Dzisiaj zapraszam Was do lektury i dyskusji postu gościnnego, który powstał w bardzo nietypowy sposób. Po pierwsze, prawie cała zawartość merytoryczna została mi przekazana w rozmowach przez osobę, która wiekowo zdecydowanie odbiegała od naszego „targetu”, a po drugie to ja spisałem ją, nieco tylko dopasowując i doprecyzowując słownictwo (choć było to potrzebne tylko w niewielkim stopniu). Oczywiście zachowałem przy tym zarówno zawartość jak i przesłanie oryginału.

__________________________________________

Zacznijmy od pewnej opowieści:

Na łożu śmierci leży bardzo sfrustrowany starszy mężczyzna.

Na pytanie znajomego, dlaczego tak jest odpowiada on:

„Widzisz ja od zawsze byłem gejem. W mojej młodości nie mogłem się do tego nawet przyznać, bo takie były czasy i byłem samotny. Potem zacząłem się zastanawiać, kto na łożu śmierci poda mi tę ostatnia szklankę wody, więc na wszelki wypadek zacisnąłem zęby i ożeniłem się.

Jak już byłem żonatym, to uświadomiłem sobie, że przecież żona może umrzeć przede mną i kto wtedy poda mi tę szklankę wody. Na wszelki wypadek spłodziłem więc i wychowałem dwóch synów tak aby na pewno miał mi kto ją podać.”

Znajomy pyta „To dlaczego jesteś teraz taki sfrustrowany?”

Mężczyzna odpowiada: „przez cały czas żyłem nie swoim życiem, robiąc nie to co chciałem z nie tymi ludźmi, którymi chciałem tylko po to, aby na łożu śmierci miał mi kto podać ostatnia szklankę wody. A teraz umieram i w ogóle nie chce mi się pić!!!”

Z tego można wyciągnąć kilka morałów:

  • generalnie jako osoba prywatna nie warto robić zbyt konkretnych planów obliczonych na wiele lat czy wręcz dziesięcioleci, bo bardzo trudno przewidzieć jak wtedy będzie wyglądać ogólna sytuacja i nasze potrzeby
  • nie powinniśmy poświęcać tego, kim naprawdę jesteśmy, jakie naprawdę mamy pragnienia i potrzeby w imię jakiegoś mitycznego „bezpieczeństwa” w dość odległej przyszłości. W szczególności zaprzeczanie naszej prawdziwej naturze rzadko długofalowo prowadzi do życia pełnego zadowolenia i radości a z powodów opisanych w poprzednim punkcie przeważnie i tak nie warto

Ważnym jest też spostrzeżenie, że jeśli zauważyliśmy popełnienie któregoś z powyższych błędów, to dopóki żyjemy to możemy zmienić kurs i choć często nie jest to całkiem proste, to przynajmniej w sporej części zacząć żyć życiem, które jest dla nas ważne. Wynik, nawet jak nie będzie stuprocentowy, to nagroda warta zawalczenia o nią.

__________________________________________

†Irena Barszczewska – moja Mama, do piątku najstarsza znana mi osoba czynnie praktykująca „Gypsy Time”. Mimo niełatwego, w sumie 81 letniego życia (gdzie wychowanie mnie nie było akurat najprostszym zadaniem) dzielnie dawała sobie z nim radę, a 8 lat temu, po śmierci Ojca w zdumiewający sposób znalazła drogę do spełnionego, radosnego a jednocześnie wzbogacającego innych życia. Wyglądała na 20 lat mniej, luzu i podejścia mogłoby się od niej nauczyć sporo całkiem młodych ludzi. Wielu osobom będzie jej brakowało……..

PS: W rozmowach z Autorką wspomniałem, ze chcę się tym podzielić liczną rzeszą Czytelników tego blogu i uzyskałem na to zgodę. Zgodnie z podejściem Autorki proszę o merytoryczne komentarze, bo temat jest ważny