Właśnie przeczytałem w Red Herring o 21-latce, która po uzyskaniu odpowiednika naszego licencjatu założyła firme produkującą urządzenia monitorujące niepożądane reakcje na leki u pacjentów i przetwarzającej te dane tak, aby zarówno pacjent, jak i prowadzący lekarz mieli stały wgłąd w działanie podawanych leków. Elisabeth Holmes, która założyła tę firme, właśnie zapewniła sobie drugą rundę finansowania pozyskując w sumie 16 milionów USD kapitału.
Oczywiście, jak zapewne powie wiele osób, to jest USA a nie Polska, więc nie będę dyskutował finansowego aspektu całej sprawy. Nie o to chodzi. Elisabeth Holmes zapytana co uważa za najlepsze w fakcie że w wieku 21 lat przewodzi takiej firmie odpowiedziała: „Najlepszą rzeczą jest to, że mam sposobność zrobienia prawdziwej różnicy. Mam możliwość wpływu na slużbę zdrowia, wpływu na społeczeństwo, wpływu na medycynę…..”
Na pytanie, co będzie najważniejszym rezultatem jej pracy za 5 lat odpowiedziała: „[ta praca] uratuje życie i poprawi jakość życia milionów ludzi”
Spróbujcie teraz zadać sobie pytanie: „Czy większość czasu myślę o tym aby kupić sobie nowa szafę* czy też o tym, aby zmienić świat?”
*) szafę możesz zamienić dowolnym innym „przedmiotem”
Ja osobiście przerabiałem obydwa warianty i ten drugi przyniósł mi znacznie więcej satysfakcji w życiu, ba nawet całkiem inne życie w ogóle.
Gdzie za 5-10 lat doprowadzi każdego z Was odpowiedź na to pytanie?
PS: Problematyka chyba nie jest całkiem nowa, bo już w XIX w. Henry David Thoreau napisał „większość ludzi idzie przez życie wlokąc za sobą swoje meble”
Witaj Alex,
Niewiele dookoła siebie możemy zobaczyć wzorców zachować innych niż gonienie za szafami. Choćby cały rynek reklamowy ma tylko jeden zmasowany przekaz, akakujący z ekranów, głośników, gazet, billboardów: kupuj, by być szczęśliwym. Jaki inny przekaz może się z nim równać pod względem siły?
Ilu ludzi każdy z nas spotkał w życiu ludzi, którzy mieli odmienną filozofię? I popierali ją swoim zachowaniem a nie tylko opowieściami? Trzeba mieć sporo szczęścia, by ich usłyszeć w tłumie przeciętności.
Pozdr.
Marek Rafałowicz
PS Gratulacje z okazji uruchomienia blogu.
Marku
Masz rację pisząc o niedoborze odpowiednich wzorców. Wielu z nas, niejako automatycznie przejmuje przeważające wzorce z otoczenia i zaczyna traktować je jako jedyną obowiązującą rzeczywistość.
Ja sam do ok 31 roku życia byłem takim typowym „zbieraczem szaf” :-) i dopiero paradoksalne połączenie uznania otoczenia z poważnym dyskomfortem wewnętrznym otworzyło mi oczy.
Ta zmiana paradygmatu bardzo poprawiła odczuwalną jakość mojego życia, a na niedostatek też nie mogę narzekać :-)
Z tym tłumem przeciętności o którym piszesz to też widze to trochę inaczej, wsród „zbieraczy szaf” jest też wielu ponadprzecietnych ludzi i mają oni taką samą rację bytu jak każdy. Ważne jest tylko, abyśmy my (czyli każdy z nas) rozpoznali jakie mamy opcje, wyłączyli autopilota i dokonali świadomego wyboru.
Pozdrawiam
Alex
PS: Na gratulacje to chyba za wcześnie, to dopiero początek całkiem dla mnie nowej formy komunikacji :-)
Alex,
Myślę, że w Polsce powszechność wzorca sukcesu jakim jest dobrze płatna praca (niezależenie od jej innych aspektów), może być wciąż jeszcze skutkiem odreagowywania po gospodarce planowanej – gdzie osobisty sukces finansowy akurat nie był nigdy planowany.
Czy według Twoich obserwacji w Niemczech częściej spotyka się odmienną postawę?
Pozdrawiam,
Marek
Marku
Teraz rozszerzyłeś nieco zakres mojej wypowiedzi, bo pierwotna brzmiała bardziej ” w jakich kategoriach myślimy” a nie „jaki jest Twój wzorzec sukcesu”, co nawiasem mówiąc zainspirowało mnie do napisania osobnego postu na ten temat.
Jeśli chodzi o Niemcy, to dość trudno odpowiedzieć mi stanowczo na Twoje pytanie, bo z jednej strony społeczeństwo tutaj (szczególnie w Berlinie) jest niezwykle zróżnicowane zarówno kulturowo, jak i ekonomicznie, z drugiej moje bliższe kontakty w Niemczech nie odpowiadają jakiejś próbce reprezentatywnej, raczej stanowia dość zwariowaną mieszankę przez prawie wszystkie klasy społeczne. Nie mam np. takiego bezpośredniego wglądu w mentalność młodych (20-30) Niemców, jaki, ze względu na szkolenia które prowadzę, mam w Polsce. W dużym uproszczeniu więc pozwole sobie stwierdzić, że o ile dobra płaca jest tutaj istotna (w Berlinie jest prawie 19% bezrobocia!) i sporo jest ludzi zorientowanych na karierę, to jednak wyraźnie widoczny jest znaczący odsetek ludzi, dla których inne wartości są ważne.
Nie zmienia to oczywiście faktu, iż wiele osób tutaj żyje wyraźnie ponad stan, ale to już inna historia.
Pod tym względem jestem optymistą – myślę, że jak człowiek zastanawia się jak świat zmienić na lepsze, to i gratyfikacja przyjdzie. Chociaż wiem, że nie przyjdzie sama. O niej też trzeba pomyśleć, zaplanować i przeliczyć, co się da, bo przecież pieniędzy wszyscy potrzebujemy (wiadomo, bez szaleństwa, ale też głupotą jest mówić, że się ich nie chce albo nie potrzebuje) – zbytnim uproszczeniem by to było, a świat – złośliwiec jeden! – prosty nie jest ;)
Witajcie,
co jakiś czas docieram nie wiedzieć jaką drogą, do postów, których nie czytałam (za każdym razem dziwię się, bo wydawało mi się, że znam już wszystkie).
Ten post „wyciągam na wierzch” z uwagi na ważne pytanie zadane przez Autora:
“Czy większość czasu myślę o tym aby kupić sobie nowa szafę* czy też o tym, aby zmienić świat?”
Przypomniała mi się reklama: „Świata nie zmienisz – kapelusz możesz”. Ta reklama sprzed ładnych kilku lat (mniej niż 10) uświadamia mi teraz, jak bardzo przez lata uczono mnie, wpajano w rożnych miejscach i momentach, żebym nie próbowała zmieniać świata, a skupiała się na „szafie”, „kapeluszu”, etc.
Moja naturalna i dziecięca 9tak przypuszczam)chęć zmieniania świata była tłamszona, niekiedy obśmiewana, a z pewnością krytykowana jako naiwna, bezsensowna, nieracjonalna, niewykonalna etc. Mimo to co jakiś czas okazywała się silniejsza od potrzeby „szafy”. Z realizacją bywało różnie.
Dziś, będąc blisko pięćdziesiątki mogę powiedzieć, że „szafy” i „kapelusze” nie uszczęśliwiają, choć sprawiają (bywa) przyjemność. Pasja budzi się we mnie wtedy, gdy podejmuję działania, o których myślę z przekonaniem, że mogą zmieniać świat, w malutkim nawet wymiarze – zmieniając jakość życia choćby kilku osób. Zadania wydają się wtedy łatwe, nawet gdy wymagają wysiłku. Budzą się też marzenia.
A mimo to „wtresowany” nawyk „szafy” sprawia, że o niej myślę… za często. Wtedy przygasa pasja i zadania wydają się trudniejsze niż były…
To taka moja wieczorna refleksja w przerwie robienia czegoś „nie dla szafy” a dla ludzi (automatycznie także dla siebie) :-)
Warto zadawać sobie to pytanie co jakiś czas, choćby po to, by sprawdzać, gdzie jesteśmy i czy nie zbaczamy z kursu. Warto także po to, byśmy sami nie gasili w innych pasji zmieniania świata i nie tresowali ich na tych, którzy myślą o „szafie”.
Pozdrawiam, Ewa
Jedną z piękniejszych rzeczy w życiu jest skupienie się na sprawach czyniących nas coraz lepszymi dla innych, oraz pozwalających nam dawać z siebie coraz więcej. Taka jest moja opinia. I trzeba do tego dojrzeć, spróbować różnych rzeczy, wejść na różne drogi. Bardzo pomocny jest w tym kontakt z wartościowymi ludźmi, którzy dadzą nam inspirację i impuls do patrzenia we właściwym kierunku.