Nie jestem specjalnie religijnym człowiekiem, ale w Biblii jest parę rzeczy wartościowych dla każdego z nas.
Dziś pomyślmy o praktycznym znaczeniu słów:
„Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną” (2 Mojżesz 20:3)
Mimo że znakomita większość Polaków deklaruje się jako chrześcijanie, to na co dzień widzę jak wiele osób przypisuje niektórym istotom ludzkim cechy boskie. Toż to bałwochwalstwo w najczystszej formie!! :-)
W jakich formach przejawia to „bałwochwalstwo”:
1) Wiara, że pewien określony człowiek ma cechy boskie, które pozwolą mu „naprawić” zły świat wokół nas. Jak się tak rozejrzymy, to zobaczymy nawet na polskiej scenie politycznej takich „specjalnych” ludzi i co gorsza wielu wyborców, którzy w takie coś wierzą.  Jak naprawa okazała się nieskuteczna albo jeszcze gorsza od choroby to po prostu „zło” zwyciężyło i trzeba dalej walczyć. To jest duży temat, którym zdecydowanie nie chce zajmować się w tym poście (uwaga Komentujący!)
2) Ślepe przekonanie, iż pewne osoby z tytułami mają rację właśnie z powody tychże posiadanych świadectw, certyfikatów itp. Jak często abdykujemy nasz zdrowy rozsądek i zdolność myślenia tylko dlatego, że ktoś ma papiery robiące z niego eksperta? Traktujemy prawie jak Boga???
Nie oznacza to oczywiście, że taka „ucertyfikowana” osoba jest nie mającym pojęcia o rzeczywistości nieukiem, raczej trzeba zwrócić uwagę na to że:
  • posiadanie wielu dyplomów i certyfikatów mówi przede wszystkim, że dana osoba była dobra w ich uzyskiwaniu, niekoniecznie w aplikacji posiadanej wiedzy w sytuacjach rzeczywistych. To szczególnie dotyczy dziedzin „miękkich”, takich jak terapia, mentorowanie, mediacja, marketing, project management, coaching i tym podobne, ale oczywiście nie ogranicza się do nich.
  • w Polsce w niektórych dziedzinach takich jak np. prawo czy medycyna często niestety dochodzi do wynaturzeń polegających na tym, że dostęp do możliwości dalszej certyfikacji otrzymują w pierwszym rzędzie krewni i znajomi królika. Niekoniecznie jest to dobre dla rezultatu końcowego, bo potrzebne umiejętności nie są niestety przekazywane genetycznie.
  • W końcu zdarzają się też ludzie z dużymi umiejętnościami i potencjałem, którzy niestety traktują przynajmniej niektórych klientów jak prostytutka patrz post http://alexba.eu/2009-04-20/rozwoj-kariera-praca/twoj-dostawca/
W praktyce widzimy potem różne spektakularne wpadki takich ekspertów.
Nie będę tutaj teraz przytaczał słynnych ludzi, którym na początku kariery ktoś utytułowany powiedział, że się do niej nie nadają, to można znaleźć w internecie.
Zamiast tego przytoczę dwa osobiste przykłady, na pewno możecie dorzucić też własne:
  • kiedyś w latach osiemdziesiątych zdesperowany starałem się o pracę jako początkujący programista w pewnej austriackiej firmie, która wysłała mnie na specjalne testy do IBM. Testów było sporo, wykazały one moją mierną przydatność do takiego zawodu :-)
    Rok później pracowałem już jako programista-freelancer (nauczyłem się sam), dwa lata później miałem własną firemkę software, gdzie na początku wszystko tworzyłem i programowałem sam. Jeden z tych programów (dziś powiedzielibyśmy o nim bardzo zindywidualizowany system ERP) umożliwił klientowi zarobienie milionów i został zastąpiony nowocześniejszym dopiero 20 lat później!! Tyle a propos „mojej „miernej przydatności”. Co by było, gdybym wtedy przejął się tą opinią?
  • mój ojciec z powodu palenia „dorobił się” poważnych problemów z krążeniem w nogach.  Doszło do tego, że jakiś autorytet w klinice chciał mu je amputować! Ojciec, jako rogata natura powiedział „nie”, ograniczył palenie, porobił jeszcze jakieś hokus-pokus, w rezultacie kiedy kilkanaście lat potem umarł z zupełnie innego powodu, to ciągle jeszcze używał własnych nóg to zarówno do wchodzenia na 2 piętro swojego mieszkania jak i 3 mojej letniej bazy nad morzem! Jak wyglądałaby jego jakość życia gdyby posłuchał tego eksperta??
Mój wniosek na przyszłość: Bądź bardzo ostrożny w akceptowaniu wypowiedzi różnych ekspertów, zwłaszcza w dziedzinach „miękkich”. Jeżeli sam nie masz pojęcia to wysłuchaj jakiejś drugiej, a najlepiej i trzeciej opinii. Pamiętaj, że ludzie którzy naprawdę znają się na rzeczy potrafią wytłumaczyć swoje racje w możliwie zrozumiały sposób. Nie daj się onieśmielić superfachowym żargonem, często kryje się za nim niekompetencja.
Potem pomyśl co z tego ma sens dla Ciebie używając Twojego intelektu i krytycznego myślenia. I pamiętaj, że żadna z tych osób nie jest Bogiem, lecz tylko omylnym człowiekiem.
3) Trzecią i najbardziej podstępna formą takiego błędnego zachowania jest automatyczne i często prawie podświadome przejmowanie różnych opinii ludzi z otoczenia jako niemal wyroku boskiego. Niezwykle często widzę, jak ktoś wygłasza jakieś stwierdzenia i oceny nie ponieważ doszedł do nich drogą własnych eksperymentów przemyśleń i obserwacji, lecz gdyż większość ludzi z jego aktualnego środowiska tak myśli i mówi. Do tego jedynym doświadczeniem ludzi z tego środowiska jest ich własne, często produkujące takie rezultaty, że właściwie nie ma ani czego zazdrościć, ani czego naśladować. Mimo tego byliśmy często wychowywani na tak „posłusznych”, iż niepotrzebnie pozwalamy się hamować w rozwoju, albo wręcz ranić wypowiedziami ludzi, którzy często nie mają pojęcia o tym, o czym się wypowiadają. Chcecie przykładów, proszę bardzo:
  • Moi młodzi znajomi wielokrotnie opowiadali mi, jak to starsi znajomi lub rodzina masowo krytykowali ich decyzje zawodowe deprecjonując je lub wręcz udzielając innych „lepszych” rad. W kilku przypadkach które znam, działo się to w sytuacji, kiedy osoba której „radzono” miała ciekawe zajęcia i zarabiała lepiej, niż całe „konsylium” radzących razem wzięte!! Gdzie byłyby te osoby, gdyby posłuchały takich „konsultacji”?
    Jak często otoczenie i rodzina krytykują decyzje życiowe kogoś, kto prowadzi lub przynajmniej jest na drodze do o wiele ciekawszego życia niż prowadzą „radzący”? Jaką stratę w tej materii spowodowałoby dostosowanie się do tych „doradców” i przejęcie ich podejścia i postępowania?
  • Wreszcie jeden przykład z mojego osobistego doświadczenia, który niestety zdarza się w tej czy innej formie częściej niż myślimy. Miałem kiedyś relację z namiętną kobietą, z którą kochanie się było tak gorące i satysfakcjonujące, że mimo mojego nienajmłodszego już wtedy wieku i pracy zawodowej obojga z nas spędzaliśmy po kilka godzin dziennie na tym najpiękniejszym zajęciu pod słońcem. I to nie od święta, lecz codziennie. Jakie było moje zdumienie, kiedy w którymś momencie ta pani wyznała mi, że w jej dwóch poważnych i długoterminowych relacjach obaj partnerzy (niezależnie od siebie rzecz jasna!!) zarzucali jej oziębłość seksualną i wysyłali do seksuologa!!! I ona co gorsza uwierzyła że coś z nią jest nie tak i pod tym względem zamknęła się na długo!!! Takie historie też zdarzają się zwłaszcza mniej doświadczonym ludziom częściej niż się powszechnie wydaje, można by napisać na ten temat cały post.
I zapewne znowu Wy moglibyście dostarczyć wielu przykładów, do czego zresztą zapraszam w komentarzach.
Konkluzja jest taka, że w zależności od naszych przekonań religijnych powinniśmy uznawać maksymalnie jednego Boga tam na górze, a wszystkich ludzi, niezależnie od ich pozycji społecznej, tytułów i „prawa” do radzenia nam jak zwykłych śmiertelników, którzy w konkretnym przypadku mogą nie miec pojęcia, nie mieć racji, manipulować nas lub z innych powodów udzielać nam rad, któe nie są dla nas dobre.
Stąd podkreślam jeszcze raz to, co juz wielokrotnie mówiłem na tym blogu:
USE YOUR JUDGEMENT!
To dotyczy oczywiście tez wszystkiego, co czytacie tutaj :-)
W tym temacie warto jeszcze poczytać :
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)