Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera, Tematy różne

Stabilność emocjonalna

Dziś porozmawiajmy o bardzo istotnej kwestii charakteru człowieka, a mianowicie o stabilności emocjonalnej. Bardzo często mam wrażenie, że dobierając sobie partnerów do mniej lub bardziej trwałych relacji zwracamy zbyt mała uwagę na ten czynnik, co potem bardzo negatywnie odbija się na naszej jakości życia.
Dla zilustrowania o co mi chodzi posłużę się bardzo prostym przykładem kulki spoczywającej na różnych powierzchniach.

stabilny układ
W tym układzie kulkę można stosunkowo łatwo wychylić z położenia równowagi, ale puszczona wolno sama do niego wróci.
W przełożeniu na człowieka opisuje to osobę, która jest dość wrażliwa (łatwe wychylenie z położenia neutralnego) a jednocześnie posiada wewnętrzną stabilność własnych emocji i w miarę szybko wraca do stanu normalnego bez udziału siły (osoby) z zewnątrz. Z mojego punktu widzenia jest to normalny, zdrowy pod tym względem człowiek z którym można przedsięwziąć wiele różnych rzeczy.
Oczywiście im bardziej wklęsłą jest ta powierzchnia tym trudniej wychylić tę kulkę, w skrajnym przypadku będzie ona zablokowana pomiędzy ściankami jak na następnym rysunku.

zablokowany system

Takie podejście jest bardzo dobre dla pilota samolotu, którym będę w sobotę leciał do Polski, ale w życiu prywatnym kompletny brak emocji u partnera może być bardzo zubażający.

Przeciwieństwem ostatniego podejścia jest następujący i niestety dość często występujący układ:

układ niestabilny

Tutaj wystarczy już najdrobniejszy impuls, aby kulka coraz szybciej zaczęła się staczać w dół i potrzeba jest zewnętrznej siły (czasem nawet znacznej) aby ten proces powstrzymać i ewentualnie wrócić z nią do pierwotnego położenia. Takie zachowanie często widzę u ludzi w Polsce, drobna przyczyna powoduje samorzutne „nakręcanie się” danej osoby i sytuacja szybko eskaluje i eskaluje.   Jeżeli jesteście na etapie poznawania drugiej osoby, to zalecam pilne wypatrywanie znaków ostrzegawczych, świadczących o takim problemie potencjalnego partnera/partnerki. Ludzie o takim wzorcu reakcji mogą być na co dzień przemiłymi osobami, o wielkim sercu i pełnymi innych zalet. Nie zmienia to niestety faktu, że dla człowieka, który zamierza mieć wysoka jakość życia i współżycia z innymi taki potencjalny partner to proszenie się o problemy i frustracje.
Dodatkowo, takie zachowanie może być symptomem leżących głębiej, znacznie poważniejszych problemów, z którymi na pewno nie chcielibyście być skonfrontowani (chyba że ktoś jest psychoterapeutą). Po co Wam to? Stanowczo odradzam (a rzadko tak zdecydowanie wypowiadam się na tych łamach)

Łagodniejszym przypadkiem powyższej przypadłości jest osoba, którą można porównać do kulki spoczywającej na płaskiej powierzchni. W tym przypadku jakikolwiek impuls zakłócający też spowoduje ruch kulki ograniczony tylko tarciem i oporem powietrza, ale przynajmniej nie mamy tutaj efektu samowzmacniania :-)
neutralny

O ile możemy ewentualnie akceptować takie osoby jako luźnych znajomych, to też odradzam wiązanie się z nimi na dłużej. Chyba że ktoś lubi „pracę nad związkiem” zamiast delektowania się nim, masochistów przecież nie brakuje.

Każdemu z Czytelników zalecam też zrobienie „rachunku sumienia” jak to wygląda u każdego z nas. Bycie niestabilnym emocjonalnie skazuje nas na utratę wielu atrakcyjnych możliwości w życiu i mam teraz na myśli nie tylko relacje z innymi ludźmi. Tutaj bardzo przydatną może okazać się szczera informacja zwrotna od kogoś bliskiego, choć oczywiście wymaga ona zawsze zweryfikowania.

Na ile sprawdzacie ten czynnik u potencjalnych partnerów/partnerek i jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie?

Komentarze (105) →
Alex W. Barszczewski, 2010-06-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Lina asekuracyjna czy holownicza

Wzajemne wsparcie w relacjach wszelkiego rodzaju (nie tylko damsko-męskich, a nawet nie tylko prywatnych) jest sprawa bardzo istotną. Będąc życzliwym człowiekiem trudno mi sobie wyobrazić w miarę trwałe interakcje z innymi ludźmi pozbawione tego elementu i zapewne u większości z Was jest podobnie.

Ostatnio zastanawiałem się nad tym i jeśli takie wsparcie możemy porównać do liny łączącej dwie osoby, to wyraźnie można tutaj wyróżnić dwie kategorie:

  • lina asekuracyjna – każdy partner relacji pokonuje przeszkody życia samodzielnie. Lina służy wyłącznie jako zabezpieczenie na wypadek nieprzewidzianego obsunięcia się lub podobnego niezawinionego wypadku. Po w miarę szybkim i aktywnym znalezieniu gruntu pod nogami lina znowu jest luźna.
  • lina holownicza – jeden z partnerów „wisi” na tym drugim wykorzystując jego energie do pozostania w miejscu, lub poruszania się dalej. Taki stan jest mniej czy bardziej permanentny.

Jestem wielkim zwolennikiem łączenia się bardzo różnych ludzi „linami asekuracyjnymi” i sam „podpięty” jestem do takiej ogromnej sieci. Niestety wokół nas jest wiele osób, które te pożyteczną koncepcje nadużywają wykorzystując ją właśnie jako linę holowniczą.

Szczególnie często zdarza się to w związkach damsko-męskich, gdzie jeden partner ma wrażenie iż posiada „prawo” do zawiśnięcia na drugim.  Często nie dzieję się tak od razu, ale z biegiem czasu jedna strona dochodzi do wniosku, że ma takie „uprawnienia” i jeżeli druga nie uważa, to szybko może się to skończyć sytuacją, kiedy metaforycznie mówiąc, z dwóch silników samolotu jeden pracuje na pełnym gazie, a drugi w najlepszym wypadku obraca się „na luzie”. Piszę w najlepszym, bo czasem zdarza się, że taka „wisząca” osoba działa jak silnik pracujący wstecz!!

Dlatego zalecam Wam wszystkim przeanalizowanie tego zagadnienia pod kątem własnej sytuacji życiowej i podjęcie zdecydowanych i konsekwentnych działań, jeśli stwierdzicie że z kimś macie relację „holowniczą”.

To jest istotne z następujących powodów:

  • dla osoby będącej „holownikiem”  – takie holowanie kosztuje Cię oczywiście energię, którą mógłbyś spożytkować na własny rozwój i pójście do przodu. W naszym bardzo konkurencyjnym i dość twardym świecie nie jest to sprawa bez znaczenia, bo długoterminowo może w dużym stopniu zaważyć na dostępnych dla Ciebie opcjach życiowych. Przy tym długoterminowo nie wyświadczasz osobie holowanej przysługi, co będzie jasne po przeczytaniu następnego punktu
  • dla osoby „holowanej” – jest co najmniej kilka powodów, aby tę pozornie wygodną sytuację zmienić. Po pierwsze długoterminowo będzie na tym cierpieć Twoje poczucie własnej wartości, a to jest bardzo poważna strata. Po drugie przyzwyczajając się do bycia holowanym stracisz umiejętność samodzielnego radzenia sobie w życiu, a to poważna słabość, bo nic nie jest nam dane na zawsze. Dalej, pozostając w tej roli w końcu stracisz poważanie partnera, a może nawet jego samego, tego zapewne nie chcesz.  Wielu interesujących ludzi ma w międzyczasie dość dobrze rozwinięty „detektor szukających holu” i u takich osób nie będziesz miał/miała żadnej szansy na bliższą relację.  Ostatni powód jest taki, że jest to  postępowanie  nieetyczne

Oczywiście od powyższego jest kilka wyjątków takich jak np. sytuacja w której bliski partner w wyniku ciężkiej choroby lub wypadku jest trwale niezdolnym do stanięcia na nogi, albo kiedy trzeba zaopiekować się starzejącymi się rodzicami, zwłaszcza jeśli nie zadbali oni sami o odpowiednie zabezpieczenie na jesień życia, nie o nich teraz rozmawiamy. Wszystkie pozostałe sytuacje warte jest bliższego przyjrzenia się i… działania.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (156) →
Alex W. Barszczewski, 2010-05-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Miejsce na szczęśliwy przypadek

Wielu z nas było wychowywanych w kulcie planowania i porządkowania wszystkiego co możliwe.
W rezultacie bardzo często spotykam ludzi, których życie na wiele lat do przodu jest zaplanowane i poukładane „na maxa”. Niektórzy z nich zdają się być nawet bardzo dumni z faktu, że to co robią jest jak pozazębiane ze sobą tryby skomplikowanej i precyzyjnej maszyny.Kupno mieszkania, spłacanie kredytu, płodzenie dzieci, kariera zawodowa są obiektem tak precyzyjnego i dalekosiężnego przewidywania i synchronizacji działań, jak wystrzelenie stacji badawczej na Marsa.
Dziś pominę kwestię częstej zawodności takiego podejścia, spójrzmy za to na inny, łatwy do przeoczenia aspekt, który może mieć ogromne wpływ na naszą jakość życia.
Jest nim wspomniane w tytule pozostawienie (lub zrobienie) w życiu miejsca na szczęśliwy zbieg okoliczności.

Dobrze poukładane życie ma wiele zalet i nic dziwnego, że społeczeństwo oraz rodzina starają się wpłynąć na nas w tym kierunku. Jestem daleki od wyperswadowania tego komukolwiek, warto jednak zwrócić uwagę na cenę takiego porządku.

Weźmy kilka przykładów:

  • praca na dobrym etacie nie pozostawia nam zbyt wiele czasu i mentalnych „mocy przerobowych” na próbowanie innych zajęć i sposobności. Te sposobności często wiążą się z robieniem czegoś naprawdę interesującego lub/i zarabianiem znacząco większej sumy pieniędzy
  • bardzo intensywny związek z drugim człowiekiem (typu papużki nierozłączki) nie daje nam wolnych przestrzeni emocjonalnych i czasowych na bliższe poznawanie innych ludzi. To poznawanie innych ludzi i intensywne relacje z nimi (różnego charakteru) są kluczowe dla szeroko pojętego poznania samego siebie i rozwoju, zwłaszcza jeżeli potrafimy zaakceptować fakt, że inni ludzie są zwierciadłem trzymanym nam przed nosem
  • pięknie uwite gniazdko w bloku zwanym w Polsce apartamentowcem może na wiele sposobów ograniczać naszą mobilność, nie tylko ze względu na kredyt do spłacenia, ale i „przywiązanie się” do miejsca.

Czy podane powyżej przykłady mają oznaczać, że nie powinniśmy mieć porządnej pracy, bliskiego związku, czy też mieszkania?

Oczywiście że nie!! :-) Trzeba sobie tylko zdać sprawę z ceny jaką przychodzi nam za to zapłacić, a często widzimy to dopiero z dłuższej perspektywy czasu.

Chcecie parę moich przykładów, proszę bardzo:

  • co prawda nie pracowałem nigdy na etacie (ani jednego dnia w życiu!!), ale w już latach 90 byłem wziętym trenerem, który zazwyczaj był „booked solid” to znaczy do maksimum moich możliwości czasowych i fizycznych. Przynosiło to między innymi sporo pieniędzy i teoretycznie mógłbym z tego być dumny. Bliższa analiza pokazuje jednak, że z powodu przemęczenia tą (bardzo intratną) pracą nie byłem wtedy w stanie dokonać, sfinalizować względnie dopilnować kilku inwestycji, które dziś oznaczałyby przyrost wartości rzędu milionów złotych (wstyd Alex, jak mogłeś??).
  • kilka długich lat prawdziwych relacji 24/7 (ktoś z Was tego naprawdę próbował?) nie pozostawiło miejsca na poznanie innych ludzi, też takich, których miałem na myśli pisząc post „Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super”. Potem trzeba pisać post pod tytułem „Tunelowe życie” , kiedy w życiu prywatnym coraz mniej rzeczy robisz coraz lepiej z coraz mniejszą ilością osób :-)
  • nie bardzo mogę dać osobisty przykład z mieszkaniem, ale weźmy to, że posiadając sympatyczną łódkę na Florydzie chyba 10 lat z rzędu spędzałem tam część zimy. To było piękne i w żadnym wypadku nie żałuję tego, niemniej gdybym połowę tego czasu wykorzystał w inny sposób, to w wielu aspektach życia byłbym znacznie dalej niż jestem przy równie wysokim poziomie odczuwanych wtedy przyjemności.

Widzicie że jak zwykle pokazując pewne błędy pokazuję też na siebie :-)
Dziś coraz bardziej skłaniam się do tego, aby w wielu kwestiach pozostawiać sobie otwarte możliwości, co jest dość nietypowe gdyż z wiekiem większość ludzi stara się mieć jak najwięcej „pewności” i „stabilności” we wszystkim.
Poniżej macie parę przypadków jak to wygląda w praktyce:

  • świadomie, nawet jeśli mam takie możliwości, nie podejmuję się wszelkich możliwych zleceń, zwłaszcza tych mniej czy więcej „standardowych”. W ten sposób mam czas i ochotę rozglądać się za interesującymi zagadnieniami, lub też szybko reagować na sposobności
  • nawet mając z jakąś kobietą  oszałamiające przeżycia wszelkiego rodzaju, nie zamknę się więcej w relacji 24/7 a nawet trudno mi sobie wyobrazić permanentne mieszkanie razem. To pozostawia miejsce na bardzo wiele kontaktów z innymi ludźmi bez konieczności zastanawiania się np. nad kompatybilnością tych ostatnich i własnej partnerki. Abyśmy uniknęli nieporozumień, tu nie chodzi o to aby sypiać z wieloma kobietami :-)
  • ci z Was, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że każda z moich lokalizacji gdzie mieszkam jest dość prosto wyposażona i szybka do zwinięcia. Żadna nie jest dla mnie balastem, do żadnej też nie jestem specjalnie przywiązany. Dom jest dla mnie bardziej kwestią odczuć i przeżyć niż geografii.

Naturalnie fakt, że taka postawa pięknie sprawdza się w moim życiu (co bardzo denerwuje pewnych znajomych wyznających inne zasady :-)) nie oznacza, że jest ona dobra dla Was, dlatego przestrzegam przed jej bezrefleksyjnym kopiowaniem. Znacznie ważniejsze jest to, abyście w miarę bez uprzedzeń sami przemyśleli jak wyważyć proporcje pomiędzy poukładaniem sobie życia, a pozostawieniem miejsca na sposobności. Wasze wnioski mogą też być całkiem różne od moich, to jest w porządku. Każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety, ważne jest aby wyłączyć autopilota i samemu się temu przyjrzeć.Życzę owocnych przemyśleń

Komentarze (51) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Kiedy nie pasuje nam temat rozmowy….

Ostatnio dyskutowaliśmy o dość banalnej sytuacji, kiedy zadajemy komuś pytanie, a ta osoba niepotrzebnie nadinterpretuje to co chcieliśmy wyrazić. Sam post, jak i cała dyskusja pokazały, jak bardzo ta powszechna ułomność komplikuje życie zarówno nam, jak i naszym rozmówcom. Teraz, to aż strach pójść dalej i napisać coś o bezpośrednich komunikatach, które jeszcze bardziej nie będą się podobać większości ludzi wokół nas :-). No cóż, ten blog nigdy nie uciekał od tematów trudnych jeśli tylko były one przydatne Czytelnikom, więc pozwólcie, że podejmę tę kwestię.

Chodzi mi konkretnie o dwa rodzaje zachowań, z którym osobiście bardzo niechętnie się konfrontuję i w miarę możliwości staram się ich unikać

  • Męczące dla mnie jest przebywanie w towarzystwie, które przez dłuższy czas zajmuje się wzajemnym odgrzewaniem minionych historii i zdarzeń, co zdaje się być ulubionym zajęciem ludzi, nie mających interesujących przeżyć i przemyśleń mających miejsce w teraźniejszym życiu. Nie chcę się powtarzać i dlatego polecam przed dalszym czytaniem tego postu zapoznanie się z tekstem „Nie róbmy tego jak krowy” abyście dokładnie wiedzieli o co mi chodzi.
  • Bardzo niekorzystnie wpływa na mnie dłuższe słuchanie opowiadań o czyichś nieszczęściach i problemach w sytuacji, kiedy absolutnie nie mogę zrobić nic, aby danej osobie realnie pomóc. Tutaj chcę podkreślić, że jestem człowiekiem ponadprzeciętnie skłonnym do udzielania pomocy i wsparcia innym ludziom, naturalnie też takim, których tak blisko nie znam i to wszystko bez jakiejś własnej agendy. Zdaję sobie też sprawę, że czasem zwykłe wysłuchanie czyichś narzekań może przynieść danej osobie ulgę, jednak ze względu na to, iż takie słuchanie w poczuciu własnej bezsilności ewidentnie pozbawia mnie energii, bardzo ograniczam czas, kiedy jestem gotów odgrywać rolę takiego emocjonalnego „śmietnika”. Najgorzej działa na mnie to wtedy, kiedy osoba A opowiada o nieszczęściach osoby B, której w ogóle nie znam, a takie przypadki też się zdarzają.

I teraz przejdźmy do sedna problemu.
Jeżeli mamy do czynienia z którąś z powyższych sytuacji i delikatne działania, aby zmienić temat rozmowy nie dały pożądanego skutku, to mamy dwie możliwości:

  • Robić dobrą minę do złej gry i w imię  dbania o dobra relację z daną osobą, lub tzw. wymogów  dobrego wychowania cierpliwie brać udział w czymś, co kompletnie nam nie odpowiada.
  • Niezwykle kulturalnie, a jednocześnie całkiem jasno i klarownie dać drugiej osobie (lub osobom) do zrozumienia, że dalsza konwersacja na dany temat całkowicie nam nie odpowiada i nie chcemy jej kontynuować.

Z moich obserwacji wynika, że większość ludzi cierpi w milczeniu wybierając ten wariant pierwszy, co może być efektem słabego poczucia własnej wartości, wychowania i wzorców z otoczenia.
Osobiście jestem praktykującym zwolennikiem tego drugiego podejścia i chętnie wytłumaczę dlaczego.

  • Pierwszy powód jest czysto egoistyczny – zdaję sobie sprawę, że mój pobyt na tej planecie jest ograniczony i dlatego staram się minimalizować zajmowanie się sprawami, które z mojego punktu widzenia nie są ani przyjemne, ani produktywne. Abyśmy się dobrze zrozumieli, skuteczne pomaganie komuś uznaję za czynność produktywną i do tego sprawiająca mi sporą przyjemność.
    Czy ktoś ma wątpliwości co do takiej postawy?
  • Drugi powód, to szacunek dla drugiego człowieka – zamiast udawać coś przed nim i mamić go pozorami serwuję mu (kulturalnie i z całym poszanowaniem) po prostu prawdę. Ta prawda pozwala mu albo przemyśleć własne postępowanie i coś zmienić, albo znaleźć lepiej pasującego partnera do takiej rozmowy, jaką akurat chce prowadzić. Dla mnie obydwa te rozwiązania są całkowicie w porządku i każde z nich akceptuję.

Problemem jest fakt, że znakomita większość osób nie odbiera takiego postępowania z mojej strony, jako przejawu bardzo poważnego potraktowania ich, lecz „z automatu” reaguje na to jak na lekceważenie lub osobista obrazę. Kiedyś, aby takich ludzi nie „stracić” szedłem w takich sytuacjach na różne kompromisy, dziś uważam, że znacznie lepiej jest pozostać wiernym sobie i dość otwarcie komunikować swoje stanowisko światu. Naturalnie powodowało to i powoduje, iż spora część otoczenia nie pochwala takiego podejścia i wręcz odrzuca moją osobę, ale przecież i tak nie dogodzimy wszystkim. Zamiast próbować robić to ostatnie, wole znaleźć ludzi, dla których otwarty styl porozumiewania się jest czymś, czego poszukują i doceniają. W rezultacie buduję sobie otoczenie w którym z jednej strony mogę być po prostu sobą, a z drugiej nawzajem dajemy sobie to, co każdy potrzebuje (tutaj akurat w aspekcie wzajemnej komunikacji).

Wielu ludzi, których spotykam w realu pyta mnie skąd biorę w życiu tyle energii i pogody, a to jest właśnie jeden z powodów :-)

Jak to wygląda u Was?

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Z jaką rozdzielczością odbierasz przekaz werbalny

Aby wyjaśnić o co mi chodzi przyjrzyjmy się obydwu wersjom tego samego zdjęcia:
500x333

Tak wygląda krajobraz kiedy potrafimy odbierać go w stosunkowo dużej rozdzielczości, która pozwala rozróżnić dużo niuansów światła i koloru
20_13

A tak, jak w małej, kiedy nasze możliwości rozróżnienia są niewielkie.

Zadajecie sobie zapewne pytanie, co to ma wspólnego z naszą komunikacją werbalną?

Niestety bardzo wiele, bo moje obserwacje wykazują, że mnóstwo ludzi, zwłaszcza jeśli chodzi o przekazy poza ich specjalnością zawodową lub jakimś hobby, wykazuje w swoich reakcjach „subtelność” rozróżniania i reakcji (szczególnie emocjonalnych) zbliżoną niestety do tego dolnego obrazka.

Nie mam przy tym na myśli nieznajomości języka polskiego i niezrozumienia znaczenia poszczególnych użytych wyrazów, choć czasem zabawne jest patrzenie jak wielu polskich „dziennikarzy” nazywa np. każdy silniejszy wiatr huraganem :-)

Bardziej chodzi mi o częste sytuacje, kiedy zupełnie różne wyrażenia naszego rozmówcy powodują tę samą, nieadekwatną do zawartości przekazu, reakcję. Zdarza się to zarówno w miejscu pracy, jak i w życiu prywatnym.

W tym pierwszym bardzo często zdania „to wymaga dopracowania”, albo „powinieneś popracować nad umiejętnością X” powodują identyczną reakcję jak stwierdzenia „jesteś do niczego”, albo „należałoby cie zwolnić”. Przeważnie jest to kompletnie nieuzasadnione, a ludzie sami sobie robią „kuku” nadinterpretując taki przekaz.

To jest jeszcze „małym piwem” w porównaniu do tego, co często dzieje się w relacjach prywatnych.

Jak często stwierdzenie „nie mam teraz czasu dla ciebie” albo „potrzebuję teraz skupić się na czymś innym”  jest odbierane dokładnie tak samo jak powiedzenie „jesteś mi obojętna” lub wręcz „mam cię gdzieś”?

Weźmy dla przykładu taki przypadek, kiedy jedna osoba chce porozmawiać na jakiś temat, a drugiej chwilowo bardzo taka rozmowa nie odpowiada (bo np. ma coś innego do zrobienia, co wymaga sporego skupienia).

Rozsądnym zachowaniem  w takiej sytuacji jest pytanie do partnera „czy musimy akurat teraz porozmawiać na ten temat?”, co ma na celu ustalenie, czy istnieje konieczność natychmiastowego zajęcia się tematem, czy też może to trochę poczekać. Niby prosta sprawa, a jak reaguje wiele osób??
Zdarzyło mi się rozmawiać w bardzo inteligentnymi młodymi ludźmi, dla których zarówno powyższe pytanie jak i stwierdzenie „opowiadasz pierdoły” były równoważne i spowodowałyby taką samą reakcję!!! Jakie szkody w relacjach z innymi ludźmi, zwłaszcza bliskimi nam może spowodować taki brak subtelności rozróżniania przekazów??

U jakich ciekawych ludzi możemy się w ten sposób zdyskwalifikować jako potencjalni partnerzy??
W starszym pokoleniu, szczególnie wśród kobiet takie „uproszczone” reakcje były dość rozpowszechnione, ale najwyraźniej przeskoczyło to jakoś na ich dzieci i w podobny sposób przyczynia się do wielu ich problemów.

Dlatego gorąco zalecam przyjrzenie się własnym zachowaniom i w razie potrzeby popracowanie nad nimi. Jeżeli zauważycie coś takiego u partnera, to macie dość poważny problem, bo tacy ludzie niechętnie pod tym względem się zmieniają. Niektórzy moi rozmówcy, kiedy zwróciłem im uwagę to zjawisko usiłowali argumentować, że tak jest dobrze, bo zwiększa to „tajemniczość” i „spontaniczność” w relacji :-)

Komentarze (65) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-13
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Kwestie materialne w poszukiwaniu partnera

Mój ostatni post, mimo iż napisany był nieco „na kolanie” wzbudził spore zainteresowanie i intensywną dyskusję. Dlatego, jak już jesteśmy rozgrzani w tym temacie,  postanowiłem teraz „dołożyć” nieco dalszych rozważań na temat aspektu materialnego w relacjach damsko-męskich. Przy okazji powinno to wyjaśnić, dlaczego mieszanie spraw finansowych do romantycznego związku uważam za nienajlepszy pomysł.
Poniższy tekst nie powinien być rozumiany, jako gotowa, uniwersalna recepta, bardziej jako inspiracja do dyskusji i własnego, świeżego spojrzenia na kilka specyficznych zagadnień głębszej relacji z drugim człowiekiem.
Aby nie być zmuszonym do pisania całej książki pozwolę sobie poczynić tutaj kilka uproszczeń, nie zniekształcających jednak mojego głównego przesłania. Z powodów praktycznych napiszę ten tekst z pozycji heteroseksualnego mężczyzny, jestem przekonany, że sprawa wygląda bardzo podobnie z punktu widzenia innej płci lub/i preferencji seksualnej. Po tym wstępie możemy przejść do rzeczy :-)

Jeśli spojrzymy na całe spektrum możliwych interakcji z bliskim człowiekiem, z którym mamy romantyczną relację, to możemy podzielić je na dwie dość odmienne od siebie płaszczyzny:

  • Płaszczyzna uczuciowo-emocjonalna : miłość, bliskość, ciepło, zrozumienie, dobra komunikacja, intymność, pieszczoty, dobry seks itp.
  • Płaszczyzna materialno-finansowa: kwestie utrzymania się, zakupów, mieszkania, kredytów, wspólnoty gospodarczej wszelakiego rodzaju  itp.

Jeżeli teraz spojrzymy na związki dwojga ludzi, to będą one znacznie różniły się między sobą głębokością relacji na każdej z tych płaszczyzn. Mam teraz na myśli nie to, co deklarują obie strony pozostające ze sobą, lecz obserwowalny stan faktyczny. A ten stan, pominąwszy pierwsza fazę zakochania się, jest przeważnie mieszanka tych obu wspomnianych wyżej dziedzin.
Tutaj moje podejście bardzo różni się od wielu innych osób i polega na tym, że o ile w związku z bliską kobietą płaszczyzna uczuciowo- emocjonalna jest dla mnie szalenie ważna, o tyle ta materialno-finansowa jest bez większego znaczenia i pełni rolę całkowicie drugorzędną (patrz moje jedyne kryterium z poprzedniego postu). To oznacza, że staram się pogłębiać skalę i zakres naszych wzajemnych odczuć ze sobą, a szeroko rozumianą kwestię „kasy” trzymam w dużej mierze poza ramami relacji.
Dlaczego tak robię?
No cóż, od pewnego czasu moim głównym priorytetem jest przeżywanie niezwykle intensywnych i gorących odczuć w relacji z bliską mi kobietą.  Trzymanie spraw materialnych poza relacją znacznie ułatwia znalezienie odpowiedniej kobiety i delektowanie się wszystkim, co możemy od niej dostać lub razem z nią nawyprawiać :-)
Spójrzmy dlaczego tak uważam:

Jest rzeczą oczywista, że aby relacja była bardzo udana, to ludzie w tych zakresach, które w niej wchodzą w grę muszą być bardzo kompatybilni. Jak słusznie zauważyła wcześniej jedna z Czytelniczek, dotyczy to też sprawy finansów, które wymagają zbliżonego podejścia jeżeli mają stać się elementem udanego związku.

Jeżeli teraz w moich poszukiwaniach skoncentruję się na tej płaszczyźnie, która jest dla mnie naprawdę ważna, to znacznie szybciej znajdę kogoś pasującego i nie będę musiał iść na różne niepotrzebne kompromisy (kompromis – rozwiązanie z którym żadna ze stron nie jest naprawdę szczęśliwa).
Zilustrujmy to przykładem, przy czym uprzedzam, iż użyte tu dane liczbowe biorę „z powietrza”, nie chodzi mi o naukowy wywód, tylko o zilustrowanie zagadnienia.
Załóżmy czysto roboczo, że przy moich cechach i potrzebach emocjonalnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką. Załóżmy (bardzo optymistycznie), że przy moich cechach i podejściu do kwestii materialnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką w tychże kwestiach.

To znaczy, że prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mogę mieć głęboką relację emocjonalną i „odjazdowe” uniesienia i przeżycia wynosi 0,01
Tak samo prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mógłbym stworzyć udaną relację na płaszczyźnie finansowo-materialnej wynosi 0,01

Moje dość długie i urozmaicone doświadczenie życiowe wykazuje, że jeśli chodzi o występowanie tych dwóch rodzajów cech w jednej osobie, to nie ma miedzy nimi jakiejś znaczącej korelacji. Raczej możemy założyć, że posiadanie jednej z nich nie ma większego wpływu na istnienie drugiej. Mówiąc językiem rachunku prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że mamy do czynienia z tzw. zdarzeniami niezależnymi, a wtedy prawdopodobieństwo ich jednoczesnego wystąpienia jest iloczynem  prawdopodobieństw każdego ze zdarzeń składowych.

Czyli, jeżeli ktoś chce mieć  udany związek rozciągający się zarówno na sferę emocjonalną jak i materialną to szanse znalezienia odpowiedniego partnera wyglądają przy naszych założeniach następująco:

Szansa że ktoś pasuje nam (i jemu) w obydwu zakresach wynosi 0,01*0,01 = 0,0001 !!!
To oznacza, że o ile w moim przypadku, aby znaleźć osobę, z którą będę miał bardzo udaną relację emocjonalną, statystycznie rzecz biorąc musiałbym poznać 100 kobiet, o tyle ktoś, kto jak większość ludzi chce z partnerem mieć zarówno gorący związek miłosny, jak i udaną wspólnotę gospodarczą, musi poznać 10 000 kobiet aby trafić na tę właściwą !!!

To oznacza dłuuuuugie poszukiwania, podczas kiedy ja i moja partnerka  delektujemy się już pełnią fantastycznych wrażeń i odczuć wzbogacając nawzajem nasze życie.
W praktyce oczywiście większość  osób nie bawi się w takie długie szukanie partnera, idąc zamiast tego na niepotrzebne kompromisy, co na dłuższą metę nie prowadzi do oszałamiających wyników. W rezultacie tych rezygnacji z niektórych własnych potrzeb, w wielu związkach po latach nie ma albo miłości, albo strona materialna kuleje, albo co gorsza i to i to.

Naturalnie możemy znaleźć wyjątki, ale  obserwacja większości długoterminowych relacji opartych na takich kompromisach raczej nastraja pesymistycznie. Rozumiem, że jest rzeczą normalną, iż we wspólnym życiu z realnym człowiekiem trzeba od czasu do czasu zaakceptować różne wzajemne niedoskonałości, ale po co iść na więcej kompromisów, niż jest to absolutnie konieczne? Każdy z nich zmniejsza przecież szanse na długofalowy satysfakcjonujący związek, bo jak mówi stare stwierdzenie „natura nie znosi próżni” i ludzką cechą jest poszukiwanie innych sposobów skompensowania sobie odczuwalnych niedoborów.
Właśnie dlatego, po przetestowaniu w życiu chyba wszelkich możliwych wariantów koncentruję się na tym, co jest dla mnie naprawdę ważne (kompatybilność w sferze uczuciowej) i tam szukam bardzo dokładnie. W zamian zostawiam cały ten kram materialno-finansowy poza nawiasem relacji. To daje dużą skuteczność w zaspokajaniu potrzeb zarówno własnych jak i partnerki.
Zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest nieco odmienne od ogólnie przyjętego w społeczeństwie, do tego zapewne pojawiają się typowe pytania co ze wspieraniem partnera, co ze wzajemnym dorabianiem się itp.Nie chcę rozciągać nadmiernie tego postu, więc pozwólcie, że o tych kwestiach napisze następnym razem.

Teraz zapraszam do dyskusji, proszę tylko o uważne przeczytanie powyższego tekstu, zanim będziecie wypowiadać się na jego temat.  Jeżeli macie pytania dotyczące powyższych przemyśleń to oczywiście też chętnie na nie odpowiem.

Komentarze (101) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Związek a zarobki partnerów?

W dyskusji pod jednym z poprzednich postów nasza Czytelniczka opisała następujący problem:
„……zarabiam przyzwoicie od samego początku. ……. mi absolutnie nigdy nie przyszło do głowy porównywać się z żadnym moich facetów finansowo. Ale to IM przeszkadzało, że zarabiam więcej. I to ONI z czasem co raz gorzej się z tym czuli, …….. Te kilka związków właśnie z tego powodu się rozpadło”

Czytając tę historię i przypominając sobie całe mnóstwo problemów związanych z zarobkami i związkami o których słyszałem zadałem sobie następujące pytanie:

Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??

Wielu z Was zapewne w tym momencie pomyśli „jak to, jak można taka informacje ukrywać przed najbliższą osobą, którą do tego może jeszcze kochamy?”

Zapytam w takim razie:
Czy Wasz związek będzie mniej romantyczny lub pozbawiony głębokich uczuć jeżeli taką informację zachowasz dla siebie???

Jeżeli by tak było, to o czym to świadczy?

Oczywiście kwestii finansów nie można całkowicie pominąć, dlatego podzielę się z Wami moim osobistym podejściem do tego tematu. Nie traktujcie tego jako prawdy objawionej lub czegoś, co każę Wam zaimplementować w Waszym życiu, spójrzcie na to jedynie jako na materiał do własnych przemyśleń.

Dla mnie kwestia finansów jest jednym z bardzo ważnych kryteriów wstępnego doboru partnerki, ale tylko w jednym aspekcie, a mianowicie czy dana osoba (w moim przypadku kobieta :-)) potrafi sama się utrzymać. Jest to bardziej pytanie dotyczące charakteru niż pieniędzy dlatego poziom tego utrzymania się jest mi dość obojętny. Nie przeszkadza np. jeśli ktoś miesięcznie zarabia tyle ile ja w kilka godzin, bo to nie o kwoty chodzi.

Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!

Można oczywiście rozważać, że ktoś „miał pecha w życiu” itp. doświadczenie wykazuje jednak, że niestety bardzo często dana sytuacja jest rezultatem podejścia i wyborów danej osoby, która w ten sposób jest za swoją sytuację odpowiedzialna. Jak coś takiego widzicie przed sobą, to uciekajcie gdzie pieprz rośnie!!

Nie oznacza to, że zalecam obojętność w stosunku do takich ludzi, sam pomagam innym w potrzebie, ale nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską.To na początku może nas dowartościowywać jako rycerzy/księżniczki na białym koniu, ale przeważnie kończy się źle. Kiedyś napiszę Wam na ten temat wzięty z życia ciąg dalszy bajki o Kopciuszku :-)

Jeżeli już zarabiamy stosunkowo dużo, to dobrą rzeczą do pokazania partnerowi jest  to, że robimy to w sposób w miarę uczciwy i nie związany np. ze światem przestępczym, no ale to już jest due dilligence :-)

Tyle na ten temat. Ile ja zarabiam, ile mam na koncie to całkowicie moja sprawa, tak samo nie wypytuję tego partnerki.

Jeżeli w tym aspekcie jest miedzy nami duża dysproporcja, która uniemożliwia lub poważnie utrudnia partycypację drugiej osoby np. w kosztach wspólnych wyjazdów, to po prostu taktownie uświadamiam partnerkę, że mamy wystarczające zasoby, aby to przeprowadzić i nasze przedsięwzięcie należy właśnie potraktować jako wspólne wykorzystanie tychże zasobów. Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych „składek” !!

Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.

W następnym poście napiszę o innym problemie, który może zablokować Wam w przyszłości drogę do bardzo ciekawego związku, a którego istnienie nie jest taki oczywiste dla większości ludzi.

Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (180) →
Alex W. Barszczewski, 2009-08-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czego możemy nauczyć się z bajek cz. 1

W najbliższych postach przyjrzyjmy się dwóm bajkom i praktycznym wnioskom, jakie możemy z nich wyciągnąć.

Pamiętacie bajkę o śpiącej królewnie?

Zaczarowana przez złą wróżkę  królewna spała głębokim snem i tylko pocałunek księcia mógł ją z tego snu obudzić. Zwróćcie uwagę, że obudzić księżniczkę mógł nie pocałunek jakiegokolwiek chłopa z ludu, posiadacza męskich organów płciowych, lecz musiał to być prawdziwy książę.

Co to ma wspólnego z rzeczywistością?

Bardzo wiele, gdyż znakomita większość heteroseksualnych kobiet potrzebuje takiego „pocałunku” tego specjalnego faceta, aby w pełni obudzić swoja kobiecość. Mam przy tym na myśli nie tylko czysto seksualną jej stronę (co też jest niezmiernie ważne, zwłaszcza w obliczu potencjału tkwiącego w Paniach), ale też w szerszym sensie emocjonalnym.

Jak tak rozglądam się wokoło, to widzę wiele kobiecych twarzy pozbawionych tej iskry. Ich właścicielki, często z nieświadomości tego, co w ogóle jest możliwe, pozwoliły zredukować swoją kobiecość do roli mrówki-robotnicy, pomocy domowej, maszyny rozpłodowej, wieszaka na ładne ciuchy i biżuterię, czy też prowiantu seksualnego. A wszystko to poprzez wynikające z presji środowiska lub słabego poczucia własnej wartości, pogodzenie się na „chłopa z ludu”, zamiast wytrwałych poszukiwań tej właściwej osoby.
Nie szkoda Wam życia na coś takiego?

Abyśmy się dobrze zrozumieli, nie chodzi o to, aby bezczynnie czekać na tego jedynego, bo to uczyni Was mniej atrakcyjnymi i zgorzkniałymi, a poza tym gdzie macie zdobywać doświadczenia w obchodzeniu się z mężczyznami. Dlatego właśnie wiele kobiet wchodzi w bardzo różne, często dość pokręcone relacje, które w jakiś sposób zaspokajają ich różnorakie potrzeby, o czym napiszę w jednym z następnych postów zatytułowanym „Od fuck buddies do związku 24/7„.Jak kto to robi, to jest jego osobisty wybór. Ważne jest tylko, aby nie cementować tych prowizorycznych relacji w jakikolwiek sposób, no i oczywiście stosowanie zasady „wsio wzmożno, tolko ostorożno”
W tym wszystkim, robiąc przegląd własnej sytuacji należy uczciwie odpowiedzieć sobie samej, czy takiego specjalnego mężczyznę już spotkałyście na swojej drodze życia i miałyście z nim naprawdę bliską relację przy czym jest wszystko jedno, czy ona trwa nadal, czy też się skończyła. Jeżeli nie, to na Waszym miejscu wyruszyłbym na intensywne poszukiwania, bo duży skok Waszej jakości życia jest jeszcze przed Wami.
Ten książę niekoniecznie będzie chłopakiem jak z żurnala, czy też multimilionerem. Tutaj potrzebne są zupełnie inne cechy, kombinacja inteligencji emocjonalnej, samczej męskości (tak, tak!!), popartej doświadczeniem prawdziwej sympatii do kobiet, empatii i bardzo dużego wyczucia. Ze smutkiem stwierdzam, że większość biegających wokoło Panów nie ma takiego zestawu cech, dlatego sprawa znalezienia tego właściwego nie jest trywialna. Niemniej warto jest aktywnie szukać i próbować, jak traficie, to najlepiej poznacie po rezultatach :-)

Zdaje sobie sprawę, że będziecie z tym miały sporo zachodu, a sama rada dla wielu Czytelniczek i Czytelników będzie kontrowersyjna, ale stawką jest Wasze spełnione życie jako kobiety, a o to z pewnością warto się postarać.

W następnym poście dla równowagi napiszę coś do Panów opierając się na bajce o księciu zamienionym w żabę i obiecuję że nie będę specjalnie oszczędzał moich współtowarzyszy płci:-)

Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (142) →
Alex W. Barszczewski, 2009-07-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super?

Wielu ludzi zadaje sobie powyższe pytanie w kontekście biznesowym rozważając, czy lepiej jest być jedynym właścicielem firmy, która „jakoś” trwa na rynku, czy też może po prostu udziałowcem w prężnym i odnoszącym sukcesy przedsięwzięciu. Obydwa podejścia mają wady i zalety, ale  jako że większość z nas nie stoi akurat przed taką decyzją zajmijmy się dziś podobnym pytaniem w odniesieniu do naszych relacji z innymi ludźmi. Tutaj mianowicie często w naszych wyobrażeniach pojawiają się sprzeczności, które w praktyce utrudniają nam osiągnięcie tego, na czym nam naprawdę zależy i z pewnością warto o tym podyskutować.

Jeżeli pominiemy  w naszych rozważaniach dość liczną grupę tych, którzy szukają osób słabszych,  często aby dowartościowywać się ich kosztem (nie róbcie tego!!) to słusznym będzie stwierdzenie, że wielu z nas pragnie mieć partnerów mocnych, pełnych energii, silnie stojących na nogach  i radzących sobie w życiu. W naszych wyobrażeniach mają to być ludzie o pewnej pozycji i osiągnięciach w życiu, niekoniecznie zresztą natury biznesowej.

Problem pojawia się wtedy, jeżeli tym wyobrażeniom towarzyszy życzenie, abyśmy dla tych partnerów byli głównym, a najlepiej jedynym punktem zainteresowania. Takie pragnienie często występuje podświadomie, co dodatkowo pogarsza sprawę, bo „coś nam przeszkadza”, ale nie zdajemy sobie dokładnie sprawy z tego co to jest.
Szkopuł w tym, że ci naprawdę bardzo ciekawi ludzie, zanim nas spotkali mieli już zapewne dość interesujące i wypełnione różnymi aktywnościami życie. To życie zresztą ukształtowało ich w taki właśnie sposób, że stali się dla nas atrakcyjni. Jak teraz możemy rozsądnie od nich oczekiwać, że  „wyamputują sobie” ze swojej rzeczywistości elementy naprawdę dla nich ważne tylko po to, aby wspólnie z nami jak najwięcej celebrować aktualny związek?
Przyznaję, takie akty „samookaleczenia” zdarzają się, sam wielokrotnie w stanie ciężkiego zakochania gotów byłem zrezygnować z wielu rzeczy (i co gorsza rezygnowałem!!!), ale długoterminowo nie jest to dobry pomysł. Normalnie taka osoba, zwłaszcza mając już pewne doświadczenie,  jest w pełni świadoma, że jej życie w nowym związku powinno pozostać co najmniej tak barwnym i różnorodnym jak dotychczas, a nowa relacja ma sens, jeśli będzie jego wzbogaceniem, a nie szeroko rozumianą kastracją. Mając do tego dość silną osobowość taki człowiek nie pozwoli sobie tak łatwo na ograniczanie swobody tego, czym się zajmuje i w jaki sposób spędza swój czas. Oczywiście jest on gotów spędzać jego cześć z nami, poświęcając nam wtedy 100% swojej uwagi (inaczej taka relacja nie miałaby dużego sensu), ale prawie na pewno nie będzie to 100% jego czasu w ogóle, czasem dostaniemy tylko kilka procent. To ostatnie naturalnie nie dotyczy różnych sytuacji awaryjnych, mówimy teraz o normalnym dniu codziennym.
W takiej sytuacji wiele osób mówi ” ja czegoś takiego nie chcę, poszukam sobie kogoś, dla kogo będę głównym elementem jego życia„. Mają do tego oczywiście pełne prawo, tylko warto zastanowić się nad konsekwencjami takiego podejścia. Jeżeli dla kogoś staję się sensem jego życia (ulubiony motyw wielu piosenek, filmów i książek), to chyba tego sensownego życia przede mną nie było tam za wiele. Czy na pewno chcemy bliskiej relacji z takim człowiekiem? Wbrew powszechnemu mniemaniu w wypadku ludzi dwie niekompletne połówki nie tworzą jednej całości, lecz w najlepszym przypadku Frankensteina :-) Lepiej pracować nad tym, aby samemu być mniej, czy bardziej harmonijną całością i potem poszukać takiegoż partnera, tylko że wtedy znowu musimy liczyć się z tym, że w żadnym wypadku nie będziemy go mieli „na własność”.
Jak widać z powyższego, mamy realistycznie rzecz biorąc trzy opcje:

  • gonić za karmioną przez media iluzją, że gdzieś znajdziemy bogatego (w szerokim tego słowa znaczeniu) człowieka, który od momentu ( poznania się, powiedzenia sobie „kocham”, ślubu – niepotrzebne skreślić) będzie „tylko dla nas”
  • postawić kryterium „tylko dla mnie” na wysokim miejscu, eliminując w ten sposób potencjalnie  najciekawszych kandydatów
  • zaakceptować fakt, że najatrakcyjniejszych ludzi będziemy w jakiś sposób zawsze dzielić z resztą świata i korzystać z wyjątkowych chwil i doświadczeń, które możemy z nimi przeżyć

Jak zwykle w życiu, każde z Was musi sam zdecydować, dobrze jest tylko zastanowić się nad opcjami, które mamy i konsekwencjami ich wyboru. Temat nie jest czarno-biały i dlatego serdecznie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

PS: Jeżeli chodzi o moje osobiste nastawienie do tematu, to dobrze oddaje je nieco zmodyfikowany (bo w tłumaczeniu był czasownik „używać”) cytat z książki Stendahl’a „O miłości”, którą przeczytałem wiele lat temu:

„Posiadać jest niczym, delektować się jest wszystkim„

Komentarze (237) →
Alex W. Barszczewski, 2009-07-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 5 of 9« First...«34567»...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Suplementacja D3 – magnez, wapń, fosfor
  • Witamina D3 – źródła i jak suplementować
  • Jak obliczyć suplementację witaminy D3 – poprawa samopoczucia
  • Utrata wagi i lepsze samopoczucie – w jakiej kolejności zadziałamy.
  • Utrata wagi i lepsze samopoczucie – mój bilans otwarcia

Najnowsze komentarze

  • Witamina D3 – źródła i jak suplementować  (15)
    • moi: Alex, jakie dokładnie preparaty...
    • Alez: Myślę, że jak zwykle jest...
    • Maciej: Bardzo mi się podobają takie...
    • Alex W. Barszczewski: BOGDAN Rozumiem...
    • Bogdan: Alex, źródła są dla...
  • Jak obliczyć suplementację witaminy D3 – poprawa samopoczucia  (24)
    • Kuba: Cześć Alex, Czułeś/czujesz...
    • Majka: Zgadzam się z Magdą:),...
    • Edyta: Cześć Alex Z uwagą...
    • Artur J: To mamy wyniki, po roku...
    • Magda: Drogi Alexie :) Dziękuje, że...
  • Suplementacja D3 – magnez, wapń, fosfor  (17)
    • Matylda: Muszynianke pije od dawna....
    • KAROLINA: Bardzo dobrą przyswajalność...
    • Robert: Wiedząc o potencjalnie lekko...
    • KrzysiekT: Hej Alex, super że o tym...
    • Monika: MACIEJDOM Suplementy, leki...
  • Jak skutecznie radzić sobie z wyzwaniami w życiu  (10)
    • Alex W. Barszczewski: KRZYSIEK...
    • Krzysiek: Oo jak przeglądałem tak...
  • Utrata wagi i lepsze samopoczucie – mój bilans otwarcia  (16)
    • hartberg: Hallo MiKo. Zalatwilem sie...
    • hartberg: hallo @MiKo -przepraszam...
    • MiKo: @MichalH – bardzo...
    • hartberg: Hallo Alex. Na poczatku...
    • Alex W. Barszczewski: Bartosz Jot...
  • Jak wybić się w życiu cz. 1  (146)
    • Ludmiła: Dziękuję Alex. Jeszcze parę...
  • U progu roku 2019  (4)
    • Miniandro: Witaj Alex! Obserwuje Cie...
  • Utrata wagi i lepsze samopoczucie – w jakiej kolejności zadziałamy.  (3)
    • Dominic E: Czytam z uwagą do...
    • Dominic E: Witaj Alex. Gratuluję tak...
    • Zielu: To juz trzeci wstęp :) Masz...
  • Utrata wagi i poprawa samopoczucia – parę uwag na początek  (14)
    • ASK: Alex gratuluję przemiany,...
    • Alex W. Barszczewski: Maciej Nie...
    • Dominic E: Witaj Alex. Gratuluję tak...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (1)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (40)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (269)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Copyright — Alex Barszczewski 2015