Pamiętacie mój post o dwóch rodzajach wolności? Kiedy go pisałem, nie przyszło mi do głowy, że jest jeszcze jeden, bardzo oczywisty aspekt osobistej wolności i właśnie teraz się nim zajmiemy.
W czym rzecz?
Bardziej świadomych z Was nie muszę przekonywać, że naszym działaniem w bardzo dużym stopniu kierują różne programy, nakazy, zakazy i wszelkiego rodzaju tabu, które rodzina i społeczeństwo „wdrukowały” nam w dzieciństwie, a częściowo ciągle jest to robione przez media i presję znajomych.
W rezultacie większość ludzi:
  • traci czas i zasoby na robienie lub posiadanie rzeczy, które w gruncie rzeczy są im do szczęścia niepotrzebne, ale jakieś „normy społeczne” lub chęć pokazania się nakazują, aby je mieć lub robić
  • traci wiele sposobności do przeżycia czegoś naprawdę interesującego bo albo „nie wypada”, albo jakieś „normy społeczne” wymagają uprzedniego przejścia pewnej „procedury” i spełnienia warunków, które z samym przeżyciem mają niewiele wspólnego.
Gdybyśmy byli w stanie uwolnić się przynajmniej od sporej części tych ograniczeń, to odzyskalibyśmy wiele z naszej wolności, poprawili subiektywnie odczuwaną jakość życia, a to wszystko całkowicie niezależnie od np. poziomu naszych zarobków, czy stanu posiadania.
Ponieważ te programy i „konieczności” zakopane są dość głęboko w naszym umyśle, to uwolnienie się od nich może zdawać się dość trudne i jako młody człowiek można dość do wniosku, że tylko nielicznym się to udaje. Na szczęście wcale tak nie jest. Spora grupa ludzi w pewnym momencie zaczyna uświadamiać sobie bezsens wielu założeń i ograniczeń, po czym przełącza na duży luz, który przejawia się między innymi w:
  • ignorowaniu oczekiwań społeczeństwa jak ma wyglądać ich własne życie, mieszkanie, samochód itp.
  • gotowości do ignorowania w prywatnych kontaktach z innymi dorosłymi ludźmi większości zasad poza:
    a) przestrzeganiem obowiązującego prawa
    b) nienarzucaniem komuś czegokolwiek
    c) biblijnym nieczynieniem innym tego, co nie chcemy aby nam uczyniono
Wystarczy użyć odrobiny fantazji, aby wyobrazić sobie jakie rzeczy stają się nagle możliwe, jeśli odrzucimy zbędny balast!!
Przyjrzyjmy się teraz pewnej mojej osobistej obserwacji, która pomimo wad takich jak jej  „nienaukowość”, czy bardzo duża generalizacja, ciągle może być przydatna dla wielu własnych przemyśleń i działań w kierunku powiększenia tego rodzaju wolności własnej. Poniższy wykres pokazuje, jak w miarę upływu lat życia rozkłada się krzywa tej wolności:
Jak widać  zazwyczaj jako dzieci mamy ten luz, który w wieku szkolnym zostaje nam dość skutecznie odebrany i powoduje, że większość ludzi w wieku 20-35 lat jest niewolnikami (bez obrazy) norm i oczekiwań społecznych. Nie jest to zjawisko typowo polskie, bo podobne rzeczy widziałem w Austrii i Niemczech.
Około 40 roku życia zaczyna dziać się coś bardzo ciekawego, a mianowicie ta dość jednorodna grupa „niewolników” rozszczepia się na dwie podgrupy. Pierwsza z nich kontynuuje podróż po czerwonej, przerywanej linii dbając aby wszelkie wyznawane normy nie tylko dalej kontrolowały ich życie, lecz czyniąc spore wysiłki aby były przekazane na następne pokolenie.
Druga grupa zaczyna eksperymentować z odrzucaniem dotychczasowych ograniczeń i po pierwszych obiecujących rezultatach zaczyna coraz bardziej używać nowo odzyskanej wolności, często ku zgorszeniu lub co najmniej dezaprobacie pozostałego społeczeństwa. Ta dezaprobata często wyrażana jest przez pogardliwe określenia takie jak:
  • „kryzys wieku średniego”,
  • „ syndrom zamykających się drzwi” :-)
Te określenia są typowymi przykładami manipulacji słownych, bo w rzeczywistości należałoby mówić o:
  • szansie wieku średniego – bo człowiek wreszcie wie co mu jest do szczęścia potrzebne i jak bezsensowne z jego punktu widzenia było działanie według cudzych programów i oczekiwań
  • syndromie otwierających się drzwi – bo pozbycie się sporej części balastu umożliwia korzystanie z uroków życia i robienie rzeczy, które w dotychczasowym gorsecie ograniczeń i oczekiwań innych były niewyobrażalne.
Jest jeszcze trzecia grupa ludzi, to osoby, u których wykryto, lub przynajmniej poważnie podejrzewano poważną, zagrażającą życiu chorobę. Wiele takich osób „wskakuje” na tę zielona linię niezależnie od wieku i to często w stopniu, który zdumiewa nawet mnie.
Teraz proponuję Wam drodzy Czytelnicy, abyście uczciwie dla samych siebie zastanowili się, w którym miejscu na tym wykresie jesteście.
Jeżeli macie do 40 lat i jesteście w okolicach tej czerwonej linii (jak większość Waszych rówieśników) to rozważcie:
  • czy na pewno chcecie jeszcze czekać kilkadziesiąt lat z odzyskaniem tego rodzaju wolności, która mają ci na zielonej linii?
  • nawet jeżeli jesteście święcie przekonani, że świat jest taki jak Wam się w tej chwili wydaje, to czy ustawiacie Wasze sprawy życiowe w ten sposób, że gdybyście za kilkanaście lat zmienili zdanie, to przejście na zielona linie będzie możliwe bez dużych strat materialnych  i robienia krzywdy innym ludziom?
Jeżeli macie ponad 40 lat (i takich Czytelników/Czytelniczki mamy) to sprawdźcie na której linii jesteście. Jeśli na zielonej, to gratuluję i witam w klubie :-)
Jeżeli na czerwonej, to możecie pomyśleć, czy naprawdę życie daje Wam to, czego w głębi ducha naprawdę potrzebujecie i pragniecie.
  • Jeśli tak jest, to gratuluję i nie mam nic do dodania.
  • Jeżeli nie, to kiedy zamierzacie coś zmienić? Jak pokazuje dość ekstremalny przykład babci Elfriede nigdy nie jest za późno, ale po co czekać?
Życzę owocnych przemyśleń i zapraszam do dyskusji w komentarzach. Jak zwykle apeluje „use your judgement” :-)
PS: Nie mam ze sobą dyktafonu, wersja audio ukaże się w piątek.