Ostatnio dostałem list od pewnej 26- letniej Czytelniczki z opisaniem jej dylematów i zgodą na ewentualne opublikowanie go na blogu.Ponieważ sprawa dotyczy najwyraźniej większej grupy młodych ludzi, a ja mam dość jednoznaczne  nastawienie w poruszanej kwestii, postanowiłem poddać ten temat szerszej dyskusji kulturalnych osób o szerszej gamie poglądów i doświadczeń.
Oto sam list w oryginalnym brzmieniu, tylko z wyiksowanymi szczegółami:

Drogi Alexie, Na początku tego maila chciałabym przywitać się i podziękować za pouczający, inspirujący blog. Mój problem, z którym niestety nie potrafię sobie sama poradzić nakłonił mnie do wyjścia przed szereg i zwrócenia się do Pana z prośbą o radę, opinie. Uwazam Pana za autorytet, wpisy na blogu śledzę od bez mała roku, jednak  wypowiadam się po raz pierwszy. Na wstępie chciałabym powiedzieć, że gdyby mój problem mógł interesować czy dotyczyć większej grupy czytelników, wyrażam zgodę na opublikowanie go w ramach postu, oczywiście jak najbardziej anonimowo J Jeśli natomiast okaże się małowartościowy (np. dlatego, ze nie dotyczy stricte tematyki bloga), to przepraszam za zawracanie głowy. Szczerze mówiąc rzecz mnie bardzo dręczy. I wiem, że jest to problem szerszy, dotyczący dużej grupy młodych osób płci obojga, ale piszę „we własnej sprawie”. Jestem młodą kobietą (26 lat), po studiach, pracuje w dużej firmie w Polsce, zajmuję się tym co chciałam robić (xxxxx), pracuje na etacie już 3ci rok. Dodam, że mieszkam sama i radzę sobie nieźle. Mam dobry kontakt z rodzicami, jednakże nie potrafią oni doradzić mi w sytuacji, z którą zaczynam się borykać. Czuję, że moje życie stanęło w miejscu, że odkąd nauczyłam się poprawnie wykonywać moją pracę, a przestałam uczyć czegokolwiek innego (bo nie mam już na to sił) przestałam się rozwijać i powoli staję się galernikiem na galerze, tak jak opisywane było to w jednym z postów. To jedna strona medalu.  Jednak mój prawdziwy problem jest natury matrymonialnej, niestety. Wiem, że gdyby powiodło mi się na polu osobistym reszta nie stanowiłaby dla mnie żadnego problemu. Uważam się za atrakcyjną, ambitną dziewczyną, wiem czego od życia chcę, a w danym momencie życia czuje, że chce i muszę (tak, czuje presje, która jest po prostu we mnie) ustatkować się czyli znaleźć odpowiedniego partnera na dalsze życie. Urodzić dziecko, założyć rodzinę itd.I w tym tkwi właśnie mój problem: nie wiem gdzie/jak poznać odpowiedniego, poważnego i na poziomie kandydata na związek. Nie mam zbyt wielu znajomych, oczywiście, spotykam się od czasu do czasu z ludźmi, umawiam na randki itd., ale to donikąd nie prowadzi. Próbuję poznawać odpowiednich kandydatów na relacje przez Internet. Możliwe jest wyselekcjonowanie młodych mężczyzn o odpowiednim statusie (wykształceniu, zajęciu, dobrym „zapleczu” materialnym i intelektualnym, bo tylko takiego partnego biorę dla siebie pod uwagę), jednak generalizując doświadczenia stwierdzam, że nikt nie jest zainteresowany poważnymi relacjami jako takimi. Powaznymi, tzn. takimi, które prowadziły by długotrwałego związku. Moje poprzednie związki zamknęły się z różnych powodów – głownie dlatego, że partnerzy nie byli życiowo „ogarnięci” lub jeśli już byli to nie chcieli się jeszcze statkować. Dobijam do podbramkowego wieku i boje się, że jako naprawdę niebrzydka, niegłupia i niebiedna, wesoła z natury dziewczyna skończę sama.Pomocy… P.S. Dodam tylko, ze jestem typem osoby, ktory lubi miec wplyw na swoje zycie i jego kierunek i sytuacja samotnosci mnie frustruje bo czuje, ze nie zalezy ode mnie.”

Mój komentarz będzie dość krótki. W poruszanej przez Ciebie kwestii nie jestem ekspertem jak to zrobić, aby wyjść za mąż, mieć dzieci i żyć razem długo i szczęśliwie. Jeżeli to „szczęśliwie” ma w sobie zawierać tez takie pojęcia jak „ciekawie” i „ekscytująco”, to tym bardziej muszę się poddać. Może inni Czytelnicy będą mieć w tej sprawie więcej dobrych rad.Z mojej strony napisze Ci tylko kilka komentarzy do poszczególnych zagadnień, zgoda?
Piszesz: „Dodam, że mieszkam sama i radzę sobie nieźle.”Brawo, w Twoim wieku to wcale nie jest taka rzecz zrozumiała sama przez się
dalej: „Czuję, że moje życie stanęło w miejscu, że odkąd nauczyłam się poprawnie wykonywać moją pracę, a przestałam uczyć czegokolwiek innego (bo nie mam już na to sił)”Zagadką jest dla mnie źródło Twojego wyczerpania. Potem piszesz o bardzo poważnych przedsięwzięciach takich jak małżeństwo i macierzyństwo, jeśli już teraz nie masz sił, to skąd chcesz je wziąć??
dalej: „Wiem, że gdyby powiodło mi się na polu osobistym reszta nie stanowiłaby dla mnie żadnego problemu.”To jest często spotykana iluzja, karmiona filmami z Hollywood – biedni ale szczęśliwi, bo się kochają. Przez pewien czas sam tak miałem, byłem wtedy mniej więcej w Twoim wieku i wydawało się, że bliskość i dużo dobrego seksu wystarczą, niemniej po pewnym czasie było inaczej.Potem zrobiłem dokładnie odwrotne odkrycie – jeśli moje własne życie jest w porządku i jestem zadowolonym z niego człowiekiem, to przy odrobinie umiejętności komunikacyjnych poznanie ciekawej partnerki nie stanowi specjalnego problemu. Oczywiście praca galernika nie ma nic wspólnego z tym zadowoleniem, o którym piszę.
Piszesz: „a w danym momencie życia czuje, że chce i muszę (tak, czuje presje, która jest po prostu we mnie) ustatkować się czyli znaleźć odpowiedniego partnera na dalsze życie. Urodzić dziecko, założyć rodzinę itd.”Zastanawiałaś się, po co tego chcesz? Może po odpowiedniej analizie samej siebie, doszłabyś do głęboko schowanych, prawdziwych powodów i potrzeb. Zaspokojenie tych ostatnich może byłoby możliwe znacznie prościej i z mniejszym ryzykiem, niż to co zamierzasz zrobić.
Piszesz: „Możliwe jest wyselekcjonowanie młodych mężczyzn o odpowiednim statusie (wykształceniu, zajęciu, dobrym „zapleczu” materialnym i intelektualnym, bo tylko takiego partnego biorę dla siebie pod uwagę)”przypomina mi to wyliczankę, którą zrobiła Natalie Keener w filmie „Up in the air” :-) Zobacz przy okazji.Naprawdę myślisz, że pasującego partnera znajduje się odhaczając odpowiednie pozycje checklisty?
Dalej: „generalizując doświadczenia stwierdzam, że nikt nie jest zainteresowany poważnymi relacjami jako takimi. Powaznymi, tzn. takimi, które prowadziły by długotrwałego związku.”
Może te osoby były na tyle dojrzałe, że zdawały sobie sprawę, że nic nie jest „na zawsze”, szczególnie w sprawach relacji międzyludzkich? Zalicz im to na plus :-)
Teraz, pozwól, że totalnie nie zgodzę się z Tobą, kiedy uważasz : „Dobijam do podbramkowego wieku….”Kto Ci coś takiego naopowiadał????? Mając 26 lat jesteś dopiero na początku Twojej drogi życiowej jako w miarę myślący człowiek, nie mówiąc już o staniu się dojrzałą, świadomą siebie, swoich potrzeb i możliwości kobietą!!! Pisze to bez jakiegokolwiek protekcjonalnego tonu, czy tez śladu lekceważenia. To jest obserwacja, którą warto, przynajmniej teoretycznie wziąć pod uwagę.
Jak widzisz moje rady nie są zapewne bardzo użyteczne w Twojej konkretnej sytuacji, dlatego poczekajmy na to, co powiedzą inni Czytelnicy obojga płci. Mamy tutaj osoby o bardzo różnym wieku, doświadczeniach życiowych i światopoglądach, więc zapewne wywiąże się z tego ciekawa dyskusja.Jeżeli będziesz chciała się w niej wypowiedzieć, to zrób to po dowolnym nickiem, tylko proszę w pierwszym komentarzu napisz że jesteś Autorką tego listu.
Wszystkich zapraszam do wypowiedzi poniżej.