Pamiętacie mój post o niestabilności emocjonalnej? Mam nadzieję, że w międzyczasie wbudowaliście sobie odpowiednie „czujniki” rozpoznające taką niestabilność u potencjalnych kandydatów/kandydatki na bliższe znajomości. Wczesna eliminacja takich osób z naszego życia jest bardzo istotnym warunkiem jeśli chcemy żyć naprawdę dobrze, zwłaszcza w sensie emocjonalnym.
Dziś przyjrzyjmy się innej zasadzie, którą podłapałem podczas moich bytności w USA i której stosowanie przyczyniło się bardzo do podniesienia jakości mojego życia. Musze przy tym przyznać, że dopiero ostatnio zacząłem korzystać z niej z pełną konsekwencją, co skokowo poprawiło mi nastrój i codzienne przeżycia :-)
„Hassle” jest takim ciekawym słowem, które w zwięzły sposób opisuje:
- (najczęściej niepotrzebne) kłopoty, problemy, nieprzyjemności, zakłócenia, niewygody
- starcia i sprzeczki
- nieprzyjemne, (najczęściej dodatkowe i niekonieczne) czynności lub działania, które należy wykonać w celu osiągnięcia czegoś
- coś, co nam dokucza lub nas zamęcza
Zasada „no hassle in my castle” oznacza eliminację z naszego życia osób, które są permanentnym źródłem jednego z powyższych zjawisk. Kropka. Jaka ulga ! Ile miejsca dla nowych, fajniejszych relacji!! :-)
Zwróćcie uwagę na słowo „permanentny”, bo powyższe zdania nie oznaczają „wywalania” z naszej rzeczywistości ludzi, którym zdarzyło się jedno drobne potknięcie :-)
Z drugiej strony wielu z nas (w tym i ja do stosunkowo niedawna) grzeszy nadmierną tolerancją takich zachowań, w imię tak naprawdę nie wiadomo czego. Pozwalamy innym na nieproszoną krytykę, zrzędzenie, czepianie się, stawianie różnych dziwnych warunków, domaganie się zbędnych w gruncie rzeczy aktywności, bezsensowne utrudnianie wspólnych przedsięwzięć, rozwalanie wspólnych planów itp.
Z tym należy skończyć bo:
- czas naszego życia na tej planecie jest ograniczony, a na dodatek niezależnie od wieku nie wiemy ile dni ma jeszcze każdy z nas. Nie pozwólmy innym na ich marnowanie!
- ponad 6 miliardów ludzi na ziemi daje wystarczająco duży wybór, nie jesteśmy skazani za zadawanie się z tymi, co wnoszą nam „hassle into our castle” :-)
Jakość mojego życia, po eliminacji osób niestabilnych emocjonalnie oraz konsekwentnym zastosowaniu zasady opisanej w dzisiejszym poście podniosła się skokowo na dość rekordowe poziomy. Co ciekawsze nie były do tego potrzebne ani dodatkowe pieniądze, ani inne zasoby!!
Pięknie, nieprawdaż?
Możecie z tego wyciągnąć coś dla siebie?
Twój post tak się zetknął w czasie z moimi postanowieniami. Właśnie od niedawna postanowiłem być bardziej asertywnym i odmawiam im, gdy wiem, że po raz kolejny będę tego żałował i zmarnuję czas.
Może zabrzmi moja wypowiedź niegrzecznie, ale to nie jest żadne odkrycie Ameryki. Przecież to chyba oczywiste zachowanie, że się tak robi. Czyżby Amerykanie nadali temu jakiś nazwę i to lansują? :D
Witam,
Taka eleminacja moze i jest fajna ale chyba od razu musimy miec z czego wybierac i kogo eleminowac. Jak sie ma ~20 znajomych i wyeleminuje sie 15 to raczej bedzie smutno. Wiec chyba najpierw rozwijanie swojej osobowosci, powiekszenie liczby kontaktow oraz rozwijanie zdolnosci komunikacyjnych a tylko wtedy no hassle in my castle.
Antek
Cytuję artykuł: „Pozwalamy innym na nieproszoną krytykę, zrzędzenie, czepianie się, stawianie różnych dziwnych warunków, domaganie się zbędnych w gruncie rzeczy aktywności, bezsensowne utrudnianie wspólnych przedsięwzięć, rozwalanie wspólnych planów itp.”
Czy na blogu jest coś na temat, jak sobie radzić z takimi osobami, JEŚLI NIE MOŻNA SIĘ OD NICH ODCIĄĆ (np. jedna praca (tymczasowo jesteśmy skazani na ich obecność) czy też np. koszykówka „po godzinach” gdzie raczej nie chcemy rezygnować z dobrej gry, ale znalazła się „czarna owca”.
A jeśli nie ma, może poruszysz właśnie ten temat?
Cześć wszystkim!
Antek:
Rady Aleksa (przynajmniej te, które sam zastosowałem) mają to do siebie, że bywają radykalne. Radykalnie przynoszą chwilową niewygodę, by w końcowych rozrachunku pozwolić nam wyjść na dużym plusie. Szybka poprawa jest możliwa tylko przy szybkiej reakcji. Opieram się tutaj tylko na moich własnych doświadczeniach ze stosowania sugestii Aleksa i już wiem, że warto się przełamać i darować sobie „a co jeśli…”.
Paweł Kuriata:
Tutaj znajduje się parę linków do tekstów na blogu, które mogą pomóc:
http://alexba.eu/2006-03-20/zmiana-ludzie-zachowania/jak-na-trwale-zmieniac-ludzi-cz1/
http://alexba.eu/2006-06-27/rozwoj-kariera-praca/trudne-sytuacje-z-drugim-czlowiekiem-cz3/
http://alexba.eu/2006-07-01/rozwoj-kariera-praca/trudne-sytuacje-z-drugim-czlowiekiem-cz-4/
http://alexba.eu/2006-04-18/zmiana-ludzie-zachowania/jak-trwale-zmieniac-ludzi-cz6/
Mimo wszystko podpinam się pod pytanie i mam nadzieję na rozwinięcie tematu radzenia sobie z nieznośnymi współpracownikami w sposób „Aleksowo-radykalny” ;)
Alex, napisałeś:
Na Twojej liście możliwych „hassle” jest m.in.: „ (najczęściej dodatkowe i niekonieczne) czynności lub działania, które należy wykonać w celu osiągnięcia czegoś”
A dalej piszesz: „Zasada „no hassle in my castle” oznacza eliminację z naszego życia osób, które są permanentnym źródłem jednego z powyższych zjawisk.”
Gdy połączyłam te dwa fragmenty,wyszło mi, co następuje: Eliminować ludzi, którzy (permanentnie) powodują podejmowania dodatkowych działań i czynności, które należy wykonać w celu osiągnięcia czegoś…
Nie rozumiem tego. Czy możesz mi to wyjaśnić albo podać przykład jako ilustrację?
Obecność (niezależnie od tego czy czasowa czy stała) drugiej osoby wiąże się z dodatkowymi, niekoniecznymi działaniami czy aktywnościami (jak choćby seks, wspólne wyjście do kina, zrobienie jednej kawy więcej etc).
Reszta pozycji z listy jest dla mnie jasna i czytelna.
Pozdrawiam,
Ewa
Godlark
Odmawianie wypadkach marnowania naszego czasu jest dość logicznym działaniem, który pozwoli nam na lepsze wykorzystanie tego ostatniego. Cały post idzie jednak znacznie dalej :-)
Konrad
Chyba żaden z moich postów na tym blogu nie jest odkryciem Ameryki :-)
A mimo tego bardzo wielu ludzi czyta z zainteresowaniem nasze dyskusje i jak wynika z wypowiedzi tutaj, czy w prywatnych rozmowach, wielu z dobrymi wynikami wykorzystuje je w życiu.
Jeśli dla Ciebie jest to oczywistym zachowaniem, które konsekwentnie stosujesz to moje gratulacje. Dla wielu ludzi nie jest i zapamiętanie choćby tytułu aktualnego tekstu może im pomóc w przypomnieniu sobie w różnych sytuacjach.
Antek
Piszesz: „Jak sie ma ~20 znajomych i wyeleminuje sie 15 to raczej bedzie smutno. Wiec chyba najpierw rozwijanie swojej osobowosci, powiekszenie liczby kontaktow oraz rozwijanie zdolnosci komunikacyjnych a tylko wtedy no hassle in my castle. „
Ja bym zrobił odwrotnie. Najpierw pozbył się balastu tych 15 „hassle makers” aby zrobić miejsce dla nowych ciekawych osób. I to or razu :-)
Paweł Kuriata
Zdajesz sobie sprawę, że Twoje „…JEŚLI NIE MOŻNA SIĘ OD NICH ODCIĄĆ ..” jest bardzo względne. W obydwu opisanych przez Ciebie przypadkach nie jest to „niemożność”, lecz bardziej decyzja wynikająca z Twoich chwilowych priorytetów (do czego masz pełne prawo)
Maksymilian Bartuś
Radykalność moich rad opisywanych na blogu jest rzeczą względną :-)
Przemyślenia typu „a co jeśli..” warto też uwzględniać, bo chcemy przecież podejmować wyedukowane decyzje, a nie rzucać się na coś na ślepo. Nie powinny być to tylko nasze jedyne przemyślenia :-)
Wracając do Twojego końcowego pytania, to krótkoterminowo znalazłeś już odpowiedzi na blogu, długoterminowo zalecam „no hassle in my castle” :-)
Ewa W
Dziękuje za zwrócenie uwagi na nieprecyzyjność mojej wypowiedzi :-)
Jeżeli dodam tam jedno słowo „nieprzyjemne” to wszystko będzie jasne (co zaraz zrobię w tekście)
Wtedy będzie to „nieprzyjemne, (najczęściej dodatkowe i niekonieczne) czynności lub działania, które należy wykonać w celu osiągnięcia czegoś”
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex,
dziękuję za to doprecyzowanie. Teraz jest to dla mnie w pełni jasne.
Pozdrawiam, Ewa
Wszystko pięknie, ale nie każdy ma taki komfort, jak Ty. Czyli praktycznie brak zobowiązań. Wolność, zabezpieczoną przyszłość. Chyba wiele osób tkwi w różnych układach: coś kiedyś dostali, coś muszą oddać. Wykręcić się z takiej relacji będzie im trudno. Czasem też nie jest to kulturowo akceptowane: co np. ze starymi schorowanymi rodzicami, teściami, czy nawet dziećmi? Często są to źródła „permanentnych uciążliwości”, od których nie sposób przecież uciec.
Nie podoba mi się też słowo-bezpiecznik „permanentny”, bo ludzie mają próg cierpliwości i wytrzymałości na różnym poziomie i to, co dla nich w danej chwili jest permanentne i przytłaczające, później mogłoby się okazać tylko chwilową uciążliwością.
Kolejna sprawa, to to, że ucieczka to też moim zdaniem słabe rozwiązanie. Owszem, łatwe i proste i zapewniające maksimum korzyści, ale w kontekście tego, co napisałem wcześniej nierozwojowe. Moim zdaniem raczej trzeba starać się trenować analizowanie problemów, ocenianie tego, co jest przyczyną tych uciążliwości i wymyślanie jak je wyeliminować. Warto wyrobić sobie odruch przyglądania się ludziom (dać im to, czego chcą, albo sprawić wrażenie że to otrzymują). Czasem ucieczka będzie rozwiązaniem, ale tylko czasem.
Witajcie,
Jestem ciekawa Alex, co miałeś na myśli pisząc „Zwróćcie uwagę na słowo „permanentny”, bo powyższe zdania nie oznaczają „wywalania” z naszej rzeczywistości ludzi, którym zdarzyło się jedno drobne potknięcie.”
Otóż nawiązując do postu z niestabilnością emocjonalną ( http://alexba.eu/2010-06-10/tematy-rozne/stabilnosc-emocjonalna/ ). Zrobiłam znów rachunek sumienia i okazało się, że jest inaczej niż myślałam. Dziękuję Ludwikowi, który parę razy dał mi solidnego kopniaka, ponieważ nie byłam ostatnio „normalna” :) Do czego zmierzam… Nie chciałabym znaleźć się w skórze osób, które mają kontakt z osobami niestabilnymi emocjonalnie. Zdaję sobie sprawę, że osoby niestabilne (mające cechy również, jak ww. przez Alexa w poście) są bardzo męczące. Chcę natomiast zwrócić uwagę na pewną istotną sprawę. Każdy jest inny i każda niestabilność może mieć zupełnie inne podłoże, intensywność i długość trwania.
Domniemam, że Alex masz na myśli prawie każdą niestabilność z wyjątkiem drobnych potknięć? Czym są dla Ciebie potknięcia?
Ja nie wyobrażam sobie pozostawienia z tymczasowym problemem przyjaciółki czy przyjaciela, ponieważ nie chcę mieć do czynienia z niestabilnością emocjonalną. Myślę, że w pierwszej kolejności należy okazać zainteresowanie i spróbować pozytywnie wpłynąć. Jeśli dana osoba będzie dłużej w niezmienionym kiepskim stanie, wtedy (uważam) można się oddalić widząc, że człowiek ten nie chce się zmienić, nie szuka pomocy, tylko ciągle żyje w swojej negatywnej pętli. Często są to bardzo delikatne sprawy, a z większej perspektywy wystarczy parę razy dobre słowo powiedzieć i koniec. Co mądrzejszy wyjdzie ze swoich problemów samoistnie. Jeśli nie, to nie jest to już nasza sprawa, a sprawa danej rodziny, psychoterapeuty.
Zmierzając do końca. Znalazłam się ostatnio w gorszej pętli czasu na skutek bardzo różnych wydarzeń w życiu, głównie stresujących, na niektóre nie mając kompletnie wpływu (np. kilka włamań). Gdyby ktoś z przyjaciół w pierwszej kolejności widząc moją niestabilność, odwróciłby się do mnie plecami, na pewno do tej pory nie byłabym w stanie spojrzeć na ten blog (tak, miałam okres, że zabroniłam sobie czytać dla przyjemności blogu Alexa :D ). A bardziej poważnie, myślę, że jeśli ktoś jest dobrym człowiekiem, optymistą i podwinie mu się noga w pewnym momencie życia, to należy mu się chwila uwagi.
Pozdrawiam :) Agnieszka.
Alex:
Nieprecyzyjnie się wyraziłem. Jestem za ocenianiem pomysłów i rad innych ludzi. Chciałem tylko zastrzec, że warto stosunkowo szybko przerwać gdybanie i zrobić pierwszy krok, aby nie skończyć zmieniania swojego życia tylko na szukaniu przeszkód do działania.
Agnieszka Ryczko:
Mam wrażenie, że sama sobie odpowiedziałaś na pytanie do Aleksa :)
W chwili przerwy w plażowaniu :-)
Mieczotronix
Już w pierwszym zdaniu Twojego komentarza piszesz, że mam zabezpieczona przyszłość, z czym absolutnie nie mogę się zgodzić. Ktoś, kto twierdzi że ma zabezpieczoną przyszłość jest głupcem! W życiu wydarza się tyle rzeczy, z których wiele jest poza nasza kontrolą. Mogę powiedzieć, że jestem dość dobrze przygotowany na różne ewentualności, ale tzw. zabezpieczona przyszłość to niebezpieczna iluzja.
Piszesz: „Chyba wiele osób tkwi w różnych układach: coś kiedyś dostali, coś muszą oddać. „
Na tym blogu bardzo często pisałem jak takich układów unikać – zapobieganie jest lepsze niż terapia.
Pytasz: „co np. ze starymi schorowanymi rodzicami….”
Jeżeli wyeliminujesz z Twojego życia wszystkich pozostałych „hassle makers” to jego jakość ogromnie sie poprawi nawet jeśli ciągle jeszcze będziesz musiał opiekować się rodzicami. Ten ostatni temat jest też dość złożony i są różne rozwiązania, ale omówienie go wykracza poza ramy tego postu.
Użycie przeze mnie słowa „permanentny” nie jest bezpiecznikiem, lecz uwzględnieniem prostego faktu, że każdy z nas jest inny i ma swój własny świat z często odmienna skalą doznań. Dlatego nieodpowiedzialnym byłoby w tym przypadku podawanie sztywnych kryteriów, stąd udzielam tylko wskazówek i bodźców do myślenia. Pod słowo „permanentny” każdy może sobie podstawić taką wartość, jaka pasuje w jego życiu.
Jeśli dobrze zrozumiałem, to wywalenie ze swojego życia różnego rodzaju „hassle makers” nazywasz ucieczką??
Ja to nazwałbym sprzątaniem, to tak samo jak wywaliłbyś z domu robactwo, które niechcący zawlokłeś tam z wycieczki na łono natury :-)
Nie całkiem zrozumiały jest dla mnie Twój postulat „dać im to, czego chcą, albo sprawić wrażenie że to otrzymują „. Jego druga część pachnie mi wręcz nieetyczna manipulacją
Więcej później, plaża woła :-)
Pozdrawiam
Alex
Ponieważ jest to mój pierwszy komentarz na tym blogu, na początku chciałabym się ze wszystkimi przywitać.
Interesuje mnie w jaki konkretnie sposób eliminuje się z życia poszczególne „szkodliwe” osoby? Mówię o przypadku kiedy są one naszymi bliskimi znajomymi.
Unikanie kontaktu i wykręcanie się od spotkań? Czy może zerwanie znajomości wprost, w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości? Co jeśli ta osoba jest częścią w miarę zgranej grupy, w większości wartościowych ludzi, z których towarzystwa nie chce się rezygnować?
Bo szczerze mówiąc widzę niezaprzeczalne zalety opisanego podejścia, ale mam wrażenie, że zastosowanie tego w praktyce może być trudne.
Ania Renata N.
Unikanie, wykręcanie się, szukanie wymówek nie jest dobrym rozwiązaniem. Właściwie nie jest w ogóle rozwiązaniem, lecz unikaniem problemu, chowaniem głowy w piasek.
Jest też nieuczciwe w stosunku do osoby unikanej, czy zbywanej.
Ja mam duży szacunek do ludzi, uważam że zasługują na szczerość, więc mówię zawsze prosto w oczy.
Wypracowałem sobie metodę, zawsze mówię w odniesieniu do swoich odczuć, przecież nikt nie będzie wchodził w spór na temat tego co ja czuję.
To naprawdę działa.
Jeśli powiesz rozmówcy że czujesz się źle, niekomfortowo, że meczy Cię ta sytuacja, że czujesz się zakłopotana, zdenerwowana,… to nie będzie on z tym dyskutował.
Cieszę się że większość ludzi ma inne poglądy niż Pan, inaczej część osób mająca problemy emocjonalne została by zmieciona na margines społeczeństwa, pod dywan prywatnej strefy komfortu egoistów Pana pokroju.
Samo używanie określeń typu „eliminacji osób niestabilnych emocjonalnie” brzmi naprawdę „przyjemnie”.
Oczywiście każdy robi jak chce, ale promowanie tego typu podstawy, przez kogoś kto zowie się life-mentorem jest zastanawiające.
Po pierwsze- taka osoba (wyeliminowana) dostaje kopa utwierdzającego ją ze życie jest do bani i nie można na nikim polegać, czyli karmimy jej niestabilność emocjonalną, po drugie ponieważ takie osoby są ekspansywne i rozsiewają swoje frustracje, szerokim echem rozejdzie się opinia o „eliminującym” jako osobie zrywającej kontakt z byle powodu, szczególnie jeśli te dwie osoby maja wspólnych znajomych. „Mój znajomy odwraca się od wszystkich którzy mają w życiu problemy.”
Ania Renata N.
Witaj na naszym blogu :-)
Pytasz: „Interesuje mnie w jaki konkretnie sposób eliminuje się z życia poszczególne “szkodliwe” osoby? Mówię o przypadku kiedy są one naszymi bliskimi znajomymi. „
Mogę Ci powiedzieć jak ja to robię.
Po prostu szukam sobie inne interesujące osoby i z nimi spędzam czas stojący mi do dyspozycji.
W ten sposób siłą rzeczy dla tych „hassle makers” nie pozostaje wolna przestrzeń w moim życiu.
Dalej pytasz: „Co jeśli ta osoba jest częścią w miarę zgranej grupy, w większości wartościowych ludzi, z których towarzystwa nie chce się rezygnować? „
W takim wypadku budujesz indywidualne relacje z osobami uznanymi przez Ciebie za wartościowe. Zapewne każda z nich ma też własną tożsamość, niezależna od grupy do której przynależą. Jeśli nie, to zalecam ostrożność :-)
Dla mnie, stosowanie powyższej zasady w praktyce jest bardzo proste od momentu podjęcia decyzji. Powszechnym problemem (też moim) jest zbyt długie zwlekanie z powiedzenie „dosyć”
Jerzy K.
Piszesz: „Ja mam duży szacunek do ludzi, uważam że zasługują na szczerość, więc mówię zawsze prosto w oczy. „
Kto daje Ci do tego prawo? :-)
Po pierwsze ta „prawda to jest Twoje (moje, kogoś innego) subiektywne odczucie, a poza tym po co udzielać konsultacji bez zlecenia? Ludzie zazwyczaj nie są wdzięczni za takie postępowanie.
Zawada.tv
Pozwól, że zgodnie z tradycja tego blogu będziemy zwracali się do siebie po imieniu, zgoda?
Piszesz: „….inaczej część osób mająca problemy emocjonalne została by zmieciona na margines społeczeństwa… „
Niekoniecznie. Jeżeli będziemy zbytnio „pieścić się” z osobami niestabilnymi emocjonalnie to nie będą one miały żadnej motywacji aby popracować nad sobą i coś zmienić we własnej postawie. Wiem coś na ten temat z własnego doświadczenia i wielu obserwacji.
Dalej piszesz: „..pod dywan prywatnej strefy komfortu ..” Ja nikogo nie zamiatam pod dywan, po prostu eliminuję z mojego życia.
Dalej: „… egoistów Pana pokroju „
Masz prawo mieć własne zdanie na mój temat :-)
Poprzez „eliminacje osób niestabilnych emocjonalnie” miałem na myśli wyeliminowanie ich z naszego życia (poprzez niepodtrzymywanie kontaktów, zwrócenie sie w kierunku innych osób) co chyba dość jednoznacznie wynikało z kontekstu mojej wypowiedzi.
Piszesz: „..przez kogoś kto zowie się life-mentorem „
Ja się tak nie zowię :-) tak określa mnie dość spora grupa osób, dla których przez lata byłem katalizatorem i doradcą w wielu pozytywnych przemianach.
Nawiązując do ostatniego akapitu Twojego komentarza, to jeśli ja zaprzestaję kontaktu z osoba niestabilna emocjonalnie, to może ona:
-uznać, że Alexowi odbiło i poszukać sobie inne ofiary
albo
potraktować to jako feedback i zastanowić nad sobą (to był kiedyś mój przypadek– dziś dziękuję wszystkim ludziom, którzy wtedy dawali mi kopa w tyłek!)
Gdzie tu mama poleganie na kimś?
Jeżeli ktoś na podstawie takiej opinii osoby niestabilnej emocjonalnie odrzuca mnie nie poznając mnie bliżej, to dobrze, bo z takimi tez nie chce mieć do czynienia
Pozdrawiam
Alex
Jak każdy miałem w swoim życiu wiele toksycznych kontaktów, które niepotrzebnie podtrzymywałem, zarażając się tą toksyną niepotrzebnie. Czasami wydaje się, że dane osoby są nam niezbędne do życia. Po odcięciu się od nich, w szybkim czasie wyraźnie widać, że to nieprawda :)
Znowu w przypadku nowych kontaktów, już w pierwszych minutach znajomości da się z dużą skutecznością przewidzieć, jak będą nam się układały kontakty z daną osobą.
Dużo czasu poświęciłem na wyrabianie w sobie nawyku dobierania tych osób, z którymi fajnie i miło spędza się czas – nie tylko w przypadku kontaktów typowo osobistych, ale także biznesowych.
Zaczęło to dawać wiele pozytywnych efektów na obu płaszczyznach. Polecam wszystkim! Alex wie, co mówi :)
Gdyby tylko rzeczy były albo dobre albo złe, byłaby to idealna metoda ;)
Witajcie
Alex, pozwól, że się przypomnę. Napisałam sporo więcej, jednak w gruncie rzeczy interesuje mnie, co masz na myśli pisząc o „drobnym potknięciu”.
Pozdrawiam, Agnieszka :)
Alex
Pytasz kto daje mi prawo do mówienia prawdy prosto w oczy.
Piszesz o eliminacji osób niestabilnych emocjonalnie, takich, które są źródłem problemów, konfliktów.
Ja nigdy nie szukam wymówek, nie toleruję osób, które kręcą i kłamią. Jeśli nie chcę się z kimś spotkać, współpracować, podjąć wspólnego przedsięwzięcia to po prostu mówię: nie odpowiada mi to, nie jestem zainteresowany.
Znam ludzi, którzy na wszystko się zgadzają, nie potrafią odmówić, a później szukają wymówki.
Kiedyś znajomy nie przyjechał na spotkanie, na które ja jechałem 120km, nie odbierał telefonu, kiedy w końcu się z nim skontaktowałem powiedział że jest za granicą, coś mu wypadło. Szkoda tylko że nie pomyślał żeby mnie powiadomić.
Jeszcze bardziej szkoda że po jakimś czasie dowiedziałem się że siedział w domu, nigdzie nie wyjechał. Po prostu nie chciał się spotkać, zamiast odmówić wprost – zgodził się z nadzieją że jakoś sie z tego wykręci, straciłem przez niego dużo czasu, pieniędzy i cierpliwości do takich ludzi.
Zdaję sobie sprawę że ludzie nie są wdzięczni za szczerość.
Moim celem nie jest obrażanie ludzi, zniechęcanie ich do siebie, choć nie ukrywam że czasami tak się dzieje.
– nie pożyczę Ci pieniędzy poniewaz nie oddajesz w terminie
– nie opowiadaj mi o problemach innych ludzi, nie interesuje mnie to
Takie stwierdzenia nie przyniosą nam popularności, ale są szczere i uczciwe.
Nigdy nie mówię „nie chcę się z Tobą spotykać bo mnie męczysz, bo jesteś arogancki, bo…” o prostu się nie spotykam, nie widzę powodu żeby komuś robić przykrość. Nie widze też powodu, żeby fundować komuś terapię, za którą nie będzie wdzięczny.
Zawsze staram się działać z wyczuciem.
Na koniec pytanie do Ciebie:
Uciążliwa znajoma zaprasza mnie na spotkanie, po raz kolejny odmawiam, ale ona nie daje za wygraną. Co mam zrobić:
– powiedzieć wprost że nie mam ochoty się spotykać (bo tak jest),
– czy za każdym razem wszukać innej wymówki licząc że kiedyś da mi spokój?
Czytam wpisy na tym blogu od paru tygodni dopiero i nie mogę sobie darować, że nie trafiłem na niego dużo wcześniej.
Za taką wiedzę, jak tutaj, zwykle płaci się ciężkie pieniądze.
Pozdrawiam
Witajcie,
Cieszę się, że Alex poruszył bardzo ważny i moim zdaniem szalenie istotny w życiu temat otaczania się dobrymi dla nas ludźmi.
Dobrymi w takim znaczeniu, co dla każdego z nas jest ważne, co każdy z nas ceni i jak chce żyć. Ten wybór jest po stronie każdego z nas. I albo go podejmujemy albo żyjemy tak, jak chcą tego inni.
Z mojej strony dodałabym ważną rzecz związaną z tzw, drobnymi potknięciami. Mianowicie ja zwracam uwagę na ile te drobne potknięcia ludzi, którzy są blisko mnie są wynikiem zmiany, rozwoju, próbowania czegoś nowego itp. a na ile jest to permanentnie powtarzające sie potknięcia, ktore właśnie wynikają z braku uczenia się i wyciągania wniosków.
Warto też być uważnym na tych, którzy próbują skontrolować nasze życie, otaczając nas dobrymi radami, sugestiami bez prośby o nie z naszej strony. Od tego się zaczyna a później mamy już działania do wykonania, które ani nam samym nie służą za to zabierają czas i energię, którą można byłoby spożytkować na ważne i dobre dla nas rzeczy.
Ja w tym roku zauważyłam taką osobę w moim najbliższym otoczeniu (przyznaję, nie było to miłe odkrycie) i pomimo bólu w sercu mocno zdystansowałam się doprowadzając do symbolicznych kontaktów. Odetchnęłam pełną piersią gdy przestała być w moim ostoczeniu, a wiele spraw naprawdę bardzo dobrze się ułożyło. Okazała się dodatkowo, że szereg działań tej osoby było jedną wielką fikcją i poza zamieszaniem i zabieranienim czasu (o różnych porach!) nic z tego dalej nie wynikało. Brrrrr!
Dzięki za ten post!
Katarzyna
Witam :-)
„ELIMINACJA” z życia nie odpowiadających mi osób w imię polepszania własnego życia brzmi radykalnie i okrutnie – nawet jeśli okazuje się, że w praktyce polega ona po prostu na DOKONYWANIU WYBORU spędzania czasu z innymi osobami.
Nie nazwałabym tak własnych działań – a jednak w praktyce często postępuję podobnie. Zanim przyjmę zaproszenie zastanawiam się z kim się spotkam i czy na pewno mam ochotę w taki sposób spędzać mój czas – bardzo często decyzja zależy od tego z kim jeszcze przyjdzie mi się spotkać ;-). Ograniczyłam kontakty z częścią najblizszej rodziny, ponieważ za dużo mnie kosztowało ciągłe tłumaczenie się z wybranego przeze mnie sposobu życia (efekt był dla mnie samej zaskakujący – kontakty są rzadsze, ale znacznie bardziej przyjemne).
Bardzo lubię sposób, w jaki Alex nazywa rzeczy po imieniu – dzięki temu mam okazję zastanowić się nad różnymi sprawami i dojść do wniosków, które mnie zaskakują.
Dziękuję :-)
Witajcie :)
Bardzo ciekawy post Alex.
Co o czym piszesz (Hassle in my castle) doświadczałem w różnym natężeniu mieszkając wspólnie pod jednym dachem razem z najbliższymi mi osobami. Kocham ich bardzo, ale zauważyłem, że nasze różnice wynikające z odrębnego postrzegania świata doprowadzają czasami do niepotrzebnych starć i konfliktów. Z czym nie czułem się komfortowo. Postanowiłem wyprowadzić się i wynająłem kawalerkę. I zauważyłem poprawę w stosunkach z moimi najbliższymi. Zmieniły się też pytania, które padają: z „byś się wziął za to i tamto, zrobiłbyś to i to, itd, itp.” na „Co tam u Ciebie słychać”, „Czy wszystko w porządku”?. Ja też ze swojej strony jeśli się już komunikuje z nimi i nawiązuje kontakt to też ze szczerą chęcią poznania, co też nowego i ciekawego spotkało moich najbliższych.
Pozdrawiam
Marcin Grąbkowski
Moim zdaniem warto też pamiętać, że nie zawsze, to co wydaje się nam permanentną uciążliwością jest nią naprawdę… obiektywnie. Czasem ocena osoby, grupy czy sytuacji wynika z naszego aktualnego stanu emocjonalnego i zupełne „palenie mostów” w ramach mentalnych porządków może nie być najlepszym rozwiązaniem. Da to nam spokój ducha, ale wiele nie wnosi. Chodzi mi o to, że czasem jeśli coś jest dla nas uciążliwe, to po części jest to naszą winą – bo myślimy o danej sprawie, czy osobie, jako o uciążliwości. Wynika to z wartościowania, jakie zaczęliśmy stosować wobec niej.
Jednak skoro do tej pory byliśmy z taką uciążliwą osobą w jakiejś relacji, to być może coś miała (i nadal ma) ona dla nas do zaoferowania coś ciekawego, w jakiś sposób była wartościowa. Być może teraz mamy jej dość, nie wiem z jakiego powodu (z naszego znudzenia, lenistwa, egoizmu) ale nie wiadomo czy w przyszłości to się nie zmieni. Skoro zmieniło się nam nasze postrzeganie tej osoby, to może zadziała to w drugą stronę. Może ona się zmieni, a może zmienimy się my. Ludzie się przecież zmieniają.
Czasem warto ograniczyć kontakt z kimś uciążliwym na jakiś czas, po to by za kilka lat z radością odkryć taką osobę na nowo (po to choćby, żeby sprawdzić czy już się zmieniła). To, że ktoś ma dylemat, czy powiedzieć to danej osobie wprost, czy ciągle zbywać ją nie raniąc niej oznacza, że w jakimś stopniu zależy mu na niej i żal mu całkowicie zakończyć znajomość. Wiele razy zdarzyło mi się „przysuszyć” kontakt, z kimś kto mnie męczył, by po wielu latach poznać go, jak starego znajomego, jako nową, dojrzalszą osobę.
W każdej problematycznej relacji zawsze częścią problemów jesteśmy my sami. Jeśli nie mamy ochoty uporać się z własnymi problemami w danym momencie, to nie róbmy tego kosztem drugiej osoby. Nie „odstrzeliwujmy” ich tak po prostu, bo nie chce nam się zrozumieć, czego od nas teraz chcą.
pozdrawiam
Krysztof
Witam. Czytam Twojego bloga już od jakiegoś czasu i zastanawiam się nad jedną rzeczą. Z jednej strony faktycznie warto być miłym dla innych, ale czasami mimo to po prostu ma się już wszystkiego dość i przychodzi myśl, że może nie warto iść pod prąd. Patrząc np. jak wygląda załatwianie spraw w urzędzie albo służbie zdrowia krzykacz więcej i szybciej załatwi, a kulturalny człowiek zostanie odesłany albo zlekceważony. Albo chyba najbardziej jaskrawa sytuacja jakiej doświadczyłem, za czasów studenckich chciałem wrócić autobusem do domu na święta, wiadomo był spory tłok. Zrobiłem się dobry, i przepuściłem jakąś kobietę przede mną, niestety ja byłem pierwszą osobą której kierowca powiedział, że nie ma miejsca. Jednak gdy po chwili przyszło kilku rezerwistów i zaczeli się awanturować dla nich miejsce się znalazło.
W efekcie dochodzi sie czasem do wniosku ze i tak nasza próba pozytywnego wyróżnienia się zostanie zgnieciona przez wszechobecne szare realia (mnie osobiscie dobiło, że w tym roku juz 6ty raz mialem szkode na zaparkowanym samochodzie ). A niestety od takich „hassle makers” chyba nie sposób się odciąć?
Jednak post nie ma służyć narzekaniu, tylko zobrazowaniu sytuacji. Chciałem Cię zapytać skąd można czerpać siłę na dalszą pracę nad sobą i co robić żeby jednak nie dać się ściągnąć do tego naszego „piekiełka” ?
pozdrawiam Sebastian
@WhiteLightning
Przepraszam, że się wtrące, ale mam jedno pytanie do Twojej ciekawej wypowiedzi.
Napisałeś:
” zastanawiam się nad jedną rzeczą. Z jednej strony faktycznie warto być miłym dla innych, ale czasami mimo to po prostu ma się już wszystkiego dość i przychodzi myśl, że może nie warto iść pod prąd. ”
Czy bycie miłym to droga pod prąd?
W życiu realnym od jakiegoś czasu (przyczyniły się do tego pewne doświadczenia)w miarę dobrze (bywają potknięcia) radzę sobie z eliminacją „przeszkadzajek”, czy pożeraczy energii. Niestety, w kontaktach internetowych zbyt często daję się podpuścić, czy po prostu reaguję na czepianie się, nadinterpretację moich słów, złośliwość, czy po prostu nieumiejętność czytania ze zrozumieniem. Zbyt emocjonalnie podchodzę do ludzkiej głupoty. :) A ponieważ ta jest wieczna i nieograniczona, to jest to walka z wiatrakami. Czas z tym skończyć i nauczyć się ignorować pewien typ wypowiedzi, czy pewną grupę ludzi. Przecież także w sieci jest masa wartościowych osób.
Pozdrawiam!
PiotrP
Alex, jednak nie zawsze da się „pozbyć” towarzystwa takich emocjonalnych wampirów (myślę, że tak zostały nazwane tego typu osoby w jednej z książek). Dokładnie w tej chwili przechodzę przez taki Hassle. Jestem zmuszany do bezsensownych czynności, załatwiania rzeczy w inny niż normalnie ludzie to robią sposób, spotykania się i tłumaczenia elementarnych spraw. O co dokładnie chodzi? Kupuję działkę. Trafiłem na sprzedawcę, który właśnie owy „Hassle” powoduje. Ktoś mógłby powiedzieć, to nie kupuj; usuń emocjonalnego wampira ze swojego „obszaru wpływu na samopoczucie”. Jednak, mi zależy na zakupie tej działki :)
Do czego zmierzam? Może przykład nie był najlepszy – w obecnej chwili jest mi „najbliższy”, dlatego pewnie go opisałem. Chodzi o to, że nie zawsze takich ludzi, a czasem całe urzędy(!) da się wyeliminować ze swojego dnia, czy nawet życia. Niestety.
A może się da, tylko ja jestem zbyt mało kreatywny? :)
Pozdrawiam, świetny post, jak zwykle.
Na pewnych „toksycznych” ludzi bywamy skazani. Opowiem Wam, jak ja sobie z tym radzę.
Przykład wspólnych treningów… gdy na meczach spotykam się z osobami, które nie chcę wpuścić do swojego życia, to… ich tam nie wpuszczam. :) Kontakty ograniczam do rozmowy o sporcie i wspólnej gry. Podobnie na polu zawodowym – współpracownik nie musi być kolegą.
Krzysztofie… jeśli chodzi o Twój przykład, to kupisz działkę i zapomnisz o człowieku. Tylko teraz nie przejmuj się nim, nie dopuszczaj go do siebie głębiej, niż musisz.
Pozdrawiam
PiotrP
Piotr J. Synowiec
„Hassle makers” niekoniecznie muszą być tym, co nazywamy „toksycznymi znajomościami”, bo to ostatnie określenie oznacza dla mnie dla mnie znacznie poważniejszy przypadek.
Nawyk dobierania sobie odpowiednich osób bardzo ułatwia życie niezależnie od tego, co mówią o tym zwolennicy „męczeństwa” :-)
Paweł
Piszesz: „Gdyby tylko rzeczy były albo dobre albo złe, byłaby to idealna metoda „
Co dokładnie chcesz przez to powiedzieć?
Agnieszka Ryczko
Napisałem „…nie oznaczają „wywalania” z naszej rzeczywistości ludzi, którym zdarzyło się jedno drobne potknięcie „
Czyli chodzi o coś incydentalnego (a nie powtarzający sie wzór postępowania), co nie spowodowało poważnej perturbacji u nas.
Jerzy K.
Wytłumaczę może bliżej o co mi chodzi.
Uważam mój osąd innej osoby za wysoce subiektywny. Jeżeli niepytany powiem o nim tej innej osobie, to ewentualnie sprawię jej tym dużą przykrość. Zadaję więc sobie pytanie jaki mam do tego prawo i przeważnie wychodzi, że żadne.
Widze w Twoich wypowiedziach pewną sprzeczność, bo w poprzednim komentarzu piszesz: „uważam że zasługują na szczerość, więc mówię zawsze prosto w oczy. „ a w ostatnim „ Nigdy nie mówię “nie chcę się z Tobą spotykać bo mnie męczysz, bo jesteś arogancki, bo…” o prostu się nie spotykam, nie widzę powodu żeby komuś robić przykrość. Nie widze też powodu, żeby fundować komuś terapię, za którą nie będzie wdzięczny. „ :-)
Jeśli chodzi o Twoje pytanie: „Na koniec pytanie do Ciebie:
Uciążliwa znajoma zaprasza mnie na spotkanie, po raz kolejny odmawiam, ale ona nie daje za wygraną. „
to nie mam takich doświadczeń, bo nie mam uciążliwych znajomych :-) To jest rezultat eliminowania „hassle makers” z mojego życia.
Generalnie odnoszę wrażenie, że parę rzeczy robimy podobnie, tylko opisujemy inaczej.
Artur
Piszesz: „Za taką wiedzę, jak tutaj, zwykle płaci się ciężkie pieniądze.
Pozdrawiam „
Ja zarabiam stosunkowo „ciężkie pieniądze” gdzieś indziej dlatego wiedza tutaj jest i pozostanie „free” :-)
Katarzyna
Piszesz: „Mianowicie ja zwracam uwagę na ile te drobne potknięcia ludzi, którzy są blisko mnie są wynikiem zmiany, rozwoju, próbowania czegoś nowego itp. a na ile jest to permanentnie powtarzające sie potknięcia, ktore właśnie wynikają z braku uczenia się i wyciągania wniosków. „
Dlatego ja napisałem o ignorowaniu pojedynczych drobnych potknięć. Permanentne wrzucają już kogoś na „czarna listę” niezależnie od ich „pochodzenia”
Elżbieta
„Eliminacja” jest normalnym słowem dość dobrze opisującym zarówno intencje jak i pożądany rezultat takich działań. Gdzie tu jest okrucieństwo?
Co do reszty Twojego komentarza, to postępuję bardzo podobnie.
Piszesz: „..mam okazję zastanowić się nad różnymi sprawami i dojść do wniosków, które mnie zaskakują. „
Jak to dobrze czasem robi poużywać naszego umysłu, nieprawdaż?
Ja staram się regularnie robić sobie takie „sesje” :-)
Marcin Grąbkowski
Opisujesz problem, dotykający bardzo wielu z nas. Tutaj czasem bardzo pomocna jest „dieta”, kiedy ograniczamy kontakt z danymi osobami.
Mieczotronix
Piszesz: „…że nie zawsze, to co wydaje się nam permanentną uciążliwością jest nią naprawdę… obiektywnie. „
Masz rację. Niemniej ja (jak i prawdopodobnie każdy z nas) żyje w moim subiektywnym świecie uwarunkowanym moimi doświadczeniami, postrzeganiem i oczywiście tez stanem emocjonalnym. I jeżeli w tym subiektywnym świecie ktoś jest „hassle maker” to nie oznacza to oczywiście jakiegoś „obiektywnego osądu”, niemniej taka osoba swoim zachowaniem znacząco zmniejsza mój komfort życia. To wystarczający powód, aby w jakiś sposób usunąć ją z mojej rzeczywistości.
Piszesz dalej: „Jednak skoro do tej pory byliśmy z taką uciążliwą osobą w jakiejś relacji, to być może coś miała (i nadal ma) ona dla nas do zaoferowania coś ciekawego, w jakiś sposób była wartościowa. „
To może oznaczać jedna z następujących możliwości:
to była od początku pomyłka i nie pasujemy do siebie
ta osoba się zmieniła i n ie pasujemy do siebie
ja sie zmieniłem i nie pasujemy do siebie
Jeżeli powyższe rozważamy w kontekście tematu tego postu, to nie widzę sensownego powodu aby podtrzymywać taka znajomość jeżeli na jej miejsce mogę znaleźć coś kogoś bardziej bezproblemowego.
Piszesz: „W każdej problematycznej relacji zawsze częścią problemów jesteśmy my sami. „
Po pierwsze byłbym ostrożny z używaniem słowa „zawsze” :-)
Po drugie, nasza część problemu często polega na tym, że trwamy w czymś, co powinniśmy zakończyć :-) Ignorowanie niedopasowania jest często występującym źródłem komplikacji.
Piszesz: „Jeśli nie mamy ochoty uporać się z własnymi problemami w danym momencie, to nie róbmy tego kosztem drugiej osoby. „
Co to ma wspólnego z tematem postu. Jeśli ktoś sprawia mi problemy a ja mówię „dosyć” (i działąm odpowiednio) to gdzie to jest jego kosztem???
Dalej „Nie “odstrzeliwujmy” ich tak po prostu, bo nie chce nam się zrozumieć, czego od nas teraz chcą. „
Tego nie pisałem w moim poście. Tam pisałem o ludziach, którzy permanentnie powodują nam kłopoty wszelkiego rodzaju.
WhiteLightning
Piszesz: „Patrząc np. jak wygląda załatwianie spraw w urzędzie albo służbie zdrowia krzykacz więcej i szybciej załatwi, a kulturalny człowiek zostanie odesłany albo zlekceważony. „
Jak to wytłumaczysz, że mam dokładnie odwrotne doświadczenia?
Piszesz jak uniknąć sytuacji : „ mnie osobiscie dobiło, że w tym roku juz 6ty raz mialem szkode na zaparkowanym samochodzie „
Prosta rada – przenieś się w bardziej cywilizowane okolice. Może nie da się tego zrobić od razu, ale postaw to sobie na liście priorytetów.
Pytasz: „skąd można czerpać siłę na dalszą pracę nad sobą i co robić żeby jednak nie dać się ściągnąć do tego naszego “piekiełka” ? „
Rzecz zaczyna się od braku wewnętrznej zgody na pewne rzeczy, którymi „częstują” nas inni ludzie. Potem konsekwentnie odsiewamy niepasujących ludzi a nawet całe środowiska nie przejmując się opiniami takiego otoczenia. Jednocześnie warto pracować nad sobą, aby „zakwalifikować się” u lepszych ludzi, bo oni też mają swoją poprzeczkę. Szczegóły znajdziesz na blogu :-)
PiotrP
Piszesz: „Zbyt emocjonalnie podchodzę do ludzkiej głupoty. „
Ja kiedyś uświadomiłem sobie ile głupot sam popełniłem i odtąd wyluzowałem :-)
Oczywiście nadal eliminuje ”hassle makers” ale po co miałbym sie przy tym denerwować?
Krzysztof Ostrowski
Uwaga, dla mnie znacznie łatwiej stać się „hassle maker” niż wampirem emocjonalnym, to nie są pojęcia tożsame!
Wracając do Twojego przykładu numer jeden to przeczytaj mój post
http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
Jeżeli chodzi o problematyczne urzędy to z jednej strony staram się zminimalizować ilość interakcji a z drugiej opłacam ludzi, którzy robią to za mnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Maksymilianie Barnaś,
Wole robic wszystko powoli i ostroznie, takie swoiste kaizen:) Juz sam sprzeciw wobec hassle daje pewne rezultaty. Np ostatnio ignoruje albo reaguje dosyc agresywnie ( o zachowaniach z innymi ludzmi gdy cos nam nieodpowiada bylo duzo postow Alexa) na rozne zaczepki, nietlumacze sie ze swoich zachowan i nieuczestnicze w sprzeczkach jezeli nie sadze ze to jest mi potrzebne. Od razu bylo bardzo duzo wyrzutow a teraz co dziwne zauwazam wiekszy szacunek i mniej problemow od tych ze hassle makers. Na w poscie opisywane czynnosci jeszcze niepotrafie sie zdobyc ale po chwili zastanowienia sie przychodze do wniosku ze wszystkie dotychczasowe radykalne posuniecia mialy pozytywny wplyw,wiec moze jednak warto wyprobowac, przynajmniej z najbardziej problematycznymi ludzmi:)
Alex, Twoje zdjecia w Blipie zachecaja do aktywniejszej pracy nad soba. Tez chce moc sam sobie organizowac czas pracy i pracowac np. nad morzem. Musisz zamieszczac takich zdjec wiecej,motywuje:)
Antek
Alex
W odpowiedzi na mój komentarz sugerujesz przeczytanie wpisu „Dobre rzeczy bez trudu”. Jednak przyznam, że nie widzę powiązania z opisaną przeze mnie sytuacją zakupu działki. Uważam, że moje „zaprogramowanie na mękę”, które rozumiem sugerujesz :), nie ma tu nic do rzeczy. Sprawa jest prosta, mam ochotę kupić kawałek ziemi. Wybrałem tą działkę, bo mi się _spodobała_. Nie dlatego, że Sprzedawca jest „trudny” i będę miał okazję „zdobywać”, tylko dlatego, że spośród wszelkich innych obejrzanych działek ta właśnie moim subiektywną oceną jest najlepsza.
Zgadza się mogłem „pójść na łatwiznę”, jak sugeruje post do którego mnie odesłałeś, ale wtedy nie miałbym tego co chcę. Kupienie innej, jakiejkolwiek, działki tylko dlatego, że uniknęłoby się „Hassle”, chyba nie ma w tym przypadku sensu, nie?
Zresztą nie o nieruchomościach mieliśmy tu rozmawiać :) Próbowałem zwrócić uwagę na to, że czasami „Hassle” nie da się uniknąć. Chociaż jest to zawsze w gestii naszych wyborów… powiązanych z końcową korzyścią. Kładąc na wagę „Hassle” i korzyść, może się okazać, że zdecydujemy się na „Hassle” (i „męczęnskie geny” nie mają tu nic do rzeczy).
Choć w większości przypadków moje „wygodnictwo” zmierza do zminimalizowania „wydatków energetycznych” i staram się szukać najprostszych rozwiązań… wliczając w to „nieproblematyczne” otoczenie znajomych.
Napisz, proszę, jeśli źle zinterpretowałem Twoją odpowiedź.
Alex,
Czy miałeś jakieś doświadczenia z buddyjskimi naukami?
Grażyna
Antek
Zaczne od końca Twojego komentarza.
Piszesz: „Tez chce moc sam sobie organizowac czas pracy i pracowac np. nad morzem. „
Tak naprawdę, to Wy, młodzi ludzie możecie zaaranżować sobie życie o wiele lepiej ode mnie :-)
Piszesz: „..teraz co dziwne zauwazam wiekszy szacunek i mniej problemow od tych ze hassle makers. „
To jest przyjemny efekt uboczny tego p[odejścia, które opisałem :-)
Krzysztof Ostrowski
Niewłaściwie mnie zrozumiałeś i w tym wypadku ja ponoszę za to odpowiedzialność.
Powinienem wyraźnie podkreślić, że nie chodzi mi o Twoją „męczeńską postawę”, lecz jedynie o to, że kiedy w jakimś moim przedsięwzięciu pojawiają się duże trudności, albo odczuwam duży dyskomfort, to często jest to sygnał od losu (Boga, wszechświata, wybierz co chcesz), że to przedsięwzięcie nie jest dla mnie długofalowo dobre.
Jest to obserwacja dotycząca wyłącznie mnie i nie sugeruję, abyś tu mnie naśladował :-) To była tylko taka uwaga na marginesie.
Grażynka
Przeczytałem kilka książek, to wszystko
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alexie:
„PiotrP
Piszesz: „Zbyt emocjonalnie podchodzę do ludzkiej głupoty. „
Ja kiedyś uświadomiłem sobie ile głupot sam popełniłem i odtąd wyluzowałem :-)
Oczywiście nadal eliminuje ”hassle makers” ale po co miałbym sie przy tym denerwować?”
Oczywiście i ja popełniam głupstwa. To co podnosi poziom adrenaliny w mojej krwi to bezrefleksyjna upartość z głupocie, to przeświadczenie niektórych ludzi, że przyznanie komuś racji, lub zwykłe stwierdzenie „mamy rożne poglądy w tym temacie” przynosi jakąś hańbę. Zwyczajnie są ludzie, którzy upierają się przy tym, że zawsze i stuprocentowo MUSZĄ być najmądrzejsi, najważniejsi. Jakby mieli monopol na wiedzę wszelaką. Muszę nauczyć się ignorować takich internautów, miast im odpisywać. Taki przykład przyszedł mi do głowy – pamiętam Alexie, jak „twardogłowi” zareagowali na jeden z Twoich modeli. Na nic było tłumaczenie, że nie wszyscy muszą dbać o czystość formy, bo najważniejsza jest radocha z latania. :) Przyznam, że właśnie na forum tematycznym stykam się z takimi „mądralami” krzykaczami.
Pozdrawiam serdecznie
PiotrP
Alex, dziekuje za odpowiedz. Niby to oczywiste ale chyba faktycznie będe musiał spojrzeć na niektóre rzeczy bardziej w perspektywie długoterminowej, ustalić kilka priorytetów (w tym tak pokierować swoim życiem zawodowym by móc wyprowadzić się z miasta w spokojniejsze i mniej zagęszczone okolice, nie musząc jednocześnie tracić 4 godzin dziennie na dojazd). Niestety nie są to rzeczy które można osiągnąć z dnia na dzień.
Do tego jeszcze drugi wniosek po przeczytaniu paru wpisów z bloga, że trzeba się bardziej skupić na miękkich umiejętnościach i budowaniu sieci kontaktów, niż umiejętnościach technicznych które już mam spore i patrząc na Twój wzór zmiana tutaj niewiele mi da.
Pytasz dlaczego masz inne doświadczenia przy załatwianiu różnych spraw? Tego nie wiem, ja przedstawiłem jak to wygląda z mojej perspektywy. Faktycznie jeśli trafi się na ludzi na poziomie, więcej zyskuje się po dobroci, niestety nie zawsze się tak udaje.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale czy faktycznie chodzi o to, ze jeśli nam się coś nie podoba, wiąże się z konfliktem to powinniśmy się wycofywać w obawie przed „hassle” ?
Swoja drogą doskonałym „treningiem spokoju” jest jeżdżenie po naszych drogach. Ostatnio miałem mocne postanowienie by przez całą trasę nie dać się wyprowadzić innym kierowcom z równowagi i strasznie to trudne, ale naprawdę jest spora radość jak się ma później świadomość, że się udało zapanować nad wybuchem:)
Pawle, źle się wyraziłem. Chodziło mi o sytuacje gdzie po prostu musimy coś zrobić, załatwić i trafiamy na taką oporną osobę gdzie grzeczność nic nie daje. (przykład, rejestracja sprowadzonego samochodu, jest się przypisanym do konkretnego urzędu celnego i skarbowego, gdzie takimi sprawami zajmuje sie jeden konkretny urzędnik który robi problemy, a niestety nie ma innej osoby która może to załatwić).
„Z każdym dniem, nieustająco zwiększa się liczba osób, które mogą pocałować mnie w …(4 litery)” ;)))
Alex,
Zgadzam się z Twoim wpisem powyżej. Przetestowałem strategię „No hassle in my castle” w praktyce i mogę powiedzieć, że to naprawdę działa. Polecam każdemu.
Mam jeszcze tylko pytanie – co jeśli takim „hassle” są osoby z najbliższej rodziny – rodzeństwo, rodzice, itp.?
Jestem ciekaw jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii?
Przemek
Zakładając że jesteś pełnoletni możesz spróbować następującej procedury:
1) cierpliwie i przyjaźnie tłumaczysz, że czegoś sobie nie życzysz
2) jeśli punkt 1 nie daje rezultatu to wrzucasz tych ludzi na „dietę” – minimalizujesz kontakty z nimi najlepiej do zera (dieta cud!!) Wyjaśnij przy tym że tak postępujesz bo nie życzysz sobie pewnych zachowań wobec Ciebie
3) po pewnym czasie (nie za krótkim) sprawdzasz czy dieta zadziałała.
4) jeśli nie to wykonujesz punkt 1
5) jeśli nie pomoże to dieta-cud, tym razem znacznie dłuższa.
Powtarzać do skutku :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam.
Alex,
Zgadzam się w 100% z Tobą.Stosuję to o czym piszesz.Już parę toksycznych znajmych jest eks.Następni są w trakcie usuwania.
Jakimś trafem przyciągamy z mężem do siebie ludzi,którzy cały czas potrzebują naszej pomocy,aprobaty,naszych komplementów,naszego czasu.Na początku jest ok.,miło spędzamy czas,głównie na słuchaniu i przytakiwaniu.Potem zaczyna się mieszanie w nasze życie.I kiedy się wścieknę i zaczynam to jaśniej widzieć,to już nawet udawać nie umię,że jest ok.Przy usuwaniu pierwszych znajomych,myśleliśmy,że to z nami coś nie tak.Ale kiedy zadzwonili do nas w środku nocy,żeby pomóc im przy komputerze,bo nie umieli wysłać zdjęć do teściowej,zapaliła się czerwona lampka.Albo zadzwonili z pretensjami,że pojechaliśmy na grila jego siostry,lapka nr.2.Lapka nr.3 była ostatnią,pretensje ,że jego siostra zaprosiła nas na wesele.I w ten sposób zakończyliśmy znajomość z czterema osobami na raz.Powiedziałam,że to nie jest piaskownica i nie mam ochoty kontynuować tej znajomości.Naprawdę miałam na początku wyrzuty sumienia,ale kiedy dowiedziałam się,że obie te pary udają przed sobą nawzajem,,że mają z nami kontakt,to wiedziałam,że z nami jest ok.Ale najbardziej się upewniłam,kiedy okazało się ,że nasz dobry kolega (dzisiaj rowniez),który z tymi znajomymi nas poznał,zakończył również te znajomości w tym samym czasie i z tych samych powodów.Z tymi ,którzy teraz są usuwani będzie gorzej,to nasi sąsiedzi.Ale jest szansa,że w przyszłym roku się przeprowadzimy.Jest ciężko,ale wiem,że to przynosi ulgę i szacunek do samego siebie.Co do znajomych jest jeden wielki plus,można zawsze poszukać innych.
Pozdrowienia,Joanna.