W ostatnich miesiącach miałem wiele okazji zarówno do bezpośredniego porozmawiania z Czytelnikami wiekowo mogącymi być moimi dziećmi, jak też z wieloma z nich prowadziłem korespondencję.
W tych rozmowach bardzo często pojawiał się temat silnej presji, jaką różni ludzie z bezpośredniego otoczenia starają się (często niestety z powodzeniem) wywierać na nas, szczególnie w kierunku „wepchnięcia” nas w taki styl życia, który oni uważają za odpowiedni.
Takie działania często podyktowane są następującymi intencjami:

  • Autentyczną troską (np. rodziców), aby powodziło nam się dobrze, a przynajmniej aby uchronić nas od poważniejszych zagrożeń
  • Próbą dowartościowania się osoby „radzącej” nam. To jest bardzo częsty, nieuświadomiony motyw, bo z poczuciem własnej wartości u nas w narodzie jest kiepsko
  • W wypadku rodziny może to być próba realizowania poprzez dzieci własnych niespełnionych ambicji
  • Stosunkowo rzadko, przynajmniej w sposób świadomy, chodzi o to, abyśmy za bardzo nie poszli do przodu, bo wtedy stalibyśmy się wyrzutem sumienia dla tych, którzy od lat tkwią w miejscu

Teraz, niezależnie od tego, z którym z powyższych motywów mamy do czynienia podstawowym problemem jest daleko idąca niekompetencja „doradców”, jeśli chodzi o realia, a przede wszystkim możliwości dzisiejszego świata. Większość tych ludzi ma bardzo przestarzałą „mapę” rzeczywistości i w oparciu o tę mapę próbują dawać nam wskazówki co i jak robić. I to w sytuacji, kiedy tenże świat zmienia się tak szybko, że nawet zajmując się tym tak intensywnie jak ja trudno za wszystkimi tymi zmianami nadążyć.

Dość oczywistym  wynikającym z tego wnioskiem jest bardzo sceptyczne podejście do jakichkolwiek rad przekazywanych Wam przez inne osoby. Dotyczy to naturalnie i rad przekazywanych Wam na tym blogu :-) Na ten temat napisałem już post, którego lekturę polecam .

Drugą istotną sprawą jest nasza reakcja w sytuacjach, kiedy inni poprzez uwagi, pytania lub niezamówione rady starają się wywrzeć wpływ na nasze życie.
Zanim przystąpię do omawiania metod praktycznego radzenia sobie z tym sparafrazuję mojego ulubionego naukowca, wybitnego fizyka, laureata nagrody Nobla a jednocześnie wielkiego luzaka i człowieka, który delektował się życiem Richarda Feynman’a:

„Nie jest twoją powinnością, aby osiągnąć w życiu to, co inni ludzie uważają że powinieneś osiągnąć. Nie jest moją powinnością aby stać się takim człowiekiem jakim inni oczekują że będę, jeśli stanie się inaczej, to jest to ich pomyłka, a nie moje niepowodzenie”
Te dwa zdania warto powiesić sobie nad łóżkiem!!

A teraz wróćmy do wspomnianych sytuacji. Najpierw podzielimy „doradców” na dwie oddzielne grupy:

  1. Rodziców lub ewentualnie osoby, które nam tych rodziców zastąpiły
  2. Resztę świata

Ta pierwsza grupa jest bardzo szczególna i  wymagająca specjalnego podejścia, więc pozwólcie, że zacznę od tej drugiej.
W tym prostszym przypadku reszty świata powinniśmy sobie na początku uświadomić, że o ile nie jesteśmy jakimś naprawdę patologicznym przypadkiem,  to niewielki jest sens długoterminowego zadawania się z ludźmi, którzy nie akceptują nas i naszych wyborów życiowych. Na tym świecie żyje grubo ponad 6 miliardów ludzi i jak dobrze poszukamy, to znajdziemy dość takich, którym będzie z nami dobrze bez konieczności poważniejszej „przebudowy” naszej osoby. Ja tak postępuję od wielu lat i dzięki temu mam wokół siebie ludzi, którzy generalnie są dla mnie wsparciem a nie hamulcem lub źródłem „złych wibracji”. To piszę, bo zastosowanie poniższych metod może nam dość skutecznie przerzedzić szeregi dotychczasowych znajomych i nie należy tego się bać, to jest zdrowa selekcja.

Bardzo często wtrącanie się do naszego życia zaczyna się od pytań typu:

„Kiedy skończysz studia?”
„Kiedy się ustatkujesz?”
„Kiedy ślub?”
„Kiedy dacie nam wnuka?”
„Kiedy założysz rodzinę?”
„Kiedy zalegalizujecie was związek?” (jakby było coś nielegalnego we wspólnym życiu we dwoje :-)
„Kiedy wreszcie dojrzejesz/wydoroślejesz?”
„Kiedy wreszcie będziemy mogli przestać się o ciebie martwić?”
„Dlaczego nie masz męża/żony?”

„Dlaczego nie masz dzieci?”
„I tak całe życie chcesz na wynajmowanym?”

i tym podobne po czym często następuje jeszcze podanie nam przykładu kogoś, kto robi to „lepiej”.
Takie, pozornie niewinne pytania psychologicznie stawiają Cię drogi Czytelniku w pozycji kogoś, kto musi tłumaczyć się ze swoich wyborów życiowych (czyli strony podporządkowanej), a potem ewentualnie pokornie wysłuchać rad tej strony nadrzędnej. Poważnym błędem w takiej sytuacji jest granie tej niezdrowej gry i odpowiadanie rozmówcy.
Zamiast tego przejmij przywództwo i zadaj otwarte pytanie z Twojej strony.
Spróbuj takimi:
„Do czego potrzebujesz takiej informacji?” – zaskoczenie drugiej strony gwarantowane i w wielu wypadkach to ona zacznie się tłumaczyć, punkt dla Ciebie :-)
inne to:
„Dlaczego o to pytasz?”
„Do czego zmierzasz?”
„Jakie ma to znaczenie dla ciebie?”

Teraz jest kilka możliwych reakcji rozmówcy

  • Wspomniane wyżej tłumaczenie się rozmówcy – wiercisz go dalszymi pytaniami aż na przyszłość przejdzie mu ochota wtrącania się w Twoje osobiste sprawy :-)
  • Bezpośrednia krytyka np. ” jesteś nieuprzejmy/źle wychowany/ niekulturalny/” – odpowiadasz ” nieuprzejmym byłbym gdyby moje pytanie brzmiało „co cię to obchodzi”, a jak oceniasz twoje wychowanie, jeśli wypytujesz się o moje bardzo osobiste sprawy?” :-) Zwróćcie uwagę, znowu kończymy pytaniem :-)
  • Pośrednia krytyka pytaniem np. „dlaczego jesteś taki nieuprzejmy/sztywny/wyniosły itp.?” – odpowiadasz…..  pytaniem ” co nazywasz nieuprzejmością/sztywnością/wyniosłością itp?”. Przeważnie trafiony zatopiony :-)
  • Naburmuszenie się typu „nie chcesz rozmawiać to nie”, lub „z tobą nie warto rozmawiać” – masz sprawę z głowy :-)

Tyle prostych, choć skutecznych reakcji na tego rodzaju pytania.
Ze względu na to, że jestem zaraz umówiony z Czytelnikami na plaży na Power Walk ciąg dalszy nastąpi, a na razie zapraszam do dyskusji.