To, że Eskimosi (Inuit) mają w swoim języku dość bogate słownictwo dotyczące różnych rodzajów śniegu jest rzeczą ogólnie znaną, choć w rzeczywistości część tych słów, to zbitki podobne nieco do niemieckiego
„Donaudampfschiffahrtsgesellschaftskapitänsmütze” (czapka kapitana Towarzystwa Żeglugi Parowej po Dunaju).
Kiedyś, dość dawno temu, przeczytałem tekst o jeszcze jednym aspekcie ich języka, a mianowicie o stopniu zażyłości we wzajemnych relacjach. Trzeba sobie uświadomić, że Ci ludzie, podczas nocy polarnej bardzo dużo czasu spędzają ciasno ściśnięci w swoich Igloo, co zazwyczaj wyostrza postrzeganie tego, jak się do siebie odnoszą :-)
W związku z tym w ich języku jest sporo dość precyzyjnych określeń odpowiadających np. naszemu stwierdzeniu „ Lubię Cię, ale nie poszedłbym z Tobą na polowanie na niedźwiedzia polarnego” :-)
My jesteśmy tutaj językowo nieco upośledzeni bo lubimy kogoś, kochamy, nienawidzimy,itp. Dodając do tego najwyżej przysłówki „bardzo” (jak bardzo i co to w praktyce znaczy???)
To jest jeszcze jeden przykład naszej ograniczonej „rozdzielczości” w przekazie, o czym pisałem dawno temu w poście http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/
Dziś zapraszam Was do przeprowadzenia eksperymentu myślowego i przyjrzenia się Waszym relacjom tak, jakbyście mieli je opisać z dokładnością Eskimosów.
Najpierw zastanówmy się nad zgrubnym opisaniem naszych prawdziwych odczuć w kierunku tego drugiego człowieka wyrażając je tak, jak byśmy mówili mu to prosto w oczy czyli np.:
- nienawidzę cię
- jestem ci niechętny
- jesteś mi obojętny
- chętnie przebywam w twoim towarzystwie
- lubię cię
- kocham cię
To jest stosunkowo prosty krok, choć w wielu parach zakomunikowanie tego partnerowi może być dużym wyzwaniem :-) Podkreślam więc, że ja nie wymagam powiedzenia tego komukolwiek, ten eksperyment myślowy ma służyć samoanalizie dlatego możecie, a nawet powinniście być absolutnie szczerzy.
Problemem jest też, że wiele osób przyklejając komuś którąś z powyższych etykiet dość bezrefleksyjnie dopasowuje do nich wiele aspektów życia. Dlatego w następnym etapie naszego ćwiczenia, wzorem Eskimosów starajmy się zrobić listę zakresów życia i aktywności, które z daną osobą jesteśmy gotowi robić i takich, które są wykluczone.
Tutaj liczba możliwości jest tak wielka, że wyliczenie ich wykroczyłoby poza ramy tego postu. Weźmy więc parę częściowo nietypowych przykładów z życia (niekoniecznie mojego :-))
- „nienawidzę cię/jesteś mi obojętny, ale dla wygody jestem gotów z tobą mieszkać pod jednym dachem i prowadzić wspólnotę gospodarczą” – jest wiele takich małżeństw z dłuższym stażem :-)
- „jesteś mi dość obojętny, ale kiedy potrzebuję chętnie chodzę z tobą do łóżka, bo nieźle mi robisz” – fuck buddies
- „chętnie przebywam w twoim towarzystwie, ale poza dobrym seksem i rozmowami nie chcę cię mieć w moim życiu” – ditto
- „kocham cię, ale nigdy nie zrobiłbym cię partnerem we wspólnym biznesie” – kochamy kogoś niezależnie od jego słabości, ale nie wyłączamy naszego myślenia
- „kocham cię, ale nie wyobrażam sobie dłuższego mieszkania razem pod wspólnym dachem” – podobnie jak w poprzednim przypadku
Jestem pewien, że Czytelnicy przytoczą jeszcze więcej oryginalnych kombinacji :-)
Tak czy inaczej zachęcam do zrobienia tego ćwiczenia i zapraszam do dyskusji w komentarzach.
„Nienawidzę Cię, ale masz pieniądze, których potrzebuję do życia”.
Niestety, przypadki autentyczne…
„Kocham Cię, ale nie zrezygnuję dla Ciebie z moich marzeń”.
Pozdrawiam :)
Kocham Cie i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie…
To tez jest możliwe ;)
Bardzo Ciebie lubię, ale nie chciałbym z Tobą pracować.
Zastanawiająco dużo przypadków takich ludzi spotykam.
Ciekawe czy problemy komunikacyjne biorą się z tego, że mamy za mało słów do dyspozycji, czy też z tego, ż nie potrafimy nawet używać tych, które są dostępne? Pytanie retoryczne ;)
„Nienawidze Cie ale musze z Toba pracowac”
„Kocham Cie ale nie potrafie sobie wyobrazic zycia z Toba”
„Nie Kocham Cie, ale Cie lubie i chce byc u Twego boku na reszte zycia”
:)
@Łukasz:
Piszesz: “Nie Kocham Cie, ale Cie lubie i chce byc u Twego boku na reszte zycia”.
To stwierdzenie odruchowo budzi we mnie jakiś wewnętrzny opór. Będąc kobietą, ciężko mi jakoś sobie wyobrazić taką deklarację podpartą tylko lubieniem a nie jakąś formą miłości (jeśli brać dosłownie to co napisałeś). Choć może moje wątpliwości zostałyby rozwiane, gdybyś doprecyzował, co masz na myśli pisząc „chce być u Twego boku przez resztę zycia”.
Może zdradzisz dodatkowo, czy kiedykolwiek w realnym życiu coś takiego komuś powiedziałeś? W jakiej sytuacji? A może to po prostu tylko przykład, który przyszedł Ci do głowy?
Pozdrawiam
Nie lubię Cię, ale chętnie słucham co mówisz, bo wiele mogę się od Ciebie nauczyć (podobno nie rzadki przypadek u czytelników bloga wobec autora :D ).
Nie lubię Cię, ale mogę robić z Tobą biznes, bo jesteś w tym genialny.
Jesteś mi obojętny, ale lubię z Tobą współpracować w pracy.
Kocham Cię, ale nie lubię spędzać z Tobą zbyt dużo czasu w jednym ciągu.
Kocham Cię, ale Twoje poczucie humoru uważam za fatalne.
Ciekawe jest w tym przypadku to, że ludzie często nie słyszą tego co przed „ale”. Zapewne dlatego jest to tylko ćwiczenie wewnętrzne, tj. mające odbyć się w naszych głowach.
Witajcie
To miło, że podajecie różne przykłady oryginalnych kombinacji.
Podobnie jak Marta zastanawia mnie wariant „Nie Kocham Cie, ale Cie lubie i chce byc u Twego boku na reszte zycia” choć z innego powodu. Wypowiedź …”chce byc u Twego boku na reszte życia”, o ile nie pochodzi z ust osoby bardzo starej, śmiertelnie chorej lub planującej popełnić samobójstwo jest w znakomitej większości przypadków nierealistyczna. A jeśli ktoś daje mi nierealistyczne zapewnienia w jednej dziedzinie, to ogranicza moje zaufanie do niego we wszystkich innych!
Wracając do postu przypominam, że ćwiczenie polega nie na wymyślaniu różnych możliwych kombinacji, lecz na analizie własnych relacji z różnymi ważnymi osobami wokół nas.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich,
Moim zdaniem ten post dotyka niezwykle ważnego problemu z jakim każdy człowiek (świadomie lub nie) zmaga się w życiu. Bo z jednej strony aby wyciągać w miarę szybko wnioski dążymy do upraszczania i syntezowania. Nadmiernie i automatycznie upraszczając wpadamy w sidła utraty rozdzielczości. Pamiętam jak swego czasu odkryłem, że pomimo dominującego przekazu płynącego z otaczającego nas środowiska – świat nie jest totalny: piękny samochód na zdjęciu wcale nie musi być najlepszy, mało palić i być długowiecznym. Uśmiechnięty polityk w stylowym garniturze niekoniecznie jest również prawdomówny, uczciwy i pracowity, a zwyczajnie wyglądający człowiek niekoniecznie jest przeciętniakiem. Dziwiłem się potem, a nawet było mi wstyd, że tak prostej obserwacji dokonałem tak późno. Dzisiaj widzę, że większość ludzi postrzega świat totalnie. A ostatnio: skoro firma wiesza tak duże banery i ma lokale w takich miejscach musi być solidna i uczciwa.
PS.: Rozważanie tego problemu na gruncie lingwistyki jest niezwykle ciekawe i jak dla mnie bardzo ułatwia przejście od teorii do praktyki.
Pozdrawiam wszystkich.
@Alex
Serio nie jesteś w stanie uwierzyć, że ktoś chciałby spędzić z Tobą resztę życia?
Magda Lena
Ja nie pisałem, że nie wierzę :-) Napisałem, że uważam takie zapewnienie za mało realistyczne, a osoba, która czyni mało realistyczne zapewnienia traci wiarygodność w moich oczach (nie tylko moich :-)) Rozumiesz różnicę?
Pozdrawiam
Alex
„Kocham Cię, seks z Tobą jest cudowny, ale przez różnice nas dzielące nie spędzimy reszty życia razem”
Czyż to nie jest pokręcone?
Nie, nie rozumiem różnicy. W ogóle sformułowanie „chcę być u Twego boku do końca życia” to nie jest IMHO żadne zapewnienie, a najwyżej wyrażenie życzenia. „Będę u Twego boku do końca życia” to byłoby zapewnienie.
Nie rozumiem też czemu miałoby to być takie nierealistyczne. Wielu ludzi w pewnym momencie decyduje się na wspólne życie, niektórzy nawet w dość młodym wieku, i są razem do śmierci. Chyba, że masz na myśli tylko specyficznie Twój przypadek.
Ten post bardzo mocno skojarzył mi sie z serią wcześniejszych postów Alexa w serii Jak mu to powiedzieć”,np. http://alexba.eu/2011-08-03/tematy-rozne/jak-mu-to-powiedziec-cz-4/
Gdzie widzę podobieństwo?
We wskazanym poście jest konstrukcja „lubię Cie i w związku z tym …” (nie koniecznie dosłownie)
a tutaj „lubię Cię, ale…”
I tak sobie myślę teraz o swoich relacjach z róznymi ludźmi obecnymi w moim życiu i zastanawiam się równolegle nad tymi dwoma aspektami. To dla mnie bardzo odkrywcze momentami.
Przy okazji: „nauczyłam się” rozdzielać człowieka od sposobu jego postepowania – to coś, co Alex ujmuje: „kochamy kogoś niezależnie od jego słabości”. czyli byłoby to: „kocham Cie, jesteś dla mnie ważna, ale nie lubię, gdy wobec mnie stosujesz manipulację”; „Kocham Cie, ale nie zgadzam sie na wtrącanie sie w moje życie i moje decyzje”. Rozdzielenie tego pozwala nam stawiać granice. A podstawą stawiania granic, jest samemu wiedziec, co chcemy rozgraniczać, co lubimy, co jest dla nas ok, a co nie.
Odpowiedzi na pytania zadane w tym poscie są bardzo ważne, by budować zdrowe relacje i .. uczyc sie siebie:-)
Pozdrawiam, Ewa
Alex, to, że uważasz te zapewnienia za nierealistyczne to wynika tylko z Twojego spojrzenia na świat i stylu życia.
Ja mam wielu znajomych ze środowisk bardzo katolickich i dla tych często młodych ludzi taka deklaracja jest jak najbardziej autentyczna, szczera, a takie życie bardzo prawdopodobne, ponieważ nie wynika z chwilowego zauroczenia, chciejstw etc tylko z całego systemu wartości w którym stawia się na budowanie relacji z jednym partnerem. Wystarczy, że podobne podejście będą prezentować oboje… Gorzej, jeśli jedno będzie „pasożytem” na dobrych chęciach drugiego.
Magda Lena
“chcę być u Twego boku do końca życia” – czyli bez wzgledu na to jakie to życie miałoby być..Chcę teraz, a decyzja dotyczy przyszłosci. Dziś chcę, jutro mogę nie chcieć… Tak naprawdę taka decyzję podejmuje się świadomie czy nieświadomie każdego dnia bycia z kimś, i kiedyś moze to sie zmienic. Deklarowanie tego na całe życie jest mało odpowiedzialne.
“Będę u Twego boku do końca życia” – zobowiązanie, której spełnienie moze byc niemozliwe lub bardzo wielkim kosztem. Chyba że ktoś nie ma problemów i stosunkowo łatwo zwalnia sie z zobowiazań…
Blizej mi do „wydaje mi sie teraz, ze mogłabym być z tobą razem do końca życia” (przy załozeniu, ze zadne z nas ani okoliczności się nie bedą zmieniać, co jest przecież nierealne)…
ps. Ile znacz takich zwiazków, o których piszesz: „Wielu ludzi w pewnym momencie decyduje się na wspólne życie, niektórzy nawet w dość młodym wieku, i są razem do śmierci.”?
Ja znam (nie z opowieści) 3 przypadki (bo mogę o nich mówić, gdy ta smierć jednego z partnerów jest faktem). A ile znam takich, które się rozpadły? 8. I nie biorę tu pod uwagę jakosci tego wspólnego życia. A Ty?
Pozdrawiam, Ewa
Dawid
Proszę wyjaśnij dokładniej co chciałeś powiedzieć? Ten tekst w cudzysłowie nie jest cytatem wypowiedzi kogoś innego.
Magda Lena
W ogóle sformułowanie “chcę być u Twego boku do końca życia” to nie jest IMHO żadne zapewnienie, a najwyżej wyrażenie życzenia.
Formalnie masz rację, ja rozpatruję to z mojego męskiego punktu widzenia. A on wygląda następująco.
Jeżeli facet mówi kobiecie : „chcę z Toba….” to:
1) albo tylko mówi że chce i na tym poprzestaje, wtedy jest cieniasem, którym z punktu widzenia kobiety, poza ewentualnym awaryjnym zaspokojeniem jej potrzeb seksualnych nie należy się zajmować
2) albo stara się swoje „chcenie” zamienić w czyn i wtedy jest to poważna deklaracja. Jeśli teraz to chcenie dotyczy czegoś nierealistycznego, to jest to dla mnie istotny sygnał ostrzegawczy. Takim też powinien być dla kobiety, dla której ewentualna stawka jest przecież znacznie wyższa.
Piszesz: „Wielu ludzi w pewnym momencie decyduje się na wspólne życie, niektórzy nawet w dość młodym wieku, i są razem do śmierci.”
Bardzo wielu młodych ludzi tak się decyduje. Tylko co potem? Ile znasz takich związków ludzi w wieku 50-65 lat, które nie są już tylko wspólnota gospodarczą, albo samotnością we dwoje? A mówimy do tego o ludziach żyjących w zupełnie innych czasach niż obecnie!!! Przykro mi rozwiewać złudzenia wielu z Was, ale to nie ja wymyśliłem realia tego życia.
Wojtekm
Piszesz: „Alex, to, że uważasz te zapewnienia za nierealistyczne to wynika tylko z Twojego spojrzenia na świat i stylu życia.”
Jeśli dopiszesz do tego jeszcze wnikliwą obserwację i rozmowy z bardzo różnymi ludźmi, to zgodzę się z Twoim stwierdzeniem.
Dalej: „Ja mam wielu znajomych ze środowisk bardzo katolickich i dla tych często młodych ludzi taka deklaracja jest jak najbardziej autentyczna, szczera….. ”
Wierzę w autentyczność i szczerość wielu z tych deklaracji.
Mam wątpliwości co do: „….a takie życie bardzo prawdopodobne, ponieważ nie wynika z chwilowego zauroczenia, chciejstw etc tylko z całego systemu wartości w którym stawia się na budowanie relacji z jednym partnerem.” To wszystko ładnie wygląda jak się ma dwadzieścia kilka, trzydzieści kilka lat. Pożyj z kimś na zasadach wyłączności lat 30-40 i zobaczysz, czy z tego nie zrobiła się jedna z form, które opisałem Maga Lenie.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Ewa W
Szczerze powiedziawszy ciężko mi nawet zliczyć ile znałam osób, których związki trwały do śmierci jednego z partnerów. Im dłużej się zastanawiam tym więcej mi ich przychodzi do głowy. Co najmniej kilkanaście tylko w mojej rodzinie. W tym kilka, które trwały zaledwie kilka lat i zakończyły tragiczną śmiercią jednego z małżonków w młodym wieku. Ba, znam mężczyznę, który pochował trzy żony.
Rozumiem, że ktoś może w swoim przypadku uznawać taką deklarację za nierealistyczną, bo np. wie o sobie, że jest niestały/a, że zniechęcają go przejściowe przeciwności losu, jest przekonany, że będzie żył 100 lat i bezmiar tego czasu go obezwładnia itp., ale czy mamy prawo zakładać, że ktoś inny nie wie, co mówi?
>Ile znasz takich związków ludzi w wieku 50-65 lat, które nie są już tylko wspólnota gospodarczą, albo samotnością we dwoje?
Znam wystarczająco wiele takich związków, żeby wiedzieć, że to nie jest żadna fantastyka.
>>>albo stara się swoje “chcenie” zamienić w czyn i wtedy jest to poważna deklaracja. Jeśli teraz to chcenie dotyczy czegoś nierealistycznego, to jest to dla mnie istotny sygnał ostrzegawczy. Takim też powinien być dla kobiety, dla której ewentualna stawka jest przecież znacznie wyższa.
Czy dobrze rozumiem, że kobiety powinny Twoim zdaniem z góry odrzucać mężczyzn, którzy deklarują im wierność do końca życia i wybierać raczej tych, którzy się od razu zastrzegają, że nie mogą nic obiecać, żeby uniknąć niepotrzebnego ryzyka, w postaci wcześniejszego porzucenia? ;)
Magda Lena
Piszesz: „Znam wystarczająco wiele takich związków, żeby wiedzieć, że to nie jest żadna fantastyka.”
No to pozostań przy Twojej wierze :-) To jest blog dla dorosłych ludzi i nie zamierzam nikogo „nawracać” :-)
Pytasz: „Czy dobrze rozumiem, że kobiety powinny Twoim zdaniem z góry odrzucać mężczyzn, którzy deklarują im wierność do końca życia i wybierać raczej tych, którzy się od razu zastrzegają, że nie mogą nic obiecać…”
Jeśli mówimy o mężczyznach 20-30 letnich to postawa tych drugich jest zdecydowanie bardziej realistyczna :-)
Zwróć też uwagę, że obietnica „będę Ci wierny do końca życia” jest jeszcze bardziej wyśrubowana niż „będę z Tobą do końca życia”. Ja wiem, że wiele młodych kobiet ma te wizję rycerza na białym koniu i bardzo niechętnie się z nią rozstaje. Zalecam im szczere rozmowy nawet nie ze mną, tylko z kobietami po czterdziestce. Po co powtarzać czyjeś błędy?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Magda Lena,
Rozumiem, ze mając w otoczeniu przewagę pozytywnych wzorców tak a nie inaczej podchodzisz do tematu. Ja mam w rodzinie bardzo pozytywne wzorce, jednak nie zakłądam, ze to jest standard, bo widzę też drugą stronę medalu. Zawsze pozostaje jeszcze pytanie o jakość życia w tych związkach, ale nie nam to oceniać, bo tak naprawdę to wiedzą tylko sami „zainteresowani”, a od nich sie nie dowiemy, skoro to „aż do smierci”. Mozemy natomiast wierzyć, że było to dla nich obojga dobre, a nawet najlepsze z możliwych. :-)
Co do „bo np. wie o sobie, że jest niestały/a, że […]”, to ja np. wiem o sobie cos co jest teraz, a nie wiem, jak sie zmienię w kolejnych dziesiecioleciach. I nie wiem tego samego o partnerze. Mogę oczywiscie zakładać, że bedzie dobrze i że nie zniechecą nas rózne różnosci,że nie dosięgnie nas destrukcja, ale to tylko życzenie, bo nie mamy możliwosci tego wiedzieć. Poza tym to nie jest kwestia tylko tego, co ja wiem/nie wiem o sobie, ale też tego, jak bedzie zmieniała sie druga osoba.
Związek to dwoje ludzi, trudno więc o przyszłosci dwojga myslec tylko na podstawie aktualnej znajomosci siebie.
Pytasz, „czy mamy prawo zakładać, że ktoś inny nie wie, co mówi”.
Skoro mamy prawo zakładać, że wie, co mówi, to równie dobrze mamy prawo zakładać, że nie wie.:-)
Ja to widzę tak: czy mamy prawo zabraniać innym podejmowania takich decyzji, wygłaszania takich deklaracji? Absolutnie nie. Każdy ma prawo do podejmowania swoich decyzji.
A w zwiazku z tym, czy mamy prawo zakładać, ze ktos inny nie wie, co mówi – mamy takie prawo, wszak to nasze zycie i mamy prawo nie wierzyc w prawdziwosc, przyszłosć tego typu zapewnień czy deklaracji. Podobnie jak mamy prawo im wierzyć. A z pewnoscia warto sie wcześniej nad tym głeboko zastanowic. :-)
Pozdrawiam, Ewa
@Magdalena:
Niektóre rzeczy nie są takie czarno-białe jak piszesz. Życie składa się raczej z wielu odcieni szarości. Chodzi mi tu o fragment:
„Czy dobrze rozumiem, że kobiety powinny Twoim zdaniem z góry odrzucać mężczyzn, którzy deklarują im wierność do końca życia i wybierać raczej tych, którzy się od razu zastrzegają, że nie mogą nic obiecać, żeby uniknąć niepotrzebnego ryzyka, w postaci wcześniejszego porzucenia? ”
Osobiście, od deklaracji wierności do końca życia wolę deklarację wierności tak długo jak będziemy z partnerem razem (oczywiście popartą czynem i rzeczywistym dotrzymaniem tej deklaracji).
Co więcej, jeśli miałabym przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek słyszałam deklarację wierności do końca życia (nie skierowaną do mnie), to chyba jedynym takim przypadkiem była przysięga składana przez przyszłych małżonków w kościele. W swoim życiu osobistym takiego przypadku nie odnotowałam, stąd patrząc z perspektywy (mojego) życia codziennego, przytoczony przez Ciebie przykład jest dla mnie nieco abstrakcyjny.
Pozdrawiam
@Marta
Starałam się, aby był równie abstrakcyjny, jak ostrzeżenie Alexa i dodałam jeszcze na końcu uśmieszek :)
@Alex, Ewa W
Kończę ten off-topic z mojej strony, dziękując za Wasze ciekawe wypowiedzi. Do „kobiety po czterdziestce” brakuje mi bardzo niewiele, zapewne więc wkrótce spłynie na mnie fala otrzeźwienia ;)
@ wojtekm
@ Magda Lena
Krótki offtopic. „Stawianie na budowanie relacji z jednym partnerem” jest moim zdaniem w dzisiejszych czasach mocno niepewne. Spieszę z uzasadnieniem, ale zanim, to zaznaczam, że to wyłącznie moja opinia wynikająca z moich doświadczeń, obserwacji i przemyśleń.
Nawet jeśli podobne podejście, jak piszecie, prezentują oboje, to w sytuacji, w której na dalszym etapie związku pojawia się różnica zdań uniemożliwiająca dalsze szczęśliwe życie razem to …. Mamy problem. Bo albo dwie strony odpuszczą część „szczęśliwe” na rzecz „życie razem”, albo postąpią wbre owej szczerej i autentycznej deklaracji, złamią dane słowo. To bardzo kłopotliwa sytuacja, nie uważasz?
I czasem jest: „Kocham Cię, ale nie chcemy poświęcać swojego szczęścia, dla samego faktu bycia razem.”
Bo nawet największe chęci, największe uczucie i najautentyczniejsze deklaracje z realiami nie wygrają.
Dlatego, kiedy ktoś pyta mnie o jakąś fundamentalną kwestię to odpowiadam zgodnie z prawdą: „Na dzień dzisiejszy sprawa wygląda tak i tak, ale nie mogę dać ci gwarancji, ze to się nigdy nie zmieni.”
@Alex
Fajny post, a samo ćwiczeine bardzo dające do myślenia.
@ Ewa W.
Coś jest w tym podobieństwie. Gdyby to połączyć, wyszłoby chyba „Lubię cię, i w związku z tym chciałabym ….., ale …..”
Zresztą, samo rozważenie tego jakie mamy relacje z innymi ludźmi jest niesamowicie pouczające. Zastanowienie się i próba opisania uczuć względem różnych ludzi pozwala dostrzec jak wielka różnorodność jest w tym względzie nam dostępna. I rzeczywiście pozwala łatwo zauważyć granice, porządkować. Dla mnie jest równie istotne, skąd wynika to „ale” w relacji. Dlaczego nie chciałabym z Tobą polować na niedźwiedzia polarnego? Co sprawia, że bym nie chciała? Wiele takich „ograniczeń” relacji ludzie narzucają zupełnie ad hoc, bez zastanowienia. A zadanie sobie takiego pytania, może prowadzić do bardzo ciekawych przemyśleń.
Pozdrawiam ciepło w upalne popołudnie
Emilia Ornat
witajcie
dobrym sposobem, mogącym dać kilka fajnych skutków jest zadanie pytania.
Po prostu pytamy drugą stronę o sprecyzowanie jej wypowiedzi.
przykładowo:
„lubię Cię”
„co masz na myśli/rozwiń to proszę”
możemy wtedy się sporo dowiedzieć – czy dana wypowiedź została przemyślana i w jakim stopniu :)
i jak wygląda stosunek tej osoby do nas
ps. zgadzam się całkowicie z Alexem i Emilią jeśli chodzi o off-topikowy temat bycia ze sobą przez całe życie.
pozdrawiam serdecznie
Piotr
Alex, piszesz:
„Pożyj z kimś na zasadach wyłączności lat 30-40 i zobaczysz, czy z tego nie zrobiła się jedna z form, które opisałem Maga Lenie.”
Nie sądzę, żebyś pisał z własnego doświadczenia :), owszem,większość takich deklaracji to rzucanie się z motyką na słońce, albo słów na wiatr, niemniej znam pary, którym to się udaje, ie. moi teściowie, którzy są razem od 35 lat, i znudzenia sobą po nich nie widać.
Jest to na pewno rzadkością, bo moi rodzice już tak nie mieli: matka przez 20 lat nie umiała odejść od ojca pijaka. Więc pewnie masz rację i lepiej podejść do tego z większym sceptycyzmem, bo niebezpieczeństwo wpadnięcia w jakąś pułapkę patologicznych relacji jest naprawdę wielkie.
Z jednej strony więc jest ryzyko wpadnięcia po pachy w bagno, z drugiej szansa na świetny związek może być mniejsza, jeśli się do tego podchodzi na 30, a nie 100% :)
Witam,
Kocham Cię i jesteś dla mnie ważna ale sama chcę decydować o moim życiu.
Lubię cię, ale nie pojadę z Tobą na wakacje.
Kocham cię, ale nie będę z tobą grać w szachy bo mnie to zupełnie nie interesuje. (szachy są przykładem)
Kocham cię, ale chwilowo najbardziej pasjonuje mnie praca (lub coś innego).
Jesteś mi obojętny ale bardzo lubię z tobą pracować.
Być może już cię nie kocham, ale dużo nas łączy i wciąż lubię z Tobą spędzać czas, więc nie chcę się rozwodzić (ten ostatni przykład to – moim zdaniem – calkiem spora ilość długowiecznych małżeństw, które znam… Ale nie wykluczam, że oni wciąż się jednak kochają).
Mam problem z tym postem – bo wydaje mi się taki oczywisty. Zastanawiam się, czy jest gdzieś drugie dno :-)
I jeszce poza tematem – odnośnie deklaracji małżeńskich.
Bardzo mi się podoba namawianie do rozwagi przy decydowaniu się na małżeństwo. Uważam, że całkiem spora ilość młodych ludzi decyduje się za szybko, zanim poznają siebie samego na tyle, żeby wiedzieć co jest dla nich w życiu ważne, czego pragną i jak chcą żyć. Nie mówiąc już o samodzielności ekonomicznej.
Jeśli jednak ktoś świadomie taką decyzję podejmuje – dlaczego oceniać ją: „(..) to chcenie dotyczy czegoś nierealistycznego, to (…) dla mnie istotny sygnał ostrzegawczy. Takim też powinien być dla kobiety, dla której ewentualna stawka jest przecież znacznie wyższa”.
Uważasz, Aleksie, że lepiej jest namawiać na małżeństwo kompletnie tym nie zainteresowanego faceta, który się nie zdeklaruje, że chce, bo wtedy ryzyko porażki jest mniejsze?
Jeśli decyduję się na małżeńtwo – czyli potencjalnie dozgonny związek – to wolę kogoś, kto traktuje go podobnie jak ja – czyli właśnie jako potencjalnie dozgonny związek.
Nieco spłaszczając sprawę – jeśli wspólnie z kimś angażuję się w duży projekt w pracy, decyduję się założyć firmę, planuję dużą wyprawę – czy najwłaściwszą postawą jest: „tak, teraz tego chcę, ale wiesz… nie wiem co będzie za rok, więc niczego nie obiecuję”. Ja poszukałabym kogoś, kto się jednak zadeklaruje :-)
Im jestem starsza tym ważniejsze w życiu wydają mi się – po pierwsze znajomość siebie, a po drugie – gotowość do podjęcia odpowiedzialności, zadeklarowania się: tego chcę, tak zrobię”.
Napisałeś kiedyś post o wychylaniu się – jeśli chodzi o moje małżeństwo – wychylam się ciągle i dobrze na tym wychodzę :-).
pozdrawiam :-)
Elżbieta
Witam.
Czytając wasze komentarze przyszła mi na myśl pewna sentencja, którą gdzieś kiedyś usłyszałem… „ścigaj się aby być wyjątkowym, a nie pierwsztym”… Myślę, że to zdanie w pełni obrazuje jak powinny wyglądać nasze relacje z drugą osobą w naszym związku. Bo przecież “chcę być u Twego boku do końca życia”, to zapowiedź czegoś fascynującego co może się przydażyć zarówno nam jak i naszej drugiej połówce, ale to tylko od nas zależy czy będzie to przykry obowiązek do grobowej dechy, czy wspaniałe ściganie się z nudą dnia codziennego. Czy to w poznawaniu się nawzajem, w dzieleniu się swoimi prawdziwymi wrażeniami właśnie o tej drugiej osobie. Ściganie się, aby być wyjątkowym to także ustalenie stref w zwiazku zarazerwowanych tylko i wyłącznie dla mnie, dla niej, ale także i dla nas wspólnych, zarówno obowiązków, jak i przyjemności, czy hobby. Wspólny związek dwojga ludzi to przecież z punktu widzenia bardzo pragmatycznego i ekonomicznego najważniejsza firma w naszym życiu. Jeżeli będziemy nią źle zarządzać to upadnie, a czy będziemy to robić wspólnie, albo powierzymy ten obowiazek naszej połówce to już zależy od nas samych. Zależy to w dużej mierze od tego czy ścigamy się aby być pierwszym czyli pokazywać na zewnątrz w pracy, na osiedlu, przed znajomymi jaką to jesteśmy wspaniałą parą, a w swoich czterech ścianach się nienawidzimy i niszczymy na wzajem, bo nam nie starcza do pierwszego i nic z tym nie potrafimy zrobić. A propos tego aby porozmawiać z „czterdziestolatką” o związku to właśnie zależy czy się ścigała z koleżankami, mężem, może siostrą, albo bratem o to aby być pierwszą, czy wyjątkową. Jeżeli to drugie to rozmawiam bo się czegoś fascynującego dowiem. Natomiast jeżeli to pierwsze to szukam innej „czterdziestolatki”.
Pozdrawiam
Sebastian
Sebastian,
to co piszesz przyjemnie sie czyta. Mam jednak wątpliwosci co do przełozenia tego na praktykę. Wiesz z jakiego powodu?
Otóz napisałeś: „ale to tylko od nas zależy czy będzie to przykry obowiązek do grobowej dechy, czy wspaniałe ściganie się z nudą dnia codziennego.”.
Co to znaczy „od nas” to znaczy od kogo: ode mnie czy to znaczy ode mnie i zyciowej partnerki/ partnera i ode mnie? Wszak zwiazek to dwoje ludzi.
Czy wiesz, jakim człowiekiem, z jakimi potrzebami, wartosciami, energią etc bedziesz za np. 10 lat? 15 lat? Czy wiesz to samo na temat swojej partnerki/zony? Ba, czy wiesz, jacy będziecie w tych obszarach za rok?
Nie wszystkoz ależy ode mnie, nie wszystko zależy od Ciebie. Są sfery, na które nie mamy absolutnie zadnego wpływu. Wystarczy, ze druga strona zmieni zdanie i z Twojego 'do końca zycia” zostaje pusty frazes.
Oczywiscie zgoda, ze w momencie wypowiadania takich słów mówimy: chcę, mam nadzieję, wierzę w to. Życie pokazuje po wielekroć, ze to za mało i ze nie zawsze obie strony przez całe zycie chcą tak samo jak w momencie składania deklaracji.
Kolejne: czy naprawdę jesteś przekonany, ze „ściganie sie” i „pokazywanie przed koleżankami” oraz „brakuje do pierwszego” są naprawdę takie istotne i determinujące?
Dopowiem jeszcze coś, czego wiele osób w moim przekonaniu nie chce przyjąć:
mamy wpływ na siebie samych, a jeśli uważamy, że tak samo (w takim samym zakresie) mamy wpływ na drugiego człowieka, to jednak jesteśmy w błędzie – w miłym błędzie, ale majacym swoje często poważne konsekwencje.
Nie jesteśmy omnipotent
Pozdrawiam, Ewa
@Ewa W:
„Dopowiem jeszcze coś, czego wiele osób w moim przekonaniu nie chce przyjąć:
mamy wpływ na siebie samych, a jeśli uważamy, że tak samo (w takim samym zakresie) mamy wpływ na drugiego człowieka, to jednak jesteśmy w błędzie – w miłym błędzie, ale majacym swoje często poważne konsekwencje.
Nie jesteśmy omnipotent”
Bardzo, bardzo mądre słowa! Myślę, że od tego w ogóle powinna się ta rozmowa na temat deklaracji „na zawsze i do końca życia” w ogóle rozpocząć. Sama przekonuję się o prawdziwości tego stwierdzenia w każdym aspekcie życia odkąd to sobie uświadomiłam.
Myślę też, że wielu ludzi (w tym w przeszłości także i ja – choć do dziś czasem mi się to zdarza) nie chce przyjąć tej prawdy do wiadomości, ze względu na fakt, że im silniejsze jest jakieś przekonanie, z tym większym dysonansem poznawczym mamy potem do czynienia w zderzeniu z rzeczywistością znacznie odbiegającą od naszego pierwotnego przekonania. A któż z nas lubi czuć się niekomfortowo i to w dodatku z własnej inicjatywy?
Pozdrawiam, Marta
Kocham Cię, ale wiem, że nie jesteś ze mną szczęśliwy, więc odchodzę.
Kocham Cię, ale wiem, że nie jestem z Tobą szczęśliwa, więc to nie ma snesu, odchodzę.
Przyjaźnimy się od wielu lat, ale bardzo się zmieniłyśmy i już niewiele, prócz wspomnień, nas łączy.
Pozdrawiam,EwaT
EwaT,
piszesz:
Kocham Cię, ale wiem, że nie jesteś ze mną szczęśliwy, więc odchodzę.
Nie wyobrażam sobie takiej konstrukcji. Jakim cudem możemy lepiej od drugiej osoby wiedzieć co jest dla niej lepsze ?
Każdy, w miarę samodzielnie myślący człowiek,jeżeli faktycznie byłby nieszczęśliwy sam podjąłby taką decyzję.
Moim zdaniem, zastosowanie takiej konstrukcji to strach przed ujawnieniem faktycznego powodu rozstania, czyli coś na kształt kłamstwa: „to nie Twoja wina, tu chodzi o mnie”.
Pozdrawiam,
Artur Rogowski
Artur Rogowski,
słusznie, że decyzję w takiej sytuacji powinien podejmować ten „nieszczęśliwy” a nie my. Jeśli męczy nas jego „nieszczęśliwosć”, to trzeba powiedzieć, co nam nie pasuje.
Natomiast co do Twojego:
„Każdy, w miarę samodzielnie myślący człowiek,jeżeli faktycznie byłby nieszczęśliwy sam podjąłby taką decyzję.” – oj jakże moim zdniem dalekie to od prawdy… Bycie nieszczęśliwym, cierpiacym, krzywdzonym etc niesie tyle korzyści, że nie każdy z tego tak łatwo rezygnuje. Tak,tak, korzyści. Np. bycie meczennikiem w dobrej sprawie, np. łatwosc zwalniania sie z odpowiedzialnosci za swoje zycie i wiele innych, każdemu do wyboru. Bycie szczęśliwym jest bardziej wymagajace :-)
To o czym mówisz o tym odejsciu, to byłoby optymalne rozwiązanie, jednak praktyka pokazuje, jakże często inne warianty – nakierowane na trwanie, walkę o, walke z, wytrzymanie, poswięcenie, cierpiętnictwo, etc, etc
pozdrawiam, Ewa
Ewa W,
piszesz: „Bycie nieszczęśliwym, cierpiacym, krzywdzonym etc niesie tyle korzyści, że nie każdy z tego tak łatwo rezygnuje.”
Smutne, ale chyba jednak masz rację.
Brakuje mi w takim razie słowa, aby rozszerzyć fragment: „Każdy, w miarę samodzielnie myślący człowiek” o kolejny przymiotnik, tak aby moje zdanie było prawdziwe.
Samodzielnie myślący biorący odpowiedzialność za swoje życie człowiek?
Pozdrawiam,
Artur Rogowski
Witam.
Ewo W. i Marto Bardzo wam dziekuję za odpowiedź na mój komentarz. Już wyjaśniam o co mi chodziło w pierwszym moim komentarzu. Uważam, że zawsze mamy wpływ na drugą osobę w związku, chociarzby przytakując lub nie w każdej sprawie w, której osoba mi bliska np poprosi o radę. Akceptyjąc jakąś decyzję mogę np. skłamać aby się jej przypodobać, poświęcić się i mimo, że podjęta przeze mnie decyzja nie będzie mi się podobała przytaknąć, poświęcając się dla drugiej osoby, mogę wogóle nie licząc się z jej zdaniem podjąć swoją decyzję, mogę wreszcie powiedzić prawdę. I tak naprawdę o to chodzi, aby przez całe swoje życie mówić sobie prawdę. Marto czytając twoją wypowiedź do mojego komentarza odnisłem wrażenie jakbyś dopiero co wyszła z wykładu z filozofii, lub psychologi, a życie takie nie jest. Przecież podejmowane przez nas decyzje nawet te “chcę być u Twego boku do końca życia”, trzeba brać takimi jakie są. Jeżeli chodi o decyzje tak bardzo życiowe chciażby ta w/w to warto bardzo głęboko się zastanowić i podjąć taką aby była jak najlepsza dla mnie osobiście, jednocześnie nie czyniła szkody drugiej osobie, lub szkodziła bardzo minimalnie (bo inaczej akurat się nie da). Przy podejmowaniu takich życoiwych decyzji bardzo nakręcają mnie (choć to pewnie nie ostre wyrażenie)przykłady ludzi upośledzonych np. fizycznie, którzy przez swoje dążenie do celu osiągneli wiele i teraz mówią o tym, albo nawet uczą jak osiągać jeszcze więcej. A skąt ta siła, bo właśnie się zbytnio nie rozdrabniali nad tym co się stanie jak podejmę taką, a nie inną decyzję, poprostu działali,brali życie takim jakie ono jest właśnie w tej chwili. I do tego was zachęcam
Pozdrawiam,
Sebastian
Alex, mam problem z Twoim komentarzem:
„… Wypowiedź …”chce byc u Twego boku na reszte życia” […] jest w znakomitej większości przypadków nierealistyczna. …”
Próbuję znaleźć potwierdzenie dla Twojej tezy w:
http://www.stat.gov.pl/gus/5840_rocznik_demograficzny_PLK_HTML.htm
i widzę coś zupełnie odwrotnego. W statystykach GUS nie ma „znakomitej większości przypadków”, jakkolwiek interpretować dane o małżeństwach i rozwodach.
Mój problem polega na tym, że Twoje super cenne wpisy na blogu są przeplatane promowaniem wśród młodych ludzi pewnej postawy życiowej. Dopóki piszesz „mnie to służy” jest ok. Ale gdy otwarcie krytykujesz inne, bardziej konserwatywne poglądy, odczuwam spory dyskomfort. Tak było w tym przypadku. Szczególnie mi przykro, gdy ta krytyka nie znajduje potwierdzenia w otaczającej mnie rzeczywistości. Może otaczamy się ludźmi o różnych standardach moralnych i systemach wartości?
Gdybyż Twój blog był bardziej obiektywny w kwestiach światopoglądowych (małżeństwo, rodzina, dzieci) chętnie polecałbym go znajomym.
Arv,
A co przeszkadza Ci polecać go teraz? Przecież to jest blog Alexa, faceta o takim a nie innym poglądzie na sprawy małżeństwa, posiadania dzieci. Przecież nikt nie musi Go naśladować. Ważne, żeby sobie zadać pytanie czy posiadanie tych wspomnianych dzieci to jest to co naprawdę chcę w życiu.
Za te zadawanie pytań, które powodują często dyskomfort, zmuszają do zastanowienia cenię to miejsce. Bardzo często moje odpowiedzi są różne od Alexowych. Mam dwójkę dzieci i uważam, że to jest najlepsze co mnie w życiu spotkało. I nie czuję, że coś przez nie tracę ale może ktoś inny właśnie tak by czuł. W takim układzie nie powinien mieć dzieci.
A to, że większość małżeństw według GUSu trwa to nie znaczy że są to związki w takim kształcie o jakich marzymy, w jakich chcielibyśmy być. Czy w takim układzie warto trwać? Każdy sam musi sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Arv – szanuję to, że masz inne niż ja zdanie. Przytoczony argument Rocznika Demograficznego 2011 mnie zainteresował i skoro uprzejmie podałeś źródło to skorzystałam i poszukałam danych. Oto moje spostrzeżenia i wnioski:
W 2010 roku na ~229 tys. Istniejących małżeństw zakończyło się poprzez śmierć ~160 tys. To są te małżeństwa „dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Biorąc pod uwagę, że najwięcej małżeństw zawieranych jest w przedziane wiekowym 20-29 lat (dane z roku 2010, przypuszczam, że kiedyś był niższy), a średnia wieku wynosi 76 lat (w oparciu o medianę na rok 2010) możemy zauważyć, że z grubsza szacując dane o małżeństwach „do końca życia” jakie możemy wywnioskować z przytoczonego rocznika dotyczą naszych dziadków. To się ma nijak do sytuacji składania takich dalekosiężnych deklaracji w obecnych czasach, a o tym była dyskusja.
Zatem Arv nie wiem gdzie (w oparciu o źródło, które podajesz) widzisz „coś zupełnie odwrotnego” niż cytowana przez Ciebie teza „Wypowiedź …”chce byc u Twego boku na reszte życia” […] jest w znakomitej większości przypadków nierealistyczna. …”.
I żeby było jasne: moim zdaniem na podstawie Rocznika Demograficznego 2011 tej tezy (dotyczącej obecnych czasów) nie da się ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. Pradziwość deklaracji „do końca życia” możemy ocenić tylko w przypadku tych, którzy już nie żyją (czy podjeli taką deklarację np. w formie małzeństwa i czy jej dotrzymali). A to oznacza, że realne dane statystyczne w tym temacie możemy otrzymać dla ludzi około 70 – 80 lat, co oznacza że ew. deklarację składali około 50 – 60 lat temu. 50 lat temu były jednak inne realia, inne okoliczności.
Co do argumentu „jakościowego” to zgadzam się z Małgorzatą. Długość małżeństwa czy sam fakt jego trwania nie świadczą o ich „szczęśliwości”. A to własnie ma duży wpływ na odczuwalną jakość życia.
Pozdrawiam
Emilia Ornat
Emilia, piszesz: „W 2010 roku na ~229 tys. istniejących małżeństw zakończyło się poprzez śmierć ~160 tys.” … i rzekomo zostało tylko 69 tys.? Zaglądaliśmy w ten sam dokument?
Dla mnie deklaracja „Dopóki śmierć nas nie rozłączy” pozostaje w statystycznej większości przypadków prawdziwa i wiarygodna, choć nie jestem obojętny wobec faktu, że na 1000 małżeństw prawie 10 jest rozwiązywane przez rozwód. Howgh.
Arv
Wybacz, że z powodu innych okoliczności odpowiadam dopiero teraz. Jeśli chodzi o samą kwestię poruszona w Twoim komentarzu, to podzielam głosy Małgorzaty i Emili (dziękuje Wam :-))
Przykro mi z powodu Twojego dyskomfortu, z drugiej strony mając do wyboru pisanie „grzeczne” albo pisanie tak jak rzeczywiście czuję, to wybieram to drugie.
Jeśli chodzi o subiektywność moich wypowiedzi, to już pisze cały post na ten temat, tam znajdziesz obszerna odpowiedź. Zajrzyj na blog za jakąś godzinę to powinien być gotowy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS do wszystkich:
Zwróćcie uwagę, jak wiele wypowiedzi dotyczy obocznej kwestii poruszonej w jednym z moich komentarzy, a jak niewiele głównego tematu postu. Jak myślicie, dlaczego tak jest?
To akurat proste. :)
Świadome analizowanie relacji jest fajną sprawą a opisana metoda wydaje się być prostą i skuteczną. Nie jest to tak kontrowersyjny temat jak promowanie związków „na kocią łapę” dopóki „nam jest dobrze” bez zobowiązań.
Arv
Ciągle jeszcze pisze ten post :-)więc tylko krótko:
Piszesz: „Nie jest to tak kontrowersyjny temat jak promowanie związków “na kocią łapę” dopóki “nam jest dobrze” bez zobowiązań.”
Dlaczego temat jest kontrowersyjny???
Jeżeli ktoś ma bardzo zadowalające „związki na kocią łapę” i jest z tym zadowolony, to dlaczego nie ma podzielić się ta informacją z innymi?? Ona jest przecież równie wartościowa, jak każda inna, pozwala Czytelnikowi wybrać z szerszego zbioru opcji życiowych
Odpowiadając na pytanie:
Temat jest kontrowersyjny ponieważ nasze społeczeństwo nie jest jeszcze tak postępowe jak niektórym się wydaje lub jak niektórzy chcieliby.
Nie jestem przeciwnikiem związków „na kocią łapę”. Sam długo czekałem przed zawarciem małżeństwa. Zdecydowałem się na ślub z uwagi na chęc posiadania dzieci.
Niechże każdy robi jak chce dopóki nikogo nie krzywdzi (np. własnych dzieci bo płatników ZUS pominę).
Jestem natomiast zdecydowanym przeciwnikiem krytyków tradycyjnego modelu rodziny. Dorośli, odpowiedzialni, honorowi ludzie z kręgosłupem moralnym nie szastają deklaracjami typu „na resztę życia”. Dlatego ocena „nierealistyczne” jest po prostu krzywdząca.
>>Zwróćcie uwagę, jak wiele wypowiedzi dotyczy obocznej kwestii poruszonej w jednym z moich komentarzy, a jak niewiele głównego tematu postu. Jak myślicie, dlaczego tak jest?
Post jest bardzo ogólny i IMHO dość oczywisty. Większość ludzi zdaje sobie sprawę, że ludzkie relacje mają wiele odcieni i jedno „kocham” czy „lubię” nie jest równe drugiemu. Moja siedmioletnia córka zdaje sobie z tego sprawę. O czym tu gadać?
Indywidualne poglądy na bardziej szczegółowe kwestie są moim zdaniem po prostu ciekawszym tematem do rozmowy. Szczególnie jeśli moja opinia jest inna jestem ciekawa jaką drogą rozmówca doszedł to takich, a nie innych wniosków.
Cześć,
To mój pierwszy post tutaj. Pozwolę sobie odpowiedzieć na pytanie postawione w tym wątku przez Alexa:
„PS do wszystkich: Zwróćcie uwagę, jak wiele wypowiedzi dotyczy obocznej kwestii poruszonej w jednym z moich komentarzy, a jak niewiele głównego tematu postu. Jak myślicie, dlaczego tak jest? ”
Cóż, pewnie jest tak dlatego, że po wykonaniu zaleconego przez Alexa ćwiczenia: „ćwiczenie polega nie na wymyślaniu różnych możliwych kombinacji, lecz na analizie własnych relacji z różnymi ważnymi osobami wokół nas”
zdalibyśmyh siobie sprawę, że sami tkwimy w ralacjach, z których nie jesteśmy zbytnio zadowoleni…” A może okazałoby się nawet, że któraś podana przez Alexa sytuacja dotyczyłaby właśnie nas? Niestety prawda jest trudna do zaakceptowania i dlatego wolimy życ w nieświadomości, lub na siłę usprawiedliwiać naszą sytuację byleby nie przyznać się, żę postepujemy wbrew sobie i żyjemy nie tak jak naprawdę chcielibyśmy.
Ja tylko dodam (nie mogę się powstrzymać żeby tego nie zrobić:-) dwie inne ciekawe sytacje:
1. „Właściwie to nic do Ciebie nie czuję, ale jesteśmy ze sobą już tak długo (zresztą nasze rodziny też już się znają), że powinniśm się pobrać.”
2. „Właściwie to nic do Ciebie nie czuję, ale po tak długim ze sobą chodzeniu powinniśmy się pobrać bo nie chce mi się od nowa szukac chłopaka / dziewczyny (jest to pracochłonne i wymaga tyle zachodu). Chyba ze w międzyczasie trafi się przypadkiem lepszy model, to wtedy Cię na niego podmienię…”
Pozdrawiam,
Grzesiek Ż.
Analiza moich własnych relacji z innymi ludźmi na sposób „eskimoski” nie jest mi obca, robię ją dość odruchowo, na bieżąco i to chyba „od zawsze”. Jestem dość świadoma tego, co z kim chciałabym robić i w jakich obszarach życia, a czego nie chciałabym robić. Z reguły wiem też dlaczego. Na przykład mam koleżankę, którą lubię i chętnie spotykam się z nią na kawę, uważam ją za życzliwą i fajną koleżankę, ale biznesu nie chciałabym z nią robić (i wiem dlaczego nie). Itp. Czasami jednak zastanawiam się, czy taki nadmiar świadomości nie bywa szkodliwy i niepotrzebnie nas nie ogranicza? Być może ten radar czujności w kontakach z ludźmi, który skłania mnie do ograniczenia współpracy w określonych obszarach, może pozbawić mnie ciekawych szans np. zawodowych i większej zażyłości na stopie prywatnej? Mam wrażenie, że tego nigdy do końca nie można wiedzieć.
Mam jeszcze takie pytanie do Aleksa: Przypuśćmy, że mężczyzna oświadcza się kobiecie. Jak to powinno brzmieć Twoim zdaniem Aleksie, żeby kobieta mogła odebrać to jako deklarację realistyczną. Pytam z ciekawości ;)
Pozdrawiam
Agnieszka
Witam,
tak mi jeszcze przyszło do głowy – dla mnie post jest oczywisty być może dlatego, że także żyję w warunkach trochę eskimoskich – tzn.: na dość ograniczonej przestrzeni mieszkam z kilkoma innymi osobami. Nie są to wprawdzie tak ekstremalne warunki jak igloo podczas nocy polarnej :-) ale dość trudno jest znaleźć zimą pomieszczenie, w którym akurat nikt inny nie przebywa.
pozdrawiam,
Elzbieta