Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Firmy i minifirmy, Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Jak zrobić z Alexa „otwieracz drzwi”? :-)

Pamietacie post „Historia pewnej rekomendacji”? Jak dobrze się to potem skończyło dla tego Kolegi?
Takie historie pojawiają się u mnie nierzadko, a dziś chcę Wam opowiedzieć o tym, jak ktoś kogo nie widziałem na oczy „załatwił sobie” że opis jego działalności wylądował w rękach jednego z najbardziej pasujących ludzi w Polsce.
  • Na początku był mail, jeden z wielu, jakie otrzymuję. Właśnie ten mail był dobrze napisany i dlatego chcę go szczegółowo omówić.
  • Potem był mój telefon, czy mogę ten mail po prostu wydrukować i przekazać właściwej osobie
  • Potem, traf chciał że tylko 24 godziny  później miałem prywatne, niebiznesowe spotkanie z właściwą osobą, podczas którego powiedziałem „ wiesz, mam tutaj opis czegoś ciekawego, co mogłoby pasować do Waszego biznesu. Nie znam człowieka osobiście ale zgodził się na wydrukowanie maila wysłanego do mnie i przekazanie go Tobie. Zobacz i wyrób sobie zdanie sam”
  • Mój rozmówca przeczytał, zapytał czy może zabrać wydruk ze sobą i powiedział „przyjrzymy się temu. Powiem Ci co z tego wyszło”. To ostatnie to jest nawiasem mówiąc ważny element, jak dostajesz od kogoś cynk, to daj mu potem feedback co z tego wyszło.
  • Potem wyleciałem na Gypsy Time
  • cdn. (oby :-))
Kluczowym w tym wszystkim był naturalnie mail od Czytelnika, przyjrzyjmy się mu bliżej. Otrzymałem zgodę na jego publikacje ale zostałem poproszony o zanonimizowanie  wszelkich informacji dotyczących Autora i jego serwisu, stąd te wszystkie X-y w tekście (a szkoda, bo bardzo ciekawe)
„Witaj Alex,
Od kilku lat jestem stałym czytelnikiem Twojego bloga. W komentarzach podpisuję się zwykle jako XXXX.”
Bardzo wazne przedstawienie się na samym początku. Mówi mi „od kilku lat jestem członkiem Twojej „rodziny” a nie przypadkowym człowiekiem. Możesz sprawdzić co mówiłem i w jaki sposób sie wypowiadałem”
To jest bardzo ważny element, bardzo często pomijany. Zwracanie się do mnie po imieniu potwierdza, że człowiek zna mnie z blogu :-)
„Zachęcony kilkoma postami, między innymi tymi dwoma:
http://alexba.eu/2009-05-05/rozwoj-kariera-praca/zadowolenie-byle-czym/
http://alexba.eu/2007-11-19/rozwoj-kariera-praca/studnia/
wziąłem sprawy w swoje ręce i postanowiłem spróbować wykopać swoją studnię zanim na dobre zachce mi się pić.”
Autor pokazuje, że rzeczywiście czyta mój blog i pozwala mi prześledzić,  jak powstała idea, o której zaraz usłyszę.
„Od około roku czasu prowadzę wraz z bratem bloga (a w zasadzie mały serwis) związany z  XXXXX (plus dokładny opis, przyp. Alexa)
Mamy również jedyną w kraju bazę danych XXXXX. Możemy pochwalić się wywiadami z największymi sławami polskiej sceny XXXXX. Tak, nawet totalni amatorzy mogli porozmawiać z XXXXXXX :). Brat studiuje dziennikarstwo więc wydaje mi się, że w kwestii merytorycznej nie mamy się czego wstydzić. Z zawodu jestem programistą więc stworzenie całości od strony technicznej było świetną zabawą i oderwaniem od pracy na etacie.”
Tutaj mieliśmy całą serię istotnych informacji takich jak:
  • nie jest to tylko pomysł lub prototyp, lecz funkcjonujący serwis. To robi ogromną różnicę dla kogoś takiego jak ja!!! Moje nastawienie do teoretyków znacie :-)
  • bardzo dobry opis o co w serwisie chodzi i dlaczego jest on „purpurową krową”
  • zręczne pokazanie paru osiągnięć
  • pokazanie, że team prowadzący, mimo tylko dwuosobowego składu ma niezbędne kompetencje merytoryczne i techniczne
„Wbrew opinii innych udało nam się osiągnąć coś czego nie mają nawet wielkie serwisy internetowe o XXXXX. XXXXX jest niszą w XXXXX, którą ludzie interesują się dopiero od niedawna. Szansa stworzenia czegoś dużego przynoszącego spore zyski z reklam, płatnego contentu, sklepu… jest bardzo duża. Pomysłów jest mnóstwo. Moje plany sięgają nawet momentu gdzie stworzymy własne XXXXXXX.”
Dalsza część pokazująca:
  • więcej „purpurowości” projektu
  • fakt, że team potrafim naprawdę coś konkretnego osiągnąć
  • fakt, że dotychczasowe wyniki są bardzo zachęcające, a projekt ma potencjał

Tego nigdy za wiele pod warunkiem że jest to prawdziwe i wiarygodne. jedyna uwaga, to zamiast „udało nam się osiągnąć” (gdzie brzmi element szczęśliwego przypadku) lepiej byłoby napisać „osiągnęliśmy”

„Śledząc Twojego bloga, którego uważam za bardzo wartościowego, nie trudno się domyślić, że znasz wiele osób z różnych dziedzin. Zarówno tych z wyższych lig jak i tych niższych. Dlatego mam pytanie. Czy znasz może jakąś osobę / firmę skłonną zainwestować pieniądze w rozwój takiego serwisu? Nie oczekuję ryby ale bardzo chętnie przyjrzę się wędkom, które mógłbyś posiadać. Każda rada czy wskazówka gdzie zacząć szukać będzie mi bardzo pomocna.”
Bardzo zręcznie napisane, czego Autor maila chce ode mnie. Właściwie postawione główne pytanie, ale też podanie mi celów zastępczych na wypadek, gdyby moja odpowiedź na to pierwsze była „nie znam”. Autor gra na wiele mozliwych szans, a nie na te jedyną największą.Wiele osób w biznesie i w życiu spina się na osiągnięcie konkretnego celu, nie widząc, że coś innego, co mogliby łatwo dostać tez znacząco posunie ich do przodu.
„Co mogę zaoferować w zamian? Jestem specjalistą w dziedzinie programowania. Służę radą przy tworzeniu serwisów internetowych oraz innych aplikacji. Mogę pomóc w wyborze technologii czy podsunąć konkretne rozwiązanie w kwestiach technicznych. Gdyby na jakiejś „biznesowej kolacji”, o których nie raz pisałeś na blogu, ktoś potrzebował konsultacji to chętnie pomogę o ile będzie się to mieściło w ramach moich kompetencji. Bardzo chętnie napiszę też na Twojego bloga swoją historię jako programisty, od czego się zaczęło i w jaki sposób wspinam się w górę aby dojść do tego co robię obecnie (póki co jestem liderem małego zespołu w firmie, w której pracuję).”
Ładnie napisany blok, co Autor może zaoferować mi w zamian. Akurat w moim przypadku niepotrzebny, bo jak już komuś pomagam, to robię to „za darmo”, ale świadczy o charakterze, a poza tym jest dobrym opisem kompetencji Autora na wypadek, gdybym ten mail posłał dalej :-)
A takie forwardowanie całego maila (oczywiście za zgodą jego autora)zdarza się często ludziom, którzy są zajęci innymi sprawami ale chcą coś dobrego dla Was zrobić. Pamiętajcie więc pisząc taki tekst, zredagujcie go tak, aby był odpowiednio przekonywujący tez dla osoby docelowej. Ja, gdybym nie mógł po prostu wydrukować maila Czytelnika i przekazać go dalej, to chyba „odpuściłbym” całą sprawę, bo miałem wtedy dość własnych na głowie.
„Jeśli chciałbyś z tego maila wykorzystać cokolwiek do swojego bloga to proszę bardzo.”
Dobre pociągnięcie, wiadomo, że jak mogę jednocześnie pomóc wielu ludziom, to będe bardziej zmotywowany do podjęcia działania :-)
„Gdyby łatwiej było Ci oddzwonić zamiast pisać to tutaj jest mój nr telefonu: XXXXXXXX. Możesz zadzwonić nawet w nocy jeśli będzie tak dla Ciebie wygodniej. To mi zależy na wskazówkach więc jedna nieprzaspana noc może być tego warta.”
Niezwykle ważny element, podanie różnych możliwości kontaktu. Ja czytam osobiście wszystkie maile skierowane do mnie ale mam spory kłopot z odpisywaniem obszerniejszymi tekstami, bo….. bardzo nie lubię pisać!!!! Dlatego czasem trwa to długo, bo trzeba się wstrzelić w rzadki moment kiedy mam czas i wenę na indywidualną korespondencję. Podanie telefonu znacznie ułatwia sprawę, kilkoro z Was przeżyło już ten szok, że napisali mi maila z telefonem i 20 minut później mieli mnie już w słuchawce, często dzwoniącego  z innego kontynentu :-)
Tak więc przypominam, telefon to jest konieczność, jeśli nie ufasz mi na tyle, aby go przekazać to nie pisz w poważniejszych sprawach wymagających mojego zaangażowania.
Ostatnie zdanie jest też bardzo ładną deklaracją, że Autorowi zależy.
Co wyniknie dalej z tej całej akcji nie wiemy. Nie wszystkie próby takie jak ta opisana kończą się powodzeniem, taka jest kolej rzeczy w biznesie. Ważne jest, aby próbować dużo i często, a powyższy mail jest dobrym przykładem jak to zrobić. No może za wyjątkiem literówki w ostatnim zdaniu :-) Use your spell checker!!
Zapraszam do dyskusji i pytan w komentarzach
PS: te „blabla , blabla” w wersji dźwiękowej to są linki do mojego blogu, nie słowa Autora maila!! :-)

______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Eksperci i „G…. eksperci”

Nie jestem specjalnie religijnym człowiekiem, ale w Biblii jest parę rzeczy wartościowych dla każdego z nas.
Dziś pomyślmy o praktycznym znaczeniu słów:
„Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną” (2 Mojżesz 20:3)
Mimo że znakomita większość Polaków deklaruje się jako chrześcijanie, to na co dzień widzę jak wiele osób przypisuje niektórym istotom ludzkim cechy boskie. Toż to bałwochwalstwo w najczystszej formie!! :-)
W jakich formach przejawia to „bałwochwalstwo”:
1) Wiara, że pewien określony człowiek ma cechy boskie, które pozwolą mu „naprawić” zły świat wokół nas. Jak się tak rozejrzymy, to zobaczymy nawet na polskiej scenie politycznej takich „specjalnych” ludzi i co gorsza wielu wyborców, którzy w takie coś wierzą.  Jak naprawa okazała się nieskuteczna albo jeszcze gorsza od choroby to po prostu „zło” zwyciężyło i trzeba dalej walczyć. To jest duży temat, którym zdecydowanie nie chce zajmować się w tym poście (uwaga Komentujący!)
2) Ślepe przekonanie, iż pewne osoby z tytułami mają rację właśnie z powody tychże posiadanych świadectw, certyfikatów itp. Jak często abdykujemy nasz zdrowy rozsądek i zdolność myślenia tylko dlatego, że ktoś ma papiery robiące z niego eksperta? Traktujemy prawie jak Boga???
Nie oznacza to oczywiście, że taka „ucertyfikowana” osoba jest nie mającym pojęcia o rzeczywistości nieukiem, raczej trzeba zwrócić uwagę na to że:
  • posiadanie wielu dyplomów i certyfikatów mówi przede wszystkim, że dana osoba była dobra w ich uzyskiwaniu, niekoniecznie w aplikacji posiadanej wiedzy w sytuacjach rzeczywistych. To szczególnie dotyczy dziedzin „miękkich”, takich jak terapia, mentorowanie, mediacja, marketing, project management, coaching i tym podobne, ale oczywiście nie ogranicza się do nich.
  • w Polsce w niektórych dziedzinach takich jak np. prawo czy medycyna często niestety dochodzi do wynaturzeń polegających na tym, że dostęp do możliwości dalszej certyfikacji otrzymują w pierwszym rzędzie krewni i znajomi królika. Niekoniecznie jest to dobre dla rezultatu końcowego, bo potrzebne umiejętności nie są niestety przekazywane genetycznie.
  • W końcu zdarzają się też ludzie z dużymi umiejętnościami i potencjałem, którzy niestety traktują przynajmniej niektórych klientów jak prostytutka patrz post http://alexba.eu/2009-04-20/rozwoj-kariera-praca/twoj-dostawca/
W praktyce widzimy potem różne spektakularne wpadki takich ekspertów.
Nie będę tutaj teraz przytaczał słynnych ludzi, którym na początku kariery ktoś utytułowany powiedział, że się do niej nie nadają, to można znaleźć w internecie.
Zamiast tego przytoczę dwa osobiste przykłady, na pewno możecie dorzucić też własne:
  • kiedyś w latach osiemdziesiątych zdesperowany starałem się o pracę jako początkujący programista w pewnej austriackiej firmie, która wysłała mnie na specjalne testy do IBM. Testów było sporo, wykazały one moją mierną przydatność do takiego zawodu :-)
    Rok później pracowałem już jako programista-freelancer (nauczyłem się sam), dwa lata później miałem własną firemkę software, gdzie na początku wszystko tworzyłem i programowałem sam. Jeden z tych programów (dziś powiedzielibyśmy o nim bardzo zindywidualizowany system ERP) umożliwił klientowi zarobienie milionów i został zastąpiony nowocześniejszym dopiero 20 lat później!! Tyle a propos „mojej „miernej przydatności”. Co by było, gdybym wtedy przejął się tą opinią?
  • mój ojciec z powodu palenia „dorobił się” poważnych problemów z krążeniem w nogach.  Doszło do tego, że jakiś autorytet w klinice chciał mu je amputować! Ojciec, jako rogata natura powiedział „nie”, ograniczył palenie, porobił jeszcze jakieś hokus-pokus, w rezultacie kiedy kilkanaście lat potem umarł z zupełnie innego powodu, to ciągle jeszcze używał własnych nóg to zarówno do wchodzenia na 2 piętro swojego mieszkania jak i 3 mojej letniej bazy nad morzem! Jak wyglądałaby jego jakość życia gdyby posłuchał tego eksperta??
Mój wniosek na przyszłość: Bądź bardzo ostrożny w akceptowaniu wypowiedzi różnych ekspertów, zwłaszcza w dziedzinach „miękkich”. Jeżeli sam nie masz pojęcia to wysłuchaj jakiejś drugiej, a najlepiej i trzeciej opinii. Pamiętaj, że ludzie którzy naprawdę znają się na rzeczy potrafią wytłumaczyć swoje racje w możliwie zrozumiały sposób. Nie daj się onieśmielić superfachowym żargonem, często kryje się za nim niekompetencja.
Potem pomyśl co z tego ma sens dla Ciebie używając Twojego intelektu i krytycznego myślenia. I pamiętaj, że żadna z tych osób nie jest Bogiem, lecz tylko omylnym człowiekiem.
3) Trzecią i najbardziej podstępna formą takiego błędnego zachowania jest automatyczne i często prawie podświadome przejmowanie różnych opinii ludzi z otoczenia jako niemal wyroku boskiego. Niezwykle często widzę, jak ktoś wygłasza jakieś stwierdzenia i oceny nie ponieważ doszedł do nich drogą własnych eksperymentów przemyśleń i obserwacji, lecz gdyż większość ludzi z jego aktualnego środowiska tak myśli i mówi. Do tego jedynym doświadczeniem ludzi z tego środowiska jest ich własne, często produkujące takie rezultaty, że właściwie nie ma ani czego zazdrościć, ani czego naśladować. Mimo tego byliśmy często wychowywani na tak „posłusznych”, iż niepotrzebnie pozwalamy się hamować w rozwoju, albo wręcz ranić wypowiedziami ludzi, którzy często nie mają pojęcia o tym, o czym się wypowiadają. Chcecie przykładów, proszę bardzo:
  • Moi młodzi znajomi wielokrotnie opowiadali mi, jak to starsi znajomi lub rodzina masowo krytykowali ich decyzje zawodowe deprecjonując je lub wręcz udzielając innych „lepszych” rad. W kilku przypadkach które znam, działo się to w sytuacji, kiedy osoba której „radzono” miała ciekawe zajęcia i zarabiała lepiej, niż całe „konsylium” radzących razem wzięte!! Gdzie byłyby te osoby, gdyby posłuchały takich „konsultacji”?
    Jak często otoczenie i rodzina krytykują decyzje życiowe kogoś, kto prowadzi lub przynajmniej jest na drodze do o wiele ciekawszego życia niż prowadzą „radzący”? Jaką stratę w tej materii spowodowałoby dostosowanie się do tych „doradców” i przejęcie ich podejścia i postępowania?
  • Wreszcie jeden przykład z mojego osobistego doświadczenia, który niestety zdarza się w tej czy innej formie częściej niż myślimy. Miałem kiedyś relację z namiętną kobietą, z którą kochanie się było tak gorące i satysfakcjonujące, że mimo mojego nienajmłodszego już wtedy wieku i pracy zawodowej obojga z nas spędzaliśmy po kilka godzin dziennie na tym najpiękniejszym zajęciu pod słońcem. I to nie od święta, lecz codziennie. Jakie było moje zdumienie, kiedy w którymś momencie ta pani wyznała mi, że w jej dwóch poważnych i długoterminowych relacjach obaj partnerzy (niezależnie od siebie rzecz jasna!!) zarzucali jej oziębłość seksualną i wysyłali do seksuologa!!! I ona co gorsza uwierzyła że coś z nią jest nie tak i pod tym względem zamknęła się na długo!!! Takie historie też zdarzają się zwłaszcza mniej doświadczonym ludziom częściej niż się powszechnie wydaje, można by napisać na ten temat cały post.
I zapewne znowu Wy moglibyście dostarczyć wielu przykładów, do czego zresztą zapraszam w komentarzach.
Konkluzja jest taka, że w zależności od naszych przekonań religijnych powinniśmy uznawać maksymalnie jednego Boga tam na górze, a wszystkich ludzi, niezależnie od ich pozycji społecznej, tytułów i „prawa” do radzenia nam jak zwykłych śmiertelników, którzy w konkretnym przypadku mogą nie miec pojęcia, nie mieć racji, manipulować nas lub z innych powodów udzielać nam rad, któe nie są dla nas dobre.
Stąd podkreślam jeszcze raz to, co juz wielokrotnie mówiłem na tym blogu:
USE YOUR JUDGEMENT!
To dotyczy oczywiście tez wszystkiego, co czytacie tutaj :-)
W tym temacie warto jeszcze poczytać :
http://alexba.eu/2009-11-10/rozwoj-kariera-praca/autorytety-podejscie/
http://alexba.eu/2009-11-20/rozwoj-kariera-praca/autorytety-podejscie2/
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (44) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty, Zapraszam do wersji audio

Sygnały ostrzegawcze (post gościnny)

Dziś zapraszam do kolejnego postu gościnnego napisanego przez Rafała.  Ze względu na jego sytuację w pracy Rafał nie chce na razie publikować swojego nazwiska.  Na dole postu znajdziecie wersję audio, gdzie post czyta jego Autor.
Zapraszam do lektury i dyskusji w komentarzach
________________________________________________________________
Czasem zdarza się, że firma, do której trafiliśmy, lub w której chcemy pracować, nie jest najlepszym miejscem do życia i rozwoju. Jest to bowiem firma galernicza, która nas wykorzysta, wyciśnie jak cytrynę i zepchnie do lejka.
No i co z tego, może ktoś powiedzieć. Przecież to tylko praca. Oprócz niej są jeszcze przyjaciele, rodzina i znajomi. Człowiek ma też jakieś hobby, czymś się interesuje. Praca, to nie całe życie. Jednak uwierzcie, że szalenie ciężko się obronić przez czymś, co wpływa na Was przez cały dzień, co absorbuje cały Wasz wysiłek i od czego zależy Wasz byt. Zilustruję to rysunkiem:
Najpierw widzimy człowieka, z całym jego bogactwem talentów, umiejętności, marzeń, pasji i planów. Jednak firma wcale nie potrzebuje kogoś takiego. Jej wystarczają jedynie pewne kwalifikacje posiadane przez pracownika. Całą resztę pomija, albo w skrajnym przypadku, upośledza i niszczy. Im bardziej nieprzyjazna dla człowieka, sztywna i formalna jest firma, w tym ciaśniejsze pudełko próbuje nas wtłoczyć. W efekcie mamy potem bezwolnych ludzi-robotów i ludzi-zombi.
Sam osobiście kiedyś też coś takiego przeżyłem. Na całe lata ugrzęzłem w korporacji wyciskającej ze mnie życie. I co gorsza, zacząłem też chłonąć jej atmosferę. Stałem się nieprzyjemny dla swoich bliskich, oschły i bezkompromisowy. Po prostu nie dało się ze mną wytrzymać.
Teraz ciężko pracuję, aby odzyskać swoje utracone „ja”. Aby przestać być wreszcie zgorzkniałym pracownikiem korporacji. Aby znów stać się takim człowiekiem, jakim byłem kiedyś; wesołym, sympatycznym i życzliwym.
Co zatem robić, aby nie dać się stłamsić? Jak zorientować się w porę, że w danej firmie staniemy się niewolnikami albo zombie? Na szczęście istnieją pewne znaki, pewne sygnały ostrzegawcze, których nie powinniśmy zlekceważyć:

1. Stosunek przełożonych do podwładnych.

To chyba najistotniejsza kwestia. Pokaże nam jasno, czy jesteśmy dla firmy ważni, czy też będziemy traktowani jak łatwe do zastąpienia mięso armatnie. Należy zatem zwracać uwagę na:
  • Niedotrzymywanie obietnic.
    W moim przypadku, podczas rozmowy rekrutacyjnej obiecywano mi złote góry. Mówiono o miesięcznych premiach za wykonanie budżetu, o rocznych premiach za wynik, o nagrodach dla pracownika miesiąca, pracownika roku, pracownika działu. Aż się pogubiłem w tych wszystkich premiach i bonusach. A opowiadano o tym tak sugestywnie, że niemal już widziałem siebie obsypanego tą górą pieniędzy.
    W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Budżet do wykonania został tak niebotycznie wyśrubowany, że o żadnych premiach miesięcznych czy rocznych nie było w ogóle mowy, a pracownikiem działu zwykle zostawał znajomy szefa. W ciągu wszystkich lat mojej pracy dla korporacji tylko raz, i to chyba przez przypadek, dostałem jedną z tych obiecywanych mi na samym początku premii.
  • Niedocenianie starań
    Na początku byłem przekonany, że kiedy zrobię coś specjalnego, coś ponad mój standardowy zakres obowiązków, to zostanę dostrzeżony i zasłużę sobie na pochwałę, podwyżkę, a możne nawet i awans.
    Nic z tego. Firma wymaga od swoich pracowników ściśle określonych działań i absolutnie nic ponadto. Kiedy, dzięki mojemu niestandardowemu działaniu firma zaoszczędziła co najmniej kilkanaście tysięcy złotych – dostałem za to 50 zł premii. Pięćdziesiąt złotych! Myślałem, że to jakiś żart. Rozgoryczony poszedłem porozmawiać o tym ze swoim przełożonym. Na to on wyciągnął regulamin wynagradzania i zaczął mi opowiadać o jakiś punktach premiowych, które ma do dyspozycji. Tyle a tyle punktów za nie spóźnianie się pracownika do pracy, tyle a tyle za jego właściwy ubiór, tyle a tyle za coś innego. To znaczy, że za punktualne przychodzenie do pracy dostałem dokładnie tyle samo pieniędzy, co za swoje, tak korzystne dla firmy działanie. Nie muszę chyba dodawać, że od razu odechciało mi się już jakichkolwiek dalszych, niestandardowych działań. I zapewne o to chodziło.
  • Karanie zamiast nagradzania.
    Wcześniej myślałem, że kary finansowe czy dyscyplinarne są jakąś ostatecznością, którą stosuje się tylko wtedy, kiedy ktoś naprawdę da plamę.
    Jakiż byłem naiwny! Okazało się, że w mojej firmie kary są normą. Kiedy na przykład próbowałem pomóc koledze z innego działu tworząc w Excelu arkusz, który by usprawnił jego pracę – zostałem ukarany naganą za wykonywanie czynności pozasłużbowych w czasie pracy.
    Co więcej, okazało się, że ilość pieniędzy do podziału miesięcznie pomiędzy pracowników moje działu jest stała. Żeby więc dać więcej jednemu, trzeba zabrać komuś innemu. Jak to zrobić, aby premię dostał zawsze znajomy szefa? Bardzo prosto. Wystarczy, aby ilość zadań i obowiązków do wykonania przekraczała możliwości czasowe i fizyczne pracownika. Wtedy to już szef zadecyduje, w czyim przypadku przymknąć oko, a w czyim nie.

2. Spychologia.

Ciągle w pracy słyszałem: „To nie moja sprawa”, „Zwróć się z tym do kogoś innego”, „My się już tym nie zajmujemy”. I za każdym razem czułem bezsilną złość.
Tak często na przykład byłem ciekaw, jak zakończyły się sprawy, które rozpocząłem. Ale nigdy się tego nie dowiedziałem, bo na pewnym etapie przechodziły do innych działów. Na moje pytania słyszałem zawsze od szefa: „Czemu się tym interesujesz? Przecież swoje zrobiłeś. Teraz to już nie nasza sprawa”. A mnie po prostu, po ludzku, interesowały efekty zapoczątkowanych przez siebie działań. Niestety, miałem tylko robić swoje, jak jakiś robot.
Innym przykładem spychologii było zrzucanie każdego problemu technicznego na dział IT. Komputer się zawiesił? Trzeba powiadomić IT. Telefon nie działa? Powiadomić IT! A ten cały dział IT to był tylko jeden, zarobiony po uszy informatyk. Nic więc dziwnego, że biedaczek do późnej nocy nie wychodził ze swojego pokoju, a jeśli już wyszedł, to przemykał szybko pod ścianami jak jakaś przerażona mysz. Ofiara spychologii.
3. Brak szkoleń.
Jednym z bardziej widocznych sygnałów, że firma traktuje swoich pracowników jak łatwo wymienialne trybiki w korporacyjnej maszynerii, jest brak szkoleń. To jasny i czytelny sygnał, że firma nie widzi powodu, żeby inwestować w ludzi.
Zawsze mi się wydawało, że firmie powinno zależeć na posiadaniu kompetentnych pracowników. Skoro, na przykład, mamy do czynienia z obcokrajowcami, powinniśmy znać języki obce.
Próbowałem kiedyś namówić moich przełożonych na zorganizowanie kursu języka angielskiego dla pracowników. Odpowiedź była prosta: „Niech każdy się uczy samemu, we własnym zakresie. Jeśli uważasz, że znajomość tego języka jest Ci niezbędna do pracy, to dziwi mnie, że jeszcze go do tej pory nie opanowałeś. Będę musiał wsiąść to pod uwagę podczas wypełniania Twojej oceny rocznej.”
4. Destrukcyjny formalizm.
Sympatyczna, luźna atmosfera w pracy może zrekompensować wiele braków firmy. Kiedy ludzie się do siebie uśmiechają, żartują, wspólnie po pracy idą na piwo albo zapraszają się na grilla, to w pracy panują między nimi koleżeńskie stosunki i wzajemnie się wspierają. Zupełnie inaczej jest w sztywnej, sformalizowanej strukturze, gdzie ludzie rozmawiają ze sobą jedynie na tematy zawodowe, a i tak odzywają się do siebie tylko wtedy, kiedy muszą.
Pracowałem kiedyś, na szczęście tylko przez dwa dni, w firmie w której ludzie w ogóle się do siebie nie odzywali. Siedzieli tylko przed swoimi komputerami i klikali na potęgę. Okazało się, że mają tam zainstalowany jakiś program zarządzający ich pracą. Na przykład po każdej rozmowie telefonicznej musieli sporządzać z niej notatkę służbową. Nie mogli też po prostu zwrócić się do siedzącego obok kolegi i przekazać mu czegoś ustnie, bo nie byłoby wtedy śladu w systemie, pisali więc do siebie całe elaboraty, choć siedzieli w odległości pół metra.
Co gorsza, ten system tak spowalniał pracę komputera, że kiedy musiałem coś zaprojektować w programie graficznym, to go po prostu wyłączałem. A potem okazywało się, że mój średni czas odpowiedzi na maile od prezesa, to cztery godziny :-)
5. Dziwne oszczędności.
Nawet najlepsza płaca, świetna atmosfera w pracy i super-szef na nic, gdy firma przeżywa kłopoty finansowe. Bo to znaczy, że wkrótce zaczną się obniżki wynagrodzeń, redukcje etatów, szef zacznie na wszystkich warczeć, zespół się rozpadnie, a atmosfera w pracy siądzie na dobre.
W dwóch firmach, w których pracowałem, a które zaczęły przeżywać problemy finansowe, wystąpiło to samo zjawisko. Mianowicie, mimo pojawiających się kłopotów z płynnością, projekty pochłaniające grube miliony szły pełną parą, natomiast zaczęto strasznie oszczędzać na drobiazgach, typu spinacze do papieru.
Autentycznie! Zaczęto nam je reglamentować. Każdemu miesięcznie wydawano jedną paczkę spinaczy. Jaki był sens tych oszczędności? Do dzisiaj nie wiem. Jednak wkrótce potem zaczęły się zwolnienia grupowe.
Kiedy zatem w pomieszczeniu dla personelu zacznie nagle brakować cukru, herbata Lipton przemieni się w Sagę, a papier toaletowy zrobi szary i drapiący w pupę – to pewny znak nadchodzących kłopotów :-)
To tyle moich doświadczeń, którymi mogę się z Wami podzielić. Wszystkie, opisane powyżej sygnały ostrzegawcze widziałem i boleśnie, na własnej skórze, przekonałem się do czego prowadzi ich lekceważenie. Stąd moja prośba. Jeśli znacie jakieś inne znaki czy symptomy, opiszcie je, proszę. Stwórzmy razem katalog sygnałów ostrzegawczych, aby przynajmniej czytelnicy tego bloga nie dali się już nabierać na piękne słówka i aby potrafili wybierać mądrze.
W końcu praca to przecież niemal nasz drugi dom. Warto zatem zadbać, aby czuć się w niej, jak w domu..
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową postu czytaną przez Rafała (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
____________________________________________________

O mnie:

Mam 40 lat, żonę i dwójkę dzieci.
Zawodowo utknąłem w ślepym zaułku i chciałbym jak najszybciej zapomnieć o pracy, którą od sześciu lat wykonuję. Moim marzeniem jest zarabiać na życie pisaniem.
Rafał

Od Alexa: Personalia Rafała są mi oczywiście znane, niemniej ze względu na jego szczególną sytuację i popularność tego blogu postanowiliśmy i ten post opublikować tylko pod jego imieniem. Jestem przekonany, że w przyszłości nie będzie już takiej konieczności :-)

Komentarze (76) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Refleksje o poprzednim poście

Po bardzo rozbudowanej dyskusji pod moim ostatnim postem mam parę przemyśleń, którymi chętnie się z Wami podzielę.
Tamten tekst w założeniu pomyślany był jako szczere i bezpośrednie przesłanie od mężczyzny do mężczyzn. W nim w miarę prosto starałem się po pierwsze przedstawić bardzo istotny problem, z którego my faceci często nie zdajemy sobie sprawy, a którego istnienie znacząco zubaża nasze życie, a po drugie pokazać skuteczny sposób jego rozwiązania.
Ten problem ma dwa duże progi, które trzeba przeskoczyć aby sobie z nim poradzić.
Po pierwsze trzeba sobie go w ogóle uświadomić i tutaj mamy dość spory kłopot. Jak uświadomić sobie brak czegoś, czego istnienia często nie podejrzewamy, a jego przejawy u innych ludzi po prostu deprecjonujemy?
Jako ciekawostkę powiem Wam, że ktoś wrzucił ten post na Wykop (dziękuję :-)), gdzie internauci mogli głosować czy uważali dany tekst za ważny lub nie.
W statystykach serwera widzę, że prawie 500 osób z tamtego serwisu odwiedziło naszą dyskusję. Z tego 5 (pięć) osób uznało post za wartościowy, co daje dumny 1% :-)
Nie mam dokładnych danych demograficznych Wykopu, ale jakoś od początku jego istnienia odnoszę wrażenie, że wśród użytkowników przeważają mężczyźni.
A to by jeszcze raz potwierdzało, że z tym zagadnieniem jest wśród nas facetów naprawdę kiepsko. Z mojego punktu widzenia ekstremalnym było kiedy jeden z czytelników Wykopu stwierdził, że tekst się nie nadaje, a inny skomentował (cytuję dosłownie):
„raczej baby mają emocjonalność rozjechaną niczym niespodziewane akcje w telenowelach, gdyby nie były napędzane zmianami biegunów swoich nastrojów świat byłby przej%$anie piękny „
Dla mnie jest to sygnał, że nieświadomość problemu jest naprawdę bardzo rozpowszechniona, a szkoda.
Ciekawą rzeczą był wspomniany kiedyś przeze mnie „drugi obieg blogu”, gdzie wiele osób nie udzielając się w komentarzach pisało, sms-owało lub dzwoniło do mnie aby podyskutować o tym zagadnieniu. Bardzo budujące były wiadomości, że niewiele ode mnie młodsi rodzice czytali ten post razem z dorastającymi dziećmi i dyskutowali go. Generalnie odzew na tym kanale był pozytywny, choć jedna osoba zaleciła mi udanie się do psychoanalityka (??) a inna anonimowo napisała (cytuję dosłownie):
„muszę sie przyznć , że jako kobieta czuję się jako wstretna ropucha, jestem tak intelektualnie maluczka, że nie wystarczy pocałunek specjalnego mężczyzny żebym poczuła się jak dowartościowana kobieta bo do tej pory czułam się kobietą w 100 % a teraz nie dorastam kostek prawdziwej księżniczki i nie zyczę sobie pocałunku prawdziwego mężczvzyzny, boję się jego rozczarowania bo po pocałunku zostanę tą wstretna ropuchą „
cokolwiek to ma oznaczać :-)
W dyskusji na blogu zaskoczyło mnie jak mało w sumie rozmawialiśmy tutaj na właściwy temat tego postu. Spodziewałem się wymiany doświadczeń, pytań i refleksji, głównie ze strony Panów, zamiast tego wiele było dyskusji na temat mojego podejścia do życia, kwestii małżeństwa czy posiadania dzieci. Niektórzy „analizowali mnie” czytając pomiędzy linijkami, co mnie dziwi, bo na moim monitorze po ostatnim czyszczeniu widać tam tylko białe tło :-)
Co ciekawsze, te 5 Postulatów Alexa, o które najczęściej kruszyliśmy przysłowiowe kopie znajdowało się nie w głównej części postu, lecz w moich komentarzach zawierających odpowiedzi na potencjalne pytania Czytelników i przedstawiający mój osobisty punkt widzenia na kilka aspektów. Ten punkt można było przyjąć lub odrzucić bez specjalnej szkody dla zrozumienia podstawowego problemu poruszonego w poście co tylko niewielu z Was zrobiło. Może uświadomienie sobie tego faktu też będzie cenną nauką?
Drugim istotnym progiem do przeskoczenia jest fakt, że opisany w poście problem jest czysto praktycznej natury i konkretnie jest związany z naszymi doznaniami. To znaczy, że aby pokonać to upośledzenie emocjonalne musimy rozszerzyć nasze przeżywanie a nie  samą wiedzę o nim co byłoby bardzo proste. Inaczej będziemy mogli pewne rzeczy ładnie nazwać i być może będzie nam się wydawało, że już wiemy o co chodzi ciągle pozostając tymi kalekami o których mówiłem w poście. Skąd ja to wiem? Też próbowałem tej drogi :-) To trochę przypomina sytuację wielu absolwentów wyższej uczelni lądujących po studiach w porządnej firmie – niby wiedzą, a trzeba ich uczyć wszystkiego od początku.
Dlatego też nie bawiłem się w teoretyczne rozważania, nie poleciłem też żadnej literatury. Część z Was wie, że jestem dość oczytanym człowiekiem i jeśli coś takiego robię (a w tym wypadku nie robię :-)) do tego w poście, który nosiłem ze sobą miesiącami, to nie jest to ani przypadek, ani przeoczenie. Zawsze zachęcam do czytania, ale tutaj akurat żadna książka Wam nie pomoże!! Pomoże Wam tylko to, co opisałem w poście – głęboka relacja miłosna z „księżniczką”, którą będzie kobieta o wymienionych przez mnie cechach. To jest mocno powiedziane, ale jeśli mam się z Wami uczciwie dzielić moim doświadczeniem to innej drogi nie ma.
Wracając do edukacji emocjonalnej, ktoś co prawda mógłby jeszcze polemizować, że miłość do własnego dziecka też mogłaby być takim rozwijającym doświadczeniem. To prawda, niemniej brakowałoby wtedy zarówno tego elementu partnerskiego jak i seksualnego, a to jest wtedy całkiem inna sprawa.
Na zakończenie życzę wszystkim Czytelnikom postępów w zgłębianiu tego fascynującego świata uczuć, a Czytelniczki proszę, abyście przynajmniej w poważniejszych relacjach były wobec nas bardziej wymagające w tym względzie. To może stworzyć pozytywną presję do zmian z których skorzystamy wszyscy.
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Komentarze (97) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Czego możemy nauczyć się z bajek cz.2

Pamiętacie post „Czego możemy nauczyć się z bajek cz.1” napisany ponad rok temu?
Wtedy w oparciu o bajkę o śpiącej królewnie postawiłem tezę, że większość kobiet potrzebuje „pocałunku” tego specjalnego mężczyzny, aby obudzić w sobie pełną kobiecość. Jeśli nie zapoznaliście się z nim, to polecam uważną lekturę zarówno głównego tekstu, jak i całej obszernej dyskusji pod nim.

Dziś zajmiemy się druga stroną medalu, a mianowicie mężczyznami.
Na pewno słyszeliście lub czytaliście bajkę o księciu zamienionym w żabę. Jedyną szansą tej nieszczęsnej istoty było spotkanie prawdziwej księżniczki, która pocałunkiem ponownie przemieni ropuchę w księcia.
Co to ma wspólnego z rzeczywistością?
Niestety bardzo wiele, ale do dalszego czytania zapraszam tylko tych Czytelników, którzy nie boją się być skonfrontowani z nieprzyjemnymi faktami. Panie mogą sobie oczywiście poczytać do woli, bo tym razem to nie o Was :-)
Większość z nas, facetów przychodzi na świat wyposażona w zalążki wszystkiego tego, co jest niezbędne, aby prowadzić spełnione i wszechstronne życie jako pełnowartościowa istota ludzka.  Niestety wkrótce po tym, poprzez wbijanie wzorców zachowań  i oczekiwań społecznych amputuje się nam bardzo wiele rzeczy potrzebnych w tej emocjonalnej stronie naszej egzystencji.
W rezultacie, po tym procesie „wychowawczym” większość mężczyzn staje się prawdziwymi kalekami w następujących dziedzinach:

  1. Skala emocji i subtelności ich odczuwania. Tutaj bardzo często stajemy się niezwykle „uproszczeni” i w kwestiach emocjonalnych zamiast odczuwać świat jak ta wielobarwna kolorowa fotografia:
    Mozliwy świat uczuć
    odbieramy tylko niewiele odcieni szarości:

    Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo zubaża to nasze własne życie i to niezależnie od tego, ile kasy, samochodów, mebli i innego śmiecia mamy do dyspozycji.
  2. Umiejętność wyrażania różnych subtelności naszych emocji i rozumienia przekazów dotyczących emocji innych. To już jest prawdziwa katastrofa!!! W tym zakresie umiejętności większość z nas Panowie jest na poziomie obcokrajowca z innej kultury, zaczynającego uczyć się języka polskiego!!  W naszym obrazkowym przykładzie wyglądałoby to tak:

    To, że mam znacznie więcej przyjaciół kobiet, wynika właśnie z tego, że z bardzo wieloma nawet ciekawymi i sympatycznymi mężczyznami na pewne tematy nie bardzo da się porozmawiać!! To tak, jakby rozmawiać o muzyce z kimś, kto nigdy w życiu nie słyszał, a do tego ma braki w słownictwie!!

Najgorsze jest to, że będąc takim facetem przeważnie nie zdajemy sobie do końca sprawy z naszego  emocjonalnego upośledzenia i zgodnie z oczekiwaniami społecznymi uganiamy się za różnymi trofeami, zamiast zacząć od tego, co jest naprawdę ważne.
Jaki jest ratunek w tej pożałowania godnej sytuacji?
Tutaj, tak jak mówi bajka, potrzebna jest prawdziwa księżniczka, która weźmie na siebie trud pocałowania tej żaby, którą jesteśmy.
I podobnie jak w bajce o śpiącej królewnie, nie chodzi tutaj o byle jaką kobietę, która tylko na przykład:

  • będzie do Twojej dyspozycji jako obiekt seksualny
  • będzie Ci prała rzeczy, gotowała i sprzątała mieszkanie
  • będzie Cię potrzebowała jako dostawcy pieniędzy, prestiżu, spermy do spłodzenia dzieci czy różnych błyskotek do obwieszania się

Tutaj potrzebujesz prawdziwej księżniczki, czyli kobiety która:

  • będzie miała wielkie serce
  • tym sercem będzie prawdziwie Cię kochać i to mimo Twojego kalectwa emocjonalnego
  • okaże Ci się w całej swojej wrażliwości, nawet jeśli od czasu do czasu zranisz ją poprzez swoją  emocjonalną niezręczność
  • będzie kobietą, która w miarę dobrze czuje się w swoim ciele i duszy
  • i w końcu będzie kobietą, którą Ty też obdarzysz mocnym uczuciem, które w Twojej (ograniczonej) skali doznań nazwiesz miłością

Oczywiście „pocałunek” takiej księżniczki to nie jest chwila, lecz w zależności od ciężkości „przypadku” wymagać może nawet kilku lat, aby rozwinąć swoje działanie! Poddaj się temu!!

Rezultat może w ogromnym stopniu zmienić Twoje życie na lepsze i katapultować Cię w zupełnie nowy, bogatszy świat. Nawet jeśli ta relacja z „księżniczką” się zakończy (co długoterminowo się zdarza), to nie tylko Ty osobiście będziesz przeżywał życie pełniej, ale też jako rzadkość wśród facetów staniesz się prawdziwą „purpurową krową”, bardzo atrakcyjną dla wielu interesujących kobiet.

Mogę sobie teraz wyobrazić, że Ci z Was, którzy doczytali do tego momentu  zadają sobie ważne pytania, na które warto od razu odpowiedzieć.

Pierwsze: „Alex, ty na tym blogu zalecasz, aby wejść w intensywną miłosną relację?? Przy Twoim umiłowaniu do wolności, które podkreślasz na każdym kroku?? Co z lejkiem??”

Odpowiedź jest prosta :-)
Nawet w relacji z tą księżniczką zalecam aby:

  • nie formalizować związku
  • nie budować wspólnego domu lub kupować mieszkania, zwłaszcza na kredyt
  • nie brać wspólnych kredytów w ogóle
  • nie pozwolić aby któryś z partnerów stał się finansowo zależny od drugiego
  • bardzo ostrożnie i sceptycznie podchodzić do kwestii płodzenia wspólnych dzieci

Jeżeli mówimy o miłości w znaczeniu, które mam na myśli, to zastosowanie tych 5 punktów nie będzie dla żadnego z partnerów specjalnym problemem.

Druga myśl, która zapewne powstała w głowach niektórych z Was, to: „Alex, wyrażasz się bardzo kategorycznie, wręcz deprecjonująco o wielu mężczyznach!! Co daje Ci prawo do takiego wypowiadania się?”

Koniecznie trzeba podkreślić, że nie jest moją intencją deprecjonowanie lub obrażanie kogokolwiek. Wiecie, że bardzo szanuję Was, moich Czytelników i właśnie dlatego dla tych, którzy mimo ostrzeżeń na początku zdecydowali się czytać dalej serwuję całą prawdę bez ogródek i upiększeń. Tylko spojrzenie prawdzie w oczy i zaakceptowanie faktu, że mamy problem, jest początkiem do znalezienia trwałego i kompleksowego rozwiązania, a tego Wam wszystkim życzę.
Aby odpowiedzieć na pytanie, co daje mi prawo do wypowiadania się w ten sposób, muszę odsłonić więcej z mojej osobistej historii niż lubię robić to publicznie, ale co tam!! Jak już tak piszę to jestem Wam to winien!
Do około 35 roku życia sam byłem modelowym przypadkiem takiego emocjonalnego kaleki, o którym piszę w tym poście. Byłem dość inteligentnym i pełnym energii człowiekiem, który jak samuraj szedł przez życie i mieczem tej inteligencji wyrąbywał sobie drogę mimo wielu przeciwności losu. Prawie cały czas miałem jakieś,  co prawda nawet długoterminowe, ale z dzisiejszego punktu widzenia jednak dość powierzchowne relacje z kobietami, z którymi miałem sporo dobrego seksu, trochę rozrywki tzw. „normalne życie” i niewiele poza tym.
Wtedy miałem szczęście poznać i pokochać kobietę o cechach jakie wymieniłem powyżej, której w kilkuletniej pracy nade mną towarzyszyła wtedy jej 10-letnia córka :-)
To był mój „pocałunek księżniczki”, który ogromnie rozszerzył moje postrzeganie, przeżywanie i komunikację.  Nawet jeżeli ostatecznie rozstaliśmy się (po przyjacielsku), nawet jeśli, jak kiedyś podliczyłem, bez tego związku i związanych z nim komplikacji, będąc w stanie skorzystać z różnych sposobności, miałbym około 10 razy więcej w kwestiach materialnych, to zdecydowanie warto było. Różnica „przed” i „po” jest ogromna i każdemu z Was życzę takiego skoku. To, co napisałem w żadnym wypadku nie oznacza, że jestem pod tym względem „gotowym” człowiekiem, który nie potrzebuje dalszej edukacji emocjonalnej, ale na szczęście działa zarówno Zasada Pareto, jak i niemieckie powiedzenie „Wśród ślepców jednooki jest królem” :-)

Trzecia myśl to zapewne: „Czy takie zajmowanie się kwestiami uczuć i emocji nie osłabi mojej męskości?”
Spokojnie!! Mówimy o dodawaniu nowych umiejętności, a nie o zastępowaniu czegokolwiek!
Ja sam jestem dość wrażliwym człowiekiem,  wzruszam się łatwo, ba nawet czasem łzy lecą mi na filmach. To nie zmniejsza ilości testosteronu krążącego w moim krwiobiegu! Nie przeszkadza mi to też  być np. lubieżnym samcem kiedy trzeba, albo bardzo agresywnym samcem kiedy widzę taką konieczność. Nie mówiąc już o mojej bardzo rozwiniętej terytorialności :-) Chodzi o to, aby jako mężczyzna móc operować pełna gamą możliwości, a nie tylko jej częścią.

Tyle tego zapewne dość kontrowersyjnego postu. Jak zwykle odzwierciedla on moje subiektywne doświadczenia i obserwacje, niemniej wierzę, że może on być użytecznym dla sporej grupy Czytelników. Osobiście uważam go za jeden z najważniejszych tekstów, które napisałem na tym blogu. Chcecie mi zrobić przysługę to zadbajcie proszę, aby jak najwięcej ludzi mogło się z nim zapoznać. Wszystkich Was, niezależnie od płci i poglądów, zapraszam tez do dyskusji w komentarzach.

Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (114) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Firmy i minifirmy, Zapraszam do wersji audio

Jak załatwiać reklamację – analiza cz.2

Zgodnie z Waszym życzeniem zamieszam teraz krótką analizę odpowiedzi sklepu Befsztyk.pl wraz z komentarzem dlaczego uważam ją za bardzo dobrą.
Zacznijmy od początku:
“Dzień dobry Panu,”
To jest jasne :-)
„Przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi, ale wczoraj nie pracowaliśmy”
Ja akurat nie potrzebowałem żadnych przeprosin, bo wiedziałem że było Święto Niepodległości.
Ktoś inny mógłby się doczepić twierdząc „Jak to, zamówienia przyjmujecie cały czas, a reklamacje nie?”
Dlatego ja w tym konkretnym przypadku darowałbym sobie całe to zdanie, ale użycie go nie klasyfikuję jako błąd

„Dziękujemy za maila, słowa uznania dla naszego sklepu oraz uwagi.”
Bardzo dobre posunięcie!! Na samym początku koncentrujemy się na tym, co nas łączy a nie co nas dzieli. Do tego mówimy klientowi, że jego uwagi są dla nas ważne i dziękujemy mu. Klient czuje się potraktowany serio, co w sumie daje lepsza atmosferę do dalszej rozmowy

„Rzeczywiście, jeśli otrzymał Pan od nas steki tak krzywo ukrojone, to jest
to niedopuszczalne
.
”
Taktycznie bardzo dobre pociągnięcie, w praktyce zrobione nie do końca optymalnie. Od razu mówimy klientowi, że nie będziemy z nim polemizować w kwestii czy uznać reklamacje czy też nie. To jest bardzo dobre, bo natychmiast zmniejsza napięcie i poziom agresji u większości klientów. Użycie mocnego słowa „niedopuszczalne” jest bardzo dobre, bo pokazujemy klientowi, że w tej kwestii myślimy tak samo jak on, a dodatkowo sugerujemy, że coś takiego nie przydarza nam się często.
Jedyna słabość tego zdania to forma „ jeśli otrzymał Pan od nas steki tak krzywo ukrojone” bo niektórzy klienci mogliby to odebrać jako powątpiewanie z naszej strony, czy taki fakt miał miejsce i wdać się w niepotrzebną dyskusję. Ja osobiście napisałbym: „Rzeczywiście sprzedanie Panu tak krzywo ukrojonych steków jest niedopuszczalne”, albo „Tak krzywe ukrojenie steków, jak tych sprzedanych Panu jest oczywiście niedopuszczalne”. Efekt ten sam a unikamy tego wspomnianego powyżej niebezpieczeństwa.

„Zazwyczaj przykładamy dużą wagę do tego aby były one krojone równo i o grubości ok. 2 cm, chyba że Klient życzy sobie inaczej.”

To jest dobre, bo pokazujemy klientowi, że na ten czynnik, który jest dla niego ważny (grubość steku) też zwracamy dużą uwagę. W ten sposób dodatkowo pokazujemy, że rozumiemy jego potrzeby i nawet mamy na to standardową procedurę. Używając zwrotu „chyba że Klient życzy sobie inaczej.” pokazujemy, że zawsze jesteśmy otwarci na jego indywidualne potrzeby, co dodatkowo poprawia atmosferę rozmowy.
„Jeśli zakupy z nierówno pokrojonymi stekami robił Pan w środę to mogło się tak zdarzyć na skutek dość silnego oblężenia naszego sklepu przez Klientów. Krojenie steków należy do zadań naszych rzeźników, ale w środę mogło się zdarzyć tak, że z pośpiechu zostały one Panu pokrojone przez którąś z naszych ekspedientek.”
To jest niezłe wyjaśnienie jak mogło do tego dojść, że otrzymałem towar, z którego nie byłem zadowolony. Zwróćcie uwagę, że nie ma tutaj żadnych usprawiedliwień lub zaprzeczania lecz jedynie neutralnie przedstawiony jest najbardziej prawdopodobny scenariusz jak do tego doszło. Tak jest dobrze.

„Po przeczytaniu Pana maila zwróciłem uwagę
pracownikom, aby coś takiego się już nie powtórzyło i aby krojenie steków
było zawsze przekazywane chłopakom.
”
Bardzo dobre! Sygnalizuje natychmiastowe podjęcie akcji, aby przypadek klienta już się nie powtórzył. Dodatkowo dowartościowuje klienta (bo potraktowaliśmy jego sprawę bardzo serio) i pozytywnie wpływa na atmosferę dalszej rozmowy. Użycie określenia „chłopakom” sugeruje małą rodzinna firmę, gdzie każdy klient jest traktowany jak człowiek, a nie jak numer. Doskonale!

„Stąd mam nadzieję, że więcej Pana w tak
przykry sposób nie zaskoczymy.
”

Dobry pomysł, gorsze wykonanie :-)
Nadzieja w biznesie jest słabym substytutem właściwego planowania i wykonania, dlatego lepiej tego słowa w sytuacjach biznesowych nie używać. Użycie słów „w tak przykry sposób nie zaskoczymy.” wyciąga znowu przykrość klienta „na tapetę”, o której to on mógł już w międzyczasie zapomnieć.
Ja bym napisał np. „ W ten sposób zapewnimy, że w przyszłości będzie Pan otrzymywał steki przycięte zgodnie z Pana życzeniem”
Widzicie różnicę?
Końcówka znów jest bardzo dobra:
„Jeszcze raz dziękujemy za maila i życzliwość z niego płynącą. Chcielibyśmy
się Panu jakoś zrewanżować, dlatego proszę o maila przed Pana następnymi
zakupami z informacją kiedy Pan będzie. Ukroimy Panu gratisowego steka z
naszej najlepszej wołowiny:)
Z wyrazami szacunku,
Łukasz Prokopowicz
Befsztyk.pl
”
”

Podziękowania brzmią szczerze i adekwatnie, klientowi proponuje się też jakąś formę rekompensaty za niedogodności.
Ja, ze względu na chęć opublikowania całej sprawy na blogu nie mogłem tej oferty przyjąć, ale sam gest był miły.

Tyle krótkiej analizy, może komuś się przyda :-)
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania lub uwagi to jak zwykle zapraszam do komentarzy

Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (16) →
Alex W. Barszczewski, 2010-11-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 2 of 2«12
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025