Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

Kilka spraw bieżących

Od pewnego czasu otrzymują od Was dość sporo korespondencji i dziś chcę się z Wami podzielić kilkoma uwagami i prośbami, które mi się nasuwają.

  • Pisać na blogu, czy prywatnego maila?
    Generalnie wolę, jeśli ktoś pisze na blogu, albo w komentarzu do odpowiedniego postu, albo też proponując nowy temat w specjalnym wątku. Pisanie na blogu ma tę zaletę, że zarówno z samego zapytania jak i odpowiedzi mogą skorzystać wszyscy Czytelnicy. Dodatkowo daje to pytającemu możliwość otrzymania odpowiedzi nie tylko ode mnie.
    Zdają sobie sprawę, że część Waszych zapytań ma charakter osobisty, ale w wielu przypadkach można by je zamieścić na blogu pod jakimś nickiem i ewentualnie potem napisać do mnie na priv „ten xyz to ja”
    Naturalnie, jeśli ktoś uważa, że sprawa jest całkowicie poufna to może pisać do mnie bezpośrednio, jednakże wypowiedzi na blogu, jeśli chodzi o kolejność mojej reakcji na nie, mają pierwszeństwo.
  • Wysłałem maila, ale Alex nie odpowiada
    Zazwyczaj odpowiadam na maile w ciągu max. 48 godzin od ich otrzymania. Ostatnio miałem dość wyjątkowy okres i ten czas wydłużył się w wypadku mniej pilnych spraw do prawie 4 dni. Jeśli po takim czasie nie otrzymaliście ode mnie żadnej odpowiedzi, to jest to sygnał, że coś zaginęło po drodze i trzeba spróbować jeszcze raz.
  • Niepodpisana korespondencja
    Takie maile, choć na szczęście rzadko się zdarzają, mają kiepskie szanse na moją odpowiedź. Jeśli ktoś nie zadaje sobie trudu, aby przedstawić się choć imieniem, to dlaczego miałbym poświęcać mój czas na pisanie odpowiedzi.
  • Per „Pan”, czy po imieniu
    Proszę Was bardzo, niezależnie od wieku zwracajcie się do mnie po imieniu. Jak widać z tego blogu, jestem gorącym zwolennikiem bezpośredniej komunikacji międzyludzkiej, która nie potrzebuje jakichkolwiek tytułów. Naturalnie, jeśli ktoś sobie życzy, abym zwracał się do niego per Pan/Pani to będę się do tego stosował.
  • Co mogę zrobić dla Alexa
    To bardzo miło, że niektórzy z Was zadają sobie (i mnie) takie pytanie. No cóż, materialnie jestem dobrze zabezpieczony, biznesowo też :-) To, co każdy Czytelnik może dla mnie zrobić, to krytycznie przemyśleć wszystko, co piszemy na tym blogu i te elementy, które przejdą przez jego sito wykorzystać do tego, aby szczęśliwie i dobrze żyć. Jeśli wokoło będzie więcej zadowolonych i spełnionych ludzi, to i jakość życia każdego z nas się poprawi :-)
    Dodatkowo, jeśli uważacie pisane tutaj teksty za wartościowy impuls do przemyśleń, to zwróćcie uwagę innych ludzi na tę stronę. Dla każdego z Was powinno być w międzyczasie całkiem jasne, że naprawdę nie piszę tego ani dla pieniędzy (bo mam ich dostatecznie dużo), ani dla „sławy” (bo w mojej biznesowej grupie docelowej jestem wystarczająco znany), lecz aby dać innym ludziom „kopa”, aby zrobili ze swojego życia coś bardziej odpowiadającego ich marzeniom. I aby mnie w tym wspomóc nie potrzeba wiele. Ostatnio Bellois i kilkunastu innych Czytelników wykopali post o wychylaniu się na Wykopie co zaowocowało wieloma odwiedzinami osób, które inaczej nie dowiedziałyby się o istnieniu naszego blogu. Nie wszyscy z nowo odwiedzających zgadzają się ze mną (patrz jeden z komentarzy do poprzedniego postu), ale to nie szkodzi, ważne że ludzie nad pewnymi sprawami w ogóle się zastanawiają. Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję!!
  • Jak zadać pytanie nie związane z żadnym wątkiem, lub zaproponować nowy temat (dopisane o 23:50)
    Mamy na to specjalny wątek tutaj . Proszę Was o wpisywanie takich rzeczy właśnie tam. Nie wszystkim mogę zająć się natychmiast, ale każda Wasza propozycja wyląduje w ten sposób na mojej liście „to-do” :-)
Komentarze (19) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Skuteczne nawiązanie dobrego kontaktu z innym człowiekiem

Ostatnio rozmawialiśmy ogólnie o metodach podrywania, dziś przyjrzyjmy się praktycznej stronie tej najskuteczniejszej z nich. Jak już wcześniej wspominałem, że nadaje się ona do nawiązywania ciekawych kontaktów i właśnie dlatego znalazła się na tym blogu.
Na początek zaakceptujmy dwie umowy między nami, oraz jedną dobrą radę :-)

  • Po pierwsze obiecajcie mi, że to co przeczytacie będziecie wykorzystywać w etycznych celach. Oczekuję tej obietnicy dla Waszego dobra. Zycie jest jakoś tak skonstruowane, iż nieprzestrzeganie tej zasady łatwo może spowodować, że wyniki Waszych działań obrócą się przeciwko Wam. Po co macie sprawdzać to na sobie?
  • Po drugie, co już wielokrotnie podkreślałem na blogu, nie chodzi tu o udawanie czegokolwiek (bo rezultaty będą równie pozorne), ale o rozszerzenie Waszych zachowań i podejścia. Kluczem tej metody jest prawdziwe zainteresowanie drugim człowiekiem, a nie tylko pozorowanie tego (co ma BARDZO krótkie nogi).
  • Dobra rada: Nie stosujcie tej metody do podrywania osób, które mają poważne problemy ze sobą, wymagają terapii, osób, z którymi będziecie mieli więcej problemów niż radości. Podrywanie kogoś z problemami może być na pierwszy rzut oka kuszące, bo albo jest to „twierdza” do zdobycia (dla „ambitnych”), albo ktoś słaby, przy którym łatwo jest odegrać rolę tego silnego, dominującego partnera. W pierwszym przypadku będziecie marnować Wasz cenny czas, w drugim właściwie też, bo nigdy nie dostaniecie w zamian tego, co moglibyście otrzymać od człowieka, który mocno stoi w swoim życiu i jest z Wami bo chce, a nie dlatego, że musi.
    Biorąc pod uwagę, ze na Ziemi żyje ok 6 miliardów ludzi dość równo podzielonych na obie płcie, nie ma konieczności podejmowania takich heroicznych wyzwań, o których wspomniałem powyżej, chyba ze komuś specjalnie zależy na kłopotach.


Stąd ważne zalecenie, abyście już na samym początku rozmowy patrzyli co dostajecie z drugiej strony i jeśli to coś jest równe zero, to odpuście sobie. Tak samo odpuście sobie, jeśli widzicie, że macie być czyimś kołem ratunkowym (finansowym lub emocjonalnym). Wasz czas jest zbyt cenny, aby tracić go na takie przypadki.

Po tych kilku wstępnych uwagach wracajmy do samej metody.
Pisałem w pierwszej części, że polega ona w uproszczeniu na daniu drugiej osobie możliwości „zabłyśnięcia”.
O czym więc mówić, aby druga strona mogła rozwinąć skrzydła i poczuć się dobrze?
Najlepiej ograniczcie Wasze mówienie, zwłaszcza na samym początku rozmowy, a zamiast tego skoncentrujcie się na zadawaniu dobrych pytań dając partnerowi okazję do wypowiedzenia się. Po zadaniu takiego pytanie (jednego na raz!!!) uważnie (naprawdę, bez udawania) słuchajcie odpowiedzi. W żadnym wypadku nie przerywajcie drugiej stronie ograniczając się jedynie do kontaktu wzrokowego, kiwania głową i cichego „aha” aby zasygnalizować, że ciągle jesteście na odbiorze. Takie zachowanie samo w sobie będzie dla wielu ludzi czymś niezwykłym i pozytywnie wyróżni Was z tłumu „autolanserów”

Jakie pytania zadawać?:

  • Pytajcie o rzeczy miłe dla osoby pytanej (unikajcie tego tak bardzo zakorzenionego w naszej tradycji wspólnego narzekania, bądź pytania o niemiłe wspomnienia). Ta rada nie jest trywialna, na każdym szkoleniu z podstaw skutecznej komunikacji młodzi uczestnicy trenują na mnie nawiązywanie dobrego kontaktu i ciągle się zdarza, że ktoś pyta mnie o to, jaki był najgorszy, albo najtragiczniejszy dzień mojego życia!! :-) Z pytaniem o miłe, pozytywne rzeczy część ludzi ma kłopoty, co wynika z pewnych elementów aktualnej polskiej kultury i warto na to zwrócić szczególną uwagę. Najlepiej zastosować się tutaj do mojej zasady, która brzmi: „Rzucaj w życie innych ludzi promień słońca, a nie cień„. Każdy z nas, niezależnie od wieku, pozycji społecznej i zasobów finansowych ma swoja porcję problemów i wyzwań, którym trzeba stawić czoła. Jeśli spotykam sie z innym człowiekiem, to po co mam mu dokładać nieprzyjemnych przeżyć, po co mam sprawiać aby jego myśli były jeszcze czarniejsze? Nie lepiej, zwłaszcza na początku znajomości, skoncentrować się na tematach, które przeniosą rozmówcę w lepszy, pogodniejszy stan wewnętrzny?
  • Pytajcie o rzeczy, w których ta osoba ma jakieś osiągnięcia, którymi może sie pochwalić (zabłysnąć!!!) – to jest najlepsza opcja!!
  • Pytajcie o rzeczy, na których ta osoba zna sie dobrze (i je lubi)

Słuchajcie uważnie, sygnalizujcie uwagę i NIE PRZERYWAJCIE pod żadnym pozorem. Jeśli zapadnie cisza to odliczcie w głowie do trzech, w tym czasie druga strona często sama podejmuje dalsze mówienie :-) Jeśli nie, to pytajcie o dalsze szczegóły tego co przed chwilą usłyszeliście (i co do Was dotarło bo oczywiście byliście NA ODBIORZE, nieprawdaż :-)!!!)
W ten sposób bardzo łatwo możecie prowadzić rozmowę nawet na tematy, na których się nie znacie, wystarczy wystartować z jednym w miarę inteligentnym pytaniem (co nie powinno być problemem), a potem tylko uważnie słuchać i dopytywać się o szczegóły.

Następna sprawa to sposób, w jaki zadajemy pytania. Tutaj większość nawet wykształconych ludzi ma duży problem, bo zadaje tylko tzw. pytania zamknięte, czyli pytania na które właściwie można odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Negatywnym przykładem może być pytanie „czy podobał ci sie ten film?”. Jeśli chcesz naprawdę otworzyć rozmówcę i pokierować rozmowa zadawaj pytania otwarte, typu np. ” co sądzisz o tym filmie?”, „jak podobała Ci sie rola aktora X w tym filmie?”, „jakie wrażenie zrobił na Tobie ten film?” W przypadku pytania zamkniętego zakładamy, że film osobie się podobał i potrzebujemy tylko jej potwierdzenia, w tym drugim dajemy partnerowi autentyczna możliwość wypowiedzenia się i podzielenia się z nami jego wrażeniami.
To co teraz napisałem zdaje się być banalnie proste (i w gruncie rzeczy jest!!), ale mamy z tym w Polsce prawdziwa katastrofę, bo jak już kiedyś wspomniałem, nawet w telewizji większość znanych prezenterów i dziennikarzy takich pytań otwartych nie potrafi zadać (w każdej porządnej wylecieliby z hukiem za brak profesjonalizmu), ludzie to oglądają, słuchają, uczą sie przez naśladownictwo i wydaje im sie że tak jest dobrze. Włączcie na chwilę telewizor, posłuchajcie świadomie paru „idoli” publiczności i wyciągnijcie własne wnioski (po niezwłocznym wyłączeniu odbiornika, bo polska telewizja jest zdecydowanie szkodliwa i nie należy bez absolutnej konieczności wystawiać się na jej działanie !!)

Mam jeszcze jedną ważną radę, szczególnie dla mężczyzn: Rozmawiając z podrywaną osobą pytajcie o odczucia i emocje, a nie o dane statystyczne czy tzw. suche fakty. Pamiętajcie, chcemy wzbudzić w drugiej osobie pozytywne odczucia (uczucia) wiec rozmawiajmy o nich, a nie o liczbach czy datach. Tutaj wielu początkujących adeptów też ma spore kłopoty i warto nad tym popracować, bo pozytywne skutki odczuwać będziecie przez całe życie.

Tyle na temat tej bardzo prostego, a jednocześnie niezwykle skutecznego podejścia. Jeśli robisz to naprawdę dobrze, to w ciągu 1-3 minut masz kontrolę nad stanem wewnętrznym drugiego człowieka i to bez specjalnego wysilania się, pozerstwa lub udawania kogoś, kim nie jesteś. Jak chcecie, to możemy kiedyś przy okazji spotkania w realu zobaczyć, jak daleko z tą umiejętnością jesteście :-)

Wielu ludzi, którzy nawet nauczyli się zadawania dobrych pytań otwartych psuje sobie efekt popełniając różne, dość powszechne i łatwe do uniknięcia błędy. O tych właśnie błędach porozmawiamy sobie w następnym odcinku

PS: Podkreślam jeszcze raz, że powyższa metoda doskonale nadaje się do nawiązywania wszelkich kontaktów na poziomie, nie tylko damsko-męskich

Komentarze (91) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-24
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Wasz człowiek w Berlinie

Love Parade 2007 – Berlin Dance Parade

Pomiędzy postami o podrywaniu pozwolę sobie na szybko zamieścić kilka informacji dla miłośników zabawy na ulicach Berlina. Jak być może już słyszeliście w roku 2007 Love Parade w Berlinie nie odbędzie się.
Firma, która wykupiła nazwę Love Parade (sieć MacFit który była też głównym sponsorem Love Parade w roku 2006) próbowała z jednej strony wywrzeć nacisk na Senat Berlina zorganizowaniem jej gdzieś indziej, a z drugiej pozbywając się praktycznie całej ekipy która Love Parade stworzyła, między innymi legendarnego Dr.Motte.
W rezultacie impreza w roku 2007 na pewno nie odbędzie się w Berlinie a firma MacFit szuka innego miasta, w którym mogłaby tę imprezę przeprowadzić.
Całe szczęście natura nie znosi próżni i od roku 2005, kiedy zdawało się że Love Parade umarła inna ekipa starała się o zorganizowanie dużej imprezy podobnego typu pod nazwa Berliner Dance Parade. W zeszłym roku ubiegła ich firma MacFit, odrzucając jednocześnie wszelkie próby współpracy (chcieli np. od BDP ćwierć miliona euro za prawo współorganizowania imprezy).,, W tym roku chłopcy nie popuścili i jako jedyni mają zgodę Senatu do przeprowadzania tej imprezy w Tiergarten i pod Statuą Zwycięstwa do roku 2011. Ze wzgÄdu na Mercedes-Benz Fashion Week parada w tym roku odbędzie się wyjątkowo 21.07.2007 w następnych latach zwyczajowo ma się odbywać w drugą sobotę lipca.
Jak ma to wyglądać?
Organizatorzy zakładają bardzo podobny charakter do Love Parade z tą różnicą, że reprezentowane będą różne gatunki muzyki elektronicznej, nie tylko techno. Ta koncepcja częściowo była już wprowadzona podczas Love Parade 2006. W przeciwieństwie do tej ostatniej, komercjalizacja ma być ograniczona do niezbędnego minimum. Organizatorzy Berliner Dance Parade przewidują 55 floats (ciężarówek z muzyką i tańczącymi), które w przeciwieństwie do zeszłorocznej parady mają po pierwsze być bardziej zróżnicowane (a nie tak jak w 2006 standardowa ciężarówka ze standardowymi reklamami na niej), po drugie częściowo znacznie większe (do 100 ludzi, w przeciwieństwie do max. 55 w zeszłym roku).
Wśród niemieckich fanów zabawy w Tiergarten zdania są podzielone, co można przeczytać na różnych forach. Część twierdzi tylko Love Parade i nic innego, inni zwracają uwagę, że jest to teraz już tylko nazwa przejęta przez firmę, która próbuje ją jakoś spieniężyć, inni twierdzą, że najważniejsze, że Berlin będzie miał ponownie dobrze zorganizowaną wielką imprezę uliczną i jest dość wszystko jedno pod jaką nazwą będą się bawić. 21 lipca przekonamy się co z tego wynikło. Ja zaznaczyłem już ten termin w kalendarzu i podobnie jak przy Love Parade 2006 będę raportował :-)

Do zobaczenia pod „Złotą Elsą” (tak berlińczycy nazywają tę panią, która spogląda z Kolumny Zwycięstwa.) !!

PS: Czy wiecie, że chyba do roku 2001 Love Parade uchodziła jako demonstracja polityczna i Berlin z mocy prawa musiał ponosić koszty jej zabezpieczenia i sprzątania?

Pozdrawiam
Alex

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-21
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Typowe strategie podrywania :-)

Zadajecie sobie zapewne pytanie, co na tym blogu robi post o podrywaniu? :-)
No cóż, sprecyzujmy najpierw o czym dokładnie będziemy mówili.
Poniżej używam słowa podrywanie w znaczeniu “Takie podejście do obcej osoby i poprowadzenie z nią rozmowy, aby zdobyć jej zaufanie i skłonić ją do zrobienia czegoś, co dla obydwu stron będzie korzystne”:-) Ładna definicja? :-)
W tym miejscu należy jeszcze zdecydowanie podkreślić dwie rzeczy:

  • „dla obydwu stron korzystne” ma być w zrozumieniu zarówno Twoim jak i tej drugiej strony!!
  • przestrzegam też przed manipulacyjnym użyciem tego, co napiszę poniżej. Krótkoterminowo może dać to pewne rezultaty, ale brak uczciwości w kontaktach z innymi prędzej czy później mści się na nas.

Jak widać z definicji, samo podrywanie może oczywiście służyć do skutecznego poznawania osób płci przeciwnej, jednocześnie też jest niezwykle przydatne przy poszerzaniu kontaktów wszelkiego rodzaju, staraniu się o pracę, czy też w sprzedaży.
Zobaczmy więc, jak ten „podryw” wygląda w realnym świecie.
Bliższa obserwacja pozwala nam wyróżnić kilka strategii, które stosują przy tym różni ludzie.

  • Najczęściej stosowana strategia „na zabłyśnięcie”
  • Często stosowana strategia zastępcza, której popularne określenie (na Ru….na) nie jest poprawne politycznie (zwłaszcza po ostatnim rozszerzeniu Unii Europejskiej) i dlatego nie będzie tutaj przytaczane
  • Metoda “na pretensje” (tak, tak!!!)
  • I wreszcie najskuteczniejsza, a jednocześnie najrzadziej stosowana polegająca na daniu szansy na zabłyśnięcie osobie podrywanej

Omówmy teraz każdą z nich:

Metoda na zabłyśnięcie

Standardowy sposób młodych mężczyzn, oraz tych, którzy po latach spędzonych „grzecznie” nagle decydują się pojawić na „rynku” z metodami, które pamiętają ze swojej młodości.
„Na zabłyśnięcie” polega generalnie na tym, że podrywacz podchodzi do osoby podrywanej i stara się jej pokazać, jakim on jest jedynym w swoim rodzaju, wspaniałym i wyjątkowym człowiekiem.
Wielu mężczyzn postępuje tak pod wpływem kiepskich filmów, które obejrzeli, lub wczesnych doświadczeń z płcią przeciwną, które wynieśli ze szkoły. W tamtym wieku, kiedy to zazwyczaj podrywało się równie nieopierzone nastolatki, była to może skuteczna metoda, ale zawodzi ona na całej linii w stosunku do osób mniej, czy bardziej dojrzałych!!
Tak naprawdę to jest ona chyba najmniej skuteczna, szczególnie jeśli chodzi o „poderwanie” ciekawszych ludzi i dotyczy to nie tylko kontaktów damsko-męskich, lecz i towarzyskich, czy biznesowych.
Dla przykładu, czasem ktoś chce się ze mną spotkać na kawę, po czym w nieskończoność chwali się swoimi osiągnięciami i na tym polega większa część rozmowy :-) Jak myślicie, jaka jest szansa, że zechcę spotkać się z takim kimś jeszcze raz?
Aby było ciekawiej, to tę metodę stosuje też wiele firm i to całkiem poważnych. Zobaczcie typową prezentację sprzedażową przeciętnej firmy, która nie miała przyzwoitych szkoleń (najlepiej u mnie ;-)), a zapewne na drugim miejscu (po nieśmiertelnej, choć zabójczej agendzie) znajdzie się tam slajd opisujący „jacy to my jesteśmy wielcy i wspaniali” :-) Zakład?!! :-)
Dodatkową wadą jest to, że stosowanie metody na zabłyśniecie, często zdradza osobę podrywającą, jako kogoś mającego problemy z poczuciem własnej wartości, o czym tez powiemy sobie więcej przy innej okazji

Metoda na wyskamlanie

Czasem spotykana metoda, polegającą na tym, że osoba podrywająca podchodzi do obiektu podrywanego i stara się w tym obiekcie wzbudzić litość. Niektórzy faceci robią to z kobietami, spekulując na obudzenie w nich instynktów macierzyńskich, które maja spowodować, iż one, wiedzione nimi przygarną ich do siebie i przytulią (cokolwiek byśmy pod tym rozumieli :-)) Starają sie oni pokazać kobiecie: „zobacz jaki jestem biedny, niedoceniony, potrzebujący wsparcia….”
Kiedyś podobno była to metoda, która w Polsce skutkowała (mamy wiele przykładów w literaturze ), ale wierzcie mi, w dzisiejszych czasach większość nowoczesnych kobiet ma w nosie nieudaczników. Szczególnie dotyczy to Pań, które nie są zdesperowane, tych pozostałych tak, czy inaczej nie zalecam podrywać, chyba, że „problemy to Wasza specjalność”.
Czasem zdarza się obserwować tę metodę nawet w biznesie: „Panie, kup pan, bo to mi brakuje do targetu”, albo „daj mi podwyżkę, bo urodziło mi się dziecko, kupiłem meble itd.”, przeważnie z równie kiepskimi rezultatami. Zróbcie sobie tę przysługę i w trosce o Wasz image i samoocenę zrezygnujcie z takiego czegoś!

Metoda „na pretensje”

Metoda ta polega na próbie nawiązania kontaktu przez zarzuty stawiane poznawanej osobie. Wydaje się to być bardzo kontraproduktywne (i jest kontraproduktywne!!!), niemniej ciągle są osoby, które tego próbują. Kiedyś byłem świadkiem takiej scenki w pociągu. Siedzi sobie kobieta w przedziale i czyta książkę. Facet do niej z pretensją w głosie: ” takie ładne widoki za oknem, a pani czyta książkę!!??” Rezultatem było zdziwione spojrzenie i powrót do lektury.
Podobnie, jako administrator forum, na którym była angielska wersja software (co nie przeszkodziło w jego rozrośnięciu się do dziesiątków tysięcy postów) otrzymałem następującego maila, cytuje: ” chcę się zapisać do forum, ale to niedopuszczalne aby zamiast po polsku była tam angielska sieczka!!” – Moja reakcja – Delete and forget!!

Metoda „daj drugiej stronie zabłysnąć”

Jest to najskuteczniejsza, a jednocześnie, jak już wspomniałem najrzadziej stosowana strategia podrywania. W dużym skrócie polega ona na tym, aby dać drugiej stronie okazję do pokazania się z jak najlepszej strony. Nawiązując kontakt z obiektem podrywanym, zrób to tak, aby ta osoba mogła wykazać się, jaka jest inteligentna, oczytana, wyjątkowa. Tak naprawdę to większość ludzi posiadających w miarę zdrowe poczucie własnej wartości (innych nie warto podrywać!!!) uważa sie za kogoś jedynego w swoim rodzaju i danie im możliwości wykazania tego doskonale wpływa na ich samopoczucie. A jeśli ktoś czuje się doskonale przebywając i komunikując z Tobą, to będzie to przeżycie chętnie powtarzał i ze swojej strony robił wiele, aby do tych powtórek dochodziło. Korzystne dla nas, nieprawdaż?
Tyle czysto akademickich rozważań. Następnym razem, jeśli ten temat spotka się z zainteresowaniem, to napiszę jak w prosty sposób praktycznie dać zabłysnąć rozmówcy. Dla wielu z Was uświadomienie i nauczenie się tych sposobów może mieć równie zbawienny skutek, jaki miało kiedyś dla mnie :-)
PS: Wplecenie wątków o podrywaniu w ciąg postów o wychylaniu się może na pierwszy rzut oka wydawać się dziwne, niemniej te zagadnienia są bardzo pokrewne :-)

PPS: Kontynuacja tego wątku znajduje się tutaj 

Komentarze (89) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Parę uwag o wychylaniu się

Mój poprzedni post wywołał niezwykle ciekawą dyskusję, której rozmiar przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Najwyraźniej jest to bardzo istotne zagadnienie, więc będę od czasu do czasu dzielić się z Wami refleksjami na ten temat.

Refleksja pierwsza i niezwykle ważna:

Nie musisz być perfekcyjny, aby pokazać się światu. Ba, często nawet nie musisz być specjalnie dobry :-)

Wczoraj byłem w przedstawicielstwie Brandenburgii w Berlinie (jako firma mająca swoją bazę w Niemczech :-)) na prezentacji Wrocławia i całego województwa mającej bliżej nieokreślony cel, o czym za chwilę. W obecności licznych polityków i przedstawicieli biznesu pokazano trzy prezentacje (wszystkie były symultanicznie tłumaczone dla potrzebujących :-)):

1) Szef referatu rozwoju gospodarczego województwa przeprowadził „prezentację” na temat polityki innowacyjnej województwa. „prezentacja” polegała na monotonnym czytaniu (po polsku) slajdów pełnych tekstu (też po polsku!!!), gdzie polskie „haczyki” miały inną czcionkę, niż cała reszta. Przy całej sympatii dla regionu, była to po prostu katastrofa, która np. u każdego z moich klientów miałaby dla prowadzącego poważne reperkusje

2) Młody człowiek odpowiedzialny za turystykę w województwie pokazał (mówiąc po polsku) dynamiczną prezentację o turystycznych urokach regionu. To już było znacznie lepsze, choć niektóre atrakcje były pokazywane zdecydowanie za wiele razy. Slajdy były przynajmniej po niemiecku :-)
3) Młoda kobieta z Urzędu Miasta w nienagannej niemczyźnie opowiadała dlaczego Wrocław powinien dostać organizację Expo 2012. Slajdy były naturalnie też dopasowane do języka audytorium, a całość robiła najbardziej profesjonalne wrażenie (jeszcze jeden argument, że do wielu spraw trzeba dopuścić młodych i ambitnych ludzi a całą polityczną gerontokrację wysłać na emeryturę). W prezentacji można było mniej mówić na temat „dlaczego zasługujemy na Expo”, a zamiast tego powiedzieć „co będziecie z tego mieli, jeśli wygramy”, ale trudno wymagać od nieprzeszkolonych ludzi zrobienia prezentacji „sprzedającej” pewne idee.

Po części oficjalnej był bardzo dobry polski bufet i polska grupa jazzowa. Całość, przykładając biznesowe kryteria należy ocenić jako taką sobie, zwłaszcza biorąc pod uwagę zgromadzone audytorium.

Czy w związku z tym był sens takiego „wychylenia się”? Naturalnie!!! Nawet jeśli było to dalekie od perfekcji to przynajmniej część obecnych (wnioskuję to z moich rozmów) wyniosła stamtąd co najmniej dwie rzeczy: we Wrocławiu dzieje się coś ciekawego, co warto mieć na oku i że z Berlina do Wrocka jedzie się obecnie tylko 3 godziny samochodem. Samo miasto ponownie pojawiło się na radarze ludzi, którzy mogą coś tam zrobić i o to w gruncie rzeczy chodziło.
Wrocław ma tradycję takich „nieperfekcyjnych” starań. Jego ubieganie się o organizację poprzedniego Expo, przy ówczesnym stanie miasta można eufemistycznie określić jako odważną :-), ale było to działanie ściągające uwagę potencjalnych inwestorów na sam fakt jego istnienia. Dokładnie to, o czym napisałem w poprzednim poście :-)

Dlaczego nie mielibyście robić tego jak stolica Dolnego Sląska? Też nie musisz ani być perfekcyjny, ani robić to perfekcyjnie.
Refleksja druga:

Nawet nieznaczące wychylenie się może mieć znaczące skutki

Opowiem Wam teraz historię, która dotyczy jednego z naszych Czytelników (za jego zgodą, ze względu na obiecaną dyskrecję będę się tylko bardzo oględnie wyrażał).

Ten Czytelnik dość dawno temu umówił się ze mną na spotkanie przy kawce, aby pogadać. Chciał on przy okazji wysondować możliwość przeprowadzenia szkoleń dla swoich ludzi (prowadził mały team w jednej firmie IT), co, ze względu na ograniczenia budżetowe zakończyło się fiaskiem. Mimo tego mieliśmy ciekawą rozmowę i bardzo podobało mi się jego nastawienie do biznesu i samorozwoju. Niby nic takiego, bo znam kilkudziesięciu podobnych ludzi z branży.
Kilka miesięcy później pewien ważny manager z dużego koncernu opowiadał mi przy kolacji (spotykam się regularnie z różnymi ludźmi, aby pofilozofować o życiu i biznesie), że szuka dobrego Project Managera do dość ciekawego i przyszłościowego zadania. Na jego pytanie czy znam jakiegoś odpowiedziałem: „oczywiście, znam całe mnóstwo, tylko nie mogę Ci o nich nic powiedzieć, bo pracują u mojego klienta. Sorry. Ale znam jednego, który pracuje gdzieś indziej :-) Widziałem go co prawda tylko raz w życiu, ale zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Warto, abyście się poznali”. Mój rozmówca wyraził ochotę, więc w środku nocy wyrwałem mojego młodszego Kolegę z uregulowanego życia rodzinnego i po uzyskaniu jego zgody przekazałem kontakty dalej. Dziś Kolega ten zdobywa doświadczenia w zupełnie innej lidze i jestem przekonany, że doprowadzi go to do bardzo interesującej pozycji. A wszystko zaczęło od wychylenia się!

Refleksja trzecia:

Im mniej anonimowo wychylasz się tym lepiej

Im bardziej otwarcie (nie anonimowo) wychylasz się tym lepiej

W internecie panuje najwyraźniej moda, na ukrywanie swojej prawdziwej tożsamości, w myśl zasady im bardziej anonimowo tym lepiej. Generalnie, pominąwszy specjalne przypadki, to odwrotność tego jest prawdziwa. Jeśli chcesz, zwłaszcza w młodym wieku budować swoją reputację, to lepiej jest robić to z otwartą przyłbicą i pod własnym nazwiskiem. Wymaga to co prawda większej odpowiedzialności za to co piszemy, ale podnosi naszą wiarygodność.
Specjalnym punktem, który chcę przy okazji poruszyć, jest korespondencja do mnie. Generalnie mam zasadę, że nie odpowiadam na maile, których autor nie zadał sobie trudu, aby podpisać się choćby imieniem. Nie tylko ja mam taką zasadę, więc warto o tym pamiętać.

Refleksja czwarta:

Zachowuj się z klasą!

Już gdzieś wspominałem, nasze pojawianie się na radarze innych ludzi powinno odbywać się bez próby nachalnej autopromocji, czy też podobnych działań. Jeśli tego nie będziemy przestrzegali, to skutek będzie odmienny od zamierzonego. Na przykład ja mam na tym blogu zasadę, że jako nick autora nie może być użyta nazwa produktu, bądź serwisu (bo to jest miejsce dyskusji a nie promocji, do tego często wątpliwych zawartości) i w wypadku jej naruszenia zazwyczaj uprzejmie zwracam na to uwagę. Dzisiaj miałem taki przypadek, kiedy w odpowiedzi otrzymałem zarzut o „cenzurze” :-) Taki człowiek może sobie publikować gdzie chce….. tylko nie tutaj. Dokładnie tak samo funkcjonuje to w świecie realnym i warto o tym pamiętać.

Pozostałe refleksje wynikną zapewne w dyskusji :-)

Komentarze (62) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak wybić się w życiu cz. 1

Jadę właśnie w pociągu z Katowic do Wrocławia. Za oknami mamy piękny, słoneczny dzień, widać już zbliżającą się wiosnę. Nad oknem w przedziale napis w czterech językach ostrzega “Nie wychylać się!” Wychylanie się z jadącego pociągu mogłoby być niebezpieczne, moglibyśmy wypaść, uderzyć o coś, a co najmniej nabawić się przeziębienia. Rezygnacja z wychylania się w takiej sytuacji to bardzo rozsądna decyzja, zapewniająca nam, że w miarę wygodnie i bezpiecznie dotrzemy do ustalonego przez nas celu.
Czytelnicy przyzwyczajeni do znajdywania na tym blogu konkretnych i praktycznych uwag zastanawiają się pewnie teraz, dlaczego piszę o takich rzeczach, więc już śpieszę z wyjaśnieniem.
Obserwując współbliźnich widzę, że znakomita ich większość postępuje w życiu dokładnie tak, jak gdyby znajdowali się w wygodnym ekspresie błyskawicznie zmierzającym do zamierzonej stacji przeznaczenia. “Nie wychylać się” zdaje się być mottem ich życia, najważniejszym zdaje się być wygodne usadowienie się w przedziale, kontakty z kilkoma współpasażerami i bierna obserwacja przesuwającego się za oknem krajobrazu.
Jeśli już pozostaniemy przy tej metaforze z pociągiem, to problem w życiu polega na tym, że zazwyczaj znajdujemy się raczej w dość zdezelowanym składzie, jadącym z niewielką prędkością po bardzo niepewnych torach i do tego przez stosunkowo mało atrakcyjne tereny. Jeśli się nie wychylimy, to nawet tam nigdy nie poznamy zapachu powietrza, czy dotyku mijanych osób i przedmiotów, nie mówiąc już o dotarciu do atrakcyjniejszych okolic.
Wielu z Was, zarówno na spotkaniach ze mną, jak i w prywatnej korespondencji pyta “co mam zrobić, aby wybić się z otoczenia, w którym żyję?” Pierwsza odpowiedź brzmi właśnie :”Wychyl się!!!”. Zrób cokolwiek, co powie światu “oto jestem”, najlepiej coś dobrego i pożytecznego :-) To oczywiście nie gwarantuje Ci niczego, jeśli jednak będziesz to konsekwentnie robił, to znacznie zwiększy to Twoje szanse, że “wpadniesz w oko” komuś, kto może znacząco Ci pomóc. Nie chodzi tutaj o nachalne lansowanie się czy wpychanie gdziekolwiek na siłę, po prostu o miłe i najlepiej konstruktywne zaznaczenie swojej obecności, zwłaszcza w takich miejscach i wobec takich osób, gdzie takie zaistnienie mogłoby być obiecujące.
Aby zilustrować to, co mam na myśli weźmy dla przykładu mnie, choćby dlatego że w tym przypadku mogę ze znajomością tematu mówić o obydwu stronach interakcji.
Ci z Was, którzy dłużej znają mnie osobiście, wiedzą że jestem skorym do pomocy człowiekiem o dość sporej wiedzy i niezwykle rozbudowanych kontaktach. Jak widzę kogoś dobrego, starającego się zrobić coś dobrego ze sobą, albo światem wokół nas, to chętnie w ten, czy inny sposób przykładam do tego ręki. Takich ludzi jest, nawet w Polsce, znacznie więcej niż na podstawie konsumpcji mediów masowych może się wydawać i “pojawienie się na radarze” kogoś takiego z pewnością nie będzie szkodliwe, a w pewnych sytuacjach wręcz bardzo pomocne, bo umożliwi Wam skorzystanie z jego szeroko rozumianych zasobów. Ile osób robi z tego użytek? Bardzo niewiele, większość nie wykorzystuje nawet bardzo prostych i pozbawionych ryzyka możliwości.
Spójrzmy choćby na ten blog. Według statystyk serwera (po odfiltrowaniu robotów) ten serwis odwiedzany jest ok 1200-1300 razy w ciągu doby. Nawet uwzględniając, że pojedynczy Czytelnik robi to kilka razy w ciągu dnia, to ciągle wchodzi w rachubę spora grupa ludzi o których praktycznie nic nie wiem, a właściwie szkoda. Jak mogę dla nich zrobić cokolwiek więcej, jeśli nawet nie wiem, że istnieją jako konkretne osoby? Dlaczego tak niewielu z nich ujawnia się w komentarzach?
W bezpośrednich rozmowach niektórzy z Was mówili mi, że nie piszą, bo nie mają nic mądrego do dodania. Hm, jak to jest możliwe? Jeśli ktoś z Was zgadza się z jakąś sprawą o której dyskutujemy, to zawsze może napisać chociaż to, wtedy wiemy, że więcej osób podziela pewien pogląd. Jeśli się nie zgadza, to tym bardziej ma do powiedzenia coś, co może wzbogacić obraz świata nas wszystkich. A jak ktoś nie ma wyrobionego zdania, to zawsze może o coś zapytać. I wszystko to można zrobić u nas bez jakiegokolwiek ryzyka, bo ten blog jest jak salon kulturalnych ludzi (w przeciwieństwie do pewnego znanego serwisu, który ma co prawda w nazwie słowo “salon”, ale gdzie chwilami panuje dość plebejski styl komunikacji :-)) i nikomu tu nie może stać się krzywda. Więc dlaczego nie ? :-) :-)
Pojawienie się na radarze to tylko pierwszy, ale niezmiernie istotny krok, który do tego nie wymaga ani specjalnych nakładów, ani podejmowania ryzyka Praktyka pokazuje, że już tak niewiele może wprowadzić znaczącą rolę w podnoszeniu jakości naszego życia. Nawet na tym stosunkowo od niedawna ukazującym się blogu mamy przykłady “wychylających się” Czytelników, którzy nagle zaczęli grać w zupełnie innej lidze i jeśli to odpowiednio wykorzystają, to “sky is the limit”. Nie mam ich autoryzacji, więc nie będę podawał szczegółów, ale wierzcie mi: bardzo niewielka różnica zrobiła bardzo dużą różnicę :-)
Stąd moje gorące zalecenie na zakończenie tego postu: Nad oknem Waszego życia przyczepcie tabliczkę “Wychylaj się”. Stosując się do niej zachowujcie oczywiście odrobinę rozsądku i ostrożności, ale wychylajcie się !!!

Ciekawych wrażeń

Alex

PS: 1.) Tę obawę przed wychylaniem się przejęliście prawdopodobnie od Waszych rodziców, którzy przecież żyli w zupełnie innych czasach (coś o tym wiem, bo w przypadku wielu z Was jestem mniej więcej w ich wieku :-)). To warto sobie uświadomić
2) Zalecenie wychylania się nie dotyczy wychylania się z bogactwem materialnym, lub jak ktoś robi coś nielegalnego, ale oba te przypadki nie dotyczą zapewne Czytelników tego blogu.

3) Wziąłem za przykład ten blog nie dlatego, aby zmotywować Was do większej aktywności tutaj, lecz ponieważ jest to dobry przykład, który akurat mamy „pod ręką”

4) O tym, jak jeszcze intensywniej „podpiąć” się do czyjejś sieci napiszę w następnym odcinku

Komentarze (146) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czy dobierasz sobie sympatycznych ludzi?

Niezależnie od tego, jak bardzo bylibyśmy niezależni, rodzaj ludzi, jaki nas otacza ma bardzo duży wpływ na nasze samopoczucie. Zaskakuje mnie często, jak niewielu z nas podejmuje konsekwentne działania, aby mieć wokół siebie miłe i pozytywnie nastawione do życia osoby. Całkiem wyraźnie widzimy dwie postawy:

  • Spora część społeczeństwa traktuje obecność nieprzyjemnych i psujących atmosferę osobników jako normalną i nieuchronną okoliczność w życiu, z którą zaciskając zęby trzeba się pogodzić.
  • Inni łudzą się zapewne, że w jakiś cudowny sposób „poprawią” takich delikwentów, przeważnie jest to płonna nadzieja, która oprócz frustracji i straty czasu niewiele przynosi.

Skąd się te ograniczające nastawienia biorą? Mam wrażenie, że ich początki pochodzą ze szkoły podstawowej, kiedy to wylądowaliśmy w klasie złożonej z dość przypadkowo dobranych dzieci, na której skład nie mieliśmy żadnego wpływu. Mogliśmy co najwyżej zaprzyjaźnić się z niektórymi uczniami i schodzić z drogi innym. Podobnie sprawa wyglądała w szkole średniej i ten sumaryczny okres na ogół wystarczy. aby wykształcić w ludziach te powyższe szkodliwe przekonania.

Potem zaczynamy dorosłe życie i często długo nie uświadamiamy sobie, jak wielkie możliwości wyboru mamy w tej dziedzinie. Wpadamy albo w ten program rezygnacji, albo modyfikacji tego drugiego człowieka, obydwa nieprzyjemne i nieefektywne. Rzecz ma miejsce zarówno w pracy, jak i życiu osobistym, co każdy z Was bez trudu może zaobserwować rozglądając się wokoło.

Moja rada dla Was: nie róbcie sobie tej krzywdy!!! Nasze życie na tej planecie jest zdecydowanie za krótkie, aby tracić czas na użeranie się z negatywnymi, złośliwymi, czy zgorzkniałymi ludźmi. Jeśli zrobicie z tej sprawy priorytet i przez kilka lat będziecie w miarę konsekwentnie nad nim pracować, to pewnego dnia obudzicie się w zupełnie innym świecie, otoczeni pozytywnymi, inspirującymi istotami ludzkimi, których obecność doda Wam skrzydeł. To robi zdecydowaną różnicę w jakości życia i to niezależnie od posiadanych dóbr materialnych!!

Teraz naturalnie może pojawić się pytanie, czy to co piszę, to nie jest jakiś idealistyczny, nierealny obraz? Otóż nie, moja osobista praktyka dowodzi, że jest to możliwe. I tak na przykład:

  • mam w otoczeniu prywatnym wyłącznie sympatycznych ludzi
  • mam sympatycznych klientów
  • mam sympatycznych uczestników szkoleń, które prowadzę
  • mam sympatycznych właścicieli mieszkań, które wynajmuję
  • mam sympatycznych lekarzy, z których usług korzystam
  • mam sympatycznych doradców podatkowych
  • mam sympatycznego bankiera
  • mam sympatycznych kierowców, którzy mnie wożą
  • mam sympatycznego mechanika
  • i tak dalej…….

Patrząc na sprawę chłodnym okiem, to jestem całkiem normalnym człowiekiem i jeśli ja mogłem taki stan osiągnąć, to oznacza że każdy z Was też może. Czyż nie jest to kusząca perspektywa?

Gdyby ktokolwiek z Was też zapragnął takiej sytuacji to pamiętajcie że:

  • trzeba sobie najpierw uświadomić, że to jest możliwe
  • trzeba z tego zrobić wysoki priorytet w Waszym życiu (i to na serio!!!)
  • trzeba konsekwentnie działać w kierunku jego realizacji. W większości przypadków oznaczać to będzie bezpardonową selekcję z kim się zadajecie, w naprawdę wyjątkowych modyfikację zachowań drugiego człowieka. W moim osobistym przykładzie tylko w jednym przypadku (moja mama – tej nie da się wymienić na inną osobę) zmodyfikowałem parę drobiazgów używając opisywanych na tym blogu prostych technik, reszta to rezultat świadomych wyborów z mojej strony i rozstawania się z osobami niekompatybilnymi pod tym względem
  • pamiętając, że podobne przyciąga się z podobnym (przynajmniej w zakresie relacji międzyludzkich) trzeba być równie konsekwentnie miłym człowiekiem

Sądzę, że powyższy tekst dostarczy Wam przynajmniej materiału do własnych przemyśleń, jak zwykle to Wy decydujecie, co chcecie zastosować w Waszym życiu. Zapraszam też oczywiście do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Dla przyjaciół z HR, Motywacja i zarządzanie

Pojawia się nowa generacja

Znów kilka ładnych dni nie pisałem nowych postów, co jak zwykle oznaczało, iż prowadziłem „ciurkiem” treningi uzupełniane różnego rodzaju spotkaniami. Na ogół staram się unikać Takich „pracoholicznych” tygodni, ale zdarzają mi się one od czasu do czasu. Zazwyczaj decyduję się na nie mając jakieś atrakcyjne zajęcia i tak było też i tym razem. Między innymi miałem okazję trenować całkiem młodych, początkujących managerów IT w wieku ok. 25 lat. Wniosek nasuwający się z tego spotkania: starsi Koledzy, miejcie się na baczności!!!

Ci młodzi ludzie mogą być na początku trochę nieporadni w działaniach interpersonalnych (bo skąd mieli wziąć dobre wzorce) a mężczyźni wśród nich ciągle jeszcze wykazywać rezultaty powszechnej psychicznej kastracji, która ma miejsce w polskim społeczeństwie (tak, tak, to temat na całą książkę). Nie zmienia to faktu, że kiedy widać, z jakim zapałem i determinacją zabierają się oni za zdobywanie brakujących im umiejętności to staje się oczywiste, iż pojawia nam się nowa generacja Polaków, którzy za 5-7 lat zrobią gdzieś sporą rewolucję w firmach i życiu społecznym. Jaki kraj będzie z tego profitował, to się jeszcze okaże, ale nie o tym chcę teraz pisać.
Co tak szczególnie podobało mi się w tych Koleżankach i Kolegach?

  • Totalny głód konkretnych umiejętności. O ile wielu przedstawicieli generacji niedoszłego bankiera Kazia często woli bazować na mydleniu oczu otoczeniu i wykorzystaniu koneksji do „załatwienia” sobie kariery, do której mają wątpliwe kwalifikacje, o tyle ci najmłodsi chcą coś umieć naprawdę, bez „ściemy” i udawania. Zdumiewające jest też to, że dzieje się tak mimo demoralizującego wpływu tzw. studiów wyższych, gdzie kombinowanie i plagiaty zdają się być dość powszechnym zjawiskiem.
  • Związana z powyższym gotowość stanięcia twarzą w twarz ze stanem faktycznym własnych umiejętności, bez upiększania i łagodzenia obrazu własnych niedostatków.
  • Duża odporność na „corporate bullshit” i wszelką inną indoktrynację. Ci ludzie jeszcze stosunkowo niewiele wiedzą o życiu, ale potrafią bardzo krytycznie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) podejść do tego, co się im mówi i to niezależnie od pozycji i tytułu rozmówcy.
  • Gotowość całościowego podejścia do życia, gdzie praca jest ważnym, ale nie jedynym jego elementem.
  • Wyraźnie mniejsza skłonność do bezmyślnego konformizmu wszelkiego rodzaju
  • Po wychowaniu się na grach komputerowych (gdzie w menu jest prawie zawsze punkt „zacznij od nowa”) mniejsza obawa przed tzw. „niepowodzeniami”

Jak to poskładamy razem, to powstaje mieszanka o ogromnym potencjale, który trudno jest przecenić. Jako starsi wiekiem managerowie, możemy teraz albo zastanowić się, jak możemy tę drzemiącą energię wykorzystać, albo zamknąć oczy i pewnego dnia obudzić się z taką ręką w nocniku, jak robotnicy wielkoprzemysłowi po 1990.

Widzicie takich ludzi w Waszych firmach? Jeśli tak, to co robicie, aby ich zatrzymać i odpowiednio wykorzystać?
Jeśli nie, to dlaczego nie trafiają oni do Waszej organizacji??? Houston, you have a problem!!!
W tym temacie napiszę wkrótce o śmierci tradycyjnie rozumianej motywacji pracowników, na razie życzę ciekawych przemyśleń i zapraszam do komentarzy

PS: Ta grupa „pistoletów” pod koniec niezwykle intensywnego, dwudniowego treningu zakomunikowała mi, że najchętniej dołożyłaby natychmiast jeszcze 4 dni, dodatkowo do zaplanowanych 2 następnych modułów :-) Atmosfera była taka, że gdybym miał wolny czas i lokalizację to zrobiłbym to dla nich nawet za darmo :-)

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Małe spotkanko we Wrocławiu?

Witajcie

Jestem kilka dni we Wrocławiu i 27.02 lub 28.02 moglibyśmy spotkać się wieczorem na małą herbatkę/kawę (w dzień szkolę)

Czy ktoś jest chętny?

Komentarze (34) →
Alex W. Barszczewski, 2007-02-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Kiedy chciwość przesłania rozum

Na sympatycznej kolacji, na której ostatnio byłem, miałem między innymi okazję porozmawiania z jedną z bardzo kompetentnych pani notariusz i usłyszałem od niej niesłychaną historię o nagminnym zrywaniu umów przez deweloperów i „nabijaniu w butelkę” klientów, którzy chcieli u nich kupić mieszkanie. Dziś, na portalu gazeta.pl w artykule o nieruchomościach natknąłem się na podobną informację i aż się prosi, aby na ten temat coś napisać. Zacznijmy od zacytowania tego fragmentu artykułu (całość jest rozsądnie napisana i warta przeczytania):

„Ze względu na piorunujący wzrost cen nieruchomości deweloperom bardziej opłaca się zrywać umowy i wypłacać odszkodowania, niż ich dotrzymywać.
Deweloper, który w pogoni za zyskiem chce nabić klientów w butelkę, działa w następujący sposób:
• Podpisuje umowy z klientami.
• Za wpłacone przez nich pieniądze rozpoczyna budowę.
• Z regularnie wpłacanych rat finansuje zamknięcie kolejnych etapów.
• Kilka miesięcy przed zakończeniem prac z błahych powodów zrywa umowy z częścią klientów.
• Uzyskane w ten sposób mieszkania sprzedaje za cenę przynajmniej o kilkadziesiąt procent wyższą niż pierwotna.
Na taki proceder pozwalają mu dwie rzeczy:
• umowa przedwstępna nie jest podpisywana w formie aktu notarialnego. Akt umożliwia przeniesienie własności mieszkania bez zgody dewelopera na kupującego.
• niskie kary umowne. Jeśli deweloper musi zapłacić wysoką karę za wypowiedzenie umowy z własnej winy, rzadko kiedy się na to zdecyduje.
Jednak kary umowne wynoszą zazwyczaj ok. 5 proc. wartości umowy, a na wyższe deweloperzy nie chcą się zgodzić.”

W rozmowie z panią notariusz zapytałem, jak w takim razie wygląda kwestia dochodzenia przed sądem odszkodowania za utracone przez klienta korzyści (bo przecież ktoś mógł kupować mieszkanie w celach spekulacyjnych, bądź zawrzeć umowę kredytową i na takim zerwaniu ponosi konkretne straty) i ze zdumieniem dowiedziałem się, że w przypadku znakomitej większości umów (mówimy teraz o tych nie będących aktem notarialnym) nie ma to w Polsce szans. Nie mam w tej chwili pod ręką jakiegoś specjalisty od polskiego prawa cywilnego, aby to dodatkowo sprawdzić, jeśli tak rzeczywiście jest, to bardzo źle świadczy to o kilku sprawach:

  • polskie prawodawstwo sprzyja mocniejszym i bezwzględnym. To bardzo niedobry znak, bo tworzy pętlę sprzężenia zwrotnego, która wzmacnia takie zachowania i umacnia w tym kraju ludzi o wątpliwej etyce biznesowej. W rezultacie coraz więcej osób nabiera zdrowego nastawienia mówiącego „w ważnych sprawach życiowych, uważaj na to, co polskie” , albo wręcz decyduje się na szukanie swojego szczęścia poza krajem. Jako ciekawostka, w niemieckim prawie cywilnym (i o ile pamiętam, to w austriackim też) istnieje pojęcie tzw. Sittenwidrigkeit czyli w pewnym uproszczeniu niezgodności elementów umowy z dobrymi obyczajami i przyzwoitością. Ta klauzula jest nadrzędną nawet w stosunku do wolności zawierania umów i ma na celu ochronę słabszej, mniej zorientowanej w materii strony kontraktu. W rezultacie każdą umowę, w której są punkty wykorzystujące nieświadomość jednej ze stron w celu „nieprzyzwoitego” uzyskania korzyści przez drugą można zaskarżyć w sądzie cywilnym, który może orzec nieważność takich porozumień. Polski prawnik opisałby to zapewne lepszym językiem, w tej dziedzinie mój niemiecki jest lepszy od polskiego :-)
  • Tak jak to wygląda, to w większości umów z deweloperami można mówić o umowie kupna sprzedaży, lecz wystawieniu przez nich klientowi opcji na sfinansowanie budowy: jeśli ceny nie podskoczą zbyt wysoko, to budujący zawsze może przekazać mieszkanie osobie, który jego budowę sfinansowała, jeśli pójdą w górę, to to deweloper podziękuje swojemu taniemu „bankierowi” i sprzeda mieszkanie komuś, kto da więcej. Fakt, że takie zjawisko jest w danym kraju możliwe na masową skalę prowadzi do wniosków, których ze względu na patriotyczne uczucie wielu Czytelników nie będę tutaj publikował.
  • Najbardziej dramatyczną rzeczą jest fakt, że tak wielu ludzi (często z wyższym wykształceniem!!!) takie umowy w ogóle podpisuje. Jest to szczególnie problematyczne, kiedy na taką „inwestycję” trzeba załatwić kredyt i w wypadku zerwania takiego „kontraktu” przez dewelopera zostają oni „na lodzie” z kupą kłopotów i kosztów. Oczywiście, jeśli ktoś ma dużo pieniędzy i możliwości, to może sobie zaryzykować, bo najwyżej nic z tego nie wyjdzie, ale większość ma zupełnie inną sytuację. Wtedy jest dla mnie niepojęte, jak ktokolwiek przy zdrowych zmysłach, nie mając przyłożonego do głowy pistoletu, może w coś takiego w ogóle wchodzić?? Kto ich nauczył zawierania umów, w których jak pójdzie dobrze (czyli cena nieruchomości znacząco wzrośnie), to będą z tego interesu wykopani bez żadnej możliwości obrony, a jak pójdzie źle (ceny będą stagnować), to łaskawie otrzymają mieszkanie, którego budowę bezodsetkowo sfinansowali? Jasne, że wielu niedoświadczonych ludzi wykalkulowało sobie jak bardzo „zarobią” na dalszym wzroście cen, zapominając o kosztach kredytu, kosztach straconych możliwości, a także o tym, jak ten zysk, w wypadku mieszkania w którym mieszkają, będą chcieli zrealizować (wyprowadzą się do namiotu??). Są też osoby, które zdobywanie pozycji życiowej zaczynają od kupowania na kredyt mieszkania, bo tak robą wszyscy wokoło. Osobiście uważam to za kiepską strategię (jeśli chcecie mogę ten temat rozwinąć), ale OK, to jest ich życie, ich decyzja. To, co mnie dziwi, to fakt, że w swojej desperacji spowodowanej chciwością (nazwijmy rzecz po imieniu), albo błędnym obrazem świata i możliwości, które on oferuje, podpisują umowy w oczywisty sposób niekorzystne dla nich, często co gorsza nawet nie starając się zasięgnąć rady kogoś kompetentnego. Proszę, wyświadczcie sobie tę przysługę i zamiast brać udział w takim marszu lemingów używajcie Waszego umysłu. Życie pełne jest różnorakich sposobności i nie ma konieczności pakowania się w wątpliwe interesy!!

    Ktoś może powiedzieć, że często deweloperzy nie pozostawiają Wam innego wyjścia, jak zawarcie takiej „umowy”. Kto Cię zmusza do udziału w takiej grze?? Pamiętacie to skuteczne narządzie w postaci stwierdzenia „beze mnie” ? Pamiętacie, co pisałem o współczynniku PITA ?

    PS:

    • Na nieruchomościach najlepiej zarabia się tak, jak na używanych samochodach – kupując je poniżej ceny rynkowej
    • Full disclosure: posiadam kilka nieruchomości, w żadnej z nich sam nie mieszkam, każdą kupiłem poniżej rynku :-) Sam mieszkam w różnych atrakcyjnych miejscach bezproblemowo wynajmując mieszkania zgodnie z życzeniem i za rozsądną cenę
    • W tamtym artykule podane jest jak to ktoś na 55 metrowym mieszkaniu w Warszawie „zarobił” w ubiegłym, dość wyjątkowym roku (czysto rachunkowo) 70.000 zł. To daje ok. 5800 miesięcznie. Niby dużo, ale taki przyrost dochodów (ok. 1500 euro) można uzyskać na kilka innych sposobów i to do tego na trwale :-)
    Komentarze (117) →
    Alex W. Barszczewski, 2007-02-19
    FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
    Page 50 of 67« First...102030«4849505152»60...Last »
    Alex W. Barszczewski: Avatar
    Alex W. Barszczewski
    Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
    O mnie

    E-mail


    Archiwum newslettera

    Książka
    Alex W. Barszczewski: Ksiazka
    Sukces w Relacjach Międzyludzkich

    Subskrybuj blog

    • Subskrybuj posty
    • Subskrybuj komentarze

    Ostatnie Posty

    • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
    • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
    • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
    • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
    • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

    Najnowsze komentarze

    • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
      • Roma: Wyobraźcie sobie odwrotną...
      • Kamil Szympruch: Witam wszystkich....
      • Maciek: Witam serdecznie, Osobiście...
      • Ewa W: Małgorzata, dzięki za dobre...
      • Paweł Kuriata: @Alex Dopuszczam jak...
    • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
      • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
      • Agnieszka L: Alex, miałam na myśli...
      • Małgorzata: Małgosia S. Oczywiście,...
      • sniezka: Witek, właśnie chodzi mi o...
      • Witek Zbijewski: snieżka nie mam...
    • List od Czytelniczki Mxx  (20)
      • Mags: ad napisał: „Zapomnia...
      • Tomasz: Mxx: a ja taką jeszcze mała...
      • gonia: Tak to dobra rada, żeby nie...
      • Ewa W: Mxx, piszesz: „Chciała...
      • KrzysiekP: Witam. Może nie będę się...
    • Do czego przydaje się ten blog  (35)
      • Emilia Ornat: Ten blog dodaje mi...
      • KatarzynaAnna: Dzień dobry wszystkim,...
      • Elżbieta: Witam, Czytam bloga (i...
      • Monika Góralska: Witam, Kilka postów...
      • Grzesiek: Tego bloga czytam ponieważ...
    • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
      • Alex W. Barszczewski: Katarzyna...
      • Katarzyna Skawran: Podoba mi się twój...
      • Arek S.: Alex, Odpowiedziałeś Maćkowi...
      • Aleksandra Mroczkowska: Rzeczywiście...
    • Listy Czytelników – nowa kategoria na blogu  (1)
      • Tomek: Świetny pomysł Alex! Już...
    • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
      • Paulina: Witam. Mamy rok 2012,dopiero...
    • Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi  (60)
      • Piotr Cieślak: Alex :))) Jest rok...
    • Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi  (73)
      • Stella: Prosta sprawa, a taka piękna...
    • Stabilizacja w Twoim życiu – szczęście, czy pułapka  (14)
      • Witek Zbijewski: noveeck:...
    • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
      • Aleksandra Mroczkowska: Alex, u mnie...

    Kategorie

    • Artykuły (2)
    • Dla przyjaciół z HR (13)
    • Dostatnie życie na luzie (10)
    • Dyskusja Czytelników (1)
    • Firmy i minifirmy (15)
    • Gościnne posty (26)
    • Internet, media i marketing (23)
    • Jak to robi Alex (34)
    • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
    • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
    • Linki do postów innych autorów (1)
    • Listy Czytelników (3)
    • Motywacja i zarządzanie (17)
    • Pro publico bono (2)
    • Przed ukazaniem się.. (8)
    • Relacje z innymi ludźmi (44)
    • Rozważania o szkoleniach (11)
    • Rozwój osobisty i kariera (236)
    • Sukces Czytelników (1)
    • Tematy różne (394)
    • Video (1)
    • Wasz człowiek w Berlinie (7)
    • Wykorzystaj potencjał (11)
    • Zapraszam do wersji audio (16)
    • Zdrowe życie (7)

    Archiwa

    Szukaj na blogu

    Polityka prywatności
    Regulamin newslettera
    Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025