Nawiązując do mojego ostatniego postu, chcę Wam zwrócić uwagę na jeszcze jedno dziwne zjawisko:

Często siedzę sobie w jakimś w miarę przyzwoitym lokalu i ku mojemu zdumieniu stwierdzam, jak wielu elegancko, lub co najmniej biznesowo ubranych ludzi wypowiada się o wiele głośniej, niż byłoby to konieczne, aby porozumieć się przy stole. I nie chodzi tu tylko o rozmowy prywatne, mimowolnie dowiaduję się o różnych szczegółach biznesowych ludzi z sąsiedniego stolika :-) W tym ostatnim wypadku często ostentacyjnie włączam telefon na nagrywanie i stawiam na stole :-) , czasem pomaga.

Zastanawiam się nad korzeniami takiego zachowania i przychodzą mi do głowy następujące możliwości:

  • Ktoś nie jest przyzwyczajony do tego, że się go słucha. To może być jakiś głęboko zakorzeniony uraz z dzieciństwa, albo młodości, który ciągnie się za nieborakiem jak garb przez całe życie.
  • Ktoś wychował się w okolicy, gdzie nie było telefonów i głośne wołanie z jednego domu do drugiego było rozpowszechnionym środkiem „telekomunikacji”
  • Ktoś za długo i za głośno słuchał muzyki przez słuchawki i ma teraz uszkodzony słuch.

Następnym razem, kiedy siedzicie gdzieś i możecie zaobserwować takie zachowanie, spróbujcie postawić własną diagnozę (bo przecież sami tego błędu nie popełniamy ;-) )

Jeśli macie jakieś inne wytłumaczenia tej plagi, to zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.

 PS: Zobaczcie „Ojca chrzestnego” i zwróćcie uwagę jak on się wypowiadał. Jak ma się autorytet (wszystko jedno z jakiego źródła), to nie trzeba podnosić głosu, walić pięściami w stół, wystarczy cichym głosem uprzejmie poprosić. Oczywiście dystansuję się od metod zdobycia tego autorytetu przez bohatera filmu, niemniej to jest dobry test, na ile respektuje Cię Twoje otoczenie. Tam gdzie mógłbyś rozkazać to poproś uprzejmie i zobacz co się stanie.  Jeśli rezultat nie jest zadowalający, to jest to przynajmniej dla mnie sygnał. że muszę jeszcze nad moim image u tego człowieka popracować.