Właśnie zakończyłem niezwykle intensywne dwa tygodnie, które spędziłem we Wrocławiu szkoląc grupy młodych managerów. Porównując wysoki poziom i potencjał tych ludzi do tego, co na codzień widziałem w polskiej prasie i telewizji można pomyśleć, że chodzi tutaj o dwa zupełnie różne kraje, w których przypadkowo mówi się dość podobnym językiem!! Jestem bardzo ciekaw, która z tych Polsk na dłuższą metę przeważy.

Pracując z takimi ludźmi trzeba oczywiście dawać z siebie wszystko i to spowodowało pewną przerwę w pisaniu nowych postów, co z pewnością zrozumiecie. Dziś jadę do Warszawy, więc będzie okazja do popisania po drodze, tym bardziej że mam kilka przemyśleń, którymi warto się podzielić.

Teraz mały drobiazg na przedpołudnie:

W sumie mieszkałem już cały miesiąc we wrocławskim hotelu sieci Radisson. Sieć ta ma dewizę, która brzmi: „Yes, I can!” Oznacza to, że każdy pracownik ma okazywać w stosunku do życzeń klienta pozytywną postawę i zrobić wszystko, aby to życzenie spełnić (oczywiście w rozsądnym zakresie). Muszę przyznać, że w tym hotelu finkcjonowało to doskonale i dzięki temu został on tutaj moim standardowym miejscem postoju. Co to ma wspólnego z nami? Bardzo wiele, bo jakże często spotykamy się w życiu z postawami, które po angielsku można by opisać jako: „no I can not, may not, etc…” Czasami mam wręcz wrażenie, że wylądowałem w kraju impotentów obojga płci. Macie podobne odczucia?

Dobrą stroną tego stanu rzeczy jest to, że w takiej sytuacji można bardzo łatwo pozytywnie się wyróżnić, właśnie poprzez nastawienie takie, jak wspomniani pracownicy wrocławskiego Radissona. Co stoi na przeszkodzie, aby skonfrontowani z jakimkolwiek wyzwaniem, zamiast popularnego szukania usprawiedliwień „dlaczego się nie da”, zobaczyć co „da się zrobić”. Ja tak robię i to podejście ułatwia znalezienie rozwiązania nawet w sytuacjach pozornie beznadziejnych. To samo w odniesieniu do potrzeb bliskich, klientów, czy w ogóle ludzi z którymi mamy do czynnienia. Pamiętajmy, że nasze podejście ma ogromny wpływ, na image z którym idziemy przez życie (a to z kolei załatwia nam wiele innych rzeczy :-)). Nie jest wszystko jedno, czy jesteśmy postrzegani jako impotenci (w szerokim tego słowa zaczeniu) względnie „hamulcowi”, czy też jako ci, którzy coś mogą i dokonują.

Często nie wymaga to żadnego dodatkowego wysiłku, tylko drobnej zmiany sposobu komunikowania np. zamiast „nie mogę zrobić ci tego do środy” powiedzieć „od czwartku możesz to mieć kiedy zechcesz” :-) To niezwykle banalna wskazówka, która powinna być powszechnie znana, niemniej moje obserwacje wykazują, że prawie nikt tak nie robi :-)

Czasem otoczenie stawia przed nami zadania, których nie możemy wykonać i wtedy większość ludzi mówi: „tego nie mogę zrobić”. Zamiast tego powiedzcie lepiej: „oczywiście że mogę to zrobić, jesli tylko (i tutaj jakiś trudny, bądź niemożliwy do spełnienia warunek)” :-)

Jeśli się nad tym zastanowicie i uruchomicie trochę Wasze prawe półkule mózgowe, to znajdziecie pozytywną odpowiedź nawet na bardzo trudne pytania, jak na przykład: „możesz przetransportować mnie w ciągu 10 minut z Wrocławia do Warszawy?”. Większość zapytanych odpowie „oczywiście, że nie!!!”. Ja odpowiem „oczywiście że tak, jeśli tylko znajdziesz praktyczny sposób na przeprowadzenie teleportacji!!” :-)

Z innych dziedzin: na pytanie „możesz teraz zrobić zadanie X?” zamiast „nie, bo teraz jestem zajęty Y” odpowiadamy „oczywiście, jeśli tylko znajdziesz kogoś, kto teraz zrobi X (moją aktualną pracą)”

To taki mały „chwyt” retoryczny, którego zastosowanie wymaga od nas szybkiego myślenia i odpowiedniego sposobu spojrzenia, ale bardzo rozwija on kilka cennych umiejętności :-)

Zalecam Wam przemyślenie, jak moglibyście to zastosować w Waszych sytuacjach życiowych i naturalnie nie przesadzajcie z tym praktycznym użytkowaniu :-)