W ramach łagodnego startu z aplikowaniem „czerwonych pigułek” zapraszam dziś na film, który, jak mam nadzieję, pobudzi Cię do przemyśleń.
U mnie te przemyślenia już wiele lat temu spowodowały prawdziwą pozytywną rewolucję, potem obserwowałem podobny efekt u wielu ludzi. Nagrałem ten film, bo mam nadzieję, że i Tobie może się to przydać.
Teoretycznie, patrząc na wiek, obaj mogliby być moimi wnukami (szczególnie Wojciech Chwala, ten 22-latek :-))
Do tego rozmawiają nie tylko o życiu i rozwoju, ale też kilku sprawach związanych z IT.
Dlaczego więc wstawiam taki wywiad na grupę i zalecam przesłuchanie go?
Powodów jest kilka, w zależności od Twojego wieku:
Zobacz, jakie podejście do życia ma Twoja poważna konkurencja w dążeniu do spełnionego i dostatniego życia. Porównaj z Twoim i wyciągnij własne wnioski.
Zobacz, czy potrafisz się równie klarownie wypowiadać w języku polskim jak Koledzy? Nie mówię, że jest to idealne, ale zobacz, czy potrafisz przynajmniej tak.
Czy potrafisz wyszukiwać wartościową wiedzę tak, jak to robi Wojtek, czy zdajesz się na edukacyjny “junk food” serwowany Ci przez instytucje, dla których Twoje szczęście w życiu nie jest żadnym priorytetem (niezależnie od tego, co głoszą)
Jeśli masz dzieci w Pokoleniu Z:
Przeprowadź z nimi rozmowę podobną do tej z nagrania, oczywiście mówiąc o ich wyobrażeniach życiowych i perspektywach. Porównaj podejście do tego z wywiadu
Zobacz, czy Twoje dzieci potrafią co najmniej tak używać języka polskiego, jak ci Koledzy.
Zobacz, czy Ty potrafisz używać języka polskiego co najmniej jak ci Koledzy (nagraj się i porównaj). To nie jest teraz złośliwie powiedziane – mnóstwo ludzi ma z tym problem, który ogranicza ich możliwości życiowe. A to można zmienić!
Jeśli nie mieścisz się w żadnej z powyższych grup:
Uświadom sobie, że nawet w Pokoleniu Z, nie mówiąc już o Millenialsach, są ludzie, którzy, jeśli nie będziesz się rozwijał, to razem z coraz powszechniejszą Sztuczną Inteligencją (AI) wytną Cię z rynku pracy i bedziesz zdana/zdany na jałmużnę państwa. A na to ostatnie, to raczej bym nie liczył. Na szczęście ciągle jest jeszcze czas, aby się bardzo konkretnie i pragmatycznie zabrać za swoje umiejętności. Umiejętności a nie wydmuszki umiejętności i rozrywkę!
Chyba dziś nikogo nie oszczędziłem, mogę Cię pocieszyć, że sam zadaję sobie podobne pytania i nie zawsze odpowiedź mi się podoba 🙁
Zapraszam do otwartej dyskusji w komentarzach, jeśli uznacie ją za wartościowa, to poszerujcie dalej.
Marcin RumanWojciech Chwala, dziękuję za dostarczenie mi inspiracji do pierwszego postu z cyklu “czerwona pigułka” 🙂
Dziś rozpoczniemy dyskusję na bardzo trzeźwiący temat, a mianowicie o tych z naszych słabości, które mogą nas zabić fizycznie albo ekonomicznie.
Uprzedzam, że to nie będzie budujący post z kwiatuszkami i słoneczkiem, więc jeśli ktoś nie jest gotowy, to lepiej niech nie czyta dalej, bo będzie grubo.
Czy nam się to podoba, czy nie, to będziemy w najbliższych miesiącach a prawdopodobnie i latach skonfrontowani z dwoma poważnymi zagrożeniami:
Wirusem SARS-CoV-2, który może nie tylko doprowadzić do bardzo nieprzyjemnej śmierci, lecz także do uszkodzenia wielu istotnych narządów wewnętrznych, a co gorsza też do problemów z naszym układem nerwowym, z czego większość ludzi nie zdaje sobie sprawy. Poguglujcie sobie nazwę wirusa z terminem „dysexecutive syndrome”, to traficie na prace naukowe na ten ostatni temat. Bardzo trzeźwiące.
Potężnym kryzysem gospodarczym, który zapowiadał się już przed epidemią, wirus tylko przyśpieszył i spotęgował jego nadejście. Wolałbym się mylić, ale raczej musimy się liczyć ze zniknięciem bardzo wielu firm, bardzo dużym bezrobociem i ogólnym chaosem w społeczeństwie.
W takich „podwójnych kleszczach” nie ma żadnych gwarancji, że wyjdziemy z tego bez szwanku, ale jako istoty rozumne możemy poszukać słabych punktów naszej „obrony” i koniecznie jak najszybciej je załatać. To może decydująco zwiększyć nasze szanse, że być może nie tylko przetrwamy ten trudny czas, ale w miarę możliwości nawet podelektujemy się życiem.
Widzę, że różni znani „guru” (o ile nie zniknęli niespodziewanie) propagują pracę nad dobrymi nawykami i silnymi stronami, testy tych ostatnich też stają się znowu popularne, wow!
Wasz stary Alex zamiast tego psuje zabawę i mówi: „Przede wszystkim nie daj się zabić!!! Ani fizycznie ani ekonomicznie!”
A w kryzysie zabić nas może nie zbyt wolny rozwój naszych talentów, lecz niedopilnowanie, aby w naszych liniach obronnych nie było niebezpiecznych luk i słabości. A tych jest zazwyczaj sporo.
Biorą się one z powszechnej i bardzo niebezpiecznej kombinacji następujących czynników:
Niewiedzy
Arogancji
Ociężałości
Szczególnie popularna jest ta kombinacja w sprawach ekonomicznych i już teraz wiele osób ma sytuację nie do pozazdroszczenia. Ale o tym porozmawiamy sobie następnym razem.
Dziś na rozgrzewkę zajmijmy się lukami związanymi z zagrożeniem wirusem, bo mogę podać kilka przykładów mojego osobistego podejścia.
Jak tylko okazało się, że epidemia przywędrowała do nas, zacząłem intensywnie edukować się, bo im więcej wiemy o przeciwniku, tym lepiej możemy się zabezpieczyć. Dostępna wiedza na początku była dość skromna, ale z czasem korzystając z porządnych źródeł, wypracowałem sobie 2 linie obrony, które dokładnie opisałem na grupie. Szczególnie istotna jest ta druga linia https://alexba.eu/blog/survival-first-moje-2-linie-obrony-w-czasach-koronawirusa-cz-2/ bo istnieje duże ryzyko, że mimo stosowania tej pierwszej, prędzej czy później się zarazimy. Nie jest wszystko jedno, jeśli nastąpi to tak późno jak tylko możliwe bo:
Może w międzyczasie powstaną skuteczne terapie farmakologiczne
Może w międzyczasie powstanie szczepionka
Możemy mieć dużo czasu, aby proaktywnie wesprzeć nasz układ odpornościowy
Prawie 800 osób przeczytało to, co napisałem na grupie o tym, jak przeprowadzić ten pkt. 3. Szczerze, ilu z Was przeprowadziło uczciwą analizę swojego stanu faktycznego a potem konkretne i kompleksowe działania naprawcze u samego siebie obejmujące wszystkie opisane tam zakresy? Mając wiedzę podaną na talerzu, po polsku i prostym językiem?
Jeżeli nie, to jaka kombinacja niewiedzy (?) arogancji i ociężałości zadziałała?
Niektórzy z Was pomyślą może „co sobie ten Alex wyobraża?” „Jakim prawem tak pisze?”, ale przecież daliście mi już dawno licencję do pisania bez ogródek, prawda? No cóż, każdy może kompletnie zignorować to, co mówię, wypisać się z grupy i zapomnieć o całej sprawie. Ja nie mam z tym problemu. Ale jeśli uważasz, że coś w tym jest, to najwyższy czas się obudzić i zacząć działać. Bo to podejście nie ogranicza się tylko do zdrowia, o czym porozmawiamy następnym razem.
Jeśli interesuje Was, jak serio ja podchodzę do tego, co piszę, to proszę bardzo :-)
Stosuję się do wszystkiego z obydwu linii obrony, które opisałem, a analiza moich słabych stron wykazała następujące istotne elementy ryzyka:
Zaawansowany wiek (64,5 lat) – z tym nic nie mogę zrobić, trzeba cieszyć się życiem :-)
Sporą nadwagę – mimo prawie miesięcznej kwarantanny i robienia zakupów tylko co 7-10 dni cały czas tracę kilogramy i to w rozsądny oraz zdrowy sposób, bez specjalnych wyrzeczeń.
Prawdopodobną insulinoodporność, którą ma większość osób „z brzuszkiem” – poza Świętami praktyczne wyeliminowanie pieczywa, ciastek, makaronu itp. Ostatnio dopiąłem się znowu o jedną dziurkę w pasku dalej, idę więc w dobrym kierunku, bo tzw. tłuszcz trzewny to poważny nieprzyjaciel.
Zbyt siedzący tryb życia – 4-7 km maszerowania dziennie plus czasem wieczorne spacery ładnie mnie uruchomiły :-)
Ciśnienie na górnej granicy normalnego – ładnie schodzi w dół razem z wagą i większą ilością ruchu
Oczywiście zawsze się może zdarzyć, że wirus albo cokolwiek innego przetransferuje mnie na tamten świat, ale przynajmniej rozgrywam wszystkie szanse, a to jest bardzo ważne.
Napiszcie, co o tym sądzicie, chętnie też odpowiem na Wasze pytania.
Dziś porozmawiajmy o tym, jak skutecznie wspierać innych w tych trudnych czasach. Przy czym nie mam teraz na myśli takich oczywistych gestów wsparcia, jak zrobienie zakupów czy załatwienie czegoś starszym, zagrożonym ludziom. To jest proste, wystarczy trochę dobrej woli, taktu i środków ostrożności, abyśmy sami im czegoś niebezpiecznego nie przywlekli. Podobnie, jeśli ktoś chce wpłacić na jakąś zbiórkę czy fundację.
Te rozważania poświęcimy sytuacji, kiedy:
Posiadamy pewne unikalne umiejętności i/lub możliwości, mogące znacznie i konkretnie pomóc innym ludziom.
Sami tak zadbaliśmy o nasze sprawy życiowe i finansowe, że nie mamy konieczności poważniejszego borykania się z nimi.
Jesteśmy empatycznymi ludźmi, którzy chcą bezpłatnie pomóc innym sympatycznym osobom, które z różnych powodów nie znajdują się w sytuacji opisanej w pkt.2
Zanim przejdziemy do tego, jak znaleźć takie wartościowe osoby w potrzebie, dwie ważne uwagi:
Pamiętacie instrukcję, którą czytają Wam przy starcie samolotu: „w razie spadku ciśnienia najpierw załóż maskę sobie, a potem innym”? Zróbcie najpierw solidną analizę, na ile sami jesteście zabezpieczeni. Przy różnych możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji, też takich bardzo negatywnych. Nie ma sensu, abyście sami popadli w tarapaty.
Lepiej jest zawęzić się do jakiejś „grupy docelowej”, nawet jeśli będzie ona dość szeroka.
Przy powyższych założeniach, widzę dwie możliwe metody znalezienia beneficjentów, które ostatnio przepróbowałem z różnym skutkiem. Ponieważ takich osób jak ja, jest więcej (sam znam co najmniej 4 prawdziwych ekspertów chętnych do pomocy), to pozwolę sobie omówić je na własnych doświadczeniach, może komuś się przyda.
Metoda 1 – „wirusowa”
„Zarażasz” taką informacją, że chcesz coś dobrego zrobić za darmo różne osoby, które Cię znają i albo same mogą skorzystać, albo znają kogoś, komu to się przyda i mają zaufanie Twoich znajomych. Jak masz dobrą reputację i szerokie grono znajomych, to wystarcza i większość znanych mi ekspertów do tego się ogranicza. Ja w ten sposób już prawie 3 tygodnie temu wystartowałem z bardzo konkretnym workshopem dla zdeterminowanej i zmotywowanej grupy młodych adwokatów, a wkrótce ze specjalnym „COVID Top Gun” dla tych, którzy wsparli moją inicjatywę robienia dobra i którzy wyrażą faktyczną chęć udziału.
Metoda ma następujące zalety:
Minimalny nakład „administracyjny”. Z tą grupą adwokatów zrobiłem już 3 sesje po 2h, na wysokim poziome, ich autentycznych kazusach i zwracając uwagę na dopasowane do każdej z uczestniczek podciągniecie ich umiejętności w niuansach, z których istnienia większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy. Mój „koszt” administracyjny, to 3*15 min, kiedy jestem wcześniej w pokoju, aby każdy mógł sprawdzić łącze.
Nie trzeba nikogo ekstra zachęcać do otwartości, ani przekonywać do korzyści, bo albo ktoś już czekał na taką sposobność, albo korzyści zostały mu przekazane „wirusowo”, bez mojego udziału.
Bardzo wysoka motywacja uczestników, przekładająca się na efektywność workshopu.
Widoczne wyraźne postępy wpływające na moje zadowolenie :)
Wada:
Świadomość, że gdzieś tam są fajni ludzie, którym chętnie byś pomógł, gdyby byli znajomymi, ale nawet uwzględniając „sześć stopni oddalenia” nie macie realnej szansy, aby to nastąpiła taką drogą.
Właśnie ta wspomniana świadomość nie dawała mi spokoju, więc spróbowaliśmy też innej metody.
Metoda 2 – „lejek pomocy”
Założeniem tego podejścia jest dość szerokie otwarcie drzwi wsparcia dla wartościowych ludzi, których nie znam i normalnie nigdy bym nie poznał. Robisz to przez szeroką zapowiedź takiej inicjatywy i zaproszenie do kontaktu wszelkich zainteresowanych ludzi (w moim wypadku małych przedsiębiorców). Robisz w miarę nieskomplikowany system rekrutacji, aby odsiać tych całkiem nieogarniętych (tak, tak i tacy się zdarzają), po czym robisz serię dość otwartych tematycznie spotkań online, aby bliżej poznać zarówno ich, jak i ich potrzeby. Potem, w założeniu, zestawiasz pasujące do siebie niewielkie grupy i robisz z nimi warsztaty na dokładnie takim poziomie, jak „Top Gun”. W teorii to powinno zadziałać, w praktyce poczytajcie niżej.
Zalety:
Możliwość znalezienia wartościowych ludzi, którym można pomóc, a których nie spotkalibyśmy w inny sposób.
Poznanie szeregu bardzo sympatycznych osób (faktycznie tak się stało :-))
Teoretyczna możliwość zrobienia pozytywnej różnicy dla ludzi z branż, z którymi nie mam normalnie kontaktu.
Wady:
Z punktu widzenia wykorzystania mojego czasu, jego duże marnotrawstwo na czynności czysto administracyjne takie jak pisanie mailingów, zaproszeń, postów o akcji itp.
Dość słaby odzew, na 9 zaplanowanych dwugodzinnych spotkań online, w którymś momencie zaczęły zgłaszać się ciągle te same osoby, które zobaczyły, że nawet te „ogólne” przynoszą konkretne wartości, a nawet zaczęły między sobą ćwiczyć to, co się dowiedziały. To jest miłe, ale nie taki był cel „Stolika kawiarnianego” i z braku wystarczającej liczby nowych zgłoszeń odwołałem dwa z nich. W końcu mam co robić, a zarezerwowany czas 18-20 jest dla mnie bardzo atrakcyjnym „slotem”, bo wtedy jestem najbardziej kreatywny.
Nie udało się wyłonić ani jednej grupy łączącej jednocześnie podobne wyzwania i odpowiednie zaangażowanie, co jest warunkiem zrobienia workshopu na najwyższym możliwym poziomie. Ponieważ na tym ostatnim bardzo mi zależy, jego rezultat jest moją porażką.
Jako ciekawostka, mając na liście 198 przedsiębiorców (którzy się tam sami, z własnej woli zapisali), napisałem do nich maila z prośbą o możliwe powody takiej sytuacji i sugestie co można zrobić inaczej. Z tej grupy tylko ok. 50 osób odpowiedziało, zresztą z bardzo wartościowymi uwagami i pomysłami. Jestem im za to bardzo zobowiązany i z pewnością nie zapomnę tego nikomu, kto znalazł na to chęci i czas. Doceniam bardzo! Z drugiej strony, wiele z tych propozycji byłoby świetnych, gdyby to był projekt komercyjny, na którym miałbym zarabiać. W sytuacji, kiedy chcę coś wartościowego dać w prezencie, płacenie np. za reklamy w internecie, czy robienie „profesjonalnej akcji marketingowej” z mojego punktu widzenia byłyby przegięciem. „Skomplikowany” sposób zapisywania się na spotkania (trzeba wysłać maila z określonym tekstem w temacie), też jest potrzebny, jako minimum odfiltrowujące niepasujące osoby. Jeżeli ktoś z kolei uważa, że ponieważ jest to za darmo, to niewiele warte, albo bo ja nie jestem „osobistością” w internecie czy mediach, to przecież też nie mój problem. Umiejętność wyłapywania prawdziwych sposobności jest przedsiębiorcy koniecznie potrzebna.
Konkluzja dla chcących pomagać w podobny sposób
Trzeba odwrócić proporcje zaangażowania i więcej czasu poświęcać tej „wirusowej” metodzie. Raz na tydzień, albo i rzadziej, robić sesje otwarte, aby nieznani nam, wartościowi ludzie mieli okazję pojawić się na naszym „radarze pomocy” i tych zdecydowanie wspierać. Nie płakać, jeśli większość to zignoruje lub pójdzie w innym kierunku. Ludzie mają teraz mnóstwo problemów na głowie i trzeba do tego mieć zrozumienie. Ja mam, nawet jak jestem przekonany, że w gospodarce będziemy mieli taką burzę, że naprawdę warto do niej się przygotować.
Co robić w bardzo niepewnej sytuacji, kiedy mamy niedobór informacji a wiele czynników jest niezależnych od nas?
Będąc (ze względu na wiek) w grupie podwyższonego ryzyka, nie bardzo mam ochotę zakończyć przedwcześnie moje działania tutaj bardzo nieprzyjemną śmiercią z powodu masywnej niewydolności oddechowej :(
Stąd też moje działania zmierzające do:
Minimalizacji ryzyka zarażenia się
Maksymalizacji skuteczności mojego układu odpornościowego
Jeśli chodzi o punkt pierwszy to działam przez:
Sprowadzenie fizycznych kontaktów z innymi ludźmi do absolutnego minimum, wyłączając oczywiście moją Karolinę, która ze swojej strony też przyjęła taką strategię :)
Dbałość o higienę ze szczególną uwagą na mycie rąk itp.
Dalej, edukowanie się (z dobrych medycznych źródeł amerykańskich) jak ten wirus właściwie się rozprzestrzenia, co sprzyja jego rozwojowi w organizmie itp.
Stosowanie powyższego przy koniecznych, lub wskazanych działaniach poza naszym krakowskim mieszkaniem. Koniecznym działaniem np. było zaopatrzenie się w rezerwy na spodziewany przeze mnie stan wyjątkowy i ogólną kwarantannę nie wtedy, kiedy tłumy ludzi walczyły (lub będą walczyć) w pustoszejących sklepach, lecz wtedy i tam, gdzie zaopatrzenie jest pełne a ludzi prawie nie ma. Tak było dziś w krakowskim Makro około południa, co widać na zdjęciach. W tym sklepie zasadą było min 1,5 m od najbliższego człowieka, jak widać, poza kasjerką nikogo nie mieliśmy w odległości co najmniej kilku metrów. Warto działać antycyklicznie :)
Punkt drugi to:
Zdrowe odżywianie się. Naprawdę zdrowe, a nie tzw. „zdrowe”, za jakie uważa się np. soki z owoców, zielone smoothie, pełnoziarniste pieczywo, czy tzw. „oleje roślinne”
Dbanie o suplementację D3, C, cynku, selenu i magnezu, oraz omega-3 (potrzebne DHA i EPA. Występujący w niektórych pokarmach roślinnych ALA jest prawie bezwartościowy, bo nasz organizm potrafi tylko max kilka procent przerobić na konieczne DHA i EPA). Tak samo z „suplementacją” tlenkiem magnezu, którego biodostępność jest minimalna.
Wysypianie się i dbałość o jakość tego snu
Regularny ruch na świeżym powietrzu (na słońcu), pod warunkiem, że jest to możliwe w odległości co najmniej 3-5 m od innych ludzi.
Prawie absolutna dieta od polskich mediów komercyjnych
Staranie się o codzienne przyjemności w życiu i delektowanie nimi
Suplementacja kontaktów socjalnych na żywo ożywionymi, dwugodzinnymi spotkaniami na wideo z ciekawymi ludźmi i szczere rozmowy z nimi
Ciekawe i inspirujące zadania do wykonania
Dodajmy do tego wspieranie innych dobrych ludzi, którzy często są w znacznie gorszej sytuacji ode mnie i mamy chyba komplet.
Podkreślam, to jest moje osobiste podejście, nikomu nie zalecam naśladowania, choć sam uważam je za zdroworozsądkowe.
Jak na wojnie, mogę mieć pecha i korona mnie zetnie, ale staram się rozegrać prawdopodobieństwa na moją korzyść, a przy tym dobrze żyć, a nie wegetować. To ma też wpływ na punkt 2.
Moje wieloletnie obserwacje życia pokazują, że abstrahując od różnych nieszczęśliwych wypadków i innych „czarnych łabędzi”, niekoniecznie prawdą jest, że są tacy ludzie którzy mają dużo szczęścia w życiu jak i tacy, których to szczęście omija.
Bardziej wygląda na to, że każdy z nas dostaje od czasu do czasu różne możliwości od losu/Wszechświata/Boga (w zależności od osobistych przekonań), wielkie różnicę pojawiają się w:
Rozpoznawaniu, że to jest szansa
Jak już ją rozpoznaliśmy, we właściwym wykorzystaniu
Teraz może być nieprzyjemnie, więc czytacie dalej na własną odpowiedzialność :)
Większość ludzi patrzy na rzeczywistość przez pryzmat stereotypów wykształconych przez media społecznościowe, albo co gorsza polską telewizję (wszystko jedno którą). To powoduje, że mają, delikatnie mówiąc, nieco zniekształcone wyobrażenia, jak taka szansa może wyglądać i przechodzą obok nich nie zdając sobie z tego sprawy. To w dzisiejszym, bardzo konkurencyjnym świecie bardzo pogarsza ich możliwości i tacy ludzie lądują potem w sytuacji życiowej, kiedy wyzwań jest dużo, a perspektywy takie sobie.
Niewłaściwe wykorzystanie szans, to następny „grzech główny”, często wiążący się właśnie z nierozpoznaniem potencjału tych ostatnich. Ktoś dostaje do ręki klucze do zrobienia naprawdę dużego skoku w rozwoju czy pozycji życiowej, ale…
Nie wierzy własnym oczom :)
Uważa, że na to nie zasługuje
Wietrzy jakiś podstęp
Myśli, że ma mnóstwo czasu na skorzystanie
Jest naprawdę nieprzytomny życiowo
Jakby nie było, możliwości nie trwają wiecznie, a te stwarzane przez ludzi, którzy podobnie do mnie wyznają zasadę „Entuzjastycznego współudziału”, bardzo szybko się ulatniają :)
Warto więc zastanowić się, czy przypadkiem nie jesteśmy ofiarą tego upośledzenia. Ja przyznaję otwarcie, że na różnych etapach życia popełniałem takie błędy i dopiero uświadomienie ich sobie i usunięcie pomogło mi osiągnąć taki poziom zadowolenia z życia, jaki mam.
Podzielę się teraz z Wami kilkoma przykładami.
Jestem jedną z tych osób (nie ma ich tak wiele, ale są!), które kiedyś skorzystały ze wsparcia ludzi, dziejących się z nami cenną wiedzą i doświadczeniem, a także otwierających różne drzwi. Teraz, w miarę możliwości przekazujemy dalej pałeczkę za darmo tym, których uważamy za wartościowych. Podkreślam słowa za darmo, bo nie mamy nic wspólnego z różnymi popularnymi „guru”, którzy zbudowali sobie lukratywne biznesy budując całe rzesze oddanych wyznawców.
Teraz, jeżeli ktoś taki jak ja postanawia wziąć kogoś pod skrzydła, to ma on dwa zagrożenia:
Czas poświęcony rozwojowi takiej osoby będzie zmarnowany
Otwierając komuś drzwi kładę na szalę moją reputację
Stąd prawie zawsze jest jakaś „rekrutacja” osoby mentorowanej, nawet jeśli ona nie zdaje sobie z tego sprawy :) Jak się to dobrze zrobi, to potem można podjąć działania po których ja mam ogromną satysfakcję, a osoba mentorowana ogromny skok w karierze i o to właśnie chodzi. W moich działaniach pro bono w ostatnich latach miałem sporo takich przykładów, tutaj wspomnę tylko o dwóch, gdzie mam zgodę na ich upublicznienie.
Basia Kubicka poszła jeszcze dalej i USA buduję firmę, o której posłuchajcie w dołączonym filmiku. Czapki z głów :) Wybaczcie tylko, że na końcu filmu jest rekomendacja, nie chciałem go już ciąć.
Ostatnio stwierdziłem, że w gronie 20-26 latków też mamy w Polsce osoby o wybitnym potencjale, dla których warto coś zrobić i prowadzę cichą rekrutację na specjalny „Top Gun” dla nich :)
Jednym z testów gotowości i chęci rozwoju jest np. sprezentowanie danej osobie mojej książki Sukces w relacjach międzyludzkich (która była zresztą napisana dla młodych ludzi) i zobaczenie, co się będzie działo dalej.
Jak myślicie, jaki jest mój werdykt, kiedy ktoś po 2 tygodniach mówi, że nie miał czasu do niej zajrzeć? :)
Albo ktoś podjął się drobnego zadania, z którego się nie wywiązał?
Będąc gotowy sprezentować 5 osobom coś, co na rynku warte jest bardzo dużo pieniędzy, mogę trochę powybierać, prawda? Jak na razie mam 3 prawie pewnych kandydatów, pozostali obiecujący odpadli. Jakie potencjalne szanse zostały zmarnowane? :(
To jest tylko przykład z mojego życia, jak wspominałem, nie jestem jedynym człowiekiem w Polsce, który w ten sposób postępuje. Rozejrzyjcie się za takimi mentorami i spróbujcie się u nich zakwalifikować! To może zrobić ogromną różnicę w Waszym życiu!
I jest prawie wszystko jedno, ile macie lat! Powodzenia!
Zapewne każdy z nas miewa sytuacje, kiedy odczuwa jakiś niedobór, czegoś ma za mało, albo wręcz wcale. Chodzi tutaj nie tylko o rzeczy natury materialnej, ale też i emocjonalnej. Ludzką rzeczą jest podejmować działania, aby takie niedobory zmniejszyć, albo jeszcze lepiej, zlikwidować.
To, co mnie zdumiewa, to metoda, przy pomocy której spora część naszych współbliźnich próbuje to osiągnąć. Niektórzy myślą chyba, że jeśli zaczną od narzekania na niedobór, to inni ludzie i cały Wszechświat natychmiast popędzi dostarczyć im to, czego potrzebują. Może nauczyli się tego jako małe dzieci, może z kiepskich filmów i książek. Niektórzy posuwają się w tym tak daleko, że nawet jeśli mają sytuację, kiedy powiedzmy 99% czegoś jest super, a 1% nie, to zaczynają i koncentrują się na tym 1%!!!
Drodzy Czytelnicy, nie róbcie tego, a jeśli zdarza się wam (któż jest doskonały ), to jak najszybciej popracujcie, aby to zmienić. Podejście „narzekacza” jest jednym z najbardziej nieefektywnych jakie znam, bo między innymi:
• Niezależnie od wieku budujecie w oczach wielu ludzi obraz rozkapryszonego bachora (przepraszam za dosadność, ale tak właśnie jest). Od dojrzałego człowieka można przecież oczekiwać czegoś innego.
• Pozytywni ludzie lubią otaczać się pozytywnymi ludźmi, a tych negatywnych odsuwać na boczny tor
• Każecie ludziom myślącym wątpić w Waszą inteligencję, bo jaki jest sens koncentrowania się na tym, czego już nie da się zmienić, zamiast szukania wykonywalnej drogi do zmiany w przyszłości
Te trzy punkty, to tylko część negatywnych skutków, ale powinny, mam nadzieję, wystarczyć aby skłonić Was do samorefleksji, mi kiedyś bardzo pomogło uświadomienie sobie ich :-)
Jak ja robię, kiedy odczuwam niedobór czegoś, zwłaszcza jeśli dotyczy to innych ludzi?
• Zastanawiam się, na ile ja sam przyczyniłem się do powstania tego niedoboru
• Przeważnie mam w tym mój udział, więc zaczynam od zmiany u siebie. Bardzo często to wystarczy :-)
• W rozmowie z druga stroną zaczynam od tego, że jestem wdzięczny za to co otrzymuję/otrzymałem
• Zamiast mówić „brakuje mi XYZ” mówię „chciałbym mieć więcej XYZ. Co mogę zrobić, aby dostawać go więcej”
• Doceniam każdy postęp, a nie tylko maksymalny rezultat
W ten prosty sposób doszedłem do sytuacji, w której niczego mi specjalnie nie brakuje, a inni ludzie chętnie i często bez proszenia z mojej strony dają mi różne prezenty, które jeszcze bardziej podnoszą jakość mojego życia. Samo podejście można zastosować w bardzo wielu dziedzinach życia i nawet pracy zawodowej. Zachęcam do próbowania :-)
Zaczynam kolejny kreatywny dzień w Międzyzdrojach. Wyzwaniem jest spora liczba pomysłów, którymi należałoby się zająć :-) Tak, jakbym razem z Projektem Fenix zrobił transakcję „Fat out – Creativity in” :-) Teraz mam dylemat z wyborem :-)
Po okresie intensywnego pochłaniania wiedzy i zdobywania osobistych doświadczeń, czuję potrzebę dzielenia się i dyskusji, przy jednoczesnej dalszej pracy nad sobą.
Dziś położę też „cyfrowy kamień węgielny” pod książkę, która już od dawna czeka na napisanie. Moja pierwsza książka „Sukces w relacjach międzyludzkich” ciągle dobrze się sprzedaje, mimo iż jest dostępna praktycznie tylko w moim sklepie (albo gdzieś indziej na zamówienie, co trwa i jest droższe). Co ciekawsze, w sporych ilościach kupują ją też różne organizacje profesjonalistów, czy firmy. A przecież napisałem ją z myślą o młodych ludziach 20-35 lat, a nie zawodowcach!
Wniosek z tego prosty: trzeba napisać książkę specjalnie dla profesjonalistów, tak samo praktyczną i łatwą w zastosowaniu, jak poprzednia. Zarobkowo nie ma to co prawda sensu, bo znacznie więcej przyniosłoby spożytkowanie czasu koniecznego na to nią dla dodatkowych zleceń u klientów, ale czuję wewnętrzną potrzebę, aby to zrobić. Znacie takie uczucie?
Coś podobnego miałem, kiedy zabierałem się za pisanie pierwszej książki :-) To w założeniu był projekt pro bono, który miał się sam sfinansować, nic więcej. Po prostu chciałem rzeszom zdolnych i przesympatycznych młodych ludzi w Polsce dać do ręki praktyczny i skuteczny podręcznik. Podręcznik, dzięki któremu mogliby znacznie lepiej radzić sobie w różnych dziedzinach życia, niż ci, którzy „uczyli się” na polskich mediach, telewizji, czy filmach. Bardzo wiele maili od Czytelników, czy wręcz ich karier, które mogę obserwować, potwierdziły, że misja książki była i jest spełniana. Czego nie spodziewałem się, to moja osobista korzyść :-) I nie mówię tu o tych stu kilkudziesięciu tysiącach, które książka dotąd przyniosła, to blednie w obliczu innego niespodziewanego „efektu ubocznego”, który kolosalnie podniósł jakość mojego życia :-) :-) No ale o tym może innym razem :-)
Wracając do nowej książki, opiszę tam dokładnie, jak to zrobić, aby podobnie do mnie, mieć przez wiele lat „bajkowy” biznes, czyli biznes w którym:
mam samych sympatycznych klientów
ci klienci „przyprowadzają” mi nowych sympatycznych klientów
obie grupy dostarczają mi ciekawych i profitowych zadań
Taka wiedza i umiejętności zastosowane w praktyce pozwolą bardzo wielu z Was też osiągnąć życie, w którym będziecie mieli czas i zasoby, aby być naprawdę blisko z osobami ważnymi dla Was, rozwijać się jako kompletny człowiek (a nie maszyna do zarabiania pieniędzy) i robić dobre rzeczy dla innych. Atrakcyjne?
Teraz moja prośba do Was. Jeśli nurtują Was jakiekolwiek pytania związane z praktycznym nawiązywaniem dobrych relacji w biznesie, to proszę napiszcie mi o nich. To pomoże mi zrobić podręcznik, który jeszcze lepiej trafi w Wasze potrzeby i będzie zawierał to, co najistotniejsze też z Waszego punktu widzenia. Używajcie do tego proszę specjalnego adresu ksiazka+nowa@alexba.eu
Najnowsze komentarze