Wielu z Was pyta jak poszły sobotnie warsztaty, które poprowadziłem na Uczelni Łazarskiego w Warszawie.
Nieszczęśliwie, obiecałem Uczestnikom pełną dyskrecję na temat tego, co robimy na warsztatach, zapominając potem o uzyskaniu zgody na opisanie naszych działań na blogu, więc muszę ograniczyć się do bardzo ogólnej relacji. Obecny na warsztatach Tomek Zielonka z naTemat.pl (organizowaliśmy to razem) robił zdjęcia i rozmawiał z Uczestnikami, więc jego relacja będzie pewnie obszerniejsza. Jak tylko się pojawi, to podlinkuję tutaj.
W warsztatach wzięło udział 5 osób (4 Koleżanki i jeden Kolega) plus Tomek, który jednocześnie służył pomocą w kwestiach organizacyjnych. Większość była SPOZA Warszawy (!!!), częściowo z tak daleka jak Łódź, czy Wrocław. Jedna Koleżanka z Warszawy nie dotarła z powodów technicznych (zepsuta winda). Tak mała ilość osób z prawie dwumilionowego miasta była dla mnie zaskoczeniem, które nie bardzo mogę sobie wytłumaczyć.
To stworzyło grupę o idealnej liczebności, a silna motywacja Uczestników pozwoliła, mimo szczupłości czasu i dość wysokiej temperatury, na przeprowadzenie naprawdę porządnego treningu. Nikt z grupy nie chciał być oszczędzany i nikt nie był :-) Ja wieczorem byłem tak samo padnięty, jakbym był po całym dniu trenowaniu managerów :-) Jeżeli w Poznaniu będzie równie silna grupa, to będzie bardzo ciekawie :-) Jedna z Uczestniczek już wpisała się tam na listę rezerwową :-)
Bardzo dziękuję Uczelni Łazarskiego, za udostępnienie nam Sali, a Pani Dr. Anicie Zarzyckiej i jej małżonkowi za osobiste zaangażowanie się w kwestie organizacyjne i logistyczne.
Na koniec małe przesłanie do 2 grup Czytelników:
- Jeżeli czytają to trenerzy, coache, lub konsultanci, którzy uważają się za dobrych i w związku z tym zarabiają takie pieniądze, że mogliby sobie pozwolić na poświęcenie kilku dni w roku na bezpłatne, pełnowartościowe warsztaty dla współbliźnich, którzy mają trochę trudniej, to niech to zrobią. Ja chętnie będę publikował takie relacje na tym blogu.
- Jeśli czytają to osoby z HR-ów, które decydują o zatrudnianiu trenerów, coachów czy konsultantów, to może niech zaczną pytać potencjalnych dostawców, co konkretnego w ostatnim roku zrobili oni pro bono dla współbliźnich, którzy mają trochę trudniej. W wypadku braku satysfakcjonującej odpowiedzi warto zastanowić się dlaczego tak jest. Jeśli ktoś goni tylko za kasą/sławą, to w zakresie tzw. umiejętności miękkich rzadko dostarczy Wam naprawdę dobrych, konkretnych rezultatów.
Pozdrawiam wszystkich i z zainteresowaniem czekam na Poznań, gdzie szkolimy się w firmie Wikia. Mamy tam jeszcze wolne miejsca, więc zapraszam do zgłaszania się osoby z niepełnosprawnością ruchową, ewentualnie niewidome.
PS: Już miałem publikować powyższy tekst, kiedy otrzymałem od jednej z Uczestniczek maila. Po uzyskaniu jej zgody na publikację zamieszczam go w całości poniżej:
„Witaj Alex.
W załączniku wysyłam Ci moje przemyślenia z sobotnich warsztatów dla niepełnosprawnych. Pomyślałam sobie, że może chciałbyś się z nimi zapoznać, zwłaszcza, że wysłałam je Tomkowi, który będzie robił jakąś „wrzutkę” na bloga o warsztatach.
Ten mój krótki tekścik mógłby być też swego rodzaju zachętą dla osób, które wahają się zgłosić do udziału w zajęciach organizowanych w Poznaniu. Jeśli zatem chciałbyś zamieścić go na swoim blogu, to nie widzę przeciwskazań. W każdym razie masz kolejny argument, aby przekonać swoich kolegów z branży o tym, że warto czasem jest zrobić coś takiego „pro bono”.
Nie zmieniłeś mojego życia, ale podejście do rozmów i negocjacji z pewnością. :-) Tak jak mówiłam chciałabym, abyś zerknął swoim fachowym okiem na moje CV, ale wyślę Ci je za kilka dni. Wiem, że i tak nie masz czasu , aby się tym zająć w najbliższym czasie.
Mam nadzieję, że znalazłeś swój futerał na okulary.
Dziękuję Ci za tą wyjątkową sobotę.
——–
Słów kilka o warsztatach z punktu widzenia uczestniczki… :-)
Całkiem przypadkiem dowiedziałam się o warsztatach, które chciał zorganizować Alex. Jak można było nie skorzystać z szansy skorzystania z wiedzy i doświadczenia, tak cenionego w swojej branży człowieka? To była szybka i łatwa decyzja. Krótki mail do Alexa o motywach uczestnictwa wraz z podaniem numeru kontaktowego do siebie. Trochę się bałam, że aspekty, którymi chcę się zająć będą zbyt trywialne, aby zakwalifikować się do warsztatów. Nic bardziej błędnego. Prawie natychmiast dostałam pozytywną informację zwrotną i pozostało mi tylko rezerwować busa do Warszawy.
Przyjechałam prawie godzinę przed rozpoczęciem zajęć. Przywitałam się z Alexem i od razu dało się odczuć, że jest to człowiek który nie stwarza dystansu i jest niezwykle otwarty na świat. Pełen luz, pełna kultura, pełen profesjonalizm. Zupełnie tak, jak to wynika z blogu, który prowadzi, tylko że wersja „live” Alexa jest jeszcze lepsza. To mnie nawet w pewien sposób onieśmieliło, ale po krótkim spacerze po kampusie Łazarskiego, znów byłam sobą.
Uczestników było sześciu: Jarek, Magda, Tomek, Agata, ja (druga Agata J) i Sandra, której towarzyszył pies przewodnik o imieniu Akryl. Rozpoczęły się warsztaty. Po początkowym wyjściu z okopów, czyli przedstawieniu się i opowiedzeniu kilku słów o sobie zaczęły się próby wyciagnięcia z okopów naszego rozmówcy (Alex). Początkowo mizerne, ale każda próba coraz bardziej udana. To nie było głaskanie po główce tylko prawdziwy sparing. Muszę przyznać, że obserwowanie Alexa w „akcji” to sama przyjemność. Widać zresztą było, że to co robi sprawia mu ogromną satysfakcję.
Nawet nie przypuszczałam jak ważne są precyzyjnie dobrane słowa i wczucie się w sytuację osoby, z którą prowadzimy konwersację. Dowiedziałam się, o wszelkich niuansach, które mogą zadecydować o wyniku rozmowy. To prawda, że na wiele rzeczy nie zwracamy uwagi, ale ocenianie z punktu widzenia obserwatora jest zawsze łatwiejsze niż, gdy rozmawia się twarzą w twarz.
Po smacznym, lekkim obiedzie zjedzonym w doborowym towarzystwie sparingów ciąg dalszy. Najfajniejsze jest to, że Alex podaje uniwersalne rozwiązania. Kiedy przychodzi kolej na moją rozmowę dopada mnie lekki stres. Chcę porozmawiać w sprawie przedłużenia stażu zawodowego.
Nie krępuję mnie kamera, ale fakt, że mogę nie podołać wyzwaniu na tyle, na ile bym chciała. Za pierwszym razem bardzo słabo, za drugim – miernie, za trzecim, biorę do ręki notes i zapisuje kilka podpowiedzianych zdań. Kolejna próba… lepiej, jeszcze jedna… mam ogólny zarys, ale czeka mnie mnóstwo pracy w domu.
Zdaje sobie sprawę, że dla Alexa poprowadzenie warsztatów na takim poziomie, jak nasz (podstawy podstaw :-) ) jest łatwe biorąc pod uwagę to, z czym styka się w swojej codziennej pracy zawodowej. Byliśmy jednak specyficzną grupą. Osoby niepełnosprawne stoją przed nieco innymi wyzwaniami jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie. Jesteśmy w pewien sposób grupą dyskryminowaną. Oprócz problemów dnia codziennego, z którymi spotykają się zarówno osoby zdrowe, my mamy dodatkowy bonus, np. w postaci konieczności przekonania potencjalnego pracodawcy, że warto mnie zatrudnić głównie dlatego, że jesteśmy świetni i mimo niepełnosprawności poradzimy sobie w pracy.
Dlatego dziękuję Ci bardzo Alex, że zdecydowałeś się na zorganizowanie takich warsztatów.
Były one bardzo przydatne, a zdobyte umiejętności z pewnością zaprocentują w moim codziennym życiu. Mam nadzieję, że te warsztaty zaowocują kolejnymi, które przyciąganą dużo więcej osób zainteresowanych. Naprawdę warto.
Ja z wielką chęcią wzięłabym udział w następnych! Zresztą pytanie, które padło z ust Jarka na zakończenie, było znamienne: „Kiedy nastepny raz?”
Jak dla mnie mógłby być on nawet płatny. Nie przegapiłabym takiej okazji.
Aga”
Jeszcze PPS ode mnie dla niewtajemniczonych :-)
- „wyciąganie z okopu” to była nasza metafora do metod skłaniania drugiej strony do przedstawienia swojego stanowiska a potem wykorzystania tego do naszej argumentacji i przejęcia przywództwa w rozmowie
- Aga pisze: „Alex podaje uniwersalne rozwiązania”. Doprecyzujmy, że podawałem dość uniwersalne metody i podejścia, ale ich konkretna implementacja zawsze dopasowana była do konkretnego przypadku. To jest ważne!!
UPDATE: W naTemat jest relacja ze zdjęciami http://natemat.pl/70069,warsztaty-komunikacyjne-dla-osob-niepelnosprawnych Zapraszam
Z relacji, która została zapowiedziana jako „ogólna” zrobił się obszerny post :).
Nie słyszałam wcześniej o darmowych szkoleniach dla osób z większą lub mniejszą niepełnosprawnością, które nie wykorzystywałyby różnego typu dotacji, np. unijnych. Tym bardziej więc, Alex, jestem pełna uznania dla Ciebie za zrealizowanie tego szkolenia. Uważam, że dajesz świetny przykład, zachęcając innych trenerów rozwoju osobistego, do tego typu działalności. Moim zdaniem, nie zarazi się tym pomysłem ktoś, kto nie robi tego z zamiłowania, tak jak robisz to Ty. Twoje zamiłowanie najwyraźniej dostrzegam w sposobie zachęcania innych do myślenia, w oddawaniu swojego czasu i w traktowaniu innych bardzo po partnersku. O tym wszystkim miałam przyjemność osobiście się przekonać. Przekonała się o tym także, jak wnioskuję, Uczestniczka ostatniego szkolenia, która bardzo ładnie i otwarcie opisała atmosferę na szkoleniu. Podoba mi się to, z jaką determinacją przystępuje do nauki, nie zważając na potknięcia. Zazdroszczę Uczestnikom tej minionej „burzy mózgów” :).
Pozdrawiam,
Magda
Byłam uczestniczką sobotnich warsztatów. Magdo, zgadza się, że większość szkoleń dotowana jest przez różne instytucje, a niestety ich jakość pozostawia bardzo wiele do życzenia. Było, jest i będzie to powodem do mojego smutku i złości, ponieważ nie rozumiem, jak ktoś może brać pieniądze za zwykłe gadanie o niczym. Wracając do warsztatów prowadzonych przez Alexa, były one praktyczne i dawały konkretne rozwiązania w konkretnych sytuacjach. Zadziwia mnie, jak Alex szybko potrafi zastosować jedno lub kilka rozwiązań na bieżąco. Jestem pełna podziwu dla koncentracji zarówno prowadzącego, jak uczestników. Sama byłam w złej formie więc to, że dałam sobie radę, jest dla mnie cenną informacją, że nawet, jeśli przygnębiają mnie rzeczy, z życia osobistego, na które nie mam wpływu, to dam sobie radę na gruncie zawodowym. Mieliśmy też trochę ciekawych dyskusji na temat niepełnosprawności w ogóle i funkcjonowania w kontekście zawodowym i społecznym. Szczerze? Myślę, że jest nam czego zazdrościć :)
Pozdrawiam wszystkich czytelników bloga – stała, choć nie komentująca czytelniczka. :))
Cześć Alex,
Twoja inicjatywa jest inspirująca.
Pozwolę sobie zadać pytanie nieco wykraczające: co sądzisz o zadawaniu pytań przez HRy o działalność dla współbliźnich (tych, którzy mają trochę trudniej, ale niekoniecznie z niepełnosprawnością) potencjalnych pracowników spoza grupy coachów (i pokrewnych) na stanowiska związane z zarządzaniem, marketingiem czy też pracą z ludźmi, w których bardzo przydatne są umiejętności miękkie?Jakie to ma tam znaczenie i co może powiedzieć o firmie nas zatrudniającej, bądź o przyszłym pracowniku?
Co możesz powiedzieć o człowieku, który goni za sławą/kasą, a nie jest dostawcą umiejętności miękkich?Jakie rezultaty może nam dostarczyć w swojej działce?
Pozdrawiam,
Michał
Świetna inicjatywa!
Szkoda tylko, że przyszło mało osób. To pokazuje jak prawdziwe jest zdanie, że pierwszą poważną trudnością dla wielu niepełnosprawnych jest wyjść do ludzi. Dlatego powinniśmy wychodzić do nich jako pierwsi. Naprawdę wiele więcej nie potrzeba, a już na pewno nie trzeba do tego być najwyższej klasy coachem:-)
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztofie Nędzyński, wychodzić do niepełnosprawnych trzeba umieć, nie wystarczy tylko chcieć. Wśród niepełnosprawnych też są różni ludzie. Jedni chcą pomocy, potrafią o nią poprosić, wykorzystać ją dla siebie i cieszyć się z niej. Inni wolą egzystować w takim otoczeniu i w takich warunkach, jakie stworzyli im inni ludzie, przybierając postawę roszczeniową pt.: „Los mnie skrzywdził, więc wszystko mi się należy, a nawet jeszcze więcej, bo ja jestem nieszcęśliwy”. Nie chcę tutaj generalizować i być źle zrozumiana, po prostu to też są różni ludzie z różnymi potrzebami.
Moja przyjaciółka pracuje z ludźmi niepełnosprawnymi, prowadzi warsztaty zajęciowe. Jest dla mnie swoistym tłumaczem „ich” świata. Nauczyła mnie, że to „nam” wydaje się, że powinniśmy pomagać, okazywać współczucie i pomagać na każdym kroku. A to nieprawda. Niektórzy wcale tego nie chcą. A ci którzy tego chcą, potrafią to wyartykułować. Inna sprawa to to, że jak proszą o pomoc, a czasami wręcz krzyczą, to ludzie i urzędy powołani do tego udają, że nie wiedzą o co im chodzi lub zasłaniają się przepisami i dyrektywami, ale to inny temat.
Sporo też o obcowaniu z niepełnosprawnymi nauczyłam się swego czasu od mojej kilkuletniej wówczas córeczki, która uczęszczała do przedszkola tzw. integracyjnego. Zapisałam ją tam nie dlatego, że kierowałam się misją tego przedszkola, było ono po prostu po drodze do mojej pracy.
Poszliśmy do znajomych na rodzinną imprezę, gdzie gośćmi byli również rodzice dziewczynki na wózku o dużej niepełnosprawności. Moja córka po przywitaniu się z tą dziewczynką i przedstawieniu się zapytała tak po prostu, co tamta może robić, a czego nie jest w stanie. Po ustaleniu szczegółów, że np. może się sama napić, ale trzeba jej odpowiednio włożyć szklankę w rękę, żeby ją mogła utrzymać i mówić do niej tak, żeby widziała twarz mówiącego, dzieci bawiły się bez żadnych zgrzytów pół dnia. Dla mnie to był widok bezcenny. Dopiero w wyniku tego zdarzenie zrozumiałam, jak ważne jest to, żeby takie dzieci chodziły do „normalnych” placówek oświatowych i ile te niepełnosprawne dzieci wniosły pozytywnego w życie mojej córki. Ona po prostu naturalnie wie to, o co ja pytam nieraz swoją przyjaciółkę.
update w biegu….
w naTemat jest relacja ze zdjęciami :-)
http://natemat.pl/70069,warsztaty-komunikacyjne-dla-osob-niepelnosprawnych
Pozdrawiam
Alex
Alex,
chapeau bas.
Sandro,
W takim razie, tym bardziej zazdroszczę, skoro, jak piszesz, jest czego zazdrościć :). To wspaniale, że warsztaty były, cytując Twoje słowa, „praktyczne i dawały konkretne rozwiązania w konkretnych sytuacjach”. Nie pojmuję, dlaczego na otwartym rynku nie ma takich szkoleń…
Pozdrawiam,
Magda
Sandra napisała tekst, który opublikowało naTemat
http://natemat.pl/70079,warsztaty-czyli-o-tym-jak-polubilam-slowo-profesjonalizm
Dziękuję za miłe słowa :-)
Alex