeby zaraz wszyscy nie zaczęli się intensywnie rozmnażać ;)
* zajmowanie się dziećmi, mimo wszystko, wymaga sporo pracy i innego rodzaju wysiłków
Jak coś robimy z pasją (wiemy, po co mamy dzieci), to nieszczególnie nas to męczy, a przynajmniej nie traktujemy jak przykrego obowiązku. Zresztą, podobnie jest z praca i innymi zajęciami życiowymi. Ale posiadanie dzieci wymaga sporej aktywności. Jeśli ktoś ma potrzebę zbyt częstego leniuchowania i spokoju „dla siebie”, to możemy mówić o przypadku „ograniczania wolności” i trzeba się z tym liczyć. Twoja skrajna argumentacja pod tym stereotypem niewiele tutaj pomoże. Jeśli lubimy być aktywni, to dzieci nie są przeszkodą i na wszystko znajdzie się rozwiązanie.
Na początku obawialiśmy się wyjazdów na granicę (mówię o zmianach miejsca zamieszkania z całą otoczką 'rezydenta danego kraju’). Okazały się niezwykle ciekawe i rozwijające. To ostatnie ma szczególne znaczenie w wieku przedszkolnym. Mój 5-letni syn mówi już płynnie trzema językami, a przecież jeszcze się nie „uczy”. Ogrom wiedzy i umiejętności przychodzi sam i przyjemnie – dla mnie też ;) Ale nie jest mi trudno wyobrazić sobie ludzi, którzy w tej samej sytuacji mieliby mnóstwo powodów do narzekania – prawda Mirku :)
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam wszystkich
Marek Olczak,
Marku zaimponowałeś mi tą piątką dzieci. Przesyłam pozdrowienia dla żony :).
Ja mam dwoje dzieci: córka ( 17 lat ) i syn ( 15 lat ).
Zgadzam się z Tobą, że dzieci w żadnym stopniu nie ograniczją wolności. Dzieci jako osoby, staja się częścią rodziny i jako takie, ze swoimi przywilejami i obowiązkami, powinny być traktowane.
Jednak jeśli chodzi o Twoją argumentację troszczenia się o dziecko ( porzucanie dzieci, rodziny zastępcze…. ), to prawda po fakcie. Ale jako profilaktykę – skupiłabym sie raczej na antykoncepcji.
Dzieci rozszerzyły również mój światopogląd, moją tolerancję, mój punkt widzenia. Odkrywaliśmy razem świat, świetnie się przy tym bawiąc i robiąc dużo bałaganu :).
Piszesz : „Dużo więcej efektu przyniesie “inwestowanie” w nie swojego czasu”. masz 100% racji. Czas to nie pieniądz. Czas to coś bezcennego – stanowiącego o jakości naszego życia i życia naszych bliskich.
Wyjazdy rodzinne :). Moje dzieci znają Polskę wzdłuż i wszerz. Zwiedzamy także świat. Niedługo ruszą same.
Od pierwszej klasy szkoły podstawowej – moje dzieci, oprócz wyjazdów rodzinnych jeździły na kolonie i obozy ( niestety nie małam instytucji „babci” – musieliśmy sobie sami radzić ). Sami się pakują. Jak byli mali sprawdzałam zawartość walizki, potem dosyłałam UPS :), od kilku lat nie robię nic. zawartość walizki z pierwszej kolonii, w całości wylądowała na smietniku ( brudna, pognieciona, wilgotna, niekompletna ) – wrócili zachwyceni :D.
Nauczenie dzieci zaradności ( w pozytywnym znaczeniu tego słowa ) i samodzielności – kosztuje trochę wysiłku i bałaganu, ale dzięki temu nie musimy potem do końca życia kroić im kotlecika :).
Alex, co słychać na Florydzie?
Pozdrawiam serdecznie.
Witajcie
Widzę, że wszyscy zgadzają się się z Markiem, więc pozwolę sobie na bycie advocatus diaboli :-)
Zacznijmy od pozytywnego faktu, iż miałem przyjemność spotkać we Wrocławiu dzieci Marcunia i potwierdzam, że są to mili i bardzo otwarci młodzi ludzie. Brawo!!
Wracając do mojej roli, przypomnijmy, że za wyjątkiem Moniki piszecie o stosunkowo małych dzieciach, a te odpowiednio wychowane rzeczywiście nie sprawiają dużego kłopotu i potrafią sprawiać wiele radości (piszą to z własnego ponad 7 letniego doświadczenia ). Ale…. jak mówi przysłowie, nie chwal dnia przed zachodem słońca!!
W wieku nastoletnim te młode istoty będą poddane wpływom, na którymi niekoniecznie będziecie mieć pełną kontrolę, a które w dużym stopniu mogą zniweczyć Wasze dotychczasowe starania. Tutaj znam niestety bardzo wiele negatywnych przypadków, których nikomu nie życzę, lecz trzeba też i z nimi się liczyć.
Następnym problemem jest fakt, że zbyt wczesne posiadanie dzieci jest ograniczeniem możliwości rozwoju ich rodziców. Na ten temat mozolnie (ze względu na pogodę i inne atrakcje) piszę post, który ukaże się wkrótce.
Jeśli weźmiemy teraz pod uwagę związek dwojga ludzi, to rozwijanie go przez dłuższy czas jest samo w sobie dużym wyzwaniem, o ile każda ze stron nie zrezygnowała w ogóle z własnego, osobistego rozwoju (co byłoby bardzo niedobrą decyzją). Każdy nowy człowiek nie tyle dodaje, ile potęguje kompleksowość takiego zadania. To też trzeba wziąć pod uwagę
Jeszcze do postu Marcunia
Napisałeś: „Nie wpadajcie w pułapkę DINK (double income, no kids)!!! I nie bierzcie zobowiązań finansowych opartych na założeniu, ze DINK trwa wiecznie.”
Tutaj trzeba chyba wyjaśnić. Samo bycie DINK jest bardzo wygodne i ma wiele zalet. Tobie chodziło chyba o to, aby nie przejmować realiów takiej sytuacji przy planowaniu powiększenia rodziny?
Jeśli już przed czymś należy ostrzegać to przed sytuacją SINK (Single Income, No Kids) bo to w praktyce prowadzi co mnóstwa niedobrych sytuacji w życiu. Na ten temat można napisać cały post !!
Bardzo ważne jest zdanie, które napisałeś krótko po tym :”Dostosujcie rozmiar swojej rodziny, koszt mieszkania i samochodu do SWOICH planów, a nie do planów innych ludzi.”
Najchętniej bym je wytłuścił, ale to Twój tekst :-)
Monika
jeśli pytasz, to właśnie żongluję działania w dwóch strefach czasowych (Polska i Floryda), spotkania i rozmowy z najróżniejszymi znajomymi, seminarium kulinarne, dużo ruchu na świeżym powietrzu i parę innych działań, o których nie będę tutaj się bliżej rozwodził :-) Widać to zapewne na blogu, ale obiecuję poprawę :-)
Pozdrawiam wszystkich siedząc w bardzo lekkim stroju na tarasie i obserwując początek kolejnego ciepłego dnia
Alex
hej Marek,
zagadzam sie z Toba, ze stereotypy sa zle, a wlasciwie ludzie powtarzajacy bezmyslnie stwierdzenia o ktorych piszesz robia krecia robote. bo przeciez jasne, ze mozna, Twoja historia tego jaskrawym dowodem!
tylko… tylko ze Twoje argumenty mozna odsunac piszac w rodzaju 'ale ja nie chce wyjezdzac w maju. ja chce jechac w najgoretszym miesiacu roku, zeby moc zasnac na plazy i nie budzic sie dygacac z zimna’, czy 'jednak nie da sie ukryc, ze samotnemu wilkowi ;) latwiej jest zmienic prace niz glowie rodziny’, przez banalne 'ale ja nie chce jezdzic kombi, ja zawsze chcialem miec kabrioleta’, po 'ale ja chce miec mozliwosc wykupienia biletu na dzisiejsze popoludnie i przedyskutowania z Alexem najnowszego pomyslu jeszcze dzisiejszego wieczora’. no a gdy trzeba brac pod uwage i godzic kilka czesto krancowo roznych zdan… ciezko.
a jesli sie tego nie chce? bo tak po prostu, 'chce sie czegos innego’?
kwestia sadze lezy wlasnie w naszym wnetrzu – czego chcemy, co jest dla nas wazne. Ty pokazujesz, ze jesli uzna sie rodzinne zycie za wazny elementem ukladanki szczescia to spokojnie da sie pogodzic wiele wydawaloby sie sprzecznych dazen. na drodze kompromisu wlasnie, zmiany optyki, czy perspektywy. jak zwal tak zwal.
takze cos co mi sie bardzo podoba to to ze swiadomie dokonujesz wyboru – o to mi wlasnie chodzi, o swiadoma decyzje, ze to wlasnie jest to czego oczekuje.
na koniec jeszcze powiem, ze choc Twoja historia robi na mnie wrazenie, to do mnie osobiscie nie przemawia. ale jesli pisales dla tych, ktorzy sie wahaja, nie potrafia podjac decyzji przytloczeni ciezarem negatywow splywajacych zewszad stereotypow – to z rozmow ze znajomymi, gdy podaje im adres, lub o tym opowiadam to widze, ze udalo Ci sie zasiac ferment. o to chodzilo?.. :)
ps. jeszcze raz, zeby nie bylo niejasnosci: robi wrazenie, oj robi! chapeaux bas! widac jasno jak wiele szczescia i radosci przynosi Ci rodzina! swietnie sie czyta! az pojawil sie przed oczami obraz Ciebie bawiacego sie w ogrodzie w czasie urodzinowego przyjecia! :)
hej adwokacie diabla ;)
usmiechnalem sie bo gdyby nie problemy z akceptacja tekstu przez wordpressa moj wpis pojawilby sie wczesniej :)
a o zdjecia mozemy prosic?.. bo na zachodzie Europy, choc wiosna sie juz zaczela to slonko tak niesmiale tylko wyglada… a wietrznie… ze ho ho!..
pozdrawiam serdecznie, milego urlopowania! :)
@Marcunio:
Twój tekst jest bardzo osobisty i powinien być traktowany jako przykład, a nie recepta.
Przykład na to, że nasze postrzeganie świata w dużej mierze zależy od nas, a poczucia szczęścia i spełnienia nie da się przeliczyć na żadne pieniądze.
Nigdy nie zapomnę smaku świeżo wypieczonego chleba ze spółdzielczej piekarni, który spożywaliśmy bochenkami z przyjaciółmi na Mazurach, pływając po jeziorze „omegą”. Jadłem później wiele wykwintniejszych potraw, byłem w modniejszych miejscach i widziałem znacznie lepsze łódki, ale w żaden sposób nie podwyższyłyby one jakości moich wspomnień.
Twój tekst nie daje recepty, co należy robić w życiu, ale jest świadectwem tego, że choć nie wszystko można kupić, ale wszystko można osiągnąć. Oczywiście wszystko w znaczeniu „anything”, a nie „everything”. Jak to mówią:
You can do anything – but not everything.
Witam!
Zgadzam się z autorem tekstu – to fakt utrzymanie dziecka wcale nie kosztuje tak wiele – wiem to z autopsji – kiedy 2 lata temu rodziłam syna zastanawiałam się jak wzrosną miesięczne koszty naszego utrzymania – okazała się że gdy wszystko jest ok (bez żadnych choróbsk) to na życie wydajemy dokładnie tylko 250 zł więcej – wliczyć trzeba w to pampersy, których koszt jest 80% tej kwoty – okazało się że wcale nie potrzebujemy wózka za 2500 zł czy łóżeczka za 1000 zł, a najlepszą zabawką jest butelka plastikowa wypełniona grochem a nie mata edukacyjna marki xy.
Dziecko nauczyło mnie bardzo wielu rzeczy, nie mówię o pokorze, cierpliwości itp -nauczyłam się od syna próbować aż do skutku – popatrzcie na małe dzieci jak zaczynają naukę chodzenia – wstają, upadają i znowu powstają i tak po 100 razy aż opanują tę czynność – ile rzeczy może osiągnąć dorosły człowiek gdyby wykazywał się chociaż w 50% podobną determinację!!!
Czy dziecko ogranicza wolność – nie dziecko daje wolność bo poszerza horyzonty!
Jednak trudno nie zgodzić się z Alexem – nigdy nie wiem jakie problemy sprawi mi moje dziecko – ale nikt nie obiecywał mi że problemów nie będzie, mam tego świadomość i nie będę miała do Stwórcy o to pretensji- poza tym problemy są po to by stawiać im czoło a nie zastanawiać się kiedy nadejdą!
Jakby nie patrzeć u mnie posiadanie dziecka z każdej strony daje dodatni bilans – czy to patrzę od strony zawodowej czy osobistej i wiem że z największą radością przyjmę każde dziecko do rodziny!
pozdrawiam
Doskonały tekst!
Sam mam półtoraroczną córę. Moje życie się zmieniło — wieczory poświęcam dziecku, a nie nauce/dokształcaniu się. Ale nie żałuję ani trochę!
Dzieci zmieniają priorytety w życiu i z mojej perspektywy to pozytywna zmiana.
Witam
Przytoczę może przykład jednego z moich rodziców.
Grzegorz piszesz „wieczory poświęcam dziecku, a nie nauce/dokształcaniu się” to jest bardzo dobre, ale są róźne sytuacje i zawody które można wykonywać. Mam na myśli, że nie trzeba zawsze mając dziecko poświęcać nasze rozwijanie się, naukę.
Moja rodzicielka wyjechała za granicę nie mając dyplomu. Stwierdziła, że musi ten czas jakoś wykorzystać więc urodziła mnie ;) , pracując, (pojawiła się też moja siostra) wychowując nas, skończyła dyplom z wyróżnieniem w Polsce. Myślę, że nie należy z góry przekreślać „inwestowania” w nasz umysł. Mając dzieci, owszem, zmienia się pewnie wiele spraw, jednak warto „nie zamykać się” kompletnie przed dotychczasowym życiem.
Pozdrawiam z szarego miasta
TesTeq
Nawet jeśli ten tekst jest osobistym przykładem (tak jak wiele tekstów zamieszczanych przeze mnie :-)) to i tak jest bardzo ważny dla tych, którzy koniecznie chcą pójść podobną drogą. Nawet pojedynczy przykład pokazuje, że coś w ogóle jest możliwe, a do tego mamy tutaj wiele praktycznych wskazówek. To piszę nawet jako człowiek, który na sprawę posiadania dzieci patrzy inaczej niż Marek.
Grzegorz
Napisałeś: „wieczory poświęcam dziecku, a nie nauce/dokształcaniu się.”
Jeśli jesteś jeszcze stosunkowo młodym człowiekiem, to czy to na pewno dobry pomysł? Jaka będzie Twoja pozycja w tym szybko rozwijającym się świecie za 5-8 lat?
Dorota
„popatrzcie na małe dzieci jak zaczynają naukę chodzenia – wstają, upadają i znowu powstają i tak po 100 razy aż opanują tę czynność – ile rzeczy może osiągnąć dorosły człowiek gdyby wykazywał się chociaż w 50% podobną determinację!!!”
To jest rzeczywiście bardzo ważna obserwacja i zalecam każdemu zwrócenie na to uwagi. Oczywiście, do zrobienia jej nie jest potrzebne posiadanie własnego dziecka!!
Rafał
To jest post Marka i zdjęcia nie bardzo tutaj pasują. Myślałem o zrobieniu dodatkowego blogu o podróżowaniu, ale jak na razie jest to kolejny pomysł, który przegrywa z atrakcyjnymi zajęciami w realu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
-> Alex
jasne, ze nie tutaj.
blog podrozniczy? niestety nie znam strony gdzie pisze sie o ludziach, nie o miejscach. u Ciebie bedzie o tym prawdopodobnie wiecej – milo wiec bedzie wpadac. :)
jesli nie ma mozliwosci uruchomic wiekszej maszyny moze dodatkowa kategoria? mysle, ze warto. ile razy przypominam sobie 'aktualne miejsce pracy’ z Austrii usmiecham sie szeroko – gdy ktos znajomy (chocby via Internet tylko) pokazuje taki obrazek i pisze kilka slow mozna poczuc sie jakby sie tam bylo. i ewentualnie poprosic o adres ;) tak, jak dla mnie to zdecydowanie warto!
Rafale:
: Zależy o jakiej szerokości geograficznej mówimy ;-) Na Sycylii w październiku temperatura nam nie spadła poniżej 18 w nocy. Nad Bałtykiem w lipcu nie wzrosła powyżej 18 w dzień tego samego lata. Zależy też od jakiej temperatury zaczynamy mieć gęsią skórkę …
Jeden z kolejnych moich ulubionych stereotypów: kombi to auto rodzinne. Nieprawda: kombi to auto dla ludzi zmuszonych do częstego przemieszczania się z dużą ilością bagażu. Prawda jest taka, że niewielu ludzi sprzedających auta potrafi dostrzec potrzeby i wyzwania jakie wobec auta ma rodzina. Poza tym nie widzę zakazu posiadania kabrioletów osobom z dziećmi.
Samotnemu wilkowi czy przywódcy stada zmienia się pracę tak samo. Wertujesz ogłoszenia, piszesz i wysyłasz CV, rejestrujesz się lub wynajmujesz łowców głów, bierzesz udział w spotkaniach i wywiadach itp. Nie zauważyłem aby obowiązywała inna procedura dla osób posiadających dzieci lub nie.
Nikomu nie wmawiam, że należy żyć, tak jak ja żyję. Każdy z nas jest inny i wolny, dlatego sam powinien wybrać sobie drogę życia. I wszystko będzie w porządku, o ile to będzie JEGO wybór, a nie zwykłe spełnianie pokładanych w nim oczekiwań INNYCH ludzi.
Best Regards,
Marcunio
-> Marcunio
nie powiedzialem, ze kombi to auto rodzinne, nie powiedzialem, ze prace zmienia sie tak samo. piszac o samochodzie mialem dokladnie to co Ty na mysli. piszac o zmianie pracy myslalem o ilosci czasu jaki masz na znalezienie zajecia majac w kieszeni okreslona sume pieniedzy bedac sam i jako glowa rodziny. i wreszcie… chodzilo mi raczej o spedzenie wiekszej ilosci czasu we dwoje, niz o temperature ;)
ale wolalbym nie przerzucac sie argumentami. Twoj tekst ma bardzo pozytywna wymowe i niech tak zostanie, demagogia niepotrzebna.
co do mojego zdania na ten temat – zostanmy przy ostatnim Twoim akapicie, to uznaje za najwazniejsze w naszych wypowiedziach, wydaje sie, ze choc z przeciwnych krancow skali to mamy to samo na mysli :)
Rafale:
Długo nad tym myślałem i doszedłem do nisku, że jednak odwracasz kota ogonem.[Dla miastowych: udowadniasz, że mówiłeś coś innego niż powiedziałeś w rzeczywistości.]
Na szczęście ostatni akapit postu i komentarza są na ten sam temat. Swoje szczęście każdy musi sobie znaleźć sam. :-D
S Pozdravem,
Marcunio.
-> Marcunio
pozwolisz, ze odesle dalsze rozwazania do argumentow Artura z dyskusji przy okazji kolejnego wpisu (’inne spojrzenie’)? moim zdaniem calkiem ladnie uzupelniaja moje, a jednak Tobie nadal nie wystarczaja.
jeszcze raz: uwazam Twoj tekst za wartosciowy. jednak to co napisalem we wczesniejszych komentarzach, oraz w aktualnym, akapit wyzej, wyczerpuje moj poglad na sprawe dalszej wymiany zdan.
pozdrawiam serdecznie! :)
„jeśli już przed czymś należy ostrzegać to przed sytuacją SINK (Single Income, No Kids) bo to w praktyce prowadzi co mnóstwa niedobrych sytuacji w życiu”
Jakich sytuacji? Może jakiś post na ten temat?
Krzyh
Bardzo chętnie to rozwinę jak tylko będę miał trochę czasu, bo to będzie kolejny „gorący” post :-)
Dziś i jutro prowadzę pilotażowe warsztaty w całkiem nowej dla mnie branży i muszę w 100% skoncentrowań się na tym co robię
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Marek chyle czoła.
Pozdrawiam
Marzena
:) jest nas czwórka a wychowała nas tylko mama, miałam 2 lata jak rodzice się rozwiedli… niczego nie żałuję z dzieciństwa, nawet tego, że nie mogłam mieć lalki barbie a musiałam zadowolić się lizą, agatką czy inną podróbeczką :)
Alex, podpisuję się pod komentarzem Krzyha, także chciałabym usłyszeć co masz do powiedzenia na temat SINK, mocno mnie to zaintrygowało.
I tak przy okazji nawiązując do nie posiadania dzieci chciałabym także poznać Twoje zdanie Alex na temat kobiet, które nie posiadają oraz nie noszą się z zamiarem posiadania dzieci. Jak ty podchodzisz do nich i ich stanowiska? Czy bywałeś już jako dorosły i świadomy mężczyzna w związkach z kobietami które deklarowały swoją przyszłą bezdzietność? Pytam ponieważ pisałeś kiedyś w jednym z postów że większość pasujących do ciebie wiekiem wolnych pań ma już odchowane dzieci. A co z tymi które ich nie posiadają? Czy nie są kolokwialnie mówiąc zgorzkniałe w wieku powiedzmy 40-45 lat?
Marta
SINK-s wymaga przemyślanego postu, a teraz jestem zajęty spotkaniem z Czytelnikami i akcją „Sprzedaż dla Startupów”
Jeśli chodzi o kobiety, które świadomie rezygnują z posiadania dzieci, to w pełni szanuje takie wybory. Bywałem tez w związkach z takimi kobietami.
Pytasz :”Czy nie są kolokwialnie mówiąc zgorzkniałe w wieku powiedzmy 40-45 lat? ”
Skąd takie przypuszczenie??? TO brzmi jak stereotyp polskiego społeczeństwa.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź. Oczywiście, że zdanie dotyczące zgorzknienia jest jednym ze sztandarowych polskich stereotypów ;) nie mniej jednak pytam ponieważ mając dwadzieścia parę lat, mało doświadczenia w tej kwestii i sporo ludzi opowiadających się w jawny bądź też bardziej skryty sposób za modelem pro rodzinnym czuje się poniekąd wyobcowana. Przypuszczenie wysnułam czysto teoretycznie gdyż nie spotkałam jeszcze osobiście kobiety po czterdziestce która nie posiada dzieci i jest z tego stanu rzeczy naprawdę zadowolona. Ale wszystko przede mną i na pewno zainteresuję się mocniej tą kwestią. Pozdrawiam
Marta, piszesz
„nie spotkałam jeszcze osobiście kobiety po czterdziestce która nie posiada dzieci i jest z tego stanu rzeczy naprawdę zadowolona” – tak naprawdę trzeba by naprawdę dużo takich osób poznać, aby móc wyrobić sobie opinię. Można za to obrócić kota ogonem – a jak dużo znasz kobiet, które dzieci posiadają? Zapewne dużo… Jak dużo jest zadowolonych ze swojego życia? Ale tak totalnie… A nie na zasadzie „mam dzieci, powinnam być zadowolona”.
Problem jest taki, że tak naprawdę dużo osób lubi narzekać (to trochę „sport narodowy” w Polsce) i tak naprawdę nie odczuwa tego, że to co robi w życiu sprawia im przyjemność. Kobieta mająca dzieci może narzekać na brak czasu, brak możliwości spełniania swoich innych marzeń. Widzi raczej to czego jej brakuje, a nie to co ma. Kobieta, która dzieci nie ma, może narzekać, że tych dzieci nie ma. Większość moich znajomych ma dzieci, niejeden narzeka, że ma teraz mało czasu, że jest zmęczony… To, że czujesz się wyobcowana jest dość normalnym odczuciem, gdyż sama piszesz jest „sporo ludzi opowiadających się w jawny bądź też bardziej skryty sposób za modelem pro rodzinnym”. Należy pamiętać, że nie zawsze tłum ma rację… Rację swoją masz zawsze swoją i jej się należy trzymać. Zauważ jak wiele osób realizować chce to co inni. Po co? Trzeba realizować swoje marzenia, a nie czyjeś.
pozdrawiam serdecznie
WW
Witaj Alex, witam wszystkich
Marta,
A ja spotkałam wiele takich kobiet. Jestem z pokolenia które zaczynało pracować w 90 roku, czyli w nowej kapitalistycznej rzeczywistości. Wiele moich koleżanek postawiło na karierę. Część żałuje ( mimo, że karierę zrobiły ) a część nie żałuje i jest szczęśliwa.
Moim priorytetem jest dom, a przy okazji prowadzę firmę. Jednak zawsze wybiorę dom i też jestem szczęśliwa.
Czasem zastanawiam się co by było gdybym wybrała inaczej, ale moje bezdzietne koleżanki też się nad tym zastanawiają. Chyba postapiłabym wbrew sobie :-) bo uwielbiam dzieci.
Nietolerancja społeczna na cudze wybory odbiegajace od schematu – to chyba w Polsce na razie powszechna sprawa. Ale może z czasem dobijemy do tolerancyjnej części świata.
Po prostu trzeba robić swoje a nie to czego oczekują inni.
Pozdrawiam serdecznie
Monika