Ostatnio zastanawiałem się nad takim pytaniem starając się odpowiedzieć sobie na nie całkiem szczerze i świadomie. To wcale nie jest takie proste, bo na pierwszy rzut oka pojawiają się różne aktualne problemy, których zniknięcie lub rozwiązanie przyczyniłoby się do poprawy jakości mojego życia. Jak każdy człowiek mam całą kolekcję aktualnych wyzwań do przewalczenia, począwszy od „banalnych” jak kiepska kondycja czy bałagan w różnych kwestiach życiowych po tak poważne jak niebezpieczna choroba bliskiego członka rodziny. Takie rzeczy w moim odczuciu należą do naszej egzystencji jako dorośli ludzie, tak samo, jak jedzenie czy oddychanie. Jest to więc „normalka”, z którą w danym momencie w lepszym czy gorszym stopniu sobie radzimy i jakoś radzić będziemy (miejmy nadzieję, że w miarę wzrostu doświadczenia coraz lepiej).

Pieniądze, wbrew powszechnemu mniemaniu, o ile ktoś jest na swoim (a nie na garnuszku rodziców lub partnera), przy tym nie postępuje jak całkowicie bezmyślny głupiec albo nie miał akurat jakiegoś poważnego zdarzenia losowego też nie muszą być największym z niedoborów (dla mnie nie były, nawet jak żyłem ze sprzedaży gazet na ulicy i wedle „normalnych” standardów byłem biedny jak przysłowiowa mysz kościelna!!!!)

Seks jest jeszcze mniejszym problemem, bo przy odrobinie właściwego podejścia można mieć niezależnie od płci i wieku znacznie więcej sposobności, niż fizycznych możliwości skorzystania z nich :-) To, niezależnie od własnych doświadczeń „raportują” mi nawet niespożyci dwudziestolatkowie, czy też panie, które teoretycznie żadnych ograniczeń w tej materii nie mają (musi być jakaś sprawiedliwość za wszystkie te miesiączki i ciąże :-))

Poważanie innych ludzi – to też w sumie prosta sprawa, jeśli jesteś w miarę przyzwoitym człowiekiem, otwartym na innych, wnoszącym jakiś pozytywny wkład w ich życie.

Gdzie więc jest ten niedobór?

W moim przypadku są to aktualnie dwie rzeczy, a mianowicie:

  • głęboka i otwarta rozmowa z drugim człowiekiem
  • wspólne robienie rzeczy wielkich z innymi ludźmi (chodzi o własne poczucie wielkości, niekoniecznie o opinię otoczenia!!)

Ze względu na szczupłość miejsca zajmę się dziś tym pierwszym punktem, bo drugi z w sumie powinien być łatwiejszy do rozwiązania.

O jaką rozmowę mi chodzi?

Przede wszystkim chodzi tu o nie związaną z biznesem, prywatną rozmowę dwojga świadomych siebie ludzi. Ludzi, którzy:

  • trochę zastanawiają się nad swoim życiem i w związku z tym mają o czym rozmawiać ponad suchą relacją jakiś faktów i cudzych opinii
  • chcą w tym życiu jeszcze osiągnąć coś, ponadto co mają (niekoniecznie tylko w sferze materialnej)
  • wiedzą, że rozmowa w każdym wypadku pozostanie pomiędzy nimi
  • w związku z tym nie maja problemu, aby bezpośrednio i „bez ściemy” mówić o swoich przemyśleniach, błędach i wątpliwościach. I to niekoniecznie tych banalnych, lecz i tych bardzo głębokich i intymnych, które ma większość z nas.
  • niezależnie od tematu rozmowy prowadzą ją, aby się wzajemnie nauczyć, zainspirować, zrobić coś dla przyszłości, a nie bezproduktywnie przeżuwać coś, co było
  • mają zdrowy dystans do samego/samej siebie
  • nie oceniają, czy wręcz osądzają drugiej osoby zdając sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy ma swoja kolekcję głupich zachowań, niemądrych decyzji itp.

Każdy z tych warunków jest w sumie dość prosty do spełnienia przez wiele osób, spróbujcie jednak połączyć je wszystkie literkami „i” i nagle zacznie robić się pustawo.

Tak właśnie wygląda mój niedobór numer jeden.

Oczywiście nie oznacza to, że ludzi, z którymi mogę tak rozmawiać (i rozmawiam) nie ma w moim życiu, po prostu jest (i było) ich za mało!

Ciekawa może być analiza, co to za osoby. Jeżeli chodzi o takie, które spełniały bądź spełniają wszystkie powyższe kryteria, to były/są to przeważnie kobiety i to zarówno takie, z którymi uprawiałem też seks, jak i takie, z którymi z różnych powodów tego nie robiłem. Jeśli chodzi o ich wiek, to były to panie w wieku od dwudziestu kilku do około pięćdziesięciu lat.

W wypadku moich znajomych i przyjaciół płci męskiej, poza różnymi sporadycznymi przypadkami, kiedy niespodziewanie rozwijała się taka ciekawa rozmowa muszę przyznać, że poza paroma standardowymi tematami jest dość kiepsko. Szczególnie dramatycznie wygląda to (z mojego punktu widzenia!!) w grupie 45+. Czasem mam wrażenie, że szczególny problem jest z punktem pierwszym opisanych wyżej warunków.

Jest rzeczą jasną, że to jest moja subiektywna rzeczywistość, która w przypadku kogoś innego może i prawdopodobnie będzie wyglądać inaczej. W związku z tym nasuwają mi się następujące punkty do rozważenia:

  • na ile ja przyczyniam się do tego, że wygląda ona jak wygląda i że odczuwam istotny deficyt
  • jakie działania mogę podjąć, aby w 2013 zmienić to diametralnie (wiecie, 7 miliardów ludzi, więc jest z czego wybierać :-))

Spisałem tutaj moje przemyślenia z następujących powodów:

  • zalecam wszystkim Czytelnikom robienie sobie od czasu do czasu (a nie tylko jednorazowo!!) takiej analizy. Łatwo może się okazać, że to, za czym się uganiamy i co najbardziej absorbuje nasz czas wraz z innymi zasobami wcale nie jest tym, czego najbardziej potrzebujemy. To może być też ciekawy temat do dyskusji pod postem
  • możemy też podyskutować o moich osobistych spostrzeżeniach i jak one wyglądają z punktu widzenia kogoś innego

Zapraszam do wypowiadania się w komentarzach