Witajcie po rekordowej chyba przerwie w moim postowaniu.
No cóż, intensywne życie w dwóch strefach czasowych jednocześnie, teraz po powrocie dodatkowy szok klimatyczny (z +32C do zera!!) oraz kilka niespodziewanych, a przy tym niezwykle ciekawych zleceń spowodowały moją absencję tutaj.
Kilkoro z Was prosiło o jakąś relację z USA, a ponieważ nie jest to blog turystyczny, to nie będę pisał o błękitnym oceanie w South Beach, czy też szmaragdowych wodach Zatoki Meksykańskiej, napiszę o paru mentorach, których spotkanie jakieś 15-20 lat temu wywarło duży wpływ na moje życie, a którzy nie całkiem pasują do utartego stereotypu Amerykanina, czy też człowieka sukcesu w ogóle.
Zacznijmy of J. który będąc emerytowanym komandorem Navy zapoznawał mnie kiedyś praktycznie z zasadami dobrej praktyki morskiej na jachcie. Przez dwa tygodnie intensywnie żeglowałem z nim przy każdej pogodzie i porze dnia zdając w międzyczasie najprzeróżniejsze (w USA dobrowolne) egzaminy. To, czego się przy tym nauczyłem nie tylko dało mi podstawę do wielu przyjemnych miesięcy spędzonych później między wyspami, ale też pozbawiło istniejących resztek „polskiej ofermowatości”, którą miałem a nawet dziś często rozpoznaję w rodakach, którzy nigdy nie żyli na własny rachunek poza granicami kraju. Okazało się też, że jest bardzo wiele analogii pomiędzy zręcznym i pewnym poruszaniem się jachtem żaglowym, a zręcznym i skutecznym prowadzeniem małego biznesu. Mógłbym prawie napisać książkę na ten temat :-)
Wracając do J. to mimo iż ma on dziś 79 lat, to jest bardzo sprawnym umysłowo i fizycznie człowiekiem, razem ze swoją niewiele młodszą żoną uprawiają co najmniej 3 razy w tygodniu sport (tenis, kajakarstwo). Ciągle ma też doskonały humor i dość „jaj” aby np. zaraz po huraganie „Charley”, który zastał go w Ohio kupić piłę łańcuchową i następnego dnia wsiąść z nią na pokład samolotu (!!) lecącego na Florydę!! Każdy kto wie jak wyglądają w tej chwili środki bezpieczeństwa w USA wie, że było to wielkie osiągnięcie. No cóż, „nie ma rzeczy niemożliwych” – tak mówi stara szkoła US Navy, bez paru jej elementów, które przejąłem, nie byłoby dziś też tego blogu.
Następnym mentorem, którego odwiedziłem po latach to R. multimilioner, który po kilku latach ciężkiej pracy i oszczędzania zainwestował pieniądze w ziemię w Las Vegas, samemu mieszkając przez wiele lat w przyczepie campingowej. Dziś mieszka w wielkim domu i narzeka, że kryzys cenowy na rynku nieruchomościowym zmniejszył wartość tylko jego florydzkich inwestycji o 2 miliony, „ale to nic, przecież nie muszę teraz sprzedawać”. To od niego i jego żony nauczyłem się kiedyś, że można mieć pasywne dochody, dużo wolnego czasu i być przy tym całkiem normalnym, sympatycznym człowiekiem. I na te dochody niekoniecznie trzeba harować, wystarczy intensywnie używać własnej inteligencji i rozsądnie wydawać to, co mamy. Nie wspomnę o tym, że człowiek jest ode mnie 15 lat starszy, a jak porównałem nas na wspólnym zdjęciu, to lepiej powstrzymam się od komentarzy :-)
Bez B. też nie byłoby tego blogu.
Ostatnim mentorem jest N. od którego nauczyłem się koncepcji semi-retirement, co ostatecznie najbardziej mi się spodobało i bez czego zdecydowanie nie byłoby tego blogu :-)
N. będąc o rok starszym niż ja ma najwięcej energii i dobrego humoru z wszystkich opisanych tutaj osób, ma też z nas wszystkich najniższe koszty stałe (niecałe 600 USD miesięcznie) i to posiadając całkiem sympatyczny mobile home (podobny do tego), normalny samochód a do niedawna nawet 9 metrowy jacht żaglowy :-) Mając sporo umiejętności technicznych i duży talent w tym kierunku potrafi taką sumę bez problemu zarobić w krótkim okresie, co pozostawia mu wiele czasu na podróże i różne hobby. I tak już co najmniej od dwudziestu kilku lat! Przy tym jest bardzo uczynnym i sympatycznym człowiekiem, o szerokich i bardzo różnorodnych znajomościach (ostatnio dowiedziałem się np. że Donald Sutherland od czasu do czasu zaprasza go na wspólny dinner). W połowie lat dziewięćdziesiątych podpatrzyłem u niego parę sposobów podejścia do życia i dzięki temu dziś jestem bardzo zadowolony z mojego :-)
Tyle krótkiej relacji o ludziach, od których kiedyś dużo się nauczyłem i których (między innymi) teraz odwiedziłem, aby zobaczyć jak po latach funkcjonują w praktyce ich koncepcje życiowe.
Jeśli interesuje Was coś szczególnego to proszę pytajcie.
Właśnie rzuciłem okiem na kilka dostępnych w internecie polskich gazet i ze zdziwieniem przeczytałem informację, że firma Red Bull zamierza zakazać małej śląskiej fundacji wspomagającej dzieci używania nazwy „Dodaj Dzieciom Skrzydeł”. Ze zdziwieniem, bo przy całym zrozumieniu dbałości o własny slogan reklamowy atakowanie fundacji wspierającej dzieci świadczy o niezwykle małej wrażliwości społecznej osoby, która taką decyzję podjęła. Może to jest kolejny przypadek zjawiska, które opisywałem już dwa lata temu? Tak, czy inaczej firma niezwłocznie trafia na moją osobistą „czarną listę” bojkotowanych przedsiębiorstw. Nawiasem mówiąc polecam każdemu założenie takiej listy – świadomość, że nie jesteśmy bezwolnymi konsumentami produktów i usług firm o praktykach, które są wątpliwe z naszego punktu widzenia dobrze robi na samopoczucie :-). Trochę szkoda mi jest osoby, która będąc rzecznikiem prasowym musiała z imienia i nazwiska firmować takie działanie. Google nie zapomni!!!
No ale to nie koniec. Wiedziony ciekawością odnalazłem stronę tej fundacji i tutaj kolejna niespodzianka. Najpierw otwiera się strona na której możesz wybrać punkt „Fundacja”, „Numer Konta”, „Kontakt”, „Galeria Sztuki” (!!!???)
Po naciśnięciu „Fundacja” otwiera się nieco przydługie i patetyczne („ludzie o wielkim sercu i równie wielkiej odwadze”) intro, a potem strona główna na której czołowym miejscu jest wielka czerwona informacja, „przekaż 1% podatku” na cele tejże fundacji. Jeśli jestem tam pierwszy raz, to wolałbym najpierw dowiedzieć się, co takiego konkretnego ta fundacja robi. Powyżej jest jeszcze możliwość wyboru „Galeria Handlowa” (!!!), „Galeria Sztuki” (!!!), „Możesz pomóc!”. Co na stronie o pomocy dzieciom robi (nieużywana na razie) Galeria handlowa, czy też komercyjna Galeria Sztuki???? Tyle pierwsze (niekorzystne wrażenie). Część odwiedzających już w tym momencie daruje sobie i pójdzie na inną stronę. Ja z ciekawości zajrzałem do tej Galerii. Na samym początku natknąłem się na obrazy o cenie wahającej się pomiędzy 0 a 400.000 zł a po dalszym poszukiwaniu natrafiłem na wzmiankę, że „Każdy zakup realizowany przez Państwa w Galerii Sztuki MALECHA wspiera działanie Fundacji Grażyny Malecha „dodaj dzieciom skrzydeł…”.” Jako potencjalny darczyńca bardzo chciałbym wiedzieć, na czym dokładnie to wsparcie ma polegać. Jaki procent dochodu galerii idzie na potrzeby biednych dzieci, najchętniej zobaczyłbym opublikowane sprawozdanie roczne z wyszczególnionymi pozycjami. takich informacji brak, a przynajmniej ja nie moglem się ich doszukać. Ode mnie taka instytucja nie dostanie żadnych pieniędzy!!
Dlaczego o tym piszę? Zdaję sobie sprawę, że wśród Czytelników tego blogu są zarówno ludzie gotowi wspierać innych, jak i tacy, którzy takie wsparcie będą kiedyś organizować. Tym pierwszym polecam uważne przyjrzenie się organizacjom, którym chcecie przekazać Wasze pieniądze. Tym drugim zalecam gorąco: nie mieszajcie dobroczynności z własnym biznesem, a jeśli już taka kombinacja jest nieunikniona, to wykażcie maksimum przejrzystości w tym, co robicie. Inaczej potencjalni sponsorzy, którzy dysponują większymi środkami będą omijać Was z daleka.
PS: Ten pomysł z osobistą czarną listą firm jest naprawdę warty polecenia :-)
Jako małą przeciwwagę dla arcyciekawego postu Marka „Dzieci, wolność i bogactwo” polecam zapoznanie się z tekstem, który na swoim blogu zamieścił Ben Casnocha. Jest on co prawda po angielsku, ale napisany bardzo klarownym i prostym językiem, który nikomu nie powinien sprawić trudności.
Szczególnie polecam przemyślenie bardzo trafnej tezy, że większość młodych ludzi nie bardzo potrafi sobie wyobrazić, jak wygląda dorosłe życie bez dzieci, bo w młodym wieku otoczeni są prawie wyłącznie przez dorosłych, którzy mają dzieci. Ben przekonywująco pokazuje, skąd bierze się taka luka w wyobraźni.
Przeczytajcie koniecznie całą resztę jego postu, z którego treścią zgadzam się w 100% (bo mniej więcej to chciałem sam napisać :-)) i podyskutujmy w komentarzach.
Dziś zapraszam do przeczytania kolejnego postu gościnnego. Jego autorem jest Marek Olczak, znany Czytelnikom tego blogu jako Marcunio. Zamieszczam go z przyjemnością, choć akurat piszę inny post, który w niektórych wypadkach może być odbierany jako zalecający postępowanie dokładnie odwrotne :-) No cóż, życie ma wiele odcieni i możliwości, celem tego blogu jest poszerzanie wiedzy o nich, stąd mogą znaleźć się tutaj bardzo różne punkty widzenia. Tak, czy inaczej, zalecam wszystkim przeczytanie tego ciekawego i pełnego konkretnych informacji tekstu.
———————————————————————–
Pozwoliłem sobie napisać ten post widząc jak wiele dziwnych poglądów i stereotypów panuje na styku trzech zjawisk które umieściłem w tytule.
Może najpierw kilka informacji o sobie: Jestem wolnym człowiekiem, posiadającym dodatni przepływ pieniężny, zawdzięczający wszystko swojej pracy, odwadze i pomysłowości. Na własnym utrzymaniu od 22 roku życia. Zdarzało mi się w życiu przyjąć czyjąś pomoc, zdarzało się pomóc komuś. Zdarzały się chude i tłuste lata. I co najważniejsze: jestem szczęśliwym ojcem piątki dzieci. :-)
Pierwszy stereotyp: „Dzieci ograniczają twoją wolność.”
To jeden z pierwszych wniosków jakie młody człowiek może wyciągnąć słuchając typowych rozmów: „Dzieci ograniczają twoją wolność.”
To w szczególności objawia się w słowach które usłyszycie: „Dziecko musisz utrzymać.” „Dzieckiem musisz się opiekować.” „O dziecko musisz się troszczyć.” Powiem wam BRUTALNA prawdę (osoby o słabych nerwach ZUPELNIE SERIO proszę o przejście do następnych akapitów.): Nie musisz. Moja zona podczas i zaraz po studiach w pracowała różnych instytucjach opiekujących się dziećmi, stad wiemy, że rodzice nic nie muszą. Porzuconymi dziećmi zajmie się „Państwo”. Dla tych bardziej szczęśliwych rodzina zastępcza zasądzona przez sąd dostanie 2000zł miesięcznie na opiekę nad dzieckiem. Rodziną zastępczą może być twój krewny. (o związanych z tym paradoksach nie chce mi się pisać.) Wyrastają co prawda z tych dzieci bardzo często osoby nieszczęśliwe, ale to przecież nie jest tematem naszego rozumowania. Rodzice dla wymiaru sprawiedliwości są zupełnie nieuchwytni. A jeśli uchwytni to niewypłacalni albo z jakiegoś powodu nietykalni. A jeśli „tykalni”, to też nie ma mowy o ograniczeniu wolności, a tylko o alimentach. A te są nieściągalne jeśli np. wyjedziesz za granicę lub ukryjesz oficjalne dochody. Zachowania takie są oczywiście całkowicie nieetyczne i przytoczyłem je tu tylko dla bezpośredniego obalenia „prawo powszechnego ograniczenia wolności rodziców”.
Ja swoich dzieci nie muszę (tu wpisać co się musi). Ja bardzo chce to robić i robienie tego daje mi wiele radości. :-)
Podstereotypy:
1) Z dziećmi nigdzie wyjedziesz.
pierwszą podróż odbyliśmy autobusem z dwumiesięcznym oseskiem.
z dwójką (2,4 lata) Odbyliśmy pierwsza podróż zagraniczna (pociągiem).
z trójką (3,5,7 lat) wszedłem na Śnieżkę.
z czwórką (1,4,6,8 lat) spędziłem długi tydzień w Wenecji.
z czwórka (2,5,7,9 lat) spędziłem dwa tygodnie pod namiotami nad Bałtykiem.
z piątką (0,2,5,7,9) postanowiłem jeździć na projekty.
2) Jak masz dzieci to nie możesz rzucić pracy ( wersja soft – musisz „szanować prace” )
Po pierwszym rzuciłem „pewną” prace dla uczelni.
Po drugim zmieniłem specyfikę biznesu.
Po trzecim zacząłem żądać przeniesienia na inny szczebel.
Po czwartym wziąłem roczny urlop.
Po piątym zostałem freelacerem.
3) Dzieci ograniczają twój światopogląd
Dzięki dzieciom odkryłem, ze można wiele rzeczy zrobić samemu zamiast czekać aż „dokonają tego odpowiednie służby”.
Dzięki dzieciom odkryłem, ze jest więcej niż jeden zawód który mogę wykonywać z sukcesem.
Aby nadążyć za wiedza i zainteresowaniami moich dzieci musiałem zdobyć wiedze z nauk humanistycznych, przyrodniczych i sztuk pięknych.
Odkryłem, że praca na etacie nie jest jedynym sposobem na zarabianie pieniędzy. Ponadto jest często sposobem mało efektywnym.
Niejednokrotnie byłem świadkiem jak moje dzieci dokonywały rzeczy które w moim świecie były niemożliwe.
Jestem przekonany, Ze nie stałaby się żadna z tych rzeczy jeśli nie miałbym dzieci.
4) Przez dzieci stracisz życie towarzyskie, tracisz znajomych.
Jeśli miałeś wśród znajomych osoby „uczulone” na dzieci, to na pewno ich stracisz. Mnie to ominęło.
Na pewno stracisz kompanów do całonocnych libacji. Wierzcie mi: tych można szybko odzyskać ;-) Tylko po co ?
Na pewno zrezygnuje z ciebie wielu łowców posagów. Ewentualne alimenty i oskarżający wzrok dzieci obniżają Twoja wartość ;-)
Dzięki dzieciom poznałem rodziców ich koleżanek i kolegów. Mogę powiedzieć, ze liczba moich znajomości wzrosła.
Wciąż grywam z kolegami w bilard, jeżdżę na wyścigi, grywam w szachy czy wyjeżdżamy na wyprawy. Nie zawsze ze zonami i z dziećmi.
Nie wiem jak udaje mi się życie wbrew stereotypom. ;-)
Inny popularny stereotyp: „Utrzymanie dzieci bardzo dużo kosztuje”.
Tu mogę podąć bardzo konkretna kwotę. Wyżywienie, ubranie i wykształcenie piątki dzieci i żony kosztuje mnie 2500zl miesięcznie (Taaak, ciekawe porównanie do wyliczeń rządowych ). Na tyle ustaliliśmy nasze „interalimenty” i od trzech lat ta kwota jest aktualna. To dużo mniej niż próbują oszacować inni. Do kosztów utrzymania należało by dodać osobno koszta mieszkania, które nota bene i tak zazwyczaj ponosisz, nawet jeśli żyjesz sam. O ile odzież, książki, zabawki i żywność mają bardzo podobne ceny w europie (a jak nie to zawsze można kupić w internecie), o tyle ceny wynajęcia lub kupna i utrzymania mieszkania potrafią być diametralnie różne. Ten faktor każdy musi policzyć sobie sam. Moim zdaniem zaradni ludzie są w stanie zarobić 2500 + mieszkanie + auto. Mi udaje się to z nadwyżką w pojedynkę. We wielu rodzinach pracuje więcej niż jedna osoba. Tutaj proponuje czujność i koncentracje !!! Nie wpadajcie w pułapkę DINK (double income, no kids)!!! I nie bierzcie zobowiązań finansowych opartych na założeniu, ze DINK trwa wiecznie. Proponuje model rodzinnych finansów [przychód > życie + mieszkanie + auto] oprzeć na nieco (czyli bez przesady) pesymistycznych założeniach. Dostosujcie rozmiar swojej rodziny, koszt mieszkania i samochodu do SWOICH planów, a nie do planów innych ludzi. Zastanówcie się czy NAPRAWDE potrzebne jest wam mieszkanie albo auto ? I zawsze zróbcie plan B. Już w życiu z takowego musieliśmy korzystać.
Dla tych którzy maja lub chcą mieć wiele dzieci mam kilka pomniejszych stereotypów do obalenia:
1) Wyprawka dla dzieci dużo kosztuje.
Każde z naszych noworodków zostało zalane taka ilością prezentów, a rodzina dostarczyła takiej ilości sprzętu i odzieży, że wprowadziliśmy embargo. To zjawisko wystąpiło wśród wszystkich dzieci naszych bliskich i znajomych. Też zostali zasypani prezentami. Trzeba być wybitnie antypatyczna osoba aby takowego zjawiska nie doznać. Musieliśmy sobie kupić wózek tylko dlatego, ze potrzebny był nam model idealnie pasujący do nieforemnego bagażnika wypchanego plecakami i walizkami ;-).
O ile nie przeżarł cię duch konsumpcjonizmu, to łóżeczko dla dziecka z lat 70 od cioci spełnia dokładnie taka sama role jak to współczesne. Wyposażenie pokoju i tak zmienisz za dwa lata, wiec traktuj stan „oseskowy” jak przejściowy. Firanki w misie i tapety z owieczkami będziesz musiał zmienić niedługo na Frodo albo Shreka wiec nie marnuj na to swojego czasu ani pieniędzy. Zresztą potem i oni ustąpią miejsca Dodzie, Mandarynie, Im Troje albo innej Metallice ;-)
2) Edukacja jest taka droga
Świat do przodu pchnęli samoucy albo stypendyści. Wykształceni na koszt rodziców stanowią tak niewielki odsetek wielkich i ważnych ludzi, że rekomenduje podjecie tego ryzyka: Nie „inwestujcie” pieniędzy na edukacje dzieci. Dużo więcej efektu przyniesie „inwestowanie” w nie swojego czasu
Nie ma obowiązku nauczenia się wszystkiego w dzieciństwie: człowiek uczy się przez cale życie. Poza tym ryzykujecie, ze wasze dziecko nauczy się „kariery dobrego ucznia” zamiast „kariery dobrego mistrza”.
Największe pieniądze zarabia się teraz na rzeczach których jeszcze w ogóle nie było tak niedawno …, a kiedy one będą w planach edukacji wyższej lub podstawowej ?
Dla obniżenia kosztów utrzymania rodziny mam jeszcze kilka rad.
1) Odzież dla oseska ma odpowiedni rozmiar około TYGODNIA. Wiele z dziecięcych ubranek zostanie założone tylko raz w życiu. Proponuje szerokim lukiem omijać sklepy z odzieżą dziecięcą. ;-) Cena ubranka które ma wytrzymać tydzień nie musi być przecież najwyższa.
2) Odzież małego dziecka ma odpowiedni rozmiar przez jeden sezon : 3-6 miesięcy, a więcej indywidualności dodajesz dzieciom, gdy nie muszą nosić ubrań po starszym rodzeństwie. „Chińska” jakość: to wystarczająca jakość. Nawiasem mówiąc wiele radości moja a zona i dzieci czerpały z szycia sobie ubrań samodzielnie. Nie rozumiem ;-) ale pochwalam. Radość tworzenia jest wielka.
3) Rodzinne wakacje to czas dla rodziny, a nie dla tłumów turystów.
Wyprawy w maju i wrześniu są tańsze, wygodniejsze i ciekawsze.
Letnie wakacje dzieciaki spędzają u rodziny na wsi. Dużo bardziej bawi ich poganianie krów, psów, kotów i kur lub tropienie saren i dzików niż przepychanie się w tłumie aby znaleźć miejsce na położenie ręcznika na piasku.
Szkoła to zjawiska bardzo dziwne. Nauczyciele pomarudzą, my pokiwamy głowami, a dzieci przynoszą piątki i czwórki na świadectwach. Nie sadze, aby przyniosły lepsze oceny gdyby poprawiła im się frekwencja ;-).
Dobrze jest wyprawę zaplanować wcześniej ;-). Czas oczekiwania i planowania jest też przyjemny, a wiedza o języku, kulturze i lokalnych cenach bardzo wam pomoże. Nasz najlepszy rezultat to oszczędzenie około 65% (dla 7osobowej rodziny z teściową z 299EUR/dzień zjechaliśmy do 105) za ten sam standard (hotel*** ze śniadaniem, bezpośrednio przy plaży, pokoje klimatyzowane, okna w stronę Adriatyku).
4) Targuj się! Bardzo często cena produktu czy usługi jest manipulacją szkoły „okulisty z Brooklinu”. Stargowałem cenę rodzinnego (takiego dla mojej rodziny ;-)) samochodu ze 140 do 114 tys. (nie kupiłem w końcu bo znaleźliśmy podobny innej marki za 88), a cenę mieszkania z 220 tys. do 160 (nie kupiliśmy bowiem pojawiła się okazja na inne mieszkanie bez kredytu w innym mieście). Jasne, ze nie potargujesz w Tesco, ale zdziwisz się w jak wielu miejscach da rade ;-).
Moje wnioski.
Uważam, że można być bogatym, wolnym i żyć w wielkiej rodzinie. A kiedy przemyślę sprawę, to te „marne 2500” które wydaje rodzina to bardzo niewiele za to co masz w zamian. Dzieci obdarzają cię wielka miłością, a to dodaje ci odwagi, energii i skrzydeł.
W porównaniu do kwot o których pisze Alex w poście o
szczęściu i pieniądzach . Zauważcie, że to zaledwie 30% więcej niż być szczęśliwym samemu. Jak dla mnie prawie podpada to pod zasadę Pareto. Ponieważ jednak „prawie robi wielka różnicę”, polecam jedno z ulubionych zdań Aleksa „Use your judgement.”Pozdrawiam Serdecznie
Marcunio.
Autorem tekstu jest Marek Olczak . Marek ma 36 lat, pracował na uniwersytecie, jako konsultant IT w małych firmach, w firmie rozpoznawalnej w świecie konsultantów i od niedawna jako freelancer. Aktualnie zajmuje się budową portali korporacyjnych i integracjami systemów
Najnowsze komentarze