Dzisiaj jadąc tramwajem w stronę Metrum, aby z widokiem na Wawel popracować nad nową książką, byłem świadkiem, jak pewna osoba bezskutecznie próbowała kupić bilet w automacie, który nagle przestał przyjmować monety. 
Wyjąłem z portfela jeden bilet i dałem jej z uśmiechem :) Kiedy próbowała mi zapłacić, rozmowa przebiegła następująco:
– „Nie potrzeba. Proszę kiedyś zrobić coś dobrego dla innego człowieka” 
– „Ale jak to???”
– „Właśnie tak :-)”
-„Bardzo dziękuję!!!!”
– „Miłego dnia”
Chyba, mimo kiepskiej pogody, rozpromieniłem komuś dzień :)
I teraz najciekawsze: Bilet 20 minutowy w Krakowie kosztuje 3,40 zł, czyli cena tego działania była pomijalna! I tak jest z wieloma innymi okazjami tego typu. Ku mojemu zdumieniu, większości ludzi robienie takich gestów nie przychodzi do głowy! A potem się dziwią, że prowadzą kiepskie życie i mają większość czasu „pod górkę”.

Zanim ktoś pomyśli, że Alex jest po prostu naiwny, to pozwólcie mi powiedzieć, że bez takiej bezpodstawnej życzliwości:

– nigdy w życiu nie przebyłbym drogi od mieszkającego w piwnicy sprzedawcy gazet do międzynarodowego konsultanta, który nie potrzebuje marketingu ani sprzedaży i wystarczy mu max. 50 dni pracy zarobkowej w roku,
– nie miałbym żadnych szans, aby poznać genialnie pasującą do mnie kobietę, która rok temu została moją żoną,

Wszystko powyższe, mimo popełniania przeze mnie wielu błędów, wręcz głupot, oraz posiadania delikatnie mówiąc, sporych niedoskonałości charakteru :)

Mówiąc językiem logiki, bycie bezpodstawnie życzliwym nie było warunkiem wystarczającym do osiągnięcia bardzo dobrego życia, ale na pewno warunkiem koniecznym!!!

Jak wygląda u Ciebie, Czytelniku Bezpodstawna Życzliwość?
Praktykujesz regularnie? Jeśli nigdy tego nie robiłeś, to można się tego nauczyć. To zmieni długofalowo Twoje życie bardziej, niż tysiące wydane na któregoś z modnych guru, czy głośną konferencję.

To jest długi post, ale jeśli ktoś chce poczytać więcej, do wkleję poniżej spory fragment z rozdziału o tym z mojej książki „Sukces w relacjach międzyludzkich”. 
Popróbujcie trenować życzliwość, warto!


Bądź bezpodstawnie życzliwy 
Jeżeli chcemy długofalowo i bez wysiłku odnosić sukcesy 
w kontaktach z ludźmi, to umiejętność wnoszenia pozytywnych wartości w życie innych jest niezwykle ważna i potrzebna. Większość współbliźnich w stosunku do nieznajomych dokonuje zazwyczaj świadomej lub nieświadomej kalkulacji, czy takie zachowanie się opłaca. Czy chcemy, czy też nie, to taką postawę kalkulacji pokazujemy drugiej stronie, a ta odczuwa to – nawet jeśli przekaz odbywa się nie tylko niewerbalnie, ale nawet poniżej progu świadomego odbioru. Zgodnie z maksymą: „Jak wołasz do lasu, tak las Ci odpowiada”, w głowie drugiej osoby prawdopodobnie zaczyna się podobna kalkulacja. Jest to tak powszechne, że będąc bezpodstawnie życzliwymi, natychmiast wyróżniamy się z szarego tłumu, a to zazwyczaj jest dobry początek relacji. Jeśli traficie przy tym na normalnych ludzi, a nie jakichś paranoików, którzy wszędzie doszukują się podstępu i manipulacji, to w wielu wypadkach w zdumiewającym stopniu otworzy to Wam dostęp do ich umysłów i serc. A to z kolei może zrobić wielką różnicę zarówno w kontaktach prywatnych, jak i zawodowych.
Wyzwanie polega na tym, że nie może to być udawana 
czy choćby sterowana życzliwość na zawołanie, bo wtedy 
łatwo zostanie rozpoznana i zakwalifikowana jako manipulacja. To musi być integralny element Waszej osobowości.

A to, biorąc pod uwagę postawy powszechne w naszym społeczeństwie, mediach i polityce, wygląda u większości dość kiepsko. Na szczęście, przy odrobinie ćwiczeń, można 
to w sobie wypracować, a rezultaty będą bezcenne. Jak to zrobić, napiszę poniżej w zadaniu do wykonania.
O tym, że takie „rzucenie promienia słońca” w życie drugiego człowieka może być łatwe i nie wymaga praktycznie żadnych znaczących nakładów, niech świadczy poniższy przykład 
z mojego życia.
Wracałem kiedyś z Ciechocinka po warsztatach z zarządem jednego z klientów. Aby kupić coś na drogę, udałem się 
do pobliskiego marketu. Wybrałem kilka drobiazgów i ustawiłem się w powoli poruszającej się kolejce do kasy. Przede mną stała schludnie, choć niebogato, ubrana kobieta, w wieku powyżej pięćdziesięciu lat, która wyłożyła na taśmę swoje zakupy – między innymi jakąś niedrogą bombonierę. W czasie, gdy powoli posuwaliśmy się w kierunku kasy, pani ta kilkakrotnie brała do ręki jedną z wystawionych obok doniczek 
z małymi różami, z wahaniem stawiała ją na taśmę i odstawiała z powrotem. Widać było jej wahanie – kupić czy nie. Kasjerka zaczęła przeciągać jej zakupy przez skaner.
– Proszę odłożyć na bok tę bombonierę, kupię zamiast niej doniczkę z kwiatami – niespodziewanie i z widocznym zażenowaniem powiedziała klientka.
Kasjerka zgodnie z tym odsunęła pudełko na bok. Dla mnie sytuacja była absurdalna – ktoś, kto najwyraźniej nie był ani bezdomnym, ani żebrakiem, musiał we współczesnej Polsce podjąć rozstrzygnięcie typu „albo-albo” w tak małej przecież sprawie! 
– Ile ta bombonierka kosztuje? – zwróciłem się z pytaniem 
do kasjerki.
– Osiem siedemdziesiąt dziewięć – padła odpowiedź.
– Jest naprawdę smaczna – kobieta stojąca przede mną dopowiedziała życzliwie, przekonana widocznie, że chcę tę bombonierkę kupić dla siebie.
– Proszę dołożyć tę bombonierkę do zakupów tej pani, a cenę dodać do mojego rachunku – z uśmiechem i życzliwie zwróciłem się do kasjerki.
Obie kobiety na chwilę zamurowało, po czym ta klientka zwróciła się do mnie:
– Ależ bardzo dziękuję.
– To ja dziękuję, że mogę Pani zrobić mały prezent – odpowiedziałem – Ktoś, kto tak lubi kwiaty zapewne jest też 
dobrym człowiekiem. Cała przyjemność po mojej stronie. 
Na twarzach obu kobiet (kasjerki i klientki) pojawił się szczery i miły uśmiech od ucha do ucha. Pozostali ludzie czekający w kolejce, jakby dotknięci czarodziejską różdżką, też nagłe zaczęli się do siebie życzliwie uśmiechać. Zapłaciłem za zakupy i udałem się w dalszą podróż.

Dlaczego opowiadam tę historię? Powodów jest kilka:

  • Niezależnie od tego, jak wysoko wspięliśmy się 
    po drabinie społecznej i gospodarczej, pamiętajmy, 
    że obok nas jest wielu ludzi, którzy z bardzo różnych powodów muszą zmagać się z zupełnie innymi 
    wyzwaniami niż my. Ci ludzie to niekoniecznie 
    obiboki, lenie czy margines społeczny. 
    Stojąc potem na peronie (po opisanym wyżej zdarzeniu) zastanawiałem się, że gdybym stosunkowo 
    wcześnie w moim życiu parę decyzji podjął inaczej, 
    to być może też nie byłbym dziś dobrze opłacanym, podróżującym po świecie ekspertem, lecz takim 
    dobrym, sympatycznym człowiekiem, odkładającym na bok słodycze za osiem siedemdziesiąt dziewięć, aby móc kupić sobie doniczkę z kwiatkami. 
    Dlatego też:
  • Powinniśmy od czasu do czasu łapać nieco dystansu do naszych osiągnięć i niezmiennie okazywać zrozumienie oraz szacunek innym, którzy – będąc tak samo dobrymi i przyzwoitymi ludźmi jak my – podjęli 
    decyzje, które ekonomicznie zatrzymały ich w miejscu. Jeśli ktoś, jak na przykład niektórzy politycy, z pogardą wyraża się o współbliźnich (bo ktoś skończył tylko zawodówkę, wychował się na podwórku etc), to nie naśladujmy tego. Pamiętajmy, że są to relikty postawy z czasów komuny, które należy jak najprędzej wyeliminować z naszej mentalności i naszego zachowania. W kręgach ludzi z pewną klasą takie postępowanie uchodzi za skrajnie plebejskie i wykluczające. Uważajcie więc na to, bo możecie przez to w różnych sytuacjach dość bezceremonialnie zostać zdyskwali-fikowanymi i to w trybie przyśpieszonym.
  • Wielu ludzi idzie przez życie, ciągnąc za sobą (metaforycznie) całkiem spory cień, który przy okazji rzuca na innych ludzi. Moja rada dla wszystkich: chcecie dobrze żyć (w szerokim tego słowa znaczeniu), to rzucajcie w życie innych ludzi promień słońca, a nie cień! Sprawiajcie, aby dzięki temu, że istniejecie, w życiu innych pojawiał się uśmiech, życzliwość i to poczucie, że tak naprawdę jesteśmy częściami tego samego Wszechświata. Czasem, jak w opisanym powyżej przypadku, wymaga to tylko odrobiny uwagi i złotych osiem siedemdziesiąt dziewięć. Nie ma więc wykrętów, że to zbyt trudne lub za drogie. Podkreślam jeszcze raz: praktykujcie taką bezpodstawną życzliwość tak długo, aż wejdzie Wam w krew. To, wbrew pozorom, zmieni nie tylko życie beneficjentów, ale i Wasze.

Ja wracam do pisania kolejnej książki :)

PS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku:
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/439713826608031/