Obserwuję dość ciekawe zjawisko polegające na tym, iż bardzo wielu ludzi za wszelką (i czasem dość wysoką) cenę usiłuje wszystko zrobić wyłącznie własnymi siłami i nie korzysta z pomocy, badź rady innych, nawet jeśli tę można by otrzymać całkowicie bezproblemowo i bez specjalnych zobowiązań. Jest to dla mnie trudno zrozumiałe, bo o ile w sprawach błahych sam chętnie lubię poeksperymentować, to przy rzeczach poważniejszego kalibru ściągam sobie płatna badź bezpłatną pomoc najlepszych ekspertów, do jakich mam dostęp. To jest pragmatyczne i zorientowane na rezultat końcowy podejście, które sprawdza się w wielu dziedzinach życia i to nie tylko w biznesie.

Typowym przykładem na działanie tego syndromu jest spora część uczestników moich szkoleń. Ponieważ zależy mi nie tylko na sukcesie firm, które mnie angażują (to zastępuje mi cały marketing :-) ), lecz też na osobistym sukcesie ludzi biorących udział w tych treningach, to każdy z nich otrzymuje na zakończenie co najmniej kontakt mailowy do mnie z zaproszeniem do skontaktowania się ze mną. I to w każdym przypadku, kiedy mógłbym być pomocny, oraz oczywiście bez zobowiązań z ich strony.

Rezultat: tylko bardzo nieliczny odsetek rzeczywiście z tego korzysta!!

Zastanawiałem się nad możliwymi przyczynami i tak:

  • nie jest to sprawa moich kompetencji, inaczej ci sami ludzie nie domagali by się od swoich firm angażowania mnie do dalszych szkoleń
  • nie jest to sprawa nieprzydatności tych kompetencji – negocjacje, sprzedaż, skuteczne prezentacje, rozwiązywanie konfliktów i zarządzanie ludźmi to częste tematy, w ktorych każdy z nas musi coś zrobić, a funkcjonujące know-how wbrew pozorom wcale nie jest tak powszechne
  • nie jest to sprawa mojej niedostępności jako człowieka, każdy, kto był u mnie na treningu wie jak bardzo jestem otwarty i jak chętnie komunikuję z innymi
  • nie jest to sprawa niemożności nawiązania kontaktu ze mną – mailem można złapać mnie wszędzie
  • nie jest to sprawa kalibru takiego problemu do rozwiązania. Oczywiście, ze uwielbiam takie rzeczy jak przygotowanie wyborowego zespołu dużego koncernu do zdobycia wielomilionowego kontraktu, niemniej takie sprawy, jak wymyślenie komuś, między jedną filiżanką herbaty a drugą, skutecznej taktyki przekonania opornego przełożonego też ma swoje uroki :-)
  • nie jest to sprawa finansów, bo luźno podyskutować przy herbatce zawsze można. W najgorszym przypadku mogę poprosić takiego rozmówcę aby w myśl zasady „podaj dalej” zrobił w przyszłości coś dobrego dla innego człowieka. To przecież nie powinno być problemem?
  • wszystko powyższe klarownie komunikuję wszystkim na zakończenie każdego szkolenia

Dlaczego więc tak niewielu ? Dlaczego niektórzy zwracają się dopiero po fakcie (albo lepiej powiedziawszy po tzw. fuck-up :-) )? Dlaczego w warunkach tak silnej konkurencji pozwalamy sobie na nieoptymalne rozegranie różnych istotnych dla nas posunieć?

Mam silne podejrzenie, że to kolejny przykład naszego niekorzystnego społecznego zaprogramowania, niemniej jestem bardzo ciekaw, jakie jest Wasze zdanie na ten temat.