Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Relacje z innymi ludźmi – jakimi zasadami się kierujesz?

Dziś powiem Wam o bardzo prostych zasadach, którymi kieruję się w relacjach z innymi ludźmi. Niektórym z Was mogą one zdawać się nawet zbyt proste, niemniej w moim życiu funkcjonują one od dłuższego czasu bardzo dobrze, doprowadzając do rezultatów, które mi się podobają.
Ze względu na to, że są to moje wewnętrzne reguły pozwolę sobie przytoczyć je w tak samo kolokwialnym języku, w jakim działają one w mojej głowie :-)

  • Zasada 1 – każdy człowiek, który z własnej inicjatywy nawiązuje ze mną jakąkolwiek relację powinien być na niej „do przodu”. Oznacza to, że staram się aby dla każdej osoby jakikolwiek kontakt ze mną ze mną był czymś pozytywnym. To może oznaczać uśmiech i odrobinę słońca dla kogoś nieznajomego, z kim wymieniam kilka przyjaznych spojrzeń na ulicy (a robię to od lat każdego dnia :-)), może też oznaczać „przetransferowanie” kogoś do zupełnie innej ligi i danie mu narzędzi do osiągniącia tam sukcesu. Co prawda uważam za lekką przesadę twierdzenie paru osób, że to ja je „zrobiłem” tym kim są, niemniej w długotrwałych i intensywnych relacjach bardzo wiele jest możliwe i jeśli da się to zrobić stosunkowo prosto to dlaczego nie? :-).
    Stosowanie tej zasady polecam każdemu z Was, to doskonałe odczucie, kiedy wiesz, że jak za kometą Halleya ciagnie się za tobą długi warkocz ludzi, których życie uległo wzbogaceniu w rezultacie interakcji z tobą. Oczywiście, aby sobie przy tym nie zrobić krzywdy zalecam jednocześnie rozważenie pozostałych zasad, takich jak np. zasada nr 2
  • Zasada 2 – długoterminowo utrzymuję tylko te relacje, które są w jakiś sposób korzystne dla obydwu stron. W ten sposób unikam sytuacji, kiedy ja, albo druga strona mogłaby stać „wampirem” energetycznym, emocjonalnym, finansowym czy jakimkolwiek innym :-) Oszczędza to mnóstwo czasu i środków na bezsensowne kontakty co pozwala nam znacznie więcej „inwestować” w te pozostałe. Zasada te nie oznacza utrzymywania jakiegoś „konta”, na którym staramy się precyzyjnie zbilansować wzajemne korzyści, należy raczej traktować ją bardziej ogólnie :-)
  • Zasada 3 – długoterminowo każdy ma u mnie mniej więcej poziom na skali ważności, jaki ja mam u niego. Dawno temu zauważyłem, że często inni ludzie mieli u mnie znacznie wyższy priorytet niż ja u nich i to nawet w wypadkach, kiedy powinno być odwrotnie!! Odkąd to zmieniłem przebywam w gronie ludzi którzy wzajemnie cenią sobie możliwość robienia czegoś razem i nikt nikomu nie robi przysłowiowej „łaski”.

Te trzy punkty stanowią odbicie mojego osobistego podejścia do tego zagadnienia i zapewne wielu z Was może robić to w odmienny sposób. Jeśli tak to serdecznie zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.

Komentarze (20) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

„Yes, I can!”

Właśnie zakończyłem niezwykle intensywne dwa tygodnie, które spędziłem we Wrocławiu szkoląc grupy młodych managerów. Porównując wysoki poziom i potencjał tych ludzi do tego, co na codzień widziałem w polskiej prasie i telewizji można pomyśleć, że chodzi tutaj o dwa zupełnie różne kraje, w których przypadkowo mówi się dość podobnym językiem!! Jestem bardzo ciekaw, która z tych Polsk na dłuższą metę przeważy.

Pracując z takimi ludźmi trzeba oczywiście dawać z siebie wszystko i to spowodowało pewną przerwę w pisaniu nowych postów, co z pewnością zrozumiecie. Dziś jadę do Warszawy, więc będzie okazja do popisania po drodze, tym bardziej że mam kilka przemyśleń, którymi warto się podzielić.

Teraz mały drobiazg na przedpołudnie:

W sumie mieszkałem już cały miesiąc we wrocławskim hotelu sieci Radisson. Sieć ta ma dewizę, która brzmi: „Yes, I can!” Oznacza to, że każdy pracownik ma okazywać w stosunku do życzeń klienta pozytywną postawę i zrobić wszystko, aby to życzenie spełnić (oczywiście w rozsądnym zakresie). Muszę przyznać, że w tym hotelu finkcjonowało to doskonale i dzięki temu został on tutaj moim standardowym miejscem postoju. Co to ma wspólnego z nami? Bardzo wiele, bo jakże często spotykamy się w życiu z postawami, które po angielsku można by opisać jako: „no I can not, may not, etc…” Czasami mam wręcz wrażenie, że wylądowałem w kraju impotentów obojga płci. Macie podobne odczucia?

Dobrą stroną tego stanu rzeczy jest to, że w takiej sytuacji można bardzo łatwo pozytywnie się wyróżnić, właśnie poprzez nastawienie takie, jak wspomniani pracownicy wrocławskiego Radissona. Co stoi na przeszkodzie, aby skonfrontowani z jakimkolwiek wyzwaniem, zamiast popularnego szukania usprawiedliwień „dlaczego się nie da”, zobaczyć co „da się zrobić”. Ja tak robię i to podejście ułatwia znalezienie rozwiązania nawet w sytuacjach pozornie beznadziejnych. To samo w odniesieniu do potrzeb bliskich, klientów, czy w ogóle ludzi z którymi mamy do czynnienia. Pamiętajmy, że nasze podejście ma ogromny wpływ, na image z którym idziemy przez życie (a to z kolei załatwia nam wiele innych rzeczy :-)). Nie jest wszystko jedno, czy jesteśmy postrzegani jako impotenci (w szerokim tego słowa zaczeniu) względnie „hamulcowi”, czy też jako ci, którzy coś mogą i dokonują.

Często nie wymaga to żadnego dodatkowego wysiłku, tylko drobnej zmiany sposobu komunikowania np. zamiast „nie mogę zrobić ci tego do środy” powiedzieć „od czwartku możesz to mieć kiedy zechcesz” :-) To niezwykle banalna wskazówka, która powinna być powszechnie znana, niemniej moje obserwacje wykazują, że prawie nikt tak nie robi :-)

Czasem otoczenie stawia przed nami zadania, których nie możemy wykonać i wtedy większość ludzi mówi: „tego nie mogę zrobić”. Zamiast tego powiedzcie lepiej: „oczywiście że mogę to zrobić, jesli tylko (i tutaj jakiś trudny, bądź niemożliwy do spełnienia warunek)” :-)

Jeśli się nad tym zastanowicie i uruchomicie trochę Wasze prawe półkule mózgowe, to znajdziecie pozytywną odpowiedź nawet na bardzo trudne pytania, jak na przykład: „możesz przetransportować mnie w ciągu 10 minut z Wrocławia do Warszawy?”. Większość zapytanych odpowie „oczywiście, że nie!!!”. Ja odpowiem „oczywiście że tak, jeśli tylko znajdziesz praktyczny sposób na przeprowadzenie teleportacji!!” :-)

Z innych dziedzin: na pytanie „możesz teraz zrobić zadanie X?” zamiast „nie, bo teraz jestem zajęty Y” odpowiadamy „oczywiście, jeśli tylko znajdziesz kogoś, kto teraz zrobi X (moją aktualną pracą)”

To taki mały „chwyt” retoryczny, którego zastosowanie wymaga od nas szybkiego myślenia i odpowiedniego sposobu spojrzenia, ale bardzo rozwija on kilka cennych umiejętności :-)

Zalecam Wam przemyślenie, jak moglibyście to zastosować w Waszych sytuacjach życiowych i naturalnie nie przesadzajcie z tym praktycznym użytkowaniu :-)

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-21
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak rozszerzać swój zakres swobody i jakość życia cz2.

Dziś porozmawiajmy o kolejnym podejściu, przy pomocy którego znacząco możemy poszerzyć sobie zakres swobody, a mianowicie umiejętnym wykorzystaniu Zasady Pareto. Zasada ta powinna być dość dobrze znana, ale na wszelki wypadek powiedzmy krótko o co chodzi. Vilfredo Pareto był żyjącym na przełomie XIX i XX ekonomistą włoskim, który zauważył, że 20% ówczesnej populacji Włoch zbierało ok. 80% dochodów tejże populacji. Z czasem okazało się, że ta zasada mniej czy bardziej sprawdza się w zdumiewającej ilości bardzo różnych przypadków (20% klientów generuje 80% dochodów, ale też 80% problemów pochodzi od 20% klientów, to samo z pracownikami, sprawdza się też w tak banalnych sprawach jak idealne wysprzątenie mieszkania :-)) Innymi słowy, jeśli na jednej osi odłożymy nakłady na dowolny cel, a na drugiej stopień jego osiągnięcia, to w wielu (ale oczywiście nie wszystkich) sytuacjach życiowych linia od zera do 100% nie będzie prostą, lecz zbliżoną do krzywej logarytmicznej, czyli na początku łatwo jest osiągnąć wyraźną poprawę, potem coraz trudniej (ostatnio testuję to przy utracie wagi o 10 kg – pierwsze 2 kilo poszły prawie same :-))

OK, to większość z Was zapewne już zna :-) Cały trick zaczyna się przy podwójnym zastosowaniu Zasady Pareto:

Jeśli 20% nakładów może przynieść 80% rezultatu końcowego i przy założeniu, że ta zasada jest prawdziwa, to 20% z tych 20% (czyli 4% początkowych nakładów) może dać nam ciągle jeszcze 80% z 80% (czyli 64% pierwotnego maksymalnego wyniku końcowego).

Ta zasada najwyraźniej byłaby bardzo niebezpieczna w wypadku pojedynczych działań wymagających 100% koncentracji i wysiłku (np. skomplikowana operacja chirurgiczna, łądowanie Jumbo Jetem :-)), ale bez wątpienia warta jest rozważenia przy wielu dość złożonych sprawach życiowych.

Osobiście od wielu lat, zamiast jak wielu ludzi rzucać się na jakieś wyzwanie staram się najpierw znaleźć te krytyczne 4% i jeśli je zlokalizuję, to z całą energią koncentruję się na nich. W ten sposób w wielu wypadkach bardzo szybko osiągam całkiem przyzwoite rezultaty (64% maximum :-)) całkiem niewielkim nakładem czasu, pieniędzy, czy innych zasobów. Oczywiście zawsze można potem pracować nad doskonaleniem tego, co osiągnęliśmy (jest jeszcze do wygrania 36%), ale robimy to już z całkiem innej pozycji wyjściowej.

To funkcjonuje u mnie nie tylko w życiu prywatnym, ale też w praktyce zawodowej. Klienci są bardzo zadowoleni, jeśli działania szkoleniowe już po krótkim okresie czasu i stosunkowo niewielkim nakładem finansowym przynoszą znaczące rezultaty. A ja właśnie robie to tak, że najpierw wykorzystuję moje doświadczenie i czas do znalezienia tych 4 %, a następnie w umiejętny sposób realizuję dokładnie to, co w danym konkretnym przypadku robi największą różnicę. Potem wszyscy są zadowoleni i bazując na tych wynikach możemy pracować dalej.
Jak zwykle na tym blogu, przedstawiłem dziś wyłącznie mój osobisty punkt widzenia, to wyszukiwanie kluczowych 4% funkcjonuje bardzo dobrze dla mnie. Niekoniecznie musi to tak samo działać dla Ciebie drogi Czytelniku. Tak czy inaczej przemyśleć warto :-)

Jeśli macie jakiekolwiek pytania, to zapraszam do dyskusji.

Komentarze (52) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak można zostać trenerem :-)

W którymś z komentarzy jeden z Czytelników zapytał mnie jak zostaje się trenerem. Ponieważ ten temat powraca dość często, to zajmijmy się nim na chwilę
Odpowiedź będzie oczywiście zależała od sprecyzowania jakim trenerem chcesz zostać.
Generalnie, jeśli chodzi o tzw. umiejętności miękkie to wyróżniam 3 rodzaje Kolegów (i Koleżanek) po fachu:

1) trenerzy, którzy tłuką masówkę w licznych „szkoleniach” finansowanych z Unii Europejskiej. Przy dofinansowaniu w wysokości 60-80% wszyscy są szczęśliwi i nikt specjalnie nie przejmuje się konkretnymi i praktycznymi rezultatami tych „treningów” (OK, konduktorzy w Eurocity stali się bardziej mili :-).
Do tej samej grupy zaliczają się „eksperci”, którzy (biorąc za to niemałe pieniędze) ekipie negocjującej na bieżąco wielomilionowe interesy kazali kiedyś porównywać przeciwników do lisków, piesków i podobnych zwierzątek!!! :-) Tego kiedyś dowiedziałem się od moich uczestników
Jak zostać takim trenerem? Zapewne trzeba mieć troche tupetu i jakieś studia a co do reszty to może opowiem to w postaci historyjki:

Kiedyś, w dużym i pustym domu mieszkały dwie babcie. Ponieważ było im tam smutno i czuły się samotne postanowiły sprowadzić sobie istotę płci męskiej. Mężczyzna nie wchodził w rachubę, bo to istota zbyt skomplikowana w utrzymaniu, więc kupiły sobie wielkiego kocura. Kocur w pozytywny sposób wpłynął na atmosferę w domu, był taki miły, chetnie się łasił i tak przyjemnie mruczał. Jedyną wadą był fakt, że co wieczór wymykał się on na ulicę i po całych nocach słychać było jego „podboje”. Wkrótce okolica zaroiła się od małych kotów i coraz więcej było skarg sąsiadów. Rad nie rad, babcie postanowiły kocura wykastrować, licząc że to rozwiąże problem i tak też zrobiły.
Dwa tygodnie później pewna znajoma zadzwoniła do babci i zapytała, czy ich pupil siedzi wreszcie w domu. Na to babcia: „ależ skądże, znowu co noc wychodzi na ulice, tylko że teraz jako trener i coach!!” :-) :-)

2) trenerzy, którzy w ramach różnych, często znanych miedzynarodowych firm prowadzą różne, zazwyczaj licencjonowane programy szkoleniowe. Tutaj nie chcę się szczegółowo wypowiadać, bo poza krótkim epizodem (podczas którego stwierdziłem, że sam potrafię lepiej) nie mam osobistych doświadczeń i nie jest to mój sposób pracy. Z tego co wiem, istnieją całe firmy żyjące z prowadzenia kursów trenerskich, wydawania różnych certyfikatów itp. Jak już wspomniałem, nie jest to mój świat, więc decydując się na tę drogę zdani jesteście na siebie samych. Jedyną radą jaką mogę Wam dać, to sprawdźcie jakie honorarium dzienne kasuje taki chcący was uczyć trener na wolnym rynku (poza szkoleniem Was). Jeśli ktoś potem będzie potrzebował danych porównawczych, to proszę o maila.

3) wreszcie ostatnia grupa trenerów, a mianowicie ci, którzy mają na rynku reputację osób, które przyjdą, zrobią i będą z tego konkretne rezultaty. Ich dalsza egzystencja zaleśna jest właśnie od ich konkretnych wyników
Tacy ludzie nie muszą się ogłaszać, są podawani przez zaangażowanych managerów z rąk do rąk i nikt specjalnie nie usiłuje negocjować z nimi warunków współpracy. Wiadomo, że praktyczne rezultaty końcowe znacznie przewyższą wszelkie poniesione koszty i to się dla tych klientów liczy. Taki trener może dobierać sobie klientów i zadania, których się podejmuje, ma też znaczący wpływ na sposób ich realizacji. Dla mnie jest to wymarzona forma działania i tutaj jestem kompetentny, aby to opisać. Problem polega na tym, że jeśli chcesz zostać takim trenerem, to jest tego dość dużo. Chciałem już wcześniej opisać to w cyklu”Droga samuraja”, ale chwilowo brak mi czasu. Obiecuję że wrócę do tego tematu podczas mojej kreatywnej przerwy w drugiej połowie listopada i w grudniu.

PS: Myślę że zainteresowani potraktują punkt pierwszy z pewnym przymrużeniem oka. My trenerzy musimy umieć znieść kontrowersyjny feedback, nieprawdaż :-)

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Mentor – jak się zakwalifikować

Jak zakwalifikować się u dobrego mentora?

Pewna trudność w omawianiu tego tematu leży w tym, iż prawdopodobnie ilu mentorów, tyle jest indywidualnych „procedur kwalifikacyjnych”.
Dlatego napiszę najpierw ogólnie o rzeczach, które najprawdopodobniej występują u większości potencjalnych opiekunów, a potem szczegółowo o tym jak robie to ja.
Generalnie każdy mentor pomaga podopiecznym aby osiągnąć jakieś osobiste cele. To mogą być takie niematerialne rzeczy jak satysfakcja z powodzenia „projektu”, fun przy jego realizacji (wybaczcie mi ten anglicyzm), działanie w myśl zasady „podaj dalej”, aż po konkretne korzyści ekonomiczne. Wszystkie te motywy są OK pod warunkiem że są od początku dla obydwu stron jasne i przez nie zaakceptowane.
Jeśli znasz motywy Twojego przyszłego mentora, to pokaż mu, jak będąc jego uczniem możesz dostarczyć mu tego, o co mu chodzi.
Dobry mentor ma zazwyczaj pewien nadmiar kandydatów, więc może wyszukać sobie tego najbardziej obiecującego. Ważne elementy to zazwyczaj osobiste zaangażowanie kandydata, posiadanie przez niego jakiejś interesującej wizji dalszego rozwoju i wykazanie się przez niego, ze zaczął już sam coś robić w kierunku, w którym chce się rozwijać.
Wielu mentorów ma zazwyczaj sporo innych zajęć i dlatego często ważne jest, aby kandydat wykazał się elastycznością jeśli chodzi o czas i miejsce możliwych spotkań. Wiele innych czynników zależy od wzajemnej „chemii” i jak wspomniałem powyżej są to często dość indywidualne kryteria.

Tyle na razie tych ogólnych rozważań, przejdźmy do tego, jak to funkcjonuje u mnie, bo tu mogę powiedzieć więcej.

W moim życiu pomagam w różnym stopniu wielu ludziom, jednak najbardziej interesują mnie spektakularne projekty, kiedy ktoś, kto ma odpowiednie predyspozycje i serce do tego katapultuje się w relatywnie krótkim czasie o kilka poziomów w góre jeśli chodzi o szeroko rozumiane zadowolenie i radość z życia. Dlatego do poważniejszych działań kwalifikują się ludzie, którzy są zdecydowani w znaczący sposób zmienić na lepsze swoje życie, a nie tylko przykleić ten przysłowiowy plaster na jakiś problemik.
Jeśli już podejmuję się takich działań to angażuję się w to bardzo. Stąd niezmiernie istotnym dla mnie jest spodziewany poziom zaangażowania u mentorowanego. Długoterminowo nie może to być tak, że ja staram się bardziej od niego, a parę razy tak mi się już zdarzało.
W takim procesie ważna jest bardzo dobra i otwarta komunikacja i tutaj pojawia się natępny potencjalny problem. W wyniku sposobu wychowania i edukacji w Polsce większość ludzi można porównać do zamkniętych w swoich skorupkach ślimaczków, które, abstrahując od najbliższej rodziny, chowają się w nich i tylko od czasu do czasu niezwykle ostrożnie wysuwają z nich parę czułek, aby zebrać troche informacji o innych i otaczającym świecie. Jest to zjawisko, z którym mam do czynnienia (i przeciwdziałam mu) na wielu moich szkoleniach, co znacznie zwiększa potem skuteczność ich uczestników. Mentorując kogoś „hobbystycznie” oczekuję, że kandydat ma ten etap otwierania się jako człowiek za sobą, inaczej jest to dużo pracy, na którą trochę mi szkoda mojego wolnego czasu.
Oczekuję od kandydata sporo inicjatywy własnej, zarówno jeśli chodzi o kontakt ze mną, jak i podejmowanie różnych działań. Rozumiem moją rolę jako bycie przewodnikiem i katalizatorem zmian, nie jako ich głównym silnikiem :-)
Jeśli ktoś chce, abym go mentorował, to dobrze jest jeśli zapoznał się z tym co piszę na tym blogu :-) To też taki mały sprawdzian, czy człowiek gotów jest zadać sobie trochę trudu :-)
Muszę mieć wewnętrzne przekonanie, że kandydat wykorzysta zdobytą wiedzę i możliwości w etycznych celach.
Kandydat musi być w stanie przyjąć bardzo bezpośredni feedback, bez owijania w bawełnę, bo w przeciwnym wypadku niepotrzebnie spowalniałoby to cały proces.
Kandydat musi zobowiązać się dżentelmeńsko, że w przyszłości zrobi coś dobrego dla innych (też free of charge) w myśl zasady „podaj dalej”
Ciekawym testem, który stosuję w praktyce jest na samym początku uprzejma prośba o napisanie maila z odpowiedzią na dwa pytania:

  • co chcesz dla siebie osiągnąć?
  • co w idealnym przypadku ja mogę zrobić, aby Cię w tym wesprzeć?

Odpowiedć na te pytania pozwala mi stwierdzić:

  • na ile kandydat w ogóle chce coś ze sobą zrobić (w jednym przypadku czekam już bezskutecznie od 4 tygodni na odpowiedź otrzymując w zamian ważne powody zwłoki!!)
  • na ile ma jakąś spójną wizję rezultatów
  • na ile myśli „out of the box”
  • na ile ma tzw. „ikrę” (dotyczy obojga płci)
  • na ile nie boi się otwarcie ze mną komunikować, bo bez tego będzie nam trudno

Te elementy są decydujące o przyjęciu kogoś na program klasy „top gun” :-) Miłym ludziom, którzy się nie zakwalifikują zawsze jestem skłonny pomóc w ten, czy inny sposób, ale poprzeczka na te działania specjalne jest dość wysoko umieszczona. W końcu coś takiego na wolnym rynku kosztuje mnóstwo pieniędzy, więc muszę przynajmniej mieć pewność, że moja praca da rezultaty, z których ja będę dumny (ach ta próżność :-)) a mentorowany szczęśliwy.

Komentarze (23) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Mentor – jak go szukać

Dzisiaj powiemy sobie parę słów o szukaniu mentora i kwalifikowaniu się u niego.

Z Waszych komentarzy wynikają następujące zagadnienia :

  • jak znaleźć mentora
  • jak się u niego zakwalifikować

To pierwsze zagadnienie zależy w dużej mierze od tego, w jakiej dziedzinie takiego przewodnika poszukujemy. Generalnie należy się rozglądnąć za ludzmi, którzy są w takich dziedzinach bardzo dobrzy. Itak:

  • jeśli chcemy nauczyć się prowadzenia firmy, poszukajmy kogoś, kto z powodzeniem i od lat prowadzi przedsięwzięcie podobnej skali
  • jeśli chcemy nauczyć się negocjacji, poszukajmy kogoś, kto ma duże osiągnięcia na tym polu
  • jeśli chcemy poprawić nasze relacje, uczmy się od kogoś, kto ma dobre relacje
  • itd…

Jasne, że to brzmi banalnie, niemniej wielokrotnie obserwuję ludzi idących za „nauczycielami”, którzy sami potrzebowaliby intensywnego treningu. To nawiasem mówiąc dotyczy też wielu trenerów, psychologów i psychoterapeutów :-)
Jeśli chcemy nauczyć się jakiejś konkretnej, w miarę wyizolowanej umiejętności, to wystarczy jeśli nasz mentor w tym jest dobry. Nie musi nam wtedy odpowiadać jego ogólny styl życia, podejście czy nawet sposób komunikacji. Nie chodzi o znalezienie anioła, lecz kogoś od kogo możemy się po prostu nauczyć. Ja kilkakrotnie miewałem mentorów, których styl i podejście do życia były odmienne od mojego i po obopólnym zaakceptowaniu tego faktu nie mieliśmy żadnych problemów.
Trochę inna jest sytuacja, kiedy widzimy kogoś i myślimy „ja też tak chciałbym żyć”. W takich przypadkach konieczne jest porównanie obopólnych preferencji, systemów wartości i wielu innych czynników naszego życia. Inaczej łatwo możemy wmanewrować się w bycie kiepską kopią kogoś innego, zamiast rozwinąć się jako unikalna jednostka ludzka. Piszę to, bo czasem musze zwracać na to uwagę mentorowanym.
W szukaniu należy najpierw pomyśleć gdzie można takie jednostki znaleźć i potem zacząć przebywać na odpowiednich „rejonach łowieckich”. Gdzie to jest, to będzie zależało od wybranej przez nas dziedziny, więc trudno tu dawać jakieś ogólne wskazówki. W kontakcie z mentorem istotne jest obopólne poznanie (skąd inaczej chcesz wiedzieć, że to jest TEN człowiek) i tutaj istotne zapewne jest, abyście byli sympatycznymi i otwartymi ludzmi (patrz bądz miłym człowiekiem)
W tych pierwszych kontaktach dobrze jest zadawać wiele pytań i uważnie słuchać drugiej strony. To też brzmi banalnie, ale kilkakrotnie umawiałem się z potencjalnym „uczniem”, który mając godzine czasu ze mna 50 minut opowiadał o tym jaki to on jest wielki i wspaniały :-) Łatwo zrozumieć, że było to moje ostatnie spotkanie z tą osobą :-)
O tym jak zakwalifikować się u mentora, a szczególnie jak to wygląda u mnie opowiem w następnym poście.

Komentarze (13) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Jak rozszerzać swój zakres swobody i jakość życia cz1.

W komentarzu do mojego postu na temat zachowania przez całe życie swobody wyboru Kuba zaproponował abym sformułował „wzór” na jej zwiększanie  :-)

Myślę, że stworzenie takiego prostego równania jest niemożliwe, niemniej w kolejnych odcinkach gotów jestem podzielić się z zainteresowanymi Czytelnikami osobistymi doświadczeniami i poglądami w tym względzie. Jak zwykle na tym blogu, to co piszę nie musi być ogólnie obowiązującą prawdą. Co prawda wszystkie te rzeczy funkcjonują dla mnie i kilku innych ludzi, mimo tego każdy powinien podejmować rozważne decyzje o ich ewentualnym stosowaniu.

Tworząc więc elementy naszego „wzoru” na jakość życia zacznijmy od wprowadzenia dość znanego w USA czynnika, który nazywa sie PITA Factor. PITA pochodzi od Pain In The Ass i całość oczywiście oznacza współczynnik bólu w ….. , czyli innymi słowy wszelkie mogące wystąpić komplikacje problemy i trudności.
W oparciu o ten współczynnik już dawno temu wypracowałem sobie Pierwsze Twierdzenie Alexa, które bardzo pomagało mi (i pomaga) w podejmowaniu decyzji o podjęciu różnych działań zarobkowych.
Twierdzenie to brzmi. Jeśli inne czynniki uznamy za stałe, to możliwa jakość życia jest wprost proporcjonalna do osiąganych dochodów i odwrotnie proporcjonalna do PITA przy ich uzyskiwaniu.

Co to oznacza w praktyce?
Na przykład możemy podjąć się nowej działalności, która przyniesie nam znacznie więcej pieniędzy (czy też zaszczytów, przyjemności itp.) a mimo to subiektywnie odczuwać pogorszenie się jakości życia, bo nieproporcjonalnie wzrośnie współczynnik PITA (ilość godzin pracy, stress, problemy itp.)
Można też zmienić nasz sposób zarabiania tak, że absolutne dochody nam spadną, ale dzięki jeszcze większemu spadkowi PITA nagle o wiele bardziej delektujemy się życiem.
Ten ostatni przypadek przerabiałem, kiedy zdecydowałem się zrezygnować z obiecującej kariery jako właściciel małej, ale prężnej firmy IT i zająć się komunikacją międzyludzką.
W IT miałem co prawda znacznie większe przychody, ale z drugiej strony masę wyzwań i problemów codziennegoi biznesu, które powodowały, że tak naprawdę nie bardzo miałem jak i kiedy tych pieniedzy sensownie wydawać. Pamiętam jak szokujące było dla mnie wtedy stwierdzenie faktu, że pewna znajoma, która pracowała w jednym szwajcarskim hotelu miała o wiele wyższą jakość życia niż ja!! Więcej wolnego czasu, więcej podróży, hobby, sportu itp. mimo iż czysto ekonomicznie była przy mnie liliputem!!
Kiedy zdecydowałem się zmienić zawód i zostać trenerem, to oczywiście moje przychody spadły, ale jednocześnie spadły moje koszty a PITA zmniejszyła się dramatycznie :-) Mimo kłopotów z rozpoczęciem nowej działalności od zera odczuwalna jakość życia wzrosła prawie natchmiast!
Od tego czasu uważnie analizuję to twierdzenie, jeśli na horyzoncie pojawia się nowa propozycja biznesowa. Czasem bywa tak, ze np. mogłbym podwoić moje przychody, ale jśli PITA miałaby wzrosnąć w tym samym stopniu, albo co gorsza jeszcze bardziej, to mowie „nie, dziekuję” :-)

Jeśli pomyślimy dalej, to to twierdzenie można uogólnić i zastosować do wielu innych dziedzin życia. Uogólniona forma będzie brzmiała: Wpływ jakiegokolwiek czynnika na jakość naszego życia będzie wprost proporcjonalny do przynoszonych nam korzyści (w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa) a odwrotnie proporcjonalny do związanego z nim PITA.

W ten sposób można na przykład wyjaśnić dlaczego pozornie wbrew logice (nominalnie wyższe podatki, spora odległość do ważnych klientów) mieszkam w Berlinie a nie w Warszawie. W tym drugim przypadku, mimo niewątpliwych korzyści natury biznesowej i logistycznej współczynnik PITA jest po prostu za duży :-)

Walth & Co – to twierdzenie można oczywiście zastosować w odniesieniu do związków :-) Interpretację możecie dopowiedzieć sobie sami :-)

cdn. za parę dni, bo jutro piszę o mentorowaniu.

Komentarze (14) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy Twój związek to samochód czy motocykl?

Pytanie postawione w tytule jest na pozór bardzo dziwne :-) Jak można związek z partnerem/partnerką przyrównywać do pojazdów??

Okazuje się że można, a w niektórych sytuacjach nawet trzeba :-)

Spójrzmy najpierw jaka zasadnicza różnica istnieje między tymi rodzajami środków lokomocji, a mianowicie:

  • Samochód sam z siebie i bez żadnego wysiłku z naszej strony stoi na kołach . Aby go przewrócić trzeba specjalnych warunków i umiejętności
  • Motocykl, od momentu kiedy złożysz podpórkę wymaga cały czas poświęcenia pewnej uwagi i wysiłku, aby się nie przewrócił

Jakie wynikają z tego implikacje:

Jadąc samochodem możesz skoncentrować się w 100% na delektowaniu się podróżą, czy też pozwolić sobie w czasie jazdy na różne uprzyjemniające ją czynności od jedzenia i picia począwszy na czułościach ze współpasażerką / współpasażerem skończywszy :-) Nawet długa podróż w tych warunkach jest przyjemnością i docieramy do celu zrelaksowani.

Na motocyklu musimy cały czas pilnować utrzymania równowagi inaczej grozi nam niebezpieczna wywrotka. Jazda motocyklem to może być emocjonujące wyzwanie, ale na dłuższy dystans wady są oczywiste, a podobne emocje mozemy mieć np. samochodem terenowym.
Jak tak rozglądam się wokół siebie, to widzę że na tym świecie musi być mnóstwo zwolenników dwuśladów, bo ciągle czytam, bądź slysze, jak ktoś „walczy o związek”, „pracuje nad związkiem”, „ratuje związek”. Przyznam się sam, że w młodych latach też zajmowałem się takimi „motocyklowymi” relacjami, w międzyczasie wiem że można inaczej. Czy to jest lepiej czy gorzej, to oczywiście jak zwykle sprawa każdego z nas, ważna jest świadomość, że mamy wybór.
Zapewne dla niektórych Czytelników odpowiedź na pytanie zawarte w tytule będzie inspirująca, pamiętajcie tylko że zadajecie je sobie na Waszą odpowiedzialność :-)

Miłej niedzieli!!

Komentarze (38) →
Alex W. Barszczewski, 2006-10-01
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie rób tego sam – poszukaj mentora

Obserwując wielu ambitnych i zdolnych ludzi nie mogę się nadziwić, jak wielu z nich za wszelką cenę chce odkrywać wszystko samemu, płacąc oczywiście za wszelkie błędy jak też niepotrzebnie wydłużając czas dochodzenia do pewnej wiedzy i umiejętności. Pisałem już o tym ze zdziwieniem w poście „Syndrom Zosi Samosi„.
Myślę sobie, że może bliższe wytłumaczenie jak działa prawdziwy mentoring pomoże choć niektórym uświadomić sobie, że nie taki diabeł straszny. Jeśli w rezultacie choć kilku Czytelników poszuka sobie potem odpowiedniego mentora i dzięki temu odniesie sukces w życiu (według swoich własnych kryteriów), to pisanie tego małego cyklu będzie warte zachodu.

Zacznijmy może od definicji, co rozumiem używając słowa mentor. Mentor to osoba, która w danej dziedzinie (a najlepiej w szerokim ich zakresie) ma dużo wieksze doświadczenie od mentorowanego i gotowa jest się tym doświadczeniem ze swoim podopiecznym dzielić.
Do tego taki człowiek powinien posiadać wartościowe kontakty (pamiętacie „Twoja wartość rynkowa„) i być skłonnym do udostępnienia ich mentorowanemu.
Najciekawsze jest to, że dzielenie się może odbywać się całkowicie za darmo!

Jakimi motywami kierują się tacy ludzie?
Po pierwsze są to często ludzie, którzy posiadają, bądź zarabiają swoją działalnością wystarczającą ilość pieniędzy i nie zależy im na dalszej maksymalizacji w tym kierunku. Zamiast tego na przykład:

1) lubią brać udział w ciekawych i sensownych projektach
2) spłacają dług wobec świata, bo kiedyś im też ktoś znacząco pomógł (powiemy o tym za chwilę)
3) lubią mieć odczucie, że w jakiś sposób zmieniają ten świat na lepsze

Jak widać w takich przypadkach chodzi ewidentnie o dawanie prezentów, o ich przyjmowaniu dyskutowaliśmy w poście „Otrzymywanie prezentów”

Dla przykładu ja osobiście mentorując kogoś hobbystycznie (nie mylmy tego z moją działalnością zawodową) chętnie robię to za dwa zobowiązania mentorowanego, a mianowicie, że tak wszystko, co się nauczy będzie wykorzystywał w etycznych celach, oraz że tak samo pomoże komuś w przyszłości, a przynajmniej zrobi coś dobrego dla innego człowieka.
Niewielkie ryzyko, nieprawdaż?

Nastąpnym razem napiszemy sobie, jakie cechy powinien mieć dobry mentor i jak sie u takiego zakwalifikować.

Na ile interesuje Was ten temat?

Komentarze (26) →
Alex W. Barszczewski, 2006-09-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Swoboda wyboru w trakcie Twojego życia

Witajcie!

Jak zapewne zauważyliście jestem ostatnio trochę zajęty (szkolenia i coachingi w różnych miejscach i krajach), stąd pewna nieregularność w pojawianiu się nowych wpisów. Potrwa to jeszcze tak około 2 miesiące. Myślę, że okażecie mi zrozumienie.

Dziś porozmawiajmy o niezwykle ważnym aspekcie naszego życia, a mianowicie o tym, na ile jesteśmy w stanie podjąć wolny wybór dotyczący tego co i jak robimy. Swoboda wyboru pozwala nam w miarę szybko reagować na zmiany otoczenia (to w dzisiejszych czasach zdarza się bardzo często), jak też daje miłe poczucie, że to my sami jesteśmy panami naszego losu.

Jeśli weźmiemy typowy przypadek życia człowieka, to na ogół wygląda on tak jak na poniższym rysunku:

W momencie kiedy zaczynamy funkcjonować jako świadoma swojego bytu jednostka (o ile nie przyszliśmy na świat obciążeni poważną chorobą, bądź upośledzeniem) mamy swobodę wyboru ograniczoną w praktyce tylko tzw. normalnymi możliwościami fizycznymi człowieka (pkt.1). Potem, w rezultacie podejmowanych przez nas decyzji ta swoboda ulega najczęściej zawężeniu (pkt.2) i jeśli nie zwracamy na to uwagi (bo przecież wszyscy wokół robią tak samo :-)) to zaczynamy (pkt.3) niebezpiecznie zbliżać się do tej granicy (pkt.4) kiedy nie mamy już żadnej możliwości zmiany kierunku, w którym toczy się nasze życie i prostą drogą zdążamy ku nieuchronnej dla każdego z nas śmierci.

Oczywiście jest to tylko taki średni przypadek. Znam też osobiście bardziej ekstremalne, np. młodą kobietę, z dwójką dzieci, sporym kredytem do spłacenia i bez specjalnych kwalifikacji, które mogłaby wykorzystać na rynku pracy (lewy rysunek poniżej)

Ten rysunek po prawej stronie to znany mi człowiek, który całe życie miał szeroką gamę możliwości i wyborów (bo dbał o to), dopiero na starość zaczęło mu się to gwałtownie zmniejszać (zdrowie), po czym umarł.

Teraz jak zwykle parę niewygodnych pytań dla Was:

  • jak wygląda „lejek” Twojego życia?
  • w którym jego punkcie jesteś?
  • jaka jest jego dalsza tendencja?
  • jeśli będziesz podejmował takie decyzje jak dotychczas, to jak będzie on wyglądał w przyszłości?
  • jak Ci się podoba taka perspektywa?

Dla zainteresowanych, narysowałem też lejek mojego dotychczasowego życia, tak mniej więcej wygląda :-)

Czasem na treningach ludzie młodsi ode mnie o ok. 20 lat pytają skąd biorę tę energię i power. Część tajemnicy wyjaśnia właśnie ten rysunek :-)

PS: Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że wiele dobrych rozstrzygnięć (na przykład życia z pasującym partnerem ) ogranicza naszą swobodę wyboru i niekoniecznie musi to być coś negatywnego. Z drugiej strony warto być bardzo ostrożnym w podejmowaniu ograniczających nas decyzji, jeśli powodują one nieodwracalne konsekwencje.

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2006-09-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 55 of 67« First...102030«5354555657»60...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Roma: Wyobraźcie sobie odwrotną...
    • Kamil Szympruch: Witam wszystkich....
    • Maciek: Witam serdecznie, Osobiście...
    • Ewa W: Małgorzata, dzięki za dobre...
    • Paweł Kuriata: @Alex Dopuszczam jak...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
    • Agnieszka L: Alex, miałam na myśli...
    • Małgorzata: Małgosia S. Oczywiście,...
    • sniezka: Witek, właśnie chodzi mi o...
    • Witek Zbijewski: snieżka nie mam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Mags: ad napisał: „Zapomnia...
    • Tomasz: Mxx: a ja taką jeszcze mała...
    • gonia: Tak to dobra rada, żeby nie...
    • Ewa W: Mxx, piszesz: „Chciała...
    • KrzysiekP: Witam. Może nie będę się...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Emilia Ornat: Ten blog dodaje mi...
    • KatarzynaAnna: Dzień dobry wszystkim,...
    • Elżbieta: Witam, Czytam bloga (i...
    • Monika Góralska: Witam, Kilka postów...
    • Grzesiek: Tego bloga czytam ponieważ...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • Alex W. Barszczewski: Katarzyna...
    • Katarzyna Skawran: Podoba mi się twój...
    • Arek S.: Alex, Odpowiedziałeś Maćkowi...
    • Aleksandra Mroczkowska: Rzeczywiście...
  • Listy Czytelników – nowa kategoria na blogu  (1)
    • Tomek: Świetny pomysł Alex! Już...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Paulina: Witam. Mamy rok 2012,dopiero...
  • Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi  (60)
    • Piotr Cieślak: Alex :))) Jest rok...
  • Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi  (73)
    • Stella: Prosta sprawa, a taka piękna...
  • Stabilizacja w Twoim życiu – szczęście, czy pułapka  (14)
    • Witek Zbijewski: noveeck:...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Aleksandra Mroczkowska: Alex, u mnie...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025